logo

XVI. The legend of a horse and a dragon

XVI.The legend of a horse and a dragon
            Kyle wraz z przyjaciółmi wyruszyli w drogę. Już znajdowali się na promie, który miał ich przetransportować na jedną z wysp Whirl Islands, na których Kyle i Philip mieli stoczyć walkę o odznakę z tamtejszym liderem.

            Pogoda dopisywała. Bezchmurne niebo co chwilę przecinały jakieś  ptaki, na morskich falach unosiły się wesołe Horsea, pluskające się swoimi skrzydełkami.
- Chciałabym jednego – powiedziała ochoczo Alice spoglądając na wesołe stworzonka.
- To czemu go nie złapiesz? – zapytała Caroline dziwiąc się znajomej.
- Są takie niewinne, takie urocze. Nie wiem, nie potrafię – wycedziła.
- A wyobraź sobie, że będziesz mogła zaopiekować się takim jednym – kusiła Caroline.
- Sama nie wiem – zawahała się.
- A ja wiem, bież pokeball i do dzieła. Skoro ci się podoba to nie marnuj czasu. Przecież uwielbiasz wodne pokemony – przypomniała.
- Masz rację! – Oderwała się metalowej barierki, o którą się przed chwilą opierała. – Co mi szkodzi.
- Jedziesz! – pokrzepiła ją Caroline.

            Alice przypomniała sobie, że zostawiła swoją torbę w restauracji pokładowej pod opieką chłopaków, dla których morze nie było tak interesujące. W pomieszczeniu Philip zajmował się pochłanianiem posiłku. Morskie potrawy przypadły mu do gustu. Kyle również nie narzekał na tę kuchnię, jednakże w przeciwieństwie do swojego łapczywego przyjaciela wolał delektować się posiłkiem.
- Hej, dajcie mi plecak! – rzuciła, gdy tylko wbiegła do pomieszczenia. Kyle zareagował dość żwawo i rzucił jej oliwkowy plecak. Dziewczyna złapała go bezbłędnie. – Dzięki! – Mrugnęła do niego i wyszła.
- O co jej chodzi? – zapytał Philip wciąż zajęty swoim posiłkiem.
- Nie wiem, może to ten czas, żeby się umalować –stwierdził Kyle potrząsając ramionami.
- Dobra zjem tylko tę kuleczkę ryżową – wskazał na białą kulkę – i ogarniamy życie. Czuję się trochę jak jaskiniowiec. Przydałoby się wyglądać.
- Ja tam czuję się dobrze – mruknął Kyle, spoglądając z niedowierzaniem na swojego przyjaciela.
- No co? – zapytał poirytowany. Kyle jedynie wskazał palcem jego niebieską koszulę, która już nie była taka niebieska. – Głodny jestem, nie zdążyłem zjeść w centrum pokemon! – ryknął i połknął w całości ryżową kulkę. – I nie powiem czyja to była wina.

            Caroline czekała cierpliwie na swoją towarzyszkę, nie spuszczając z oczu wesołych Horsea.  Blondynka dotarła do niej zdyszana.
- Są jeszcze? – spytała łapiąc oddech.
- Tak, są – powiedziała wskazując na małą grupkę niebieskich pokemonów.
- A więc dobrze. Czas na ciebie Staryu! – Już zamachnęła ręką, aby wyrzucić przed siebie pokeball, kiedy jeden z marynarzy złapał ją za nadgarstek.
- Dziecko, jeżeli ci życie miłe to nie łap tych maleństw, a przynajmniej nie w taki sposób – powiedział błagalnym tonem staruszek. Alice zlustrowała go szybko. Był to starszy facet. Wysoki, dobrze zbudowany i umięśniony. Miał powyżej czterdziestki, spod marynarskiej czapki wystawały czarne pasma włosów przeplatające się z siwizną. Ubrany był w typowy marynarski strój, z tym, że miał kamizelkę i czapkę ze złotymi gwiazdkami.
- Przepraszam – wymamrotała Alice, opuszczając powoli dłoń.
- Nie chcecie sprowadzić na siebie gniewu morskiego konia – dodał.
- Morskiego czego? – wtrąciła Caroline.

            Mężczyzna podszedł do barierki, po czym przesunął dłonią po swoim delikatnym zaroście. Wskazał palcem w stronę wystających szczytów wysp.
- Whirl Islands, to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Johto. Tutaj żyją różne legendarne pokemony. Od przepięknej Lugii po różne kolosy. Między innymi Kingdrę. Te maluchy to są jej dzieci, jeżeli zrobiłybyście im krzywdę dzisiaj mogłyście przypłacić za to życiem! – powiedział dramatycznie.
- Mamy się bać Kingdry? – Caroline spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- To nie jest zwykła Kingdra, która ma dwa metry, ta ma pięć metrów i potrafi wywołać niezłą zawieruchę – oburzył się kapitan.
- A kim pan w ogóle jest? – zainteresowała się Alice.
- Jestem kapitan Nick Strolm – odpowiedział.
- A ja jestem Alice, a to jest Caroline – przedstawiła się.
- Miło was poznać. Jeżeli chcecie bardzo złapać Horsea, to spróbujcie wędką  - zaproponował. – Może w ten sposób nie uruchomicie alarmu.
- Kapitanie poczekaj – zażądała rudowłosa koordynatorka. – Rozumiem wszystko, ale nigdy nie słyszałam o żadnej takiej Kingdrze i szczerze powiedziawszy nie rozumiem co tak olbrzymi pokemon tutaj robi, a dwa co to znaczy dzisiaj?  - wybadała.
- Dzisiaj jest dzień legendarnej przepowiedni. Raz na rok Kingdra walczy z czerwonym Gyaradosem.
- Niech zgadnę gigantem – uprzedziła Caroline.
- Tak – odpowiedział. – To wydarzenie nazwano na jednej z wysp Whirl Islands jako taniec smoka i konia. Wtedy na samym środku tych małych wysepek rozpętuje się piekło. Gyarados używa całej potęgi żywiołu wiatru, tworząc tornada, a Kingdra tsunami – tłumaczył.
- No jasne i dlatego dzisiaj jesteśmy w podróży – zauważyła Caroline.
- Do wieczora dobijemy na wyspę – odparł.
- A to się stanie pewnie o północy? – mruknęła.
- Młoda dziewczyno, to nie są jakieś zabobony. Próbuję was ostrzec, żebyście się nie wychylały, a przynajmniej nie dzisiaj. Nie życzę sobie, żebyś kpiła sobie z tej historii – skarcił ją.

            Caroline dopiero teraz zrozumiała z jakim tonem odnosiła się do starszego mężczyzny.
- Przepraszam, nie powinnam. Po prostu nie wierzę w takie rzeczy. Nigdy nie widziałam żadnego legendarnego pokemona, dlatego sądzę, że one nie pojawiają się od tak w naszym świecie – wytłumaczyła się.
- To lepiej uwierz, bo nawet nie wiesz co cię czeka, jeśli nie zdążymy.
- A możemy nie zdążyć? – zapytała.
- Na pewno zdążymy – zaśmiał się. – Przepraszam was moje drogie panie, ale muszę wrócić do swoich obowiązków i doglądać statku.
- Rozumiem – odpowiedziała Caroline.
- A mógłby pan mnie oprowadzić po tym statku? Jestem wielką fanką morskiego transportu? – zapytała skromnie Alice. Caroline zmierzyła ją tylko chłodnym wzrokiem.
- O nie ty idziesz ze mną! – pociągnęła ją za dłoń.
- Miłego dnia – powiedział zmieszany.
- Ale on ma mundur. – Alice na próżno próbowała wyrwać się z uścisku znajomej.

            W tym czasie Kyle i Philip przemierzali górną część pokładu w okularach przeciwsłonecznych. Czuli się bardzo pewni siebie. Philip co chwilę uchylał delikatnie okulary, by spojrzeć się z zainteresowaniem na ładniejsze dziewczyny.
- Nie przesadzamy? – spytał niepewny Kyle. Źle się czuł w krótkich luźnych czerwonych szortach i białym podkoszulku.
- Jesteśmy na wakacjach, pobawmy się trochę. Spójrz na tę brunetkę –rzucił Philip.
- Niczego sobie – potwierdził Kyle perfidnie się jej przyglądając. – Będę tego żałował, ale.

            Philip zdębiał, kiedy jego przyjaciel ruszył w stronę dziewczyny. Była ona nieco młodsza od nich, wysoka i szczupła. Miała długie czarne włosy i podobnie jak chłopcy i reszt na wyższym piętrze ubrana była w typowy plażowy strój.
- Cześć! Jestem Kyle! –wypalił wprost, podając dłoń.
- Cześć! Jestem Jasmine – odpowiedziała onieśmielona.
- A to pies – Philip zwrócił się do Pikachu i ruszył dalej, jakby nigdy nic.
- Miło mi cię poznać – powiedział kontynuując. – Dokąd płyniesz?
- Na Red Rock Isle – odpowiedziała. – Czy ty nie odpadłeś w pierwszej rundzie?
- Widziałaś to? – zapytał.
- No jasne, że tak, dałeś ciała po całości – skwitowała. Kyle rozdziawił tylko usta.
- Nie prawda! – zaprotestował. – Przegrałem z finalistą, byli gorsi.
- No jasne – przewróciła oczami. – Byli, ale ty miałeś przewagę typu, żaden z ataków nie był super efektywny dla twojego stworka – skomentowała.
- A byłaś taka ładna – machnął dłonią i odszedł od niej.
- Palant! – rzuciła za nim.

            Philip oddał się leżakowaniu. W końcu lato mijało, a on nie miał czasu nawet się poopalać, cały czas był w podróży. To idealny moment, żeby skorzystać z promieni słonecznych i zadbać o swój wygląd.
- Pika, pika – żółty stworek podał mu krem.
- Pikachu nie masz wrażenia, że ktoś nas cały dzień obserwuje? – zadał to pytanie, nie mogąc pozbyć się przeczucia.
- Pika, pika? – Pokemon przekręcił żółtym łebkiem na prawo, tak że uniósł swoje lewe ucho do góry.
- Chyba potrzebuję odpoczynku – stwierdził i wsmarował w siebie biały krem.

            - Idiotka – przerwał ciszę Kyle. Philip spojrzał się na niego spod okularów.
- Co się stało?- spytał widząc rozgniewanego znajomego.
- W sumie to nic – machnął dłonią.
- Dała ci kosza? – uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Ta jasne – nie uwierzył.
- Wspomniała o konkursie – odpowiedział. – Że niby wypadłem tak kiepsko.
- Nie wcale – zaakcentował złośliwie. Kyle wysłał mu tylko złowrogie spojrzenie.

            W między czasie Alice i Caroline podróżowały na niższym piętrze. Alice wciąż marzył się wodny pokemon, lecz nie chciała ryzykować. Caroline cały czas myślała o mitycznych pokemonach i wszystkich legendach, o jakich słyszała. Zawsze zastanawiała się czy jest w nich choć ziarno prawdy.
- O czym tak intensywnie myślisz? – zainteresowała się Alice.
- Sama nie wiem, chyba o tej legendzie. Dla mnie to mocno naciągane, ale ja jestem niedowiarkiem – odparła.
- Ty? – zdziwiła się Alice. – Wydajesz się być optymistką, a optymistki zawsze wierzą w coś poza – powiedziała.
- Wierzę. Wierzę w miłość, wierzę że można osiągnąć wszystko jeśli się chce, wierzę w podświadomość, ale nie w legendarne pokemony – odparła.
- Ale przecież, to jest potwierdzone naukowo – mruknęła Alice, nie rozumiejąc nastawienia Caroline.
- Nie zaprzeczam ich istnieniu – poprawiła się. – Nie wierzę, że są sobie wśród nas i od czasu do czasu się pokazują. Są zbyt potężne, swoją drogą w to też nie wierzę. Skoro pokemony są takie potężne by tworzyć świat, podróżować w czasie, to nie jest to trochę niebezpieczne? – Alice wysłała jej pytające spojrzenie, jakby nie nadążała. – Pokemony można łapać, a ktokolwiek posiądzie taką moc – mruknęła.
- I dlatego mamy Mewtwo – powiedziała. – Ludzie zawsze będą chcieli mocy, więcej i więcej. Jak na razie te pokemony dają sobie radę, poza tym jest sporo ludzi, którzy zajmują się ochroną takich pokemonów – uspokoiła.
- Co nie zmienia faktu, że nie wierzę w tak olbrzymią potęgę pokemonów. To dla mnie coś niewyobrażalnego. Przecież pokemony nie stworzyły świata – wycedziła.
- Według mitów Sinnoh.
- Tak znam tę historię – jęknęła. – Moim zdaniem wymyśliły ją dawne ludy. Kiedyś ludzie składali pokłon nawet Slowkingom – wytknęła pochodzenie Alice – czy Bellsproutom, a teraz oni są czyimiś podopiecznymi – broniła swojej teorii.
- Nie wiem, nigdy się w to nie wgłębiałam – przyznała Alice.

            Caroline spoglądała w morze, czuła narastający lęk, jakby coś dzisiaj miało się wydarzyć. Nie wierzyła w tę bajkę, którą wcisnął jej kapitan. A przynajmniej starała się w to nie wierzyć. Podeszła do barierek, żeby spojrzeć jeszcze raz w morskie fale, które stawały się coraz silniejsze.
- Nie wydaje ci się, że pogoda się zepsuła? – zauważyła blondynka. – Tak jakby fale były mocniejsze.
- Zobacz, czy to Seadra? – spostrzegła ruda dziewczyna, spoglądając na gromadkę stworków.
- Chyba tak, ale tam były Horseaa – wspomniała Alice.

            Jasnowłosa koordynatorka, nie czekając na więcej wyciągnęła swój pokedex, by zaczerpnąć trochę informacji o niebieskim stworku.

Seadra pokemon konik morski typu wodnego. Seadra jest jednym z najszybszych morskich pływaków. Swoje ofiary łapie wytwarzając wiry wodne, które mają zmęczyć zdobycz. Jad Seadry jest w stanie zabić człowieka. Często jednak znajduje zastosowanie w medycynie.
- Nie wiem czemu, ale muszę go mieć! – Alice krzyknęła z entuzjazmem.
- Chodźmy poszukać wędki –rzuciła Caroline.
- Dobry pomysł. Widziałam chyba jedną na dolnym pokładzie – przypomniała sobie.
- Co tam robiłaś? – zapytała zaciekawiona.
- Oj no bo – nie wiedziała jak się z tego wytłumaczyć. – Kiedy wstąpiłaś do łazienki postanowiłam poszukać kapitana i obok jego gabinetu znajdują się wędki. Wiem, nie bij! – przeraziła się swojej rozsądnej koleżanki.
- Niby czemu mam bić. Twoja sprawa – odpowiedziała krótko. – Ale serio podoba ci się taki cap? – zaśmiała się Caroline.
- Cap? – zdziwiła się. – Widziałaś jak on wygląda. Jak prawdziwy facet, taki dojrzały, dobrze wyglądający. I co najważniejsze jest kapitanem. Nie jakimś tam trenerem pokemon, czy kucharzem, albo jakimś biznesmenem. To kapitan! – powtórzyła.
- No dobra jest przystojny, ale ja ograniczam się do dwudziestu paru lat – wycedziła.
- Chyba osiemnastu –odchrząknęła Alice, jakby chciała jej coś przekazać.
- Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona Caroline.
- No wiesz ty i Kyle i takie tam – cedziła. Caroline zaczerwieniła się i uderzyła w ramię blond koleżankę.
- Zwariowałaś ! – warknęła rozzłoszczona.
- Chyba tak – odpowiedziała bardzo cichym głosem, jakby chciała uniknąć konfliktu.

            Kyle i Philip oddawali się kąpieli słonecznej. Pikachu im towarzyszył, a Poliwhirl bawił się z małym Poliwagiem, z którym na zmianę oblewali się wodą.  Nad Kyle’em pojawił się cień. Chłopak automatycznie przyjął pozycję siedzącą i zdjął okulary, przyglądając się dziewczynie, która zasłoniła mu dopływ promieni słonecznych.
- Cześć! – zaczęła uśmiechając się do chłopaka. – Czy to twój Poliwhirl? – wskazała na bawiące się pokemony.
- Tak – odpowiedział zapominając o manierach. – I cześć – poprawił się. Dziewczyna była nie wysoka w ich wieku. Miała niebieskie oczy i jasną cerę. Ubrana była w różową koszulkę na ramiączkach i krótki błękitne szorty.
- To mój Poliwag, chciałam zadać parę pytań odnośnie pielęgnacji twojego pokemona, wygląda tak dobrze! – pochwaliła.
- E tam – zawstydził się Kyle. Podrapał się za głową. – Staram się utrzymać jego skórę nawilżoną cały czas. Dla tego gatunku to niezwykle ważne. Zdrowa skóra, to zdrowy pokemon – zacytował reklamę maści, której używał na swoim podopiecznym. Dziewczyna zaśmiała się, bo doskonale znała ten slogan.
- Jesteś trenerem? – zapytała.
- Tak – odpowiedział. – Właśnie płynę po kolejną odznakę –dodał pewniej. Nagle spojrzenie brunetki przyciągnął towarzysz Kyle’a.
- Czy to jest ten Philip? – spytała podekscytowana.
- Tak, to ja – rzucił wciąż leżąc.

            Dziewczyna od razu straciła zainteresowanie pielęgnacją swojego pokemona i zajęła miejsce obok blondyna. Kyle’owi zrzedła tylko mina. Wstał i poszedł się przejść. Miał dość, że cały dzień każdy go ignoruje, albo wspomina ostatni konkurs. Tymczasem Philip korzystał ze swojej sławy. Kiedy dziewczyna była zajęta już tylko nim, od razu się ożywił.
- A więc mówisz, że oglądałaś mój mecz – kontynuował temat.
- O tak! Jesteś genialny. Szkoda, że nie wygrałeś, tak niewiele ci brakowało. Z bliska jesteś jeszcze przystojniejszy – wypaliła.
- Dziękuję  - powiedział, czując jak jego ego rośnie. Miał ochotę jeszcze chwilę tego słuchać. – Może pójdziemy na jakiegoś drinka, na dół? – zapytał licząc, że wreszcie złapał rybę na przynętę.
- Oczywiście, że tak! – pisnęła z radości.
- A więc chodźmy – powiedział, po czym wstał.

            Philip ruszył w stronę schodków, które prowadziły na niższe piętra. Zanim jednak udało mu się pokonać pierwszy stopień, zatrzymał go męski głos.
- Zaczekaj! – Starszy mężczyzna biegł w stronę dwójki. – Philip Axaro, tak? – zapytał przyglądając się uważnie blondynowi. Przez chwilę Philip nie mówił nic, przyglądał się jedynie nieznajomemu. Ubrany był w brązowe luźne spodnie, związane czarnym pasem, nie miał koszulki,  na nogach miał czarne japonki. Miał przerzedzone włosy, w przeciwieństwie do bujnych, brązowych wąsów. Philip skrzywił się widząc potężny brzuch, niczym bęben.
- Tak – odparł niepewnie. Dopiero teraz rozpoznał nieznajomego. Widział go w telewizji i ostatnio w Goldenrod City. – Ty jesteś Chuck? – zapytał.
- Tak! Chciałem cię wzywać na pojedynek! Jesteś genialnym strategiem – rzucił.
- Pod jednym warunkiem. – Philip musiał wykorzystać tą sytuację, druga taka się nie wydarzy. – Jeżeli wygram zdobędę twoją odznakę! – postawił warunek.

            Chuck zamilkł na chwilę. Przemyślał ofertę i skinął głową, dając znać blondynowi, że zgadza się na taki układ.
- Walczymy jeden, na jeden! - powiedział pewnie lider.
- Zgoda! – odpowiedział Philip szykując pokeball.
- Wow, co za dzień – uradowała się brunetka.

            Alice wróciła na pokład ze srebrną wędką. Na haczyku umieściła łowik w kształcie małego Goldena. Koordynatorka liczyła na udany połów. Stanęła przy białej poręczy, jedną nogę postawiła na burcie. Chwyciła oburącz wędkę i zamachnęła się, rzucając przynętą jak najdalej. Haczyk wylądował idealnie po środku grupy morskich smoków.
- Super! – ucieszyła się widząc efekt swojej pracy.
- Masz cela – powiedziała Caroline dochodząc do koleżanki. – Uważaj, pewnie będą chciały stworzyć wir – upomniała.
- Jestem gotowa na wszystko! – wypaliła pewna swoich możliwości.

            Nie musiała długo czekać. Przynęta zadziała od razu. Jeden z niebieskich stworków już wciągał swoim pyszczkiem miniaturowego Goldena. Alice nie czekała, szarpnęła mocno raz, by wyrwać malucha z wody. Wiedziała, jak łowić, wszystkiego nauczyła się w szkole Azalea. Kiedy pokemon znalazł się w powietrzu, zaczęła szybko zwijać linkę, by ten nie zdążył ponownie wpaść do wody. Nie minęła minuta, a Seadra znajdował się już na pokładzie.
- No dobra, czas na ciebie. – Wyjęła ciemnoniebieski pokeball z siatką na powierzchni i rzuciła w stronę pluskającego pokemona. Nie minęło dużo czasu, a pokeball zastygł bezruchu. – Super!
- Wow naprawdę jesteś doświadczona, jeżeli chodzi o wodne pokemony – zauważyła Caroline.
- Na coś była mi ta szkoła – odpowiedziała, dobiegając do swojej zdobyczy.
- Wyniosłaś to ze szkoły? – zdziwiła się rudowłosa.
- Tak – uśmiechnęła się. – Zawsze nas uczyli, że kiedy złapiesz na przynętę wodnego pokemona, musisz mocno szarpnąć, tak by wyrwać go z wody – zaczęła tłumaczyć podnosząc pokeball. – Wodne pokemon są zbyt trudne do złapania w wodzie. Użyłam Netballa, bo on ma większe prawdopodobieństwo na pochwycenie tego typu pokemona – zakończyła wypowiedź, kierując się w stronę schodów. – Chodźmy do chłopaków, chcę zobaczyć ich minę, jak zobaczą mój nabytek!

            Chuck i Philip już zaczęli pojedynek, wyznaczyli nieznaczne pole, na drewnianym parkiecie. Goście znajdujący się na pokładzie posłusznie odsunęli się, robiąc miejsce na tę walkę. Większość z nich znudzona była już rejsem, dlatego takie widowisko było całkiem dobrą alternatywą. Kyle przejął rolę sędziego.
- Dobra Electabuzz, atakuj go elektryczną pięścią! – rozkazał, a żółty stworek ruszył w stronę swojego przeciwnika, którym był Poliwrath. Jego pięść pojaśniała na żółto, którą cofnął do tyłu, by zadać mocniejszy cios.
- Elektryczne ataki, nie robią na nas wrażenia – mruknął zażenowany Chuck. – Skrętocios – polecił bez większego zastanowienia. Poliwrath obrócił się na pięcie, a wokół jego białej rękawicy pojawił się zielony wir. Po chwili naelektryzowana pięść spotkała się ze skrętociosem. Ataki wzajemnie się zneutralizowały, dopiero po sekundzie widać było kto wygrał to starcie.

            Electabuzz zaryczał, po czym Poliwrath zajaśniał i podskoczył, jakby poczuł przypływ energii. Chuck uśmiechnął się pod wąsem i dalej czekał na strategię młodego trenera.
- Czy on wyssał z Electabuzza energię życiową – zastanowił się. – Nieważne. Tak łatwo nas nie pokonacie! – krzyknął z entuzjazmem.  – Elektrowstrząs!
- Poliwrath błotny strzał – rzucił od niechcenia. Poliwrath również wydawał się być niewzruszony.

            Elektryczny stworek zgromadził dookoła ciała energię, którą wystrzelił w postaci wiązek elektryczności w stronę wodnego stworka. Poliwrath obserwował przepływ elektryczności, by tuż przed uderzeniem wystrzelić błotny strumień, który bez problemu rozbił małe błyskawice i zdołał uderzyć Electabuzza.
- Co jest?! – zirytował się Philip.
- Po prostu czekam na rozsądny ruch – powiedział oschłym tonem.
- Philip skup się, atakujesz bez żadnej strategii – rzucił Kyle. – Wyprowadzasz ataki od tak – wypomniał. Philip spojrzał się na szatyna, uśmiechnął się w jego stronę.
- Nie damy się! – powiedział pełen energii. Potrzebował takiego policzka w twarz, na szczęście jego przyjaciel był tuż obok.
- Electabuzz generuj elektrowstrząs i szybki atak, aż  powiem ci kiedy zaatakować – nakazał.

            Electabuzz pojaśniał znowu na jasno i ruszył do przodu zostawiając za sobą białą smugę. Co chwilę zatrzymywał się, by potem znowu zniknąć na chwilę z pola widzenia. Chuck doskonale wiedział, że chłopak chce wykonać na jego podopiecznym atak i całkiem nierozsądne byłoby wyprowadzenie jakiegokolwiek ataku. Dlatego cały czas czekał. Philipa strategia była całkiem dobra, ale blondyn nie był na tyle cierpliwy, by mogła wypalić.
- Zaatakuj go! – Nakazał. Wiązka elektryczność popędziła w stronę stojącego Poliwratha. Trafiła celnie, pokemon padł na kolana. – To było takie proste? – zdziwił się Philip.
- Nie do końca – odpowiedział Chuck. – Poliwrath dynamiczna pięść. – Dopiero teraz blondyn zrozumiał swój błąd. Atak może i był skuteczny, ale zbliżył Electabuzza do przeciwnika. To była idealna odległość do wykonania całkiem szybkiego, fizycznego ataku.
- Unik! – krzyknął, ale było już za późno. Poliwrath okładał serią ciosów zmieszanego Electabuzza. Sam Philip nie wiedział co zrobić. Musiał czekać i liczyć na to, że jego podopieczny przeżyje ten szturm.

            Nie minęła minuta, jak Electabuzz leżał na plecach i starał się podnieść, a Poliwrath wrócił już na bezpieczną pozycje.
- Kończymy – wycedził pewien swego Chuck. – Poliwrath hydro pompa – wydał polecenie, po czym jego podopieczny skupił dłonie wokół czarnej spirali na brzuchu, by po chwili wypuścić z niej potężny strumień wody.
- Łamacz murów, dasz radę – pokrzepił Philip. Może i był na straconej pozycji, ale on nigdy się nie poddaje. Żółty stworek błyskawicznie powstał i za pomocą swojej dłoni przeciął bez problemu strumień wodny, unikając konsekwencji ciosu.
- Nieźle – pochwalił Chuck. – Poliwrath skrętocios. – Wodny pokemon pędził już z zieloną pięścią w stronę przeciwnika, zaś Philip stał i czekał na odpowiedni moment.
- Szybki atak! – rozkazał, a Electabuzz zniknął z pola rażenia, po czym pojawił się za plecami przeciwnika i uderzył w niego. – O to chodzi!
- Tak jak myślałem – powiedział do siebie Chuck.

            Kyle’a martwiła ta sytuacja. W końcu jemu też przyjdzie kiedyś walczyć z Chuckiem, który wydawał się być niewzruszony całą tą walką. Zupełnie jakby robił coś tak banalnego, jak gotowanie wody. Niebieskie oczy wciąż analizowały postawę lidera, która nie była do końca jasna.
- Philip nie daj się, on cię podpuszcza – wtrącił Kyle.
- Że co? – zwrócił się do przyjaciela, nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Tak naprawdę analizuje twoją strategię i  upewnia się czy ma racje. On się nawet nie stara, żeby z tobą walczyć – wytłumaczył.
- Nie, to nie możliwe – zaprzeczył Philip.
- Od razu podpuszczam – zaśmiał się Chuck, kręcąc palcem swój wąs. – Ja znam jego strategię, widziałem go na turnieju, wiem co potrafi. I tak jak myślałem. Ten chłopak to flaki z olejem.
- Ja ci dam flaki z olejem! – warknął. – Electabuzz – nie dokończył. Jego komendę przerwał potężny piorun, który uderzył w morze tworząc potężną falę.

            W okamgnieniu doszło do załamani pogody. Błękitne niebo pokryło się szarymi chmurami, zakrywając przy tym słońce, co spowodowało pogorszenie się widoczności. Nastał półmrok. Morska woda, która delikatnie falowała, przybrała. Fale uderzały coraz mocniej, kołysząc promem.
- Co się dzieje? – przeraziła się Alice.
- Nie wiem, chyba burza, chodźmy się ukryć – powiedziała Caroline.
- Myślisz, że to ten gniew? – zapytała, trzymając dłonią czubek swojej głowy, starając się chronić swoją fryzurę przed deszczem, który właśnie zaczął padać.

            Pojedynek został przerwany wszyscy ruszyli na dolny pokład, by znaleźć schronienie. Część ludzi zaczęła panikować, natomiast część podchodziła do tego ze stoickim spokojem. Wiele osób płynęło nie pierwszy raz i doskonale sobie zdawało sprawę, że Whirl Islands słynie z trudnych warunków żeglarskich.
- Kyle chodźmy – rzucił Philip, widząc jak jego przyjaciel przypatruje się morskim falom.
- Za chwilę – powiedział, nie odrywając wzroku od wzburzonych fal. Dopiero Poliwhirl obudził go ze stanu hipnozy, ciągnąc go za dłoń.
- Co jest z tobą? – zmartwił się Philip.
- Nie, wydawało mi się, że coś widziałem – odrzekł. – Nie ważne. Chodźmy!

            Chłopcy wraz z tłumem schodzili na dół, kiedy wreszcie znaleźli się w bezpiecznym miejscu, zaczęli od nowa rozmowę.
- Co tam widziałeś? – zainteresował się Philip. Blondyn usiadł na jednym z krzeseł i przygotował się do słuchania.
- A bo ja wiem, chyba jakiś czerwony wir – odparł nie wierząc w to co mówi.
- Czerwony wir? – zapytał starszy mężczyzna.
- Tak, tam gdzie była błyskawica, a przynajmniej tak mi się wydaje – potwierdził.

            Mężczyzna nic już nie odpowiedział, po prostu znikł w tłumie. Kyle i Philip nie mieli ochoty ścigać nieznajomego. Woleli raczej przeczekać razem niekorzystne warunki pogodowe.

            Po paru minutach dołączyły do nich koordynatorki. Alice od razu wyciągnęła swój niebieski pokeball i wystawiła go tuż przed twarz Kyle’a.
- Mam Seadrę – powiedziała triumfalnie machając pokeballem chłopakowi przed nosem.
- Czy ja mam dzisiaj jakiegoś pecha – jęknął niezadowolony Kyle. Caroline odruchowo pogładziła go po ramieniu.
- Bez przesady nie może być, aż tak źle – mruknęła uśmiechając się. Po niecałej minucie, cofnęła dłoń jak oparzona, zdając sobie sprawę, jak dwuznaczny mógł to być gest.
- Nie no, aż tak źle nie jest – uspokoił. – Czuję,  że każdy dzisiaj ma mi powiedzieć: „jesteś beznadziejny” – opowiedział.
- Na pewno tak, nie jest – pocieszyła.
- Dzięki – odpowiedział Kyle, spoglądając na nią. Kiedy ją widział zawsze robiło mu się lepiej.

            W czasie rozmowy przyjaciół, w statek uderzyła potężna fala przechylając znacznie morski środek transportu. Na szczęście okręt zdołał powrócić do poprzedniej pozycji.
- Uwaga pasażerowie – rozbrzmiał głos w głośnikach. – Prosimy przygotować się do ewakuacji! To nie są ćwiczenia. Prosimy o zachowanie spokoju, panika nic nie pomoże. Prosimy o powolną ewakuację – powtórzył głos. Przyjaciele spojrzeli po sobie pytająco po czym ruszyli w stronę wyjścia. –To nie są ćwiczenia.

            Oczywiście wśród tłumu zdarzyły się jednostki, które zaczęły biec, krzyczeć, a nawet się przepychać przez tłum. Niektórzy na tym ucierpieli, ponieważ zostali staranowani przez tłum. Większość jednak starała się być opanowana. Kyle zaciskał pięści z nerwów, miał ochotę zacząć panikować, ponieważ od samego początku przeczuwał,  że coś złego dzisiaj się wydarz. Alice domyślała się, co to jest, nie chciała sobie jednakże tego powiedzieć otwarcie.
- Myślicie, że to burza? – zapytała Caroline, przerywając milczenie.
- Caroline, wiesz chyba co to jest? – szepnęła Alice, licząc że ta domyśli się wszystkiego. Rudowłosa koordynatorka na chwilę zamarła, jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkała.
– Czy ty myślisz, że to jest? – nie dokończyła, na samą myśl robiło się jej słabo. Może i była niedowiarkiem, ale przerażały ją te legendy o potężnych stworzeniach o nieograniczonej mocy.  Alice pokiwała jedynie głową.

            Kyle słyszał całą rozmowę, jednakże nie miał czasu dopytywać się o co chodzi. Skupiony był na tym, żeby się stąd wydostać. Marsz może nie był trudny, lecz trzeba było uważać na to by nie upaść, bo wtedy tłum „owieczek”, na pewno zająłby się takim delikwentem. Philip wydawał się być najbardziej opanowany z całej czwórki.
- O czym wy gadacie? – zapytał blondyn. Znudziła go już ta wyprawa, tempo tłumu zdecydowanie mu nie odpowiadało.
- O takiej legendzie – westchnęła Alice.
- Że niby o tym Gyaradosie? – zapytał wprost.
- Skąd ty to wiesz?- zdziwiła się Alice.
- To mój nie pierwszy rejs po Whirl Islands. Znam na pamięć tę historię. To bajka, wątpię, żeby istniało coś takiego. Nikt tak naprawdę nie widział tej konfrontacji – powiedział.

            Kiedy znaleźli się na pokładzie w oddali dało się dostrzec dwie monumentalne sylwetki. Jedną smukłą czerwoną, którą sięgała aż po chmury, a drugą nieco mniejszą fioletową. Na morzu pojawił się błysk, a wokół czerwonego stworzenia zaczęło tworzyć się potężne tornado.
- Zginiemy – mruknął Philip spoglądając w morze.
- Nie mów tak – skarciła go przerażona Alice. Dziewczyna spoglądała w morze, nie chciała doświadczyć potęgi tych dwóch pokemonów. Kyle szedł po prostu przed siebie, nie oglądał się na innych. Pobyt w Goldenrod City nauczył go jednego, jeżeli ma przeżyć to przeżyje.

            Sztorm rozszalał się na morzu, a dwa pokemony zdawały się zbliżać do statku. Nie był to jednak ich ruch, a ruch olbrzymiego okrętu, który nie mógł wyhamować przy tak potężnych falach morskich. Zaczęto powoli opuszczać pierwsze łodzie ratunkowe, pierwsi „uratowani” walczyli z szalejącym żywiołem. Machając jak najsilniej wiosłami, byle tylko dopłynąć do pierwszej lepszej wyspy.

            Pogoda uspokoiła się, wszyscy odetchnęli z ulgą i powoli wchodzili do łodzi, licząc, że nie będą musieli opuszczać statku. Kapitan spoglądał w stronę morza, pokemony wiąż toczyły zażarty pojedynek.
- To dopiero początek – rzekł do jednego z marynarzy.
- Mamy kontynuować akcję? – zapytał patrząc w stronę przerażonego ludu.
- Tak – nakazał. Marynarz wykonał tylko odpowiedni gest, a jego współpracownicy zabrali się za przeprowadzanie akcji ratunkowej.
- Co pan ma na myśli… – nie dokończył myśli, przerwał mu potężny huk. – Co to było?
- To właśnie był nasz koniec – powiedział niewzruszony. Marynarz miał zadać kolejne pytanie, ale pomarańczowa wiązka przerwała mu próbę. Uderzyła w tył statku, na szczęście w górną część. – Nie zaatakują nas bezpośrednio – dodał, jakby wiedział o co chce go spytać podwładny. – Zresztą nie ważne. Musimy się ratować! – ożywił się. Ruszył w stronę łodzi i zaczął wymachiwać rękoma, aby organizować ruch. Marynarz do niego dołączył i co chwile nerwowo spoglądał na tyły statku, licząc że nie doszło do większych uszkodzeń.

            Philipowi i Alice udało się znaleźć w pierwszej łódce. Oboje odetchnęli, chociaż kiedy dostali wiosła w dłonie, zrozumieli, że walka o przetrwanie dopiero się zaczyna. Kyle i Caroline wciąż czekali na swoją kolej. Tymczasem pokemony giganty rozszalały się na nowo, tym razem były znacznie bliżej statku. Czerwony, kilkunastu metrowy Gyarados strzelał pomarańczową wiązką w o wiele mniejszego fioletowego konika morskiego, który sprawnie kontrował smoczym oddechem.
- Szybciej, szybciej – ponaglił kapitan, widząc jak pokemony zbliżyły się do statku.

            Łódź z Kyle’em i Caroline została opuszczona. Oboje odetchnęli, wraz z innymi pasażerami zabrali się za wiosłowanie. To nie były żarty. Tym razem zagrożenie było realne.
- Jeden miesiąc, a już trzeci raz zagraża mi jakiś pokemon – zaśmiał się Kyle.
- Tym razem cię nie wybawię – uśmiechnęła się blado Caroline. Rudowłosa dziewczyna nie pokazywała po sobie lęku, jaki odczuwała.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział Kyle, chwytając rudowłosą koordynatorkę za dłoń. – Zobaczysz przeżyjemy to!
- Oby – westchnęła odwracając wzrok od chłopaka. Nie chciała mu pokazywać, jak teraz jest słaba.
- Zobaczysz, że tak będzie – powtórzył pewniej.
- Wiem – odpowiedziała. – Liczę na to. W końcu kiedyś musimy rozegrać mecz – zaśmiała się.
- Ej, ty mnie jeszcze nie wyzwałaś! – przypomniał sobie, puszczając jej dłoń.
- To robię to teraz, swoją drogą liczyłam, że na ostatnim konkursie będę mieć taką okazję – wspomniała, a Kyle jak zaklęty zamilkł.

            Kolejny pomarańczowy promień uderzył w stronę statku, który w jednym momencie eksplodował, wszyscy którzy nie zdążyli jeszcze go opuścić skoczyli do wody. Fale wezbrały na sile, bujając łodziami znajdującymi się na powierzchni. Szybko wszyscy uczestnicy rejsu się podzielili. Kyle i Caroline dryfowali na obrzeżach przetrwałych pasażerów. Następna pomarańczowa wiązka, tym razem trafiła w wodę, wywołując niewielkie tsunami. Olbrzymi czerwony Gyarados ryknął, po czym znowu pokrył się tornadem. Filetowe Kingdra wystrzeliła z pyska fioletowy promień na kształt jakiegoś potwora. Uderzenia po spotkaniu eksplodowały, czerwony kolos runął na wodę, akurat w takie miejsce, ze oddzielił Kyle i Caroline ostatecznie od grupy.

            Poliwhirl chwycił za linę i już chciał wyskoczyć, aby robić za motorówkę, jednakże całą akcję przerwała mu rozgniewana Kingdra, która posłała w ich stronę morską falę. Łódź wywróciła się. Kyle i Caroline, a także Wigglytuff nie byli w stanie oprzeć się prądowi morskiemu i wraz z nim dryfowali. Nie trwało to długo, ponieważ stracili przytomność.

*****

            Dwóch mężczyzn stało przed olbrzymim pulpitem,  na którym był pokazany czerwony Gyarados.
- Faza pierwsza zakończona – powiedział zielono włosy do krótkofalówki, którą trzymał w dłoni.
- Nie rozumiem, czemu musieli zginąć – mruknął drugi o podobnym odcieniu włosów.
- To był przypadek. Poza tym wielu z nich się uratowało – usprawiedliwił całą akcję. Obydwaj mieli wyszyte czerwone „R” z tyłu szarych kurtek. Ubrani byli na czarno, a na głowie nosili czarne kaszkietu, również z symbolem „R”.
- To świetnie –odezwał się głos z krótkofalówki. – Szef będzie zadowolony, posiądzie, jeden z czterech – nie dokończył.

            Szalejący Gyarados strzelał już na oślep wiązkami promieni, uderzając co chwilę w taflę wody, wywołując niewielkie fale. Nie wiadomo skąd pocisk uderzył go w pysk. Eksplodując tuż przy jego głowie. To jeszcze bardziej rozzłościło morskie stworzenie, które w akcie gniewu, zaczęło kolejną salwę hiperpromienia.
- Nie damy mu rady – powiedziała blondynka, wyglądająca przez peryskop podwodnej łodzi.
- Musi się udać. Załadować kolejne pociski, tym razem te elektryczne! – rozkazał brunet.


            Tym razem dwa pociski eksplodując, wyzwoliły z siebie duży pokład energii elektrycznej, który obezwładnił olbrzymiego pokemona. Ten runął jedynie na morze z wielkim pluskiem. Z łodzi podwodnej wystrzeliła potężna sieć, która bez problemu objęła pokemona kolosa.
- Nie damy rady, my? – zaśmiał się brunet.
- Wiesz, że to nie koniec…

________________________
Od autora:
Dzisiaj będzie dużo, mam ochotę zrobić podsumowanie z całego miesiąca, a był to owocny miesiąc.
W ciągu maja pojawiło się, aż 6 rozdziałów łącznie z tym, aż 7 postów(rozdział z alternatywną historią). Fakt jeden rozdział był zaległy z kwietnia. No i niektóre rozdziały zostawiały dużo do życzenia w kontekście błędów stylistycznych i zwykłych literówek, ale dzięki wam ogarnąłem się na nowo. Był to jeden z najowocniejszych miesięcy na moim blogu.

Nowy wygląd, no bo to też trzeba skomentować :D. Nie, to nie jest różowy, jasny czerwony. Sam nie wiem co mnie na tą koloryzację podkusiło, ale tak jakoś. Znaczy, wiem. Teksturka, która znajduje się pod nagłówkiem, ogólnie miał się pojawić szkic na nagłówku, ale kiedy zacząłem bawić się w AP, to jakoś spodobał mi się efekt. A chciałem zrobić też coś "modnego" stąd takie lekko pastelowe kolory. Jeszcze dużo trzeba poprawić, kwestia selektorów. Bo jak też zauważyłem problem jest z komentarzami, ale to kiedy indziej.

Na uczelni jestem do przodu przetrwałem to, sam nie wiem jak :D. Zresztą w tym tygodniu chillowałem i robiłem wygląd bloga oraz pisałem rozdział. Kwestia przemęczenia, ledwo już dyszałem. 

A teraz może jeszcze kwestia bohaterów. Jak wiecie staram się ich zrobić realistycznych, stąd ich osobowości dobrałem na podstawie enneagramu. Powiedzmy, że wyszło tak o.
Alice to typ 4w3 a więc jej humorki są jak najbardziej wskazane. Z moich obserwacji i wiedzy, nigdy nie wiadomo co strzeli temu typowi do głowy i uwielbiają dramat.
Kyle to 3w4 drobna słodka różnica, a o wiele inne zachowanie, w końcu "Perfekcjonista". Kyle jest nieco chłodny, choć w środku bardzo emocjonalny. Caroline to 3w2 więc jest ciepła i wesoła, pełna energii i ambitna. Coś jak Kyle, tylko bardziej wyluzowana, a nie spięta. W końcu typ 3. Philip to typowe 7w8 entuzjasta do oporu. Unika negatywnych emocji, jak się tylko da. Zresztą wiele jeszcze dramatów przed moimi postaciami.

Gdyby ktoś chciał poczytać to:
http://enneagram.pl 
Ewentualnie teścik :)
http://enneagram.pl/www/test/index.php

Dziękuję też za liczne komentarze od Nathaly, Annetti i Michciox. Zawsze jest miło przeczytać wasze komentarze, nawet jak jest tam krytyka, którą lubię bo mnie motywuję. 

Miło byłoby, gdyby inni czytelnicy też od czasu do czasu podzielili się swoimi uwagami. Wiem, że jeszcze trzeba wiele dopracować i wiem, że krytyka by się posypała. Jednakże dążę to perfekcji, więc zniosę wszystko. Oczywiście nie pogardzę i zwykłymi komentarzami. Dla mnie to zawsze motywacja ;)

Pozdrawiam!!!

15 komentarzy:

  1. To się porobiło walka dwóch kolosów dobry pomysł i jeszcze ten zespół R co oni chcą zrobić hmm... I ten wątek miłosny którego się obawiałem rozkwita jeszcze bardziej xD ale w sumie taki też może być :P. Poliwrath to silny pokemon, a jeszcze trenowany przez lidera typów walczących to było do przewidzenia, że będzie miazga. Coś ci się z alternatywną historią pomyliło i wcisnąłeś tam w walce Philipa i Chucka "Kurta" :D. Czekam na więcej, siemka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj faktycznie wcisnąłem XD. Jakoś myślałem ostatnio o tej alternatywnej historii i tak wyszło. Dzięki za dojrzenie ;)

      Usuń
  2. A mnie się nowy wygląd podoba <3 Od paru lat bardzo lubię czerwony, więc kolorystyka do mnie bardzo trafiła. I właściwie teraz kolejne rozdziały jakoś łatwiej mi się czyta :)
    Właśnie przeczytałam rozdział i za nim zapomnę: co to są FALKI z olejem? Ja słyszałam o flakach, ale w rozdziale dwa razy napisałeś falki ;P Rozdział bardzo przypadł mi do gustu. Kto by pomyślał, że Caroline i Alice tak dobrze się ze sobą dogadają :D Aż jestem w szoku ;) Kyle'owi coś nie szła sztuka podrywu, haha. Korzystający z uroków życia Phillip też jest swoją drogą rozbrajający xD
    Oho, podoba mi się sceptyczne podejście Caroline co do istnienia legend. Jestem ciekawa czy jeszcze jakoś rozwiniesz ten wątek :D W końcu w świecie pokemon istnieje całkiem sporo legendarnych stworków. No i łowienie opisałeś tak dokładnie, że chyba i ja potrafiłabym złowić sobie jakąś małą Horseę.
    Bardzo fajnie opisałeś walkę Phillipa z Chuckiem. Jestem ciekawa czy Kyle przyjrzał się Poliwrathowi. W końcu mógłby podłapać parę ruchów/kombinacji dla swojego podopiecznego, który jak sądzę kiedyś stanie się podobnym stworkiem. Hah, zespół R na horyzoncie, wyczuwam kłopoty xD No, no, robi się coraz bardziej intrygująco :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne przygody twoich bohaterów.

    Ps. ten enneagram brzmi interesująco. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Idę obczaić, może dowiem się kim jestem! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak flaki :). Dzięki, że to wyłapałaś. Ja chyba zawsze zrobię gdzieś literówkę ;). Mnie enneagram pochłoną, swoją drogą w innych krajach na jego podstawie robi się seriale. Odpowiedni typ do odpowiedniego charakteru, stąd seriale zachodnie, są spójne i bohaterowie są w miarę przewidywalni, a nasze są czasem bez żadnej składni i bazują, na przerysowanych typach charakteru.

      Usuń
    2. A no i dziękuję, że spodobał Ci się nowy wygląd. Co do czytania zmieniłem znacznie czcionkę. Przyznam chciałem, żeby przy nowym wyglądzie naprawdę dobrze czytało się rozdział, a nie męczyło jak przy poprzedniej czcionce ;)

      Usuń
    3. Nie przejmuj się literówkami ;) Ja nieraz czytając swoje rozdziały zastanawiam się o czym myślałam, kiedy je pisałam, takie głupoty tam wychodzą xD
      Poza tym zrobiłam sobie ten test ecośtam. Wyszło mi, że jestem 7w6 :D

      Usuń
    4. O to musisz mieć ogólnie wesoło ten typ jest bardzo pozytywny, jeżeli chodzi o podejście do życia. Nie przejmuje się niczym dłużej, zawsze znajdzie się coś fajnego do roboty :D
      A właśnie, jak tam pisanie? Zdecydowałaś się co będziesz pisać i czy będziesz pisać? :)

      Usuń
    5. Pisanie jakoś idzie, chociaż mam zaczęte trzy projekty na raz ;) Zbliżam się do końca takiego jednego opowiadania, które piszę już chyba prawie dwa lata. Ostatnio zaczęłam też fanfic potterowski i właśnie opowiadanie o pokemonach. Z tym, że to o pokemonach, to nie mam wyraźnie napisanego początku, tylko kilka tzw. późniejszych scen. Ale nie powiem, pisze mi się bardzo wesoło i prosto :) Może dlatego, że w każdym z tych opowiadań jedni z głównych męskich charakterów są od siebie zupełnie różni. Ten z autorskiego opowiadania jest właściwie wymieszaniem protekcjonalnego, bystrego i dżentelmeńskiego Demetriusa ze świata Harry'ego Pottera i biorącego mało co na poważnie, wesołego Lysandra, który podróżuje sobie po świecie pokemon. W zależności od tego jakie mam pomysły i w którą postać w danym momencie najprościej mi się wczuć, to, to opowiadanie piszę. Tak sobie przeskakuję z jednego na drugie i trzecie :P

      Usuń
    6. Rozumiem, o co chodzi z tym nastrojem faktycznie ciężko. Moim drugim opowiadaniem, a raczej pierwszym miała być historia rodziny czarownic, tylko bardziej takich opartych na serialu "Charmed" i prawdziwym "Wicca", sytuację chciałem obsadzić w Polsce, ponieważ jest katolicka, a z tym wiązałoby się wiele konfliktów. Ale jakoś nie chciałem zaczynać opowiadania bez zdobycia skillów. Tak czy siak powodzenia w pisaniu, czekam na jakieś twoje opowiadania, mam niedosyt ostatnio blogowy ;)

      Usuń
  3. "I nie powiem czy ja to była wina." - czyja;
    "Caroline czekała cierpliwie na swoja towarzyszkę" - swoją;
    "(...)powiedział błagalnym tonem staruszek. Alice zlustrowała go szybko. Był to starszy facet. Wysoki, dobrze zbudowany i umięśniony. Miał powyżej czterdziestki, spod marynarskiej czapki wystawały czarne pasma włosów przeplatające się z siwizną." - Serio? powyżej czterdziestki i już staruszek? Ten to musiał mieć stresujące życie...
    "- Whirl Islands, to jedna z najniebezpieczniejszych miejsc w Johto." - jedno, panie kapitanie, jedno;
    "Nigdy nie widziałam żadnego legendarnego pokemona, dlatego sądzę, że one nie pojawiają się od tak w naszym świecie – wytłumaczył się." - widzę, że od poprzedniego rozdziału Caroline ciągle ma w sobie wewnętrznego faceta ;)
    "(...) by spojrzeć się z zainteresowanie na ładniejsze dziewczyny." - z zainteresowaniem;
    "- Dobry pomysł. Widział chyba jedną na dolnym pokładzie" - umm... kto widział?
    "Zdrowa skóra, to zdrowy pokemon – zacytował reklamę maści, której używał na swoim podopiecznym." - tu nie ma błędu, ale... he he, dobrze, że Kyle nie pomylił tego z maścią na hemoroidy, albo inne takie wybryki :D (sorry, musiałam);
    "Szkoda, że nie wygrałeś, tak nie wiele ci brakowało." - niewiele;
    "Jego pięść pojaśniała na żółto, którą cofnął ją do tyłu, by zadać mocniejszy cios." - ta część pomiędzy przecinkami brzmi trochę dziwnie...
    "Nie ważne. Tak łatwo nas nie pokonacie!" - nieważne;
    "Electabuzz pojaśniał znowu na jasno" - a potem jeszcze pociemniał na ciemno, tak dla pewności ;)
    "Philipa strategia była całkiem dobra, ale blondyn nie był na tyle cierpliwy, by mogą wypalić." - by mogła;
    "Większość jednak starał się być opanowana." - taki dwupłciowy był, ten większość ;P
    "miał ochotę zaczął panikować" - zacząć;
    "a wokół czerwonego stworzenia zaczął tworzyć się potężne tornado" - zaczęło;
    "Filetowe Kindgra wystrzeliła z pyska fioletowy promień na kształt jakiegoś potwora. " - fioletowa. Poza tym to chyba była Kingdra, a nie Kindgra... cokolwiek to jest ;)
    "Uderzenia po spotkani eksplodowały" - spotkaniu;

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, śmieszna sprawa, ale przez drugą połowę rozdziału non stop grało mi w uszach "My heart will go on". Nie zaprzeczysz, że trochę zaleciało Titaniciem ;D I tak najlepsze było łowienie rybek. Nie tylko przez Alice, przez Kyle'a i Philipa też. Na trzeźwo Kyle'owi już tak podrywy nie wychodzą. Co on, ćwiczy? Mógłby chociaż przy okazji rejsu poćwiczyć na Caroline. W końcu nie miała mu jak uciec ;P Chyba, że to relacja z tych w stylu "uratuję ci życie przynajmniej raz w tygodniu, ale flirtować z tobą nie będę".
    No i dwa wielkie shiny stwory. Nie dziwi mnie ani ciut ciut, że Team Rocket i inne paskudztwa chciałyby położyć na nich łapy. Też był chętnie na nich położyła swoje, ale żeby zaraz strzelać? Coś mam wrażenie, że moja wersja shiny Gyaradosa była nieco łagodniejsza. No nic, czytamy dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff błędy poprawiłem, przyznam, że większość jest z mojego siedzenia i siedzenia. Spacje, albo złe użyte formy :P Zdziwiłem się, że w jednym komentarzu wyłapałaś:"ścielić łóżku", ale się dowiedziałem, że to forma używana w naszym regionie. Przyznam szczerze, że jestem w szoku, ale z drugiej strony po "naładować" nic mnie nie zdziwi :P

      Usuń
    2. Co do ścielenia łóżka nie mam nic przeciwko... znaczy, w kontekście językowym oczywiście ;) U nas też się tak mówi. Tylko czy nie powinno być "ścielił" zamiast "ścielał"? Wiem, wiem, jestem za bardzo ze wsi, ale mnie się mocno to kojarzy z cieleniem krowy ;) Dobra, lepiej nie drążyć. Co tam w ogóle po Twojej stronie? Masz już wakacje?

      Usuń
    3. Na razie zanosi się, że wakacje będę miał dopiero w lipcu,a przyznam szczerze, że już jestem wypalony tymi studiami. Cześć zostawię sobie na wrzesień, no bo u nas wtedy są drugie terminy, na trzecich bym pewnie spanikował na maksa. Na razie jest 1:1 z sesją więc tka jak planowałem. Przyznam, że siedzenie w książkach non stop od pół roku, wprawiło mnie w delikatną depresję, dlatego staram się powoli działać, tak by się nie dobić.
      A jak tam praca? Już po wszystkim?

      Usuń
  5. 50 year-old Accounting Assistant IV Thomasina Hassall, hailing from Alexandria enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Macrame. Took a trip to Catalan Romanesque Churches of the Vall de BoíFortresses and Group of Monuments and drives a Bugatti Royale Kellner Coupe. zawartosc witryny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy