logo

VI. Dancing flower vs spicy flower!

VI. Dancing flower vs spicy flower!

            Dla Alice wreszcie nadszedł dzień próby, do którego przygotowywała się dość solidnie. Ostatnie dwa dni były naprawdę intensywne, zaczynała trening od siódmej rano, a kończyła koło ósmej wieczorem, kiedy Kyle i Brad namawiali ją do odpoczynku. Dzisiaj miał odbyć się jej wielki debiut. Miała opracowaną strategie, miała przygotowany strój i była gotowa na wszystko. A przynajmniej tak się jej wydawało.

            Kyle jeszcze smacznie drzemał, dlatego Alice starała się poruszać jak najciszej tylko potrafiła. Wreszcie kiedy zeszła z piętrowego łóżka, stanęła tuż przed swoją piękną błękitną satynową suknią, która w pasie miała czarną wstążkę, zawiązaną na kokardę z malachitem na środku wiązania.

            Sukienką tą otrzymała od mamy na swoje osiemnaste urodziny. Jej mama od dawna przygotowała ją właśnie na ten dzień. Alice odpowiadał ten doping. W końcu sama układała tak wszystko w swoim życiu, aby tutaj być.            

            Koordynatorka spojrzała na zegarek, była chwila po siódmej. Wstała zgodnie z planem, teraz wystarczyła jej godzina aby wyszykować się na dzisiejszą uroczystość. Fakt, pokazy zaczynały się o dwunastej, ale wciąż pozostawała kwestia zapisania się, odebrania pokemonów z centrum pokemon i co najważniejsze odpowiedniego przygotowania psychicznego. Dlatego chciała jak najszybciej być gotowa.

            Zaczęła oczywiście od prysznica, a następnie ubrała się, potem kolejne pół godziny spędziła przed lustrem, dobierając odpowiednią kombinację fryzury i makijażu.Wyglądała olśniewająco. Długie proste włosy z niebieską, wpiętą  kokardą, od której ciągnęły się niebieskie świderki, komponujące się jej z blond ciemnymi włosami. Cerę miała prawie w całości naturalną, bez większego makijażu, choć była delikatnie różowa, do tego delikatna szminka. A niebieska sukienka idealnie opinała jej szczupłe ciało, całość kończyła się na czarnych szpilkach.

            Dziewczyna z gracją opuściła centrum pokemon tuż po odebraniu pokemonów, a następnie 
skierowała się w stronę miejsca pokazów. Przemierzała polną uliczkę, mijając drewniane, porośnięte bluszczem domy. Przed nią wznosił się olbrzymi biało zielony namiot, zupełnie taki jak rozstawia cyrk. Przed wejściem widniał duży, złoty napis „Contest Floruse”.

            Kyle odsypiał ostatnie treningi. Nawet nie zauważył, że jego przyjaciółka już się wymknęła. Przewracała się właśnie na lewy bok, kiedy coś go szturchnęło w plecy.
- Kyle, wstawaj! – krzyknął Brad do ucha koledze, który leżał na dolnym łóżku. Kyle obudził się błyskawicznie, chciał sprawdzić co się stało i kiedy obracał się gwałtownie, to wypadł za ramy łóżka i spadł tuż przed stopy znajomego. – Ładne bokserki – zaśmiał się Brad, widząc czerwone bokserki z żółtymi Psyduckami.
- Nie można zapukać? – spytał zdenerwowany trener powoli zbierając się.
- Nie ma czasu, poza tym i tak byś nie usłyszał, zbliża się południe za niedługo Alice startuje – wytłumaczył pokazując na zegarek. Kyle wytrzepał się z kurzu, wyprostował się i stanął przed nim dumnie. Starał się udawać, że nic się nie wydarzyło.
- Spokojnie, zaraz będę gotowy – uspokoił, starając się przy tym wyglądać jak najbardziej poważnie, chociaż miał ochotę skrzywić się z bólu, który odczuwał na łopatce.
- No ja myślę – skwitował Brad. Chłopak naprawdę nie lubił marnować czasu, przeszłe wydarzenia nauczyły go, że jeżeli nie wykorzysta w pełni każdej sekundy, to będzie tego żałował.

            Brad zszedł do holu, który był już prawie pusty. W zastępstwie siostry Joy w recepcji siedziała jakaś kobieta, która miała tylko wydawać pokemony trenerom, po uprzedniej legitymacji. Siostra Joy była już na pokazach i szykowała się do roli sędzi.

            Kyle zszedł po piętnastu minutach, wciąż rozmasowywał sobie prawie ramie, na które spadł. Oczywiście, gdy tylko zobaczył swojego znajomego, to wyprostował swoją pozycję i udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Wreszcie! – ucieszył się na widok znajomego.
- Zdążyłbym i tak – jęknął niepocieszony Kyle.
- Za pewne tak. Swoją drogą, to nie czujesz, że marnujesz trochę czas?- zapytał z ciekawością towarzysza.
- Co masz na myśli Brad?- zdziwił się Kyle. Nie rozumiał kontekstu pytania.
- Wiesz, w Floruse Village trochę posiedzieliście, prawie tydzień. Jesteście nawet nie w połowie drogi do Goldenrod City, a to dopiero pierwsza odznaka. – wytłumaczył.
- Wiem, martwię się tym, ale cóż później się jakoś nadrobi. Nie mogłem Alice zabronić wystartować w tym konkursie. Poza tym nie zmarnowałem tego czasu. Spójrz mam trzy pokemony, nauczyłem Poliwaga nowych ataków, trochę potrenowałem. Naprawdę nie zmarnowałem tego czasu – odpowiedział optymistycznie.
- Cieszę się, ja strasznie rozwlekałem wszystko rok temu. Widzę, że ty masz zdrowe podejście – pochwalił swojego znajomego.

            Chłopcy wreszcie dotarli na miejsce, gdzie odbywały się pokazy. W tym czasie Alice nerwowo zaciskała pięści i starała się jak najmniej trząść, jednak to było silniejsze od niej. Po chwili na jej czole pojawiła się kropelka potu, którą szybko przetarła zewnętrzną stroną dłoni. Uśmiechnęła się i wzięła kilka głębokich oddechów. Siedziała pośród kilkunastu koordynatorów, ubranych w garnitury, stroje matadorów, balowe suknie, a nawet pojawiały się stroje arystokratów.

            Na ekranie znajdującym się tuż nad przejściem do areny pokazowej, ukazała się postać Julie. Była to prezenterka pokazów z regionu Johto. Miała jasne, blond włosy, lekko falowane, aż do ramion. Zazwyczaj miała mocno czerwone usta i mocno podkreślone oczy, z ciemnym podkładem. Przy tym świetnie podkreślała błękitne oczy, które przypominały lagunę. Była nie wysoka, o radosnej twarzy. Ubrana w słodką kwiecistą sukienkę i wrzosowe baleriny.
- Witam wszystkich! Dzisiaj odbędzie się kolejny konkurs pokazowy. Tym razem mamy zaszczyt gościć w Floruse Village. Dzisiaj wśród jury zasiadają. Pan Martinson, burmistrz miasteczka. Siostra Joy z Floruse Village i Angelo gwiazda pokazów w regionie Johto. Powitajmy ich brawami. – Jury powstało, po czym otrzymało głośne oklaski. – Powitajmy także koordynatorów, walczących o wstążkę, a także witam was moja droga publiczności.

            Alice czuła, że coraz ciężej jest jej oddychać, tym razem nie była w stanie się uspokoić. Po chwili na ekranie została wyświetlona publiczność. Alice zobaczyła Kyle i Brada. Jej oddech zwolnił, a rozszerzone źrenice, znowu przybrały swój naturalny kształt.
- Na początek zapraszamy May Anme, jest to jej drugi konkurs, pochodzi z Blackthorn City. Czyżby miała w zanadrzu jakiegoś smoka tym razem? – Julie przedstawiła wchodzącą na scenę dziewczynę.

            May była młoda, miała około szesnastu latu. Ubrana była w dużą bufiastą suknię niczym królewna, jej brunatne włosy spięte były w kucyk, niesiony nieznacznie na górę. Zawiązany on był przez różową wstążkę. Jej niebieskie oczy cieszyły się na widok owacji. Czuła, że dzisiaj się jej poszczęści.
- Idź Teddiurs. – Z czerwonego pokeballa wyszedł uroczy brązowy miś, który miał na głowie żółty księżyc. – A teraz słodki zapach i ognista pięść. – Pokemon najpierw wytworzył różowy pyłek, który się za nim ciągnął, potem zaczął biec, pozostawiając różową smugę. Wreszcie jego pięść pokryła się ogniem i wyskoczył w górę niczym super bohater ciągnąc za sobą różową smugę. Z gracją wylądował na scenie. – A teraz udawany płacz i urok. – Teddiursa zaczął płakać, wyglądał naprawdę rozczulająco, w połączeniu z urokiem sprawił, że na publiczności wszyscy zareagowali, jak na najsłodszą rzecz jaką kiedykolwiek widzieli.

            Dziewczyna po chwili się ukłoniła wraz ze swoim pokemonem, dając znak, że właśnie skończyła swój występ. Pierwszy miał wypowiedzieć się Angelo.
- Twój występ był dobry. Nie był bardzo dobry, ale był dobry. Pokazałaś piękno pokemona i jego atuty. Jak dla mnie zabrakło zdecydowanie pomysłowości i sztuki. Pokaz w stylu słodkiej dziewczyny – skrytykował.
- Twój pokemon wygląda świetnie. Pokaz był wyjątkowy i uroczy, uważam że był jednym z lepszych jakie widziałam. Łączył piękno pokemona z prostotą – oświadczyła siostra Joy, ostatni miał być pan Martinson.
- Słodki występ, słodkiej dziewczyny. Nic nadzwyczajnego – ujął zwięźle.

            W pokoju koordynatorski zabrzmiała cisza. Alice jak i inni koordynatorzy nie spodziewali się tak niepochlebnych komentarzy, po tak dobrym występie. Ten konkurs zapowiadał się naprawdę na wysokim poziomie.

            Następna uczestniczką była Caroline Mclone, dziewczyna, która wystartowała w turnieju trawiastych pokemonów. Tutaj świetnie zaprezentowała się ze swoją Tangelą, również komentarze jury były dość pochlebne, zdecydowanie najlepsze spośród tych, które słyszano.

            Minęło pół godziny i nadszedł czas Alice. Stała już w korytarzu, przed dużymi drewnianymi drzwiami. Ściskała w ręku swój pokeball i przeklinała w myślach strategię, którą wybrała. Wiedział, że nie ma szans przy tak wysokim poziomie.
- Następna uczestniczka, to debiutantka. Powitajmy Alice Grey z miasta Azalea Town – zapowiedziała. Alice wpadła uśmiechając się i delikatnie machając do publiczności, która standardowo powitała ją oklaskami. Wszystkie jej emocje czekały, aby wybuchnąć.
- Wybieram Cię Metapod. – Na środku sceny znalazł się zielony półksiężyc. Nagle publiczność zamilkła. Nigdy nie spodziewał się takiego wyboru. – Teraz strzał nicią, a potem stalowa ochrona. – Pokemon posłusznie wystrzelił wysoko fontannę utworzoną z jedwabnej nici, która zaraz pokryła ciało zielonego stworka. Następnie biały kokon zalśnił metalicznym blaskiem, by drobne nici rozerwały się na drobne części wystrzeliwując dookoła niczym białe, lśniące konfetti. – Kończymy to twardością i stalową obroną. – Metapod zalśnił najpierw na zielono, a potem pokrył się metalicznym połyskiem. Dziewczyna powoli się ukłoniła, a publiczność biła jej aplauz za pomysłowy występ.

            Pierwszy do głosu zabrał się oczywiście Angelo, który ze znudzonego artysty, stał się ożywionym trenerem.
- To było coś. Bardzo pomysłowy występ. Wykorzystałaś tak prostego pokemona, o tak małej ilości ruchów i stworzyłaś z tego dzieło. To był bardzo dobry występ, właśnie o to mi chodziło – powiedział z entuzjazmem.
- Niesamowite. Twój Metapod jest piękny, a ty wydobyłaś z niego to co najlepsze – pochwaliła siostra Joy.
- Muszę przyznać, że jak na blondynkę wydajesz się być całkiem pojętna. Pokaz o ile był nudny, o tyle zasługuje na pochwałę – skomentował chłodno pan Martinson. Wciąż nie pałał szczerą nienawiścią do Alice.

            Dziewczyna zeszła ze sceny zadowolona z siebie. Nie spodziewała się, że ta ryzykowna kombinacja da jej tak pozytywne recenzje. Czuła, że dostała jedna z lepszych, o ile nie najlepszych komentarzy. Mogła się porównać ze wspaniałą Caroline.

            Dla Alice był to już udany debiut, chociaż marzyło jej się wziąć udział w finale. Teraz jednak musiała poczekać, aż sędziowie zagłosują, tym samym rozstrzygną kto przejdzie do drugiej rundy. Do drugiej rundy, a więc półfinału mogło zakwalifikować się tylko osiem osób. Osoby wybrane miały ze sobą stoczyć bitwy koordynatorskie, a więc takie, które ograniczone były czasowo(zazwyczaj pięć minut), a zwycięzcą był ten kto miał więcej punktów, które dostawało się za celny atak lub świetną kombinację, zaś za chybione uderzenie traciło się punkty.

            Wreszcie jury powróciło na swoje miejsca, a publiczność na chwilę ucichła. Wielki telebim wiszący nad boiskiem zmienił obraz. Zniknęła widniejąca wstążka, a pojawiło się puste żółte pole. Po chwili zaczęły pojawiać się fotografie szczęśliwców, zakwalifikowanych do następnej rudny. Oczywiście na pierwszym miejscu pojawiła się Caroline. Dziewczyna uśmiechnęła się i podskoczyła z radości. Następne cztery zdjęcia wciąż nie pokazywały Alice, która zaczęła nerwowo ściskać swój pokeball.

            Na szczęście szósta pozycja była jej. Pojawienie jej fotografii ucieszyło Kyle’a i Brada, którzy siedzieli na trybunach. Cieszyli się szczerze sukcesem swojej przyjaciółki. Dziewczyna tylko odetchnęła z ulgą, teraz stawka wzrosła, kolejny etap, to kolejne wyzwanie, którego zamierzała się podjąć.

            Tymczasem Kyle zastanawiał się czy jemu tak dobrze pójdzie w pierwszej Sali. Dziewczyna zrobiła naprawdę milowy krok, dzięki małej lekcji od Bugsy’ego. Kyle co prawda ostatnio wkładał całe swoje serce w treningi, no i jego zespół był całkiem dobry. Ambitny Poliwag, który mimo małego doświadczenia nadrabiał zapałem. Waleczny Sunkern, który był zaprawiony w walce oraz silny Heracross, który nie miał zacięć w walce, ale dobrze sobie radził i posiadał wiele ciekawych umiejętności.
- Jest świetna. – Brad przerwał milczenie, widząc zmartwienie na twarzy towarzysza.
- Tak, na pewno da radę w następnej rundzie – dodał Kyle, starając się skupić na tym co się dzieje.
- Właściwie dlaczego nie wrócisz do Azalea po odznakę? – spytał zaintrygowany.
- Nie wiem, po prostu kiedy stawiam cel, to się go trzymam, nawet jeśli poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko – odpowiedział. Często to go męczyło, ustawianie wysokiej poprzeczki i trzymanie się tego na siłę. Ciężko było mu się przyznać do porażki i po prostu odpuścić.
- Pamiętaj, że w podróży liczą się tylko dobre decyzje, nie zawsze liczy się honor. Wiadomo trzeba dać z siebie wszystko, lecz czasem trzeba po prostu odpuścić i zająć się czymś.
- Wiem, wiem -  nie dał dokończyć Kyle. Naprawdę nie miał ochoty tego słuchać, w szczególności, że przerażała go myśl. Czy mógł stracić swoje marzenie przez nadmierną ambicję?

            Na arenie pojawiła się Caroline i jakiś niebiesko włosy chłopak w garniturze. Pojedynek nie potrwał szybko, dziewczyna zaskakująco szybko wyzerowała punkty rywala, dostając się tym samym do półfinału. Alice w swoim pierwszym pojedynku też dała radę. W następnej rundzie miała zmierzyć się właśnie z Caroline. Marzyła się jej pierwsza wstążka, jednakże nie miała większych szans z doświadczoną koordynatorką. Traktowała ten pojedynek bardziej jako kolejną lekcję w drodze po sukces.

            Stanęła naprzeciwko siebie. Caroline z pięknymi długimi kruczymi włosami i jasną sukienką z czarnym paskiem po środku, którego był tęczowy kwiatek. Miała olśniewająco piękne malachitowe oczy, drobna o porcelanowej twarzy, niczym księżniczka z bajek. Prawdziwy ideał. Alice przestała odczuwać stres, zamierzała dać z siebie wszystko. Miała godnego przeciwnika, a poza tym była dumna ze swoich możliwości. Spodziewała się po swojej rywalce pokemona typu trawiastego, a więc wystawienie Staryu nie wchodziło w grę.
- Zacznijmy pojedynek półfinałowy. Powitajmy Caroline Mclone zdobywczynie już trzech wstążek. Po przeciwnej stronie kreatywna debiutantka Alice Grey – przedstawiła wesoło Julie.
- Wybieram cie Vileplume! – zaczęła Caroline. Jej pokemon jak zwykle prezentował się olśniewająco. Piękne czerwone płatki wydawały się wręcz błyszczeć od pyłku, który wydzielała.
- Cóż za zadbany pokemon – skomentowała Julie.
- Pędź Bellossom. – Pokemon tancerka wystrzeliła z czerwonego promienia i zaprezentowała się piruetem, który pokazał piękno jej liściastej sukienki.
- Cudowne. To będzie ciekawy pojedynek ewolucji Glooma – ucieszyła się Julie na ten widok, równie publiczność się ożywiła.

            Caroline uśmiechnęła się, jakby czuła się wygrana. Mina Alice zrzedła, czyżby zrobiła coś źle, przecież jej pokemon miał prawie równe szanse.
- Naprawdę trawiasty przeciwko trawiasto-trującemu? – zapytała nie kryjąc sarkazmu. – Dobra nauczymy cie jak walczyć.
- Mam kilka asów w rękawie.
- Jesteś debiutantką, niczym mnie nie zaskoczysz – odpowiedziała pewnie. W Alice coś się zagotowało, teraz tu nie chodziło o zwycięstwo, to była już walka o honor.
- Dobra koniec tego miłego. Vileplume słoneczny dzień i taniec płatków. – Po chwili z środka czerwonego kwiatu wystrzeliła jasna kula, która znosząc się pozostawiała kwiatową smugę, która przerodziła się w sztorm lecący w stronę Bellossoma.
- Bellossom, pokaż jej taniec liści. – Alice stworzyła tę kombinację, aby pokazać piękno ruchów wirującej Bellossom i siłę magicznych liści, która pozostawiały piękną zieloną smugę. Oczywiście po tańcu kwiatów nie pozostało nic, a Vileplume miał spore problemy.
- Straszne – zaśmiała się dziewczyna. – Vileplume słoneczny promień. – Kwiat zjaśniał na żółto i po chwili biała strużka światła rozbiła wszystkie liście.
- Bellossom unik. – Stworek uskoczył w ostatniej chwili, jednak nie udało się jej z gracją wylądować.
- Hiper promień! – nakazała, a po chwilę pomarańczowy promień mknął w stronę Bellossoma. Pokemon padł, a Alice straciła już połowę swoich punktów. Chociaż Caroline też straciła co nieco ze swojej puli.
- Bellossom, proszę wstań – wyjąkała. To była jej moment, bo za chwilę Vileplume miał odzyskać swoje siły i zaatakować kolejną serią. Alice musiała być teraz efektywna, bo przewaga punktowa była znaczna. Pokemon z trudem wstał. – Słodki pyłek. – Bellossom zaczął tańczyć niczym hawajskie tancerki, a wokół niej pojawił się różowy proszek, który popędził w stronę Vileplume. To bardzo go rozproszyło, dlatego że poczuła się przyjemnie.
- Vileplume, kończymy z tą amatorszczyzną. Trujący proszek, a potem nasienny pocisk. – Pokemonowi trudno było się skupić na wykonaniu ataku i robił to z nieznacznym opóźnieniem.
- Bellossom taniec liści, a potem cięcie.

            Fioletowy, połyskujący proszek już ruszył w stronę Bellossom, która otoczyła się tornadem magicznych liści. Nasienne pociski, uderzyły w fioletową chmurę, pochłaniając jej zawartość i zmieniając barwę na fioletową. Uderzenie nie było skuteczne, bo każde rozbijało się o czarne listki. Następnie Bellossom rozszerzył tornado, uderzając Vileplume. Po czym stworek z gracją skoczył, a jej suknia zalśniła na biało i się uniosła, a sam pokemon wprawił się w ruch obrotowy. Cięcie było ciosem typu normalnego, więc Caroline straciła nieco więcej punktów.
- To Ci nic nie da – skomentowała Caroline. – Dobra jeszcze raz nasienny pocisk z usypiającym proszkiem. – Tym razem Vileplume wyprowadził szybko atak. Nasienny pocisk pokrył się zielonym pyłem i kilka uderzeń trafiło w Bellossoma, który co prawda nie usnął, lecz widać było po nim delikatne otępienie.
- Bellosom szybko tornado liści. – Pokemona powtórzył atak, dzięki temu Alice miała pewność, że Vileplume nie zada bezpośredniego ciosu, co dawało jej chwilę na jakąś strategię.
- Dziewczyno, czy ty w ogóle myślisz? – Zapytała.
- Tak, nie widać? – odpowiedziała dumnie. Caroline nie chciała się wdawać w dyskusję, wolała zaprezentować wszystko w praktyce.
- Hiperpromień, teraz – nakazała. Pomarańczowy promień bez trudu rozbił ochronę magicznych liści. Uderzenie było celne, dlatego, że Bellosom nie był w stanie uniknąć ataku. Wciąż pozostawał pod wpływem usypiającego proszku.

            Przez chwilę pole pokrył kurz. Bellosom zniknął z pola widzenia. Caroline stała spokojnie, czekając na koniec, a Alice zaciskała pięść, wyczekując na moment, kiedy wszystko będzie jasne. Już po chwili pył zniknął, a oczom koordynatorek ukazał się leżący pokemon. Nagle rozbrzmiał dziwny dźwięk, a na pulpitach sędziów pojawiły się krzyżyki.
- Co za nieszczęście. Bellossom znokautowany. Cóż za wspaniały mecz, co prawda skończony przed czasem, ale jednak to było jedno z lepszych widowisk – skomentowała Julie.

            Alice podeszła do swojego pokemona wzięła go na ręce i przytuliła. Musiała iść teraz do centrum pokemon. Bellossom naprawdę mocno oberwał. Z drugiej strony stała Caroline uśmiechająca się i machająca dłonią do publiczności. Alice podeszła do niej, chociaż nie miała na to ochoty postanowiła jej pogratulować.
- Gratuluję, to był świetny mecz – powiedziała podając dłoń. Caroline spojrzała się na nią ze zdziwieniem, lecz po chwili się uśmiechnęła.
- Dziękuję, muszę przyznać masz talent, jednak jesteś tylko debiutantką, będzie dobrze. – odpowiedziała. Alice na chwilę zamarła, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Myślała, że dostanie jakąś odpowiedź, od której będzie miała się ochotę zabić. – Przepraszam, że na polu jestem taka zimna, ale tam obowiązuje sto procent skupienia. Musisz być twardą, bo inaczej cie zniszczą – wytłumaczyła.
- Jestem pod wrażeniem. Naprawdę jesteś wyjątkowa – pochwaliła Alice, która była zapatrzona w swoją rywalkę, kiedyś też taka chciałaby być. Dostała może i wycisk, ale był jej on potrzebny.

            Alice poszła do centrum pokemon. Kyle wstał trybunów i już miał iść, na szczęście Brad go zatrzymał.
- To nie ma sensu, ona teraz musi pomyśleć, podejrzewam, że i tak jest z siebie dumna. To był najlepszy mecz dzisiejszego dnia. – Brad doskonale wiedział jak to jest przegrać. Czasami trzeba po prostu siąść w samotności i pomyśleć, żeby nabrać od nowa siły.
- Znam ją lepiej. – Uparł się Kyle.
- Ona potrzebuje teraz pomyśleć, wcale jej nie pomożesz idąc tam. Musi zrozumieć co było nie tak. A poza tym mógłbyś obejrzeć finał, zawsze się czegoś nowego może nauczysz.
- W pokazach koordynatorskich?
- Tak. To jest jak mecz o odznakę. Musisz obrać dobrą strategię i współpracować ze swoim pokemonem. Niektóre kombinacje, sekwencje są pomocne – wytłumaczył Brad, sam podchodził do tego jak Kyle. Przez ten rok nauczył się wiele, zawsze uważał że porażki uczą najwięcej.

            W finale oczywiście spotkała się Caroline i Vileplume, kontra May Anme, która zamiast swojego słodkiego pokemonowego misia, wystawiła tym razem różowego stworka. Był nim Wigglytuff. Pojedynek nie trwał krótko, po serii pomysłowych kombinacji, ostateczny cios Caroline zadecydował o jej zwycięstwie. Zresztą dla nikogo nie było to szokiem. Sama Caroline czuła, że cięższy miała mecz półfinałowy, niż finałowy. Odbierając wstążkę szukała Alice na trybunach, lecz nie mogła się jej dopatrzeć. Nie zdziwił ją ten fakt, sama pamięta swoje początki, kiedy to odniosła druzgoczącą klęskę nie łapiąc się nawet do drugiej rundy. Teraz dojrzała i zrozumiała wiele.

            Tymczasem Alice siedziała w centrum pokemon i czekała na swojego stworka. Wpatrywała się w dwa pokeballe i zastanawiała się co będzie teraz.
- Coś się stało? – zapytała siostra Joy, która dopiero co wróciła z pokazów.
- Sama nie wiem –westchnęła. – Powinnam być szczęśliwa. Wystartowałam, przeszedłem do drugiej rundy, nawet dostałam się do półfinału i przegrałam z dzisiejszym zwycięzcą, więc porażka nie była taka zła – tłumaczyła, szukając sensu pochmurnego humoru.
- Porażka, to porażka, nie ważne na jak wysokim etapie – odpowiedziała różowo włosa kobieta. – Widzisz gdybyś wygrała cieszyłabyś się chwilę i koniec. Poczułabyś satysfakcję, a jutro wyznaczyłabyś sobie kolejny cel. Ty niestety przegrałaś. To normalne, że się tak czujesz włożyłaś w to serce i przez chwilę poczułaś, że jesteś naprawdę dobra. Ale się nie udało i zabolało. To co czujesz jest zupełnie normalne. Tylko zobacz na jedno, twój mecz był jednym z lepszych dzisiaj, było co oglądać, nawet finał nie był taki ekscytujący. Ty zadręczasz się tym, że nie jesteś wystarczająco dobra. Tym razem to był twój debiut i nikt nie spodziewał się tak dobrego wyniku, a że byli lepsi to już inna sprawa. Wiedz, że zawsze się znajdą, nigdy nie będziesz najwyżej i najniżej. Porażki nas czegoś uczą i motywują. Życie niestety nie jest usłane płatkami róż i to dzięki temu potrafisz walczyć o następny dzień. Pamiętaj, że to dopiero początek – rozgadała się siostra Joy, naprawdę przyglądała się dziewczynie i była z niej dumna. Wykazała się pomysłowością i talentem.
- Chyba masz rację. – Wycedziła niepewnie.

            Drzwi centrum pokemon otworzyły się i po chwili Brad i Kyle wparowali w pośpiechu do pomieszczenia.
- Super występ! – wypalił Brad, licząc na uścisk.
- Lizus – warknął Kyle.
- Dzięki, fajnie że mnie wspieraliście – odparła Alice chowając swoje pokeballe.
- Dla ciebie wszystko. – Brad uśmiechnął się łobuzersko patrząc się na dziewczynę.
- Nie ma to jak amant drugiej kategorii – jękną Kyle.
- Sam jesteś drugiej kategorii.
- Ja? Niby w czym? – zapytał licząc, że nie nastąpi kontra.
- Właściwie, to we wszystkim. – Wypalił.
- O naprawdę, i dlatego ci dokopałem ostatnio?

            Poliwag nie mógł już naprawdę tego nasłuchiwać, więc postanowił wkroczyć do akcji. Podskoczył na swoich niebieski nóżkach i wymierzył trenerom siarczysty policzek.
- Znowu? – Alice spojrzała się na małego rozjemcę.
- Poliwag, nie wolna ci tego robić – skarcił Kyle. Siostra Joy uważnie przyjrzała się całej sytuacji i po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Twój pokemon nie lubi kłótni. Być może przeżył jakąś traumę – próbowała to jakoś wyjaśnić.
- Albo chce im wybić głupotę – dodała Alice, po czym została zgromiona spojrzeniami chłopaków. – No co? Tak tylko sobie gdybam.
- Swoją drogą musimy się zmywać. Goldenrod City jest naprawdę daleko, a ja mam niecały rok, żeby zakwalifikować się do Ligii. – Kyle zmienił temat. Brad popatrzył się na niego ze zmartwieniem. Zdawał sobie sprawę, że czasu jest mało, ale nie miał ochoty mówić to znajomemu, który i tak pewnie był świadom swojego położenia.
- No tak, teraz czas na odznakę. – Alice musiała teraz iść na kompromis, chociaż w sumie i tak nie wiedziała, gdzie w okolicy będzie następny poke konkurs.
- Właściwie to możecie połączyć miłe z przyjemnym. Znam trasę, dzięki której dotrzecie do Goldenrod w przeciągu dwóch tygodni. Zaraz dam wam specjalną mapę. Myślę, że dacie sobie radę, a za niedługo będzie tam pokaz, chyba za niecałe trzy tygodnie. Mogłabyś skorzystać. Właściwie to oboje moglibyście załatwić swoje rzeczy w jednym czasie. – powiedziała siostra Joy.
- Byłoby świetnie – uradował się Kyle, jego przyjaciółka też podzielała jego entuzjazm.

            Tymczasem siostra Joy już poszła na zaplecze, a Vileplume przyniósł pokeball Alice, który od razu 
odebrała, była naprawdę szczęśliwa. Pozostawała tylko jeszcze jedna kwestia.
- Dokąd idziesz Brad? – spytał Kyle.
- Ja? – zdziwił się. – Muszę wybrać się do Violett City, a potem do Balckthorn. To są dwie odznaki, które chce zdobyć. Więc rozumiesz – odpowiedział.
- Czyli, że nie skusisz się na podróż z nami?
- Przykro mi, ale muszę odmówić, nie będę tracił czasu. Kolejnego roku nie mogę stracić. – wyjaśnił.


            Niedługo potem Brad wyruszył w swoją drogę. Alice i Kyle jeszcze odbyli szczerą rozmowę. Alice starała się uśmiechać. Właściwie to wychodziło jej to dość naturalnie, bo tak naprawdę nie musiała udawać. Kyle mimo to starał dobierać się odpowiednie słowa, aby nie urazić uczuć swojej przyjaciółki. Wreszcie po siódmej wieczorem postanowili, że opuszczą centrum pokemon. To był najlepszy moment, żeby udać się powrotem do lasu. Dla Kyle była to możliwość złapania nowego pokemona, które budzą się nocą. Tak więc zmotywowani i gotowi na kolejne wyzwania, ruszyli w dalszą podróż!
__________________
Od Autora:
Cześć! No i wróciliśmy do piątków. Mam nadzieję, że kolejny rozdział się podobał. Wciąż skupiam się trochę za bardzo na Alice, ale od ósmego rozdziału postaram się do zmienić(wciąż go piszę). Na chwile zniknął przemyślenia Kyle, żeby pojawiło się coś nowego od ósmego rozdziału. 

Jestem wam naprawdę wdzięczny za szczere opinie, pomoc w pisaniu. Myślę, że tak z roku i zacznę pisać jak człowiek :P. Czytałem ciekawy artykuł, że pisarze dzielą się na osoby, które potrafią tworzyć ciekawą akcję lub dobrze opisują sytuację. Chciałbym potrafić to drugie. Przyznaje szczerze, że nie jestem zbytnio zadowolony z moich opisów, ale biorąc pod uwagę, że pisze je ja, który tyle zwraca uwagi na szczegóły w otoczeniu co kot na marchewkę, to nie jest tak źle :P.

Ogólnie myślę i zmianie wyglądu i poprawieniu pierwszych rozdziałów. Co by to trochę lepiej wyglądało. Dziękuję Annetti za artykuł o dialogach. Przyznam miałem z tym problem. Nathaly też dzięki za wyłapanie błędów, w szczególności "pobekalle", nie powiem tez miałem ubaw.

Wreszcie na uczelni zaczął się zapiernicz, na całe szczęście, mimo wszystko postaram się być systematyczny. Na razie mam tylko jedną nockę zarwaną, ale koło zaliczone, opłacało się :D

A no i blog już ma pierwszy miesiąc. I jestem zadowolony. 400 wejść, pojawiło się kilka komentarzy i co najważniejsze ja go wciąż prowadzę. Raz nie spodziewałem się takich wyników(temat niszowy), dwa nie wierzyłem, że będę miał wenę. Napisałem 60 stron w Wordzie, biorąc pod uwagę niepublikowane rozdziały(kończę ósemkę).
Tyle paplaniny.
Pozdrawiam!

V. I should be so lucky.

V. I should be so lucky!

            - Co? – zapytała zdziwiona koordynatorka, słysząc komunikat siostry Joy. –To taka wiocha, a organizują tutaj pokazy? – Wciąż nie mogła wyjść z podziwu. Kyle udzielił jej sójki w bok, aby uważała na to, co mówi. – No co?! – Spojrzała na niego nerwowo.
- Grzecznie – dodał, symulując chrypkę.
- Ty miastowa – rzucił w ich stronę mężczyzna, wychylając głowę nad gazetkę, którą czytał - i tak nie masz szans na wstążkę – skomentował.

 Był to starszy mężczyzna – po pięćdziesiątce. Jego zielone oczy - podkreślone przez krawat tego samego koloru - lustrowały Alice. Jego brązowy, tweedowy garnitur świetnie komponował się z jego siwizną na głowie. Zaś zielony krawat Siwe włosy nadawały mu mądrości. Na jego twarzy gościł grymas, zmarszczki zaś mówiły, że nie uśmiechał się zbyt wiele przez całej swoje życie.
- Przepraszam, czasami za dużo mówię – odparła uśmiechają się do niego. Po czym odwróciła się i spochmurniała.
- Może i to jest mała wioska, ale są tutaj światowej sławy koordynatorzy - dodał, nie dając za wygraną.
- Zdaje sobie z tego sprawę, proszę pana – odparła od niechcenia. Wszystko tylko nie wdać się z nim w dyskusję. - Chciałabym teraz skupić się na doborze pokemona i jakiś szczegółach – udzieliła tej odpowiedzi najłagodniejszym tonem na  jaki było ją stać.
- Proszę bardzo, ignoruj starego sędziego. Na pewno spojrzę na ciebie przychylnie – wypalił.

           Dziewczyna myślała, że zapadnie się pod ziemie. Właśnie pogrzebała swoje szanse na przejście etapu pokazowego. W jednej chwili zraziła do siebie dwóch sędziów, zarówno siostrę Joy jak i starszego mężczyznę, którego nazwiska nie znała.
- Nie martw się. Pan Martinson często lubi straszyć młode koordynatorki – wyjawiła siostra Joy, czując że musi uspokoić zestresowaną koordynatorkę. Pielęgniarka popatrzyła się z pogardą w stronę starszego mężczyzny. Nienawidziła jego usposobienia, chociaż musiała go szanować. Pomimo swojej odpychającej osobowości, był świetnym burmistrzem.
- Przepraszam, ta miejscowość jest mała, a ja czasami, mówię co myślę – starała się załagodzić całą sytuację. Kyle zaczął się śmiać, widząc desperację w oczach. Alice. Dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie, które miało go uspokoić. Ten jednak parsknął głośniej.
- Jesteś koordynatorką, masz mieć grację. Podejrzewam, że nawet ten bez stylu ubrany chłopak miałby szansę wygrać contest. – Wskazał na Kyle’a. Brunet automatycznie przestał się śmiać, a Alice zaczęła zasłaniać usta dłonią, żeby nie zauważyli jej radości.
- Widzisz nawet ja jestem lepszy – dodał, próbując wybrnąć z całej sytuacji.
- Dlatego ja mam trzy pokemony, a ty jednego? – spytała, przeciągając ostatnią część zdania.
- Dumna koordynatorka, dostała łupnia w walce pokazowej od trenera.
- Lidera – poprawiła.

            Wszystkiemu przyglądał się Poliwag, znowu nie mógł znieść tych bezsensownych kłótni, tym razem zamierzał poradzić sobie inaczej z dziećmi. Doskoczył do dwójki i zadał im celne ciosy ogonem.
- Au! Poliwag, spokój! – krzyknął niezadowolony trener.
- Przepraszam blondynka jest lepsza, przynajmniej panuje nad pokemonami. – dodał pan Martinson i oddał się lekturze.

            Kyle miał ochotę udusić go gołymi rękoma. Alice z pewnością by mu pomogła. Miała dość uwag starszego pana, który cały czas krytykował przybyszów.
- Proszę pana! – upomniała siostra Joy. – Mógłby być pan chociaż raz miły? – W głębi poczuła wstyd za zachowanie starszego mężczyzny. Był on w końcu reprezentacją miasta.
- Jestem miły. To oni są niekompetentni – odpowiedział, nie czując winy. Takt nie należał do jego mocnych stron, chyba że chodziło o interesy. Wtedy dyplomacja grała u niego pierwsze skrzypce.
- Nie przejmujcie się nim. On już tak ma. Pokazy odbędą się za trzy dni, na spokojnie możecie zatrzymać się w centrum pokemon jeśli chcecie – powiedziała przyjaźnie, kończąc temat starszego pana.
- Super. Jeśli możemy, to chętnie skorzystamy – odparł uradowany Kyle. Co prawda nie planowali zatrzymywać się w Floruse Village, aż cztery dni, ale skoro jest okazja zdobycia wstążki, to dlaczego by z niej nie skorzystać. Dla Kyle była to świetna okazja, aby schwytać nowego pokemona. W końcu nieopodal miasta ciągnęły się piękne, zielone łany, na których aż roiła się od trawiastych stworków. No i oczywiście las Ilex, w którym znajdowały się specyficzne gatunki. Może udałoby mu się złapać wymarzonego Bellsprouta.

            Alice i Kyle udali się do swojego pokoju, które znajdowało się aż na poddaszu. Pomieszczenie było nie duże z jednym oknem wystającym na miasto, łóżkiem piętrowym na pół pokoju, małą nocną szafką z czerwonym zegarkiem na niej. Przyjaciele szybko położyli się spać. Kyle’owi zależało na tym, żeby jak najszybciej wyruszyć w podróż, a Alice musiała przyłożyć się do treningu. Koordynatorka miała już trzy pokemony, lecz żaden nie był jeszcze dobrze trenowany, po za Staryu, którego trenowała jeszcze przed ukończeniem szkoły. Dziewczyna świadoma była, że nie może liczyć tylko na Staryu. A zwłaszcza na Staryu. Floruse Village to miejsce pełne trawiastych pokemonów, więc prawdopodobieństwo walki z jednym ze stworków tego typu było całkiem spore.

            Tuż po godzinie szóstej Kyle zerwał się na równe nogi. Był pełen entuzjazmu, zszedł do stołówki centrum pokemon, gdzie posłusznie zjadł swoją porcję owsianki z dodatkiem suszonych owoców. Przejrzał jeszcze raz uważnie mapę i odebrał swojego podopiecznego od siostry Joy, która była zdziwiona zdyscyplinowaniem chłopaka.

            Trener doskonale zdawał sobie sprawę, że jego pokemon potrzebuje wzmocnić swoje ataki. To całkiem dobrze, że poznał nowe, ale ich siła i celność pozostawiała wiele do życzenia. Zdecydowanie musiał poćwiczyć nad kondycją swego podopiecznego. Rozpoczął od wspólnego biegu, po czym Kyle rzucał w powietrze frisbee, które Poliwag miał strącić za pomocą wodnej broni. Potem pokemon uderzał w kamień, który miał za zadanie przesunąć. Na początku szło bardzo opornie, lecz z czasem udało się i kamień przesuwał się po każdym ataku. Oczywiście trener nie zapomniał o rozwoju innych ataków. Ćwiczyli naprawdę ostro, aż do południa.

            Tymczasem Alice wstała dopiero o godzinie jedenastej, na stołówce spotkała Brad’a, który jeszcze nie opuścił miasta. Postanowiła się do niego przysiąść.
- Co tutaj jeszcze robisz? – zagadnęła, próbując wyciągnąć od niego trochę informacji.
- Jem śniadanie – odpowiedział krótko. – A ty już jesteś po?
- Nie i nie o to mi chodziło. Co robisz jeszcze w tej wiosce? – Przysiadła się ze swoją porcją sałatki owocowej.
-  Szczerze powiedziawszy sam nie wiem. Chciałem zobaczyć jak sobie poradzisz i tak nie mam co robić, a mam ochotę poćwiczyć jeszcze z moim Bellsproutem, czuję że niebawem ewoluuje – wytłumaczył przyglądając się dziewczynie, która od razu się zawstydziła.
- To wszystko dla mnie? – zapytała ciągnąc temat. Tak naprawdę podobał się jej podryw, który Brad stosował na niej. Nie miała ochoty ani na chwilę rezygnować z dobrej zabawy i odtrącić go.
- Nie, moja droga ten świat jest pełen tego kwiatu. – Uśmiechnął się łobuzersko. On też miał swój honor. Tak naprawdę był tu dla niej, lecz nie potrafił tego przyznać.
- Kolejny rycerz na ośle. – skomentowała.

            Alice czuła się przy nim nieswojo. Towarzyszyło jej dziwne uczucie, jakby magnetyzm. Cały czas chciała więcej Brad’a, ale z drugiej strony nie chciała iść o krok do przodu. W zwyczaju Brad’a nie było przejmowanie się jedną kobietą. Tutaj jednak był w stanie stracić swój cenny czas. Alice znowu uwielbiała być adrowana, chociaż czasami czuła, że to wcale nie potrzeba bycia pożądanym nią kierowała, a strach przed odrzuceniem.
- Może i tak, ale świat jest brutalny – westchnął przypatrując się jej oczom.
- To jak postrzegasz świat zależy od ciebie – zripostowała.
- I dlatego ty siedzisz tutaj zamiast trenować? – zarzucił.
- Nie rozumiem – zdziwiła się.
- Znam to, śpisz prawie do południa, bo nie chcesz wziąć się, za konkretny trening. W sumie nic dziwnego. Też chowałem głowę w piasek jak ktoś mnie skrytykował. Albo jak byłem na straconej pozycji – wyjawił dziewczynie. Alice najpierw nieznacznie drgnęła, potem zmieszana starał się coś wyjaśnić, jednakże nie przychodziła jej żadna dobra odpowiedź
- To, to wcale…
- To właśnie tak jest, nie wierzysz w siebie – dodał pewnie wciąż ją obserwując.
- Wydaje ci się dzieciaku – wyśmiała go licząc, że odstąpi od jej tematu. Wierzyła w siebie, nie potrafiła po prostu odnaleźć się w nowej roli. To wszystko było naprawdę ekscytujące, lecz nowa sytuacja, stworzyła wiele wątpliwości.
- Jak tam wolisz, ja mogę potrenować z tobą mojego Bellsprouta – zaproponował. – Znam kilka dobrych ataków i znam się na pokemonach. Już raz przemierzyłem całe Johto.
- I myślisz, że wszystko wiesz? – odpowiedziała chłodno.
- Więcej niż ty, ale skoro zamierzasz udawać twardą to sobie bądź. – Wraz z tymi słowami koordynatorka doznała duszności w klatce piersiowej. Nie chciała żeby odchodził. Właściwie to miała ochotę rzucić się na kolana i błagać go o pomoc.
- Ok, możemy razem trenować – powiedziała z niechęcią. Czuła, że nie ma innej opcji. W tym wszystkim była prawda, potrzebowała kogoś doświadczonego. Była zielona w tym wszystkim. Co innego rozmowy teoretyczne, oglądanie pokazów, a co innego trenowanie własnych pokemonów.

            W tym czasie Kyle postanowił wyruszyć w podróż. Nie zamierzał nic mówić Alice, aby jej nie rozpraszać, a co gorsze żeby z nim nie poszła. Przy niej nie miał szans na pochwycenie nowego pokemona. Ta dziewczyna przynosiła mu najzwyczajniej pecha.

            Przemierzał łąkę, jednak nie znalazł niczego dla siebie, kiedy wreszcie wyłaniał się jakiś stworek, to błyskawicznie uciekał. Kyle tracił cierpliwość. Pech poganiał pech, żadnego pokemona. Poliwag posmutniał czując, że to jego wina, że jest za słaby, aby jego trener mół coś złapać.
- Spokojnie. Na pewno coś złapiemy – powiedział Kyle bez przekonania, zaczął zastanawiać się czy w ogóle nadaje się na trenera pokemon. Spędził trzy godziny, na łące pełnej trawiastych stworków i ani jednego nie udało mu się złowić.  

            Nagle panującą ciszę przerwał szelest trawy. Oczywiście Kyle nie omieszkał sprawdzić co też w „trawie piszczy”. Za kilkoma listkami dostrzegł żółto-czarne nasionko, które spotkał już wcześniej. Był to mały Sunkern. Stworek był tak wystraszony, że szybko skoczył chłopakowi w ręce.
- Hej maluchu, co się stało? – spytał. Pokemon tylko pojęczał i wtulił się mocniej w ramiona trenera. – Zgubiłeś swoje stado, mamę? – Wciąż próbował się dowiedzieć. Pokemon pokręcił tylko przecząco wystającymi listkami.

            Kyle interesował się trawiastymi pokemonami i wiedział o wielu dość sporo. Przypomniał sobie, że Sunkern po wykluci musi radzić sobie sam, bo rzadko pokemony trawiaste wykazywały opiekę nad swoim potomstwem. Najczęściej już od małego musiały sobie radzić same, co nie było takie straszne. Pokemony trawiaste w większości zamieszkują łąki, które są stosunkowo bezpieczne i dzięki światłu słonecznemu szybko dorastają. Zupełnie jak rośliny.
- Spokojnie, jestem z tobą. Wezmę cie ze sobą. Zobaczy trochę świata i może będziesz odważniejszy. – Uśmiechnął się do malucha, po czym na chwilę odstawił go na ziemię. W duży czarnych oczach zakręciła się łezka. – Nie martw się. – uspokoił Kyle. – Mam coś dla ciebie. – Wyciągnął kilka chrupek, a maluch szybko spożył znaczną ich ilość. Oczywiście Poliwag nie mógł tego znieść, więc odepchnął malucha i sam zaczął wydajać. – Zazdrośniku, podziel się!

            Poliwag odszedł, a Kyle wziął trawiastego stworka na ręce i ruszyli dalej w podróż w stronę lasu. Chłopakowi nie uśmiechało się być nianią malucha, z drugiej strony uwielbiał trawiaste pokemony. Problem polegał na tym, że nie mógł z malcem stoczyć walki, więc nie mógł go złapać. Teoretycznie mógł, ale byłoby to bestialskie z jego strony.

            Zbliżała się godzina czwarta. Kyle zgłodniał, postanowił schronić się w cieniu drzew i przekąsić prowizoryczny obiad. Tymczasem z listków pokemona zaczął wydobywać się różowy pyłek, który unosił się w stronę lasu. Kyle nie zauważył tego faktu, ponieważ zajęty był studiowaniem pokedexu. Zastanawiał się jakich ataków nauczyć swojego pupila i postanowił skupić się na lesie Ilex, może też mógł złapać Caterpie, to jednak coś.

            Różowy pyłek powędrował w stronę lasu. Kiedy Kyle spojrzał się na Sunkerna nic nie zauważył.
- Dlaczego pokemony trawiaste są takie urocze. Oczywiście ty Poliwag jesteś też bardzo ładny. – dodał starając zmniejszyć się rywalizację.
- Poli, Poli. – Malec zaprotestował i odwrócił się. Kyle pogłaskał go po idealnej główce i spryskał aerozolem, aby jego skóra była idealnie gładka. Pokemon ucieszył się i od razu wybaczył trenerowi brak miłości.

            Nieświadomy działań nowego pokemona Kyle siedział w spokoju, tymczasem słodki zapach -  bo tak nazywał się ten atak – zwabiał leśne pokemony. Za zapachem ciągnął zielony insekt, o twardym chitynowym pancerzy i olbrzymim rogu. Stworek był naprawdę głodny, na zapach praktycznie się ślinił. Wychylił się powoli zza drzewa i zobaczył piknik. Potem spojrzał na pokemona, który wydobywał z siebie ten smaczny zapach, nie zamierzał się zatrzymać, choć nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi.

            Zakradł się powoli zmieniając krzew po krzewie. Aż w końcu miał stworka na wyciągnięcie ręki.
- Słyszałeś coś? – Zaniepokojony chłopak spytał swojego podopiecznego. Poliwag jednak pokręcił przecząco ciałem. – Chyba jestem przewrażliwiony. - Wraz z tymi słowami, niechciany gość poczuł się komfortowo. Wychylił swoją łapkę i sięgnął po pokemona nasienie. Pech chciał, że wyciągając dłoń po zdobycz stracił równowagę i runął tuż przed trenerem. Kyle podskoczył jak poparzony i wyciągnął pokedex.
https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh4qDdJCz28vS9rmqGQzPc3fjty7p-ceitqelyXUw8-XfqUVC_9S_NIe9lmvjRGqEMYuhdogAgjcPUXih4LuNECE5IeNKhCdXoQBenLQn1Ow_19zL8LdAd23gHXXeAMiROM33RkrlaL_qOIOxydat80dJhUCeJ6XL7EFY7NFlQDO7V0pDtMyZ2dN1Om_4w=

Heracross pokemon typu robak i walka. Pokemon przypomina żuka, ma twardy, niebieski, chitynowy pancerz, który chroni go przed uderzeniami. Do obrony służy mu także duży róg, zadający często poważne rany. Po rogu można odróżnić samca od samicy. Pokemon ten spotykany jest w lasach, żyje w symbiozie z Butterfree. Ulubionym pokarmem jej miód. Heracross znany jest jako łakomczuch. Zazwyczaj spokojne, atakują w ostateczności.

            Oczy Kyle’a wręcz zapłonęły ze szczęścia. To była jego unikatowa szansa na złapanie pierwszego pokemona podczas swojej podróży.
- Dobra Poliwag to twoja walka – powiedział. W tym czasie Heracross stanął na równe nogi, ale zanim zdążył uciec drogę zagrodził mu Sunkern. – Chcesz walczyć mały? – zapytał zaskoczony trener. Pokemon kiwnął głową. – No dobrze. – Kyle nie wiedział czego się spodziewać, ale czemu nie spróbować. Fakt mógł stracić Heracrossa, który był jednym z rzadkich pokemonów i do tego jednym z ulubionych Kyle’a.

            Heracross przestał być taki łagodny, jego pazury lśniły na ciemnobrązowy kolor, po chwili zamachnął się, by zadać cięcie maluchowi. Ten tylko uskoczył.
- Sunkern, słoneczny dzień. – polecił Kyle, nie będąc przekonany czy stworek jest w stanie wykonać jego zalecenie. Ten tylko podskoczył i wystrzelił błyszczącą kulę pod korony drzew. Może nie był to silny atak, jednakże dodawał szybkości i efektywności Sunkernowi. Oponent nawet na chwilę nie zamierzał się poddać. Odwrócił się i otworzył swój pancerz, spod którego wyłoniły się owadzie skrzydła. Wzniósł się ponad powierzchnię i znowu zaczął szturmować, tym razem jego dłonie były błękitne. – Unik! – krzyknął.

            Sunkern dzięki sprzyjającym warunkom bez problemu uniknął ataku, wykonując salto nad insektem, kiedy się obracał, wysłał brązowe nasionko na przeciwnika. Nasienie błyskawicznie wykiełkowało. Z brązowego nasienia wydobył się zielony bluszcz, który szybko obrósł całego pokemona. Po chwili zaczął lśnić, był to znak, że wysysa energię z Heracrossa.
- Brawo! – pochwalił Kyle. Nie spodziewał się po malcu takich zdolności. Heracross próbował uwolnić się z porastającej go byliny, jednak nie szło mu to najlepiej. W tym czasie Sunkern otworzył pyszczek i wystrzelił dziesiątkami zielonych nasionek. Następnie stanął i przyglądał się szamoczącemu się rywalowi. Jego dwa listki zaczęły świecić na jasno.
- Czy to jest słoneczny promień? – Zauważył z niedowierzaniem Kyle. Promień poszybował szybko w stronę motającego się jeszcze Heracross. Oczywiście nie zdołał on zareagować na niebezpieczeństwo. Kyle nie czekał ani chwili. Rzucił balem przed siebie.

            Biało czerwona kula wahała się przez chwilę, aby potem zastygnąć. Kyle podbiegł do pokeball i podskoczył z radości, uścisnął małego Sunkerna i Poliwaga, który był zirytowany faktem, że to nie jego walka. Postanowił wyciągnąć kolejny pokeball.
- To co mały? Masz ochotę dołączyć do mojej drużyny? – zapytał. Sunkern podskoczył ze szczęścia. Kyle posłał kolejną kulkę, która od razu wydała charakterystyczny dźwięk. – Wreszcie. – odetchnął z ulgą. Nadrobił ostatnie dni.

            Teraz postanowił wrócić do wioski, stwierdził że na dzisiaj wystarczy. Po za tym Alice na pewno się o niego martwiła. Bez słowa ją zostawił, chociaż wiedział, że tak będzie lepiej, bo pewnie spędza czas z Bradem, który właśnie podbija do niej. Trener nie miał jakoś ochoty przyglądania się ich amorom, chociaż nie omieszkał skorzystać z okazji i pochwalić się swoimi zdobyczami.

            Tak jak się spodziewał na placu, za centrum pokemon Alice ćwiczyła ze wszystkimi swoimi trzema pokemonami. Dziewczyna stała obok Brada, który cały czas udzielał jej rad. Alice uśmiechała się widząc efekty jej pracy. Naprawdę dobrze współpracowało się jej z trenerem. Kyle postanowił przerwać tę chwilę.
- Cześć! – zagadnął.
- Cześć! – rzuciła się mu na szyję Alice. – Gdzie byłeś? Martwiłam się – powiedziała uderzając go w ramię. Brad stał z boku i nie podzielał entuzjazmu dziewczyny.
- Powiedzmy, że musiałem ci dorównać. – Uśmiechnął się łobuzersko. Wreszcie czuł się dowartościowany. Myśl, że byłby gorszy przerażała go.
- Naprawdę nie mogłeś przeżyć, tego że mam już trzy pokemony? – spytała zaskoczona.
- Nie o to chodziło, po prostu niebawem następna sala, a ja chciałbym jednak nie łapać przed wejściem do niej jakiegoś pokemona – wytłumaczył się. Czuł się teraz naprawdę głupio. Cała jego radość zniknęło, bo poczuł się jak małe dziecko, które chce mieć taką samą zabawkę jak kolega.
- Ta jasne. I pierwsza zdobędę wstążkę, a potem komplet – przedrzeźniła chłopaka. Kyle zacisnął tylko pięść i wziął głęboki oddech. Nie miał ochoty wdawać się w kolejną sprzeczkę
- To chyba oczywiste. Wielki finał jest przed rozpoczęciem Ligii, byłoby trochę słabo gdybyś – zripostował.

            Dziewczyna miała powiedzieć jeszcze coś błyskotliwego, lecz zbyt bardzo się cieszyła, że jej przyjaciel wreszcie się odnalazł. To było dla niej największe szczęście.
- Grunt, że przyszedłeś. Ja już prawie mam strategię na nadchodzące pokazy – pochwaliła się.
- Cieszę się. A ja złapałem te dwa maluchy. – Wyrzucił w powietrze pokeballe, z których wyłoniły się dwie postacie. Heracross poczuł słodki zapach Bellossom i zaczął go ganiać, myśląc że to wspaniały posiłek.
- Co Twój pokemon robi?- zapytała zdziwiona.
- Chyba ma ochotę na trochę miodu.
- Wara od mojego pokemona. – Złapała Bellossoma na ręce. Heracross zatrzymał się i popatrzył ze smutną miną jak jego kolacja właśnie mu cieka.
- Chcesz jeść, dam ci trochę miodu. Na pewno mają tu w sklepie. Więc jeśli poczekasz, to za niedługo dostaniesz. – Pokemon od razu rozpogodził się i doskoczył do swojego trenera, mocno go obejmując.
- Wow, ale z niego łasuch, chyba większy niż ty – wytknęła przyjacielowi. Kyle nawet nie zamierzał tego komentować.


            Wyruszył jedynie po obiecany słoik miodu. Alice i Brad wybrali się do centrum pokemon, bo naprawdę się już ściemniało, a dziewczyna miała wielkie plany jeśli chodzi o jutrzejszy trening. Zapowiadał się bardzo pracowity dzień.


IV. Butterfingers can be killer too.

IV. Butterfingers can be killer too.

            Porażki powinny dołować, a mnie szczerze motywują, czuję w sobie nową energię. Faktycznie ostatnimi czasy nie wykazałem się jakimiś wyjątkowymi zdolnościami, ale wczorajsza lekcja wiele wniosła. Lepiej teraz niż za miesiąc.

            Myślę, że błędy uczą nas więcej niż podręczniki całego świata. Czymże byłaby wiedza teoretyczna, bez wiedzy praktycznej i czy wiedza teoretyczna w ogóle przydaje się w tej praktycznej?

            Czytam tak wiele, między innymi psychologiczne bzdety, a i tak popełniamy błędy. Oddajemy się w toksyczne relacje, kłócimy się, bez zrozumienia drugiej strony. Czy teoria ma w ogóle jakieś zastosowanie?

            Dopiero kiedy się sparzymy wiemy, że ogień jest gorący, a nie stąd, że wyczytaliśmy. Zresztą nawet gdyby ktoś nam tak powiedział i tak zapragnęlibyśmy spróbować.

            Życie uczy nas najwięcej, dlatego że człowiek popełnia w życiu wiele błędów, a po każdym błędzie stajemy się silniejsi i gotowi do działania. Choć niektórzy nie uczą się niczego przez całe życie i niektórych błędów trzeba i tak unikać, bez ich próbowania.

            Alice i Kyle przemierzali bujny las Ilex. Mijali kolejne olbrzymie drzewa, jedną ze ścieżek, która ciągnęła się pośród koron olbrzymich roślin. Alice zaczynała tracić już cierpliwość, ponieważ od dwóch godzin wciąż błądzili. Kyle natomiast starał się zachować spokój i udawał, że wszystko jest pod kontrolą, chociaż zdawał sobie sprawę, że w rzeczywistości są zgubieni.

            Koordynatorka nie zamierzała już tolerować nieudolnej wycieczki swojego przyjaciela i postanowiła przejąć stery.
- Dawaj tę mapę! Lepiej sobie poradzę. – Chwyciła za jeden z boków mapy i prawie ją wyrwała z rąk towarzysza.
- Spokojnie. Wiem mniej więcej co musimy zrobić! – Warknął nie dając jej szans.
- Mówiłeś to trzynaście drzew temu, jak znaleźliśmy ten mały ogród Peach berry. A i tak dalej błądzimy, więc dawaj, panie ekspercie! – Krzyknęła. Poliwag zwolnił kroku, aby przypadkiem nie znaleźć się po środku konfliktu.
- Masz, spróbuj sobie poradzić! – Cisnął w nią skrawkiem papieru. Dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie.

            Rozłożyli mapę na drodze. Alice przeanalizowała całą sprawę, sprawdzili gdzie się zgubili i dokąd powinni iść, nie daleko było jakieś miasto. Pomimo tego, że chcieli dotrzeć do Goldenrod City musieli na chwilę zboczyć z trasy, ponieważ ich pokemony potrzebowały wizyty w centrum pokemon. Po za tym sen w łóżku byłby miłą odmianą od małego namiotu i śpiwora.
- Jesteśmy mniej więcej tutaj. – Zarysował jej ręką lokalizacje. Dziewczyna uważnie się spojrzała i obróciła mapę.
- Skoro tu zaczęliśmy to musimy, iść tutaj, a potem skręcić w prawo i będziemy! – Powiedziała pełna entuzjazmu. Kyle walnął się ręką w głowę.
- Tak! Jasne, bo północ jest na południu. – Jęknął. – Trzymasz odwrotnie mapę, popatrz na kompas. – Pokazał jej mały czarny przedmiot wskazujący odwrotne kierunki niż na bokach mapy.

            Dziewczyna przez chwilę się zarumieniła, przełknęła ślinę i obróciła mapę jakby nic się nie stało.
- Skoro jesteśmy tu i chcemy dotrzeć tu. – Kontynuowała. – Powinniśmy iść chyba tą drogą. – Wskazała.
- Kobieto! Zlituj się, ty nawet nie wiesz co czytasz. – Wypalił.
- Znalazł się pan mądrala, to drzewo wygląda inaczej od tamtego, a to jest podobne, już chyba to rozgryzłem. – Przedrzeźniała nerwowo trzęsąc głową.
- Przynajmniej umiem czytać mapę.
- Tak, ależ oczywiście, że umiesz – przeciągnęła wysokim głosem. – To czemu tu stoimy panie profesorze!?
- Niepotrzebny bagaż nas spowalnia. – Skomentował. Dziewczyna już miała użyć rękoczyny, żeby wygrać spór, ale wtedy wtrącił się Poliwag. Wycelował wodną bronią w przyjaciół.
- Za co to? – Jęknął przemoczony Kyle.
- Nawet pokemona nie potrafisz kont…- Zanim Alice zdążyła coś powiedzieć, Poliwag doskoczył obydwoje i wymierzył podwójny cios swoimi ogonem prosto w twarz.
- Nauczyłeś się podwójnego uderzenia. – Ucieszył się Kyle.
- Pol, Poli, Poli – zaczął piszczeć zdenerwowany pokemon.
- On chyba chce żebyśmy się uspokoili. – Zauważyła Alice.
- Przepraszam, nie jesteś zbędnym bagażem, może trochę się zgubiłem. – Zaczął Kyle.
- Nie ma sprawy. Przyjmuję przeprosiny. – Odparła. – Może i się mądrzysz, ale w sumie lepiej czytasz ode mnie mapę. – Kyle spojrzał się na nią ironicznie: „ Naprawdę?”. Nie był do końca zadowolony z przeprosin, ale lepsze to niż gubienie się w tym ogromnym lesie. Z drugiej jednak strony wolałby zostawić koordynatorkę na pastwę losu.

            Podróżnicy przeanalizowali jeszcze raz swoją lokalizację, spojrzeli na mapę, spojrzeli przed siebie i spróbowali odtworzyć przebieg podróży. Po dogłębnej analizie już prawie wiedzieli, gdzie mają wyjść. Ruszyli w drogę, mając nadzieję, że tym razem dojdą do celu.
- Zobacz! – Krzyknęła uradowana Alice widząc jak zza drzew wyłaniają się promienie słoneczne.
- Wreszcie. – Odparł Kyle widząc wydeptaną dróżkę, która jak się okazało prowadzi na rozległą polanę.

            Piękna zielona polana pokrywała niezliczone ilości hektarów przestrzeni, ciągnęła się przez cały horyzont. Zielony pagórek, u którego podnóża znajdowała się mała wioska, nad rzeczką. Na łące dało się dostrzec różnego typu pokemony. Od wesołych, latających robaków zbierających nektar z roślin, po kwitnące pokemony hasające po łące.
-  Tu jest pięknie. – Skomentowała Alice, nie mogąc nacieszyć się pięknym pejzażem. Roku nadawała świetna pogoda, prawie bezchmurne niebo i dużo słońca. Dziewczyna popędziła przed siebie, żeby położyć się na łące i oddać się kąpieli słonecznej.

            Powoli za nią szedł Kyle, który też miał ochotę odpocząć, ale widząc tak dużą różnorodność pokemonów czuł, że to czas by złapać swojego pierwszego stworka. Szybko przeczesywał wzrokiem całą przestrzeń w poszukiwaniu jakiejś zdobyczy. Nagle zobaczył pokemona o jakim marzył. Żółta, gruszkowata głowa, trzymała się na cienkiej brązowej łodydze, które kończyła się korzonkami. Dwa listki odstawały stworkowi niczym ręce. Kyle wyciągnął pokedex, aby się upewnić.

Bellsprout pokemon roślina. Łączy w sobie typ trawiasty i trujący. Jego żółta głowa umieszczona jest na brązowej łodydze, która jest bardzo elastyczna, co sprawia, że pokemon łatwo unika ataków oponenta, a jego korzenie zawsze trzymają się ziemi, dzięki czemu oporny jest na ataki elektrycznego. Bellsprout zamieszkuje, raczej ciepłe miejsce, gdzie może się wygrzewać.
- Będziesz mój. – Wycedził. – Poliwag wodna broń. – Niebieski stworek aż podskoczył ze szczęścia, że bierze udział w pierwszej swojej walce i z całej siły wystrzelił mały, ale bardzo silny i szybki strumień wody. Bellsprout nie robiąc sobie nic z tego ataku, po prostu się zgiął. Atak Poliwaga przepłynął obok łodygi, małego spryciarza. – No dobra, skoro to nie działa spróbuj podwójnego klapsa. – Pokemon doskoczył do rośliny, i już miał wymierzyć cios swoim ogonem, jednakże mały spryciarz wygiął się do tyłu, praktycznie kładąc się na ziemię i Poliwag przeskoczył go.

            Kyle zacisnął tylko pięści, zaczął się naprawdę irytować, nie wiedział, że tak trudno jest złapać dzikiego pokemona. Z drugiej strony wiedział, że taki Bellsprout jest wart każdego wysiłku.
- Hej, to nie ładnie dręczyć czyjeś pokemony. – Powiedział jakiś męski głos dobiegający zza pleców Kyle, ten odwrócił się szybko. Przed nim stał brunet, niższy od niego, o kasztanowych oczach i śniadej, ciemnej cerze. Ubrany w zielony t-shirt i ciemne dżinsy, a  także czerwone trampki.
- Przepraszam. – wymamrotał zawstydzony trener.
- Hmm nic się nie stało. Tak to jest jak zostawisz swojego pokemona bez opieki. – Odpowiedział nie chowając żadnej urazy do nowego znajomego. – Jestem Brad, a ty? – Przedstawił się podając dłoń.
- Kyle. Mieszkasz może tutaj? – Zapytał, by rozpocząć rozmowę.
- Nie, przyjechałem tutaj na trawiasty turniej. Tak naprawdę pochodzę z Olivne City, mam szesnaście lat, od roku podróżuję po Johto.- Opowiedział w skrócie.
- Trawiasty turniej? – Zdziwił się Kyle.
- Tak, widzisz w tej małej wiosce, zwanej Floruse Villiage odbywa się co roku turniej trawiastych pokemonów. W rywalizacji może wciąć każdy, kto posiada pokemona trawiastego, jako główny typ. Założeniem konkursu jest zebranie miłośników trawiastych pokemonów i walka w małej lidze. Ja chciałem sprawdzić się z Bellsproutem. Ćwiczyliśmy ostatnio ostro. Wystartowałem rok temu do Ligii, ale nie zdążyłem zdobyć ośmiu odznak i cóż, teraz zostały mi tylko dwie do zdobycia, korzystając z okazji doszkalam swoje stworki. – Wytłumaczył. – A Ciebie co tu sprowadza?
- W sumie zabłądziliśmy z koleżanką. – Wskazał na Alice, która leżała najlepsze w trawie wygrzewając się ze swoim Caterpie. – Więc przypadkiem wyszliśmy tutaj. Ja wystartowałem w tym roku, chciałbym też w tym się dostać. To mój drugi dzień podróży, zmierzamy do Goldenrod City.
- Żeby zmierzyć się z Whitney. – Dokończył. – Powodzenia, ja odpuściłem sobie ten stadion, ona jest naprawdę stuknięta.
- To znaczy?- Spytał nie rozumiejąc co Brad miał na myśli.
- Zobaczysz. – Powiedział tajemniczo.

            Brada nagle olśniło, dwóch trenerów stało na łące, to najlepszy sposób, żeby sprawdzić swoje siły. Przy okazji jego Bellsprout miałby doświadczenie przed turniejem.
- Co ty na małą walkę pokemon? – Zapytał pewny swojego.
- Z miłą chęcią. – Odpowiedział Kyle. – Jeden na jeden, dobrze?
- Tak, rozumiem, że masz tylko Poliwaga?
- Tak.
- Hej, zacznijcie wreszcie! – Krzyknęła dziewczyna wstając. – Tam są trawiaste pokemony, myślę, że jeden przydałby mi się do pokazów.
- A to jest Alice. – Wskazał niechętnie Kyle.
- Miło mi Cię poznać. – Powiedział entuzjastycznie. Po czym podszedł do dziewczyny. – Jesteś koordynatorką tak? – Zadał to pytanie uwodzicielskim głosem.
- Tak, słodki jesteś, ale trochę młody. – Zgasiła go, nie dając szans na przelotny flirt.
- Za młody na co? – Dalej zgrywał amanta.
- Na mnie, chociaż, jak się wykażesz.
- Tylko patrz.
- Na litość…- Kyle wybuchł nie mogąc znieść tego tandetnego podrywu. – Walczymy czy nie?
- Już idę.

            Chłopcy rozstawili się na odpowiednią odległość. Alice stanęła z boku, po środku odległości między jednym, a drugim, zamierzała sędziować. Marzyła o tym, żeby Kyle wygrał, bo nie miała ochoty zadawać się z tym szczeniakiem.
- Walka jeden na jeden, zaczynajcie. – Powiedziała bez większego przywiązania i szybko przybrała pozycję siedzącą.
- Poliwag ruszaj. – Krzyknął Kyle, a mały stworek stanął tuż przed nim.
- Bellsprout, pokażemy im. – Pokemon roślina wygiął się robiąc ze swoje łodygi pętlę, jakby drwił z rywala.
- Poliwag wodna broń. – Po raz kolejny strumień wody błyskawicznie wystrzelił w Bellsprouta, ale ten jedynie wygiął się w bok.
- Serio? Wodny atak? Dobra Bellsprout ostry liść. – Pokemon zamachnął się, wysyłając szybko wirujące liście.
- Unik i podwójny klaps. – Poliwag szybko uskoczył i wykorzystał liście przeciwnika niczym kamienie w rzece, skacząc po nim z gracją. Znalazł się nad trawiastym pokemonem i zadał kolejny niecelny cios.
- Gratuluje szybkości, ale nie masz szans nas zaatakować. Dzikie pnącze. – Z małych listków wyłoniły się dwa zielone pnącza, które spętały stópki niebieskiego stworka. – A teraz nim rzuć. – Bellsprout zamachnął się wyrzucając napastnika zza swoich pleców, aż na pole przed sobą. Uderzenie zostawiło mały dołek w ziemi, po ciele Poliwaga.

            Kyle był przerażony, żaden jego atak nie był skuteczny. Do tego Brad miał przewagę typów, jego pokemon do tego był niesamowicie zwinny, a Poliwag niestety nie znał zbyt wielu ataków. Kyle nie miał zamiaru jednak się poddać, zrozumiał że musi na razie grać defensywnie i czekać na błąd oponenta.
- Bellsprout dodajmy sobie przewagi. Usypiający proszek. – Z żółtego pyszczka wystrzelił biały proszek, o zielonym połysku. Biała chmura znalazła się już nad Poliwagiem.
- Nawadnianie. – Poliwag wystrzelił słaby strumień wody w górę, który utworzył małą fontannę. Woda zmieszała się z pyłkiem sprawiając, że spłynęła nie dając pożądanego efektu.
- Pomysłowe. – Skomentował Brad, będąc pod wrażenie. – Ale to nie wystarczy. Bellsprout jeszcze raz ostry liść.
- Poliwag unik. – Pokemon powtórzył swoje skoki z gracją. Tym razem wylądował z dala od przeciwnika.
- Nasienny pocisk. – Z żółtego pyszczka rośliny wystrzeliły małe zielone kulki lecące z zawrotną prędkością.
- Wodna broń. – Polecił Kyle. Ataki zmierzyły się ze sobą, neutralizując się.

            Brad zaczął się już irytować. Miał przewagę typów i tak naprawdę miał już prawie zwycięstwo, lecz nie mógł wymierzyć ostatecznego ciosu. Pokemony coraz bardziej się męczyły, co nie było dla niego korzystne, ponieważ Bellsprout nie zadawał już tak silnych ataków. Kyle był w gorszej sytuacji, jeżeli jego pokemon miał się jeszcze męczyć, to by padł. To był czas na atak, nagle zrozumiał gdzie leży problem.
- Bellsprout dzikie pnącze. – Nakazał Brad. Liczył, że to najskuteczniejsze posunięcie. Dwie liany popędziły w stronę Poliwaga i po raz kolejny złapały go za nogę.
- Odbij się! – Krzyknął Kyle. Poliwag czekał i kiedy liana tuż przed uderzeniem zwolniła jego stopę, zaczął działać. Odbił się od podłoża i wzbił się w górę. – Podwójny klaps. – Powiedział.
- Ostry liść. To nasza szansa! – Ucieszył się Brad. A w stronę szybującego stworka poleciały ostre liście, które po raz kolejny zostały wykorzystane przez Poliwaga jako sposób na szybszą podróż. Już szykował się do ataku, jednak nie wystawił swojego ogona przed siebie, a parł swoim brzuchem. Kyle się zdziwił. Wokół pokemona pojawiła się poświata związana z siłami oporu powietrza. Stworek uderzył masą ciała w roślinę, która nie zdążyła zareagować.

            Kurz zasłonił pole walki i nikt nie mógł odgadnąć, jak zakończyło się uderzenie. Kyle był naprawdę zaskoczony, jego pokemon nauczył się nowego.
- Czy to był atak ciałem? – Kyle zamarł na chwilę. W między czasie kurz odsłonił dwa pokemony. Poliwag przygniatał ciałem Bellsprouta.
- Ha! To nie koniec. Bellsprout ścisk! – Stworek zdążył się otrząsnąć i opleść wokół Poliwaga.
- Wodna broń w podłoże i atak ciałem. – Poliwag wystrzelił strumień wody, podnosząc się ponad powierzchnię gruntu, a następnie upadł wraz z owiniętą rośliną wokół niego.
- Bellsprout wstaniesz? – Spytał przestraszony Brad. W jednej chwili stracił całą przewagę, każdy jego atak był nieskuteczny co gorsza obracał się przeciwko niemu. Pokemon jednak uwolnił ze ścisku Poliwaga i powoli wstał.
- Dobra, teraz podwójny klaps.
- Ostry liść – rzucił, zanim oponent zaatakował. Celny cios odrzucił Poliwaga. Na szczęście, nie był to ostatni cios. Stworek miał przez chwilę problem ze wstaniem, ale udało się mu ruszyć.
- Jak dobrze. – Odetchnął Kyle. Stara strategia nic nie dawała, a jeden dobrze wyprowadzony atak dawał mu wiele opcji. – Poliwag wodna broń.
- Dalej się w to bawimy. – Zadrwił Brad.
- Obracaj się przy tym. – Pokemon wypuści strumień wody i stanął na koniuszku swojej stópki, drugą energicznie się odpychając, strumień nie był za długi, żeby trenerzy też nie dostali uderzenia podczas ataku. Strumień był jednak na tyle długi, żeby dostał Bellsprout, którego zwinności nic nie dawała. Nie miał on siły tak nisko się schylić, a kiedy już się odgiął dostawał kolejnym uderzeniem. W końcu jego korzonki oderwały się od podłoża, a stworek upadł nieprzytomny.
- Bellsprout wracaj. – Wyciągnął przed siebie pokeball i Bellsprout zniknął w czerwonym promieniu. – Świetna robota! – Pochwalił przyglądając się pokemonowi.
- Poliwag, udało się nam. – Kyle podbiegł i uściskał swojego pupila, który podskakiwał ze szczęścia. – Nie wiedziałem, że nauczyłeś się ataku ciałem. Jestem z Ciebie dumny.

            Alice odetchnęła z ulgą, wreszcie miała jasny powód, by odmówić amatorowi. Mimo porażki, była pod wrażeniem jego zdolności, ponieważ jego pokemon świetnie sobie radził, jednakże musiała przyznać, że Kyle wygrał tylko dzięki pomysłowości i fartowi.
- Widzisz, niestety. Musisz być lepszym trenerem, ale już patrzę się na Ciebie przychylnym okiem. – Pocieszyła go blondynka przeczesując swoje długie pasma włosów.
- Naprawdę? – Spytał wyraźnie zainteresowany.
- Tak. – Puściła do niego oko i zaśmiała się, zasłaniając usta.
- Ty, królewno czaru, musimy iść do miasta. – Kyle zepsuł chwilę swoim wtrąceniem.

            Cała trójka postanowiła udać się do wioski w dolinie. Przemierzając ścieżkę, podziwiali różne pokemony. Alice paliły się oczy na widok Vileplume, Meganium i innych pięknych kwiatowych pokemonów. Również Kyle nie odrywał wzroku od wspaniałych stworków, miał ochotę jednego upolować. Był to jego ulubiony typ pokemon, wraz z wodnymi stworkami, które ubóstwiał.

            Wreszcie dotarli do malowniczej miejscowości. Od samego wejścia znajdowało się tu dużo drewnianych domów, niczym z bajki. Piękne ostre dach, z gankiem, utworzonym przez niewielki daszek, podtrzymywanym przez drewniane, kwadratowe filary, często porośnięte bluszczem lub innymi pnącymi, kwitnącymi roślinami. Do około domów, znajdowały się płotki, różnej barwy i kształtu, które odgradzały kwiatowe ogrody.
- Tu jest pięknie. Zostańmy tu. – Przerwała milczenie oczarowana koordynatorka.
- Na dzień zostaniemy. Z miłą chęcią zobaczę turniej. – Odparł Kyle. Było mu wszystko jedno, mógł tu potrenować, a może nawet coś złapać.
- Super. – Ucieszyła się dziewczyna i wypuściła małego Caterpie. – Spójrz maluchu jakie piękne miejsce. – Robak długo jej nie słuchał dał susa do pierwszego z ogrodów i zajął się pożeraniem liści.
- Myślę, że podziela twój entuzjazm. – Zażartował Kyle.
- Tylko ty tak określasz radość –odpyskowała.
- Pójdziecie może ze mną do centrum pokemon? – Zapytał Brad.
- Tak, jak najbardziej. – Odpowiedział Kyle.

            Kilka minut później znaleźli się koło białego budynku, ku zdziwieniu przybyszy centrum pokemon wyglądało tak samo. Kyle spodziewał się kolejnej drewnianej chatki z zielonym pokeballem. Po chwili zauważył, że faktycznie na dachu zamiast czerwonego pokeballa, jest i zielony. W środku było bardzo dużo rośli, a siostrze Joy towarzyszył Vileplume. Kyle nie czekał, wyciągnął pokedex.

Vileplume pokemon trawiasto-trujący. Najstarsza forma Oddisha. Ma duży piękny czerwony kwiat, który wydziela trujący pyłek. Zazwyczaj są spokojne, uwielbiają łąki, gdzie wygrzewają się w blasku słońca. Po kropkach na kwiecie można rozpoznać płeć tego pokemona. Po za trującymi właściwościami potrafi leczyć za pomocą aromaterapii.

            Alice zachwyciła się maluchem i podbiegła do niego, łapiąc go za małe niebieskie rączki.
- On jest cudowny, gdzie go złapałaś? – Spytała zauroczona.
- Ona. – Poprawiła kobieta. – Tutaj każdy ma jakiegoś trawiastego pokemona. Ja dostałam go jak był jeszcze mały Oddishem. Czym mogę wam służyć? – Spojrzała się na chłopaków.
- Mogłabyś opatrzyć nasze pokemony? – Zapytał Brad podając sześć pobekali.
- Przepraszam, ale muszę. – Powiedział Kyle, wyciągając czerwony pokeball. Poliwag skłonił tylko główkę i po chwili zniknął.
- Zaraz, ja Cię skądś znam! – Przyjrzała się dokładniej brunetowi w zielonej koszulce. – Rok temu też startowałeś w naszym konkursie z Chikoritą. Jak poszło Ci w lidze? – Zadała to pytanie, nie zdając sobie sprawy, że jest to niezbyt przyjemne dla Brad’a.
- No cóż, nie zakwalifikowałem się, za długo walczyłem w Blackthorn City, podjąłem walkę, aż trzy razy, a potem górska przeprawa do Violett City skończyła się porażką, ale postanowiłem trochę poćwiczyć, stworzyć nową drużynę, żeby mieć więcej asów w tej lidze, a nie startować z sześcioma. Dzisiaj chcę zaprezentować mojego nowego Bellsprouta. – Oznajmił.

            Kyle przez cały czas od pojedynku zastanawiał się, jak mógł wygrać z doświadczonym już trenerem, teraz zrozumiał, że Bellsprout był nowym nabytkiem.
- Ostatnio poradziłeś sobie całkiem dobrze, może dzisiaj wygrasz. – Pielęgniarka wesołym akcentem opuściła pomieszczenie.
- Jak Ci poszło ostatnim razem? – Zainteresował się Kyle.
- Odpadłem w półfinale, byłem po dwóch miesiącach podróży, myślałem że nabiorę trochę doświadczenia. Tak też się stało, wróciłem tutaj z myślą o podpatrzeniu ciekawych strategii. Zapisy odbywają się do osiemnastej, więc mam trochę czasu. – Wytłumaczył.

            Kyle’owi nagle rozbłysły oczy. Skoro zapisy są do osiemnastej, a nie ma jeszcze godziny dwunastej, może złapałby sobie jakiegoś pokemona i wystartował w dzisiejszych zawodach. Alice spojrzała się w jego stronę i wiedziała, że jest coś na rzeczy, wolała nie zadawać tego pytania.
- Co ty kombinujesz? – Zapytała przerażona wstając od szklanego stoliczka, na którym położyła swoją żółtą torbę.
- A co jeśli złapałbym nowego pokemona? – Spojrzał na dziewczynę, która nie podzielała jego entuzjazmu.
- Naprawdę, myślisz że się wyrobisz? Złapiesz pokemona, wyleczysz go i pójdziesz walczyć, nie znając jego możliwości? – Zapytała niedowierzająca.
- Oj tam, od razu tak to ujmujesz. Po prostu się zabawię. – Odparł wymachując ręką.
- W sumie, ja też mogłabym coś złapać. – Pomyślała.
- Więc chodźmy! – Ucieszył się, po czym wesoło podskoczył wystawiając ku górze pięść.

            Dwójka przyjaciół pospiesznie opuściła centrum pokemon i skierowała się w stronę pięknej polany. Oboje weszli w poszukiwaniu pokemonów. Było ich tak wiele, lecz kiedy już się na jakiegoś trafiło nagle zniknął. Kyle jednak znalazł malucha, który nie zamierzał nigdzie zniknąć.

Sunkern pokemon nasienie typu trawiastego. Sunkern uwielbia wygrzewać się w blasku promieni słonecznych, aby przyspieszyć kiełkowanie swoich listków. Bardzo szybko pochłania energię słońca, która wzmacnia jego siły.
  
          Kyle wystawił pokeball i wtedy sobie dopiero przypomniał, że Poliwag był w centrum pokemon. Mimo wszystko postanowił zaryzykować i wysłała czerwony pokeball przed siebie. Trawiasty stworek po chwili zniknął i równie szybko pojawił się ponownie. Alice miała więcej szczęścia, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela nie zostawiła wszystkich pokemonów w centrum pokemon, wreszcie dostrzegła swoją zdobycz. Spojrzała tylko do pokedexu.

Bellosom pokemon typu trawiastego, najwyższa forma Oddisha. Bellossomy cenione są za swoje zdolności taneczne. Posiadają sukienkę u tworzoną z żółtych i zielonych liści, którymi zgrabnie poruszają w czasie tańca. Są wyjątkowo zwinne. Spotkać je można na łąkach, gdzie wesoło hasają w poszukiwaniu energii słonecznej.

            Wyjęła już czerwono białą kulę. To była jej szansa, albo się uda, albo nie. Postawiła wszystko na swojego nowo wybranego.
- Caterpie wybieram cię. Atakuj strzałem nicią. – Tuż przed trenerką wyłoniła się postać robaka, która na komendę wystrzeliła jedwabną nicią zahaczając o jeden z listków Bellosoma. Pokemon był bardzo zdenerwowany tym faktem i szybko wystrzelił czarne liście z zieloną poświatą, które bez problemu przecięły sieć. Alice mimo to nie chciała się poddać. – Spróbuj jeszcze raz, tym razem przytwierdź ją do podłoża. – Jednak Caterpie był za wolny. Pokemon kwiat zdołał uniknąć uderzenia, a jej łapki po chwili zabłysnęły na zielono i stały się ostre. Stworek zaczął szybko biec w stronę podopiecznego Alice.
- Przygotuj się. – Powiedziała przyglądając się całej sytuacji. Caterpie napiął się, był gotowy zaatakować. – Teraz robaczy gryz. – Zielony stworek rzucił się przed siebie, świetnie umknął ostrym łapką i ugryzł Bellossoma. Stworek upadł. – Jeszcze raz strzał nicią! – Caterpie przytwierdził rywala do podłoża. Bellossom nie mógł się ruszyć. – Wykończ ją serią uderzeń!

            Caterpie uderzał raz z przodu, raz z tyłu pokemona. Bellossom nie był w stanie nawet zareagować, bo kiedy otrząsnęła się po jednym uderzeniu nadchodziło drugie, w dodatku nie była w stanie się ruszyć. Po chwili już padła. Alice wyjęła pokeball i rzuciła przed siebie. Kula pochłonęła Bellossoma i przez chwilę huśtała się na boki, przy czym świecił jej czerwony przycisk. Koordynatorka zacisnęła pięści, tak bardzo chciała złapać nowego pokemona, który był stworzony do jej pokazów. Po chwili kula zastygła. Alice podbiegła i chwyciła swoją zdobycz. Wykonała piruet i wystawiła przed siebie złapany pokeball.
- Gdzie tu jest sprawiedliwość? – Wyjąkał Kyle. W tym czasie Caterpie wystrzelił fontannę nici ponad siebie. Pokrył się białą substancją, która stwardniała i przybrała zieloną barwę.
- A! – Pisnęła dziewczyna, nie mogąc uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało. Jej Caterpie to teraz Metapod.
- Naprawdę? – Warknął niepocieszony Kyle.
- Najlepszy dzień w życiu.
- To co startujesz na turnieju? – Spytał, choć wcale go to nie obchodziło.
- Nie wiem, czy zdążymy jest siedemnasta. Może po prostu obejrzymy całe wydarzenie, a jutro z rana pójdziemy w dalszą podróż? – Zaproponowała, wciąż przyglądając się nowej zdobyczy.
- Myślę, że to dobry pomysł, ale chodźmy zobaczyć jak poszło Brad’owi.

            Przyjaciele udali się powrotem do wioski, zjawili się akurat w momencie rozpoczęcia wielkiego turnieju. Rywalizacja była zacięta, w szczególności że w grę wchodziły tylko trawiaste pokemony, których ataki nie były przeciwko sobie zbyt skuteczne. W każdej potyczce liczyły się zupełnie inne umiejętności niż siła ataku.

            Do finału na szczęście zakwalifikował się Brad. Dzielnie pokonali w poprzednim pojedynku Ivysaura, a teraz mieli się zmierzyć z rudowłosą dziewczyną, która wystawiła do walki Vileplume.
- Zapraszamy na finał. W finale zmierzą się Brad Chanst i Caroline Mclone. Kto wygra? – Cedził spiker.

            Stworek dziewczyny był pokaźnych rozmiarów, jego kwiat był znacznie większy niż ten u siostry Joy. Bellsprout wyglądał przy nim naprawdę marnie. Szanse były w miarę wyrównane, oba stworki reprezentował ten sam typ, jak i podtyp.
- Zaczynamy rundę finałową. – Ogłosił sędzia.
- Vileplume słoneczny dzień. – Nakazała rudowłosa, a pokemon wystrzelił kulą ze środka swojego kwiatu. Dodatkowa ilość światła wzmocniła szybkość obydwu pokemonów.
- Naprawdę? To wzmacnia też mojego pokemona, ale skoro wolisz. Bellsprout dzikie pnącze i rzut! – Dwie liany popędziły w stronę wroga. Vileplume został rzucony o ziemie, jednakże nie wywołało to na nim większego wrażenia.
- Przygotuj się na porażkę. – Powiedziała pewnie siebie, uśmiechając się złowrogo.
- Niedoczekanie Twoje. Bellsprout usypiający proszek! – Biało zielona mgiełka popędziła w stronę Vileplume.
- Vileplume kwiecisty taniec. – Różowe płatki  utworzyły wir nad kwiatem pokemona i pochłonęły magiczny proszek. Pokemon wykorzystał tą mieszankę, aby zaatakować bezbronnego Bellsprouta. Uderzenie było celne. Pokemon roślina znalazła się w środku wiru obrywając listkami, kiedy wir ustał, Bellsprout leżał drzemiąc.
- Nie! Bellsprout wstawaj! – Nawoływał przerażony trener.
- Skończ to! Hiperpromień. – Nakazała, a w kwiecie pokemona pojawił się pomarańczowy blask, który trafił celnie śpiącego Bellsprouta. Uderzenie było tak mocne, że odrzuciło go, aż na barierki. Mecz był już skończony, Bellsprout leżał znokautowany.

           Kyle i Alice przyglądali się tej rozgrywce z niedowierzaniem. To był dość szybki pojedynek, a Caroline wykazała się świetną techniką, która zainspirowała obserwujących.
- Jest naprawdę dobra. – Wyszeptał Kyle wciąż przyglądając się całemu wydarzeniu.
- Nie chciałabym z nią walczyć. – Dodała Alice, połykając ślinę.
- Mam nadzieję, że kiedyś też będę miał tyle doświadczenia. – Skomentował. – Szkoda mi tylko Brad’a naprawdę się przyłożył, jego walki były całkiem dobre. No, ale jego pokemon jest jeszcze młody, więc zawsze to coś przegrać z taką trenerką.
- Nie powiedziałabym. To było wręcz upokarzające. Żaden jego atak nie był skuteczny, a ona wykonała tylko dwa bezpośrednie i wygrała.
- Chodź pójdziemy go pocieszyć.


           Alice i Kyle opuścili swoje miejsca i postanowili zejść do swojego znajomego, aby pogratulować mu drugiego miejsca i świetnych walk, które stoczył w trakcie turnieju. Później wszyscy udali się do centrum pokemon, aby tam dowiedzieć się, że ich przygoda w tym mieście nie skończy się tylko na jednej nocy.

_____________________
Od Autora:
Cześć, dzisiaj jakaś taka niespodzianka, ogólnie rozdziały wypadają w piątek, ale pomyślałem, że czwarty rzucę już teraz, w szczególności, że piszę już ósmy rozdział. Kto wie może w niedziele albo poniedziałek rzucę kolejny rozdział, jakbym przypadkiem napisał 9 już. 

Taka prośba, jeśli widzicie jakieś błędy proszę piszcie, będę poprawiał na bieżąco, bo zdaje sobie sprawę, że je popełniam i jest ich trochę, nawet nie jeśli chodzi o ortografię, ale także formy niektórych wyrazów. Zawsze będzie jakiś wgląd. Na razie jedna osoba mi napisała parę błędów odnośnie pierwsze rozdziału i postaram się je poprawić. 

Ogólnie do pisania jestem zmotywowany, chociaż robię coraz gorszej jakości, no i pisać też za bardzo nie umiem. Zazdroszczę innym super opisów, jednakże pisać będę bo po prostu to lubię ;).

Pozdrawiam ;)

Obserwatorzy