logo

XV. Time to say goodbye, after fight

XV. Time to say goodbye, after fight

            Ostatni dzień pobytu w Goldenrod City. Kyle cieszył się na myśl, że znowu wyruszy w podróż, tym razem morską. Bilety na prom leżały na nocnym stoliczku, nad którym falowała biała firanka w dziwne wzorki. Kyle siedział na łóżku i wciskał nogę w niebieskiego trampka. Poliwhirl boksował się z powietrzem, już przygotowywał się na dzisiejszy konkurs.
- Zostaw trochę dla przeciwników – skomentował Kyle wiążąc buta.
- Poli, Poli! – Odpowiedział mierząc wzrokiem swojego opiekuna, niczym rywala.
- Widzę, że jesteś w bardzo bojowym nastroju, ale kamienia nie dostaniesz – zaznaczył Kyle spoglądając na brązową szkatułkę, w której ukrył wodny kamień.
- Poli, Poli. – Skrzyżował dłonie i udawał, że nie widzi miedzianego pudełka.
- Wiem, że masz ochotę na ewolucję, za dobrze cię znam, dlatego zamykam ten kamień na klucz. Siła to nie zawsze rozwiązanie – wytłumaczył.
- Poli, Poli – machnął dłonią na trenera, po czym je opuścił, jakby chciał powiedzieć: ”Z tobą nigdy nie ma zabawy”.

            Kyle jeszcze chwilę krzątał się po pokoju. Pakował pokeballe, składał ubrania i ścielał łóżko. Po drodze wstąpił jeszcze na stołówkę, gdzie spożył posiłek, by potem wraz z Philipem i Caroline wyruszyć w drogę na konkurs pokemonów walczących - organizowany przez rodzinę Avalo.

            Miasto już drugi dzień było zatłoczone. Jak widać konkurs cieszył się olbrzymim zainteresowaniem w regionie Johto. Na sportowe wydarzenie przyjechało wielu trenerów fascynujących się pokemonami walczącymi. Co chwilę przewijał się ktoś z koszulką, na której znajdował się Machop lub Machamp, a nawet inne stworki typu walczącego.

            Konkurs odbywał się na stadionie Goldenrod City, tym samym na którym jeszcze wczoraj można było obserwować zmagania koordynatorów. Kyle z przyjaciółmi przeszli przez nużącą rejestrację, by zakwalifikowano ich do odpowiedniej grupy. Uczestnicy konkursu byli podzieleni na cztery grupy, z każdej grupy miał zostać wyłoniony jeden zwycięzca, który automatycznie brał udział w półfinale. Zasada była Prost, ten który wygra rundę, ten przechodzi dalej. Nagrodą turnieju była rzecz jasna sława, chwała i złoty puchar.

            Kyle i Philip wylądowali w tej samej grupie, a konkretnie w grupie A. Tymczasem Caroline znalazła się w grupie D. Chłopcy  udali się do wspólnej szatni, gdzie czekali na swoją kolej. Kiedy znaleźli się w białym pomieszczeniu z jedną drewnianą ławką po środku i telewizorem na ścianie, zaczęli obmyślać strategię na swoją pierwszą walkę. W pokoju, oprócz nich znajdowali się sami mężczyźni, większość z nich była muskularna. Widać, że byli oni doświadczeni w tego rodzaju wydarzeniach.
- Ty też czujesz się ja mięczak? – zaczął rozmowę Philip, rozglądając się po pokoju.
- Trochę. Ale to chyba nie nasza bajka – odpowiedział wesoło brunet.
- Może twoja, ja mam zamiar dokopać im! – powiedział pewnie siebie blondyn.
- I tak przegrasz ze mną. – Kyle uśmiechnął się łobuzersko.
- Dobre! – zaśmiał się Philip. – Tak jak ostatnio? – wypomniał.
- Wtedy byłem młody i niedoświadczony – powiedział.
- A teraz jesteś starszy o dwa tygodnie i mądrzejszy. Szykuj się na porażkę.

            Spór chłopaków przerwała transmisja z boiska. Mike Avalo wyszedł na sam środek, pomiędzy cztery osłonięte fioletową kurtyną kwadraty. Ubrany był galowo, w czarny garnitur, białą koszulę, do której miał dopasowany czarny krawat.
- Dzień dobry! – powiedział poprawiając swój czarny krawat. Naprawdę nie lubił garniturów, ale jak zwykle rodzina zmusiła go, do bycia prezenterem. – Witam wszystkich na piątym już turnieju pokemonów walczących w Goldenrod City! – wypowiedź została nagrodzona oklaskami. – Przed nami 128-miu utalentowanych trenerów, którzy wezmą udział w dzisiejszych zmaganiach. Kto z nich jest najsilniejszy? Pokaże dzisiejszy konkurs, zapraszam! – Mówił jeszcze krótką chwilę o zasadach o przebiegu turnieju i już po chwili kurtyny poszły w górę, by odkryć cztery różne ringi, na których znajdowały się białe literki odpowiadające grupie.

            Nikt nie wiedział kto z kim się zmierzy. Losowanie odbywało się na bieżąco. W każdej grupie było po 32-óch uczestników, a więc w pierwszej rundzie miało rozegrać się 16 meczy. Kyle liczył, że dotrwa do samego końca i zmierzy się z Philipem o swój awans do półfinału.
- A pierwszy mecz z drużyny A rozegrają Kyle Flamento i Philip Axaro! – Kyle spojrzał się w stronę Philipa z przerażeniem. Blondyn też nie był zbyt wesoły słysząc ową wiadomość. Jeden z nich musiał pożegnać się z konkursem na samym początku.
- Niech wygra lepszy – powiedział Philip i ruszył w stronę przejścia na areną. Kyle nic nie mówiąc, podążył za nim.

            Z czterech różnych przejść wyszli trenerzy, aby zająć odpowiedni ring. Sędzią meczu Kyle’a i Philipa był brat Mike’a, Max. Był on nieco wyższy, jego włosy również były bujne i układały się do góry, różniły się jedynie niebieskim kolorem.
- Zasady są już wam znane. Jeden na jeden, ataki typu normalnego i walczącego fizyczne! Żadnych innych. Zaczynajcie! – powiedział Max.
- Wybieram Cię Heracross – dokonał wyboru Kyle, a na boisku pojawił się niebieski insekt, który uniósł dłonie do góry i zaryczał, jakby był gotowy do walki.
- A ja wybieram Gravelera! – Z czerwonego światła ukształtowała się sylwetka kamiennego stworka o czterech łapkach. Był o połowę niższy od swojego oponenta, lecz zdecydowanie masywniejszy.
- Rundę pierwszą czas zacząć! – rzucił Max.
- Heracross łamacz murów! – nakazał Kyle, wiedział, że miał przewagę nad typem kamiennym. Korciło go, żeby sięgnąć po pokedex i zeskanować nowy nabytek Philipa, rozsądek mu tego zabraniał. Nie chciał, aby zebrani tutaj trenerzy wzięli go za żółtodzioba. W końcu co to za trener, który nie wie nic o pokemonach.
- Nic z tego! Graveler młotoramię, potem skupiona pięść! – nakazał. Kiedy tylko Heracross doskoczył do kamiennego pokemona, jego cios wyprostowaną dłonią, został zatrzymany, przez pędzące  ramię oponenta. Heracross mimo to kontynuował cios, odsłaniając swój brzuch. Graveler wykorzystał to i zadął mu celny cios drugą dłonią.

            Heracross odleciał na gumowe barierki, od których odbił się i padł przodem na matę.
- Heracross trzymaj się – zachęcił go Kyle. – Nie damy się tak łatwo. Atakuj go rogiem, tak jak ćwiczyliśmy! – nakazał Kyle, który nie zamierzał odpuścić tej walki.
- To wam nic nie da. Kamieniołamacz! – Philip chciał to zakończyć jak najszybciej. Heracross pędził ze swoim rogiem na rywala, a Graveler uniósł dłonie ku górze i pobiegł w stronę insekta. Już prawie się zetknęli i już Graveler miał położyć swoje dłonie na Heracrossie, kiedy ten włożył swój róg pod niego i wyrzucił go w powietrze niczym katapulta.
- Teraz pokażemy wam prawdziwą siłę. Sejsmiczny rzut! – powiedział pewnie Kyle. Philip zacisnął jedynie pięści, nie mógł nic teraz zrobić. Ciało Gravelera utrudniało mu jakikolwiek manewr obronny. Heracross znalazł się za jego plecami, po czym go pochwycił i wykonując kilka obrotów w powietrzu, rzucił nim o boisko.

            Graveler ryknął z bólu, jednak był w stanie powstać. Co prawda wciąż podpierał się jedną ręką, a jego twarz wykrzywiona była od bólu, jaki mu doskwierał. Mimo to, nie miał on zamiaru się poddać i starał się odzyskać równowagę.
- To jeszcze nie koniec – odpowiedział Philip.
- I na to liczę. Heracross łamacz murów! – Szybujący jeszcze pokemon wyprostował swoją dłoń i ruszył z powietrza, by zadać ostateczny cios.
- Jeśli mamy polec to razem! – powiedział dumnie blondyn. – Graveler młotoramię! – Heracross wciąż napierał na przeciwnika, który zaczął unosił swoje ramię, zaczynające połyskiwać na biało. Doszło do uderzenia w ciągu sekundy. Wydawało się, że oba pokemony odniosły obrażenia. Heracross podpierał się na gumowych barierkach, a Graveler wciąż wspierał się na dłoni, klęcząc na jednym kolanie.

            Nie minęła minuta i już wszystko było jasne. Heracross jęknął z bólu i runął na boisko.
- Heracross niezdolny do walki. Graveler wygrał. Do następnej rundy przechodzi Philip Axaro! – ogłosił Max. Philip przedarł się przez barierki, już miał pogratulować swojemu pokemonowi, który zemdlał w tym momencie. Chłopak wygrał jedynie o kilka sekund.
- Gratuluję – powiedział Kyle zbierając swojego pokemona.
- Dzięki, mówiłem że wygram – uśmiechnął się łobuzersko. – Dziękuję, byłeś wspaniały – pochwalił swojego podopiecznego.
- Dobra, zbierajcie się, to tylko pierwsza runda, nie rozczulajcie się – skomentował zgryźliwie Max. – Czas, czas. - Chłopcy schowali swoje pokemony i ruszyli do szatni.

            Podczas powrotu minęli kolejną dwójkę trenerów, która miała stoczyć kolejny pojedynek. Chłopcy wreszcie znaleźli się w środku. Kyle uchylił już drzwi wyjściowe, ale zanim wyszedł uśmiechnął się w stronę Philipa.
- Powodzenia, nie spartol tego! – rzucił pokrzepiająco.
- Oczywiście, że nie! Dzisiaj wygram  - odpowiedział pewnie, wystawiając kciuka w stronę przyjaciela.

            Kyle nie czuł się przygnębiony. Czuł wręcz rozpierającą energię. Poliwhirl idąc za nim, pogładził go po dłoni.
- Nic się nie stało – odpowiedział uśmiechnięty. Poliwhirl nie czuł się przekonany. – Było naprawdę fajnie, to nowe doświadczenia! Nauczyliśmy się czegoś nowego i kto wie, może jak już ewoluujesz kiedyś w Poliwratha to zajmiemy się tym profesjonalnie. Wszystko przed nami – skwitował. Poliwhirl podskoczył z radości.
- Co nie oznacza, że dam ci ten kamień ewolucyjny. Ja wiem, że chciałbyś.
- Poli, Poli – jęknął zasmucony.
- Spokojnie, najpierw poćwiczymy trochę wzmocnimy cię, a potem zrobimy z ciebie niesamowitego Poliwratha, będziesz nie do pokonania – zapewnił swojego kompana.
- Poli, Poli – ucieszył się niebieski stworek.

            Caroline bez problemu poradziła sobie w swojej walce przeciwko Mankeyowi. Breloom był naprawdę w dobrej formie, a dziewczyna załapała o co chodzi w tych walkach, chociaż nie czuła się faworytką dzisiejszych zmagań. Dzień mijał od walki do walki, aż wreszcie zakończyła się pierwsza runda. Caroline wyszła z grupy D, z grupy A Philip, Greg z grupy B i Samuel z grupy C. Pierwszy mecz półfinałowy miał rozegrać się między Philipem, a Gregiem.

            Philip ostatnią rundę wygrał z trudem. Coraz bardziej czuł się zagrożony, miał przeczucie, że tym razem już nie wygra i ani czas, ani wytrzymałość jego pokemonów nie pozwoli mu awansować do finału. Co prawda miał on przerwę by zregenerować swoje pokemony, ale wciąż brakowało mu umiejętności. Trener odnosił wrażenie, że każda jego potyczka jest wymęczona.

            Chłopak stanął na przeciw bruneta w białym stroju o mocno muskularnej posturze. Greg był jednym z uczniów Chucka lidera sali specjalizującego się w typie walczącym. To z pewnością nie była dobra informacja dla Philipa. Jak się też okazało z relacji Mike’a, Greg to zeszłoroczny mistrz.
- Zaczynajmy pierwszy półfinał! – Poinformował entuzjastycznie Mike.
- Wybieram cię Machamp! – Na boisku pojawił się olbrzymi, humanoidalny, szary pokemon, o czterech rekach i bardzo umięśnionym ciele.

            Kyle korzystając z faktu, że siedział teraz na widowni obok Alice, wyjął swój pokedex, aby zaczerpnąć trochę wiadomości na temat nowego pokemona. Chłopak czuł się sfrustrowany po walce z Philipem, to było dla niego piekło. Jak można nie wyciągnąć swojej pokemonowej encyklopedii, widząc nowego stworka. Za to teraz nadrabiał w ekspresowym tempie.


Machamp pokemon humanoidalny typu walczącego. Posiada on cztery ręce, którymi jest w stanie zadać kilkaset uderzeń na sekundę. Mówi się, że jedną dłonią jest w stanie przenosić góry. Pomimo niezwykłej szybkości ciosów, jest mało precyzyjny. Uwielbia pokazywać swoją siłę, często pręży swoje mięsnie, aby zaimponować przeciwnikowi.

- A ty nadal to robisz? – zapytała zniesmaczona Alice.
- No co?
- Nie, no nic. Mógłbyś chociaż udawać mądrego – skomentowała.
- I mówi to kobieta z zaburzeniami – odgryzł się.
- To się nazywa kobiece sprawy.
- Tak – przeciągnął wypowiedź, przewracając oczami.

            Philip przeraził się tego wyboru, jeszcze z tak masywnym pokemonem dzisiaj nie zmierzył się. Graveler odpadał. Machamp był zbyt silny i szybki, a do tego przewaga typu. Pozostał mu tylko jeden wybór, chociaż wydawał się on być komiczny.
- Wybieram cię Elekid. – Na boisku pojawił się żółty stworek będący czterokrotnie mniejszy od swojego przeciwnika.
- I ty przeszedłeś eliminację – zdziwił się Mike.
- Aha – pokiwał posłusznie głową.
- Naprawdę czynię cuda – skomentował. Philip czuł się zażenowany. Dostrzegał te spojrzenia, te uśmieszki, które wręcz krzyczały: ”Poddaj się, przynajmniej zachowasz honor”. Blondyn miał już zrezygnować, jednakże było już za późno.
- Krzyżowy cios! Zmieć tę miernotę! – nakazał gniewnie Greg!
- Elekid unik! – Żółty stworek w ostatniej chwili odskoczył przed ciosem. W przeciwieństwie do swojego trenera czuł się pewnie. Był zdeterminowany żeby wygrać, odczuwał silną motywację, mając tak trudnego przeciwnika.
- Długo tak nie pociągniesz –wytknął Philipowi. – Dynamiczna pięść.

            Machamp rozpędził się w stronę Elekida, żeby zadać mu cios pięścią. Stworek nie zamierzał się ruszać. Philip szybko analizował sytuację i wpadł na pomysł.
- Mega kop, ale w nogi. – Elekid jednym zwinnym ruchem skoczył w stronę przeciwnika, po czym ślizgiem pokonał dzielącą ich odległość. Tym uderzeniem powalił Machampa unikając jakiegokolwiek uderzenia. – Świetnie, a teraz łamacz murów! – zawołał ochoczo. Elekid wyprostował się i wciąż na ślizgu uderzył w gumowe barierki, odbijając się do nich i uderzył łamaczem murów podnoszącego się kolosa.

            Machamp zdołał jedynie zaryczeć i znowu padł, tym razem podpierał się swoimi rękoma. Odczekał chwilę i odbił się na nich, jak na sprężynie. Nie wykazywał on oznak zmęczenia, wyglądał na zirytowanego całą walką. Philip zdawał sobie sprawę, że jego ataki są nieskuteczne i słabe.
- Machamp walka wręcz! Niech posmakuje twojej siły!
- Unik! – Machamp znowu nie zdołał wyprowadzić skutecznego ataku.
- To nie może tak wyglądać. Krzyżowy cios, aż do skutku!
- Unikaj szybkim atakiem. – Walczący pokemon uderzał serią kolejnych ciosów, jednak bezskutecznie, gdyż Elekid za każdym razem znikał, pozostawiając za sobą białą smugę.

            Widownia była niezwykle skupiona na całym meczu. Rozgrywka wydawała się być przesądzona, jednakże strategia Philipa okazała się być fenomenalna. Nikt nie oczekiwał, że ten mały, żółty stworek, będzie stawiał aż tak długo opór. Wielu zaczęło wierzyć, że blondyn jest wstanie dokonać cudu.
- Teraz szybki atak i mega kop! – Elekid zniknął w białej smudze i zadał cios znowu w nogi kolosa, który upadł z rykiem na matę. – Kontynuuj łamaczem! – rzucił Philip korzystając z sytuacji. Machamp zdołał się jednak podnieść i cios Elekida został złapany w jedną z dłoni.
- Pokaż mu sejsmiczny rzut! – Machamp uniósł dłoń z elektrycznym pokemonem i rzucił nim bezlitośnie o boisko. Stworek leżał na macie i próbował się podnieść. Machamp czekał, aby zadać kolejny cios.

            Publiczność wstrzymała oddech, naprawdę przez chwilę wszyscy uwierzyli, że ten maluch może dać radę temu kolosowi. Ich nadzieja zniknęła wraz z tym ciosem. Jasnym było, że Philip popełni prędzej czy później błąd, a Greg bez trudu wykorzysta przewagę jaką miał od początku meczu. Mike miał już ogłosić werdykt, kiedy Elekid zajaśniał na biało. Po chwili był to Electabuzz. Tym razem to Philip wyciągnął pokedex, aby zeskanować swojego nowego podopiecznego.


Electabuzz pokemon humanoidalny typu elektrycznego. Electabuzz gromadzi wewnątrz swojego organizmu olbrzymie pokłady energii elektrycznej. Ładują ją przy pomocy błyskawic powstających w czasie burzy. Pokemony tego gatunku są niezwykle energiczne, przy tym bardzo agresywne. Często spotykane przy elektrowniach, z których kradną energię elektryczną.

- Mega kop! – Philip nie czekał. Electabuzz za pomocą swoich nóg odsunął przeciwnika od siebie. – A teraz szybki atak i – dopiero teraz Philip zauważył w swoim pokedexie nowy atak. – Skupiona pięść!

            Żółty stworek zniknął w białej smudze i pojawił się koło swojego rywala, zadając mu potężny cios. Szary pokemon odleciał na drugi koniec ringu. Tym razem odczuł uderzenie.
- Jeszcze raz szybki atak, tylko tym razem łamacz murów. – Szybki cios w plecy i Machamp leżał już na boisku.
- Machamp niezdolny do walki. Wygrywa Philip Axaro. – Publiczność zafundowała zwycięscy owacje na stojąco. Chuck uważnie przyglądał się młodemu trenerowi. Podobała się mu jego styl walki, szybkością nadrobił siłę.

            Philip szedł w stronę korytarza. Po drodze mijał Caroline, która miała stoczyć następną walkę.
- Powodzenia – szepnął.
- Dzięki, nie będzie mi potrzebne – odpowiedziała pewnie i ruszyła na ring, na którym już czekał jej rywal.

            Po krótki przedstawieniu zawodników, rozpoczął się drugi półfinał. Caroline wystawiła Brelooma, a Samuel Poliwratha.
- Poliwrath skręto cios – rozkazał długowłosy blondyn. Niebieski stworek uderzył Brelooma.
- Dynamiczna pięść!  - Caroline na to czekała. Jej pokemon uderzył serią ciosów wodnego stworka odpychając go na znaczną odległość. – To jeszcze nie koniec. Taran, a potem sejsmiczny rzut! – nakazał.

            Breloom rozpędził się w stronę Poliwratha. Wybił go w powietrze zadając uderzenie głową, następnie wyskoczył. Kiedy był na tej samej wysokości co Poliwrath chwycił go i wykonał kilka obrotów, by bezlitośnie rzucić nim o pole. Breloom z gracją wylądował na swoich stópkach, a Poliwrath starał się podnieść, lecz ostatni cios osłabił jego morale.
- Nie damy się tak łatwo! – skomentował Samuel.
- Zobaczymy. Dynamiczna pięść!
- Skupiona pięść! – Breloom dobiegł do wodnego pokemona i zadał mu szybkie ciosy, tamten też zdołał wyprowadzić skuteczny cios i podopieczny Caroline uderzył o jeden z rogów, osuwając się na ziemię.

            Po chwili jednak podniósł się, podobnie też zrobił Poliwrath. Pokemon Samuela nie wytrzymał. Opadł na ziemie, ostatecznie konając.
- Wygrywa Caroline Mclone. – Publiczność wręcz oszalała. Jeszcze nigdy w historii turnieju w finale nie było dziewczyny. Caroline zawdzięczała swój sukces wczorajszej porażce, która na nowo ją zmotywowała do dawania z siebie jak najwięcej.

            Przed finałem odbyła się jeszcze jedna przerwa, aby uczestnicy mogli odpocząć. To było oczywiste, że użyją innych pokemonów. Tak też nakazywał regulamin turnieju, który mówił, że trener musiał posiadać dwa pokemony, które zamierzał wystawić do walk.
- Cześć, jesteś gotowa? – zapytał Philip.
- Jasne! Pokażemy ci prawdziwą walkę – odparła Caroline.
- Wiedz, że jak ci dokopię – zaczął.
- To nic między nami nie zmieni. Jesteś świetnym przyjacielem, też się tego boję – wypaliła patrząc mu w oczy.
- Jesteśmy zbyt ambitni na boisku – zaśmiał się Philip. – Ale może zakończymy ten pojedynek na starciu naszych pokemonów?
- Oczywiście, że tak, nie chciałabym cię upokorzyć przed publicznością – zażartowała, po czym wystawiła język.
- Ha! Dobre dziewczynko – mruknął.
- Ta dziewczynka może ci skręcić kark jak nie przestaniesz – zagroziła, odsłaniają swoje białe kły.
- To prawda, że rudzi ludzie nie mają duszy – skwitował zrezygnowany. Wybuchli śmiechem i ruszyli na stadion.

            Publiczność powitała ich dzikim krzykami. To był jeden z najbardziej emocjonujących i kontrowersyjnych finałów turnieju Goldenrod City. Kobieta w finale i genialny strateg. Dla dziewczyn był to symbol równouprawnienia, dlatego wydzierały się wniebogłosy widząc rudowłosą koordynatorkę. Niektóre z dziewcząt wiwatowały Philipowi licząc na spotkanie po meczu.
- Witam was w finale! Cóż za niezwykły dzień. To pierwsza dziewczyna w naszym finale – skomentował Mike. – Jak widać nie tylko facet umie przyłożyć, ale także nasza Caroline – przedstawił. - Po drugiej stronie staje nie wiele gorszy Philip, który używa ponoć najsilniejszego mięśnia ciała. Mózgu! – zaprezentował. – Zobaczmy kto wygra! – Publiczność oszalała.
- Graveler wybieram cię! – Na polu walki pojawił się już dobrze znany skalny pokemon.
- Pokaż na co cię stać Teddiursa! – Naprzeciw stanął brązowy miś. Publiczność zamilkła na chwilę. Nikt nie spodziewał się tak irracjonalnego wyboru. Caroline jednak miała asa w rękawie.
- Zaczynajmy – powiedział niepewnie Mike spoglądając na Teddiursę.

            Philip nie zdążył wydać nawet jednej komendy, kiedy mały niedźwiadek zajaśniał na biało.
- Wiedziałam! – krzyknęła triumfalnie Caroline. Z małego słodkiego misia uformował się olbrzymi groźny niedźwiedź.
- Ale skąd, ale jak? – zapytał zrezygnowany Philip.
- Jak podróżujesz osiem lat, to już wiesz kiedy nadchodzi ten czas – wyjaśniła.
- Nadal mam przewagę, jakąś – bąknął pod nosem.
- Ursaring młotoramię! – nakazała.
- Że co? Znaczy ty też Graveler! – poprawił się.

            Ataki zetknęły się ze sobą, blokując się wzajemnie. Caroline nie zamierzała czekać na powtórkę meczu Kyle’a z Philipem.
- Ursaring wzmocniona pięść. – Czerwona pięść uderzyła skalnego stworka odrzucając go na nieznaczną odległość.
- Nie damy się. Pokaż mu kamieniołamacz! – rzucił blondyn.
- Unik, a potem młotoramię! – Ursaring bez problemu wyminął atak przeciwnika i zaatakował go rozpędzoną ręką. Graveler padł na deski.
- Czy to już koniec? – Czekał z werdyktem Mike. Graveler podniósł się i był gotowy do następnego ataku.
- Teraz ty młotoramię!
- Ursaring ty też! –nakazała. Ataki zetknęły się ze sobą.
- Skupiona pięść!
- Wzmocniona pięść! – Posunięcia zablokowały się wzajemnie. Po chwili jednak oba pokemony przemknęły obok siebie. Było jasne, że któryś z nich oberwało efektywnym ciosem.

            Graveler tym razem nie wytrzymał i osunął się na ziemie. Zwycięzcą została Caroline.
- Po raz pierwszy w naszym konkursie wygrywa kobieta. Brawa dla Caroline Mclone. Gratulujemy zwycięstwa – powiedział Mike. Po ogłoszeniu werdyktu zjawił się sam Chuck, a u jego boku bracia Avalo. W ręku niósł złoty puchar, przedstawiający Machampa unoszącego olbrzymi pokeball. Podszedł do Caroline i wręczył jej złoty przedmiot.
- Gratuluję, jesteś utalentowaną trenerką! – Pochwalił ją. – Może chciałabyś zostać u mnie w sali, widzę dla ciebie przyszłość, może zostałabyś moim następcą – zaproponował.
- Eee – zawahała się. – Proszę się nie obrazić, ale to nie moja bajka, te walki. Chciałam po prostu poćwiczyć, dobrze się bawić – odpowiedziała pewniej.
- Szkoda – westchnął. - Takich uczennic mi trzeba – powiedział zawiedziony.
- Zawsze ma pan Philipa – wycedziła, wskazując na przyjaciela.
- O tak, co do niego też mam plany. – Spojrzał się w stronę blondyna, który schodził już z boiska. – Znasz go?
- Tak, razem będziemy teraz podróżować – wytłumaczyła.
- A gdzie się wybieracie?
- Szczerze mówiąc, wybieramy się po twoją odznakę – odparła.
- To świetnie, będę na niego czekał. – Uśmiechnął się i odszedł.

            Wieczorem Kyle, Philip, Caroline i Alice wyruszyli na miasto. Mieli ochotę spędzić czas poza centrum pokemon, zjeść zupełnie coś innego i odetchnąć trochę od trenerskiego świata. W centrum Goldenrod City znaleźli małą knajpkę z pizzą, do której też wstąpili.
- Wreszcie opuszczamy Goldenrod City – odetchnął z ulgą Kyle.
- Czemu się, aż tak cieszysz? – zapytała Caroline.
- To chyba nie mój świat. Chodzi o to, że nie lubię takich metropolii. Jestem raczej typem gościa, który woli małe miejscowości, dużo zielonej przestrzeni – odpowiedział.
- Staruszek – skomentował Philip wychylając się zza brązowej karty menu. Kyle posłał mu jedynie groźne spojrzenie.

            Caroline spojrzała się w stronę Philipa, po czym odchrząknęła dwa razy, jakby chciała mu coś przekazać. Alice i Kyle nic nie zauważyli, ponieważ pochłonięci byli przeglądaniem karty dań.
- A właśnie o co chodzi z wami? – Philip zadał to pytanie licząc, że czegoś się dowie.
- Z wami? To znaczy? – spytał niepewnie Kyle.
- No wiesz z tobą, no i z Alice – wypalił.
- Ty tak na serio? – zdziwiła się Alice, słysząc to bezpośrednie pytanie.
- Jesteśmy po prostu przyjaciółmi, nic więcej – odpowiedział Kyle ignorując Alice. – Pogodziliśmy się, nic więcej – powtórzył.
- Ile razy zamierzasz powiedzieć: ”nic więcej”? – warknęła z pretensjami Alice.
- Oj nie to, że. – Podrapał się dłonią po głowie. – A zresztą, zmieńmy temat. Co robimy po Cianwood City?
- Nie wiem – odpowiedział Philip.
- Dobra możemy im powiedzieć – wtrąciła Caroline.
- O czym? –zapytał przerażony Kyle. Alice wysłał mu pytające spojrzenie.
- Wybieram się razem w podróż po Johto! – ogłosiła Caroline.
- Myślałem, że teraz będziemy podróżować razem? We czwórkę – zdziwił się Kyle.
- Nie obraź się, ale dwóch trenerów i dwie koordynatorki? Nie wiem jak sobie to wyobrażasz. W każdej Sali będziemy dwa razy dłużej, ogólnie to będzie kłopotliwe. Tylko teraz ruszymy razem, bo teraz dość szybko będziemy się przemieszczać – odpowiedział Philip.

            Kyle nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Spoglądał a to na Philipa, a to na Caroline. Czuł dziwne ukłucie w sercu, ale nie chciał o tym mówić. Nie wiedział do końca kogo bardziej bał się stracić. Philipa, czy Caroline? Wiedział jedno, tęsknota miała być bolesna.
- Swoją drogą dawno nie widziałam Brada –wspomniała Alice.
- Jeszcze o nim myślisz? – Kyle odłożył swoją kartę i zwrócił się do przyjaciółki.
- Może nie, że myślę, brakuje mi adoratora – zaśmiała się.
- Syndrom księżniczki – podsumowała Caroline.
- Od razu księżniczki. – Machnęła ręką. – Swoją drogą- przerwała. - Znam specjalizację Kyle i Philipa, jeśli chodzi o pokemony. Ty też podobno skończyłaś szkołę. Jakie dwa typy wybrałaś? – dociekała Alice.
- Moje dwa ukochane typ normalny i trawiasty – odpowiedziała uśmiechając się.
- Trawiasty, pasowałabyś z Kyle’em – wypaliła. Caroline i Kyle powrócili do czytania swoich kart ukrywając rumieńce, które zagościły na ich policzkach. – Ale ten typ normalny, to nie w jego stylu chyba – poprawiła się.
- I to ja podobno jestem niestosowny – skomentował Philip.

            Kelnerka podeszła i zebrała zamówienia od paczki przyjaciół. Przez chwilę nastała niezręczna cisza, aż wreszcie rozmowę zaczął Philip.
- Swoją drogą długo byliśmy w Goldenrod City.
- Ponad dwa tygodnie – podsumował Kyle.
- Naprawdę dobrze wspominam ten czas – powiedziała Caroline. – Nie wiem czemu, ale spodobało mi się tutaj, było tak jak na wakacjach.
- Dużo się działo – westchnął Kyle spoglądając na Alice.
- Aż tak dużo nie, chociaż mam pierwszą wstążkę! – podkreśliła z entuzjazmem.
- Pierwsza jest zawsze najważniejsza – dodała Caroline.
- Ja mam tylko jedną odznakę, a minął już ponad miesiąc – zasmucił się Kyle. – Ale zaraz to nadrobimy. – Uśmiechnął się.
- Na pewno – zapewnił Philip.
- Szkoda, że  nie będziemy podróżować razem – westchnął Kyle.
- Tak będzie lepiej – powiedział blondyn. Nikt nie czuł, że tak będzie, jednakże to było praktyczne wyjście. Trzeba było skupić się na celu, po lidze będzie czas na przyjaźni.

            Po dwóch godzinach opuścili lokal i udali się do centrum pokemon, gdzie ruszyli do swoich pokojów. Mieli ochotę wyjść jeszcze się pobawić, ale następnego dnia o godzinie dziewiątej rano mieli prom, dlatego nie mogli sobie pozwolić na zarwaną noc. Kyle wyjął swój zeszycik, nie miał go w rękach już tak dawno, chyba najzwyczajniej w świecie nie odczuwał potrzeby dzielenia się swoimi emocjami. Miał przyjaciół wokół siebie i mógł z nimi debatować na każdy temat, lecz teraz czując silny skurcz w klatce piersiowej, musiał napisać co nieco w swoim dzienniku.

Tak trudno jest mi opuścić Goldenrod City, czuję jakbym był tu kilka miesięcy, a nie dni. Tak wiele się wydarzyło, tak dużo doświadczenia zyskałem, tylu ludzi poznałem. Brakowało mi wolności, a tutaj ją dostałem. Czuję się znacznie silniejszy. Każdemu wyzwaniu, jakie zostało mi rzucone, dałem radę. Nie poddałem się i o to jestem.

To wspaniałe uczucie, kiedy kontrolujesz swoje życie, kiedy wiesz, że sobie poradzisz. To miasto dało mi ten stan. Otarłem się o śmierć dwa razy ,a mimo to żyję. Zyskałem nowych przyjaciół i zyskałem chyba miłość. Chyba po raz pierwszy się zakochałem, a myślałem, że jestem człowiekiem niezdolnym do prawdziwej miłości. A może mi się tylko wydaje. Nie chcę na razie o tym myśleć.



Jestem gotowy na kolejne wyzwania, jestem gotowy stanąć na wysokości zadania. Whirl Islands uważajcie, nadchodzę!
______
Od autora:
A jednak dostałem weny i dokończyłem kolejny rozdział. Znaczy się napisałem od początku. Nauka wchodzi mi strasznie opornie, chyba musiałem się wypisać. Myślę, że ten rozdział jest znacznie lepszy i jest dużo akcji. Na koniec próbowałem upchnąć wątki bohaterów, ale średnio mi to wyszło. 

Ten miesiąc mimo wielu innych spraw, był chyba najbardziej owocny. Powstało, aż pięć rozdziałów. Ten pewnie pojawiłby się jutro rano, ale złapała mnie bezsenność. W sumie dobrze, u mnie bezsenność to oznaka rozładowywania stresu :D. 

Następny rozdział w następny weekend, wstępnie.

Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Po pierwsze niezłe zaskoczenie nie z powodu pojedynku Kyle'a i Philipa już w pierwszej rundzie, ale dlatego, że brunet przegrał, byłem zaskoczony. A skąd Kyle ma wodny kamień :O. Mam nadzieję, że stanie się Poliwrathem, a nie Politoedem, ale może lepiej nie krakać :D. Nowy wygląd bloga może być, ale osobiście uważam, że tamten był lepszy, ale każdy ma inny gust, w każdym razie wali trochę po oczach dosłownie :P. Chyba przez tą zmianę wyglądu są jakieś problemy z komentarzami z tego co widziałem pod wcześniejszymi postami. Same kłopoty z tym "upiększaniem" ja jak zmieniałem też tyle problemów napotkałem zanim wszystko jakoś zaczęło wyglądać, a jeszcze trzeba pozmieniać, ale na razie dałem sobie spokój :P. Pozdrawiam i życzę weny na wątek miłosny Kyle'a i Alice xDD. Siemka :P

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pakował pokeballe, składał ubrania i ścielał łóżko." - raczej słał. Chyba, że Kyle robił z łóżkiem coś, z czym jeszcze nigdy się nie spotkałam ;)
    "Zasada była Prost, ten który wygra rundę, ten przechodzi dalej." - O, a kto to ten Prost i co tam robi?
    "- Ty też czujesz się ja mięczak?" - zabrakło k w słowie "jak";
    "Ubrany był galowo, w czarny garnitur, białą koszulę, do której miał dopasowany czarny krawat.
    - Dzień dobry! – powiedział poprawiając swój czarny krawat." - myślę, że jedna wzmianka, że krawat był czarny zdecydowanie wystarczy. Wiesz, tak gwoli stylistyki ;)
    "na boisku pojawił się niebieski insekt, który uniósł dłonie do góry i zaryczał" - No, chciałabym zobaczyć, jak Heracross unosi cokolwiek w dół ;) Unieść do góry to pleonazm;
    "Podobała się mu jego styl walki" - podobał;
    "- Dynamiczna pięść! - Caroline na to czekała. Jej pokemon uderzył serią ciosów wodnego stworka odpychając go na znaczną odległość. – To jeszcze nie koniec. Taran, a potem sejsmiczny rzut! – nakazał." - Caroline tak się wkręciła w te wszystkie walki bokserskie, że aż zmieniła płeć? ;)
    "Pokemon Samuela nie wytrzymał. Opadł na ziemie, ostatecznie konając." - O matko! Breloom go zabił? Tak na śmierć?!
    "Było jasne, że któryś z nich oberwało efektywnym ciosem" - emocje emocjami, ale jednak coś tu końcówki nie współgrają w tym zdaniu...
    "W centrum Goldenrod City znaleźli małą knajpkę z pizzą, do której też wstąpili." - do tej pizzy wstąpili? :D
    "- Wybieram się razem w podróż po Johto! – ogłosiła Caroline." - wybieramy;

    Już myślałam, że walka Kyle x Philip będzie gwoździem programy, ale Philip x Greg była jeszcze lepsza! Nawet finał mnie tak nie urzekł, jak zwrotny i uparty Elekid. No i dwie ewolucje, proszę, proszę. A na koniec, jak na typowych trenerów przystało, celebracja zwycięstwa pizzą ;) Ja tam się cieszę, że Philip i Caroline będą razem podróżować. Kyle mógłby znów sobie namieszać tak jak z Alice, gdyby ciągle przebywał w pobliżu Caroline. Trochę izolacji nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Ale nie wchodzę w wątki uczuciowe, bo mam trochę zaległości w czytaniu i komentowaniu. Tak więc, niech no powtórzę za Kyle'm: Kolejne rozdziały, uważajcie, nadchodzę ;D





    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy