logo

XIV. Something about the madness of Alice.

XIV. Something about the madness of  Alice.

        Słońce powoli znikało już za horyzontem. Jego odbicie na morzu rozciągało się prawie do samej linii brzegu. Dwie dziewczyny siedziały na drewnianym pomoście, energicznie machając opuszczonymi nogami.
- Myślisz, że jestem głupia? – blondynka zadała to pytanie, czując że potrzebuje rozgrzeszenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ostatnio narozrabiała.
- Nie, ależ skąd! – zaprzeczyła różowowłosa. – Uważam, że to normalne co zrobiłaś, taka już jesteś. Nic na to nie poradzisz – pocieszała.
- Myślisz, że mi wybaczy? – kolejne pytanie padło z jej ust.
- Alice! – Spojrzała w jej zielone oczy, przepełnione smutkiem. – Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. Ja mogę ci mówić, co by było i tak dalej. Ale powiedz mi co ci to da? – Alice nie odpowiedziała na to pytanie. Czuła się taka bezradna. Wiedziała, że namieszała. – Dziewczyno ogarnij się! – dodała po chwili.
- Staram się – wymamrotała ściskając czerwony pokeball.
- Wiem, że starasz się, ale tego nie robisz. Namieszałaś i tyle, pomyliła ci się przyjaźń z miłością. Wielka mi rzecz! – jęknęła.

            Meredith nie rozumiała kobiecej wrażliwości. W rzeczy samej, ona sama była kobietą, ale nigdy nie zwracała uwagi na to jak ją postrzegają. Dla niej życie było proste. Nie lubiła sobie komplikować egzystencji, choć zawsze jej przyjaciółki takowe były.
- Porozmawiaj z nim, on zrozumie – powtórzyła się.
- Chyba tak. Nie wiem jeszcze jak mu to powiedzieć: „Hej Kyle! Pomyliłam się, ja cię nie kochałam. Byłam tylko zdesperowana i potrzeba było mi ciepłego ramienia, a  ty byłeś pod ręką?”
- Ty tak serio? – zapytała dziwiąc się blondynce.
- Coś nie tak? – przedrzeźniła.
- Wszystko. Facetowi nie mówi się takich rzeczy. Oni są jak Squirtle. Niby mają twardą skorupę, ale w środku to mięczaki. Ich łatwiej urazić niż kobietę. Przynajmniej wiem to z doświadczenia – westchnęła. – Powiedz mu coś w stylu, że jest taki przystojny, a ty chciałaś mieć coś wyjątkowego i przegięłaś trochę. Po prostu potrzebowałaś trochę miłości, bo nie umiesz się odnaleźć jako singiel – wytłumaczyła.
- Serio? – zapytała z niedowierzaniem Alice. – Lepiej go potraktować jak rzecz?
- Faceci są prości, jak budowa cepa. Kiedy powiesz komplement reszty nie wyłapie – stwierdziła.
- A myślałam, że to ja jestem specem od facetów – mruknęła zasmucona Alice.
- Ty jesteś specem od bycia humorzastą kobietą – wypaliła Meredith.

            Obie parsknęły śmiechem. Alice potrzebna była zmiana otoczenia. Odkąd wstąpiła do fanklubu „bogini” Whitney czuła się taka samotna. Nie pała nienawiścią do facetów, ani Kyle’a. Miała chwilowy kaprys, któremu dała ujście w czasie kłótni. Nie chciała być jedną z nich, jednakże teraz nie było już odwrotu. Whitney zabroniła jej widywać się z Kyle’em, na domiar wszystkiego chciała, by Alice się na nim odegrała upokarzając go. Na początku Alice to się podobało. W szczególności, że dostała nowego pokemona i miała po swojej stronie jednego z sędziów w konkursie Goldenrod City. Miła odmiana, biorąc pod uwagę staruszka z Floruse Village.
- Jak jesteś taka twarda to może wyruszyłabyś w podróż pokemon? – zapytała się.
- Moja mama dostałaby zawału – zatrzymała się. – Nie to nie w jej stylu. Raczej poszłaby ze mną, żeby pokonać każdego zagrażającego mi Ursaringa.
- A zawsze myślałam, że mama siostra Joy to musi być wypas. No wiesz te geny – powiedziała.
- Mówisz o wyglądzie słodkiej, porcelanowej laleczki? – wypaliła.
- Ty nie jesteś słodka. – Zaśmiała się.
***

            Dzień nie zapowiadał się najlepiej. Niebo pokryte było szarymi, kłębiastymi chmurami. Chłodny, silny wiatr sprawiał, że temperatura odczuwalna była znacznie niższa. Porywał ze sobą różne torebki foliowe i inne odpadki, obrzydzając i tak już szare miasto.

            Kyle siedział już na stołówce i pałaszował swój posiłek. Turniej był już jutro, dlatego chłopak wstał jak najwcześniej, by nie marnować czasu. Czuł się taki pobudzony, nie myślał o niczym innym, tylko o strategii na jutrzejsze wydarzenie. Przez ostatni tydzień naprawdę ostro ćwiczył. Nie przeszkodziły mu w tym nawet liczne rany, które zadał mu złoty Steelix. Została mu już końcówka owsianki, kiedy przyłączył się do niego jeszcze senny Philip.
- Cześć – powiedział jeszcze zasapany.
- Cześć. Co Ci się stało? – zapytał się Kyle. Była już w sumie dziesiąta, dla trenera to dość późna pora pobudki.
- Trochę się wczoraj przeforsowałem. Ćwiczyliśmy nowy atak z Pikachu i tak jakoś wyszło – wytłumaczył smarując kromkę chleba truskawkowym dżemem.
- A co ćwiczyliście? – kontynuował przesłuchanie.
- Elektro akcje. Ale musimy chyba jeszcze poćwiczyć szybki atak. Pikachu z ledwością potrafi wyprowadzić szybki atak, a to jednak podstawa do elektro akcji – powiedział bez entuzjazmu w głosie.
- My z Poliwhirlem bez problemu opanowaliśmy wodny puls. Zaniedbałem ostatnio trochę rozwój swoich pokemonów, ale czuję, że po serii treningów jesteśmy naprawdę mocni – pochwalił się.
- To super! Swoją drogą idziesz dzisiaj na pokazy? – spytał się, pochłaniając kolejną kanapkę.
- To dzisiaj? – zdziwił się.
- Nie, wczoraj – odpowiedział sarkastycznie. – Wiesz, że za godzinę się zaczyna? Prawda? Gdyby nie to, pewnie bym jeszcze spał – powiedział marząc o ciepłej poduszce.
- Jasne, ja już gotowy – odpowiedział nerwowo machając dłonią.

            Chłopcy jeszcze chwilę posiedzieli. Kiedy tylko Philip zniknął z pola widzenia, Kyle przyspieszył. Wbiegł do swojego pokoju i zaczął szykować się w zastraszająco szybkim tempie. Przeszukał cały pokój w poszukiwaniu pokedexu, niszcząc cały porządek. Po chwili odnalazł zgubę w torbie, do której miał zamiar go odłożyć. Potem powtórzył czynność przeszukiwania pokoju, tym razem poszukiwał swoich pokeballi. Jak się okazało, szybciej odnalazł je Poliwhirl.
- Jesteś niezastąpiony – powiedział.
- Poli, Poli – westchnął, biorąc się za sprzątanie.
- Dobra nie ma czasu. Idziemy! – ponaglił Kyle.  Poliwhirl oczywiście ruszył za trenerem, cóż mógł innego zrobić.

            Kyle’owi udało się jedynie zamknąć drzwi, a już przy nim znalazł się Philip.
- Gotowy? – zadał to pytanie nie będąc świadomy poddenerwowania przyjaciela.
- Tak! – Kyle podskoczył ze strachu.
- Wyluzuj - skomentował Philip.
- Już, już.
- Coś się stało? – Nie podobało mu się zachowanie Kyle’a.
- Tak, powiedzmy, że miałem jeszcze coś do zrobienia. – Po tych słowach Poliwhirl otworzył drzwi pokoju, pokazując chaos w nim panujący.
- Tworzyłeś świat? – zapytał złośliwie Philip widząc chaos.
- Nie – przeciągnął.
- Nie ważne. Idziemy! – zarządził blondyn.

            Ruszyli tak szybko, jak tylko mogli. Przemierzali miasto w dość szybkim tempie. Odpuścili sobie inne środki transportu, ponieważ przez konkurs powstały gigantyczne korki, blokujące całe miasto. Pokazy odbywały się w centrum miasta, na stadionie Goldenrod City. Przed olbrzymią okrągłą budowlą ustawione były tłumy, czekające na rozpoczęcie wydarzenia, każdy chciał dostać się do środka. Philip i Kyle na szczęście mieli karty wstępu od Caroline, która jako uczestniczka mogła obdarować kogoś zaproszeniem na show.

            Oklaski i okrzyki pojawiły się natychmiastowo wraz z nadejściem Julie. Jak zwykle wyglądała niezwykle kobieco i gustownie. W jury, poza siostrą Joy i Angelo, znajdowała się też Whitney. Po krótki przedstawieniu jury, zasad i tym podobnych rozpoczęła się pierwsza runda.
- A  jako pierwsze wystąpi niedawna debiutantka, która potrafi zaskoczyć swoją oryginalnością. Zobaczmy co dzisiaj zaprezentuje. Powitajmy Alice Grey! – zapowiedziała.

            Alice wyszła w swojej błękitnej, satynowej sukni. Dokładnie w tej samej co podczas ostatniego konkursu w którym brała udział. Zajęła odpowiednie miejsce i wyrzuciła swój pokeball. Wyłonił się z niej mały brązowy lisek z białą końcówką ogona. 
- Eevee, słoneczny dzień – rozkazała. Pokemon wystrzelił białą kule w powietrze. – A teraz atak piaskiem. – Eevee zaczął kopać z zawrotną prędkością, tworząc piaskowy pierścień, który stykał się ze słoneczną kulą. – Zakończ to kulą cienia. – Stworek wystrzelił ciemno fioletową kulę, po czym pchnął ją ogonem. Ciemna kula uderzyła w słoneczny promień tworząc coś w rodzaju olbrzymiego fioletowego, iluminującego kryształu. Wraz z piaskowym okręgiem, całość tworzyła olbrzymi pierścionek, który po chwili eksplodował. Po opadnięciu kurzu spadały małe okruszki złocistego pyłu nadając urokowi Eeveemu, który dumnie siedział po środku spektaklu.

            Alice ukłoniła się co wywołało szaleństwo na trybunach. Ludzie byli zachwyceni występem i Eeveem. Był to pokemon stworzony do pokazów. Nie wiadomo czemu, tyle ludzi uważało go za jednego z najpiękniejszych. Może dlatego, że był on taki rzadki.
- Co sądzą o tym jurorzy? – zapytała Julie, kierując uwagę na jury.
- To było naprawdę ładne. Pokazałaś piękno pokemona i nie zapomniałaś o zaprezentowaniu jego umiejętności – skomentowała siostra Joy.
- Było to całkiem dobre, ale czegoś mi zabrakło – powiedział chłodno Angelo. Whitney coś mruknęła pod nosem, ale nikt nie był w stanie tego usłyszeć.
-Byłaś absolutnie niesamowita. Postawiłaś wysoką poprzeczkę! Tak trzymaj dziewczyno! – komentowała entuzjastycznie Whitney. Doskonale wiedziała, że Alice ma następny etap w banku. Już ona się postara, by ta przeszła etap pokazowy.

            Po zejściu Alice ze sceny, Julie zabrała się za zapowiadanie kolejnej koordynatorki. Następni koordynatorzy wywoływali mieszane uczucia wśród jury. Znalazły się gwiazdy, lecz było tez kilka bardzo dziwnych występów, pojawiły się też pokemony z innych regionów. Aż wreszcie przedostatnia wyszła Caroline.
- Zapraszamy Caroline Mclone! – Tłumy zaczęły wiwatować. Nawet w Goldenrod City miała swoich fanów. W końcu była jedną z najlepszych. Caroline wypuściła swojego pokemona. Na scenie pojawił się Wigglytuff.
- Zacznijmy show! – powiedziała pewna siebie rudowłosa. – Wigglytuff wodny puls, a potem toczenie. – Różowy stworek wystrzelił olbrzymią kulę wody przed siebie. Następnie sam zwinął się w kulkę i tocząc się dostał się do wnętrza wodnej kuli. – A teraz księżycowy promień. – Niebieska kula zamieniła się w dyskotekową kulę, iluminowała tysiącem barw. – Zakończ śpiewem. – Pokemon wydostał się z iluminującej kuli, rozrywając ją od środka, tysiące błyszczących kropli spadało na arenę, w trakcie kojącego śpiewu Wigglytuff. To był kolejny występ, który wywołał tak dużo emocji wśród publiczności.
- Nie ma co, umiesz uchwycić piękno pokemona – zaczął Angelo. – Uchwyciłaś piękno swojego pokemona i jego wybitne umiejętności wokalne. Zdecydowanie jestem na tak. Chociaż muszę powiedzieć, że początek był nieco przejaskrawiony – zakończył wypowiedź surową uwagą.
- Dziękuję! – powiedziała Caroline. Whitney spojrzała się na Angelo z pogardą.
- Dobry występ, ale mnie jakoś nie olśnił – skomentowała złośliwie Whitney. Była to już jej kolejna złośliwa uwaga w trakcie dzisiejszego konkursu.
- To co o tobie mówią, to prawda. Jesteś fenomenalna. Potrafisz zrobić z tandety sztukę. Kula disco, była zadziwiająca i wpasowała się w późniejsza balladę Wigglytuff. Jestem na tak! – skwitowała siostra Joy.
- Dziękuję, dziękuję – mówiła szczęśliwa Caroline. Naprawdę czuła, że dała dzisiaj z siebie dużo. Może nie była to jakaś wybitna kombinacja, ale była pochłonięta tak ćwiczeniem z Breloomem, że nie była wstanie wymyślić czegoś bardziej wyrafinowanego.

            Ostatni koordynator wyszedł ze swoimi Ivysaurem i zaprezentował kombinację słonecznego promienia i tańca płatków. Jury nie było zbytnio zachwycone. Pierwszy etap wreszcie skończył się, sędziowie udali się do swojego pokoju, gdzie mieli podjąć decyzję. Caroline jak zwykle była spokojna, chociaż co chwilę spoglądała w stronę Alice. Blondynka była o wiele lepsza niż ostatnio. Caroline tak naprawdę obawiała się tylko jej, ostatnim razem musiała się namęczyć, żeby dojść do finału.

            Wreszcie pojawiły się wyniki. Na pierwszym miejscu pojawił się jakiś niebiesko włosy chłopak. Alice uplasowała się dopiero na trzecim miejscu, a Caroline aż na siódmym. Nie spodziewała się tak kiepskiego wyniku. Zaczęły się pierwsze walki. Zarówno Alice jak i Caroline poradziły sobie świetnie, potem bez problemu wygrały kolejne rundy kwalifikując się tym samym do finału.

            Stanęły naprzeciw siebie. Alice wiedziała, że przed nią jedna z najcięższych walk, lecz tym razem do niej należało zwycięstwo. Czuła to. Caroline nie wydawała  się być tak pewna siebie jak zawsze, czuła jak wzrok Whitney i jej wiernych fanatyczek pali ją.
- Zacznijmy rundę finałową. Czas start! – powiedziała Julie.
- Wybieram Butterfree – zaczęła Alice.
- Wybieram cie Skitty! – Różowy kot pojawił się naprzeciw fioletowego motyla.
- Cóż za ciekawy wybór – skomentowała Julie. Kyle postanowił skorzystać z sytuacji i wypróbować nową aktualizację, którą niedawno zainstalował.

Skitty pokemon kot typu normalnego. Najsilniejszą Bronią Skitty jest ogon, który potrafi zadawać celne i silne ciosy. Pokemony tego gatunku są zazwyczaj łagodne i urocze. Są bardzo uważne, skupiają uwagę na każdym najmniejszym ruchu. Jego ulubioną zabawą jest gonitwa za własnym ogonem.

Alice chciała się dzisiaj sprawdzić. Włożyła w treningi całe swoje serce, doskonale zdawała sobie sprawę, że nie mając nawet poparcia Whitney wypadłaby olśniewająco. Nie była to głupia pycha. Dziewczyna wreszcie w siebie uwierzyła i postanowiła dać z siebie wszystko, że zwieńczyć dwa tygodnie morderczych treningów upragnioną wstążką.
- Tym razem nie pójdzie ci tak łatwo – zaczęła Alice. – Podmuch! – nakazała błyskawicznie.
- Wciąż nie dorastasz mi do pięt. Skitty zamieć. – Wiatr wytworzony przez Butterfree skupił się w potężną wiązkę, która zetknęła się ze śnieżną zamiecią wystrzeloną z pyszczka małego kotka. Ataki zneutralizowały się nawzajem, odbierając nieznaczną ilość punktów z konta obu pań.
- Całkiem, całkiem. Nie ma to jak rozgrzewka. Butterfree strzał nicią i konfuzja. – Motyl wystrzelił białe nici, które pokryły się niebieskim blaskiem. Obracały się w zawrotnym tempie i co chwilę uderzały różowego kotka.
- Skitty staraj się unikać! – krzyknęła Caroline. Jednak maluch nie był w stanie tak szybko się poruszać, aby móc uciec od nici. Od czasu do czasu dostawał jedwabnym biczem, a punkty Caroline spadały dramatycznie szybko.

            Caroline czuła, że jest w coraz gorszej sytuacji. Skitty dostawała co chwilę, a ona nie mogła nic na to poradzić. Nici było za dużo, by ich uniknąć, ponadto Butterfree nie męczył się używając psychicznego ataku.
- Skoro nie mogę unikać , to będę walczyć – powiedziała uśmiechając się. – Stalowy ogon! – Różowy frędzelek na końcu ogona Skitty zalśnił metalicznym połyskiem i trafił w każdą nić przecinając ją. – To nie koniec! Czas, żeby ją trochę zszokować. Piorun kulisty. – Skitty po wykonaniu ostatniego cięcia z gracją wylądował na przedniej łapce, zawisając w powietrzu. Przez jego futro przepłynęła iskra elektryczna gromadząc się w ogonie, by  powędrować z niego w postaci białej i trafić bezpośrednio fioletowego motyla. Butterfree nie zdołał tego uniknąć. Dostał super efektywnym atakiem.
- Myślisz, że to było szokujące? – Ziewnęła teatralnie Alice. – Przygotuj się ultradźwięki i srebrny wiatr. – Butterfree wyzwolił za pomocą swoich skrzydełek podmuch wiatru. Srebrne, powietrzne fale leciały w stronę różowego stworka. Atak został wzmocniony przez ultradźwięki, które rozbijały owe srebrne fale na małe, srebrne kryształki niosące przez potężny podmuch.

            Skitty na szczęście uskoczył, ale Butterfree zachował czujność i użył konfuzji. Za pomocą tego ataku, skierował srebrny podmuch w uciekającego pokemona. Uderzenie było naprawdę skuteczne. Poza dość mocnym ciosem, Skitty był pod wpływem ultradźwięków. Uległ dezorientacji i gibał się z jednego na drugi bok, próbując niezgrabnie utrzymać równowagę.
- Skitty asysta! – nakazała Caroline, jednak jej różowy podopieczny nie reagował.
- Żegnamy! – skwitowała Alice uśmiechając się złośliwie. – Srebrny wiatr jeszcze raz! – To uderzenie wyzerowało punkty Caroline.

            Na bilbordzie znajdującym się nad sceną wyświetliła się twarz Alice, a obok niej niebieska wstążka. Caroline dawno nie przegrała. Miała już co prawda cztery wstążki, ale była to jej pierwsze przegrana w tym sezonie. Chyba przeceniła swoje umiejętności. Alice podeszła do niej.
- Dziękuję! – powiedziała ciesząc się.
- Za co? – zapytała skołowana Caroline, wciąż nie mogąc uwierzyć w wynik meczu.
- Za tę walkę, była bardzo dobra. Za tamtą też - wspomniała. - I za inspirację – skończyła.
- Nie ma za co. To ja ci dziękuję. Potrzebowałam zimnego prysznica. Jesteś genialna! – pochwaliła Caroline, chowając swoją dumę.
- Proszę daj to – wręczyła poskładany kawałek papieru. Caroline posłała jej zdziwione spojrzenie. - Sama będziesz wiedzieć komu. – dodała tajemniczo.
- Co to? – zapytała.
- Nie patrz, potem zobaczysz. Będziesz wszystko wiedzieć.  Dziękuję – powiedziała i odeszła.

            Caroline jeszcze chwilę stała na scenie, oszołomiona tym co dzisiaj się wydarzyło w czasie konkursu. Po minucie ocknęła się i ruszyła do swojego podopiecznego, który zdążył już obudzić się. W tym czasie Alice przyjmowała wstążkę od Whitney. Dopiero teraz blondynka poczuła wyrzuty sumienia, z powodu ustawionego konkursu.  Fakt dała z siebie wszystko, ale nawet jeśliby zawaliła Whitney przekonałaby resztę jury, aby zagłosowali na nią, to dawało jej dodatkowe poczucie bezpieczeństwa.  

            Kyle i Philip czekali przy wyjściu. Zastanawiali się co powiedzieć, ale nie przychodziło im nic rozsądnego do głowy. Dziewczyna dołączyła do nich. Cały czas była nieobecna.
- Jak się czujesz? – zapytał Kyle.
- Wiesz, sama nie wiem. Nie jest mi źle, ale czuję się – nie dokończyła. Nie umiała tego nazwać.
- Chyba wiem, jak to jest. – Kyle uśmiechnął się. – Nie gadajmy o tym, po prostu chodźmy na jakiś dobry obiad.
- Obiad, to dobry pomysł. Umieram z głodu – skwitował Philip.
- Pika, pika – dodał żółty stworek gładząc się po brzuszku.
- Wczoraj naprawdę musieliście mieć ostry trening, dopiero co jedliście – wypomniał Kyle.
- Jedzenia nigdy za mało! – Ożywiła się Caroline. – Chodźmy na coś słodkiego. Proszę!
- Przecież jesteś zdołowana? – Kyle nie nadążał za przyjaciółką.
- Oj tam, to tylko walka. A lody truskawkowe z polewą czekoladową, to coś na co mam ochotę! – rozmarzyła się.
- Myślałem, że faceci to łasuchy – skomentował Kyle.
- Z polewą czekoladową? – powtórzył Philip, puszczając uwagę Kyle mimo uszu.
- Mhm! – potwierdziła Caroline.
- Dobra już idziemy, bo zaślinicie cały chodnik! – rzucił Kyle.
***

            Alice stała już około godziny na molo. Miejsce to dawało jej ukojenie po całym dniu. Lubiła tu przychodzić i rozmyślać nad wszystkim. Tym razem postanowiła się wybrać sama, choć w rzeczy samej czekała na pewną osobę. Czekając samotnie napawała się każdą chwilą. Chmury zniknęły z nieba, odkrywając piękno zachodzącego słońca.

            Długo nie musiała czekać. Na horyzoncie pojawiła się sylwetka znajomego jej szatyna. Nie widziała go już prawie dwa tygodnie. Nie wierzyła, ze pojawi się dzisiaj, na całe szczęście postanowił się z nią zobaczyć. Do tej minuty miała plan, lecz gdy go zobaczyła zapomniała o wszystkim co chciała mu powiedzieć. Zaczęła się pocić i nerwowo rozglądać dookoła siebie.
- Cześć – powitała go.
- Cześć – odpowiedział Kyle, nie wiedząc czego się spodziewać. Szedł licząc, że jednak odzyska swoją przyjaciółkę, chociaż czuł, że dostanie kolejnego kopa. – O co chodzi? Czemu dałaś ten liścik Caroline?  - zapytał zainteresowany.
- Chciałam ci to jakoś wszystko wytłumaczyć, a wolałabym żeby Whitney nas nie widziała – powiedziała.
- Dlatego spotykamy się na molo, gdzie jest setki osób? – Rozejrzał się po okolicy.
- Whitney i jej harpie siedzą pewnie w jakimś salonie piękności, szykując się na imprezę – powiedziała. – Tutaj się jej nie spodziewam, prędzej w centrum pokemon mogłaby się przewinąć, sprawdzając czy nie gadam z tobą.
- Co się stało? – spytał się zaniepokojony. – Czy ona ci…
- Nie – przerwała. – Choć to fakt, ona jest walnięta! – skomentowała. – Ja po prostu –wydukała. – Po prostu tęsknię za tobą! – wypaliła. Kyle poczuł uderzenie ciepła, ale wolał przeanalizować całą sytuację, nie do końca wiedział w jakim kontekście powiedziała to dziewczyna. Czy tęskni za nim, jak za miłością swojego życia, czy jak za przyjacielem, którego zawsze miała.
- Ja też tęsknię, ale nie w taki sposób – zaznaczył.
- Wiem – uspokoiła. – Mi po prostu odbiło. Wiesz jaka jestem, ja zawsze chcę z kimś być. Ciężko jest mi być samej. No, a ty jesteś taki poukładany, przy tobie czułam się tak bezpiecznie, że przekroczyłam granicę.
- Granicę?! – zaakcentował Kyle czując się zniesmaczony.
- Oj no dobra, wiem że to delikatnie powiedziane – przyznała.
- O tak troszeczkę – droczył się, pokazując palcami małą miarkę.
- Gburze chcę cię przeprosić, mógłbyś się zamknąć! – wyskoczyła gniewnie.
- Dobrze ci idzie. – Parsknął śmiechem.

            Alice próbowała zachować powagę, jednak wychodziło jej to coraz gorzej. W końcu też zaczęła się śmiać. Brakowało jej tego przekomarzania się z Kyle’em. Nigdy nie było to jakoś bardzo złośliwe, chociaż osobom nasłuchującym ich rozmów mogło się wydawać, że są zaciekłymi wrogami.
- Oj zapomnijmy o tym co? – powiedział Kyle.
- Ale ja chcę przeprosić! – zaprotestowała Alice.
- Chodź tu moja blondynko. Kiedyś dam ci dojść do słowa. – Po tych słowach wystawił dłonie do uścisku.
- Nie! – Tupnęła stopą i odwróciła się do niego plecami. Po chwili jednak wykonała obrót na pięcie i rzuciła się w objęcia swojego przyjaciela. Strasznie brakowało go jej.

            Całej sytuacji przyglądała się z ukrycia Caroline. Od samego początku miała złe przeczucia co do sytuacji Kyle i Alice. Nie myliła się. Domyślała się, że coś między nimi iskrzy. Kyle tyle raz o niej wspominał w ciągu ostatniego tygodnia, że trudno było sobie czegoś nie pomyśleć.
- Wytłumacz mi czego ich obserwujemy? – zapytał obojętnie Philip przeglądając pokedex.
- Chciałam się po prostu dowiedzieć, co ich łączy – odpowiedziała, wciąż obserwując przebieg zdarzeń.
- A co Kyle wpadł ci w oko – powiedział od niechcenia, wciąż zajmując się pokedexem.
- Nie! Po prostu myślę, że ta relacja z Alice jest toksyczna – wytłumaczyła się.
- Dobra, zwij to jak tam chcesz. Zabujałaś się – drążył dalej temat.
- Nie! Patrz przytulają się! – prawie, że krzyknęła.
- Co na świętego Slowkinga?! – zdziwił się  Philip przyglądając się całej sytuacji. – Przecież Kyle powiedział, że jej nie kocha i takie tam. Może to tylko przyjazny uścisk, wątpię, żeby.
- Może zatęsknił, albo sobie coś uświadomił.
- Trochę go znam, wątpię, że zmieniłby zdanie. Zresztą Alice jest trochę kopnięta – skomentował dalej zajmując się swoim pokedexem.
- Ty tak na serio? – mruknęła Caroline.
- Z czym?
- Z tym pokedexem? Powinniśmy mu ją wybić, ta laska jest trochę szalona – powiedziała.
- Tak martwię się swoim przyjacielem, ale nie lubię wtrącać się w czyjeś sprawy. Poza tym boję się Alice – odpowiedział dalej bawiąc się czerwonym pudełkiem.
- Gdzie Ci faceci – skwitowała Caroline.
- Oj przestań. Dzisiaj nam wszystko pewnie powie. Wątpię żeby był na tyle tępą dzidą, żeby się z nią wiązać. Byli przyjaciółmi przez tyle lat, a z tej strefy się nie wychodzi po prostu. Niektórzy próbują, a potem i tak stwierdzają, że to był chwilowy wyskok – opowiadał.
- Myślisz? – zapytała Caroline z niepokojem.
- Kyle jest zbyt spokojny i poukładany. Czasem zdarzy się mu zaszaleć, ale wątpię, by pakował się w coś takiego. – Wskazał dłonią w stronę Alice
- Uff skończyli się przytulać, mam nadzieję, że się nie pocałują! – zignorowała kompletnie słowa Philipa.
- A właściwie po co ja przyszedłem z tobą? – zadał to pytanie, ale nie oczekiwał jakiekolwiek odpowiedzi.
- Nie wiedziałam co kombinuje, a sama bym sobie nie poradziła z bandą Whitney – wytłumaczyła. – Spodziewałam się, że będzie chciała mu coś zrobić. Słyszałam, ze Whitney ma bardzo dziwne poczucie sprawiedliwości.
- A jednak słuchasz – skomentował Philip. – A teraz słuchaj uważnie. Kyle nie kręci z Alice, daj sobie spokój z tłumaczeniem mu czegokolwiek. Proszę.
- No dobra, niech ci będzie. Ale jak są razem, to dostaniesz! – zagroziła.
- Nie wcale się nie zabujałaś. – Przewrócił oczami.


            Cała trójka wróciła do centrum pokemon, gdzie każdy zaczął przygotowywać się do jutrzejszego turnieju walk pokemon w Goldenrod City. Caroline błądziła myślami. Rozmyślała nad dzisiejszą porażką, nad sytuacją Alice i Kyle. Nie potrafiła się na niczym konkretnym skupić. Kyle analizował za to swoją decyzję. Nie był jej pewny. Alice była nieprzewidywalna, a co jeśli znowu się na niego rzuci, za kolejne dwa miesiące. Coś jednak mówiło mu, że nie jest gotowy stracić swojej przyjaciółki. Jedynie Philip był w stanie skupić się nad jutrzejszymi rozgrywkami i postanowił to dobrze wykorzystać.
 ___________
Od Autora:
Ostatnio czuję, że piszę jak pijany. Nic się nie klei, albo ja jestem surowy dla siebie. Siadłem i napisałem ten rozdział, w sumie czuję ten rozdział, aczkolwiek jak zwykle coś mi nie pasuję, sam nie wiem co. Rozdział tak szybko się pojawił, bo musiałem się czymś zająć. Mam co prawda naukę dużo nauki(4 kolosy z olbrzymich działów), jednak to nie jest na tyle absorbujące, żebym mógł sobie zająć mózg. A toksyczne znajomości zazwyczaj mnie strasznie absorbują. Po napisaniu tego rozdziału przeszło mi trochę :D. 

Następny pojawi się na weekendzie. Rzecz jasna za tydzień. Dodatkowo pojawi się mały prezencik, bo blog już będzie miał swój trzeci miesiąc(w piątek 22.05). Nie jest to żadna rocznica(którą się świętuje), czy coś, ale nie mam lepszego pomysłu, żeby coś wam przedstawić jako sensowny argument. Więc nazwijmy trzeci miesiąc bloga powodem :P. A co to będzie, zobaczycie sami. 

Dziękuję za wypełnienie ankiet. Nie spodziewałem się takich pozytywnych ocen. Mimo zadowalających ocen wiem, że muszę popracować jeszcze nad pisaniem. Pewnie w wakacje to ruszę, jak poczytam jakieś dobre książki nienaukowe. Choć i tak już pochłonęła mnie książka o zachowaniu kotów. Dziękuję też za uwagi nad czym powinienem popracować, no i ankietę ze związkami. Wiem, że już macie pewniaki, ale jak na razie będę was zwodzić :P. Ja mam swój plan, a z czasem wszystko się wyjaśni.  

Dziękuję Nathaly za obłędny rysunek. Jaram się nim jak szmata(jak to się u nas mawia). Zobaczcie po kliknięciu >>Tutaj<<. A i zapożyczyłem sobie tekst na świętego Slowkinga, bo tak pasuję do mieszkańców Azalea! Mam nadzieję, że się nie gniewasz.

Podsumowując ten rozdział: naprawiłem trochę postać Alice. Wydoroślała. Mam nadzieję, że to nie jest aż tak naciągane. Następny rozdział to turniej, a potem pewnie coś się ruszy z wątkami Alice, Kyle, Caroline, Philip i innymi. Planuję też zmianę wyglądu, ale to w swoim czasie. Aktualizacje w zakładkach pewnie jutro zrobię w tym tygodniu i tak było ich sporo.

Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. "- Nie, ależ skąd! – zaprzeczyła różowo włosa." - nawet jeśli polskie edytory tekstu nie znają takiego słowa, różowowłosa to przymiotnik i powinno być pisane razem ;)
    "Niebo pokryte, było szarymi, kłębiastymi chmurami." - o pierwszy przecinek za dużo,
    "Kiedy tylko Philip znikł z pola widzenia" - Co zrobił? Chyba zniknął :)
    "zadał to pytanie nie będąc świadomy pod denerwowania przyjaciela." - poddenerwowanie - jedno słowo;
    "W jury, po za siostrą Joy i Angelo" - poza. Lubisz dziś rozdzielać jak widzę.
    "Kolejnie koordynatorzy wywoływali mieszane uczucia wśród jury." - kolejni. Poza tym powtórzenie z poprzednim zdaniem;
    "Jednak maluch nie był w stanie tak szybko się poruszać, aby móc uciec od nic." - Od nic? To Skitty uciekała przed próżnią? ;)
    "- Myślisz, ze to było szokujące?" - kropka nad ż - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
    "Nie gadajmy o tym, po prostu chodźmy an jakiś dobry obiad." - czeski błąd się wkradł. Na.
    "Spodziewałam się, że coś mu będzie chcieć zrobić." - Caroline, choć waleczna, to gramatycznie chyba nie najlepiej stoi...
    Resztę rozważań napiszę jutro, bo zaraz mi bateria padnie, a nie zdążyłam jeszcze wypakować ładowarki. Także do jutra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, naprawdę zrobiłem duuużo błędów, a przynajmniej takich, że aż wstyd. Choć przyznam, że jak to publikowałem, czułem brak składu i ładu. Ostatnie dwa rozdziały to chyba mocny krok do tyłu. Następny postaram się zdecydowanie bardziej ogarnąć i na spokojnie. Niektóre błędy to autokorekta, co prawda, ale mogłem je wyłapać, no nic. Zabieram się za ogarnianie życia :D

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że Philip po otworzeniu się na innych jest świetny! Rozwala mnie swoim zachowaniem jak i rozmowami :D.Alice wróciła! w końcu ;p może jednak jeszcze jest nadzieja na paring który typowałem. Nie dziwię się Alice wygrana usatysfakcjonuje tylko wtedy gdy nie ma się jakiejś dodatkowej pomocy, ale była dobra i należało jej się. Więcej Poliwhrila proszę xD no i czekam na ten turniej - epickie walki, być może jakieś ewolucje, ale nie to chyba jednak za wcześnie jeśli chodzi o kolejną ewolucję. Romans wisi w powietrzu. Teraz tak patrzę, że obydwoje
    założyliśmy bloga 22 :P. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, Caroline wcale się nie zabujała. Ona po prostu ma takie hobby - śledzić osiemnastolatków w dopasowanych dżinsach :P
    Oj, moja biedna, urocza Skitty przegrała ;-; No cóż, Butterfree też jest niezły, więc jakoś to przeboleję. Walka była całkiem udana, no i Alice musiała w końcu wygrać, co nie? ;)
    Philip zdobył u mnie sporo plusów dzięki końcówce rozdziału. Tak jakoś jego zachowanie mi się spodobało. Te zabawy z Pokedexem... Olać "Trudne sprawy", mam maszynkę skanującą Pokemony. Złapać je wszystkie! xD
    Nowy szablon jest taki świetny, że ja się nie będę odzywać, patrząc po tym, jak wygląda mój blog ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michałowi już wykonałem wygląd, jeśli byś chciała, to mogę stworzyć coś dla Ciebie ;)

      Usuń
    2. No nie ukrywam, że też bym chciała ^^ Bardzo, bardzo dziękuję! (>w<)

      Usuń

Obserwatorzy