logo

02. Don't be shady, just be fairy!

 

Philip spoglądał w swoje odbicie w falującej wodzie. Nie do końca wiedział, czym był spowodowany jego stan – chorobą morską, która zaczęła się objawiać wraz z wiekiem, czy było to zmęczenie życiem. Ostatnio nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi. Kiedyś wszystko wydawało się prostsze. Podróżował od miasta do miasta, zdobywał nowe pokemony, kolejne odznaki i trofea. Teraz był w monogamicznym związku, szczęśliwym nawiasem mówiąc, a mimo to odczuwał to zmęczenie. Może dlatego, że Jacka coraz bardziej ciągnęło do osiadłego trybu życia a Philip nie był jeszcze na to gotowy?

- Pi, pi. – Żółty stworek chwycił go za rąbek spodni. Philip pokiwał głową, jakby odpędzał od siebie zły urok.

- Wszystko w porządku – odpowiedział bez przekonania, na co stworek przewrócił łebkiem na lewo. – Nic mi nie jest Pichu – powtórzył, po czym przykucnął. – No może trochę ostatnio nie wiem, gdzie jestem. Brakuje mi podróży.

Zastanowił się przez chwilę czy aby na pewno. Jack lubił podróżować i gdyby tylko poprosił pewnie razem udaliby się w podróż albo i sam mógłby wybrać się. To nic trudnego. Wizja kolejnych walk pokemonów i miernych wyników nie sprawiała pocieszenia Philipowi. W końcu zarzucił karierę trenera jako tako. Może ostatnie podrygi jeszcze zostały, dlatego zmierzał na turniej Whirl Island, może dlatego tak interesował go region Eseon. Ale co dalej? Co będzie za rok, dwa?

Prawda była taka, że swoją karierę wybrał tylko dlatego, że pochodzi z takiej rodziny. Wybrał też, że będzie się umawiał z dziewczynami, wbrew swoim naturalnym preferencją. Ale wszystko się zmienia. On również.

- Wszędzie cię szukałem – rzucił Jack, niosący pokrojone owoce na tacy. Za nim stąpał pokemon, który wyglądał jak ślepy, przerośnięty Eevee z przyklapniętym futrem. – Czyżbyś poczuł zapach przygody?

Mina Philipa zrzedła.

- Tak, jestem tym super, hiper pod entuzjazmowanym trenerem, który wyrusza w kolejną, mega, hiper prze zajebistą podróż.

- O, masz owocka, może przejdzie ci zgorzknienie. – Zbliżył do niego tacę z pokrojonymi cytrusami. – Mam chyba na ciebie zły wpływ. – Philip spojrzał na Jacka pytająco. – Kiedyś nie byłeś taką zołzą.

- Kiedyś byłem ultra, hiper, mega happy trenerem. – Uśmiechnął się sztucznie. – Daj mi pokeballe, a ja zawojuję świat. Złapię nawet w nie Mewtwo. O tak skarbie!

- Ty chyba za długo byłeś na słońcu. Zdecydowanie masz objawy udaru.

Philip nie odpowiedział. Może faktycznie kiedyś był nieco bardziej radosną osobą, ale wtedy udawał. W środku zawsze było inaczej. Co prawda nie zamierzał być dalej takim markotnym ponurakiem. To nie jego styl bycia. Potrzebował otrząsnąć się z tego stanu, na nowo pokochać życie, nadać nowe definicje temu co znał.

- Po prostu rozmyślałem – powiedział głaszcząc Pichu po główce. Przyglądał się jej i mówił: Wiesz, kiedyś byłem trenerem, bo miało być fajnie, a potem okazało się, że jestem gejem. Poznałem ciebie.

- I to jest ta zła część? – Jack wyraźnie się zmartwił, nie raz już spotkał się z dziwnymi reakcjami. Nie zdziwiłby się, gdyby Philip nagle postanowił „poszukać siebie”, a do tego „potrzebował czasu tylko dla siebie”.

- Nie – prawie, że pisnął. – Bardziej sam nie wiem, czego chcę od życia… teraz – zawisło to w powietrzu niczym gradowa chmura, która za chwilę rozpocznie burzę stulecia. – Wiem, że chcę być z Tobą, po prostu ta ostatnia przygoda i opowieść o tym regionie, w którym byłeś, no wiesz.

- No właśnie nie wiem, oświeć mnie. – Zapiekły go oczy. W gardle poczuł dziwną gulę, jakby pięść Hitmochana utknęła i chciała wydostać się przez usta.

- Też jeszcze wielu rzeczy nie zobaczyłem. Na pewno nie jestem gotowy jeszcze osiąść.

- A więc o to chodzi. Ale wiesz, że ja cię nigdy o to nie prosiłem?

- Wiem. – Philip uśmiechnął się, po swoim napiętym karku wyczuł jak ciężka jest ta rozmowa. Nie powinien jeszcze o tym rozmawiać. Sam sobie tego nie poukładał. Brązowe oczy uważnie go lustrowały, jakby oczekiwały kolejnego uderzenia. – Ja też nie wiem czy chcę podróżować i zdobywać kolejne odznaki, brać udział w turniejach. Nie wiem czy chcę być trenerem pokemon. Wiem, że chcę poznawać świat.

- Może jednak coś zjesz, bo zachowujesz się jak jakaś baba.  Nie wiesz czego chcesz od życia i od jakiś dwóch minut, zastanawiam się, kiedy zaczniesz wyliczać mi moje przewinienia. – Przysunął do niego ponownie tacę z owocami.

Philip zmarszczył brwi i przymrużył jedno oko.

- Och! Człowieku ja tu staram się odkryć problem, a ten swoje. Grhhh. Idziemy Pichu!

Jack powiódł za nim wzorkiem. Stał niczym mały Growlithe nad rozszarpanym butem, zastanawiając się czemu pan na niego krzyczy, przecież chciał się tylko pobawić.

***

Dziewczyna o rudych włosach, zakończonych różowymi pasemkami, dotknęła framugi okna. Spoglądała na falujące morze. Morska bryza rozwiała jej włosy oraz białą firankę, która wdzierała się do morelowego pokoju z chropowatymi ścianami. Przyjemny chłód pogłaskał po plecach leżącego w łóżku mężczyznę. Caroline odwróciła się w jego stronę, po czym nabrała duży haust powietrza. Tak bardzo tęskniła za podróżowaniem, za kolejnymi pokazami. W końcu była dziką, niedoścignioną wolną kobietą, a pozwoliła się zaobrączkować. Przyjrzała się niebieskiej obrączce, która wyglądała, jakby ktoś rozpuścił stal w szafirze i dopiero wtedy ją wykuł. Owa obrączka powstała z Metal Coat. Liczyła, że nigdy jej nie wykorzysta, chociaż gdyby się wszystko spieprzyło zawsze mogłaby złapać jakiegoś Scythera.

- Nie śpisz? – zapytał brunet, siadając na łóżku.

- Kyle, dochodzi południe, to dziwne, że ty śpisz.

- Że co? – Spojrzał nerwowo na zegarek naścienny w kształcie Omanyte. Faktycznie, za pięć minut miało wybić południe. – Trzeba się ogarniać, żebyśmy zdążyli.

- Przecież otwarcie turnieju jest o czwartej po południu. Chyba tyle nie będziesz się ubierał. – Spojrzała na niego znacząco.

- Ale ty zdecydowanie powinnaś się ogarnąć.

Caroline cmoknęła ustami.

-  Też cię kocham - mruknęła ponuro. - Spokojnie, będę zaraz boginią. Nie jestem jedną z tych.

- „Zaraz” znaczy kilka minut. Ty jesteś jeszcze w piżamie. Znając ciebie to potrwa z godzinę dwie, a trzeba przecież chłopaków powitać.

- Nie będę się robiła jak na konkurs. Dzisiaj będzie tylko wielkie otwarcie i pierwsze walki. Pokazy zaczną się dopiero jutro. Nie muszę wyglądać zawsze jak top koordynatorka.

***

Philip resztę podróży przesiedział na tyłach statków, przyglądając się jak turbiny pienią wodę. Nie znalazł odpowiedzi na żadne z pytań, które niepokoiły jego głowę, więc wziął tylko głęboki wdech i uśmiechnął się, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Znowu przez ułamek sekundy mógł być tym lekkoduchem. 

- Chyba faktycznie cierpisz na chorobę morską – stwierdził Jack. Philip spojrzał na niego pytająco. – Jesteś weselszy jak schodzimy.

- A mam wyjście – odparł cierpko. Jackowi od razu zrzedła mina. W zasadzie nie wiedział czego się spodziewać. Poważne rozmowy nie były jego mocną stroną, więc pozostało mu wszystko obrócić w żart i ignorować. Ale nawet to nie dawało mu spokoju.

- O, jest moja markotna diva.

Philip nie odpowiedział na zaczepkę.

Znajdowali się na pierwszej z wysp archipelagu Whirl Island. Klimat tego miejsca był śródziemnomorski, chociaż na nie jaskiń panował wieczny lód, dlatego ten region był idealny dla lodowo-wodnych pokemonów, które mogły za dnia wygrzewać się w plażach w promieniach słońca, a nocami chłodzić w lodowych jaskiniach.

Na  pierwszej wyspie(jednej z czterech większych) znajdowało się miasto, którego budowle przypominały antyczne osady. Nie było tu bloków, a jedynie tysiące małych białych domków, gdzieniegdzie wznosiły się większe rezydencje. Te większe budynki to zazwyczaj hotele wypoczynkowe, które idealnie wkomponowały się w urok miasta. Pierwsza wyspa była jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych w Johto, a wszystko za sprawą ciepłego klimatu oraz różnorodności gatunkowej wodnych pokemonów.  Z tego też powodu raz do roku urządzano wodny turniej, który miał na celu uczczenie wodnych pokemonów oraz strażnika wód, który mieszkał prawdopodobnie na dnie wiecznych wirów – Lugii. Nagrodą za wygranie wspomnianego turnieju był srebrny puchar oraz srebrna wstążka.

Pichu przystanęła i wystawiła uszy do góry, jakby chciała nimi przeniknąć przez tłum. Philip zauważył to i również zatrzymał się.

- Co jest?

Pichu ruszyła przed siebie, biegnąc i unikając rozdeptania przez ludzi. W końcu dotarła do celu, odbiła się od podłoża i wpadła w ramiona rudowłosej dziewczyny, której towarzyszył brunet.
               - No, cześć, mała! – Caroline ucieszyła się również z malucha. Kyle pogłaskał żółtego stworka po główce, a potem spojrzał w stronę skąd dobiegła do nich mała Pichu. Jack już machał wesoło ręką, dając znak, że ich zauważył. Politoed zaczął wesoło podskakiwać, również Wigglituff rozweseliła się.

- Cześć, braciszku! – Uścisnął Kyle’a, który nie spodziewał się tak ciepłego przyjęcia, więc po chwili dopiero również objął brata i poklepał go po plecach. Jack wyściskał również Caroline. Philip w swoim zachowaniu był nieco bardziej zachowawczy. Może dlatego, że kiedyś był rywalem z Kyle’em.

- Co ty taki wesoły? – zapytał Kyle.

- A nie mogę być? Dawno się nie widzieliśmy.

- Raptem dwa lub trzy miesiące temu. W każdym razie, chciałem was zapytać czy bierzecie udział w turnieju.

Philip spojrzał na Jacka.  Co prawda przybyli na turniej, ale żaden nie specjalizował się w wodnych pokemonach. Jack uwielbiał ogniste, ziemne oraz ostatnio naturalne pokemony, zaś Philip w swojej kolekcji miał elektryczne i stalowe pokemony. Co prawda jakieś wodne z mieszanką na pewno by znalazł.

- Philip na pewno. Ja nie mam chyba odpowiednich pokemonów.

- Mogę ci pożyczyć – zaproponował Kyle. Uwielbiał w końcu wodne oraz trawiaste pokemony. Miał ich całkiem sporo. Ostatnio dorobił się małej gromadki Poliwagów, których ojcem był Politoed. Jego kolekcja wodnych pokemonów zawierała również inne gatunki w tym popularne w Azalea Town Slowepoki.

- Czy ja ci wyglądam na faceta, który zna się na wodnych pokemonach. One są raczej ładne, wystawowe. To nie mój typ – stwierdził Jack.

- Tak jaskiniowcu, zdecydowanie jesteś taki super, ultra męski -  prychnęła Caroline, po czym znacząco spojrzała w stronę Philipa. – Ja też nie mam najwięcej wodnych pokemonów, ale coś tam się znajdzie.

- Ja wezmę, chyba, udział – powiedział niepewni Philip. Jack odwrócił się do niego. – Wiem, że nie jestem specem, ale coś muszę robić. Chyba, że chcesz, żebym dalej był markotną divą.

- Co się działo na statku? – zapytał Kyle.

- Nic – odparł Jack. – Philip ma egzystencjonalne rozterki.

- Nie tylko on. – Wskazał palcem na Caroline, która naburmuszyła się niczym Jiglyppuff.

- Słucham?

- Też jesteś taka, "nie wiadomo co" ostatnio.

- Uważaj, bo stąpasz po cienkim lodzie – stwierdził Jack.

- No to zabij mnie! Ostatnio często zdarza ci się odpłynąć myślami. Nie narzekałbym, gdybyś nie przypalała co chwilę obiadu. Widzę, że coś się dzieje w środku ciebie, ale czekam aż wreszcie ze mną porozmawiasz.

Caroline zaparło dech w piersi. Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Faktycznie jej dni ostatnio stały się szarą papką, które rozpływały się na osi czasu. Doskonale zdawała sobie sprawę, co jest przyczyną – osiadły tryb życia. Kiedyś podróżowała. Teraz była żoną naukowca, który jedyne co kochał to przesiadywanie w laboratorium. Niestety Kyle, nie był miłośnikiem podróży. Po swojej krótkiej - rocznej podróży, zaprzestał trenerskiej kariery i postanowił, że zajmie się badaniami. Taki był Kyle. Dla niej było to więzienie, chociaż go kochała. Od czasu do czasu wybierała się na turnieje, ale to było stanowczo za mało, żeby zaspokoić jej trenerskie potrzeby. Brakowało jej szybszego bicia serca, nieznanych miejsc, nowych wyzwań, ciekawych osobowości.

- Ej, ale to nie tak, że jestem zły! – zaznaczył Kyle, widząc, jak Caroline odpłynęła w świat myśli. – Po prostu mogłabyś to wreszcie z siebie wyrzucić. Nie obrażę się, jeśli wyruszysz w podróż. Jeszcze jesteśmy młodzi, to że Politoed założył rodzinę…

- Wolałabym o tym tutaj nie rozmawiać. – Wskazała na Philipa i Jacka. Nie czułaby się komfortowo, kiedy ich małżeńskie rozważania byłyby omawiane na forum publicznym.. Co prawda nie mieli nic do ukrycia, jednak oczekiwała poważnej i intymnej rozmowy. A tam gdzie jest tłum ludzi, nie można mówić o intymności.

- Mam pomysł. Skoro oboje macie problem z kosmosu, to może rozegracie jakiś mecz na rozgrzewkę. – Jack nie ważył słów.

- To nie są problemy z kosmosu! – żachnął się Philip.

- Dla mnie są. Macie pozwolenie na podróżowanie, ewidentnie tego chcecie, a się trujecie. Co najmniej jakbyście byli z nami związani łańcuchami.

- Dobra, wystarczy – ucięła Caroline. – To są rozmowy na osobności i na spokojnie. Dzisiaj zaczyna się turniej, w którym prawie wszyscy bierzemy udział, więc raczej nikt nigdzie nie wyruszy w najbliższych dniach w podróż. Ale ta walka to dobry pomysł. To kto ze mną rozegra pokazową rundę?

- Ja – odpowiedział ochoczo Philip. – Co prawda nigdy się w to nie bawiłem, ale…

- To nie jest zabawa! – upomniała go Caroline. Nie trawiła tego, że trenerzy zawsze patrzyli się na koordynatorów z góry, jakby walki koordynatorskie były tylko zwykłym wywijanie fikołków a nie pojedynkiem pokemonów.

- Przepraszam. – Philip uśmiechnął się nerwowo, jakby białym zębami chciał wykupić sobie łaskę.

Wraz z bagażami paczka przyjaciół ruszyła w stronę hotelu, w którym byli zakwaterowani, tam też na tyłach znajdowało się boisko. Goście hotelowi dla rozrywki mogli tam rozgrywać mecze. Co prawda boisko było nieco zapuszczone, ponieważ porastały go gęste i wysokie kępki trawy. Jednak, kiedy nie ma się co się lubi, bierze się to co jest.

 Caroline stanęła po jednej stronie, zaś po drugiej od strony hotelu – Philip. 

- Wybieram Pichu – oznajmił. Pokemon podskoczył energicznie i popędził na boisko, niemal topiąc się w zielonej trawie..

Caroline uniosła wysoko brwi.

- Myślałam, że będziesz wolał sprawdzić swoje wodne pokemony, ale cóż. Możemy rozegrać i taką walkę. Ja wybieram Wigglytuff. – Różowy stworek wyszedł przed białą linię odgraniczającą pole.

Pichu dzięki temu, że była niska, mogła ukryć się pomiędzy kępkami trawy. Caroline nie zamierzała się tym przejmować, ponieważ w pokazach koordynatorskich nie chodziło tylko o dobre i celne ataki, ale także zaprezentowanie się.

- Pamiętaj, że to pojedynek koordynatorów, nie radzę się ukrywać.

Kyle i Jack siedzieli na ławeczce z boku boiska pod zielonym drzewem. Kyle wyciągnął swój pokedex, powciskał odpowiednią kombinację i z małego ekrany wyświetlił się hologram pokazujący dwa niebieskie koła, będące punktami w pojedynku koordynatorskim.

- Mecz trwa dotąd, aż ktoś straci wszystkie punkty – powiedział Kyle. Sam nie umiałby tego mierzyć, na całe szczęście aplikacje przygotowane do pokedexu były w stanie to zrobić. – Caroline rozpocznie – zadecydował Kyle, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego żona ma przewagę, bo była doświadczony koordynatorem.

- Wigglituff, Żyro kula i Lodowy wiatr!

Różowy stworek nadął się i wypuścił z siebie powietrze, które zaczęło mienić się od powstających kryształków lodu. Pokemon wtedy zaczął wirować, jakby zbierając wokół siebie cały chłód. Po chwili Wigglituff zmieniła się w różową metaliczną kulę, połyskującą w drobinkach lodu. Pokemon pędzi w stronę swojego oponenta. Pierwsze punkt z puli Philipa odpadły, pomimo, że atak jeszcze go nie dosięgnął.

- Unik!

Pichu odskoczyła w ostatniej chwili, delikatnie musnął ją chłód, który pokrył jej prawą łapkę. Pokemon bez problemu strzepał z siebie odłamki lodu.

- Unikami nie wygrasz tego pojedynku ani zwykłymi atakami – przestrzegła go Caroline.

- A ty samymi sztuczkami pokazowymi – odparł Philip. Nie do końca wiedział co powinien zrobić, nie ćwiczył z Pichu żadnych kombinacji. Ale musiał zaryzykować, bo tylko tyle mu pozostało. – Pichu, Urok i Prędkość.

Żółty stworek podskoczył do górę, obrócił się niczym baletnica. Różowe serduszka rozeszły się po wszystkich stronach, a potem w ich stronę z większą prędkością zmierzały złote gwiazdy, które uderzyły w serca, robiąc tęczowy pył. Pichu opadł z gracją na podłoże.

- I kto tu mówi o pokazowych sztuczkach.

- Zauważyłeś, że Pichu Philipa ma sporo ruchów wróżkowych? – zagaił Kyle do brata. Oczy Jacka mimowolnie otworzyły się szerzej, nigdy się nad tym nie zastanawiał, a rzeczywiście tak było.

- Do czego pijesz?

- Po prostu to dziwne, jak na trenera, który specjalizuje się w stalowych i elektrycznych pokemonach. Do tego Philip jest przecież trenerem, który musi mieć silne i skuteczne ataki.

- Urok nie raz go uratował, w sumie – stwierdził Jack, przypatrując się pojedynkowi.

Pichu odskoczyła w ostatnim momencie, kiedy Wigglituff ponownie wykonywał swoją kombinację żyro kuli i Lodowego oddechu.

- Tylko tyle potrafisz? – prychnął Philip. Tak naprawdę był przygwożdżony, bo  nie miał żadnego ruchu w zanadrzu.

- Wigglytuff, Rozbrajający głos i Kula cienia.

Pokemon najpierw wydał z siebie dźwięk, który stworzył różowe fale otoczone przez serduszka, a następnie wystrzelił czarnofioletową kulę, która mknęła znacznie szybciej od fal dźwiękowych, dotarł do nich i połączyła się w mieniący się od różo po fiolet pocisk.

- Stalowy ogon!

Pichu odbiła się najsilniej jak tylko potrafiła wykonała salto w powietrzu i zmierzała w fiołkowy pocisk swoim małym ogonkiem, który nabrał metalicznego połysku. Siłowała się chwilę, jednak udało się jej rozbić pocisk i zgrabnie wylądować pomiędzy tęczowymi drobinkami.

Ten ruch od razu miał efekt w punktach. Co prawda Philip też ich trochę stracił, ale to Caroline teraz przegrywała w rankingu. Philip dawno nie czuł takiej ekscytacji. Uwielbiał ruchy typu wróżkowego, ale nie przyznawał się do tego otwarcie, bo to przecież pedalskie. A może to właśnie było jego przeznaczenie? Musiał przełożyć te rozmyślania na później, bo teraz brak koncentracji mógł go kosztować wygraną.

- Ładowanie i Elektryczna pieść!

Pichu wyciągnęła łepek do góry, jakby się modliła. Elektryczne iskry zaczęły spływać z otoczenia. Pokemon ruszył do przodu, jego piąstka pokryła się żółtym światłem, od którego odskakiwały iskry.

- Ochrona i Oślepiający blask!

Wigglytuff stanęła dziarsko, wokół niej rozproszyła się różowa kula, o którą uderzyła Pichu, ześlizgując się, niestety nie była w stanie tak szybko się podnieść i kiedy ciało Wigglytuff zaczęło błyszczeć tysiącem barw, wszystko stało się jasne. Pichu oberwała bezpośrednim atakiem. Co sprawiło, że punkty Philipa spadły poniżej połowy, a sam pokemon miał problem z pozbieraniem się.

- Mamy jeszcze kilka asów w zanadrzu – pochwaliła się Caroline. – Ale czas już kończyć. Rozbrajający głos i Kula cienia!

Philip wierzył w swoją podopieczną, że uda się jej wstać, problem w tym co dalej. Uniks prawi, że i tak straci sporo punktów, ponieważ Caroline zastosowała kombinację.

- Unik! – krzyknął mimowolnie. Pichu w ostatniej chwili odskoczyła w bok. Nie dostała żadnych obrażeń, jednak punkty Philipa poszybowały w dół, co prawda Caroline też straciła za chybienie.

- Powtarzamy.

Philip musiał kontratakować, jeśli chciał wygrać ten koordynatorski pojedynek.

Zanim jednak wydał jakikolwiek rozkaz Pichu zaczęła iluminować żółtym światłem, po czym stanęła na czterech łapkach i ruszyła przed siebie, zmieniając się w złotą rakietę. Uderzyła w fioletową kombinację ataków, rozbijając ją w pył i mknęła w stronę różowego pokemona.

- Ochrona!

Pichu znowu uderzyła w różowe pole magnetyczne, które udało się wytworzyć Wigglytuff. Spełzła po bańce, upadając na plecy. Pichu tym atakiem była wykończona.

- To ty znasz Elektroakcje? – zdziwił się Philip.

- Ty nie wiedziałeś, że twoja Pichu to potrafi? To chyba atak, który nabywają w trakcie narodzin? – zdziwił się Jack. Philip podrapał się po głowie.

- Być może tak jest.

- To ci niewiele pomoże. Rozbrajający głos!

Wigglytuff wymierzył ostatni atak, który nie tylko wyczyścił punkty Philipa, ale także znokautował poturbowaną Pichu. Philip szybko podbiegł do swojej podopiecznej i wziął ją na ramiona. Pichu otworzyła ostrożnie swoje małe, czarne oczka. Uśmiechnęła się.

- Świetnie się spisałaś. Nie mieliśmy tak naprawdę szans – przyznał Philip, chociaż pojedynek mu się spodobał. Jako trener osiągnął już prawie wszystko, może nie miał nie wiadomo jakich wyników, ale nie mógł już zajść wyżej, a zmiana mogłaby okazać się zbawienna.

- Całkiem nieźle sobie poradziłeś – stwierdziła Caroline. Pogłaskała swojego Wigglytuffa i nagrodziła ją chrupkiem. – Może powinieneś pomyśleć o pokazach. Czy Pichu zna ataki typu wróżkowego, oprócz uroku?

Philip skinął głową.

- Więc warto żebyś spróbował swoich sił w tym turnieju. Oczywiście, jeśli masz jakieś wodne pokemony.

Philip zastanawiał się nad tym całe popołudnie. W czasie otwarcia nie zwracał uwagę na pokazy przygotowane przez miasto. Jego myśli i cała uwaga skupiała się na tym jednym pojedynku i wszystkich emocjach, które mu towarzyszyły. A może powinien spróbować? Jeszcze dzisiaj mógł się dopisać. Co prawda nie miał zbyt wielu wodnych pokemonów, ale to nie stanowiło przecież problemu. Znajdował się na archipelagu, gdzie nie brakowało wodnych stworków. Na razie póki co mógł liczyć na Chinchou. Co prawda jednym pokemonem nie zawojuje tych pokazów, lecz wszystko przed nim.

- Jutro idę na wędkować – szepnął do Jacka, który teraz bił brawo.

- Czyżby nowa zajawka.

Philip nie był tego pewien. Być może jutro wstanie i zrezygnuje ze swoich planów. Dzisiaj chciał jednak trwać w tym, co sprawiało, że jego serce biło mocniej.

***

Witajcie!

To prawie rok przerwy, ale jestem, a co XD. Raz na rok notka musi być, co widać po archiwum bloga. Przyznam szczerze, że długo zbierałem się do tego postu(nie zamierzam zamykać jeszcze bloga). Czemu tak długo? Bo miałem swój projekt pisarski. Skończyłem go, ale poprawki mnie zabijają, trzeba siedzieć i myśleć. Jakby ktoś chciał sprawdzić, to wszystko co robiłem jeśli chodzi o pisanie znajdziecie na tu. Pisałem, żeby nie było. Rok 2020 uznam za dobry pisarsko, chociaż tutaj niewiele jest po tym śladu. Przeczytało się parę książek, trochę się popracowało nad warsztatem. Jeszcze sporo pracy przede mną. I przyznam, że niczego nie napisałem od listopada, więc ten post to taka rozgrzewka.
Czy coś się pojawi? A nie wiem, może? Nie będę niczego obiecywał, jeśli już to po prostu zrobię :D. 

Fakt, że zbliża się sesja. Tak zacząłem studiować wreszcie to czego chciałem - psychologię, w trybie ekspresowym, więc przed trzydziestką spełnię marzenia. Może też uda się z książką. Ale to dłuższa historia. Podsumowując nie róbcie sobie nadziei - praca, książka, studia. To trochę pracy. Posty się może pojawią, nie mówię nie. Muszę trochę się rozćwiczyć, bo powiem wam, że dramat było pisanie tego postu.

A i jeszcze jedno blog w tym roku będzie miał 6 lat, jakby na to nie patrzeć.

Dobra kochani! Na koniec życzę wam, żeby ten rok był lepszy od poprzedniego dużo zdrówka, rozwoju, żeby blogi pokemonowe znowu powróciły i może tak dziewiąta generacja. Dużo energii i sukcesów, samych pozytywów w tym 2021 roku!

1 komentarz:

  1. Ach, studia... Podobno kierunków nigdy za wiele. Sama chętnie bym jeszcze coś postudiowała, ale żaden przyspieszony tryb mi już nie pomoże, żeby zdążyć przed trzydziestką, bo w sumie niecałe dwa miesiące mi zostały. Osz ty podła starości!
    Cieszę się, że udało Ci się doprowadzić projekt do końca. To znaczy z pisaniem, bo dobrze wiem, jak bolą poprawki i ilu rzeczy samemu się nie widzi. Czy projektem o którym pisałeś jest Nocny Eter? Jeśli tak, chętnie podyskutuję na ten temat, ale to już nie tutaj. Myślę, że mail, albo jakiś komunikator byłby odpowiedniejszy. Teraz skupmy się jednak na Johto Dreams.
    Trudno mi trochę było wejść w historię, bo wiadomo, trochę już poznałam bohaterów, trochę bloga zmieniałeś, mówiąc krótko - różne rzeczy się po drodze działy, ale ogólnie historia ta sama. Dlatego początkowo nie wiedziałam, na czym stoję. Dopiero kiedy doczytałam do momentu z Kyle'm i Caroline, ogarnęłam trochę gdzie jesteśmy. Okej, czyli taka mało odległa przyszłość, w której wyżej wspomniani są już po ślubie. Kyle zarzucił trenowanie i poszedł w karierę naukową, Caroline dała się zaobrączkować - o, to był boski fragment! Ten tekst, że jak coś nie wyjdzie, najwyżej złapie sobie Scythera 😁 Trochę ją nawet rozumiem. Taka życiowa rutyna potrafi spuścić z człowieka powietrze i też mam nieraz ochotę "złapać sobie Scythera". Nie rozumiem za pto, dlaczego nabija się z Jacka. Czyżby sugerowała, że gej nie może być męski? Przy okazji rozwalił mnie jeszcze fragment: "Wiesz, kiedyś byłem trenerem, bo miało być fajnie, a potem okazało się, że jestem gejem." Czyli faceci dzielą się na trenerów i gejów, a bycie jednym wyklucza bycie drugim? Aha, ciekawa teoria. Poza tym ciągle mam wrażenie, że Twoi bohaterowie mają coś do kobiet. Tym razem nie było (na szczęście 😉) okresowych wycieczek, ale było zachowywanie się jak "baba", a nawet Caroline twierdzi, że ona jest "nie z tych". Nie zrozum mnie źle, nie jestem jakąś zajadłą feministką, ani nic, ale myślę, że dobrze by było, żeby choć część bohaterów nie postrzegała kobiet tak stereotypowo. Myślę, że to dodałoby postaciom więcej, no nie wiem jak to ująć... realizmu? To takie moje wynurzenia apropo tej psychologii, o której studiowaniu wspominałeś ;)
    Styl, styl, styl. Co tu dużo mówić, bardzo Twój, że tak to nazwę. Te wszystkie egzystencjalne rozkminki, przerywane tekstami na rozładowanie napięcia ("masz owocka totalnie rozwaliło system!). Nie wiem na pewno, ale myślę, że poznałabym Twój tekst nawet, gdybyś podpisał się pod nim Zbyszko z Bogdańca. I powiem Ci, że staram się trochę wzorować na Twojej głębokiej analizie emocjonalnej bohatera, bo wiem, że u mnie tych "emocji na wierzchu" właśnie brakuje.
    A z przyjemnej i lekkiej, przygodowej części, ciekawi mnie, czy Philip i Caroline zwieją razem w podróż koordynatorską. To byłoby ciekawe, przede wszystkim ze względu na to, że Caroline mogłaby być dla Philipa czymś w stylu mentorki. Chciałabym o tym przeczytać. Na razie jednak przeczytam kolejny rozdział, spodziewaj się więc kolejnego komentarza.
    Do później!

    P. S. "Daj mi pokeballe, a ja zawojuję świat. Złapię nawet w nie Mewtwo. O tak skarbie!" - czyżby jakaś osobista przytyka do Nathaly? Trochę mnie to rozbawiło, bo w rozdziale, nad którym właśnie pracuję padło trochę podobne zdanie, pewnie dlatego zwróciłam na nie uwagę.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy