logo

Chapter I: Master of Unicorns

Chapter I: Master of unicorns

            Olivine City wyłoniło się zza horyzontu. Małe, ciemne, zamglone bloki stawały się coraz wyższe i wyraźniejsze.  Po prawej stronie miasta słońce dopiero co uniosło się nad oceanem, aby wpaść w białe chmury, które pokrywały niebo. Słynna latarnia Olivine znajdująca się w porcie, już była zgaszona, a na kamienistym wybrzeżu stała kobieta wraz ze swoim elektrycznym pokemonem. Jej orzechowe włosy przeczesywane były przez podmuchy wiatru. Kobieta spoglądała z utęsknieniem w stronę morza.

            Philip i Caroline wysiadali ze statku, który przed chwilą zacumował do portu. Wigglytuff wręcz podskakiwał schodząc ze statku.
- Tak już niebawem zdobędziemy naszą piątą wstążkę – powiedziała Caroline, wiedząc czym cieszy się Wigglytuff. Pokemon tak, jak i trenerka kochał wyzwania. – Ale najpierw musimy coś załatwić. – Philip usłyszał to i spojrzał się na swoją przyjaciółkę podejrzanie, po czym rzucił spojrzenie na Pikachu, który wesoło biegał z jakimś Rattatom.
- Co załatwicie? – zapytał, nie przejmując się swoim podopiecznym, który biegał z jakimś obcym pokemonem.

XXIV. Only love can beat fear

XXIV. Only love can beat fear

Jedna gwiazda zagubiona,
pośród nocnej wędrówki.
Jedna gwiazda strącona,
uderzająca z siłą atomówki.

            Było już po dziewiątej, słońce zaczęło znikać za horyzontem. Plaża w Cianwood tętniła życiem. Od słupa do słupa, porozwieszane były, na czarnych linkach kolorowe lampiony. Wymyślne budki, zdobione bambusem lub trzciną i liśćmi palmowymi, które tworzyły dach – zostały dopiero otwarte. Temperatura może i spadła, lecz wypoczywający nie ubrali się cieplej. Wciąż wśród tłumu przeważały krótki t-shirty, luźne przewiewne koszule, a nawet stroje kąpielowe. Wszyscy wydawali się dobrze bawić.

XXIII. Annoying

XXIII. Annoying

            Wiwatujący tłum wstał, by zobaczyć wszystkich uczestników dzisiejszych pokazów. Kyle, Forest i Jack wypatrywali Alice wśród wychodzących i prezentujących się koordynatorów.

            Uroczystość nie odbywała się w specjalnym namiocie, lecz na hali sportowej miasta Cianwood City. Budynek miał kształt dysku, wklęsłego w środku. Oczywiście od góry był on odsłonięty. Była to jedna z najwyższych budowli w całym Cianwood, nie było problemu tutaj trafić. W środku ten budynek był w stanie pomieścić około pięćdziesięciu tysięcy kibiców.

            Alice dzisiaj czuła się pewnie, czasu może miała coraz mniej i fakt, przydałoby się zdobyć kolejną wstążkę. Jednak dzięki zdobyciu pierwszej wstążki zdobyła pewność siebie, że potrafi. Ubrana była satynową, niebieską suknię, która na dole stawała się coraz bardziej przezroczysta, ale obszyta była muszelkami. Był to jej własny projekt. Dziewczyna pragnęła, by dzisiejszy dzień był wyjątkowy.

            Forest przyglądał się wszystkiemu z pewną rezerwą. W końcu w Kalos udało mu się zdobyć tytuł top koordynatora. To wtedy poznał Jacka, choć nie od początku był koordynatorem. W Kalos chciał się zabawić spróbować czegoś nowego.

XXII. Unbroken

XXII. Unbroken

            Przez zmrużone oczy docierały do mnie promienie słońca. A więc jest już rano. Jeszcze chwilę proszę! Schowajcie słońce i pozwólcie mi się wylegiwać w ciepłej kołderce. Ja tak bardzo nie chcę wstawać!

            W pokoju rozległ się dźwięk budzika, a więc wybiła godzina siódma. Pasowałoby już wstać, w końcu o wakacjach mogę zapomnieć, jestem członkiem Ligii, wypadałoby nie wypaść z formy.

            Zwlekłem się leniwie z łóżka. Poczułem nieprzyjemny chłód, który przyprawił mnie o dreszcze. Miałem ochotę przykryć się ponownie, ale zasadniczo nie miałem wyboru. Dzisiaj w końcu będę szkolić Kyle’a. Szkoda mi go, też taki byłem. Przerażony, zmieszany i zły na cały świat, że nikt mi nie współczuję. A teraz? Teraz mam to gdzieś.

            Życie jest życiem idzie dalej, a to czy ktoś się do nas uśmiechnie, czy nas potępi, to nie nasza sprawa. Człowiek to niestety egoista. Może potrzebuje innych by funkcjonować, ale wciąż jesteśmy egoistami. Tego nauczyło mnie życie. I nie, nie jestem tym typem gościa, który doświadczył złego świata i stał się zimny. Po prostu nauczyłem się wiele rzeczy ignorować i robić swoje, bo liczy się to  by żyć w zgodzie ze sobą. Zawsze ktoś nas skrytykuje i pochwali, dlatego mam na to w stu procentach wywalone.

XXI. Broken

XXI Broken

            Serce na chwile przestało mi bić. Jak ja dawno go nie widziałem. Jak bardzo za nim tęskniłem, oczywiście jak kołek stałem wpatrując się w niego bez żadnej reakcji. Miałem ochotę uściskać go na powitanie, ale zamiast tego stałem jak wryty.
- No siema brat – rzucił pewnie, jak to on.
- Cześć – wydukałem nieśmiało i oczywiście dalej stałem. Tak, nie jestem mistrzem w okazywaniu emocji. W końcu ruszył do mnie i przytulił mnie, klepiąc po plecach.
- A ty co zobaczyłeś ducha – zaśmiał się. Dopiero teraz się ocknąłem i odwzajemniłem uścisk.
- Nie, po prostu – eh gubiłem się we słowach. -  Dawno cię nie widziałem i nie spodziewałem się ciebie w Johto, co tu robisz? – zapytałem nieco zmieszany. Przecież Jack opuścił dom trzy lata temu. W podobny sposób jak ja, no może bardziej burzliwy. Zrobił to w taki sposób, że wszystkie wspomnienia o nim w domu, zostały spalone.
- Podróżuję, już trzy regiony za mną, może odwiedziłbym rodziców i pokazał im swoje odznaki i tytuły – po raz kolejny zażartował, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Podróż mu naprawdę służyła. Był wesoły uśmiechnięty i pełen energii. Co wcześniej rzadko mu się zdarzało, mimo jego luźnego usposobienia.
- Trzy regiony? – zainteresowałem się tym. Ciekawe gdzie był przez ten cały czas i dlaczego się nie odzywał. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi! Bliskimi braćmi, a on zniknął w taki sposób!
- Kanto, Kalos i Tryvira – wymienił, odsłaniając prawy bok swojej czerwono czarnej kurtki. Ilość odznak była imponująca. Naliczyłem ich ze dwadzieścia. – Tylko w Kanto nie dostałem się do Ligii, ale to był mój pierwszy region, a start miałem naprawdę ciężki. No, ale cóż teraz jestem wicemistrzem Tryviry – pochwalił się.
- Kalos i Tryvira? – Nie znałem tych regionów. W sumie znałem tylko Hoenn i Kanto. O Sinnoh tylko słyszałem, ale nigdy nie interesowałem się tym regionem, a może powinienem.
- Tak to są kolejne dwa regiony. Bardzo różnią się od Johto i Kanto. Są bardziej zurbanizowane, a raczej Kalos jest, bo Tryvira to istna dżungla, najmłodszy z regionów, których jest o wiele więcej niż Ci się wydaje – wytłumaczył.


XX. Are we still true blue friends?

XX. Are we true blue friends?

           
Brązowe oczy błądziły po idealnie białym suficie. Blondyn pochłoną sporą dawkę świeżego powietrza, by potem je gwałtownie wypuścić. Zupełnie jakby chciał usunąć wraz z mieszanką gazów, całą złą energię, która w nim siedziała. Żółty stworek smacznie spał, leżąc zwinięty w kulkę na błękitnej kołdrze, w złociste półksiężyce. Philip miał ochotę go obudzić, by przejść się na spacer, lecz było stanowczo za wcześnie. Za oknem było widać dopiero biały łuk, wznoszący się nad horyzontem

Brunet jak zwykle nie spał zbyt spokojnie. Wraz z godziną piątą otworzył na chwilę swoje oczy. Spojrzał się w bok i zobaczył, jakby przez mgłę, swojego zamyślonego przyjaciela.
- Nie śpisz? – wymamrotał półprzytomny. Przetarł oczy, by dostrzec blondyna.
- Nie – odpowiedział krótko, wciąż będąc pogrążony w myślach.
- Nie możesz spać? Coś się stało? – zapytał z troską brunet. Philip nie miał dotychczas problemów ze snem, ba był śpiochem.
- Nie mogę spać – odpowiedział niczym automat. – I nie nic się nie stało – powiedział bez większych emocji.
- Czyli co?
- Naprawdę nic! – zaprzeczył stanowczo. – Nie to, że nie chcę o tym gadać, czy coś – zaczął tłumaczenie. – Mam po prostu problem by to ująć.
- Powiedzmy, że rozumiem – wycedził brunet obracając się na drugi bok. Jego organizm domagał się porządnej dawki snu. Tym razem nie był gotowy, aby zerwać się o świcie.  

Philip przybrał pozycję siedzącą, po czym opuścił z łóżka swoje nogi. Oparł dłonie o brzegi łóżka. Kiedy tylko przestało mu się kręcić w głowie, przybrał pozycję stojącą.
- Ale mnie nosi, muszę wyjść, bo inaczej zwariuję. Nienawidzę myśleć, nienawidzę tego natłoku myśli. Muszę poćwiczyć. – Jego myśli były dość nieskoordynowane, zresztą jak i jego emocje. Nie wiedział co czuł i naprawdę nie miał ochoty, zagłębiać się w to co też mu dolega, dlatego też złapał swoje trzy pokeballe i wyszedł na dwór.

Obserwatorzy