logo

XII. When the night meets day.

XII. When the night meets day.

            Zawył największy z dzikich psów i ruszył przed siebie, a za nim sfora. Kyle przyglądał się całej sytuacji, czekając na pewną śmierć. Dzikie psy pędziły z zawrotną prędkością. W ostatniej chwili srebrny błysk powalił największego z napastników. Jego towarzysze zwolnili, nie wiedząc co się stało.
- Wigglytuff, jeszcze raz księżycowy promień! - Krzyknęła dziewczyna. Kyle ożywił się i spojrzał w stronę z której dobiegał ów głos. W tym czasie kolejny srebrny promień pomknął w stronę lidera watahy. Wilczur zawył, a jego podopieczni zwrócili się w stronę rudowłosej trenerki, która stała nieopodal.

            Kyle obserwował wszystko stojąc z boku. Zdawał sobie sprawę z faktu, że mógł nawiać, ale ciekawość znowu wygrała. W tym czasie sfora młodych wilków ruszyła w obronie swojego lidera.
- A więc tak się bawimy - skomentowała krótko dziewczyna. - Wigglytuff wodny puls. - W łapkach różowego stworka pojawiła się niebieska kula, którą pokemon rozbił przed pędzącą grupą psów. Kula rozbijając się o podłożę wyzwoliła potężną falę, która zmyła wściekłe wilczury. Ich przywódca jednak nie chciał dać za wygraną. Podniósł się, wciąż gibając się na czarnych nogach i zawarczał gniewnie. Poderwał się do biegu. - Mało Ci jeszcze? - wycedziła. - Wigglytuff poczęstuj go jeszcze raz księżycowym promieniem.

            Srebrny promień poszybował w stronę wilka, ten jednak z łatwością ominął promień i ugryzł Wigglytuff swoimi kłami, które w chwili ukąszenia zajaśniały na żółto. Różowy stworek jękną z bólu.
- Toczenie! - Różowy stworek zwinął się w kulkę, uwalniając się przy tym spod elektrycznego uścisku białych kłów. Najpierw oddalił się w odpowiednią odległość, a potem zaszturmował na przeciwnika. Wilczur widząc co się dzieje wyzwolił strumień ognia. Słup ognia zetknął się z różową kulą. Nie był on efektywny. Płomień rozpadł się na wszystkie strony, tworząc pięcioramienną gwiazdę. Po chwili cios zadany przez Wigglytuffa był ostatnim przed utratą przytomności przez napastnika. Dziewczyna wyciągnęła pokeball i rzuciła w stronę pokemona. Po chwili ruszania się pokeball zastygł.

            Tajemnicza trenerka ruszyła w stronę nieznajomego, którego przed chwilą uratowała. Uśmiechała się do niego, chociaż była przygotowana, że za chwilę będzie musiała uciekać przed nim.
- Dzię... dziękuję - wydukał Kyle po chwili.
- Nie ma sprawy, chociaż - zatrzymała się - jakim cudem się tutaj znalazłeś? - Zlustrowała go od stóp, aż po czubek głowy.
- Powiedzmy, że po dobrej imprezie zamarzył się mi spacer - odpowiedział powoli dochodząc do siebie. - Tak w ogóle jestem Kyle - podał dłoń i uśmiechnął się blado.
- Miło poznać. Jestem Caroline - odwzajemniła uścisk. Kyle przyjrzał się jej uważnie. Jej rude włosy, były niczym ogień. Zielone, wręcz szmaragdowe oczy lśniły w blasku księżyca. Dziewczyna miała jasną cerę, co świetnie współgrało z jej różanymi ustami. Wyglądała jakby również wracała z dobrej imprezy. Buty na wysokim obcasie, krótka spódniczka i obcisły top.
- Widzę, że nie tylko ja się bawiłem - zaśmiał się.
- Już ci do śmiechu? - przypomniała, po czym zaśmiała się.
- Żyję, czemu miałbym się nie cieszyć?
- A co jeśli jestem seryjnym mordercą - rzuciła chowając dłoń za plecy.
- Celuj w głowę, nie chcę, żeby bolało - odpowiedział nie martwiąc się groźbą.
- Eh, taki to nawet nie da się pobawić – żachnęła, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.

            Kyle uniósł dłoń, jakby chciał ją zatrzymać i wreszcie poruszył swoimi dolnymi kończynami, aby dotrzymać jej kroku.
- Poczekaj, nie zostawiaj mnie! – krzyczał, pędząc za nią.
- Gdzie ci prawdziwi faceci. Same tchórze zostały – skomentowała zachowanie nowego znajomego. – Ale dobra możesz się do mnie przyłączyć, zawsze możesz robić za ofiarę.
- Nie jestem zbyt mięsisty, wątpię, że rzucą się na mnie – powiedział. Dziewczyna zaczerwieniła się i zacisnęła pięści słysząc to.
- Czyli, że ja jestem gruba? – zawarczała. A Kyle poczuł, jakby po raz kolejny tej nocy został rzucony wilkom na pożarcie.
- Nie, ależ skąd. Kobiety – mruknął pod nosem.
- Jeśli myślisz, że nie słyszałam tego ostatniego -  nie dokończyła, tylko ruszyła przed siebie.
Kyle szybko dogonił trenerkę i różowego pokemona. Przez chwilę panowała cisza. Kyle nie wiedział o czym mógłby porozmawiać, poza tym dopiero teraz uświadomił sobie stopień zagrożenia, w jakim znalazł się przed chwilą.
- Coś nie tak? - spytała nie będąc pewna czemu chłopak ją tak lustruję.
- Przepraszam, czuję że skądś cię znam, ale nie mogę sobie przypomnieć – powiedział, dalej ją lustrując.
- Cóż jestem koordynatorką, może z telewizji? - Zasugerowała potrząsając głową. Kyle od razu przestał się jej przyglądać.
- Czekaj. Byłaś w Floruse Village? - Wreszcie sobie przypomniał.
- Jakieś dwa, trzy tygodnie temu. A co? - zapytała.
- Walczyłaś z Alice Grey. Moją przyjaciółką -  zawahał się. - A raczej znajomą –poprawił się. - No i chyba wygrałaś tamten trawiasty turniej.
- Tak, tak to ja. Czyżbyś był moim fanem - powiedziała przykładając dłoń do swojej klatki piersiowej.
- Największym - powiedział ironicznie. Dziewczyna zmroziła go wzrokiem.
- Od teraz będziesz. Uratowałam ci tyłek!
- A może nie potrzebowałem ratunku -  odpowiedział szczerząc swoje kły.
- Dobre. Nie mając pokemonów, uciekłbyś im na tych niemrawych nóżkach - powiedziała unosząc głowę w triumfalnym akcie.
- Proszę cię - prychnął. - Przebiegłbym to całe miasto.
- A to dlatego tak stałeś. Chciałeś mieć większe wyzwanie, a ja już myślałam, że jesteś samobójcą - powiedziała śmiejąc się.
- Nie, podziwiałem ich białe kły - stwierdził z ironią.

            Oboje roześmiali się. Kyle czuł się swobodnie w jej towarzystwie, a Caroline była po prostu bezpośrednia. Życie doświadczył ją na tyle, by czuć się pewną siebie. Nie miała problemu z zawiązywaniem nowych znajomości i gadaniem o bzdurach. Już tyle przerobiła takich sytuacji, że nic nie było jej obce.
- Może odprowadzę cię do centrum pokemon? - zaproponował Kyle.
- A skąd wiesz, że tam idę? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jesteś podróżniczką, ja też, stąd -  wyjawił.
- Widzę, że jesteś inteligentny. Przynajmniej tyle, bo instynktu samozachowawczego ani trochę - wytknęła.
- Oj tam instynkt. - Machnął dłonią. - Idziemy? - zapytał.
- No dobra - powiedziała niechętnie.

            Szli przez chwilę nie odzywając się do siebie. Dziewczyna uśmiechała się, a Kyle znowu poczuł gorąco, tym razem był zawstydzony.
- Przyzwyczajenie? - zadała to pytanie po chwili marszu.
- Ja już tak mam. Lubię włóczyć się nocą sam. Z daleka od cywilizacji - wytłumaczył.
- Typ introwertyka? - spytała.
- Na swój sposób. - Caroline przyjrzała się mu pytająco. - Po części jestem introwertykiem, ale lubię spędzać czas z ludźmi.
- Niech zgadnę - przerwała. - Lubisz rozmawiać z ludźmi, ale swoje życie prywatne trzymasz z dala od nich. Inaczej rzecz ujmując, jeśli chodzi o twoje emocje i przemyślenia, to jest twoja sprawa. Jeżeli chodzi o gadanie i inne, to uwielbiasz się udzielać. Chyba tak chciałam to ująć - spojrzała się w gwiazdy.
- Powiedzmy, że tak. Nie wiem, są rzeczy które wolę, by pozostały dla mnie - stwierdził. - Nie, że jestem skryty, po prostu czasem ciężko jest mi mówić otwarcie o tym co mnie gryzie. Rzadko się mi to udaje. A u Ciebie jak jest? - zapytał zaciekawiony.
-  U mnie? - zastanowiła się. - U mnie, to kwestia humorków i innych. Raczej jestem ekstrawertyczna, choć fakt nie lubię przelewać na ludzi swoich emocji i staram się je dawkować. Aczkolwiek nie mam problemu, żeby powiedzieć komuś co czuję. Chyba nieźle się sparzyłeś w życiu?

            Kyle przez chwilę zastanowił się nad tym. Pomyślał o przeszłości, o jego relacji rodzicami, przyjaciółmi, znajomymi i skinął głową.
- Może nie tyle co sparzyłem, a raczej to co czułem nie było ważne - odpowiedział.
- Więc nauczyłeś się to spychać - dokończyła.
- Tak. Można by tak powiedzieć. Uczono mnie być facetem - wyjawił.
- Twardym i bez emocji - zaśmiała się. - Nie rozumiem tego. Dlaczego facet ma być twardy jak Golem, a kobieta miękka jak Mareep? Przecież jest tyle czynników, które wpływają na nasz charakter, ale ludzie i tak muszą wszystko zaszufladkować - zastanowiła się.
- Szufladkowanie pomaga nam zrozumieć jak funkcjonuje świat. Można zwariować przecież - powiedział.
- A tobie pomaga szufladkowanie? Bo mi nie - odparła zdecydowanie.
- Tak, łatwiej jest mi zrozumieć innych. Jestem bardziej wyrozumiały, mniej się denerwuję - zaznaczył to ostatnie.
- A mnie nie. Szufladkowanie jest takie proste. Ja po prostu kogoś poznaję i czytam go niczym książkę. Nie lubię streszczeń. Zdecydowanie wolę przekręcać kartkę po kartce, nawet jeżeli książka ma tysiąc stron - wytłumaczyła uśmiechając się.
- Po przeczytaniu i tak wyłapujesz to co mogłaś mieć w streszczeniu - stwierdził.
- To mam cię uznać za samobójcę, egocentryka? - skomentowała ironicznie. - A ja kim jestem? Tanią laską, z różowym pokemonem? - Spojrzała się na niego wymownie. Wigglytuff nadął się słysząc komentarz opiekunki. - Przepraszam - rzuciła w stronę stworka.
- Nie, jeszcze chyba nie umiem określić – odpowiedział. – Nie jestem tym typem, który rzuca osądy bezpodstawnie. Muszę cię poznać, trochę zrozumieć.
- Zrozumieć, a to dobre. Biorąc pod uwagę twoje szufladkowanie, myślisz, że jesteś w stanie zrozumieć kobietę? Typowy facecie – zarzuciła.

            Kyle nie potrafił na to odpowiedzieć, jedynie uśmiechnął się. Brakowało mu takich konwersacji, rzadko kto myśli o poważniejszych rzeczach. Wszyscy są tak bardzo powierzchowni, nie przywiązują uwagi to rzeczy większych.
- Lubię wyzwania – powiedział, uśmiechając się łobuzersko.
- Spokojnie mam czas, mamy całą noc – zakomunikowała spoglądając na srebrny zegarek na swojej dłoni.
- Aż tak poznawać cię nie chcę – zaśmiał się.
- Mam zasady! Najpierw pocałunek potem wymiana imion – zażartowała.
- No to źle zacząłem – powiedział nieświadom jak to brzmi. Caroline tylko zachichotała. A Kyle zarumienił się, przybrał wręcz purpurowy odcień.
- Oj ty amancie – powiedziała kręcąc głową i wciąż śmiejąc się.

            Jeszcze chwilę maszerowali, aż dotarli do centrum miasta, gdzie Caroline siadła na schodach prowadzących do jakiegoś starego muzeum.
- Odpocznijmy – powiedziała już siedząc na jednym ze stopni.
- Dobra – poparł.
- Jesteś trenerem pokemon? – zapytała.
- Tak, pochodzę z Azalea Town – udzielił informacji. – Zacząłem podróż, no cóż, miesiąc temu.
- Miesiąc temu? – zdziwiła się. – Przecież ty masz tak koło dwudziestki? – spytała przyglądając się mu uważnie.
- Ech, aż tak źle nie jest. Osiemnaście, skończone osiemnaście – podwoił jakby chciał jej wbić to do głowy.
- Zabawne, mam tyle samo lat – uśmiechnęła się.
- A skąd jesteś? – zapytał.
- Ja? Jestem z  Hoenn, z Mauville City – oznajmiła.
- Z Hoenn? Co cię tu przywiało?
- Mój pierwszy konkurs koordynatorski.
- Twój pierwszy – zakrztusił się.
- Tak, wcześniej byłam trenerką. Ale może teraz ty się sobą pochwalisz – powiedziała, gładząc po głowie swojego różowego podopiecznego.
- A co chciałabyś wiedzieć? – spytał nie do końca wiedząc, co mógłby o sobie powiedzieć.
- Czemu tak późno zacząłeś podróż?
- Wcześniej chodziłem do szkoły. Musiałem ją ukończyć, znaczy nie musiałem, ale taką sobie drogę wybrałem. A raczej rodzice mi wybrali – powiedział gubiąc się w słowach. – Tak czy siak postanowiłem wyruszyć, przynajmniej tak na rok, żeby zobaczyć czy się do tego nadaję.
- Serio? Wybrałeś się, żeby się sprawdzić? – zapytała z niedowierzaniem.
- Dobra, powiedzmy że mam takie ultimatum. Albo coś osiągnę w lidze, to znaczy się do niej dostanę, albo…
- Albo czeka cie przeciętna kariera – dokończyła uśmiechając się.

            Kyle spojrzał się na nią jakby popełniła zbrodnie. Naprawdę nie potrafił jej określić, a myślał, że Alice jest problematyczna. Chociaż tego o Caroline nie mógł powiedzieć. Była skomplikowana, ale urocza w tym. I nie wydawała się być nieokreślona emocjonalnie.
- No nie patrz się tak na mnie, ja też potrafię myśleć – zaznaczyła doniosłym głosem.
- Zaskakujące, nie spodziewałem się – zażartował, sprzedając jej sójkę w bok.
- A mama nie uczyła cię, że kobiet się nie bije – powiedziała oburzona.
- Przepraszam! – odpowiedział szybko.
- Wyluzuj – zaśmiała się. – Już nie ma Houndourów – uspokoiła.
- Jesteś ty, też masz zęby – zauważył.
- Ja już swoje zabiłam. – Spojrzała dumnie na pokeball.

            Caroline cieszyła się jak małe dziecko spoglądając na nową zdobycz. Może nie był to jej pokemon marzeń, czy którego planowała złapać, ale każdy nowy członek jej drużyny jest mile widziany.
- Więc – zaczął nieśmiale Kyle. – Pochodzisz z Hoenn, masz tyle samo lat co ja i to twój pierwszy konkurs koordynatorski. Co robiłaś wcześniej? – zadał to pytanie. Dziewczyna jeszcze przez chwilę nie odrywała wzroku do swojego pokeballa.
- Muszę odpowiadać? – zapytała nie spoglądając na rozmówcę.
- Jeśli to jest zbyt ciężkie dla ciebie…
- To nie jest ciężkie – wtrąciła. – Nie wiem, po prostu to co było zostawiam za sobą. Ale muszę ci powiedzieć, że jesteśmy podobni pod wieloma względami, z tym że ja jestem do przodu.
- Tak. Oboje jesteśmy egocentrykami – skomentował.
- Właściwie to tak – przyznała. – Mnie też rodzice zmusili do wybrania, tej „odpowiedniej” drogi – zasygnalizowała cudzysłów. – Oj dużo czasu mnie to kosztowało. Mała dziesięciolatka włócząca się po olbrzymim świecie. Mój ojciec zawsze marzył o synu, który pójdzie w jego ślady i wyruszy w podróż zdobywając prestiżowe nagrody, trofea, tytuły i te inne bzdury. Pech chciał, że miał dwie córki. A że byłam najstarsza, to oczywiście ode mnie wymagano najwięcej – przyznała.
- Musiało być ciężko, ja gubię się mając osiemnaście lat – dodał.
- Gubisz się? – Spojrzała na niego pytająco.
- Tak jakby – zatrzymał się, by pomyśleć jak to powiedzieć. – Nie wiem czy dam radę, czy świat nie ma racji, a może nie jestem do tego stworzony, może się oszukuję i takie tam – cedził.
- A chciałeś tego?
- Raczej tak.
- A wolałbyś spędzać wakacje tak jak zawsze?
- Nie.
- Masz swoją odpowiedź -  powiedziała. – Wiem jak czasami trudno jest określić swoje emocje, też tak miałam. Ale jeśli czegoś chcesz i się tego podejmujesz, to już osiągasz jakiś sukces. Ciężką pracą dopniesz swego. Jesteś na samym początku nie warto się poddawać.
- Tylko po co marnować czas -  stwierdził. Dziewczyna zdzieliła go po głowie.
- Oczywiście. Na życie tracisz czas. Te osiem lat nauczyły mnie jednego. Żyjesz dla siebie, żyjesz tu i teraz. Nie żyjesz dla kogoś, dla czegoś, dla przeżycia. Skoro masz to życie, to powinieneś się nim cieszyć i walczyć. Nawet jeśli co chwilę wiatr wieje w oczy, ty powinieneś przeć do przodu. Co masz do stracenia? Zawsze warto walczyć i próbować. Najbardziej boli nie mieć czegoś- tłumaczyła.

            Kyle zgadzał się z jej poglądami. Były logiczne i miały jakieś podstawy. Sam nie odnajdował się w swoim świecie i swojej logice. Cały czas zatracał się w marazmie i walce z samym sobą. Po raz kolejny pokrył ich blask księżyca, który właśnie wyszedł zza chmur.
- Najgorsze, że masz rację – powiedział krótko.
- I co w tym złego? – zapytała.
- Właśnie to. Masz rację, a  ja nie potrafię sobie tego uświadomić. Cały czas w tym wszystkim tkwię, zamiast zacząć żyć – opowiedział zaciskając pięść.
- A czego się spodziewasz? – zapytała retorycznie. – Jesteś tak zaprogramowany. Miała tak samo, no może nie tak samo, bo każdy przypadek jest inny, ale bardzo podobnie – podkreśliła. – Moi rodzice wysłali mnie w podróż. Błąkałam się po Hoenn przez pierwszy rok. Osiem odznak zdobyłam po dwóch latach, bo nie radziłam sobie kompletnie z walkami. W lidze od razu odpadłam. Kolejny rok spędziłam w Sinnoh, dostałam się do rozgrywek, ale błyskawicznie odpadłam, postanowiłam wystartować drugi raz, przy okazji zajęłam się badaniami w tym regionie. Trochę się dowiedziałam, miałam odskocznie – uśmiechnęła się wspominając dobre czasy. – Wystartowałam znowu i dostałam się do pierwszej ósemki. Oczywiście rodzice wreszcie byli ze mnie dumni, a ja wciąż czułam się zmęczona. Pojechałam do Kanto, tam zajęłam drugie miejsce i wiesz co?
- Co ? – zadał to pytanie z grzeczności.
- Nie czułam satysfakcji. Wtedy zrozumiałam jedno. Nie ważne jaki tytuł zdobędę co wygram. Jeżeli to nie będzie tego czego chcę, to nigdy nie będę szczęśliwa. Mogę uszczęśliwiać ludzi przez całe życie i być dzięki temu szczęśliwa, ale prędzej czy później będę przez to cierpieć. Rozumiesz? – Kyle nie potrafił przestać słuchać, poczuł, jakby ktoś mówił o nim.
- A co robiłaś przez kolejne trzy lata?
- Poszłam do szkoły, chciałam nadrobić wiedzę i mieć zawsze jeszcze jedną opcję do wyboru- oznajmiła. – No a potem zdecydowałam się na podróż po Johto, żeby sprawdzić się jako koordynatorka, którą chciałam zostać od zawsze. Wiesz te kobiece sprawy – dodała przewracając oczami.
- Wow! – wypowiedział z podziwem. – Podziwiam cię, za optymizm. Tyle lat podróżowałaś tyle przeżyłaś.
- I nie żałuję! – ubiegła rozmówcę. – Naprawdę, żałowałam kiedyś, ale nauczyłam się iść do przodu. Czerpać z życia co najlepsze. Nie chodzi o to, by być na szczycie, na dole. Nie chodzi o to, żeby ludzie cię kochali i podziwiali. Chodzi o to, żeby być szczęśliwym. Jeśli ty jesteś szczęśliwy, jesteś w stanie zrobić więcej.
- Potrzebuję chyba takiego spojrzenia -  przyznał.
- I ono przyjdzie, na razie się tego boisz. Daj sobie czas, pozwól sobie popełniać błędy, pozwól sobie żyć – uśmiechnęła się do niego.

            Kyle dopiero teraz poczuł, jak wszystkie negatywne emocje pozostawiają jego ciało w spokoju. Tego trzeba mu było szczerej rozmowy z kimś doświadczonym. Miasto zaczęło się rozjaśniać, nad wschodnią częścią pojawił się żółto-zielony łuk, który spychał granatową barwę nieba w stronę zachodnią.
- Już świta? – spostrzegła Caroline.
- Chyba się nam przedłużył trochę ten powrót – skomentował Kyle.
- Trochę, to mało powiedziane. Jutro o dziesiątej muszę być na nogach, może ruszymy już do centrum? – zaproponowała spanikowana.
- Jasne, ja też muszę wstać rano, czeka mnie ciężki dzień – westchnął.
- Trening?- Kyle jedynie skinął głową na to pytanie. – Współczuję, chociaż nie jestem w lepszej sytuacji.
- Nie będziesz trenowała z tyranem.
- Przecież sama nim jestem – zażartowała.
- No tak w końcu w wieku dziesięciu lat już zaczęłaś mordować – zaśmiał się Kyle.
- Hej! – krzyknęła. – Wtedy dopiero zaczęłam torturować pokemony – zaprotestowała.

            Kyle i Caroline nie przestali rozmawiać aż do powrotu do centrum pokemon, gdzie rozeszli się w swoje strony. Najzabawniejsze było to, że zastała ich siostra Joy, która dopiero co wstała. Nie skomentowała zachowania młodych trenerów. Sama kiedyś była młoda. Chociaż faktycznie przepadała ona za odpowiedzialniejszymi trenerami, no ale cóż, dopóki nie widzą ich dziesięcioletni trenerzy, to mogą sobie robić co tylko chcą. Byle nie dawać złego przykładu młodzieży.

            Kyle położył się no swoim łóżku tuż po małej konfrontacji z Poliwhirlem, który był wyraźnie niezadowolony z faktu, że jego opiekun dopiero wrócił. Kyle nie potrafił zasnąć, myślał jeszcze chwilę o rozmowie z Caroline i o samej Caroline. Nie potrafił sobie jeszcze tego wszystkiego zakodować, przestawić swój tok myślenia. W drugim skrzydle pokoi sypialnych leżała Caroline spoglądająca się w okno. Też zaczęła myśleć intensywnie na temat tego co przeszła, co przyniesie przyszłość i o całych tych bzdurach z przeznaczeniem, z których kiedyś sama się śmiała, a teraz miała ochotę w to uwierzyć.     


________
Od Autora:

Cześć!

Nikogo nie uśmierciłem! Za to powstał zupełnie nowy inny wątek, który z czasem może się rozkręci. To się jeszcze zobaczy. Mam nadzieję, że was nie zanudziłem, lubię takie klimaty debatowania gdybania. Chociaż nie wyszło tak jak chciałem. Odniosłem faila. Ale było przynajmniej krótko.
Na następny rozdział mam już pomysł, chodzi za mną już od dwóch tygodni. Będzie dużo pokemonów, dużo łapania i ogólnie akcji. Trzeba nadrobić trochę, a poza tym niebawem turniej walczących pokemonów i jeszcze coś, ale zobaczycie w swoim czasie.

A i dziękuję wszystkim za komentarze i ankiety. Dzięki wam mam jeszcze większą ochotę tworzyć! Szczególne podziękowania dla Nathaly, Anneti i Michała ;) Dziękuję również tym którzy śledzą na bieżąco mojego bloga :)
Pozdrawiam!!!

7 komentarzy:

  1. Kyle, uwielbiam cię za ten rozdział <3 Akurat od rana jestem w nastroju na gdybanie. No cóż... Kontrargumentowanie Lalki i toku myślenia Stacha Wokulskiego odcisnęło swoje piętno :P
    W każdym razie Caroline jest CU-DO-WNA! I całkiem normalna ;P Strasznie fajnie przedstawiłeś tą całonocną rozmowę. A ja lubię takie bajery, no naprawdę. Cały czas się uśmiecham. Nowa znajoma Kyle'a jest taka cudownie bezpośrednia. I jej historia jest również mega ciekawa. Obstawiałam, że ona była koordynatorką odkąd tylko wyruszyła w podróż. Ale wersja, którą przedstawiłeś podoba mi się zdecydowanie bardziej.
    "Najzabawniejsze było to, że zastała ich siostra Joy, która dopiero co wstała. Nie skomentowała zachowania młodych trenerów. Sama kiedyś była młoda. Chociaż faktycznie przepadała ona za odpowiedzialniejszymi trenerami, no ale cóż, dopóki nie widzą ich dziesięcioletni trenerzy, to mogą sobie robić co tylko chcą. Byle nie dawać złego przykładu młodzieży."
    Jesteś moim bohaterem <3 Już sobie wyobrażam nastoletnią Joy, która wymyka się przez okno na imprezy i wraca pijana, haha xD
    Ubóstwiam Caroline, a te żartobliwe utarczki słowne, które przedstawiłeś skradły moje serce. Chyba się powtarzam, ale tyle we mnie teraz pozytywnej energii, że aż nie wiem jak ją rozładować :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dzięki ;). Miałem mieszane uczucia publikując ten rozdział, takie tylko gadanie i parę wątków pominiętych. A miało być więcej. Widzę, że matura w toku, a propos Wokulskiego(moja ulubiona lektura lalka) ;). Jak ogólnie idą zmagania?

      A jeśli lubisz takie klimaty to polecam Ci :"Przed wschodem słońca", genialny film gdzie kobieta i facet chodzą po Wiedniu i rozmawiają o wszystkim, tak po prostu ;)

      Usuń
    2. To muszę obejrzeć!
      Ja za "Lalką" nie przepadam. Już wolałabym Ferdydurke, Kordiana, cokolwiek innego. Bój trwa, część testową z polskiego odrobinę zawaliłam , ale jeżeli ten kto będzie mi oceniał rozprawkę i zrozumie mój tok myślenia (co może być naprawdę trudne), to powinno być nieźle. Majcę pokonałam i 30% na pewno się uzbiera. Jedynym mankamentem jest to, że do tej pory siedzę non stop w ostatnich ławkach :( Jutro bój z angielskiego, a pojutrze znowu z polskim i na ten tydzień będzie spokój ;)
      Chociaż muszę przyznać, że jestem mega zawiedziona. Myślałam, że może jakiś stresik poczuję albo coś, a tu lipa. Dodatkowo tematy/zadania były tak głupie, że choć napisałam w zasadzie wszystko (albo próbowałam), to jestem niezadowolona. Wolałabym pisać o czymś fajnym xD

      Usuń
    3. Heh, gdyby tematy maturalne były mądre, to to by nie była matura ;P W każdym razie nie będę się mieszać w Wasze rozważania na temat szkolnych lektur, bo ja zawsze miałam pecha i moje polonistki wybierały dla nas albo jakieś nad poziom ambitne, albo takie z pogranicza kanonu lektur. Odpuszczę więc polonistyczne rozkminy, bo co jak co, ale pisanie idzie nam akurat (nieskromnie mówiąc) wcale nie tak najgorzej. Tak więc Annetti, nie łam się, na pewno polski poszedł jak trzeba ;) Ja tymczasem przejdę do opowiadania...

      I: tam ta dam! Cóż ja tu mam? Albo właściwie czego nie mam - bo, w rzeczy samej, nie mam tu czego dziś poprawiać ;) Kyle, ty brutalu, skazujesz mnie na bezrobocie ;D
      Przyznam, że moja ciemniejsza strona była jednak nieco zawiedziona, że odbyło się bez choćby najmniejszego przelewu krwi, ale czego tu się spodziewać po kimś tak doświadczonym jak Caroline. Dziewczyna wygląda na taką całkiem w porządku, choć ja akurat nie ubóstwiłam jej od pierwszego spojrzenia, tak jak Annetti. Choć przyznam, świetnie wygląda (znaczy, w zakładce z opisami postaci. Skąd masz jej wizerunek? Naprawdę ładna). No i ma od teraz nowego Pokemona, którego zawsze lubiłam. Wigglytuff też niczego sobie. Chyba to samiczka, ale mimo wszystko trochę mi przypomina Jigglypuffa Bena. Charakterne to to, nie ma co ;) Chciałabym jeszcze kiedyś przeczytać o konfrontacji Caroline/Alice. Tym bardziej, że trochę nie wiadomo, co się teraz z tą drugą dzieje. Tylko mi nie mów, że stoi gdzieś pod salą Whitney i rozdaje feministyczne ulotki ;)
      Ok, będzie tego gadania, bo mi znów blogspot komentarza nie przyjmie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Dzięki, właśnie muszę zmienić dalsze losy Alice hahaha :P.

      Wizerunek z deviantarta ściągnięty. Jak wpiszesz fakemon to wyskoczą Ci różne postaci i pokemony. Swoją drogą naprawdę ludzie robią lepsze pokemony niż nintendo ostatnio.

      Usuń
  2. Halo, halo :D
    Muszę przyznać, że nie ważne czy piszesz o typowo pokemonowych walkach, pokemonach itp. czy tak jak w tym rozdziale o przemyśleniach i tak przyjemnie się to czyta. Co jak co, ale ratunku przez Caroline się nie spodziewałem i takiej konwersacji, cóż trafił swój na swego :P. Bardzo fajne i proste porównanie: "Facet twardy jak Golem, a kobieta miękka jak Mareep". Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania Alice i Caroline jeszcze w towarzystwie Kyle'a, wyczuwam śmieszne sytuacje, a jak już o tym mowa to "Kyle położył się no swoim łóżku tuż po małej konfrontacji z Poliwhirlem, który był wyraźnie niezadowolony z faktu, że jego opiekun dopiero wrócił." nie wiem czemu, ale to mi się bardzo spodobało i rozśmieszyło zarazem :D. Wątek miłosny Alice & Brad, Kyle & Caroline wygrywa w ankiecie :( ale może to i lepiej zobaczymy co będzie dalej. Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka postać właśnie była potrzebna temu opowiadaniu - raz, że normalna dziewczyna, a dwa, że to osoba, przed którą Kyle może się wygadać i która go dobrze rozumie. Już widzę, jak kroi się tu romans (jednak nici z KylexPhilip :P).
    Co to za tak Księżycowy Promień? Pierwsze słyszę. Chociaż może dlatego, że dawno nie grałam w Poke-gry, to mi umknął.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy