logo

XIX. Work, work and work little boy!

XIX. Work, work and work little boy!

- Czy ja cię niczego nie nauczyłem – powiedział mężczyzna w ekranie, łapiąc się za głowę. – Powinieneś użyć Kingdry, ona świetnie by się sprawdziła! – dodał pewniej.
- Tato, daj spokój – odpowiedział Kyle. Chłopak zwrócił się o poradę do swojego ojca, który był naukowcem, a przy tym świetnym trenerem wodnych pokemonów. Jako naukowiec specjalizował się w wodnych pokemonach, a jego ulubieńcem był Slowbro, jak zresztą przystało na typowego mieszkańca Azalea Town. – Wtedy nie pomyślałem o tym, poza tym ona mnie…
- Nie słucha? Znowu! – zdziwił się ojciec, unosząc przy tym głos. – Wtedy miałeś piętnaście lat – przypomniał, karcąc przy tym syna.
- Tak wiem, ale Kingdra ma dość ciężki charakter, muszę nad nią popracować – powiedział to niemal szeptem.

Starszy mężczyzna spojrzał na niego swoimi niebieskimi oczami z troską. Może i zawiódł się na synu wiele razy w przeszłości. Kyle nie zawsze spełniał jego standardy, choć czuł, że wina leżała też po jego stronie. Nigdy nie spędzał z synem za dużo czasu. Christopher Flamento kochał naukę i kochał wodne pokemony, lecz był kiepskim ojcem. Dopiero niedawno sobie zdał sprawę, że jego syn mógł być lepszym trenerem, gdyby ten poświęcił mu więcej czasu. Co prawda nigdy nie chciał, aby ten wybrał sobie właśnie taką karierę.
- Kingdra ma trudny charakter. Jak każdy silny pokemon – zaczął tłumaczyć starszy mężczyzna. – Musisz być stanowczy – powiedział bez większych emocji. Nie wierzy, że jego syn się kiedykolwiek zmieni. Pragnął by stał się silny, choć czuł, że wraz z żoną odebrali mu resztki pewności siebie.
- Dobrze, postaram się – odpowiedział posłusznie.
- Oby sytuacja z Golduckiem się nie powtórzyła – wycedził z troską, wspominając sytuację sprzed trzech lat.– Kyle posłuchaj dasz radę, zawsze dawałeś radę – westchnął. - Powinieneś użyć w tej sali wodnych pokemonów. Czytałem o tej dwójce niedawno w przeglądzie Srebrnej Ligii, ten stadion jest coraz bardziej popularny. Ta dwójka bazuje na wodnych pokemonach, ale dobierają im tak podtypy, aby było niemożliwe wygrać z nimi za pomocą trawiastych, czy elektrycznych pokemonów. Jeśli chcesz wygrać, to musisz użyć wodnych pokemonów. Zadaniczo…
- Zasadniczo nie mam wyboru – dokończył posłusznie brunet.

XVIII. Make it double

XVIII. Make it double

            Brunet pochylał się na zieloną torbą, która leżała pomiędzy jego nogami. Ręką filtrował jej zawartość w poszukiwaniu niebieskiego przedmiotu. Wyciągnął w końcu niebiesko-białą kulę i uśmiechnął się do siebie. Poprawił swoją niebieską koszulkę, zaraz po tym jak poczuł, że odsłania mu plecy.

            Spoglądał się na nową zdobycz dumając co z nią zrobić. Miał ochotę dać tego pokemona pewnej osobie, która na pewno lepiej by sobie z nim poradziła. On niestety nie miał jeszcze takiego doświadczenia, skoro Poliwhirl potrafi mu przyłożyć podwójnym klapsem. Nie chciał ryzykować z tym pokemonem, a raczej chciał sprawić komuś innemu przyjemność.

            Z drugiej strony czuł się już dorosły i gotowy podjęcia takiego wyzwania. Kiedyś nawalił już na tym polu, teraz mógł się zrehabilitować i może choć trochę podbudować swoją samoocenę.
- Poli, Poli. – Poliwhirl sięgnął po przedmiot swoją białą pięścią.
- Tak to jest Kingdra – powiedział przekręcają pokeball. – Muszę z nią potrenować, masz ochotę stoczyć teraz pojedynek? – zapytał. Poliwhirl podskoczył ze szczęścia.

            Kyle wstał, spojrzał się na łóżku naprzeciwko, na którym leżał Philip ze swoim Pikachu. Nie wyglądał jeszcze na gotowego do pobudki, zresztą była dopiero godzina siódma. Brunet nie mógł już spać, był zbyt podniecony kolejną walką, a poza nie potrafił przestać myśleć o sytuacji z Caroline. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło. Był zakochany i to szczęśliwie, a przynajmniej tak mu się wydawało.

XVII. The legend of horse and dragon(part2)

XVII. The legend of horse and dragon(part2)

            Morskie fale pieniły się, obmywając piaszczysty brzeg wyspy. Na końcu plaży zaczynała się bujna zielona dżungla, w której przeważały palmy. Pod jedną z nich leżał Kyle. Otworzył oczy i jęknął z bólu, dopiero teraz poczuł wczorajszy wieczór. W jego głowie przewijały się wydarzenia dnia wczorajszego. Spienione fale, sztorm, on za łodzią, Poliwhirl holujący go aż tu.
- Dziękuję – wyszeptał do Poliwhirla, który chodził nerwowo po plaży, zataczając przy tym kółka.
- Poli, Poli – ucieszył się niebieski stworek widząc przytomnego trenera. Kyle próbował wstać, udało mu się jedynie przyjąć pozycję siedzącą. Złapał się dłonią za kark, aby go rozmasować.

            Kiedy doszedł w miarę do siebie, postanowił się rozejrzeć po okolicy. Wzorkiem wyszukiwał jakiegoś elementu, który by mu podpowiedział, gdzie też się znajduje. Niestety nie dostrzegł nic ważnego. No poza ciałem rudowłosej dziewczyny, która leżała nieopodal niego.
- Caroline! – krzyknął przerażony, myśląc o najgorszym. Wigglytuff wyłonił się za swojej trenerki, poruszając przy tym charakterystycznie uszami, jakby była zdziwiona reakcją trenera.
- Caroline! Słyszy mnie? – ponowił wołanie. Dziewczyna otworzyła swoje zielone oczy i spojrzała na chłopaka.
- Próbuję spać! – mruknę poirytowana. Kyle uśmiechnął się i wtulił się w dziewczynę. – Auu – jęknęła z bólu, czując wszystkie żebra.
- Przepraszam – powiedział Kyle, odkładając swoją przyjaciółkę powrotem na ziemie.
- Nie się nie stało – odpowiedziała, po czym postanowiła wstać.
- Pamiętasz w ogóle co się stało? – zapytał.
- Ciężko jest nic nie pamiętać. Pamiętam Gyaradosa, który używał hiperpromienia, potem wypadliśmy i jakimś cudem nasze pokemony nas tutaj przytargały – opowiedziała.
- I nic więcej? – spytał licząc na jakąś wskazówkę.
- Ciężko było coś zapamiętać, tyle się działo.
- Ciekawe na której wyspie jesteśmy – zastanowił się Kyle, spoglądając w stronę dżungli.
- No nic, musimy upolować jakiegoś wodnego pokemona i zbudować tratwę – zasugerowała.
- Poli, Poli! – zaznaczył swoją obecność wodny stworek.
- Wiem Poliwhirl, że jesteś wodnym pokemonem, ale potrzebujesz pomocy. Masa tratwy, nasza i do tego siła morza. Nie wiadomo, co tam się wydarzy – odparła, wskazując na wyjątkowo spokojne morze. Polwihirl założył ręce na brzuch i spojrzał na nią znacząco. – To że teraz jest ładnie nic nie znaczy. Pamiętasz wczoraj?

            Kyle wyjął z torby małą niebieską kulę z siatką na niej. Przyjrzał się netballowi i ruszył w stronę morza.
- No to czas na polowanie – uśmiechnął się do Poliwhirla.
- Czemu wy wszyscy macie netballe? – zapytała Caroline, przypominając sobie Alice.
- Jestem z Azalea Town, my mamy wszystkie pokeballe – roześmiał się.
- No tak Kurt i te sprawy – powiedziała.
- A tak na poważnie tata mi podesłał kilka takich, w końcu ma bzika na punkcie wodnych pokemonów – odpowiedział.

            Brunet ruszył w stronę morza. Może i nie miał ze sobą wędki, ale postanowił spróbować swojego szczęścia. W końcu na brzegu można często spotkać Staryu, albo Seala, chociaż w tym klimacie ciężko spotkać lodowego pokemona. Chłopak postanowił jednak spróbować.

            Powoli wchodził do wody, aby nie dostać skurczu. Chłodne fale obmywały mu nogi, dzięki czemu przystosowywał się do panujących warunków. Był dopiero ranek, a więc woda po całej nocy wystudziła się. Na brzegu widać było tylko wesoło chodzące Krabby i małe Sheldery. Dla Kyle, było to za mało, te stworki nie dałyby rady, gdyby doszło do jakiś komplikacji. Chłopak wypatrzył dryfującego Seadrę, dziwił się, że ten pokemon, jest tak blisko brzegu. One raczej żyją w morskich głębinach.
- Mamy szczęśliwy dzień. Dobra Poliwhirl, to twoja runda – powiedział wskazując na niebieskiego malucha. – Zacznij od podwójnego klapsa!
- Poli, Poli! – ucieszył się, po czym doskoczył do rywala i zadał mu dwa siarczyste policzki.

            Seadra nie był zadowolony z tego powodu. Zanurkował pod wodę.
- Nie pozwól mu uciec! Goń go! – nakazał Kyle. Nie musiał długo czekać. Pod wodą zaczęło emitować białe światło, po czym Polwihirl został odrzucony przez morską falę.
- O szlak, to Kingdra! – krzyknął przerażony. Pokemon może i nie było duży, ale na pewno był bardzo silny i odporny na wodne ataki. – Damy radę!
- Zaatakuj go łamaczem murów – rozkazał. Poliwhirl nie zdołał jednak wymierzyć ciosu, ponieważ trafiła go niebiesko-fioletowa kula energii. – Nie dobrze, smoczy puls.

            Pół smok, nie zamierzał odpuścić, wyglądał na naprawdę zirytowanego. Ktoś śmiał zakłócić jego 
spokój, teraz tego kogoś czekała sroga kara.
- Polwihirl jeszcze raz łamacz murów – ponowił. Kigdra również powtórzyła ruch. – Odbij! – Kyle był przygotowany na tę sytuację. Poliwhirl wykorzystując łamacz murów odbił kulę smoczej energii. Dla Kingdry, był to bardzo bolesny cios.
- A teraz łamacz murów i podwójny klaps! – Poliwhirl celnym uderzeniem wytrącił z równowagi niebieskiego stworka, po czym zadał mu kilka ciosów otwartą dłonią. – Nie dajmy mu wytchnąć. Pokaż mu naszą lodową pięść! – rozkazał. W końcu ćwiczyli ten ruch jeszcze w Goldnerod City.  Biała pięść bez problemu trafiła w cel. Kingdra ryknął z bólu i upadł. Kyle nie czekał ani chwili i wyrzucił pokeball, aby złapać ofiarę.

            Nie minęła minuta, a Kingdra był już nowym członkiem zespołu Kyle’a. Chłopak ucieszył się i w podskokach pobiegł po pokeball, który dryfował na fali. Chłopak złapał czerwoną kulę upadając w wodę. Wyłonił się z ręką wzniesioną ku górze, śmiejąc się przy tym.

            Caroline z założonymi rękoma, czekała na niego. Spoglądała na niego, jak na małe dziecko, które właśnie ostało lizaka i musiała chwilę się pocieszyć zdobyczą.
- Skończyłeś? – zapytała spoglądając na niego znacząco.
- Tak – mruknął bez entuzjazmu i pomaszerował w stronę brzegu.
- Z taką zdobyczą mamy szansę – powiedziała. – Zostaje tylko zbudować tratwę i będzie po sprawie!
- Tak bo dopłynięcie, będzie najprostsze – skomentował z ironią.
- Z takim pokemonem na pewno – odparła i ruszyła w stronę dżungli.
- Zaczekaj! – rzucił za nią Kyle.

            Caroline i Kyle postali jeszcze chwilę na plaży. Sprawdzili swój ekwipunek. Kyle rzecz jasna sprawdził czy jego pokedex działa. Elektroniczna encyklopedia była przemoczona, mimo to chłopak liczył, że kiedy wyschnie będzie działa jak kiedyś.

            W końcu ruszyli w stronę zielonej puszczy. Ich marsz został przerwany przez huk, który usłyszeli. Z zielonych drzew wyfrunęły Pidgeye, a nad południową częścią lasu zaczął unosić się dym.
- Sprawdzimy to? – zapytała.
- Powinniśmy, może to jakiś ratunek – powiedział.

            Ruszyli wzdłuż linii brzegu. Woleli nie zapuszczać się w głąb puszczy, nie mieli czasu, ani środków, by pozwolić sobie na zgubienie się. Po godzinie udało się im dotrzeć do miejsca wydarzenia.

            Na brzegu leżał czerwony Gyarados, a raczej lekko purpurowy. Leżał sobie z otwartą paszczą i zamkniętymi oczami, nie poruszając się ani trochę. Koło niego stały dwie osoby. Niewysoka blondynka z długimi włosami, spływającymi na jej szary dopasowany strój oraz Wysoki brunet w podobnym stroju. Oboje na plecach mieli czerwony znak „R”.
- Czy to nie jest zespół R? – zapytał Kyle, przyglądając się całej sytuacji.
- Tak – odpowiedziała. – Z nimi nie ma nic dobrego. Spotkałam już raz zespół R, zawsze muszą coś zmajstrować – powiedziała przyglądając się całej sytuacji.
- Czy ty myślisz, że ten Gyarados nie żyje? – wskazał na kolosa, który nie poruszał się.
- Oni raczej łapią pokemony, nie zabijają – powiedziała, jednak nie była pewna osądu. – Zresztą przekonajmy się!

            Rudowłosa dziewczyna ruszyła pewnie przed siebie. Jakby się ich nie obawiała. Miała już na koncie jedno spotkanie z zespołem R i wiedziała, jak sobie z nimi poradzić, dlatego też nie czuła takiego strachu jak Kyle, który był o jeden krok tuż za Caroline.
- Co wy tu robicie!? – przerwała dyskusje zbirom.
- Nie twoja sprawa – prychnęła blondynka, po czym rzuciła swój pokeball. – Gloom pokaż im na co Cię stać!
- Szybko pomóż im Charmeleon! – rzucił mężczyzna. Przed dwójką złoczyńców stanął czerwony stworek, przypominający smoka oraz niebieski maluszek z dziwnym kwiatem na głowie.
- Uwielbiam Glooma! – skomentował Kyle widząc pokemona roślinę. Nie patrząc na konsekwencje swojego ruchu wyciągnął pokedex.

Gloom pokemon typu trawiastego i trującego. Znany jest ze swojego nieprzyjemnego zapachu, który wydziela ze swojego kwiatu na głowie. Z esencji tego kwiatu wykonuje się perfumy. Gloom wydziela nieprzyjemny zapach, gdy czuje się zagrożony. Preferuje raczej nocny tryb życia.

- Skończyłeś? – Caroline posłała mu groźne spojrzenie.
- Ta… -  W tym momencie poraził go pokedex, który uległ zwarciu.  Caroline zachichotała.

            Zepsół R nie wiedział o co chodzi i nie obchodziło ich to zbytnio, korzystając z chwili nieuwagi, postanowili zaatakować.
- Charmeleon miotacz ognia! – nakazał brunet.
- Gloom kwas! – W stronę dwójki trenerów poleciała zielona plama, a tuż za nim strumień ognia. Na całe szczęście Poliwhirl i Wigglytuff byli czujni.  Poliwhirl zatrzymał atak strumieniem wody, a Wigglytuff wystrzelił niebieską kulę, która zatrzymała zielony kwas.
- Charmeleon metalowy pazur!
- Taniec płatków Gloom!
- Myślicie, że się damy – zaśmiała się Caroline. – Wigglytuff księżycowy promień!
- Poliwhirl łamacz murów!

            Ataki zetknęły się ze sobą. Poliwhirl zablokował łamaczem murów stalowe pazury ognistego stworka. A srebrny promień zderzył się ze strumieniem tańczących w powietrzu płatków.
- Podwójny klaps – polecił Kyle. Poliwhirl korzystając z drugiej dłoni zadał cios ognistemu stworkowi. Promień Wigglytuff po chwili przełamał strumień płatków i uderzył w przeciwnika.
- Gloom podwójna drużyna i kwas! – rozkazała blondynka nie dając za wygraną. Jej pokemon zduplikował się i każdy z jej klonów zaczął wyrzucać z siebie zielony kwas. Wigglytuff starał się go unikać.
- Charmeleon smoczy puls! – nakazał, a z pyska małego smoka wyłonił się fioletowo-niebieska kula pędząca w stronę Poliwhirla.
- Łamacz murów! – Kyle postanowił powtórzyć sekwencję i bez problemu odbił uderzenie.

            Wigglytuff z trudem unikał ataku przeciwnika. W szczególności, że ten się zduplikował. Caroline nie miała przewagi typu, ani żadnego skutecznego ataku, więc musiała sobie radzić tym co ma.
- Wodny puls, zmyj te kopie! – kazał. Wigglytuff rzucił niebieską kulą o podłoże, przy okazji został trafiony kwasem i upadł. Kula uderzyła o piasek i stworzyła potężną falę, która zmyła kopie Glooma. Pozostał tylko jeden.
- Taniec płatków! – rzuciła szybko blondynka. Liczyła, że uda się jej wykończyć różowego stworka, który cierpiał z powodu oparzeń wywołanych przez żrący kwas.
-Lodowa pięść! – Rozkazał Kyel, a jego podopieczny w sekundzie pojawił się przy trawiastym pokemonie i zadał mu celny efektywny cios.

            Charmeleon i Gloom ledwie zipały. Dwójka złoczyńców spoglądała na swoje osłabione pokemony.
- Dobrze, wrócimy tu jeszcze po naszą zdobycz! – warknął mężczyzna. – A tym czasem, Charmeleon zasłona dymna! – Całe pole pokryło się czarnym dymem, przez który nic nie można było dostrzec.
- Wybieram cię Hoothoot. Atakuj podmuchem! – Pokemon sowa bez problemu rozwiał dym, jednakże było już za późno. Złoczyńcy uciekli.

            Caroline i Kyle podbiegli do purpurowego pokemona, który leżał nie drgnąwszy nawet przez chwilę. Kyle dotknął go dłonią i spojrzał się przerażony na Caroline, która dopiero teraz dostrzegła, że morze wokół stworzenia jest czerwone.
- On nie żyje – wydukał.
- Wiem – powiedziała, a jej oczy zaszkliły się. Nie sądziła, że człowiek jest zdolny zabić pokemona.
- Co za potwory. Ale od kiedy zespół R zabija? – zadał to pytanie, nie potrafiąc zrozumieć co musiało nimi kierować. Nigdy nie słyszał o takiej zbrodni, a przynajmniej nie z rąk zespołu R.
- Nie wiem, nie chcę – mówiła nieskładnie po czym zaczęła płakać. Kyle podbiegł do niej i przytulił ją. Dziewczyna mimo to płakała dalej.

             Uspokoiła się i spojrzała na Kyle, po czym odsunęła go od siebie, rozumiejąc że sytuacja jest trochę skomplikowana.
- Dzięki – powiedziała ocierając oczy.
- Nie ma sprawy – dodał chłodno, po czym schował swoje dłonie w kieszeniach. – To co tropimy ich? – wypalił.
- Zwariowałeś? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Oni zabiją nas, jeśli będą musieli. Ciekawa jestem tylko po co im to było i dlaczego ten pokemon ma rozciętą klatkę piersiową. – Wskazała na dziurę z której sączyła się jeszcze krew.
- Widocznie zaczęli robić mu sekcję. – Ruszył w stronę stworzenia. Chciał przyjrzeć się dokładniej ranie. Jasno białe łuski pokryte były brunatnym nalotem, była to już skrzepnięta krew. Rana nie była tak świeża, jak to się Kyle’owi wydawało.

            Chłopak dłońmi chwycił pokłady rozciętych mięśni i rozszerzył szparę, przez którą dostrzegł na tylnej ścianie żebra i białe pasma, które przymocowane były do płuc.
- To dziwne – mruknął pod nosem.
- Co ? – zaciekawiła się Caroline utrzymując bezpieczny dystans.
- Wiesz, że narządy podtrzymywane są przez tkankę łączną – zaczął. – Dziwię się, że tu występuję więzadła, zupełnie jakby była tu jakaś kula – mówił przyglądając się białym kosmkom.
- Znasz się na anatomii pokemonów? – zapytała.
- Co nieco, tyle co pamiętam z zajęć. Czasem się coś przeczytała. To i tak jest dziwne. Chociaż czekaj. – Przyjrzał się uważniej. – U wężowatych pokemonów serce jest ruchome, po to by przy połykaniu ofiary nie zostało uszkodzone. Ale po co im serce tego pokemona? – zdziwił się.
- Serce, czy oni są chorzy?
- Może to ma związek z mitem. Wiesz jakiś rytuał – skomentował żartobliwie Kyle.
- Serio? – Caroline nie kryła zniesmaczenia nieodpowiednim żartem.
- Przepraszam, czasami trochę się zagalopowuję. – Podrapał się za głową.

            Caroline ruszyła w stronę brzegu. Nie miała ochoty kąpać się we krwi padniętego kolosa, poza tym zapach też nie był najprzyjemniejszy.
- A ty co, pokroisz go całego? – rzuciła w stronę przyjaciela, który jeszcze coś oglądał w martwym pokemonie.
- No dobra, już idę – żachnął niezadowolony.
- No ja myślę!

            Kyle i Caroline ruszyli zgodnie z planem do dżungli, nie zamierzali marnować czasu na poszukiwanie zbirów. W szczególności, że nie było to zbyt bezpieczne.
- Po co oni mają tu wrócić? – spytał Kyle przypominając sobie ich słowa. Caroline zastanowiła się chwilę.
- Może chcą zrobić z niego sushi, bo nie wiem na co im te zwłoki – powiedziała obojętnie. Brunet nie zamierzał tego komentować, zrozumiał że jest to drażliwy temat. Więc zajął się torowaniem sobie drogi.
- Moglibyśmy w sumie już zacząć zbierać materiały. Zobacz, mamy liany, są palmy. Chyba wszystko czego nam potrzeba. – Caroline rozejrzała się po okolicy. Faktycznie Kyle miał rację. Dziewczyna była myślami zupełnie gdzie indziej, to co widziała dzisiaj wstrząsnęło nią.

            Kyle wypuścił z pokeballa Heracrossa, któremu nakazał ścięcie drzew za pomocą łamacza murów. Caroline wypuściła Ursaringa, aby ten mu pomógł w noszeniu ściętych pni. Poliwhirl i Wigglytuff zbierali pnącza, które miały umocować cała konstrukcję.

            Wrócili na plażę, gdzie wciąż leżał martwy pokemon, a po zespole R nie było śladu. Kyle wypuścił Sunkerna.
- Po co on nam? – spytała zdziwiona Caroline.
- Użyje ziarna pijawki, żeby wzmocnić naszą tratwę, wątpię że liany spełnią swoją rolę – odpowiedział, biorąc swojego podopiecznego na ramiona i pogłaskał go po listkach. Sunkern ucieszył się z tego powodu. Dawno nie wychodził na zewnątrz.
- Nie głupie – skomentowała Caroline i spoglądała na swojego pokemona, który rzucił na piasek drewniane pale.

            Heracross i Ursaring w miarę szybko ułożyli pnie drzew koło siebie, za pomocą drapania Ursaring nieco je obrobił i przyciął. Sunkern brązowe ziarenka, które błyskawicznie obrosły drewno.
- Gotowe – powiedział Kyle, spoglądając na zielono-brązową podstawkę.
- Mam nadzieje, że uda nam się dopłynąć. Nie wiem czy to da radę – skomentowała.
- Musimy się przekonać. Okej Heracross i Ursaring wepchnijcie to do morza – rozkazał Kyle. – Kingdra wybieram cię.

            W morzu pojawił się ponad dwu metrowy stworek, który wystrzelił strumień wody w Kyle. Chłopak przewrócił się pod wpływem strumienia.
- Chyba nie przepada za tobą – zaśmiała się Caroline.
- Ciekawe czemu? – mruknął niezadowolony Kyle.
- Myślę, że też byłbyś niezadowolony, jakbyś stracił wolność – skwitowała.

            Kingdra zaczął zataczać kółka po wodzie. Kyle nie spodziewał się, że kiedyś będzie miał do czynienia z pokemonem o trudnych charakterze. Wiele słyszał o takich pokemonach, które wręcz nienawidziły swojego trenera. Zawsze to miało podłoże psychologiczne, a zachowanie trenera nie koniecznie miało związek z niekorzystną sytuacją.

            Chłopak wyciągnął linę i podszedł do pokemona, który wciąż pływał w morzu i nie zwracał uwagi na swojego trenera, który kazał mu podpłynąć.
- No chodź, proszę – wycedził. Pokemon podpłyną do niego i wystrzelił bąbelki, które zaczęły pękać na twarzy Kyle’a. – Dosyć tego! – Brunet zarzucił pętlę na upartego pokemona. Nie wiedział, że to jest błąd. Stworek zaczął płynąć porywając za sobą trenera. Kyle przepłynął parę metrów po czym puścił linę i zaczął energicznie machać rękoma, aby utrzymać się na powierzchni wody. Dopiero po chwili był w stanie utrzymać się nad poziomem morskiej wody.

            Dopłynął do brzegu i wyjął niebieski pokeball. Spojrzał w stroną nadąsanego pokemona.
- Nie będę cię męczył. Jeżeli chcesz to odejdź. Złapię innego pokemona, nie chcę, żebyś musiał się męczyć ze mną – rzucił w stronę pokemona, a następnie obrócił się do niego plecami. Zacisnął pięść i ruszył w stronę Caroline.  Pokemon nie czekał i odpłyną.
- No to świetnie, nie mamy ani liny, ani dodatkowego pokemona. Super – jęknęła rudowłosa. Kyle posłał jej tylko groźne spojrzenie. Nie bawił go ten żart.

            Chłopak czuł, że zawiódł, jak trener powinien nie mieć problemu z nawiązywanie więzi z pokemonem,  a tymczasem odniósł klęskę.
- Dobra idę łowić następnego – powiedział chłodno i wyminął dziewczynę, która wolała powstrzymać się od komentarza.
- Nie chciała – wyrwało się jej po chwili.
- Nic się nie stało, idę łowić – zakomunikował.   

            Kyle najpierw zmontował sobie wędkę z jakiegoś patyka i liany, na końcu umięsił Oran berry i postanowił ponownie spróbować szczęścia. Na szczęście od ojca dostał, aż trzy takie balle. Czekał chwilę, aż wreszcie przynęta chwyciła. Kyle pociągnął z całej siły prowizoryczną wędkę, a z wody wyłoniła się znajoma sylwetka. Była to Kingdra.
- To znowu ty? – zapytał zrezygnowany. Pokemon strzelił strumieniem wody w trenera. Brunet dostał najpierw czymś twardym w głowę, a dopiero potem strumieniem wody, który go przewrócił.

            Kiedy wreszcie udało mu się wstać obok swoich nóg widział pływający niebieski ball.
- Czego ty ode mnie chcesz? – jęknął. Pokemon podpłynął do niego i pochylił swoją głowę. -  Teraz chcesz ze mną iść? – zapytał. Pokemon pokiwał głową. – Cieszę się. – Chłopak zbliżył się by pogłaskać nowego podopiecznego, jednak ten strzelił w niego strumieniem wody.
-Za co to?! – krzyknął. Pokemon zachichotał tylko. – Z drugiej strony, lepsze to niż nic – dodał.

            Ruszyli razem wzdłuż brzegu. Kyle bał się schować Kingdrę do pokeballa, nie zniósłby kolejnego ataku, był już poirytowany tym zachowaniem. 

            Caroline czekała, siedząc na tratwie. Wraz z Poliwhirlem pilnowali, by ta nie odpłynęła. Wigglytuff 
wesoło pluskał się w wodzie z Sunkernem, którzy korzystał z wody i słońca.
- Cześć, już jesteśmy – powiedział Kyle. Dziewczyna dostrzegła za nim niebieskiego stworka.
- Czy to ten sam? – zapytała.
- Tak, chyba jednak zmienił zdanie – uśmiechnął się blado.
- To chyba dobrze.
- Nie do końca, ale korzystajmy póki mamy szansę. – Caroline nie pytała o co chodzi trenerowi. Marzył się jej odpoczynek, a to na tej wyspie nie było możliwe.
- Dokąd płyniemy – spytała zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wiedzą.
- Przed siebie, może coś znajdziemy – powiedział. – Wiem, że to głupie, ale nie mamy innego wyjścia, trzeba zaryzykować. Poza tym na pewno będą nas szukać, byliśmy pasażerami statku, może uda się nam kogoś złapać – dodał.

            Poliwhirl założył linę na brzuch i podpłynął pod Kingdrę. Kiedy wszyscy byli już gotowi, wodne stworki ruszyły przed siebie. Morze było wyjątkowo spokojne, tylko delikatne fale unosiły co pewien czas tratwę ku górze, lecz nie były one zbyt silne. Delikatny chłodny wiatr łagodził efekty upału.
- Wiesz coś więcej o tym Gyaradosie i Kingdrze? – zapytała Caroline, przerywając milczenie.
- Nie, znam tylko podstawę. Nie wiem po co im to serce i nie wiem czy wiążę się z nim jakaś historia – odpowiedział pewniej.
- Rozumiem. Strasznie mnie to ciekawi, w szczególności, że trzeba powstrzymać zespół R, oni coś knują jak zawsze zresztą – powiedziała.
- Opowiemy wszystko sierżant Jeny, ona powinna się tym zająć. My możemy tylko czekać. Swoją drogą skąd tyle o nich wiesz? – zainteresował się tym faktem.
- Jak już wspominałam kiedyś ich wspomniałam. Powiedzmy, że mieszali trochę przy legendarnych pokemonach.

            Kyle posłał jej pytające spojrzenie. Dziewczyna spojrzała w stronę morza i zamyśliła się.
- To było dawno, podróżowałam jeszcze po Sinnoh. Zespół R planował złapać Arceusa – zaczęła.
- Tego Arceusa- wtrącił Kyle. – Przepraszam – poprawił się, rozumiejąc bezsens swojego pytania.
- Tak. Nie wiem po co im to było. Chcieli zdobyć władzę nad światem, stworzyć nowy porządek, coś w tym stylu – opowiedziała. – Właściwie im się to udało, ale dzięki mojemu dobremu przyjacielowi wszystko wróciło na swój dawny tor.
- Udało się im?
- Tak, powiedzmy, że rozpętało się wtedy piekło, ale nikt poza mną i moim przyjacielem tego nie pamięta. Pomógł nam wtedy Celebi, cofnęliśmy się w czasie i powstrzymaliśmy ich w odpowiednim czasie – wyjawiła. Źrenice chłopaka rozszerzyły się.  – Stąd moja niechęć do legendarnych pokemonów. Wolę nie myśleć, że one gdzieś tu są, a ktoś może je złapać.
- A co dokładnie się działo – ciągnął temat.
- Hmm, Sinnoh zostało przebudowane – zaczęła. – Wiele ludzi zginęło od samych zmian. Ogólnie wiele osób poniosło śmierć, teren Sinnoh się zmienił, a oni dalej wyłapywali kolejne legendy. Wszystko po to, by zmienić świat dla siebie. Na całe szczęście dotarliśmy pierwsi do Celebiego.
- To musiało być straszne – skomentował.
- Było, czasami śnią mi się o tym koszmary, chociaż to było cztery lata temu. I w sumie nic się nie stało – powiedziała.
- Ale jak to nic się nie stało? – zapytał.
- A pamiętasz coś takiego? – chłopak pokiwał przecząco głową. – No właśnie. Nie było tego, bo zmieniliśmy czas, żyjemy teraz w zupełnie innej rzeczywistości. Na całe szczęście. Gdyby zdobyli Celebiego przed nami to byłoby krucho.

            Kyle nie pytał dalej, widział już jej reakcję na martwego Gyaradosa, nie chciał jej zasmucać, dlatego zamilkł.
- Zastanawia mnie co tym razem kombinują – zaczęła.
- Może dowiemy się czegoś w czasie podróży. Na Whirl Islands na pewno mają o tym jakieś pojęcie – pocieszył.
- Tak, ale co jak będzie za późno – zmartwiła się.
- To będzie. Doskonale wiesz, że tam nie wrócimy, nie mamy nawet siły ich powstrzymać – powiedział pewnie.

            Znowu nastał cisza. Kyle położył się na tratwie i odsypiał. Caroline przyglądała się morzu i myślała o poprzednich wydarzeniach. Wiedziała, że chłopak ma rację, że nie ma co nad tym myśleć. Wszystko pewnie niebawem stanie się jasne, zespół R nie należy do cierpliwych organizacji.

            Dziewczyna postanowiła również odpocząć położyła się obok chłopaka. Spoglądała na niego jak śpi. Kyle wyczuł jej wzrok i otworzył swoje oczy.
- Ale masz piękne zielony oczy – wypalił od razu. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dziękuję – odpowiedziała, patrząc na niego.
- A ten twój przyjaciel – zaczął nieśmiało – był kimś wyjątkowym – wybełkotał.
- Tak – wycedziła. – Był moim chłopakiem, jeżeli o to ci chodzi. Skąd to pytanie?
- Nie wiem, potrafię takie rzeczy wydedukować zawsze z wypowiedzi drugiej osoby. Mówiłaś o nim tak specyficznie. Bez imienia i w pewien sposób z takim sentymentem – wyjawił. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- To było, ale się skończyło.
- I już nic do niego nie czujesz? – zapytał zaskoczony.
- To było – powtórzyła. – Ja zamykam za sobą sprawy.
- Co się stało, jeśli mogę wiedzieć?
- Okazała się dupkiem – odpowiedziała krótko.

            Kyle przerwał już śledztwo. Temat ten nie był mu obojętny, lecz dalsze pytania mogłyby zdradzić jego uczucia, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- A ty i Alice? – spytała ni stąd ni z owąd.
- My? Nas nie ma – szepnął.
- Tak jasne, wciskaj mi ten kit. Widziałam was w Goldenrod City, jak przytulaliście się dzień przed odpływem – wypomniała. Kyle pomyślał przez chwilę i przypomniał się mu ta chwila. Roześmiał się.
- To, to był przyjacielski uścisk. Wiesz, pogodziliśmy się – tłumaczył – nie było w tym nic więcej. Chyba to normalne, że przytulam przyjaciółkę.
- No tak – odpowiedziała zmieszana. – Ale między wami iskrzy.
- Nie iskrzy. Naprawdę nie! Alice to Alice, ona sama nie wie co czuje – wymamrotał.
- A gdyby wiedziała – ciągnęła.
- To by wiedziała. Nie kocham jej, ani nie lubię jej w taki sposób. To jest moja dobra przyjaciółka, traktuję jej jak siostrę. A na świętego Slowkinga, nie jestem jakimś fetyszystą – prychnął oburzony.
- Dobrze spokojnie – uśmiechnęła się w akacie satysfakcji. – Po prostu wyglądasz jakby ci zależało.
- A podobno baby widzą wszystko. A ty jesteś taka ślepa – zaśmiał się i podparł się na łokciu.

            Caroline chwile pomyślała. Uderzyła ją fala ciepła, nie chciała ciągnąć tego tematu, czuła że to się źle skończy. Kyle miał ochotę wyskoczyć z tej tratwy, nie wiele mu brakowało, żeby dał ponieść się emocjom.
- Nie jestem ślepa, wypraszam sobie to. To ty jesteś facetem – wytknęła mu.
- Naprawdę ja? Chyba ty. Dajesz mi mylne sygnały, a ja naprawdę cię lubię –wypalił.
- Lubisz? – spytała niepewnie.
- Lubię i to tak wiesz- wydukał nieśmiało. – Tak wiesz, tak że cię lubię i mi się podobasz – powiedział, choć głosy w głowie mu tego zabraniały.
- Ja ciebie też – odpowiedziała, choć nie chciała by do tego doszło.

            Jeszcze przez chwile spoglądali tak na siebie. Nie potrafili się wysłowić. Zarówno serce Kyle, jaki i Caroline przyspieszyło znacznie. Przyglądali się sobie i nic nie mówili. Caroline czuła się jak sparaliżowana, a Kyle czuł że to ten czas, kiedy powinien wykonać jakiś ruch. Miał ochotę zepsuć sytuację jakimś głupim żartem, lecz nie potrafił wydobyć z siebie głosu.

            Zbliżył swoją twarz do twarzy Caroline i zamknął oczy, delikatnie muskając jej usta swoimi. Prawą dłonią podpierał się, a lewą wyciągnął by przeczesać jej włosy. Caroline odwzajemniła czuły pocałunek. Chłopak przyciągnął ją bliżej do siebie, ale wtedy wkroczył Wigglytuff, który wymierzył parze siarczysty policzek.
- Za co? – jęknął niepocieszony Kyle. – Czy ona jest jakąś zazdrośnicą?
- Nie, sama nie wiem co jej odbija – powiedziała spoglądając na swojego pokemona. W duchu dziękowała mu za wkroczenie.
- Czy my?- zaczął niepewnie Kyle.
- Możemy o tym nie rozmawiać, a po prostu cieszyć się chwilą? – zapytała.
- Tak, ale.
- Nie ma ale, pogadamy jak dotrzemy w bezpieczne miejsce, a teraz po prostu płyńmy. Okej?
- Dobrze – odpowiedział.

Nie pytał się o nic dalej po prostu ułożył się w pozycji leżącej, a ona wtuliła się w niego, jak w najcieplejszą poduszkę i rozkoszowała się tą chwilą. Pragnęła by ten moment trwał wiecznie.
- „ Nie chcę o tym rozmawiać nie mogę. Nie jestem jeszcze gotowa, chociaż on jest taki cudowny. Spędziłabym z nim całe swoje życie, ale nie mogę, nie teraz.” – myślała przerażona. Jej myśli były jej największym wrogiem. Kyle cieszył się tą chwilą mimo wszystko i czesał jej włosy dłonią. Przeczuwał, że coś jest nie tak, lecz jego serce było przyzwyczajone do bólu, dlatego łatwo mu było przyjąć nawet najgorszy scenariusz. Obawiał się, że gdy dopłyną Caroline wyrzeknie się wszystkiego, a on zostanie sam jak głupiec, który myślał, że może zerwać owoc, ale on nie był dla niego.

Dryfowali tak pół dnia, dopiero kiedy zapaliła się pierwsza latarnia morska, znaleźli trop. Ruszyli w stronę światła licząc, że znajdą się na odpowiedniej wyspie. Przepłynęli koło molo i dopłynęli do plaży. Kyle schował Kingdre i Poliwhirla do pokeballi, wiedział, że obydwaj są zmęczeni.
- Dotarliśmy – ucieszyła się dziewczyna całując chłopaka.
- Wreszcie – odetchnął z ulgą, przytrzymując dziewczynę w objęciach.
- Ciekawe, gdzie jesteśmy. – Rozejrzała się po okolicy.
- Chodźmy do centrum pokemon, na pewno je tutaj mają – powiedział spoglądając na miasto zbudowane na klifie.

Ruszyli przed siebie. Najpierw dotarli do początku molo, a potem ruszyli Wzdół marmurowej ścieżki, która prowadziła przez kamienny wąwóz. Przeszli zaledwie kilka metrów, a już musieli pokonywać marmurowe schody. Kiedy byli na szczycie ukazało się im piękne miasto.

W przeciwieństwie do innych miast, nie było tu charakterystycznych bloków, no może dwa, trzy wieżowce w centrum, lecz reszta budynków wykonana była z białego kamienia.  Domostwa były nieduże, o dużych kwadratowych oknach, pięknych zielonych ogródkach. Większość domów miała dwa białe filary na ganku, których strop podtrzymywany był przez Tangelę.
- Znam to miejsce! – powiedziała uradowana Caroline.
- Która to z wysp?
- To jest Blue Point Isle!
- Zaraz, zaraz, tu płynęliśmy – zauważył brunet. – A to oznacza, że jest tutaj sala pokemon, w której będę mógł zdobyć odznakę.
- I pewnie jest tutaj Philip i Alice, więc nie będziemy się szukać – dodała.

Uradowani ruszyli przed siebie, mijając wypoczywających turystów, którzy krzyczeli coś za nimi. Oni jednak nie zwolnili i pędzili w stronę centrum pokemon. Wpadli do środka z impetem. Wszyscy spojrzeli się w ich stronę. Większość osób była zażenowana.

Alice spoglądała w szybę, kiedy usłyszała huk uderzających drzwi o ścianę. Philip właśnie donosił dwie filiżanki herbaty. Oboje spojrzeli się w stronę drzwi wejściowych. Od razu rozpoznali postaci, które wpadły do środka. Odetchnęli z ulgą, czekali na nich cały dzień, już myśleli, że ci przepadli, a tymczasem zjawili się w wejściu. Philip upuścił na podłogę filiżanki, na szczęście Pikachu zaasekurował ich upadek.
- Jesteście – rzucił się na nich uradowany blondyn.
- Cześć – rzucił radośnie Kyle…


 _________
Od Autora
Rozdział taki sobie, napisałem go na szybko. W sumie bo chciałem, miałem w miarę wenę, z drugiej strony coś pasowało dodać. Rozdział już dawno był prawie gotowy, ale koncepcja mi się nie podobała, więc zacząłem od nowa.

W tamtym rozdziale zahaczyłem o każdy element jaki można chyba od gier rpg, po romansidło i kryminał. Tego było za dużo. W tym rozdziale też nie ma tego mniej. No i nie poprawiałem błędów, więc przepraszam za to.

A swoją drogą musiałem zrobić sobie przerwę i to nie ze względu, na uczelnię, która wymaga ode mnie bóg wie czego, ale najzwyczajniej od pisania. Trochę się w tym wszystkim zapędziłem i chyba coraz gorzej mi to wszystko wychodzi. Może znowu napiszę jakiś ok rozdział, z którego będę zadowolony.
Na uczelni też mam sporo więc, muszę się na niej skupić. Rozdziały teraz będą pojawiać się różnie, w zależności, kiedy mi się uda, ale obiecuję, że przynajmniej dwa razy na miesiąc się coś pojawi. A może nawet częściej.

Ogólnie rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, tak w sumie miało być już w maju, no ale miałem jakąś mega frajdę z pisania i nadal mam, ale potrzebowałem trochę "relaksu". choć nie odpoczywałem.

Pozdrawiam ;)

Obserwatorzy