logo

XI. Confessions on the dancefloor

XI. Confessions on the dancefloor!

            Ha ha! Dobre, a myślałem, że tak kończą tylko w horrorach. Nie ma to jak spoglądać śmierci prosto w oczy. Dosłownie! Swoją drogą są wyjątkowo czarne, ale cóż to nie one mnie zabiją, tylko te białe kły.

            A może jednak mnie oszczędzą? Może to tylko upomnienie? Żebym wreszcie wziął się w garść i walczył dalej. Kogo ja oszukuję, właśnie tutaj zginę. Ironia, jeszcze raz ironia.
            Bo kto ginie, chcą się zrelaksować? Najnormalniej w świecie odpocząć od świata. Z drugiej strony to też jakiś odpoczynek. Ale nie chciałem od tego wszystkiego odpocząć wiecznie! Proszę niech ktoś mnie uratuje, ja jeszcze nawet nie zacząłem żyć!

            A może by tak zacząć biec? No tak, bo jestem szybszy od nich, zapewne. Nawet dla siebie jestem ironiczny. No nic, mam nadzieję, że jakimś cudem stracę najpierw głowę, nie chcę czuć jak mnie rozrywają.

            Ruszyli! A czas ruszyć, no zrób, że coś! Mózgu myśl!
*****
Kilka godzin wcześniej.
*****


            Philip wrócił właśnie od Whitney, był bardzo zmęczony po rewanżu. Wtem jego oczom ukazał się Kyle, który właśnie schodził do holu. Ciemna koszula, z noenową, niebieską kieszenią i guzikami tej samej barwy, przyciągały uwagę. Philipowi podobał się ten strój, lecz nie miał pojęcia czemu Kyle się tak ubrał. Po chwili już był koło niego.
- Cześć – przywitał wymuszonym uśmiechem. – Jak Ci poszło u Whitney? – Zadał to pytanie jakby od niechcenia.
- Cześć – odparł nieco zaskoczony – Udało się! – Odchylił swoją kamizelkę, pokazując dwie odznaki doszyte do ubrania.
- Gratuluje – powiedział nie wyrażając większego entuzjazmu, choć normalnie pewnie by go poczuł.
- Czy coś się stało? – spytał się Philip. – Nie zachowujesz się do końca normalnie – wypalił, nie ważąc słów.
- Nie – powiedział wysokim głosem. – Ja po prostu – przerwał szukając w głowie logicznego wytłumaczenia. – Po prostu. Ja chcę się bawić – powiedział bez większego przekonania. Zniżając ton. Philip przyjrzał mu się dokładnie. Miał już ochotę coś powiedzieć, ale nabrał tylko powietrza w płuca. – Przyłączysz się? – zaproponował blondynowi. Sam nie miał ochoty za bardzo wychodzić, nigdy tego nie robił w pojedynkę. Zawsze u boku miał Alice, jednak jej już nie było.
- Tak, jasne! – ożywił się. Philip uwielbiał imprezy, zawsze potrafił świetnie się bawić i nigdy nie odmawiał. On lubi kiedy coś się dzieje, a teraz w szczególności tego potrebował. – Tylko pójdę się przebrać –dodał.

            Kyle udał się w stronę wyjścia, aby usiąść na brązowej sofie, znajdującej się tuż przy oknie. Philip w tym czasie wraz z Pikachu udali się do siostry Joy. Trener pozostawił swoje pokemony po ciężkiej walce, a potem udał się do swojego pokoju.

            Ciekawość nie dawała mu spokoju. „O co chodzi Kyle’owi? Przecież to nie on?  A przynajmniej takiego go nie znałem. Myślałem, że on jest raczej typem, który raczej unika zabawy, a skupia się na wykonaniu celów. Kogo ja chcę oszukać. Myślałem, że jest nudny. Może ma jakieś załamanie?” – pomyślał. Bił się wciąż z myślami. Podobała się mu ta strona znajomego, ale też przerażała, bo nie wyglądała naturalnie.

            Philip rzecz jasna był przygotowany na imprezę. Był w Goldenrod City, a tacy jak on nie przepuszczają dobrej zabawy. Ubrał się szybko w ciemne dopasowane dżinsy z mankietami w szarą kratkę. Ubrał taką samą koszulę, jak mankiety. Przeczesał swoje blond włosy. Przyjrzał się sobie w lusterku i zrobił tylko rewolwery z dłoni, po czym „odpalił ładunek”. Ruszył do holu, gotowy na taneczną przygodę.

            Kyle czekał zaledwie dwadzieścia minut, a jego towarzysz był już gotowy. Zerwał się na równe nogi i błyskawicznie znalazł się przy swoim przyjacielu.
- Nieźle, nieźle – ocenił srogo Kyle. - Tak szybko? - dodał po chwili widząc zegar w holu.
- Biedactwo, tacy jak ja muszą być gotowi na wszystko – odpowiedział i wystawił mu język. Chłopcy nie czekali, ruszyli w drogę.

            Goldenrod City nocą zapierało dech w piersiach. Miliony kolorowych świateł zdobiąc monumentalne budowle, oświetlały drogi spowite cieniem. Szare chodniki, oświetlone były przez pomarańczowe latarnie, pod którymi co chwilę pojawiały się nowe sylwetki. Miasto tętniło życiem. Może nie było takie, jak za dnia - słoneczne i przepełnione trenerami - lecz wciąż emanowało sporą dawką energii.

            Philip czuł się jak w raju, coś się działo. Kyle też odczuwał spokój, mimo chaosu jaki panował. Potrzebował on ukojenia swoich problemów, a to dawał mu ruch panujący w mieście i miliony nieznany twarzy. Żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Bieg, pisk opon, trąbienie, dzikie wrzaski kobiet. To Goldenrod City, jakie widywano nocą.
- Wiesz, myślę że można by trochę podkręcić tę noc – napomniał tajemniczo Philip. Kyle spojrzał się na niego pytająco, nie rozumiejąc motywu blondyna. – Oj w sensie napić się samcu alfa! – zaśmiał się.
- Nie myślałem o tym! – zaprzeczył szybko.
- Dobra, dobra. Widzę to spojrzenie – uśmiechnął się łobuzersko. – Ale będę udawał, że myślałeś, o czymś jeszcze bardziej dziwnym.
- No dobra masz mnie! – zmienił zdanie. Trenerzy zatrzymali się przed sklepem z neonową, zieloną butelką. Philip poszedł do środka i po chwili wyszedł z zieloną butelką z czerwonym płynem wewnątrz.
- Dzisiaj wypijemy coś słabego, bo nie wiem – nie wiedział, jak ma dokończyć.
- Spokojnie, nie jestem święty – wtrącił Kyle w miarę neutralnie. Doskonale wiedział, jak ludzie go postrzegają i lubił to.
- Nie to -  nie dokończył, zrozumiał jakie to bezsensu.
            Kyle i Philip udali się do jakiegoś parku znajdującego się tuż obok najwyższego budynku w mieście. Za dnia było to miejsce spotkań babć i matek ze swoimi dziećmi. Teraz jednak przemieszczała się przez niego nie do końca trzeźwa młodzież.
- Myślę, że to będzie dobre miejsce – powiedział Philip, kiedy znaleźli się w odosobnionym miejscu. Gdzieś pomiędzy krzewami berry.
- Tego mi trzeba było – Kyle odkręcił butelkę i wziął pierwszego łyka. Philip otworzył szeroko oczy, ku zdziwieniu.
- Spokojnie, nie tak szybko, ja chcę dojść do klubu – powiedział wyrywając przyjacielowi trunek.
- Dam radę – odparł pewnie szatyn. – Boisz się?
- Nie, nie boję się. A teraz powiedz mi co się z tobą do diaska dzieje? – Zapytał marszcząc brwi.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi – odparł i pociągnął kolejny łyk.
- Dobra, nie znam cię może – przyznał zirytowany. – Ale wiem jedno, to na pewno nie jesteś ty! – Spojrzał się na niego swoimi bursztynowymi oczami, jakby szukał odpowiedzi. – Chociaż sam już nie wiem – machnął ręką i opuścił wzrok.

            Kyle przyglądał mu się chwile, czuł się taki sparaliżowany. Chciał coś powiedzieć, ale czuł jak coś mu ściska gardło, a jego ręce nieznacznie drżały, choć jemu wydawały się być skrępowane. Jego niebieskie oczy wydawały się nic nie wyrażać, jakby panowała tam totalna pustka. Philip wciąż wpatrując się w ziemie, zabrał butelkę i pociągnął kolejny łyk.
- To nie jest tak. Nie potrafię i nie chcę – powiedział nieskoordynowanie Kyle. – Chciałbym, ale nie jestem w stanie, to… - przerwał nie czując się na siłach.
- To co? – zapytał zdenerwowany Philip. Widział, że coś dręczyło Kyle’a, ale co miał zrobić z tą sytuacją. Najchętniej po prostu by dopił butelkę taniego wina i ruszył na miasto sam, jak zawsze robił. Nie miał ochoty babrać się w emocjonalnym bałaganie. To nie w jego stylu.
- To nie jest łatwe. Mam po prostu dość! –wyrzucił wreszcie z siebie, czując jak pękła jakaś bariera.
- To znaczy? – spojrzał się pytająco Philip, czując postęp.
- Jestem zmęczony, tą podróżą. Czuję jakbym się oszukiwał, czuję jakbym płyną w piasku, jakbym przemierzał bezkresną pustynię – przyznał, a jego oczy się zeszkliły. Philip zauważył to i nieznacznie drgnął, ale przypomniało mu się, że nie są przyjaciółmi, a męskie uściski, są dziwne. Tak przynajmniej wmawiał mu ojciec.
- Poproszę detale – powiedział chłodno, żeby nie pokazać litości. Philip nienawidził jak ktoś litował się nad nim w chwili jego słabości, nie lubił też odzywek: ”wszystko będzie dobrze”, bo jak inaczej ma być.
- Wyruszyłem w tą podróż mając na celu chęć realizacji. Myślałem, że jakoś to będzie. Myliłem się, nie jestem silny – przy ostatnim wyrazie załamał mu się głos.

            Philip nie wiedział co odpowiedzieć, nie wiedział czy zadać kolejne pytanie, czy po prostu czekać. Ta chwila wydawała się mu ciągnąć. Na szczęście Kyle wciągnął powietrze do płuc i był gotowy na kontynuację historii.
- Nie rozumiem czemu jestem zabawką ludzi. Dopóki robię czego chcą jest dobrze, a kiedy zaczynam robić coś po swojemu jest źle – wyjawił. – Całe swoje życie starałem się być idealnym synem, idealnym uczniem, idealnym przyjacielem bez skazy. Całe swoje życie, można powiedzieć udawałem. Zamiast wyruszyć w podróż odkładałem to, a wybrałem pewnego konika, który zawiedzie mnie do sukcesu.
- Ale to zmieniłeś – wtrącił Philip.
- Zmieniłem? – zapytał się retorycznie. – Nie sądzę – dokończył. – Boję się tego co robię.
- Wyszedłeś ze strefy komfortu. To normalne – wycedził, kolejny raz przerywając monolog.
- Powiedzmy, że tak, powiedzmy, że jest dobrze – bredził. – To czemu się tak boję?
- Każdy się boi – odparł spokojnie Philip. Sam doskonale odczuwał lęk, lecz nigdy nie pozwalał mu wziąć nad nim góry. Zawsze było coś do zrobienia.
- A ty? Czy ty się czegoś boisz? – spytał. Philip w tej chwili zamarł, nie wiedział co odpowiedzieć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że alkohol zaczął robić swoje.
- Tak, ale nie potrafię tego określić – odpowiedział, nie dając jednoznacznej odpowiedzi.

            Kyle uśmiechnął się, po czym spojrzał mu w oczy z poczuciem wyższości. Nie do końca kontrolował to co robi, czy mówi.
- Boisz się przyznać do swoich lęków – skomentował krótko.
- To nie tak – odpowiedział Philip, a w sercu poczuł dziwny ucisk. – Ja boję się wielu rzeczy.
- Na przykład? – krótkie pytanie Kyle’a okazało się celne. Philip nie potrafił mu po prostu udzielić informacji. – Tak myślałem – skwitował.
-  Przestań! – warknął. – Nie chcę o tym rozmawiać – powiedział nie mając nic lepszego.
- Może skończymy tę rozmowę? – zapytał Kyle, licząc, że to koniec tematu.
- Nie. Gadaj co ci jest! – po raz kolejny uniósł głos.
- Dobra rozumiem, że idziemy – puścił tą uwagę mimo uszu i zapytał podnosząc, prawie pustą butelkę.
- Nie! – zaprotestował blondyn, ale Kyle już stał. Philip nie chcąc go stracić, ruszył za nim.

            Przez dalszą drogę szli w milczeniu, wreszcie dotarli do jednego z klubów. Przed lokalem stało mnóstwo ludzi. Wszyscy wydawali się dobrze bawić, oczywiście nie zabrakło awanturników, szukających zaczepki. Kyle szybko przemknął obok tłumu. Zszedł schodami, które prowadziły do kamiennego tunelu, na końcu którego znajdowały się purpurowe drzwi. Po zapłaceniu za wstęp ruszył na parkiet, a za nim rzecz jasna Philip.

            Kyle dawał z siebie wszystko co najlepsze. Co chwilę przewijał się w innym miejscu, z inną dziewczyną. Głośna muzyka i kolorowe światła, nie przeszkadzały mu w łowach. Ze zupełnie spokojnego, niewinnego chłopaczka, stał się łowcą. Chcącym się zabawić. Jego twarz nic nie wyrażała. Co ułatwiało mu zdobywanie nowych parterek do tańca, których pociągała jego tajemniczość. Promieniował swoją aurą zdobywając to czego chciał, jakby był inną osobą.

            Philip starał się nadążyć za swoim znajomym, ale stawało się to coraz trudniejsze. W końcu dał sobie z tym spokój i zaczął się bawić. Na szczęście Kyle niebawem udał się na zewnątrz, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Sytuację postanowił wykorzystać Philip. Musiał wiedzieć co jest przyczyną takiego zachowania chłopaka.

            Kyle był już na zewnątrz, oddychał głęboko, czuł krople potu na swoim czole i naprawdę czuł się dobrze. Może w środku odczuwał mały niepokój, jednak zabawa, pompowała w niego kolejne dawki adrenaliny i endorfiny. Philip nie zamierzał bawić się w kulturę. Podszedł do Kyle i pchnął go na ścianę, blokując mu możliwość ruszenia się za pomocą łokcia przyłożonego do klatki.
- A teraz mów co ci jest! – powiedział stanowczo blondyn. Jego zachowanie było agresywne, bo tak naprawdę nad sobą nie panował.
- Puszczaj! –jęknął Kyle, czując jak łokieć wbija się mu w prawą część klatki piersiowej.
- Tak, jasne, a ty sobie polecisz i dalej będziesz się tak dziwnie zachowywał. – Przewrócił oczami wypowiadając te słowa.
- A może chcę pogadać? – zasugerował.
- Wiem, że jestem blondynem, ale bez przesady. Nie dam się nabrać – powiedział pewnie. – Ja cię puszczę, ty zwiejesz, a potem będę szukać cię w tym tłumie? – przedstawił mu.
- No dobra, zachowuję się chyba jak Alice – powiedział opuszczając głowę. Philip czując jak Kyle powoli opada, zwolnił uścisk. Kyle kucnął opierając się plecami o ścianę. Blondyn powędrował za nim wzrokiem i za chwilę też przykucnął.

            Kyle dalej nie podnosił głowy. Ciężko mu było wypowiedzieć jakieś słowa, takie które oddałyby jego emocje. Chociaż czuł się już znacznie lepiej. Opuściła go złość, która pompowała w niego tę dziką energię.
- Mam po prostu dość – wyjawił, wciąż zasłaniając twarz dłonią.
- Czego? – spytał Philip nie wiedząc o co też chodzi.
- Tej całej podróży. Czuję się jak oszust. – Philip słysząc to, zmarszczył brwi. – Wiem, że tego nie zrozumiesz. Chodzi o to, że dostaję cały czas łupnia. Raz uda mi się wygrać to potem znowu przegrywam. Czuję się jakbym płyną w basenie wypełnionym piaskiem. I tak prędzej czy później tonę – opowiedział.
- Nie wiedziałem – wtrącił. – Ale przecież jesteś naprawdę dobry.
- Nie! – przerwał. – Moja mama powiedziała, że nie nadaję się na trenera. Mogę być jedynie naukowcem, bo do tego się nadaję. Musiałem postawić na swoim. Teraz nie jestem pewien czy to było dobre - odetchnął. -  Może jestem tym gościem, który chce śpiewać, ale i tak nie potrafi – powiedział spoglądając się na przyjaciela.
- Dopiero zaczynasz, to jasne że popełniasz błędy – pocieszył, ale dla Kyle nie było to wystarczające.
- Naprawdę? – spytał ironicznie. – Początkujący czy nie, ja się niczego nie uczę. Odznakę dostałem dzięki wysiłkowi moich pokemonów, właściwie to im wszystko zawdzięczam. Ja nie potrafię wymyśleć niczego. A przecież mamy za sobą szkołę pokemon! - zaznaczył.
- Przecież to nieprawda ! – zaprzeczył. Philip w głębi podziwiał Kyle’a. On miał bardzo dobre pomysły. Sam fakt jak pokonał Whitney. - A teoria, a praktyka to dwie różne sprawy - dokończył.
- Co nie zmienia faktu, że czuję, że walczę wbrew wszystkiemu. Wciąż się niczego nie uczę i ta podróż więcej zabrał niż dała. Pokłóciłem się z Alice, z rodzicami mam na pieńku, minął miesiąc, a ja mam dopiero jedną odznakę. Czas biegnie i biegnie – cedził.
- No dobra, ale ty cały czas posuwasz się do przodu. – Philip uśmiechnął się i położył dłoń na ramieniu szatyna.
- I tak czuję się jak oszust.

            Philip spoglądał na niego i słuchał go cierpliwie. Wiedział, że tamten musi wylać swoje smutki. Cieszyło go, że wreszcie się otworzył i powiedział, co tak naprawdę leży mu na sercu. Blondyn czuł, że kryzys zaraz minie.
- Mam już dość ze wszystkim walczyć, udowadniać kim jestem. Chciałbym, żeby ktoś po prostu zaakceptował moje zdanie i ciągle mnie nie poprawiał. Nie mam już siły udowadniać i bronić swojego zdania. Ile można? Czemu nie ma przy mnie nikogo kto akceptuje mnie? – powiedział z głębi serca. Jego oczy po ostatnim wyrazie natychmiastowo zaszkliły się, kolejny raz dzisiejszego wieczoru.
- Hej! Ja uważam, że jesteś świetny. Jesteś naprawdę dobrym trenerem i jak widzisz wciąż tu siedzę, mimo tych dziwnych akcji – zaśmiał się. Myślał, że tym zdoła rozbawić przyjaciela. – Alice też cie podziwiała, może trochę aż za bardzo – przerwał – ale jednak!
- Tak, bo ona tu jest – odpowiedział poirytowany. – Właśnie o to chodzi, ona też czegoś chciała. Chciała mnie za chłopaka, a kiedy ją odtrąciłem to już jest źle.
- Nie uszczęśliwisz całego świata – powiedział nie mogąc już słuchać tego. – Zawsze będzie ktoś nieszczęśliwy, zawsze komuś coś nie będzie pasowało. Ważne jest to, czy czujesz się fair w stosunku do siebie.
- Chyba masz rację – mruknął unosząc głowę.
- No pewnie, że mam – uśmiechnął się Philip.

            Kyle jeszcze chwilę patrzył się na niego. Przesuwał swoimi źrenicami po cały chłopaku, zupełnie jakby czegoś szukał.
- No dobra, a co jest z tobą? – spytał się, powoli wstając. Philip jakby na chwilę zamarł, już się nie uśmiechał.
- Nie wiem – odpowiedział krótko.
- A co czujesz, że jest? – Postanowił go podejść.
- Nie umiem na to odpowiedzieć, chciałbym - wyszeptał. - Ja idę do środka - oznajmił.
- To idź, ja za niedługo wrócę, potrzebuję jeszcze trochę świeżego powietrza - odpowiedział.

            Chwilę po tym jak Philip odszedł od Kyle, ten postanowił wybrać sie na krótki spacer. Wracanie z imprezy był dla niego naprawdę relaksujące. Wreszcie mógł pozbierać do kupy swoje myśli, postawić sobie kilka nowych postanowień. Przyjemny chłód, schładzał jego przegrzane ciało. Czuł jak powoli mu wracały siły. Próbował myśleć, próbował poukładać sobie to wszystko, lecz nie potrafił. Maszerował dalej po ciemnych uliczkach, szukając olśnienia. Nie zdawał sobie sprawy jak daleko zabrnął.

            Ciszę przerwało warczenie. Kyle zdrętwiał. Był sam w jakiejś ciemnej uliczce, nieopodal parku. Warczenie stawało się coraz głośniejsze. Chłopak nie chciał spoglądać za siebie. Potrzeba wiedzy zwyciężyła. Spojrzał się za siebie, a jego oczom ukazała się sfora czarnych psów z czerwonymi pyskami i czymś w rodzaju czaszki na głowie. Na czele gromady stał znacznie większy wilczur z rogami, zamiast czaszki i rozbudowanym ogonem.

            Zdawał sobie sprawę, że ucieczka pogorszy sytuację, ale nie był pewny czy czarne wilki dadzą mu spokój jeśli ten będzie po prostu stał. Z Growlithe ta sztuczka by się udała. Te dzikie psy, jednak miały już zaplanowaną kolację. Był nią Kyle.


            Zawył największy z dzikich psów i ruszył przed siebie, a za nim sfora. Kyle przyglądał się całej sytuacji, czekając na... 

__________
Od Autora:
W skrócie moja nieobecność spowodowana jest uczelnią(dużo nauki), towarzystwem(trzeba było nadrobić spotkania, a i tak wciąż z wieloma powinienem się spotkać), ćwiczenia, nowe zwierzątko. W sumie nazbierało się tego.

Teraz jednak jest czas na bloga i w poniedziałek, albo niedzielę ukaże się nowy rozdział. Wciąż mam wenę, a poza tym należy się wam zaległy rozdział :P. Jedynce co wam zdradzę, że będzie nawiązywał do filmu:"Przed wschodem słońca". Uwielbiam go, jest taki prosty i taki ciekawy. Lubię takie filmy które dają Ci do myślenia. I nie mówię tutaj, o :"Przed świtem".

Rozdział inny, chyba. Stworzyłem go w sumie parę dni temu. Jest on w zupełnie innym klimacie. Ale skoro i tak nie idę w bajkowy styl, to pozwolę sobie zrobić coś innego. Oczywiście dalej będą walki pokemon i inne. Dalej będzie tak samo, lecz nie będę starał się utrzymać wątku głównie wokół podróży. Tytuł nawiązuje do płyty Madonny. To fakt, ale akurat tego słuchałem, a że nie miałem pomysłu na tytuł, no to wziąłem i idealnie pasuje! :D Tak się już kończy jak człowiek uzależniony jest od muzyki. Dobra mam jeszcze dużo do napisania, lecz kończę, coby nie zanudzać.
Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Nie chcesz wiedzieć, o której godzinie dziś rano czytałam ten rozdział. Naprawdę nie chcesz wiedzieć. Trochę to niepokojące, bo ponoć u kobiet bezsenność jest oznaką nadchodzącej menopauzy. Oby nie ;D
    Co do błędów to naprawdę nie miałam tym razem zbyt wiele do roboty. Gdzieś tam zawieruszył się jeden niepotrzebny przecinek, ale nie mogę go już teraz odszukać po raz drugi. Wypatrzyłam tylko to:
    "Ciemna koszula, z noenową, niebieską kieszenią i guzikami tej samej barwy, przyciągały uwagę." - nie jestem pewna z czego dokładniej zrobiona była ta kieszeń, ale uwagę to na pewno przyciągała ;)

    No dobra, do rzeczy. Czytanie o Kyle'u i Philipie dojących patykowe wino na ławce w parku pomiędzy krzakami było bezcenne i warte każdej bezsenności! Gdzie tam straż miejska ja pytam? Chyba pora złożyć skargę na tamtejszą Jenny, że olewa sprawę na nocnej zmianie ;) Chociaż przyznam, że czytając początek zaczynałam podejrzewać, że zamierzasz dramatycznie zakończyć historię Kyle'a. No wiesz, jakieś oczy w ciemnej uliczce i ta Twoja nieobecność w ostatnim tygodniu. To by dopiero było mocne zakończenie: zeżarty przez sforę Houndourów w jedenastym rozdziale, po miesiącu podróży. To trochę zabawne, że na końcu uściśliłeś, że następny rozdział będzie przypominał "Przed wschodem słońca" a nie "Przed świtem", bo co prawda to wciąż jeszcze nie jest następny rozdział, ale początek faktycznie trochę przywodzi na myśl początek filmowej sagi "Zmierzch". Jak jest dalej to już nie wiem, bo szczerze mówiąc tylko początek widziałam ^^" Wampiry to raczej nie moja działka. Melodramaty chyba też nie, bo przyznam się, że musiałam sprawdzić co to jest to całe "przed wschodem słońca". No, zobaczymy co Ci z tego wyjdzie. Dobrze, że nie będę musiała czekać tydzień żeby się dowiedzieć - chwała Ci za to!
    Kyle wyrywający dziewczyny w klubie? Gwizdać tajemniczy wyraz twarzy, ale gdybym dowiedziała się, że jest trenerem Pokemonów, to ode mnie na pewno nie mógłby się opędzić! Tylko trochę za młody dla mnie, szkoda...
    A teraz chwilę na serio. Faktycznie chyba rozumiem tę jego całą bezsilność. Bardzo późno zaczął podróż (jak na świat Pokemon przynajmniej) i faktycznie to już pora myśleć o przyszłości, a nie latać za odznakami. Jeśli chciałby zostać profesjonalnym trenerem, to jest sporo, sporo w plecy. Biedny Kyle - rozumiem go doskonale. Prawie 20 lat męczyłam się w szkole, a teraz nikt mnie do pracy nie chce w całym powiecie. Chyba przeniosę się do Kanto...
    Wróćmy lepiej do imprezowania, przynajmniej weselszy temat :) No, jeśli Kyle wygrzebie się z tych tarapatów, to na pewno spojrzy na swoją podróż bardziej optymistycznie. Chyba przydałaby się pomoc. Philip? Alice? Ktokolwiek?!
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na rozwiązanie tej sytuacji,
    Nathaly

    PS. Co do Twojego komentarza u mnie: jeśli studiujesz to co się domyślam, to studiujesz to, co ja zawsze chciałam studiować :) A, i nie chcę pouczać specjalisty, bo pewnie lepiej się na tym znasz, ale u małych dzieci można przeprowadzać uciski na dwa sposoby. Ten u mnie opisany zapewnia lepszą drożność dróg oddechowych, ale trudniej się robi wdechy w takiej pozycji. Cóż, coś za coś, a Nathaly to trenerka a nie ratownik medyczny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko ja siedziałem do 3:30 pisząc kolejny rozdział i będę od początku poprawiał. Wampiry zdecydowanie, nie moja bajka. Nie będzie tutaj tego :P, wolę czarownice :D.

      Tak szybko chyba nie skończę tego opowiadania. Raczej nie jestem takim potworem, raczej. Ale kusisz tym pomysłem :P

      Usuń
  2. Raczej? No, przynajmniej byłbyś pierwszą osobą, którą znam, co tak zrobiła ;) Miałyśmy właśnie kiedyś ciekawą dyskusję z Annetti na ten temat: co by było, gdyby tak uśmiercić głównego bohatera w jakiejś nawet nie najważniejszej dla rozwoju historii sytuacji i opisać wszystko, co działo się potem? Ale Houndoury? Te słodziaczki? Chociaż... Jak jeszcze pisałam też drugiego bloga, to kiedyś miałam w nagłówku taki obrazek: http://i48.tinypic.com/102w187.jpg Bardzo na temat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takim brutalem raczej nie będę :P
      Ale fakt czas zmienić nagłówek i wygląd bloga

      Usuń
  3. Ile przemyśleń w tym rozdziale. Chociaż początek zatrważający. Kojarzy mi się właśnie ze spotkaniem wampira xD
    Ale nie no, Kyle idący na imprezę z Phillipem skradli moje serce. Determinacja Kyle'a żeby się napisać była większa niż na zdobycie odznaki, haha. Aż napiłabym się z nimi, chociaż nie... To nie byłby najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że nawet od słabego wina mnie odrzuca (nawet prawa jazdy nie potrafiłam porządnie opić z chrzestnym xD). No i w ogóle chłopcy musieli się nieźle wyszaleć. Ale myślę, że Kyle'owi potrzebne było to wszystko. Takie konkretne odstresowanie się, wyrzucenie z siebie tej całej złej energii. No i dobrze, że był przy tym Phillipe. Przynajmniej nie przeholował za bardzo. Mam nadzieję, że teraz weźmie się w garść i przestanie przejmować tym wszystkim tak bardzo, bo nie warto. Chociaż martwi mnie spotkanie z Houndour'ami. Może nie wyląduje w szpitalu :P
    Tak swoją drogą, czytając twoje i Nathaly opowiadania aż sama mam niewyobrażalną chęć coś naskrobać. Aż chyba coś wymyślę :> A szczególnie, że ostatnio z pokemonami jestem mocno za pan brat i trochę o nich czytam/oglądam. Nawet mam mega super motto na maturę: "Jak jej nie zdam, to przynajmniej zostanę mistrzem pokemon". I sprawdzi się: gram w Emeralda xD

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znowu pograłem w Sacred Gold :D
      Ale widzę, że równowaga zachowana, ty nie możesz pić, a ja się nie mogę zazwyczaj upić i muszę wszystkim matkować :P

      Usuń
  4. No ten rozdział naprawdę inny, od początku do końca czytania miałem obawy, że paring
    Kyle & Philip może się ziścić, abym się mylił :D. Tak btw to zastanawiam się co z Alice :O. Kyle dużo się nad sobą użala, ale zmienić się jest naprawdę trudno, mam nadzieję,
    że odnajdzie pewność siebie i stanie się wielkim trenerem. Ta końcówka... ciekawe co będzie dalej. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie tak miało to wyglądać, jakby Kyle i Philip coś mieli kręcić, fajnie że efekt wyszedł, a odpowiedzi już niebawem ;)

      Usuń
  5. Jak już ktoś raz zetknął się z yaoi, to będzie nim "skazony" do końca życia. Dlatego nie dziwię się, że pod koniec tego wylewania żalów po cichu spodziewałam się małego buzi-buzi. Ale nie ubolewam nad tym, że go nie było, w końcu mamy czas, wszystko się może zdarzyć, hehe :P
    Houndoury i Houndoom - te ogniste psy są świetne i oby się sowicie najadały. wybacz, Kyle, ale adoruję te Poki, więc z mojej perspektywy już jesteś trupem >_<

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy