logo

IV. Yes, I can!



IV. Yes, I can!

              Masywne, stalowe wrota otworzyły się. Ciszę przerwały kroki stawiane na marmurowej podłodze. W świetle portalu pojawiły się dwa cienie, które stawały się coraz wyraźniejsze. Caroline szła ze spuszczoną głową i skrępowanymi dłońmi. Włosy zakrywały jej twarz. Starał się nie patrzeć przed siebie, poruszała się powoli i niepewnie. Nie miała szans na ucieczkę, a każda próba skończyłaby się śmiercią dla kogoś. Perswazja Foresta zadziałała.

              Forest szedł dumnie – wyprostowany, patrzący przed siebie. I choć mógł się uśmiechać, to jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Przywykł do tego stanu – nigdy nie jest dobrze i tym razem pewnie też nie będzie. Jego przełożony był perfekcjonistą, podobnie jak i on sam. Może to właśnie sprawiło, że zapragnął pracować dla Chrisa, który przedstawił mu nowy, lepszy porządek świata.

Chapter VII: Before the midnight

Chapter VII: Before the midnight

            - No i widzisz, co narobiłaś? - Forest spoglądał poirytowany na rudowłosą dziewczynę, która chowała się w kącie pokoju, dygocząc. Przerażona, wpatrywała się w zakrwawione ciało, leżące tuż u stóp Foresta. - Nie lubię zabijać, ale oczywiście musiałaś mnie zmusić - rzucił, jakby chodziło o rozlane mleko i zabrał się za sprzątanie dowodów.
- Zabiłeś siostrę Joy - wydukała.
- Tak - odparł spokojnie, z głupawym uśmieszkiem na twarzy - I zabiję kolejną, jak ją tu sprowadzisz swoim krzykiem - ostrzegł. - Chyba mieliśmy umowę - przypomniał.

            Ciągnął ciało po drewnianej  podłodze, które pozostawiało czerwoną smugę.
- Cholera! Czy ona musi tak krwawić? - jęknął i puścił stopy truposza, żeby zająć się krwią, która rozpływała się po drewnianych panelach.  

Chapter VI: Don't panic Philip!

Chapter VI: Don't panic Philip!  

            Jack podtrzymywał swojego ojca, który ledwo stał na dwóch nogach. Do blaszanej szopy wpadł zdyszany Philip. Xavier zdołał opowiedzieć już Jackowi całą historię o klątwie, która ciąży nad miastem i poświęceniu, jakie może je uratować.
- Jack! Aerodactyl masakruje miasto. To jakaś rzeź – wydyszał, wspierając dłonie na kolanach, które były lekko zgięte.
- Wiem. – Blondyn posłał mu pytające spojrzenie. – Stara przepowiednia etc. Zresztą musimy przetransportować mojego starego do.

Chapter V: And the death comes on paradise

Chapter V: And the death comes on paradise

            Jack Flamento zbierał się właśnie na ćwierćfinałowy mecz, do którego dotarł podczas indywidualnych rozgrywek podczas wodnego turnieju, odbywającego się na Red Isle Point.

            Chłopakowi szło coraz lepiej. Zawdzięczał to między innymi treningom, które odbywały się pod okiem jego ojca – jednego z wybitnych trenerów wodnych pokemonów. Sam Jack nie potrafił jeszcze do końca zrozumieć tego, co usłyszał od ojca o matce, o sobie i Kyle’u, o tych wszystkich dziwnych przypadkach, a co najważniejsze o apokalipsie.

Obserwatorzy