logo

03. Let's rod than roll!

 Pomarańczowe słońce wynurzało się z wody, nadając niebu jasno różowy, słodki kolor lodów truskawkowych. Na morskim brzegu panował spokój; małe Krabby uciekały pod kamienie po nocnych łowach; Seele wynurzały się z wody, wdrapując się na piaszczystą plażę, żeby zaznać kąpieli słonecznych; Slowepoki zarzucały swoje ogony, które służyły im za wędkę. W tak różnorodnym morskim świecie nie problem było złapać wodnego pokemona, którego tak bardzo potrzebował Philip.

Mała Pichu podała mu właśnie przynętę, którą Philip umieścił dumnie na haku.

02. Don't be shady, just be fairy!

 

Philip spoglądał w swoje odbicie w falującej wodzie. Nie do końca wiedział, czym był spowodowany jego stan – chorobą morską, która zaczęła się objawiać wraz z wiekiem, czy było to zmęczenie życiem. Ostatnio nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi. Kiedyś wszystko wydawało się prostsze. Podróżował od miasta do miasta, zdobywał nowe pokemony, kolejne odznaki i trofea. Teraz był w monogamicznym związku, szczęśliwym nawiasem mówiąc, a mimo to odczuwał to zmęczenie. Może dlatego, że Jacka coraz bardziej ciągnęło do osiadłego trybu życia a Philip nie był jeszcze na to gotowy?

- Pi, pi. – Żółty stworek chwycił go za rąbek spodni. Philip pokiwał głową, jakby odpędzał od siebie zły urok.

01. Something about Sandstorm boy


               Morska woda obmyła mu stopy. Philip stał już od jakiegoś czasu na plaży Olivine City, przyglądając się statkom, które poruszały się na tle szarego horyzontu. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo szary. Chmury na niebie wydawały się być jednolitą formą, z której od czasu do czasu wyrywały się jakieś ciemniejsze kosmki, które niby chwytały, właśnie, co? Być może wiatr, który dzisiaj wyjątkowo mocno zawiewał od północnej strony, co Philip mógł odczuć po swojej jasnoniebieskiej koszuli, której postawiony kołnierz poruszał się niczym flaga na wietrze.
               - Pi, pi? – zapytał żółty stworek, nie rozumiejąc co tak magicznego może być w szarym krajobrazie.
- Co jest mały?
- Pi, pi?
- Ze mną wszystko okej. Po prostu dawno nie spędzałem tak czasu, jestem przecież ciągle w podróży. Wiesz, miło jest poczuć mokry piasek pod stopami i morskie fale. Czasem niewiele potrzeba do szczęścia. – Uśmiechnął się melancholijnie. Rozpływał się w tej chwili.
Nie musiał być i to było takie przyjemne. Po prostu trwał w tym momencie. Chłodny wiatr muskał jego jasną skórę, spieniona woda obmywała jego nogi, zaś stopy grzęzły w mule, po którym gdzieś za nim dreptały Krabby niosące jakieś berry. Ten poranek był dla niego piękny.
- E, pan romantyk – rzucił chłopak z krótkimi ,brązowymi włosami, ubrany w czerwono-czarną ortalionową kurtkę bez rękawów. – Pan zamierza coś jeść czy wystarczy morska bryza?
- Jack nie wszyscy żyją jedzeniem! – żachnął się, czując, że właśnie jego pięć minut spokoju minęło.

Wielki powrót

Przepraszam z przyczyn zdrowotnych będę musiał przełożyć powrót na następny tydzień

Witam,
Ogłaszam wszem i wobec, że wracam. Tym razem na stałe z nową historią. Wiem, pewnie po moich wielu kombinacjach nie jesteście w stanie w to uwierzyć, ale postaram się pisać, a co z tego wyjdzie, to zobaczymy :D.

Nowa, myślę, że ciekawa historia, obsadzona w Johto. No i jak zwykle, będą przemyślenia, będzie mądrze, będzie alkohol, będzie smutek, dramat, a i może morderstwa? 

Zapraszam 14.02


Łan szot?

Everybody loves a winner but loosers have more fun

       U podnóża góry Ice Path, na terenie Lake of Rage, stał jeden z kilku malowniczych, drewnianych domków, które były do wynajęcia. W szczególności wynajmowano je zimą, kiedy szczyty północnych gór Johto pokrywał śnieg. A słynne jezioro, w którym niegdyś znaleziono zmutowanego Gyaradosa, było prawie w całości zamarznięte. Miejsca te stanowiły niebywałe atrakcje dla turystów z całego Johto i nie tylko. W tym chłodnym okresie małe Mahogany Town stawało się oblegane równie bardzo jak metropolia regionu - Goldenrod City.

Obserwatorzy