logo

X. Behind the ice mask.

X. Behind the ice mask.

To śmieszne jak łatwo nam zapomnieć o tym kim jesteśmy. Z łatwością zmieniamy się, tylko po to by dopasować się do środowiska, pracy, ludzi. Ciężko jest się nam obudzić, w szczególności, że nie jesteśmy świadomi snu.

Tak łatwo jest przecież być kimś innym. Kimś kogo zaakceptują inni. Wszystko po to, by się chronić, by czuć się bezpiecznie. Zupełnie jakby nie było innego wyjścia. Tak łatwo jest wtedy osiągnąć jakiś sukces. Nie łatwo jest rozpoznać oszusta, jeśli wszystko jest dobrze.

Zanim jednak spostrzeżemy zmianę, już jesteśmy inną osobą. Bijemy się ze swoimi potrzebami, szukamy źródła nieszczęścia, a trudno jest nam pojąć, że już dawno zatraciliśmy nasze pragnienia. I to czego oczekujemy teraz, nie jest tym o czym marzymy.
***

Kyle przeciskał się przez zatłoczony korytarz w stronę holu centrum pokemon. Tłumy trenerów nawiedziły miasto Goldenrod City, zupełnie, jakby coś miało się wydarzyć. Może jakieś pokazy. Chłopak jednak nie miał ochoty o tym myśleć. Pragnął jedynie dotrzeć do siostry Joy i odebrać swojego podopiecznego. Dzisiaj w planach miał do odwiedzenia salę treningową, którą polecił mu nieznajomy Mike.

Jego błękitne oczy dostrzegły w tłumie znajomego blondyna, który opierał się o niebieski filar znajdujący się po środku olbrzymiego holu. Spoglądał w stronę grupki dzieci, która bawiła się czymś tuż przy wejściowych drzwiach. Kyle przyspieszył krok, żeby dotrzeć jak najszybciej do swojego znajomego, nie tracąc go z oczu.
- Cześć! – powitał wesoło blondyna.
- Cześć – odpowiedział bez większego zaangażowania i podał mu czerwono-białą kulę. – Proszę odebrałem za ciebie, wstałem trochę wcześniej.
- Dzięki – Kyle przyjął swoją własność, po czym wystawił dłoń przed siebie i z pokeballa wyłonił się niebieski stworek. Pogłaskał swojego podopiecznego po główce, a ten wesoło podskoczył.

Kyle szybko swoją uwagę przekserował na zamyślonego przyjaciela, o ile tak mógł go nazwać. Philip wydawał się nie odrywać wzroku od grupki dzieci. Zupełnie jakby ich pilnował, a może obmyślał jakąś strategię?
- Nad czym tak dumasz? – spytał Kyle, który nie potrafił pohamować swojej ciekawości. – Nie martwisz się chyba dzisiejszym rewanżem, aż tak? – dodał analizując sytuację.
- Nie, przepraszam cię na chwilę – odpowiedział. Odbił się plecami od filaru i powróciwszy do pionowej pozycji ruszył w stronę grupki. Kyle podążał za nim wzrokiem, po czym spojrzał się pytająco na Poliwhirla.

Philip zbliżył się do grupki wesoło rozmawiających dzieci. Były czymś zafascynowane.
- Przepraszam, ale musicie już kończyć zabawę z tym maluchem – zaczął, uśmiechając się do nich. – On ma przed sobą walkę dzisiaj – wskazał na żółtego stworka pośrodku zgromadzenia. Pikachu spojrzał się na niego szczenięcymi oczkami. Właśnie znajdował się w centrum uwagi i każdy maluch obdarowywał go zasłużoną czułością. – O nie mój drogi, nie nabiorę się na to – powiedział stanowczo. Pikachu podkulił jedynie ogon i przyszedł do swojego trenera.
- Dziękujemy – powiedział mały chłopczyk w niebieskim kaszkiecie. – Też chciałbym mieć Pikachu! – dodał z entuzjazmem.
- Pewnego dnia złapiesz swojego. – Powiedział Philip i obrócił się na pięcie. Skierował się w stronę Kyle’a, który przyglądał się całej sytuacji.

Philip czuł się wyjątkowo nieswojo. Dzisiejsza walka nie należała do najłatwiejszych. W dodatku towarzyszył mu Kyle, który bez problemu poradził sobie z tą salą, co dla Philipa stanowiło dodatkowe wyzwanie.
- Swoją drogą, o czymś zapomniałem – zwrócił się do szatyna wyciągając czerwone pudełko.

Poliwhirl pokemon typu wodnego. Wyższa forma Poliwaga. Pokemon występuje na lądzie, w obrębie terenów podmokłych, ponieważ jego skóra musi być ciągle nawilżana. Skóra ponadto jest niezwykle odporna na uszkodzenia, dzięki swojej elastyczności. Poliwhirl jest spokojnym pokemonem, choć potrafi świetnie walczyć, jeśli jest do tego zmuszony. Zazwyczaj jednak wykorzystuje swoją spiralę do uśpienia napastnika.
- Myślałem, że nie zbierasz informacji do pokedexu? – zdziwił się Kyle.
- Czemu by nie – potrząsnął ramionami. – Czasami mi się zdarzy, a że ty tego nie zrobiłeś postanowiłem wykorzystać sytuację – uśmiechnął się łobuzersko. – Swoją drogą z Pikachu zrobiłem to samo wczoraj wieczorem.
- Przeszkodziłem Ci pewnie? – spytał przypominając sobie swoje zachowanie po ewolucji żółtego malucha.
- Muszę przyznać masz niezły refleks. Przynajmniej jeśli chodzi o wyjmowanie pokedexu – skwitował.
- Trochę ćwiczyłem – uśmiechnął się, wystawiając idealnie białe zęby.
- Widać.

            Philip nie zamierzał czekać. Poklepał kolegę po ramieniu i kiwnięciem głowy dał znać swojemu podopiecznemu, żeby wskoczył mu na plecy. Lubił tę formę podróży. Pikachu bez problemu odbił się od podłoża. Wylądował mu najpierw na klatce piersiowej, wyhamowując swój pęd, a potem po szarej kamizelce pomkną na ramię. Philip nie znacznie się przechylił.
- Zapomniałem, że teraz jesteś cięższy – skomentował czując ciężar na prawym ramieniu.
- Tak, nasze pokemony są zdecydowanie większe – odparł Kyle spoglądając na swojego niebieskiego przyjaciela. – Ty nawet o tym nie myśl – rzucił szybko. Poliwhirl skrzyżował jedynie ręce i odwrócił się plecami do właściciela.
- No Kyle, musisz wziąć go na ręce – zaśmiał się Philip.
- Sam sobie go weź.
- Nie poprawiasz swojej sytuacji – zauważył patrząc na obrażonego Poliwhirla. – Dobra, my tu gadu, gadu, a sala na mnie czeka. Ty chyba też masz coś do zrobienia. – Spojrzał się na białą karteczkę, którą Kyle trzymał w lewej dłoni.
- A tak masz rację – ocknął się przyglądając się białemu kwadracikowi. – Część wschodnia? – spytał przyglądając się adresowi.

            Adres wyróżniał się spośród tych które Kyle znał. Jeszcze nigdy nie spotkał się z określeniem część.
Macho&karate
Justin Avalo
Goldenrod City/East area/ Shot street 23
-Też się na to złapałem – uśmiechnął się Philip. – Siostra Joy powiedziała mi, że miasto dzieli się na cztery dzielnice- wyjaśnił. – Nazwa każdej pochodzi od czterech kierunków świata. Goldenrod City jest naprawdę duże. Największe miasto ze wszystkich w regionie Johto, ma wielkość kilku miast. Czasami zdarza się, że jedna nazwa pasuje do kilku ulic lub jedna aleja ciągnie się przez całe miasto – opowiedział. –  Aby łatwiej było funkcjonować, wprowadzono ten podział.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak duże – skomentował zdumiony Kyle. Schował do kieszeni biały prostokąt, poprawił torbę i już miał wyjść, kiedy przypomniało mu się. – Na pewno nie chcesz, żebym Ci towarzyszył? – zapytał z troską swojego towarzysza.
- Nie, raczej nie – Philip zawahał się. – Myślę, że sobie poradzę, twoja walka mnie zainspirowała – odpowiedział.
- Ale doping zawsze pomaga – dodał licząc, że kolega zmieni zdanie. Philip miał ochotę to zrobić, lecz nie chciał pokazywać, że tak naprawdę się boi.
- Wiem. Ty masz swoje sprawy, a ja swoje. Nie będziemy przecież podróżować razem przez całe Johto.
- Nie? – zmartwił się Kyle.
- Ale spokojnie, jeszcze przynajmniej miesiąc wspólnej podróży – pocieszył. Kyle nie wydawał się tym tak zadowolony. Philip też nie czuł wielkiej radości z tego powodu, naprawdę zaczął się dobrze czuć w czyjejś obecności, a w szczególności w obecności Kyle’a. Znudziło mu się podróżowanie, od miasta do miasta i poznawanie ciągle nowych ludzi i pozostawianie ich. Marzył mu się prawdziwy przyjaciel, a Kyle miał coś co sprawiało, że czuł się bezpiecznie i czuł, że może wyjawić mu wszystkie sekrety, bo tamten to zrozumie. – Dobra ja lecę – spojrzał się na naścienny zegarek za siostrą Joy. – Chcę mieć Whitney z głowy i jeszcze odpoczynek. Widzimy się tutaj wieczorem? O osiemnastej? – zaproponował.
- Jasne! – odpowiedział entuzjastycznie. – O ile się wyrobię – poprawił się.

            Chłopcy rozeszli się w swoje strony. Kyle skorzystał z miejscowego środka transportu, jakim były miejskie autobusy. Goldenrod City było naprawdę olbrzymie, promień miasta wynosił około siedmiu kilometrów, nie było mowy o przemieszczaniu się z jednego końca na drugi w przeciągu godziny. Stąd też prezydent miasta wprowadził publiczny transport. To już nie te czasy, kiedy miasta były średniej wielkości, każdy podróżował pieszo. Czasy typowych trenerów przeminęły z wiatrem.

            Kyle wysiadł na przystanku wraz ze swoim niebieskim podopiecznym. Okolica różniła się zupełnie od tej w której wcześniej się znajdował. Widok olbrzymich wieżowców zastąpiony był przez piętrowe jednorodzinne domki. Zamiast licznych sklepów co chwilę znajdowała się jakaś szkoła, albo jakieś studio tańca, czy szkółka koordynatorską. Pomiędzy budowlami znajdowały się liczne place zabawa, pola walki i zielone parki.

            Chłopak przemierzał dość szybko tę część miasta. Widok tej okolicy uspokajał go. Zwolnił trochę tempa, delektując się spacerem, po szarym chodniku rozglądając się po okolicy.

            Minęła chwila, a on już stał przed białym, prostokątnym budynkiem, z brązowym spiczastym dachem, mającym pozawijane rogi. Zupełnie jak te z filmów o azjatyckich mistrzach sztuk walki. Ruszył po brukowanym chodniku w stronę drewnianych drzwi. Zapukał w nie. Po chwili drzwi samoczynnie się rozchyliły. Kyle uważnie obserwując otoczenie, przekroczył próg budynku. W środku panował pół mrok, dało się jednak dostrzec, czerwone lampiony szczęścia, oświetlające długi korytarz. Ściany i podłoga wyłożone były drewnianymi panelami. Kiedy pokonał już korytarz, jego oczom ukazał się niewielki hol, w którym była ciemnobrązowa ławeczka, a naprzeciw niej znajdowała się recepcja, za którą siedziała blondynka. Kyle podszedł do lady.
- Dzień dobry!  W czym mogę służyć? – zapytała melodyjnym głosem. Nie była zbyt wysoka, ubrana w białe kimono z turkusowym pasem. Na głowie miała czerwoną opaskę.
- Przyszedłem tutaj, na trening. Mike mi polecił to miejsce – powiedział niepewnie. Właściwie nie wiedział, po co tutaj przyszedł i kim jest Mike.
- Mike Avalo? – zapytała.
- Chyba tak. Rudowłosy, umięśniony – zaczął opisywać.
- Tak, to Mike. Zawsze kogoś znajdzie – skomentowała uśmiechając się. – Pewnie złowił cię od Whitney. On chyba nigdy nie przestanie jej wkurzać.
- Wkurzać? – zapytał z ciekawości Kyle.
- O tak! Mike uwielbia ją drażnić i odwiedza ją raz na tydzień – wyjawiła. – No dobra, nie robi tego specjalnie, po prostu raz na jakiś czas wpada do niej zgarnąć jakiegoś trenera, ale równie dobrze mógłby pójść do centrum pokemon. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią – opowiedziała. Kyle nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi i szczerze nie obchodziło go to zbytnio. – Przepraszam, zagadałam się – powiedziała przyglądając się znudzonej twarzy Kyle’a. – Takie rodzinne sprawy. Rozumiem, że nic nie wiesz o tym miejscu?

            Kyle skinął jedynie głową, czekając na jakieś wytłumaczenie. Słyszał coś o konkursie, o studiu walczących pokemonów, jednakże żadne z tych haseł nie dawało mu odpowiedzi, co tu tak naprawdę robi.
- Widzisz – przerwało jej trzaśnięcie drzwi, które znajdowały się na końcu pomieszczenia.
- Cześć! – powiedział rudowłosy mężczyzna zbliżając się do szatyna. – Kyle to ty?
- Cześć, tak – wyjąkał. Zdziwił się, że zapamiętał jego imię, z pewnością przychodzi tu mnóstwo trenerów.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Widzę, że już poznałeś Candice, to nasza recepcjonistka i żona mojego starszego brata – wyjaśnił wskazując na kobietę.
- Mike czy mógłbyś zachować chociaż resztkę kultury i zamykać drzwi z należytym im szacunkiem – skarciła.
- Wyluzuj – uśmiechnął się łobuzersko. – Energia mnie rozpiera, jestem jeszcze młody. – W rzeczy samej wyglądał na góra dwadzieścia lat. Tym razem zapiął swoją kamizelkę, jednak jego umięśnione ramiona robiły wrażenie.
- Sugerujesz, że jestem stara? – spytała rozgniewana Candice.
- Nie ależ skąd – przeciągnął wymownie. Kobieta posłała mu jedynie chłodne spojrzenie. – No dobra, my tu gadu, gadu, a ty wyglądasz jakbyś wyszedł z pralki – zwrócił uwagę na stojącego Kyle’a, który wciąż czekał na odpowiedzi.

            Mike obrócił się na pięcie i palcem wskazał drzwi, które przed chwilą pokonał.
- Dobrze, a teraz za mną – powiedział po czym otworzył powoli drzwi – Może być? – zapytał się kobiety.
- Lepiej – pochwaliła. Kiedy tylko Kyle przemierzył próg, Mike bez skrępowania zatrzasnął drzwi.
- Nie zmienisz mnie – zaśmiał się gardłowo. Kyle czuł się naprawdę nieswojo, nie wiedział co powiedzieć, nie wiedział czy jest sens odzywania się, skoro gadatliwy trener zaraz mu coś opowie. – Dobrze, a teraz poważnie – wypalił. – To jest sala walk, ćwiczymy tu pokemony walczące i takie, które mogą nauczyć się wielu ataków tego typu. Jesteśmy w tym zakresie specjalistami.
- My? –zauważył trafnie Kyle.
- Ja i moi bracia. Justin, czyli mąż Candice, a także właściciel oraz Perry. Każdy z nas zajmuje się treningiem, od urodzenia. To rodzinny biznes. Choć przyznam, że korci mnie wyruszyć w podróż, zupełnie jak kiedyś Perry. Choć fakt dostał burę rodzinną – wspomniał rudowłosy.
- Na czym polega trening? – zadał to pytanie widząc jak mijają kolejne drzwi, za którymi widział ćwiczących trenerów wraz ze swoimi pupilkami. Kyle starał się wyłapać jak najwięcej elementów, a także starał się zwrócić na wszystko uwagę, w razie, gdyby nagle się zatrzymali.
- Będziemy ćwiczyć twoje pokemony w fizycznych zdolnościach. Głównie siłę ataków fizycznych, ale także ich szybkość. Na razie muszę dowiedzieć się na co stać ciebie i twoje pokemony, a potem popracujemy. Już mam pewne przypuszczenia – powiedział lustrując chłopaka.
- Jakie?
- Poczekaj, najpierw walka, potem odpowiedzi – rzekł.
- Walka? – Nie usłyszał już odpowiedzi na to pytanie. Chłopcy weszli do ciemnego pomieszczenia.

            Mike przesunął dłonią po ścianie, aby odnaleźć włącznik światła. Po chwili zapaliła się lampa, znajdująca się na grubym, czarnym przewodzie. Zwisała tuż nad drewnianym ringiem z typowymi dla niego gumowymi barierkami. Pomieszczenie nie było zbyt duże. Właściwie poza ringiem nic tu się nie znajdowało. Podobnie jak wszędzie podłoga była drewniana, jedynie ściany pokryte były jasnokremowym kolorem.
- Dobra, nie ma co gadać trzeba walczyć – rzucił. – Pewnie chcesz usłyszeć zasady – Kyle z trudem nadążał za rozgadanym trenerem. – Walczymy tylko atakami fizycznymi. Walczymy dwa na dwa. Masz do wyboru Poliwhirla i Heracrossa. Te dwa pokemony chciałbym z tobą ćwiczyć. Walka odbywa się w systemie rundowym, to znaczy jeden kontra jeden, a po skończeniu rudny obaj wymieniamy pokemony. Jasne? – Kyle jeszcze przez chwilę milczał. Wreszcie informacje ułożyły się w logiczną całość.
- Tak! – powiedział zdecydowanie.
- A więc zaczynajmy.

            Mike ruszył za ring, Kyle pozostał po tej stronie. Pierwszy na pole wskoczył Poliwhirl, który aż palił się do walki. Mike nie zwlekał z wyborem. Już po chwili na orzechowych deskach pojawiła się biała kulka futra z brązowymi piąstkami.
- To jest Primeape – stwierdził Kyle. Był to jeden z jego ulubionych pokemonów. Zawsze chciał mieć go w drużynie, obok Poliwhirla oczywiście. Chłopak wyciągnął pokedex, aby zaczerpnąć trochę wiedzy o tym stworku.

Primeape pokemon typu walczącego, przypominający pawiana. Znany ze swojej wyjątkowo agresywnej natury. Pokemon ten zamieszkuje lasy, gdzie żywi się głównie owocami. Kiedy na jego teren wtargnie nieproszony gość wpada w złość. Nie jest możliwe go uspokoić, dlatego młodym trenerom zaleca się omijanie terenów jego występowania. Ma tak silne pięści, że bez problemu kruszy głazy.
- Ciekawe, jak sobie poradzisz z nim. Primeape zacznij walkę. – Małpi pokemon szybko znalazł się przy Poliwhrilu i zaczął okładać go pięściami. Poliwhirl jedynie blokował uderzenia oponenta, chociaż przychodziło mu to z trudem.

            Właściwie co mógł zrobić Kyle. Nie znał się, aż tak dobrze na walkach bokserskich, a tym bardziej na pokemonowych walkach bokserskich. Poza tym w swojej strategii, zawsze polegał na atakach typu specjalnego.
- Atakuj ciałem! – nakazał Kyle. Poliwhirl wzbił się w powietrze i ruszył swoim brzuchem na walczącego pokemona.
- Pokaż mu skupioną pięść. – Kyle natychmiast zrozumiał swój błąd. Jego podopieczny zmierzał wprost na pięść Primeape. Uderzenie było celne. Poliwhirl odleciał w powietrze, na szczęście zatrzymał się na gumowych barierkach, od których się odbił i padł tuż przed przeciwnikiem. – Niskie kopnięcie – Poliwhirl dostał po głowie i uderzył w jeden z stalowych rogów.
- Poliwhirl wracaj. – Wycofał podopiecznego do pokeballa.
- Poddajesz się?
- I tak już przegrałem, kolejny cios byłby ostatnim, a ja nie za dobrze sobie radzę – wytłumaczył się. Nie mógł już patrzeć na krzywdę swojego pokemona.
- Rozumiem – cofnął swojego pokemona.

            Kyle wypuścił Heracrossa na pole walki. Pokemon był nieco zdezorientowany. Myślał, że ominęła go już walka, a tymczasem stał na małym boisku.
- Wierzę w ciebie Heracross – wsparł słownie niebieskiego insekta.
- Wybieram Rydona – wyrzucił w powietrze pokeball, a na polu pojawił się olbrzymi szary stwór z lśniącą szarą skórą.

Rhydon pokemon typu ziemno-skalnego. Zamieszkuje skalne tereny, które penetruje za pomocą swojego rogu, przypominającego wiertarkę. Pokemony tego typu mają niezwykle twardą skórę. Są też niezwykle silne i są w stanie wywoływać trzęsienia ziemi. Zazwyczaj chowają się w swoich jaskiniach, z których wychodzą jedynie w celu poszukiwania pożywienia. Uwielbiają Lansat Berry, które rosną w górskich regionach.

            Kyle od razu uśmiechnął się. Miał w końcu przewagę typów, więc tym razem mogło się mu udać wygrać. Mike jednak nie widział tak tej walki. Czuł się pewnie, bo wiedział co czeka nieprzygotowanego Kyle’a.
- Rhydon, atakuj rogiem!
- Heracross ty też! – Niebieski owad ruszył w stronę przeciwnika, który na niego pędził. Oba pokemony zderzyły się i mierzyły się swoimi rogami, żaden jednak nie zdobył przewagi.
- Dobra, młotoramię! – Nakazał Mike. Po chwili prawa ręka Rhydona zajaśniała i ruszyła w stronę niebieskiego insekta, który wciąż mierzył się rogiem z atakującym.

            Heracross pojaśniał metalicznym blaskiem, a kiedy ręka Rhydona uderzyła w niego, nie zdawała się mu wyrządzić większych szkóda.
- Czy to była stalowa obrona? – zdziwił się Kyle. Pewnie jego podopieczny znał ten atak, zanim Kyle zdołał go złapać.
- Wow, twój pokemon zaskakuje – skomentował Mike. – Jak na razie to twój pokemon walczy , a nie ty – zauważył. Kyle poczuł się dotknięty tym komentarzem. Przecież świetnie sobie radził w tej rundzie. \

            Pokemony wreszcie odskoczyły od siebie, pozostawiając nierozstrzygniętą próbę sił. Kyle nie zamierzał już czekać i miał ochotę wymierzyć przeciwnikowi celny cios.
- Rhydon, stalowy ogon! – Ogon olbrzyma pojaśniał na biało i ruszył w stronę Heracrossa.
- Nocne cięcie – Heracross skrzyżował swoje dłonie, które po chwili pokryły się ciemnobrązową aurą, zdołały skutecznie zatrzymać atak pokemona dinozaura i odepchnąć go na dobre parę metrów, prawie pod same barierki.
- Widzę, że się uczysz – uśmiechnął się łobuzersko Mike. – Ale to wciąż za mało. Rhydon ognista pięść.

            Kyle spoważniał. Ognista pięść pędziła w jego robaczego podopiecznego. Uderzenie byłoby super efektywne, gdyby trafiło. Na szczęście insekt w ostatniej chwili odsunął się w bok, unikając o parę milimetrów uderzenia.
- Heracross łamacz murów – nakazał, póki mógł wykorzystać sytuację. Heracross bez problemu zadał cios w plecy Rhydona kładąc go na deski ringu. – Wykończ go nocnym cięciem. – Heracross powtórzył sekwencje i ciemnobrązowymi szponami zadał kolejny cios, a olbrzym zdołał jedynie zaryczeć z bólu.
- No nieźle. Ale chyba nie myślisz, że to na nas wystarczy. Rhydon stalowy ogon.

            Zanim zdołał uderzyć, po raz kolejny oberwał łamaczem murów. Kolejny super efektywny atak bez problemu powalił kolosa. Mike wycofał swojego pokemona, a Kyle podszedł do Heracrossa.
- Świetnie ci poszło! – pochwalił podopiecznego i z torby wyciągnął chrupki. Wiedział jakim łasuchem jest niebieski robak.
- Naprawdę dał z siebie wszystko – skomentował Mike.
- O co ci chodzi? – zapytał urażony Kyle.
- O to, że to twoje pokemony walczą, a nie ty. – Kyle dalej nie rozumiał. – Walkę z Whitney wygrałeś tak naprawdę dzięki Poliwhirlowi, który podpatrzył łamacz murów pewnie od Heracrossa i sam nauczył się bąbelkowego promienia. Widziałem twoje zdziwienie. Trochę obserwowałem ten pojedynek – wyjawił. – Teraz twój Heracross dzięki dobrym decyzjom zatrzymał moje ataki. Nawet nie wiedziałeś o stalowej obronie – zarzucił.

            Kyle nie odzywał się. Czuł się upokorzony. Jego rywal miał racje, w tych dwóch walkach to nie on przejmował inicjatywę, lecz jego pokemony. Zastanawiał się dlaczego tak się dzieje, ale nie potrafił znaleźć dobrego wyjaśnienia.
- Masz rację – wydukał opierając się o swojego pokemona. Heracross położył dłoń na jego ramieniu, jakby chciał go pocieszyć. – Nic mi nie jest – odpowiedział. – Możesz już wracać, świetnie się spisałeś – pochwalił, po czym zamknął go w pokeballu.
- Nie jesteś złym trenerem pokemon – pocieszył go. – Jesteś dobry, bo twoje pokemony są silne i widać, że ćwiczą i darzą cię szacunkiem. Inaczej nie walczyłyby tak zawzięcie. Po prostu tobie – przerwał. – Brakuje ci po prostu pewności siebie – skończył.
- To znaczy? – Kyle zadał to pytanie nie będąc pewnym, jak to się ma do niego. W końcu raczej podejmuje zdecydowane decyzje i radzi sobie na polu.
- Nie masz problemu z podjęciem decyzji, ale czasem wydajesz się nieobecny w czasie walki. Tak wydajesz komendy, tak reagujesz, ale czasami nie wierzysz w swoje umiejętności i polegasz na strategii, przewadze typu, sile swoich pokemonów. Nie ma w tym ciebie. Wszystko jest skrupulatnie przemyślane, ale nie ma iskry walki w tym wszystkim. Jeżeli jesteś na straconej pozycji to poddajesz to – tłumaczył.
- Nie wiem co powiedzieć – posmutniał.
- Nic, poćwiczymy i będzie dobrze – pocieszył. – To tłumaczy też dlaczego zawsze korzystasz z pokedexu, zbierasz informacje, żeby wiedzieć na czym się oprzeć. Musisz nauczyć się ufać przede wszystkim sobie i uwierzyć, że potrafisz. Spokojnie ta sala tego cie nauczy – skwitował triumfalnie.

            Kyle nie odpowiedział nic pomilczał przez chwilę. Zszedł z ringu. Mike ruszył ku wyjściu i pokazał gestem, aby jego uczeń wyszedł z pomieszczenia.
- Dobra, teraz czas żebyś wypełnił formularz. W końcu musisz się tutaj zapisać. Oczywiście o ile chcesz? – Mike nie był do końca pewny, czy Kyle będzie chciał uczestniczyć w kursie.
- Tak, ależ oczywiście – odpowiedział melancholijnie Kyle. Nie był już tak wesoły. Czuł się taki obnażony, jakby ktoś pozbył się jego maski, która chroniła go przed światem. Nie czuł się tak od momentu rozmowy z Philipem w Azalea Town.
- To świetnie, zobaczysz, będzie lepiej – poklepał go po ramieniu. – Jesteś początkującym trenerem, to normalne, że nie czujesz się pewnie siebie. Kyle już nic nie odpowiedział.

            Wrócili do holu, gdzie Candice wręczyła formularz zgłoszeniowy Kyle’owi. Chłopak niezwłocznie wypełnił parę strony i uregulował płatność za odbycie kursu. Po godzinie bawienia się w papierkową robotę i otrzymaniu karty wstępu opuścił salę Avalo. Poszedł na przystanek i tam czekał na przyjazd autobusu.

            W centrum pokemon był po szesnastej, dlatego miał jeszcze trochę czasu. Korzystając z tego zjadł obiad, w stołówce, po czym udał się do pokoju. Miał ochotę rozerwać się wieczorem. Dlatego skorzystał z telefonu znajdującego się na korytarzy i zadzwonił do rodziców, aby przesłali mu kilka jego ubrań. W końcu zamierzał pozostać w Goldenrod City jeszcze dwa tygodnie.
- Masz już pierwszą odznakę? – zapytał z niedowierzaniem ojciec.
- Tak – odpowiedział bez entuzjazmu.
- To super! Ile zostaniesz w Goldenrod City? – spytał zaciekawiony.
- Dwa tygodnie, chciałem odbyć pewien kurs- wyjawił.
- Dwa tygodnie, to dużo. Myślisz, że uda Ci się wyrobić z pozostałymi siedmioma odznakami? – mężczyzna wyraźnie się zmartwił. O ile jego żona z pewnością ucieszyłaby się z tej informacji, o tyle on nie był zadowolony. Chciał żeby jego syn podróżował, a nie skończył jako naukowiec. Niestety nie był w stanie powiedzieć tego wprost.
- Spokojnie – odpowiedział Kyle. – Wybieram się promem na Whirl Island, a potem do  Cianwood City – wyjaśnił.
- Myślałem, że chcesz zaliczyć trasę mistrza siedmiu regionów?
- Odpuszczę sobie. Skoro w Johto jest siedemnaście sal, po jeden dla każdego typu, to dlaczego mam zaliczać te same co wielki mistrz. Wiem, że są to prestiżowe sale, ale nie mam na to czasu. Zobaczymy czy mi się uda zdążyć. Za ponad miesiąc powinienem mieć trzy odznaki. – Powiedział pewnie.
- Dobra, musze lecieć do badań. Trzymaj się i odzywaj się czasem – pożegnał go ojciec, nie dając mu nawet się odezwać.

            Kyle zaczął przygotowania, wziął prysznic, po czym ubrał się w nowy strój. Założył na siebie szarą koszulę z niebieską kieszenią, kołnierzem i guzikami. Do tego ubrał dopasowane, czarne dżinsy z niebieskim paskiem. Na koniec założył niebieskie pół buty. Marzyło się mu odwiedzić jakiś nocny klub. W końcu był w prawdziwym mieście.

            Zszedł na dół, aby odszukać Philipa i razem z nim lub bez niego wyruszyć na podbój miasta. Udało mu się dostrzec blond trenera i ruszył w jego stronę, nie wiedząc ile tej nocy może się wydarzyć.


***
            Tak łatwo jest zdemaskować oszusta. Możesz się uśmiechać, może utożsamiać ideał. Jednak prędzej czy później wyjdzie na światło dzienne, że chowasz się za maską. Ból i smutek wyjdą na zewnątrz, a ty proś o to, by nie było już za późno, na realizację siebie. 
____
Od autora:
Cześć!
Rozdział nieco później. Byłby gotowy wcześniej, ale zmieniłem nieco koncepcje i pisałem go od początku. Chyba moje opowiadanie się trochę zmieni, będzie bardziej poważniejsze. Bo nudzą mnie te ciągłe walki, musi się coś dziać poza tym. Przepraszam, będzie trochę dramatu i komedii :P

To przez to, że poczytałem inne opowiadania i mnie trochę tknęło, a chcę kontynuować to opowiadanie, zamiast zaczynać coś nowego. Oczywiście podróż będzie trwała dalej, ale teraz będzie trochę wątków uczuciowych etc.

Jakoś nie chcę, żeby moje opowiadanie wyglądało jak opisywanie gry. I fakt przesadziłem z kobiecymi charakterami. Mają PMSa. Zmieni się, sam to zauważyłem, że brak normalnej dziewczyny. 

Blog ma już za sobą 1000 wyświetleń, dziękuję czytelnikom. Przepraszam, końcówka rozdziału naprawdę wymęczona i nie szło mi, ale napisałem. Postaram się przy kolejnym!
To tyle.

Pozdrawiam!
P.S. Na blogu pojawią się ankiety odnośnie opowiadania, byłoby miło jakbyście je wypełnili. Nawet Ci którzy nie komentują ;) z góry dziękuję!

9 komentarzy:

  1. "Skóra ponadto jest niezwykle oporna na uszkodzenia," - umm... odporna?
    "Kyle skorzystał z miejscowego środka transportu, jaką były miejskie autobusy. " - jakim były;
    "Zamiast licznych sklepów co chwilę znajdowała się jakaś szkoła, albo jakieś studio tańca, czy szkółkę koordynatorską. " - szkółka koordynatorska;
    "Jesteśmy w tym, zakresie specjalistami." - może i specjaliści, ale przecinka nie potrzebują;
    "Justin, czyli mąż Candiec" - chyba literówka w imieniu;
    "Pokemon ten zamieszkuje lasy, gdzie żywi się głownie owocami" - głównie;
    "Zamieszkuje skalne tereny, które penetruje za pomocą swojego Roga," - po pierwsze chyba rogu, po drugie z małej litery;
    "- Hercross łamacz murów" - literówka w nazwie Pokemona;
    "Wybieram się promem na Whirl Island, a potem na Cianwood City" - do Cianwood;

    No ja nie mogę! Pikachu Philipa jest genialny. No i na pewno łatwiej się go nosi niż Poliwhirla, Kyle faktycznie musiałby trochę przypakować :D
    Swoją drogą z tą kondycją współczesnych trenerów musi być naprawdę kiepsko, skoro nie przejdą siedmiu kilometrów przez godzinę. Albo w Goldenrod są takie ogromniaste korki. A skoro miasto jest tak duże i ma zaledwie 7 kilometrów w promieniu, to moja wioska jest w połowie ogromnym miastem? Wiem, wiem, to trochę inny świat i inna infrastruktura. Ale jedno jest pewne - od teraz będę zwracać większą uwagę, czy zamykam drzwi z należytym szacunkiem ;) Spodobał mi się ten tekst, serio. Tak samo jak "bura rodzinna". Często mówię na moją suczkę Bura, pewnie to dlatego.
    Nie wiem jak to się stało, ale kiedy przeczytałam, że Primeape to kulka futra z piąstkami przypominająca pawiana, to miałam przed oczami coś naprawdę dziwnego, za to z gołym zadkiem ;) szkoda tylko, że taka kulka może nieźle przywalić jeśli za bardzo się nad nią rozczulamy. Za to zasada używania tylko ataków fizycznych była bardzo fajna. Przydaje się czasem taki trening konkretny, a nie tylko ogólnorozwojówki cały czas. No i mnie akurat bardzo się podobała walka Heracross x Rhydon. To co, że Pokemon niektóre rzeczy robi sam z siebie? W końcu jest z Kylem od niedawna, nic dziwnego, że nie do końca się jeszcze zgrali.
    No proszę, Kyle wybiera się na miasto. I w dodatku nie wiadomo co może się wydarzyć... w sumie to nigdy nie wiadomo, ale i tak brzmi intrygująco. Tym bardziej, że Philip jest w mieście, a ja z radością wybrałam w ankiecie opcję jego shippingu z Kylem ;)
    Pozdrawiam i liczę, że szybko uwiniesz się z kolejnym rozdziałem,
    Nathaly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyłapanie błędów poprawię na tygodniu ;). Tak to jest jak pisze się w 4 h. Ale obiecuję, że się poprawię. Już zacząłem pisać XI rozdział, więc postaram się go jeszcze raz poczytać i wyłapać drobne nieścisłości.

      A co do shippingu. Sam nie wiem, mogłoby być ciekawie, ale jakoś boję się robić yaoi, bo kojarzy mi się z opowiadaniami kręcącymi się woku jednego. Hmm, zobaczymy co się stanie, przyznam mam trzy scenariusze, jednej pary jestem pewien ;)

      Usuń
    2. No tak, bo zazwyczaj tak to właśnie wygląda. Przyznam, że większość opowiadań yaoi na jakie natrafiłam było niezbyt długie i faktycznie skupione tylko na jednym. Ale to były opowiadania yaoi, a nie opowiadania z pojedynczym wątkiem yaoi. Moim zdaniem akurat u Ciebie proporcje przygodówka/romans są ok, więc o to bym się nie martwiła, nieważne czy zdecydujesz się na yaoi, yuri, czy jakiś bardziej "tradycyjny", że tak powiem, pairing. Ja tam osobiście za yuri nie przepadam, a yaoi nawet lubię. O ile w ogóle można powiedzieć, że lubię wątki miłosne.
      Tak przy okazji, podpowiedzieliście mi z Annetti coś ciekawego i mam już pomysł co zrobić z urodzinami bloga ;)

      Usuń
  2. Zabieram się za komentowanie jak za naukę do matury =,= Walka o odznakę była super :D No i fakt, trochę przesadziłeś z charakterkami dziewczyn, no ale zdarza się :P Za to twoja Whitney jest boska. Strasznie nieprzewidywalna z niej liderka. Całe szczęście, że Poliwag Kyle'a ma na tyle rozumu, że sam sobie walczył :D I w ogóle to ciekawa sprawa z tym jak Kyle współpracuje z pokemonami. Słusznie na tym treningu zauważono, że jego podopieczni nie potrzebują jego wskazówek. Wypomnienie tego musiało go mocno zaboleć ;) Ale może dzięki temu stanie się jeszcze lepszym trenerem :D Niezmienne jestem fanką Phillipe'a <3 Ogólnie podoba mi się jak prowadzisz akcję opowiadania i że wplatasz wątki dotyczące stricte samych bohaterów. Jestem ciekawa co dalej wymyślisz :)
    O, i też się wypowiem na temat shippingów. Ja tam jestem za tradycyjnymi związkami :D Jakoś ciężko przekonać mi się do innych, a po tym jak w trzeciej gimnazjum przeczytałam książkę o gejach (wyobraź sobie, że znalazłam ją w bibliotece w dziale dziecięcym :D ), to zwątpiłam we wszystko.

    Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Edukacja w końcu musi zaczynać się od najmłodszych lat :P

    Co do matury nie popełnij mojego błędu i nie tyraj non stop przez miesiąc, bo można się przepracować i potem wychodzi po 70% z rozszerzeń, dobrze że angielski mi się też liczył. Ogólnie powodzenia życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Edukacja w końcu musi zaczynać się od najmłodszych lat :P"
      No niby tak, ale jako sześciolatka nie przypominam sobie, żebym czytała o dwudziestoletnich facetach, którzy mają różne fantazje ;P

      Człowieku, ja i tyranie wykluczamy się nawzajem ;) Przede mną jeszcze wszystkie cztery podręczniki z historii do przeczytania, bo jeszcze nie zaczęłam ^^" No i w ogóle wypadałoby coś otworzyć :/ Ale na razie mierzę się z gramatyką z angielskiego na jutro (w życiu się z tym nie wyrobię :( ).

      Dziękuję :D Na pewno się przyda ;)

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że nie wiem jak mam skomentować ten rozdział. Podobał mi się jak reszta, brak Alice :O. Jak ten Kyle jest tyrany przez wszystkich, ale pewnie wyjdzie mu to na dobre. Charakterek Poliwaga nie zmienił się nawet po ewolucji :). Opowiadanie
    się zmienia to widać po każdym rozdziale, bardzo fajnie wszystko opisujesz, czekam z niecierpliwością na kolejny wpis.
    PS: Inspiracja jest muszę dużo u siebie poprawić, pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Oho, kolejne zwycięstwo Kyle'a. Ale jak widać "mentalnie" przegrał to starcie, bo nie był pewny siebie czy coś tam... Tyle tych psychologicznych rozważań w Twoim opowiadaniu, nie wiadomo, kiedy faktycznie bohater zwyciężył czy przegrał. Na moje dobrze było i niech napakowany rudzielec się nie czepia :P
    Z wielkością Goldenrod twórcy gier poradzili sobie, zaopatrując gracza w rower, a Ty wolałeś autobusy. Tak też można, w końcu tradycyjne przemierzanie miasta per pedes tak wielkiego jak to mogłoby przyprawić niejednego trenera o bolesne odciski. Niestety, ludzie nie mogą sobie bezpiecznie podróżować w Poke Ballach (hańba!).
    No i Kyle z Philipem wyruszą na podbój miasta. A może dokładnie na podbój jakiś normalnych (nie znierwicowanych!) samic? ;) Fakt, że przydałaby się w tej historii jakaś zwykła, niekonfliktowa dziewczyna, żebym wreszcie przestała czuć się nieswojo, czytając co niektóre teskty, jakie to kobiety są be i fe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. Za dużo znam takich kobiet :(. Ogólnie znam fajne i normalne kobiety, ale zauważyłem, że co za dużo kobiet, to niezdrowo :D

      Usuń

Obserwatorzy