logo

XX. Are we still true blue friends?

XX. Are we true blue friends?

           
Brązowe oczy błądziły po idealnie białym suficie. Blondyn pochłoną sporą dawkę świeżego powietrza, by potem je gwałtownie wypuścić. Zupełnie jakby chciał usunąć wraz z mieszanką gazów, całą złą energię, która w nim siedziała. Żółty stworek smacznie spał, leżąc zwinięty w kulkę na błękitnej kołdrze, w złociste półksiężyce. Philip miał ochotę go obudzić, by przejść się na spacer, lecz było stanowczo za wcześnie. Za oknem było widać dopiero biały łuk, wznoszący się nad horyzontem

Brunet jak zwykle nie spał zbyt spokojnie. Wraz z godziną piątą otworzył na chwilę swoje oczy. Spojrzał się w bok i zobaczył, jakby przez mgłę, swojego zamyślonego przyjaciela.
- Nie śpisz? – wymamrotał półprzytomny. Przetarł oczy, by dostrzec blondyna.
- Nie – odpowiedział krótko, wciąż będąc pogrążony w myślach.
- Nie możesz spać? Coś się stało? – zapytał z troską brunet. Philip nie miał dotychczas problemów ze snem, ba był śpiochem.
- Nie mogę spać – odpowiedział niczym automat. – I nie nic się nie stało – powiedział bez większych emocji.
- Czyli co?
- Naprawdę nic! – zaprzeczył stanowczo. – Nie to, że nie chcę o tym gadać, czy coś – zaczął tłumaczenie. – Mam po prostu problem by to ująć.
- Powiedzmy, że rozumiem – wycedził brunet obracając się na drugi bok. Jego organizm domagał się porządnej dawki snu. Tym razem nie był gotowy, aby zerwać się o świcie.  

Philip przybrał pozycję siedzącą, po czym opuścił z łóżka swoje nogi. Oparł dłonie o brzegi łóżka. Kiedy tylko przestało mu się kręcić w głowie, przybrał pozycję stojącą.
- Ale mnie nosi, muszę wyjść, bo inaczej zwariuję. Nienawidzę myśleć, nienawidzę tego natłoku myśli. Muszę poćwiczyć. – Jego myśli były dość nieskoordynowane, zresztą jak i jego emocje. Nie wiedział co czuł i naprawdę nie miał ochoty, zagłębiać się w to co też mu dolega, dlatego też złapał swoje trzy pokeballe i wyszedł na dwór.


- Czy z Kyle’em jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi – myślał przemierzając korytarz centrum pokemon, w którym panował wciąż półmrok. – Nie chodzi mi o te przyjaźnie, a raczej pseudo-przyjaźnie zawierane w czasie drogi. Chodzi mi o taką prawdziwą bliską więź. Nie powiem Kyle stał się dla mnie kimś wyjątkowym, właściwie to przez niego nie mogę spać – przyznał się przed samym sobą.

W centrum pokemon nie było ani jednej żywej duszy. Trenerowi było to nawet na rękę, najbardziej obawiał się spotkać  Alice, która zalała, by go setką pytań, które wyciągnęłyby z niego najczarniejszą prawdę, do której, ani nie miał ochoty, ani siły się przyznawać. Najzwyczajniej pragnął zająć się czymś innym, jak to miewał w zwyczaju.

Chłopak przeszedł centrum pokemon i wyszedł przez boczne wejście. Chłodna, morska bryza przypomniała mu fakt, że zapomniał swojej kamizelki. Wyszedł jedynie w szarych, dżinsowych spodniach i swojej idealnie błękitnej koszuli, w której oczywiście nie zapiął trzech ostatnich, górnych guzików, odkrywając nieco swoją gładką klatkę piersiową. Poczuwszy wiatr, potarł się o przedramię i ruszył przed siebie, by udać się na boisko za centrum pokemon.

Kyle ocknął się sześć minut po szóstej, gdy zobaczył godzinę na zegarku, który znajdował się na nocnym stoliczku. Następnie jego wzrok skierował się na puste łóżko  współtowarzysza. Dziwił go jeszcze bardziej fakt, że na łóżku pozostał Pikachu.
- Gdzie jest Philip? – skierował to pytanie do śpiącego pokemona, który poruszył nieznacznie uszami, po czym otworzył swoje prawe oko i zwrócił swoją uwagę na bruneta. Pokemon dopiero po chwili odzyskał pełną świadomość. Przybrał pozycję stojącą i rozejrzał się nerwowo po pokoju. Chwilę później Poliwhirl śpiący na łóżku Kyle’a, przeciągnął się leniwie i spojrzał się pytająco na swojego opiekuna. – Nie wiem gdzie jest Philip – wprowadził go do tematu.

Brunet nie znał może wybitnie swojego nowego przyjaciela, jak też go określał, ale zdawał sobie sprawę, że ten wróci. Postanowił więc zająć się sobą. Wziąć prysznic, ubrać się i udać się na trening.

Noc uspokoiła go, dlatego miał nowe koncepcje co do walki. Jak się okazało, nie tylko on miał nową strategię. Kyle udał się za centrum pokemon, by tam przeprowadzić trening. Zanim jednak tam dotarł, dostrzegł ćwiczącego Philipa i postanowił obserwować go z oddali.
- Przyłączysz się, czy będziesz tak patrzył? – rzucił blondyn, przyglądając się mu kątem oka. Kyle poczuł delikatny dreszczyk. Był pewien, że tamten go nie widzi.
- No pewnie, że się przyłączę! – odpowiedział pełen entuzjazmu i podszedł do przyjaciela. – Aż taki byłeś podniecony? – zapytał nieopatrznie. Philip zarumienił się.
- Czym? – wydukał onieśmielony, lustrując przy tym przyjaciela.
- Dzisiejszym rewanżem, a niby czym innym?
- Tak, tak – bąknął szybko Philip. Po czym obydwaj parsknęli śmiechem.

Brunet nie zadawał więcej pytań. Choć jego oczy co chwilę lustrowały zachowanie przyjaciela, który jak zwykle świetnie sobie radził w walce. Philip nie czuł się zbytnio komfortowo, coś zaprzątało mu głowę, coś czego nie miał ochoty z siebie wyrzucić.
- Mam nadzieję, że on nie czyta mi w myślach. Do jasnej cholery chłopie! Ogarnij, że się! Nie mogę sobie pozwolić na takie rozczulanie, nie jestem typem wrażliwca – starał się postawić się do pionu.

Na poranny trening poświęcili około dwie godziny. Chłopcy trenowali intensywnie. Co wzmogło ich apetyt. W pewnym momencie brzuch Philipa zaczął manifestować swoje niezadowolenie. Chłopak spojrzał się błagalnie w stronę przyjaciela, który tylko zaśmiał się. Tak Philip lubił jeść. Lubił też spać. Ogólnie lubił każdą przyjemność, która wiązała się z hedonizmem.
- Ok, idziemy już? – żachnął niezadowolony brunet. Kyle liczył, że jeszcze uda się mu trochę potrenować. Z drugiej strony był to już czas na odpoczynek.
- Dzięki – odetchną z ulgą.

Siedzieli na stołówce. U Kyle’a pojawiły się standardowy zestaw płatków owsianych z mlekiem od Miltanków, do tego ziołowa herbata z Odishowych listków. Philip popatrzył się na to z degustacją i zaczął pałaszować swoje parówki.
- Jak można jeść bez mięsa?! – zdziwił się blondyn, połykając kolejny kawałek, mięso podobnej substancji.
- No tak, bo ty na talerzu masz mięso – odgryzł się wskazując na podłużny element, leżący na talerzu Philipa.
- Nie no, coś tam dają mięsa, a przynajmniej ja czuję, że ono tam jest. Ty nawet nie masz co się łudzić – zaśmiał się.
- No bo mięso jest najważniejsze.
- Jesteś chłopakiem, co może być ważniejsze od mięsa w jedzeniu? – zdziwił się blondyn.
- Zdrowe jedzenie, węglowodany… – rzucał hasłowo, przy czym podkreślał tonem głosu kolejną pozycję.
- I ty jesteś z Caroline -  wypalił nieopatrznie.
- Co to miało znaczyć? – zdziwił się Kyle.
- Nic, nic. – Kyle wysłał mu pytające spojrzenie, a  potem wręcz groził mu spojrzeniem. Philip machnął jedynie ręką i zabrał się za swoje jedzenie.

Blondyn połykał kolejne kawałki swojego „dania”, w między czasie spoglądał na przyjaciela. Czuł się tak nieswojo, chciał porozmawiać o swoich obawach, lecz nie było to przecież wskazane.
- Jesteśmy wciąż przyjaciółmi? W sumie jesteśmy przyjaciółmi, takimi no wiesz? – pytał, kręcąc koło tematu. Kyle oderwał się na chwilę od jedzenia, by spojrzeć na towarzysza.
- Sprecyzuj, bo na razie moje zdrowe odżywianie brzmi mniej podejrzanie, od tego bagna. – Uśmiechnął się łobuzersko. Doskonale wiedział, co też blondyn próbował zasugerować, we wcześniejszej rozmowie.
- Nie pomyśl sobie za dużo – mruknął niezadowolony.
- Wolałbym nie myśleć sobie za dużo – zaśmiał się Kyle. Philip posłał mu mrożące spojrzenie, co wzbudziło jeszcze głośniejszy śmiech niebieskookiego.
- Kurczę, no! Nie wiem, zawsze mam z tym problem. Z relacjami. – Brzmiał już nieco poważniej. Kyle w jednej chwili przestał się śmiać i starał się skupić, na wypowiedzi blondyna. – Oj dla mnie jesteś jak najlepszy kumpel, w sumie wiemy o sobie tak dużo, pomagamy sobie i inne – cedził dość nieskładnie.
- Tak, ty też jesteś dla mnie jak brat, jeżeli o to chodzi – dokończył konkluzję. – Nie wiem co w tym trudnego. – Pokręcił głową. – Jesteśmy swojego rodzaju najlepszymi przyjaciółmi, znamy się, mamy podobne obawy. Naprawdę mam z tobą super relację, nie będę zaprzeczał – mówił.
- Ale – przerwał blondyn, czując nutkę zawahania.
- Nie ma ale. Skąd w ogóle takie pytanie? – zdziwił się brunet.
- Widzisz – zaczął, biorąc głęboki wdech. – Dla mnie relacje są dość trudne, jakiekolwiek. Łatwo jest mi stworzyć prostą relację, w stylu: „jesteś super, wow, wow”, „Powygłupiajmy się” – zaznaczał wszystko cudzysłowem, akcentując wypowiedź, niczym trzynastolatka -  ale trudno o taką prawdziwą przyjaźń. Sam też mam problem z określeniem – przyznał się do słabości.
- Nie będę ukrywać, że dziwią mnie twoje przemyślenia – wypalił niezastanawiająca się jak to zabrzmi.  – Ale chyba jesteśmy takimi dobrymi przyjaciółmi, nawet pomimo faktu, że podróżujemy miesiąc.
- Miesiąc? – zdziwił się blondyn. Wydawało mu się, że ta podróż trwa znacznie dłużej. Philip zastanowił się nad tym i olśniło go. Przez ten miesiąc stało się tak dużo, że trudno było nie stracić rachuby czasu. Co chwilę jakaś walka, jakiś przeplatający się wątek miłosny Alice Kyle, Caroline Kyle.

Ta ostatnia myśl sprawiła, że blondyn poczuł ukłucie w sercu. No tak, wszystko kręciło się wokół Kyle’a, a kiedy on pozna prawdziwą miłość – Chłopie rośnie ci macica, ogarnij! – krzyknął w myślach – no dobra mam dzisiaj dzień słabości i zamulania, za dużo przebywam z ludźmi.
-
…zdecydowanie jesteśmy przyjaciółmi, takimi naprawdę – powiedział Kyle, kończąc swój wywód. Philip niestety odnotował tylko te ostatnie słowa. Gdy tylko usłyszał końcówkę, pokiwał przytakująco głową. W prawdzie nie znał całego wywodu, lecz ufał brunetowi, który raczej nie wplótłby jakiegoś skomplikowanego zdania.
- Na nas chyba czas? – mruknął, wskazując dłonią na zegar, znajdujący się w stołówce.

W rzecz samej było już parę minut do dziesiątej, a o tej godzinie otwierana była sala. Kyle nie chciał czekać, marzyła mu się druga odznaka. Kolejną rzeczą, która ich motywowała, to godziny odpływu promów. Im wcześniej uwinęliby się ze zdobyciem odznaki, tym wcześniej dostaliby się do Cianwood City.

Ruszyli więc, zabierając swoje pokemony od siostry Joy. Dzień był dość pogodny, a marmurowe uliczki pełne turystów. Napływ zwiedzających, związany był z odblokowaniem drogi morskiej, po wypadku z Gyaradosem.

Tuż przed salą, z pięknym pokaźnymi filarami, stały Caroline i Alice. Rozmawiały o czymś, po czym wypatrzyły zbliżających się chłopaków i zachichotały pod nosem.
- Cześć! – krzyknęły niemal równocześnie w stronę trenerów.
- Gdzie byliście? – rzuciła rudowłosa koordynatorka.
- Trenowaliśmy – odpowiedział Kyle, nie kryjąc zdziwienia – ale jak wy tu się znalazłyście? I to przed nami?
- Powiedzmy, że trenowałyśmy nasze bicepsy – odrzekła blondynka, unosząc z dumą białą reklamówkę pełną zakupów.
- No tak, kobiety i te ich zakupy – mruknął Philip.
- Przepraszam źle ci – jęknęła Alice, posyłając mu niezbyt przyjazne spojrzenie.
- Nie, ależ skąd. – Przewrócił oczami.

Kyle nie czekał, podszedł do Caroline. Chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Nie mógł co prawda teraz zacząć jej całować, a raczej nie powinien, jednakże w przytulaniu nie było niczego złego.
- Och proszę, weźcie sobie pokój! – rzucił złośliwie Philip, widząc przytulającą się parę.
- Żeby wziąć pokój, trzeba umieć to robić – dodała Alice, uśmiechając się łobuzersko. Philip wystawił w górę dłoń, a ona przybiła mu piątkę.
- Serio, tak nisko upadliście? – Caroline nie kryła swego zażenowania, poziomem żartów. Wprawdzie sama miała ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz musiała być solidarną dziewczyną.

Kyle spojrzał się na swój zegarek. Tak wybiła już dziesiąta. Przed drzwiami sali pojawił się Olivier, który energicznie zaczął pchać drzwi na wyprostowanych dłoniach. Jego nogi ślizgały się po podłożu, strzepując wszelki kurz, jaki się tam znajdował. Mimo to, chłopiec nie przestawał i dalej napierał na drzwi.
- Może ci pomóc? – zapytał Philip, starając się nie parsknąć śmiechem.
- Nie, dam sobie radę – odpowiedział dumnie niebieskowłosy lider. – Na tym to polega, to mój trening.
- Ciekawe co ćwiczy jego siostra. Pewnie podskakuje do górnej pułki, na której mają płatki śniadaniowe – szepnęła Caroline, do bruneta. Chłopak od razu się uśmiechnął, po czym zasłonił dłonią usta, przybierając pozycję mędrca. W rzeczywistości powstrzymywał się od śmiechu.

Wreszcie drzwi się rozsunęły. Olivier przybrał pozycję macho, jakby dokonał rzeczy niemożliwej.
- Czy te drzwi nie są automatyczne? – przypomniał Philip.
- Tak, ale na początek musimy je, że tak to ujmę rozruszać – odpowiedział. – Poza tym trening jest bardzo ważny. Nie tylko pokemonów, ale i swój. Chodzenie na skróty niczego nie ułatwia. Mam nadzieję, że dostaliście ostatnio cenną lekcję i jesteście gotowi  na pojedynek. – Przyjrzał się uważnie trenerom.
- Tak, jasne! – rzucił wesoło Philip, który już tylko czekał, aby pokazać swój nowy zapał i strategię.
- Cieszę się. Możecie już wchodzić, za parę minut będę już w środku – powiedział, po czym zaczął biec. Zniknął za prawym rogiem budowli.
- No to idziemy – wycedził Kyle, puszczając z objęć Caroline. Poklepał po ramieniu Philipa. – Damy radę – rzucił i razem zniknęli w mroku panującym w pomieszczeniu. Długo nie czekali, światła rozbłysły, a im znowu ukazało się piękno sali, że też nie była to jedna z najpopularniejszych sal w Johto. Warto było się tu wybrać.

Niebieskowłosa dziewczyna już czekała w wyznaczonym miejscu, przeglądając swoje paznokcie. Nie wydawała się być, zbyt entuzjastycznie nastawiona do walki.
- Mam nadzieję, że teraz pokażecie, jakiś styl – powiedziała chłodno, odrywając się na chwilę od zabawy dłońmi.
- Pewnie – odparł wesoło Philip. Kyle nie czuł się zbytnio komfortowo, czuł że jeżeli im się nie uda, to mogą liczyć na srogą krytykę, a tego brunet najbardziej nie lubił.
- Poli, Poli – odezwał się, jak dotąd cichy pokemon.

Po minucie dołączył do niej jej brat. Ustawili się na swojej platformie, a metalowe płyty rozsunęły się, odsłaniając basen. Nad wodą unosiły się dobrze znane krążki.
- Zasady są te same – odezwał się arbiter. – Czy możemy zaczynać mecz rewanżowy? –zapytał. Wszyscy skinęli głową. – A więc zaczynamy mecz rewanżowy o odznakę Łzy. Walczycie na zasadzie dwuwalki, z możliwością wybrania dwóch pokemonów. Odpada ta drużyna, która straci wszystkie pokemony! Zaczynają liderzy – oznajmił.

Na boisku po chwili pojawił się ten sam skład co ostatnio niebieski Quagsire i szaro-fioletowy Cloyster.
- Wybieram cię. – Kyle zamachnął się, wystawiając przed siebie pokeball, z którego wyłonił się Quilava.
-Poli, Poli? – zdziwił się niebieski stworek.
- Kyle, co ty? – jęknęła Alice.
- To wasza nowa strategia, kompletna głupota? – zadrwiła się Olivia.
- Coś w ten deseń –mruknął Philip, po czym wypuścił Zubata.
- Tym razem nie będziemy się bawić! Quagsire hydropompa, załatw Quilavę – nakazała pewnie, wymachując przy tym ręką, ostatecznie wskazując na cel.
- Cloyster lodowy promień! – powiedział spokojnie jej brat.
- Żeby nas pokonać musicie nas złapać. Quilava szybki atak.
- Zubat unikaj i ultradźwięk.

Zaczął się pojedynek. Quagsire wciągnął powietrze, wypychają wprzód klatkę piersiową, po czym wystrzelił potężnym strumieniem wody. Quilava bez problemu uniknął uderzenie znikając w białej smudze. Niebieski stworek nie dawała za wygraną i gonił zielono-niebieskiego stworka potężnym strumieniem wody. Woda nie trafiając w cel, uderzała w ściankę basenu, rozpryskując się na wszystkie strony.

Tymczasem Zubat bez problemu unikał biało-niebieskiego promienia, który emitowany był przez Cloystera. Gdy tylko nadarzyła się okazja, posłał swojemu rywalowi falę ultradźwięków. A przynajmniej tak to wyglądało.
- No dobra, czas zacząć walczyć naprawdę! Quilava zasłona dymna! – Pokemon biegnąc wypuścił ze swojego pyszczka dym, pokrywając pole za sobą czarnym gazem. Nie trzeba było długo czekać na efekt. Pole pokryło się ciemnym gazem, ograniczając widoczność. Ultradźwięki przeleciały przez dym, trafiając któregoś z pokemonów. – Quilava wyskok! – Rozkazał Kyle. Pokemon wyłonił się z dymu, porywając za sobą ciemną smugę oparów.
- Naprawdę? Odsłoniłeś go? – niedowierzała liderka. – Quagsire hydropoma.
- Zubat gryzienie! – rzucił Philip.

Strumień wody się nie pojawił. Quilava szybował jeszcze chwilę w powietrzu, po czym został ugryziony przez Zubata.
- Atakujecie sami siebie? – zdziwił się Olivier, przyglądając się sytuacji.

Quilava znowu zniknął w dymie, tym razem miał pasażera na plecach.
- Zubat podmuch! – nakazał blondyn. Zubat zaczął machać energicznie skrzydłami, odsłaniając pole walki. Quagsire szedł nieskoordynowanie. Tymczasem Cloyster przymknął oczy, aby dym nie dostał się do jego oczu. – Stalowe skrzydło.
- Szybki atak – rzucił Kyle.

Ognisty pokemon zniknął w białej smudze, w tym też momencie skrzydła Zubata przybrały metaliczną barwą. Uderzenie trafiło w Cloystera, który oberwał nie tylko stalowym skrzydłem, ale także szybkim atakiem. Pokemon przewrócił się na brzeg i miał problemy ze zmianą pozycji.
- Quilava poślij mu miotacz ognia! – zarządził brunet. Zubat zaczął machać energicznie skrzydłami, dzięki czemu pokemony wzbiły się w powietrze. Pokemon łasica odchylił do tyłu głowę, następnie opuszczając ją, wypuścił słup ognia, który trafił bezpośrednio w pancerz wodno-lodowego stworka.
- Nie!- krzyknął bezradny Olivier.
- Quagsire ocknij się i hydropompa! – nakazała dziewczyna, ale bez większego efektu.

Cloyster był już nieprzytomny. Olivier wycofał swojego podopiecznego. Na całe szczęście dla liderów, akcja trwała na tyle długo, by Quagsire mógł odzyskać świadomość. Wystrzelił strumieniem wody, który Quilava zatrzymał za pomocą miotacza ognia, wspomożonym przez podmuch Zubata.
- Nieźle!- przyznała Olivia. – Jak już mówiłam wciąż nie macie przewagi i tym razem wam się nie uda.
- To się zobaczy – syknął Philip, zaciskając pięści.

Na jednej z platform pojawił się dobrze znany żółto-niebieski pokemon, który zademonstrował swoją siłę, przy pomocy iskry, która wytworzyła się pomiędzy jego żółtymi czułkami.
- Chinchou pod wodę! – nakazał niebieskowłosy.  Stworek zanurkował i wyczekiwał na dalsze rozkazy.
- Quagsire hydropompa! – powtórzyła po raz kolejny Olivia. Quagsire wystrzelił strumieniem wody prosto w Quilavę.
- Szybki atak!
- Stalowe skrzydło! – rzucili niemal jednocześnie komendy. Quilava rozpędził się, a Zubat kolejny raz zastosował nowo poznany ataku.

Quilava uderzył w słup wody i znalazł się w jego wnętrzu. Cały efekt zawdzięczał dzięki stalowym skrzydłom Zubata, które bez problemu rozbijały strumień wody. Olivia nie zdążyła zarządzić odwrotu. Quagsire oberwał bezpośrednio. Stworek był na tyle wyczerpany używaniem hydropompy, że padł po tym ciosie. Quilava stał jeszcze chwilę, aż jego prawa, przednia łapa, nagle zgięła się, a na jego twarzy malowało się zmęczenie. Pokemon ledwie trzymał się już na nogach.
- Quilava powrót. I tak już pokazałeś co potrafisz – powiedział Kyle wycofując swojego stworka, który ominął czerwony strumień i rzucił się na swojego trenera. Eksponując swoją miłość, za pomocą jęzora. Kyle starał się od niego opędzić, chichocząc.
- Kyle – upomniał go blondyn, wskazując oczami na toczącą się walkę.
- Przepraszam – odpowiedział i wycofał swojego pokemona.

 W wodzie pojawiły się dwa nowe pokemony. Mantine i Kingdra. Kyle postanowił zaryzykować. Liczył się z tym, że pokemon może odmówić mu posłuszeństwa. Jednakże perspektywa treningu była bardziej kusząca. Poliwhirl założył tylko dłonie na klatkę piersiową i spojrzał się wymownie na swojego trenera.
- Wiem, że chcesz walczyć, ale ostatnio dałeś z siebie dużo. Czas żeby wykazała się Kingdra – wytłumaczył. Oczywiście taka odpowiedź nie był wystarczająca dla Poliwhirla. Pokemon odwrócił się plecami do swojego trenera.

Tymczasem na polu rozgorzała już walka. Zubat unikał ataku iskrą, a Mantine oczekiwał na rozkazy, mierząc wzrokiem pokemona smoka.
- Nie będziemy czekać! Pokaż mu przyspieszenie i atak skrzydłem. – Wykorzystał strategię z poprzedniego meczu.

Trujący pokemon nie miał szans, najpierw otrzymał cios od pokemona płaszczki, a następnie został wykończony przez elektryczny atak.
- Kingdra atakuj smoczym pulsem w Chinchou! – Smoczy pokemon pędził z zawrotną prędkością w jego pyszczku pojawiła się kula energii, która została posłana w stronę wodno-elektrycznego stworka. Nie spudłował. Chinchou uderzył o niebieskie płytki. Olivier jęknął widząc, jaki cios odebrał jego podopieczny.

            W czasie wymiany uderzeń, na polu walki pojawił się Pikachu. Od razu naelektryzował swoje policzki, demonstrując swoją siłę.
- Pikachu czekaj!
- Kingdra pokaż im przyspieszenie i atakuj smoczym pulsem – nakazał. Pokemon poruszał się z niesamowitą prędkością. Zawdzięczał to atakowi i swojej wrodzonej zdolności – prędkiemu pływaniu.

            Olivier zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na walkę w wodzie z Kingdrą, nawet ataki elektrycznie nie były specjalnie skuteczne.
- Iskra w wodzie! Tego nie unikniesz – zaśmiał się w stronę Kyle’a. Chłopak wyszczerzył swoje białe kły. Chicnchou zaczął atak, ale Kingdra była na tyle szybka i silna, że zaatakowała po raz kolejny, wybijając w powietrze pokemona rybę, po czym zadał mu ostateczny cios kolejną kulą smoczej energii.
- Chinchou niezdolny do walki – oznajmił sędzia, unosząc zieloną chorągiew.
- Niech to! – warknął niezadowolony Olivier.

            Walka była już przesądzona, chociaż Olivia nie chciała się z tym pogodzić i zamierzała walczyć do końca. Jej pokemon beztrosko szybował w powietrzu, oczekując na komendy.
- Psychoporomień – nakazała. Nie chciała, aby jej podopieczny zbliżył się do Pikachu, więc pozostawały jej jedynie ataki na odległość. Zarówno Pikachu, jaki i Kingdra bez problemu uniknęły tęczowego promienia.
- Mam pomysł – szepnął Kyle do Philipa. – Musisz mi zaufać. – Blondyn skinął potakująco głową. – Każ Pikachu wejść na pyszczek Kingdry. Kingdra wynurz się! – rozkazał pokemonowi.

            Philip nie wiedział co to za pomysł, ale ufał swojemu przyjacielowi. Dlatego też, postanowił zaryzykować.
- Pikachu, wskocz Kingdrze na pyszczek!
- Kingdra wodna broń w Mantine! – Dopiero teraz Philip zrozumiał o co chodzi. Strumień wody wystrzelił, a na jego czele Pikachu.
- Pikachu skocz na Mantine, szybki atak! – rzucił dość chaotycznie. Pokemon nie miał problemu, ze zrozumieniem polecenia. Mimo, że wodny atak chybił, to Pikachu bez problemu doskoczył na pokemona płaszczkę, odbijając się od sprężonego strumienia wody.

            Mantine zaczął szybować szybciej, obracając się wokół własnej osi ciała. Jego próby zrzucenia Pikachu były daremne, gdyż ten za pomocą ataku gryzienia, wpił się w skórę rywala, mocując się w jego ciele.
- Pikachu piorun! – rozkazał. Żółta mysz zbierała chwilę w sobie energię, po czym zajaśniała, wraz z oponentem. Mantine wykrzywił się z bólu, czując jak prąd przechodzi przez jego ciało.

            Błysk zniknął, a Matnine zaczął bezwładnie spadać w stronę lustra wody. Pikachu czekał do momentu, aż ten znalazł się na wysokości niecałych dwóch metrów nad basenem. Wtedy odbił się na swoich tylnych łapkach od ciała płaszczki i z gracją wylądował na jednej z kamienny platform.

            Nie trzeba było długo czekać na werdykt. Już po chwili na powierzchni wody pojawiło się ciało płaszczki, unoszącej się brzuchem do góry.
- Mantine niezdolny do walki, a tym samym zwyciężają wyzywający – ogłosił sędzia.

Caroline i Alice podskoczyły z radości. Olivia wycofała niechętnie swojego podopiecznego. Kyle i Philip nie kryli swojej radości. Kingdra zrozumiała, że to już koniec walki. Obróciła się w stronę swojego trenera i wypuściła słup wody. Kyle oberwał w twarz, po czym przewrócił się. Spojrzał się gniewnie na cieszącą się Kingdrę.
- Pewne rzeczy chyba się nie zmienią – jęknął.

Po paru minutach wszyscy znaleźli się na zewnątrz. Tam też liderzy stadionu, wręczyli po odznace dla Kyle’a i Philipa. Miała ona kształt oka, koloru białego. W środku zamiast źrenicy, znajdowała się niebieska kropla wody.
- Proszę o to wasza odznaka łzy – powiedział Olivier.
- Świadczy o dojrzałości – dodała Olivia. Kyle i Philip odebrali swoją zdobycz.
- Dziękujemy – odpowiedzieli niemal jednocześnie.

Po walce ruszyli do centrum pokemon, by tam zjeść jeszcze posiłek, oddać pokemony pod opiekę siostry Joy i pogadać po raz ostatni w takim składzie. Koło godziny siedemnastej znaleźli się w porcie.
- A więc to koniec wspólnej podróży – mruknął niezadowolony Kyle. Wciągając powietrze przez nozdrza. Starał się być silny.
- Na to wygląda – odpowiedziała Caroline, starając się powstrzymać napływające łzy.
- Szkoda, że to musi się tak skończyć – powiedziała Alice. W czwórkę było weselej, przynajmniej dla niej.
- Tak musi być, inaczej będziemy sobie wchodzić w drogę i tracić czas – wyjaśnił Philip, który cieszył się ze zmian, jakie zaszły ostatnio w jego życiu. Wyrusza w podróż, ale nie sam. Tym razem towarzyszyć mu będzie rudowłosa koordynatorka.
- Czy ja zaufałem wreszcie ludziom? Czy ja się otworzyłem, tak naprawdę? Czy ja znowu wpuściłem kogoś do środka? Chyba tak. Szkoda, że dopiero teraz, ale ktoś z taką przeszłością jak ja, nie może liczyć na nic więcej. – Skończył myśl i uśmiechnął się przyjaźnie do rozmawiających przyjaciół. Poczuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Jakby wszystkie rany, zostały zaklejone, po tym jak niedawno je rozdrapał.
- Dobra koniec tych czułość, czas na nas! – rzucił blondyn.

Wszyscy zaczęli się przytulać i żegnać. Czas dla nich zaczął płynąć wolniej, a wszystko inne nie miało znaczenia. Caroline i Kyle oczywiście pocałowali się na pożegnanie. Poliwhirl i Wigglytuff też podali sobie łapki. Z czego Wigglytuff rzucił coś w stronę niebieskiego pokemona, który odpowiedział coś. Różowy stworek uśmiechnął się i poklepał Pikachu po plecach. Razem ruszyli w stronę statku, którym odpływali.

***

Cianwood City


            Kyle wraz z Alice i Poliwhirlem zeszli z pomostu, który łączył statek z brzegiem. Miasto tętniło życiem. Dzieci biegały po plaży, uważając na chadzające Krabby. Jakaś kobieta podskakiwała w wodzie. Rybacy wyjmowali śnięte już Goldeeny z sieci.
- No to jesteśmy – wycedził trener, spoglądając na przyjaciółkę, która wydawała się być nieobecna. Jej wzrok przykuł kolorowy plakat, znajdujący się na drewnianej, zadaszonej tabliczce. Dziewczyna podbiegła do niej.
- Nie mogę, o ja! – krzyczała entuzjastycznie. – Tylko spójrz, konkurs pokazowy za trzy dni! -  podskoczyła.
- To super! – ożywił się. Chłopaka nie interesowało to zbytnio. Był skupiony na tym, żeby wyzwać tutejszego lidera, którego już poznał.

            Poliwhirl spojrzał się na trenera, który uczynił to samo. W oczach pokemona rysowała się nadzieja.
- Tak zawalczysz z Poliwrathem. Nie mógłbym ci tego odmówić – powiedział, śmiejąc się.
- Poli, Poli!
- Musimy się przygotować na pojedynek, jutro czeka nas ostry trening!
- Założę tę nową sukienkę! Może wystawię Seadrę! – cedziła niespokojna Alice. Kyle śmiał się widząc przyjaciółkę.

            Wszystko zaczęło się układać. Nie minęło dwa miesiące, a chłopak miał już dwie odznaki, zapewne w ciągu tygodnia miał zdobyć kolejną, a potem tylko Olivine City i jest w połowie drogi. Tak wysiłek jaki włożył w tę podróż się opłaciła. A przynajmniej na to się zanosiło.

            Nie zatrzymywali się w mieście. Trzeba było jak najszybciej znaleźć się w centrum pokemon, gdyż był już wieczór. Alice wyrzucała z siebie potok słów. Opowiadała o strategii, o pokemonie, którego zamierza użyć, o wszystkim co tylko dotyczyło nadchodzących pokazów. Nawet zaczęła temat, jak zachowa się gdy wygra. Kyle był w wyjątkowo pogodnym nastroju, więc bez problemu słuchał swojej przyjaciółki.

            W centrum pokemon zarezerwowali sobie pokój, do którego niezwłocznie się udali. Kyle był zmęczony dzisiejszą walką. Wstał dzisiaj bardzo wcześnie. Trening też trwał dość długo. To dzięki porannemu treningowi, udała się współpraca Zubata z Quilavą.

            Alice chciała jak najszybciej się położyć, aby wstać o poranku. Od jutra zaczynała ostry trening. Marzyła się jej druga wstążka. W dodatku miała znacznie mniej czasu niż Kyle. Gdyż wielki finał pokazów odbywał się dwa miesiące wcześniej.
***
            Dnia następnego Kyle wstał nieco po ósmej. Łóżko Alice było już puste. Dziewczyna intensywnie trenowała. Poliwhirl zwlókł się leniwie i ruszył za swoim trenerem.

            W holu centrum pokemon nie było zbytnio tłoczno. W sumie była wczesna pora. Tłok zawsze zaczyna się koło południa. Kyle wychodził na zewnątrz, kiedy w drzwiach stanęła znajoma sylwetka. Kyle zamarł na chwilę, a jego serce uderzyło mocniej.

            Brunet o postawnej posturze, spoglądał niebieskimi oczyma w stronę Kyle’a. Oczy te były niemal identyczne jak u trenera Poliwhirla. Tak dawno go nie widział.
- No, siema brat! – rzucił luzacko chłopak.
- Cześć – wydukał Kyle…

___________
Od Autora:
Ode mnie parę słów pojawi się wieczorem, tymczasem zostawiam was sam na sam z rozdziałem ;) 

Re edit!
Witam!
  1. Teraz w takiej formie będę pisał podsumowania. Łatwiej mi wyrazić myśli.
  2. Na początek trochę osobiste sprawy. Egzamin zdany, więc lipiec na bank wolny. Postaram się by pojawiły się nowe rozdziały w większej ilości. Jeśli mi się uda to w tym tygodniu pojawi się 2, może dzisiaj zacznę 21. Postaram się, ale nie koniecznie będą. Zacząłem też nową książkę, żeby się odchamić. "Gildia Magów" zawsze chciałem ją przeczytać. No i jest jeszcze praca, ale myślę, że się uda
  3. Mamy już 20 rozdział, wow, wow! Nie spodziewałem się, że dotrwam i mam coraz więcej pomysłów. Ok czas o parę wyjaśnień
    a) przepraszam za tekst:"rośnie mi macica", ale musiałem oddać myśli Philipa, typowego chłopaka, który nie jest wielce emocjonalny,
    b) Oddishowe liście, śnięte Goldeeny i inne pokemonowe rzeczy. Tak, tak ludzie jedzą pokemony. Już w swoim opowiadaniu poruszyłem temat "jak trener się utrzymuje", czas rozwiązać zagadkę "skąd bierze się mięso w świecie pokemon" :P. Jestem potworem,
    c) Kyle ma rodzeństwo w pierwszym rozdziale była mowa o Emily, a teraz czas na starszego brata. Dzięki Annetti, że kiedyś poruszyłaś ten temat ;),
    d) Rozdział pisałem przy Meli Koteluk, jakoś mnie natchnęła XD
  4. Poprawiłem szablon. Następnym razem będę wstawiać screena ode mnie, żebyście mi powiedzieli czy wszystko jest ok. Dziękuję Mleko za zgłoszenie mi tego i podsunięcie pomysłu. Myślę żeby tworzyć szablony, może nawet na tygodniu pojawi się mój projekt, wolny do pobrania ;). Zawsze poćwiczę trochę.
  5. Dziękuję też pozostałym za komentarze Nathaly, Michałowi i każdemu kogo nie wymieniłem.
  6. Gdyby ktoś chciał się zareklamować polecam ten blog >>klik<<.
Dobrze ode mnie tyle.
Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Jak by nie patrzeć fajnie by tak było wstawać wcześnie rano np jak Philip o 5 i trenować pokemony, nawet jeśli zdychałbym przez niedobór snu to i tak chyba byłoby przyjemnie. Nie wiem czy ja mam jakieś dziwne skojarzenia, ale na początku myślałem, że Philip ma jakieś gejowskie zapędy, albo jak rozmawiali z Kyle'm brałem pod uwagę możliwość wyznania miłości xD całe szczęście, że tak się nie stało. Kingdra w tej walce przypominała trochę Beedrilla u mnie z tą szybkością ;). Strategia z użyciem Quilavy i Zubata to był dobry pomysł, przez chwilę myślałem, że użyją jakiejś kombinacji typu "ognisty podmuch wiatru" ale to może za wcześnie na takie plejsy :D. Zobaczymy co z tym luzakiem na końcu... :p. Pozdrawiam i czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu właśnie wychodzi jak złośliwą osobą jestem :P. Co do Philipa, to przyznaję, że lubię niepewnie go przedstawiać. Taka mała kontrowersja, a ja wiem jak jest naprawdę. Przyznam lubię bawić się waszymi domyśleniami. Ale na razie nie przewiduję z nim gejowskich wątków, a może niebawem raz na zawsze to wytłumaczę, by was nie katować ;)

      Usuń
  2. "W rzecz samej było już parę minut do dziesiątej, a o tej godzinie otwierana była sala." - w rzeczy samej;
    "(...)że tez nie była to jedna z najpopularniejszych sal w Johto." - też;
    "Quilava rozpędził się, a Zubat kolejny raz zastosował nowo poznanego ataku." - jeśli zastosował to nowo poznany;
    "Chinchou uderzył o niebieski płytki." - niebieskie;
    "Karz Pikachu wejść na pyszczek Kingdry." - każ, bo kazać ;)
    "Obróciła się w stronę swojego lidera i wypuściła słup wody." - chyba na razie jeszcze trenera :)

    No i tyle na temat poprawek ;) Trzy rzeczy, jakie totalnie podbiły dzisiejszy rozdział:
    1. Kyle oddishożerca (takie herbatki to chyba nie do końca legalne są?...),
    2. Pikachu-kleszcz, wgryzający się w skórę Mantine,
    3. No i oczywiście "podniecające" pobudki Philipa - ale tej sceny akurat pozwolę sobie nie skomentować, bo miałam podobne skojarzenia co Michciox :D
    A sama walka zarówno chłopakom, jak i Tobie poszła już znacznie lepiej. Mówiłam, że raz dwa odnajdziesz się w opisach dwuwalk? ;) W ogóle świetny pomysł z tym Zubatem i Quilavą. Zaraz mi się skojarzyła jedna scena z pierwszego openingu Pokemonów, gdzie właśnie Zubat pomagał lecieć bodajże Squirtlowi albo Bulbasaurowi. Ach te wspomnienia... A na miejscu czwórki bohaterów nie przesadzałabym z tymi czułymi pożegnaniami. No dobra, Kyle i Caroline niech już mają tą swoją scenę w stylu "Please, take a room!", ale tak ogólnie to chyba się jeszcze wiele razy spotkają. Bo spotkają, prawda? ;)
    Tak w ogóle, to Quilava Kyle'a ma super charakterek z tymi przytulasami wszystkimi. No i jestem ciekawa o czym tam Poliwhirl i Wigglytuff tak sobie plotkowali z Pikachu przy pożegnaniu. I czy tylko ja mam wrażenie, że Kyle nie cieszy się za bardzo na widok brata?
    Czekam aż się wszystko powyjaśnia,
    Nathaly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powyjaśnia się. Część masz już w re edicie, błędy poprawione.
      Swoją droga wyobraziłem sobie twoją minę, jak wyłapałaś błąd:"Karz", pewnie było coś w stylu "O ja p*****", bo ja sam miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Pisownie znam, ale przyznam chyba odruch. Muszę to stłamsić bo zacznę: "łączyć się w bulu" ;).

      Usuń
  3. O jaaaa, przemyślenia Phillipa zwaliły mnie z nóg. Aż mi się żal Phillipa zrobiło, że taki nieszczęśliwy i nie wiedzący co z nim się dzieje. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. I na usta samo się ciśnie: "Wszyscy kochają Kyle'a" :D Ma chłopak powodzenie ;P
    Ich sposób odżywiania się z pewnością należy do bardzo ciekawych. A parówki z jakiego Phillip miał pokemona? Chyba, że coś przeoczyłam...
    Quilava <3 Rozbrajający z niego pokemon, no naprawdę xd Bardzo fajnie opisałeś dwuwalkę. Aż przyjemnie było ją sobie wyobrażać. Fajnie, że chłopcy w końcu zdobyli upragnione odznaki ;) No i tradycyjnie jestem ciekawa co będzie dalej. Zwłaszcza, że pojawił się brat naszego kochanego bohatera :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, a jak poszła matura? ;)

      Usuń
    2. A, bardzo dobrze, nie mogę narzekać ;) No, chociaż polski rozszerzony napisałam dużo słabiej niż dotąd (między 90 a 53 procentami jest jednak spora różnica). Za to z angielskiego rozszerzonego poszlo w górę (z 50 do 74) co mnie baaaardzo zdziwiło

      Usuń
    3. To super ;) w sumie, ja miałem ten sam efekt ... chyba tak już jest na maturach. Życzę Ci żeby rekrutacja poszła pomyślnie ;)

      Usuń
  4. A ja mimo wszystko wolę Phillipa, gdy jest opanowanym, niezbyt wylewnym, acz pewnym siebie osobnikiem, a przez te jego przemyślenia gubiłam się w tekście. Czy ja jeszcze czytam kwestie Phillipa? Bo wydaje mi się jakby to mówił Kyle. Cóż... Mimo, iż jest moją ulubioną postacią, to chyba jednak dobrze, że na jakiś czas zniknie z głównego wątku. Niech się chłopak pozbiera i wróci w dobrej formie :)

    Co do szablonu, to nie ma za co, chętnie zobaczę inne twoje działa z tej dziedziny :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy