logo

XXII. Unbroken

XXII. Unbroken

            Przez zmrużone oczy docierały do mnie promienie słońca. A więc jest już rano. Jeszcze chwilę proszę! Schowajcie słońce i pozwólcie mi się wylegiwać w ciepłej kołderce. Ja tak bardzo nie chcę wstawać!

            W pokoju rozległ się dźwięk budzika, a więc wybiła godzina siódma. Pasowałoby już wstać, w końcu o wakacjach mogę zapomnieć, jestem członkiem Ligii, wypadałoby nie wypaść z formy.

            Zwlekłem się leniwie z łóżka. Poczułem nieprzyjemny chłód, który przyprawił mnie o dreszcze. Miałem ochotę przykryć się ponownie, ale zasadniczo nie miałem wyboru. Dzisiaj w końcu będę szkolić Kyle’a. Szkoda mi go, też taki byłem. Przerażony, zmieszany i zły na cały świat, że nikt mi nie współczuję. A teraz? Teraz mam to gdzieś.

            Życie jest życiem idzie dalej, a to czy ktoś się do nas uśmiechnie, czy nas potępi, to nie nasza sprawa. Człowiek to niestety egoista. Może potrzebuje innych by funkcjonować, ale wciąż jesteśmy egoistami. Tego nauczyło mnie życie. I nie, nie jestem tym typem gościa, który doświadczył złego świata i stał się zimny. Po prostu nauczyłem się wiele rzeczy ignorować i robić swoje, bo liczy się to  by żyć w zgodzie ze sobą. Zawsze ktoś nas skrytykuje i pochwali, dlatego mam na to w stu procentach wywalone.


            Teraz na pewno muszę zacząć działać, a nie myśleć o metafizycznych bzdetach. Choć fakt, gdy biorę prysznic, zawsze o czymś myślę. Trzeba w końcu rozruszać synapsy!

Dobrze, że w pokoju miałem czajnik. Już po chwili mogłem cieszyć się smakiem świeżo parzonej kawy. O tak! Tego mi trzeba było. W centrum pokemon nie mógłbym się cieszyć jej smakiem, w końcu młodym trenerom zabrania się jakichkolwiek używek. Siostra Joy musi stać na straży moralności młodego trenera, który i tak potem dowie się jak świat dorosłych wygląda.

Wyszedłem na balkon, postawiłem gorący kubek na parapecie, z którego unosiła się smużka pary. Poczułem przyjemny chłód, który przepłynął po moich nogach i obił się o tors. O tak tego trzeba mi było. Przyjemnego chłodu i świeżego powietrza. Wychodzenie w niebieskich bokserkach i białej podkoszulce na balkon może nie było rozsądne, ale to w końcu czwarte piętro może nikt mnie nie podgląda. Uniosłem prawą dłoń do góry i drugą dłonią wyjąłem papierosa z białej paczuszki. Podpaliłem zapalniczką i wziąłem jednego bucha.

Ach! Ten niezdrowy tryb życia, ta demoralizacja. Ha! Moja matka by padła. Chyba pasowałoby ich odwiedzić, to mogłoby być ciekawe. Zapewne miałbym ubaw, gdyby reagowali na moje zachowanie. Trochę mi ich żal, żadne dziecko nie spełniło ich oczekiwań. A nie, przepraszam. Nadzieja w Emily.

Godzinę później byłem już po śniadaniu. Czekałem w holu centrum pokemon. Zarzuciłem dzisiaj na siebie tylko swoje ciemnobrązowe spodnie i czarny t-shirt i czarne rękawice. Jakoś nie miałem ochoty na kurtkę, choć dzisiaj nie było najcieplej. Pogoda w Cianwood City nie dopisywała odkąd tu jestem.

 Jest już po ósmej gdzie on jest? Mam już dość patrzeć co chwilę na zegarek, a nie należę do osób cierpliwych. Siostra Joy uśmiechała się do mnie pogodnie.
- Dzień dobry – powiedziała swoim melodyjnym głosem. Jak ja jej współczułem. Musiała być idealna przez ten cały czas, nie mogła przecież przyjść do pracy na kacu, czy coś. Nie wciskałaby przecież kitu małym dzieciakom, że nabawiła się niestrawności. No i ta uprzejmość na siłę. Podziwiam ją.
- Dzień dobry – odparłem, wybijając się z zamyślenia.
- Czy mogę ci jakoś pomóc? – zapytała. Ta to ma refleks. Stoję tu już piętnaście minut.
- Nie, dziękuję. Czekam tu na swojego brata – wytłumaczyłem.
- A myślałam, że jesteś trenerem i czekasz na odbiór pokemonów -  powiedziała nieco zasmucona.
- Nie. Znaczy jestem trenerem – poprawiłem się. – Pewnie dzisiaj je przyniosę, przydałby się im mały przeglądzik – zdrobniłem swoim zalotnym głosem. Czemu ja to zawsze robię jak staram się być miły?
- Będę czekała – odpowiedziała, chichocząc. O nie, tylko nie to!

Na całe szczęście pojawił się Kyle. Jak zwykle był smutny, a  przynajmniej taki się wydawał. Zawsze wydawał się mi taki chłodny - pan idealny. Wyrażał tyle emocji ile trzeba było, robił to co trzeb było. Zasadniczo robił wszystko, tak jak powinno być zrobione, byleby było idealnie i wedle podręcznikowego zachowania. Często też dla poklasku, choć on udawał, że to skromność.

Teraz to ja nie kryłem swojego poirytowania i rozszerzyłem nieznacznie swoje oczy, przybierając wymowne spojrzenie. - Cześć – rzuciłem.- Cześć – odpowiedział, wymuszając uśmiech na swojej twarzy. Po co on się stara? Powinien pokazać, że jest na mnie wściekły, że go upokorzyłem, bo to zrobiłem. A zawsze to ja byłem w końcu czarną owcą w domu. – Dłużej się nie dało? - Jestem prawie punktualnie – odparł. - Dobra, nie ważne. Teraz i tak czeka nas trening. – Uśmiechnąłem się do niego, obnażając swoje kły. Chciałem mu dzisiaj dać wycisk. Muszę sprawić, by stracił nad sobą kontrolę. Tylko tak się czegoś nauczy.

Problem mojego brata polega na tym, że jest zbyt bardzo spięty. Zbyt bardzo stara się idealnie wpasować do sytuacji, zamiast po prostu robić to co czuje i tu rodzi się konflikt. Ta część też jest ważna. Ja zawsze spychałem swoje potrzeby na dalszy plan, a kiedy nauczyłem się, że jestem tak samo ważny  jak inni ruszyłem do przodu.

Poliwhirl też nie wydawał się być weselszy. Ciekawe co tej dwójce się stało, bo nie wydaję się mi, że chodzi o wczorajszą porażkę. Wydają się być źli na siebie. Czyżby Poliwhirl stracił wiarę w Kyle’a? Dzisiaj wszystko wyjdzie.
- Wziąłeś strój do gimnastyki? – zapytałem.
- Ta – mruknął. To się nazywa zobojętnienie. Może trochę przesadziłem wczoraj. Znokautowałem go bez wysiłku.

Jeszcze nie zdążyliśmy odejść, a już pojawiła się Alice. Ona zawsze była taka dziewczęca, czasami doprowadzała mnie do szału. Znaczy jak była małą, słodką nastolatką. Nigdy nie rozumiałem czemu Kyle się z nią przyjaźni. Właściwie to miałem teorię co do Kyle’a i to by pasowało. Ale może za dużo w życiu widzę, przecież to nie możliwe, że dwóch braci ma defekt.
- Cześć – rzuciła do mnie melodyjnym tonem i znowu zarzuciła włosy za plecy. Czy ona liczyła, że zobaczę ją jak super modelkę, która w zwolnionym tempie przeczesuje swoje włosy. – Jak się spało? – zapytała po chwili. Dobrze! Bo bez ciebie!
- Cześć, całkiem dobrze – odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki było mnie stać.
- Co dzisiaj planujecie, może wyskoczymy na kawę? – Serio? Musi dalej to drążyć? A no tak, ona nie wie, że nie jestem nią zainteresowany. Ba! Przegrywa w przedbiegach.
- Sorry, ale nie – rzuciłem stanowczo.
- Ale czemu? – zapytała błagalnym tonem, a ja poczułem jak głowa mi pulsuje. Nie wiem co mam w sobie, że każda desperatka rzuca się na mnie. Może faktycznie powinienem się ubierać jak modny koordynator, a nie jak przeciętny trener pokemonów walczących.
- Bo nie jesteś facetem – wypaliłem. Uwielbiałem to zdziwione spojrzenie. Wpatrywała się we mnie jeszcze chwilę. Normalnie słyszałem ten dźwięk tłukącej się szyby i widziałem jak Alice spada w przepaść. Kyle też rozdziawił usta, nie kryjąc zaskoczenia. – Dobra idziemy! – rzuciłem, masując placem czoło. Ruszyłem wymijając zdziwioną publikę.

Kyle i Poliwhirl ruszyli za mną. Alice stała jeszcze chwilę w miejscu. Siostra Joy też chyba to usłyszała, bo patrzyła się w moja stronę z takim politowaniem. Całe szczęście mój brat, nie zadawał głupich pytań.

- A teraz zaczynamy, ubieraj się w dresy i robimy małą przebieżkę – powiedziałem, gdy byliśmy już na skraju lasu. – Ćwiczysz dzisiaj z Poliwhirlem, nauczymy cię walczyć. – Ależ ja jestem surowy. Muszę troszkę go upodlić, bo Kyle będzie grał posłuszne cielątko, aż go pochwalę, a tak życie nie działa.
- Dobra. Od czego zaczynam dokładnie? – spytał. Myślałem, że już zacznie się choć trochę łamać.
- Przebiegniemy się tak z dziesięć kilometrów, trochę poćwiczymy, a potem powalczymy trochę. – Uśmiechnąłem się do niego, on oczywiście wymusił uśmiech. Po co?

Z czerwonego promienia wyłonił się włochaty pokemon. Zaczął oczywiście energicznie skakać. Podskoczył do mnie i zadał mi kilka pokazowych ciosów, w mój brzuch. Taka nasza zabawa.
- Masz Primeapa? -  zdziwił się Kyle. Zapomniałem, że on lubił ten gatunek pokemona. Dziwiłem się, że nie wybrał klasy ze specjalizacją walczących pokemonów. Ma do nich zamiłowanie i coś czuję, że dryg.
- Tak złapałem go w połowie swojej podróży. Myślę, że przyda ci się  z nim trening – odpowiedziałem.

Biegliśmy sobie spokojnie, czasem przerywaliśmy bieg i robiliśmy pompki brzuszki, ćwiczenia rozciągające. Ogólnie wszystko. Tak żeby wprawić nasze ciało w ruch. Pokemony lepiej się czują, kiedy trener wkłada w trening tyle samo wysiłku, co i one.

Przyznam, że tego mi brakowało, dobrego treningu w lesie, z dala od cywilizacji. Kalos strasznie mnie męczyło. Wreszcie wypatrzyłem polanę. Była idealna, aby dalej kontynuować trening.
- Idziemy tutaj – wskazałem na polanę, która malowała się przed nami. Słońce wyłoniło się zza chmur oświetlając zielone kępy trawy. Co chwile widać było czerwone kwiaty, które tu porastały.
 -Dobra – odparł, nie zwalniając. Kiedy on się zmęczy?

Stanęliśmy naprzeciwko siebie, zastanawiałem się, czy wyciągnąć już wszystkie karty na stół i zobaczyć jak zareaguje, czy jednak dać mu szansę.
- Powalczymy. Twój Poliwhirl przeciwko Primeapowi i ty przeciwko mnie – powiedziałem. Kyle nie wydawał się być tym zachwycony Przecież ćwiczyliśmy trochę sztuk walki, na pewno był gotowy.
- My? – zapytał, niedowierzając.
- Tak my, musisz pokazać pokemonowi, że jesteś tak samo zaangażowany w walkę jak i on – wytłumaczyłem.

Zaczęliśmy. Bez problemu zablokowałem każde jego uderzenie. Kątem oka zauważyłem, że Primeape radzi sobie podobnie z Poliwhirlem. Ciosy przybierały na sile, ale wciąż nie były wystarczająco silne. Zupełnie jak nasza ostatnia walka. Wszystko było dobrze, lecz brakowało tej iskry, która rozpaliła by pożar.
- No dalej, chyba stać cię na więcej -  rzuciłem wyzywająco. Kyle przygryzł jedynie wargę i dalej zaczął uderzać, po czym spróbował kopniaka z obrotu. Nic nie działało. Bez problemu blokowałem każdy jego cios. Podobnie działo się między pokemonami.

Czas podkręcić trochę tempo. Złapałem jego pięść, po czym go pociągnąłem za nią i rzuciłem na ziemię. Chciałem żeby wstał. Pomachałem mu nawet dłonią, uśmiechając się. Pozbierał się błyskawicznie i nacierał kolejnym uderzeniem. Odsunąłem się i podstawiłem mu nogę. Przewrócił się na klatkę piersiową. Pozbierał się po raz kolejny, najpierw przybrał pozycję jak do pompki, a potem odbił się na dłoniach, stając na nogach.
- Czego to robisz? – warknął. Bingo, mam go.
- Co? – zgrywałem głupka. Rzucił się na mnie. Zablokowałem go i powaliłem na ziemie, jednym pchnięciem dłoni w plecy. To go zdenerwowało jeszcze bardziej. Zaczął się przykładać. Gniew zaczął wysyłać sygnał. Adrenalina się wyzwalała. Widziałem ten szał w oczach.
- To wszystko! – krzyknął i znowu podbiegł, tym razem bez problemu ominął moja dłoń i zarobiłem w twarz z pięści. – Wreszcie się postarałeś – zaśmiałem się i podciąłem mu nogi. – Ale widzisz i tak jestem lepszy. – Dobra dopiero teraz czuję, że mnie boli. Trzeba to rozegrać bez większych obrażeń na mnie.
- Zobaczymy – mruknął i pozbierał się ponownie. Chciał mi dokopać za wszelką cenę i o to chodziło. Dostałem po raz kolejny. Tym razem upadając poczułem jak on leci za mną. Zaczął okładać mnie pięściami, a  ja zacząłem się blokować, na tyle ile mogłem.

Ten skubaniec był coraz lepszy. Naprawdę dawał sobie radę. Chyba był już wystarczająco wściekły.
- Czemu jesteś zły? – zapytałem. Teraz już nad sobą nie kontrolował. Poliwhirl i Primeape obserwowali nas.
- Ja zły? – zapytał, dysząc. – Ja nie jestem zły! – uniósł głos. – Czemu miałbym być wkurzony. Niby o co? O to, że zostawiłeś mnie sam z rodzicami. O to, że po trzech latach łaskawie dajesz mi wskazówki? O to, że zmarnowałem tyle lat, żeby być kimś kim nie byłem? O to, że zapłaciłem za bycie idealnym swoim życiem? O to, że jestem beznadziejny w podróży i prędzej czy później nawalam? Zupełnie jakbym nie robił żadnych postępów. Mam dość życia, mam dość ciebie! – Teraz naprawdę mocno uderzał.

Nie to, że jestem jakiś sadomaso, ale tego się spodziewałem po nim. Ja byłem o podobne rzeczy wściekły. Nigdy nie dbałem o siebie, nie umiałem walczyć, spychałem swoje potrzeby na drugi plan i wegetowałem. Teraz mam na wszystko wywalone i robię to co uważam za słuszne. Osiągam sukcesy i pnę się w górę, mimo że czasami jest różnie. Jednak nie tracę siły, mimo porażek i prędzej czy później wybijam się w górę. Kyle’owi brakuje poczucia własnej wartości, brak mu chęci do marzenia.
- Odpowiedz! – nakazał, po raz kolejny zadając niecelny cios. W końcu złapałem go za ramiona i nim potrząsałem.
- Rozumiem, też przez to przechodziłem. Oni nigdy nas nie kochali, nikt nigdy nas nie kochał. Wiem jak to jest, wiem jak to jest żyć z tą pustką, że nigdy to się nie zmieni. Wyobrażasz sobie, że jesteś bezwartościowy, ale tak nie jest. Znaczysz tyle samo co inni! Nie musisz udowadniać swojej wartości wygrywając – krzyczałem do niego. Fakt to ja wpędziłem go w tę agonię, a teraz chyba napłynęły do jego oczu łzy, w każdym razie zeszkliwiły się, dość dziwnie.

Przytuliłem go mocno do siebie, na początku próbował walczyć, próbował zaprzeczyć, ale po chwili przestał.
- Nie to, to nie jest…
- Wiem, spokojnie. Teraz będzie już tylko lepiej. Zawsze masz mnie – zapewniłem go. Przyznam, że wróciłem do Johto tylko ze względu na niego. Miałem ochotę spróbować jeszcze raz w Kanto, no i zaliczyć parę turniejów, na które wysyła mnie Liga. Jednak myśl, że on siedzi w domu i nigdy nie zrobi to na co ma ochotę przerażała mnie. Jako jego starszy brat nie mogłem dopuścić , by był nieszczęśliwy. Spodziewałem się co prawda oporu z jego strony. Myślałem, że dalej jest robotem i będzie robił to czego chcą rodzice, ale widocznie bunt płynie w naszej krwi.
- Nie rozumiem tego – wydukał.
- Czego? – zapytałem.
- Przecież nie miałem złego dzieciństwa. Ogólnie ciężkiego życia. Czemu jestem taki wybrakowany? – Chciałbym znać na to odpowiedź, czemu tak silnie na nas to wpłynęło? Czemu po prostu nie byliśmy twardzi od początku? Chyba ja i Kyle jesteśmy dwiema dobrymi duszyczkami, które wolą cierpieć same niż pozwolić drugiej osobie, to robić. Choć wyrażamy to dwa na inne sposoby. Kyle się dopasowuje, a ja schodzę z drogi.

Właściwie to kiedyś tak było. Teraz jestem szczęśliwy i podchodzę do wszystkiego z dużą rezerwą. Nauczyłem się, że emocje są kapryśne i czasem trzeba je po prostu akceptować, a nie starać się je zmierzyć, czy zrozumieć. Nie da się.
- Kyle, spójrz na mnie – kazałem, odsuwając go od siebie. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczyma, przepełnionym smutkiem. – Zaakceptuj swoje emocje, cały ból, cały gniew. Tylko wtedy ruszysz do przodu. Naucz się czuć, nie myśl nad tym. Po prostu czuj, jeżeli to opanujesz, to wygrasz! Emocje to ważna sprawa, kiedy pozwolisz dojść tym złym emocjom do głosu, poznasz też prawdę o tych dobrych. Poczujesz prawdziwą motywację, prawdziwego ducha walki, a tylko tak możesz zwyciężać. Nie wygrasz, jeżeli nie włożysz w tego serca. Nie masz jednej rzeczy, którą ma prawie każdy trener, ale masz te rzeczy, których oni muszą się uczyć. Dasz radę, tylko pozwól sobie istnieć – powiedziałem. Ale jestem głęboki! Czuję się tak mądrze. Dobra koniec samo zachwytu.
- Nie wiem – odpowiedział niepewnie patrząc się na mnie.
- Nie myśl!
- Jestem zły, jestem smutny, ale chcę iść do przodu. Chcę wygrać – wydukał.
- Więc chodź i walcz.
- Tu i teraz? – zapytał.
- Tak. Mój Primeape przeciwko twojemu Poliwhirlowi – zaproponowałem. – My już nie, masz jednak siłę – powiedziałem, masując się po policzku. Po czym Kyle zaśmiał się.
- Ćwiczę – rzekł. Poczułem, że jego gniew ustępuje, a pojawia się chęć zwycięstwa, chęć udowodnienia, że on podejmuje decyzje. Ja dochodziłem do tego cały rok. Dostałem mocno .Zdobyłem cztery odznaki tylko przez jeden sezon. Dwa razy przegrałem trzy walki z liderem. Może dwie odznaki wygrałem za pierwszym razem, a reszta to była porażka. Byłem na samym dnie, jednak się odbiłem. Nie żałuję teraz żadnej decyzji. Mam nadzieję, że i on nie będzie żałował.

Stanęliśmy naprzeciw siebie. Poliwhirl stanął przed Kyle’em wydawał się być zmartwiony. Jego trener też nie był w najlepszym stanie. Dopiero teraz się zbierał w sobie. Myślałem, że odmówi mi tego pojedynku, lecz może zrobił jakiś postęp. Muszę się pilnować.
- Dobrze, zaczniemy od niskiego kopnięcia – wydałem komendę. Primeape doskoczył do swojego przeciwnika i już się przygotował.
- Poliwhirl wodnym pulsem odeprzyj atak. – Niebieski stworek, cofnął dłonie do tyłu i zebrał niebieską kulę, a potem szybkim ruchem przeniósł ją przed siebie. Wstawiając je przed siebie, niczym kwiat lotosu, w środku którego znajdowała się kula wody. Niskie kopnięcie trafiło w błękitną sferę. Wyzwoliła się woda, wyrzucając Primpeapa do tyłu.
- Nieźle – rzuciłem.

Trzeba było przyznać to było całkiem pomysłowe. Kyle stał się nieco lepszy. Zupełnie jakby dostał zimny prysznic i obudził się ze snu.
- Primeape pokuta. – Dłonie pokemona mały stały się fioletowe i zaczął okładać pięściami Poliwhirla.
- Spróbuj blokować łamaczem murów. – Poliwhirl był zdecydowanie za wolny. Dostawał cios za ciosem. W końcu Poliwhirl się przewrócił.
- Wstań! Wiem, że potrafisz, nie potrzebujemy kamienia, żeby wygrać. Mamy moc! Nie musimy być silniejsi! – Hmm ciekawe o co chodzi z tym kamieniem. Czyżby Kyle chciał ewoluować swojego pokemona? Niebieski stworek wstał. A to ciekawe. Są silniejsi. Jeszcze trochę muszę dopracować, ale jest całkiem nieźle.
- Primeape walka wręcz – powiedziałem nadzwyczaj spokojnie. Oczywiście walczący pokemon posłuchał mnie i bezbłędnie wykonał polecenie.
- Poliwhirl kontruj podwójnym klapsem! – A to dziwne. Primeape zaczął okładać Poliwhirla uderzeniem, który dzięki podwójnemu klapsowi były niecelne, gdyż wyprostowane dłoni uderzały ręce mojego pokemona, zmieniając tor ruchu. Co gorsza teraz to mój pokemon oberwał. Nieznacznie, ale jednak.  – Teraz lodowa pięść. – Zmiana ataku nastąpiła tak płynnie, że nie mogłem zareagować. Primeape dostał najpierw z lewej pięści w policzek, a potem otrzymał prawego sierpowego.
- Co raz lepiej – pochwaliłem. Wreszcie walczył jak mój brat. – Dobra, czas pokazać wam naszą siłę. Skup energię Primeape.
- Poliwhirl wodna broń, nie pozwól się mu naładować! – rozkazał. Ha! Jakbym tego nie przewidział. Primeape, umiał obejść i to.

Strumień wody uderzył w niego, lecz nie przyniósł żadnego efektu. Nauczyłem Primeape skupiać się w najtrudniejszy warunkach. Nawet jeśli miałby oberwać, jakimś atakiem potrafił wytrzymać.
- Sekretna moc. – Primeape obudził się z medytacji, a z jego pyszczka wystrzelił strumień nasion, który rozbił wodny strumień i trafił w Poliwhirla. Pokemon padł nieprzytomny. – Teraz był zdecydowanie lepiej, prawie wygrałeś z wicemistrzem – wypaliłem. Przyznam, że przez chwilę myślałem, że mogę przegrać. Kyle dał z siebie teraz trochę więcej.

Musi sobie jeszcze wiele poukładać, ale kiedy już to zrobi stanie się o wiele silniejszy. Jak ja kiedyś. Co prawda czeka go jeszcze wiele nauki. Może dzięki dzisiejszej lekcji przyspiesz swój trening i dostanie się do Ligii. Nie wiem czemu się martwię, na pewno się dostanie do Ligii.

Wróciliśmy do miasta. Jeszcze trochę potrenowaliśmy. Potem zabrałem go do siebie. Pogadaliśmy trochę o starych czasach, takie głupie pogaduchy w braterskim wykonaniu. Strasznie mi tego brakowało.
- Proszę – powiedziałem, podając mu niebieski owal.
- Czyje to jajo? – zapytał zaciekawiony.
- Zobaczysz. – Uśmiechnąłem się. – Myślę, że dasz sobie radę z nim. Ten maluch potrzebuje opieki.
- Dziękuję – wydukał zmieszany.
- Nie ma za co. W sumie ja niemiałbym co z nim zrobić, a ty nadajesz się na jego trenera. Zawsze miałeś rękę do maluchów. Pamiętasz tego Caterpie? – wspomniałem.
- Ty to jeszcze pamiętasz? – zapytał się zdziwiony.
- Przecież się nim tak opiekowałeś. W sumie co się z nim stało? – zapytałem. Widziałem tego malucha jeszcze jako robaka, którego Kyle dokarmiał.
- Został Metapodem i wszedł w jakąś fazę hibernacji. Do dzisiaj jest Metapodem chyba – odparł. A to dziwne. Nie spotkałem się z czymś takim.

Fajnie było być dzieckiem zaprzyjaźniać się z dzikimi pokemonami, a ja i Kyle mieliśmy do tego rękę. Mnie udało się oswoić pewnego Sentreta, którego zabrałem ze sobą w dzień podróży. No i rzecz jasna Growlithe. Naszego rodzinnego strażnika. Miałem dość dobry start, dwa pokemony od razu.
- Dziwię się, że nie podróżujesz z Psyduckiem? – zacząłem.
- To dość długa historia – przeciągnął to zdanie.
- Mam czas – zaśmiałem się. Tak wszystko wróciło na stare tory, jeżeli chodzi o nasze relacje, czyli już nic nie trzyma mnie w Johto. Mogę uciekać do Kanto na nowy turniej…

 _______________
Od Autora:
  1. Niespodzianka! Miałem wenę, więc napisałem, choć rozdział nie do końca taki jakbym chciał. To znaczy chciałem ciut inaczej przedstawić Jacka, w pewnym momencie trochę zrobiłem z niego gościa znudzonego życiem. Zresztą coś czuję, że wy inaczej odbierzecie jego postać. Ogólnie rozdział jest jakby drugą częścią poprzedniego. Znaczy się Broken - Kyle i Unbroken - Jack. Czyli jeden załamany, przeżywający, wszystko i niedoświadczony i drugi po metamorfozie silny i ogarnięty. Takie zestawienie. Przynajmniej tka miało być ciekawe jak wyszło.
  2. Muszę zrobić aktualizację na blog. Chodzi mi o zakładki. Np. dodać genezę we wprowadzeniu, jako dodatkowy podpunkt. Pomysł podsunęła mi Mleko swoim komentarzem. No i wciąż pracuję nad opisami postaci. Choć nie wiem czy nie zostawię takich, a zmienię jedynie karty.
  3. Następny rozdział chyba w weekend. Powiem tak będzie to kontest, w końcu czas na Alice. Jeszcze nie mam pomysłu na tytuł, ale mam już kilka pomysłów na strategię, jaką wykorzysta Alice. To taki mały spoiler. 
  4. Co do szablonu dodatkowego. Myślę, że uda mi się go zrobić w tym tygodniu jakoś. Coraz lepiej umiem organizować sobie czas. A chciałbym jak kiedyś tworzyć grafikę(czy kiedy onet opierał się na ramkach). 
  5. Dziękuję rzecz jasna za komentarze. Każdy ma inny punkt widzenia, często podsyłacie mi pomysły, a czasem łapię się na błędach, jeśli chodzi o fabułę. Przyznam, że jestem niekonsekwentny i na siłę próbowałem próbowałem się trzymać typowego opowiadania o pokemonach, nie wprowadzając wątków Yaoi, czy też bardziej emocjonalnych, czy też kontrowersyjnych jednak. Między innymi czy są używki w świecie pokemon, hehe. Ale chyba jednak mam ochotę na coś poważniejszego, a jakoś nie chcę rozstawać się z tym opowiadaniem na rzecz nowego. W szczególności, że pierwszy rozdział przekroczył 100 wyświetleń! Za co wam dziękuję czytelnicy!
Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Jack ciekawie wszystko rozwiązał, chociaż napotkał mało opór to i tak wszystko poszło po jego myśli. Nigdy bym się nie spodziewał, że zrobisz z Alice tego typu osobę, niby prawie za każdym razem jest to zabawne, ale gdyby się tak dłużej zastanowić to czasem jest hmmm? żałosna? nie wiem czy to dobre słowo, ale po prostu jest czymś w rodzaju popychadła ;p. Tak swoją drogą co to za atak "pokuta" w sumie to może i wiem, ale akurat tego tłumaczenia nie słyszałem, dobrze by było jakbyś zarzucił angielską nazwą, bo jestem ciekawy :P. Kyle jest wysportowany zdecydowanie XD. Czekam na next, Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punishment. Miałem problem jak to przedstawić i jaką nazwę nadać. Myślałem o karze, ale postanowiłem wziąć tę nazwę ze sprawdzonego forum

      Usuń
    2. Jeśli porównywać karę do pokuty to ta druga nazwa zdecydowanie lepsza :D

      Usuń

Obserwatorzy