logo

XXI. Broken

XXI Broken

            Serce na chwile przestało mi bić. Jak ja dawno go nie widziałem. Jak bardzo za nim tęskniłem, oczywiście jak kołek stałem wpatrując się w niego bez żadnej reakcji. Miałem ochotę uściskać go na powitanie, ale zamiast tego stałem jak wryty.
- No siema brat – rzucił pewnie, jak to on.
- Cześć – wydukałem nieśmiało i oczywiście dalej stałem. Tak, nie jestem mistrzem w okazywaniu emocji. W końcu ruszył do mnie i przytulił mnie, klepiąc po plecach.
- A ty co zobaczyłeś ducha – zaśmiał się. Dopiero teraz się ocknąłem i odwzajemniłem uścisk.
- Nie, po prostu – eh gubiłem się we słowach. -  Dawno cię nie widziałem i nie spodziewałem się ciebie w Johto, co tu robisz? – zapytałem nieco zmieszany. Przecież Jack opuścił dom trzy lata temu. W podobny sposób jak ja, no może bardziej burzliwy. Zrobił to w taki sposób, że wszystkie wspomnienia o nim w domu, zostały spalone.
- Podróżuję, już trzy regiony za mną, może odwiedziłbym rodziców i pokazał im swoje odznaki i tytuły – po raz kolejny zażartował, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Podróż mu naprawdę służyła. Był wesoły uśmiechnięty i pełen energii. Co wcześniej rzadko mu się zdarzało, mimo jego luźnego usposobienia.
- Trzy regiony? – zainteresowałem się tym. Ciekawe gdzie był przez ten cały czas i dlaczego się nie odzywał. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi! Bliskimi braćmi, a on zniknął w taki sposób!
- Kanto, Kalos i Tryvira – wymienił, odsłaniając prawy bok swojej czerwono czarnej kurtki. Ilość odznak była imponująca. Naliczyłem ich ze dwadzieścia. – Tylko w Kanto nie dostałem się do Ligii, ale to był mój pierwszy region, a start miałem naprawdę ciężki. No, ale cóż teraz jestem wicemistrzem Tryviry – pochwalił się.
- Kalos i Tryvira? – Nie znałem tych regionów. W sumie znałem tylko Hoenn i Kanto. O Sinnoh tylko słyszałem, ale nigdy nie interesowałem się tym regionem, a może powinienem.
- Tak to są kolejne dwa regiony. Bardzo różnią się od Johto i Kanto. Są bardziej zurbanizowane, a raczej Kalos jest, bo Tryvira to istna dżungla, najmłodszy z regionów, których jest o wiele więcej niż Ci się wydaje – wytłumaczył.



            No tak, zacząłem podróż po Johto, bo je znam, a poza tym na pewno rodzice nie puściliby mnie do Kanto. Co gdyby coś się stało. Matka lamentowałaby codziennie. Co centrum pokemon słyszałbym jak to się martwi, jak to nie może spać i jest już w ciężkim stanie. A ojciec mądrzyłby się jeszcze bardziej.
- Jak ty się zmieniłeś – zauważyłem. Wcześniej był znacznie grubszy. Teraz był dobrze zbudowany, jego przedramię było umięśnione. Widać, że ćwiczył.
- Podróż mi służy – odpowiedział. Dopiero teraz zauważyłem, że stał za nim blondyn, o bardzo jasnej cerze, w niebieskiej kurtce. Spojrzałem na niego, a  potem na swojego brata. – Atka to jest Forest. Pochodzi z Cianwood City. W sumie dlatego też tu jesteśmy. Poznajcie się.
- Cześć, jestem Forest. – Podał mi dłoń, delikatnie się uśmiechając.
- Cześć, miło poznać. Jestem Kyle – przedstawiłem się błyskawicznie, nie zapominając o manierach.
- Więc to jest twój brat? Hmm chyba się jednak pomyliłeś – powiedział zastanawiając się nad czymś. Jack zarumienił się, po czym podrapała się za głową.
- Każdemu się może zdarzyć – odpowiedział przyjacielowi. – Cieszę się, że wyruszyłeś w podróż, naprawdę! – zaakcentował. – Należy ci się, tam byś się zmarnował.
- O czym mówicie? – zapytałem, ignorując ostatnie słowa brata.
- Nie to, że coś – zaczął Jack – no wiesz – kręcił. – Myślałem, że nigdy się nie uwolnisz od rodziców i dalej będzie wypełniał ich wolę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek wyruszysz w podróż. Jesteś raczej „panem idealnym”.

            Przez chwilę byłem naprawdę wściekły, ale prawda jest taka, że on miał rację. Do samego końca myślałem, że pójdę na studia, zostanę naukowcem, ułożę sobie życie i na tym skończę. Tymczasem postawiłem się, z czego byłem dumny. Choć cały czas czuję, jakbym walczył z wiatrakami, że zamiast wybrać łatwą drogę, wybrałem trudną.
- Ale cieszę się, że podróżujesz- podkreślił.
- Rozumiem – odpowiedziałem, chowając swoją złość.
- Może napijemy się kawy, znaczy herbaty – poprawił się. Tak, no bo ja nie piję. Spojrzałem się na niego wymownie. – Oj no, przepraszam. Jako przedstawiciel Ligii i to starszy, mam obowiązek nie demoralizować młodych trenerów. Ale fakt, ty masz już osiemnaście lat. – Wreszcie sobie przypomniał. – Takie zasady, w końcu mamy wpajać dziesięciolatko, że życie to utopia. Jakby to było, gdyby dziesięcioletnie dziecko zmierzyło się z prawdą o życiu – zastanowił się.

            Przyznam, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Teraz gdy o tym pomyślałem, perspektywa wydaje się być przerażająca. Sama podróż jest męcząca. Częste porażki, różne komplikacje i fakt, że jestem zdany na siebie. To wszystko już jest męczące. Z drugiej strony, kiedy się jest młodym, nie myśli się tak o wszystkim. Wtedy się żyje, uczucia są proste i nieskomplikowane.
- Dobra, możemy tak zrobić! – odparłem.
- Frost spotkamy się później – powiedział do niego.
- Jasne. Na razie – rzucił w naszą stronę, wychodząc.
- Na razie! – odpowiedzieliśmy niemal jednocześnie.

            Na zewnątrz było pochmurnie, choć ciepło. Cainowood City swoim wyglądem przypominał Goldenrod City. Kilka asfaltowych ulic, dookoła których wznosiły się monumentalne budowle. Z tą różnicą, że drogi prowadziły do morza, a przynajmniej takie miało się wrażenie.

            Kawiarenki nie musieliśmy długo szukać. Była naprzeciwko centrum pokemon, tuż koło większego skrzyżowania, na którym nie brakowało ruchu. Zdziwił mnie napis na kawiarence „Hot cups”, który widniał na czarnym tle z płomieniami. Weszliśmy do środka, a naszym oczom ukazało się piękno pomieszczenia. Przy drewnianych, brązowych stolikach siedzieli ludzie popijający kawę w białych, porcelanowych filiżankach. Miejsce wydawało się naprawdę ciepłe. Herbaciane płytki, jasnożółte ściany i obrazy, dużo obrazów. W złotych ramach, przedstawiające ogniste pokemony. Stąd ta nazwa.

            Wybraliśmy rzecz jasna stolik przy oknie. Ruchu nie było dużego, wiec miejsc było sporo. Siadłem, akurat przed obrazem Ponyty skąpanej w ogniu.
- To opowiadaj – powiedziałem, kiedy zajęliśmy już miejsca. Jack popatrzył się tylko na mnie i sięgnął po menu.
- Może najpierw zamówimy – odpowiedział, kolejny raz zbywając mnie. Sięgnąłem po drugą kartę, nie protestując. Przejrzałem pozycje i po chwili już byłem zdecydowany. Jack miał trochę dłużej z tym problem.
-  A wiec ? – przypomniałem.
- A więc co? – zapytał -  no dobra – dodał widząc moje spojrzenie. – Nie wiem co by tu opowiadać. Było ciężko. Wiesz wyjechałem najpierw do New Bark Town, potem jakimś cudem udałem się do Kanto, tam dostałem srogą lekcję od życia, a potem jakoś było – opowiadał bez większego przywiązania.
- Dlaczego jesteś taki oschły? Byliśmy najlepszymi braćmi – zarzuciłem mu. Naprawdę czułem się poirytowany. Zupełnie jakbym był obcą osobą.
- Przepraszam – powiedział skruszony. – Jestem chyba trochę zmęczony podróżą i naprawdę nie mam ochoty opowiadać o tym co było złe. Znaczy wiem, że chciałbyś – poprawił się. – Ale – przeciągnął to – życie nauczyło mnie, że trzeba iść cały czas do przodu. Choć to co się stało czasami jest przykre – wytłumaczył. Przyznam, że nigdy nie wyznawałem takiej filozofii. Warto mówić o swoich emocjach o sobie. No dobra, to inni mają mówić, a ja słuchać. Sam z tym też miałem problem.
- Chyba rozumiem – odparłem nie mając nic innego do powiedzenia.

            Podeszła do nas kelnerka, zamówiliśmy po kawie i jakimś ciastku. Jack dalej nie był rozmowny. Brakowało mi tych czasów, kiedy ciągle potrafiliśmy gadać i było jeszcze mało.
- Jak w ogóle rodzice? Wspominają mnie? – Ha! Wreszcie jakieś dobre pytanie.
- Nie, właściwie zachowują się tak jakbyś nigdy nie istniał – odpowiedziałem, czując że robię progres.
- O tego się nie spodziewałem – zdziwił się. – No ale cóż zawiodłem ich. – Uśmiechnął się pod nosem jakby czuł satysfakcję.
- Chwile było złości, a potem po prostu wszystko wróciło do normy. Mama przestała lamentować już po tygodniu. Nawet gdy wyruszałem w podróż nie wspomnieli o tym. Chociaż – przypomniałem sobie mały fakt – to ojciec mi pozwolił na podróż pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Muszę dostać się do Ligii w tym roku – odpowiedziałem. Jack w tym momencie się zakrztusił i zaczął klepać się po klatce piersiowej.
- Serio? – zapytał, przestając kasłać. Pokiwałem jedynie głową. – Dobra dziecko, zostanę tu trochę. Musimy poćwiczyć, ty nie jesteś gotowy. – Po tych słowach coś we mnie się zagotowało.

            Mam osiemnaście lat, jestem w podróży, mam już dwie odznaki, a wciąż jestem dzieckiem! Czy wszyscy muszą mnie pouczać?! Czy ktoś we mnie wreszcie uwierzy?  Nie, no bo po co. Lepiej rzucać mi kolejną kłodę.
- Dzięki, radzę sobie – odparłem chłodno, kryjąc swoją złość.
- Kyle, wiem że nasze relacje trochę podupadły, ale. – Jak ja nie lubię, tego ale i zawieszonego głosu. Jakbym nie wiedział, że teraz padnie strzał. – Ale potrzebujesz kilku wskazówek, jak każdy. Troszczę się o ciebie, zawsze będziesz moim młodszym bratem, choć całe życie pokazywałeś, że jesteś starszy – wspomniał.

            Naprawdę mnie tak postrzegał? Co za różnica. Teraz to ja jestem gorszy i słabszy. Wziąłem głęboki oddech.
- Jakich wskazówek? – zapytałem, udając zainteresowanie. Nie chcę się oszukiwać, wiem że nad wieloma rzeczami muszę popracować. Ale zawsze myślałem, że zrobię to w trakcie podróży. Nie mogę przecież zawsze zapobiegać każdemu zagrożeniu.
- O życiu trenera. Nie jakiś tam rad trenerskich. Uwierz mi to i tak musi przyjść z czasem, ale jeżeli będziesz przygotowany, na to co cię czeka, to będziesz działać efektywniej – powiedział.

            Kolejny raz dzisiaj nie wiedziałem co myśleć. To w końcu jak jest? Mam się czegoś od niego nauczyć, czy po prostu iść swoim tempem.
- Eee? – wyjąkałem zmieszany.
- Jesteś po szkole trenerskiej. Tam uczą was, że wszystko wygląda wręcz idealnie. A nie mówią, że poza wiedzą, poza dobrą drużyną i strategią, liczą się też predyspozycje trenera. Ważne jest, aby trener pozostawał w równowadze. To znaczy, żeby był ustabilizowany emocjonalnie – dopowiedział.
- Sugerujesz, że jestem niestabilny. – Spojrzałem się na niego z niedowierzaniem.
- Normalnie odpowiedziałbym nie – powiedział machając przy tym dłonią. – Ale muszę powiedzieć, że tak i to nie twoja wina.
- A czyja? – rzuciłem to pytanie, pretensjonalnym tonem.
- Rodziców i ogólnie tego, jak to wszystko się potoczyło. Zresztą po co gadać, chodźmy zawalczyć. Pokażę ci, że mam rację – zaśmiał się mówiąc to ostatnie. Jack może się zmienił jeżeli chodzi o wygląd, lecz wciąż jest tą samą osobą. Może jest bardziej dojrzały, jednak wciąż lubi udowadniać za wszelką cenę swoje zdanie. Co gorsza, ja mam to samo. Co oznacza zawziętą walkę.

            Jeszcze chwilę pogadaliśmy o starych czasach. Jak to było, jak bawiliśmy się razem w ogródku. Ja zawsze kochałem wodne i trawiaste pokemony, a Jack ziemne i ogniste, choć to nie było dobre połączenie. Często razem zajmowaliśmy się ogrodem. Uczyliśmy się o pokemonach i kilka nawet razem chowaliśmy. Tak jak Growlithe, którego zabrał w tamtą pamiętną dla mnie noc.

            Udaliśmy się ponownie do centrum pokemon, by udać się na pole walki, które znajdowało się za centrum pokemon. To było typowo ziemne z kilkoma kamieniami. Zajęliśmy odpowiednie miejsca. W między czasie dołączył do nas Forest, który miał nam sędziować.
- Gdzieś ty był? – usłyszałem kobiecy głos. Spojrzałem się na lewo. Alice stała w drzwiach centrum pokemon. Była zadyszana. – Szukałam cię, mogłeś powiedzieć gdzie się wybierasz! – zarzuciła.

            Faktycznie o czymś zapomniałem, ale nie wiedziałem, że to Alice. W sumie nic dziwnego, ona zawsze za mną chodzi, więc przyzwyczaiłem się, że jej nie trzeba szukać. Może wszystko się zmieniło od Goldenrod City. W końcu dałem jej kosza, nie miała już na co liczyć.
- Przepra…
- O hej przystojniaku – rzuciła do mojego brata, zarzucając włosy za plecy.
- Serio? – zapytałem się, nie kryjąc zdziwienia. Jack podrapał się tylko za głową, uśmiechając się.
- No co? Wydobrzał – odpowiedziała. – Miło cię widzieć Jack – powiedziała swoim uwodzicielskim głosem.
- Ale naprawdę? – ponowiłem.
- No co, nie mam szans u jednego brata, to spróbuję u drugiego. – Kiedy wspomniała o szansie. Forest się roześmiał.
- Tak, u Jacka masz szansę – powiedział, chichocząc. Alice była zmieszana.
- Sorry mała, raczej nie jestem i nie będę zainteresowany – odparł, posyłając jej pogodny uśmiech. Widać było, że był zmieszany.
- Eh, no nic. Ale ten białas. – Wskazała na Foresta.
-Alice! – warknąłem.
- No dobra, widzę walkę. – Spojrzała się na nas. – Już nie przeszkadzam. Już nawet poflirtować nie wolno – oburzyła się i usiadła na ściętym pniu.

            Wziąłem głęboki oddech i skupiłem się na pojedynku. Jack wydawał się nie przejmować całą walką. Czuł się pewnie, chyba aż za pewnie. To zawsze plus dla mnie, może będzie nieuważny. Zapewne myśli, że jestem początkujący.
- Dobra walczycie trzy na trzy. Zasady proste do każdej tury używacie innego pokemona. Walczycie, aż do utraty ostatniego pokemona. Zaczynajcie – powiedział Forest.
- Kyle, co ty na walkę naszych pierwszych pokemonów? – zaproponował. Spojrzałem na Poliwhirla, który aż palił się do walki.
- Jasne – odpowiedziałem. Wiedziałem, że on wystawi Growlithe, więc miałem już przewagę.
- Wybieram cię Arcanine. – Na boisku stanął olbrzymi pomarańczowy pies z czarnymi paskami i białą grzywą. Hmm, a więc Growlithe ewoluował. Mogłem się tego spodziewać. Cóż zawsze będę mógł sobie zeskanować go pokedexem.

Arcanine pokemon pies typu ognistego. Starsza forma Growlithe. Zaliczany niegdyś do pokemonów legendarnych. Z natury jest odważny i lojalny. Potrafi przebiec znaczne odległości bez odpoczynku.

- Witaj maluchu! – powiedziałem, a pokemon wesoło zaszczekał i zamerdał swoim białym ogonem. – Dobrze Poliwhirl pokaż mu na co cię stać!

            Jack uśmiechnął się pod nosem. Chyba liczył na to, że poczuję się pewniej mając przewagę typu.
- Nie dziwi mnie Poliwhirl – wypalił. No tak zawsze o nim marzyłem. Zapomniałem o tym. – Zawsze mnie dziwiło, że nie interesowałeś się walczącymi pokemonami. Poliwhirl, Primeape – wyliczał. Faktycznie to były jedne z moich ulubionych pokemonów.
- Dobra koniec pogaduszek! – rzuciłem.
- Jasne. Arcanine przegrzanie! – Pokemon wystrzelił ze swojego pyska słup ognia.
- Poliwhirl wodna broń. – Mój podopieczny nie zawiódł i tym razem. Strumień wody zetknął się z ogniem Arcanine. Przez chwilę ataki były równe, ale po chwili atak Poliwhirla sięgał coraz dalej, wypierając czerwony strumień.
- Unik – nakazał Jack. Był taki spokojny. Czy on aż tak mnie ignorował? Chyba czas mu pokazać.

            Arcanine z gracją skoczył w powietrze. Strumień wody uderzył w jeden z głazów, rozbijając go.
- No całkiem nieźle. Mocny atak. Ekstremalna prędkość! – nakazał, a jego pokemon zniknął w ułamku sekundy. Chwilę później Poliwhirl już leciał w  jeden z kamieni, a Arcanine powrócił na swoją pozycję.
- Ale jak? – zapytałem, nie wiedząc co się stało.
- Mój Arcanine jest naprawdę szybki – odparł.

            Musiałem coś z tym zrobić, ta szybkość była niebezpieczna. Mógł cały czas atakować tym uderzeniem. W szczególności, że Arcanine nie męczy się zbyt prędko, a przynajmniej tak powiedział pokedex. Muszę go spowolnić. Chyba wiem.
- Poliwhirl wodny puls w podłoże pod sobą, a potem szybko lodowa pięść w to miejsce. – Pokemon był chwilę skołowany. Nie ćwiczyliśmy takiego posunięcia, na całe szczęście Poliwhirl zawsze mnie rozumiał i potrafił wyciągnąć z każdej opresji. I tym razem nie zawiódł. Uderzył niebieską kulą w podłoże, po czym wydostała się fala wody i błyskawicznie zmienił pięść, uderzając nią o podłoże. Woda szybko zaczęła marznąć, tworząc lodowe pole.

            Swoją drogą powinienem nauczyć go lodowego promienia na takie okoliczności, bo pięść jest trochę nieefektywna. Arcanine oczywiście uskoczył i bez problemu uniknął uderzenia wodą. Choć nie stał już tak pewnie.
- Świetny pomysł nie powiem – pochwalił. Teraz wystarczy dobrze uderzyć i po sprawie.
- Poliwhirl wodna broń – nakazałem, ignorując pochwałę. Skupiłem się maksymalnie na całej rozgrywce.
- Arcanine przegrzanie – powiedział spokojnie.

            Ogień i woda znowu się zetknęły z podobnym efektem. Arcanine pod wpływem siły zaczął sunąć do tyłu, aż zatrzymał się na jakimś kamieniu. Aż dziwne, że nie stracił równowagi. Co dziwne tym razem ataki były wyrównane.
- Poliwhirl włóż lodową pięść do strumienia wody. – Jak dobrze, że przy ostatniej Sali ćwiczyłem z pokemonami różne kombinacje i walkę dwoma atakami na raz. Wcześniej wychodziło to nam bardzo kiepsko, a teraz całkiem dobrze. Strumień wody stał się nico chłodniejszy i bez problemu zaczął przeganiać słup ognia.

            Arcanine walczył do końca. I już miał oberwać, lecz Poliwhirlowi zabrakło siły i na metr od rywala zaprzestał ataku. Stworek zaczął głębiej oddychać.
- Ponów – powiedziałem. Liczyłem, że tym razem się uda.
- Przegrzanie – wydał komendę z takim spokojem, a przecież był w podbramkowej sytuacji.

            Bardzo się myliłem. Atak Poliwhirla nie tylko został zatrzymany, ale i bez problemu rozbity. Słup ognia uderzył w mojego podopiecznego, odrzucając go wprost na lodowy głaz. Dopiero teraz zauważyłem, że tor jaki mijał ogień roztopił lód.
- Ekstremalna prędkość – nakazał. I po chwili już wszystko było jasne. Poliwhirl leżał nieprzytomny. Podbiegłem do niego i wziąłem go na ręce.
- Byłeś świetny – pochwaliłem. Tak naprawdę byłem przerażony. Arcanine dał sobie z nim radę bez problemu. No tak! Ale jestem głupi! Przegrzanie z każdym kolejny użyciem, przybiera na sile. Ach! Choć fakt Arcanine wyglądał na zmęczonego, ten atak bardzo osłabia.

            Schowałem do pokeballa swojego podopiecznego. Wolałem, żeby wypoczywał i wyciągnąłem kolejną kulkę. Wiedziałem, że Jack użyje innego pokemona, a ja liczyłem na swoje siłacza.
- Heracross wybieram cię. – Na polu pojawił się mój potężny insekt. Pokładałem w nim nadzieję. Potrafił latać, więc w razie, gdyby Jack pozostał przy Arcanine, miałbym przewagę. Nie mógłby użyć ekstremalnej prędkości i Heracross nie będzie się ślizgał po tym polu.
- Super pokemon! – zachwycił się. Chyba coś jest z tymi walczącymi pokemonami. – Arcanine wracaj, świetnie się spisałeś! Dobra czas na mojego asa. Deseon wybieram cię!

            Na polu pojawił się dziwny dotąd nieznany mi pokemon. Przypominał nieco Eevee. Z tym, że miał brązowe futro i jasnobrązową grzywę oraz głowę. Miał też duże oczy i przymrużone oczy. Oczywiście zasięgnąłem informacji.
- Brak danych – że co?
- Forest pomóż mu – powiedział Jack, spoglądając się na przyjaciela z uśmiechem. Tamten wyciągnął tylko minimalistyczny czerwony przedmiot, który rozsunął się błyskawicznie.

Deseon pokemon lis typu ziemia. Jedna z form ewolucyjnych Eevee. Pokemony te z reguły są samotnikami, zamieszkują pustynie. Zbierają się tylko na okres godów. Nie lubią przebywać z ludźmi, dlatego też są trudne do wytrenowania.

No tak Eevee ma ewolucję każdego typu. Ten jest typu ziemnego. Cóż Heracross wciąż ma szansę. Damy mu chyba radę.
- Deseon pozbądź się tego lodu trzęsieniem ziemi – nakazał.
- Heracross wznieś się. – Pokemon rozłożył swój pancerz i zaczął machać energicznie sowimi owadzimi skrzydłami. Deseon uderzył stopą, a całe pole rozpadło się w ułamku sekundy. Pozostała jedynie ziemia. Odłamki lodu poleciały w powietrze zadając obrażenia Heracrossowi i Deseonowi.

            Nie wiedziałem czego spodziewać się po tym pokemonie, gdyż poza jego nazwą nic więcej nie mogłem wydedukować. Pokedex zawsze podaje jakieś dodatkowe informacje w postaci statystyk. Tym razem nie wiedziałem, czy ten pokemon jest szybki, czy silny. Mogłem liczyć na intuicję. A skoro to ewolucja Eevee to na bank jest szybki.
- Heracross nocne cięcie – nakazałem. Ten atak wydawał się mi być najskuteczniejszymi jak na razie.
- Deseon burza piaskowa. – Pole stało się mało przejrzyste. Z piachu utworzył się wir ograniczający widoczność. Heracross stracił panowanie i miał problem by utrzymać się w powietrzu.
- Ląduj – rozkazałem jak najszybciej.
- Kula cienia i dobij go stalowym ogonem. – Heracross wyleciał z wiru. Wypchnęła go ciemnofioletowa kula. Za nim z piaskowego sztormu wyłonił się Deseon, którego ogon przybrał metalicznego połysku i zadał kolejny cios. Heracross nie zdążył zareagować i przyjął kolejne uderzenie na siebie. Burza oczywiście się rozszerzyła, pochłaniając go.

             Nie musiałem długo czekać, aż burza ustała, a wraz z nimi ukazał mi się obraz leżącego Heracorssa, który opadł już z sił. Cóż za strata. Nie wiedziałem, że tak szybko przegram. Myślałem, że dam radę. Przecież Heracross to mój as.

            Jack przyglądał się mi, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ja natomiast zacisnąłem pięść. Miałem ochotę udowodnić mu, że nie jest tak dobry jak się mu wydaje. Fakt było z tym ciężko. Już dwa moje pokemony odpadły. Chyba mogłem liczyć jedynie na honorowy punkt. A może nawet zdołałbym powalić Arcanine, gdybym teraz wygrał. No nic, muszę liczyć na mój ostatni wybór, on się dla mnie postara.

            Jack cofnął swojego pokemona. Ja już wybrałem pokeball i wystawiłem go przed siebie. Na polu w czerwonym promieniu pojawił się wesoły Quillava, który jak zawsze rzucił się w moją stroną i otarł się o moją stopę. Pogłaskałem go po głowie.
- Dobrze mały teraz pokaż na co cię stać. – Wystawiłbym Kingdrę, bo jest moim najmocniejszym pokemonem, ale tu nie ma wody, więc wolę nie ryzykować.
- Uroczy – skomentował mój wybór i przygotował swój pokeball. Na boisku pojawił się Donphan. To na co ja liczyłem? Na zwycięstwo?
- Widzę, że wreszcie go dorwałeś – powiedziałem. Tak Jack od dziecka marzył o swoim Donphanie.
- Było trudno, ale się udało – odparł.

            Ostatnia runda się zaczęła, a ja już byłem na straconej pozycji. No cóż, muszę walczyć do końca.
- Donphan toczenie. – Kamienny atak, nie dziwię się.
- Quilava szybki atak. – Pokemon zostawił za sobą białą smugę, zwinnie unikając toczącego pokemona, który nie przestał i zaczął gonić mojego podopiecznego. Dlaczego ja go nie nauczyłem  kręgu ognia. Teraz by był idealny. -  Zasłona dymna i miotacz płomieni w ziemię. – Pamiętam mecz z Miltankiem. Toczenie trzeba zatrzymać jak najszybciej. A nie zrobię tego, dopóki ten będzie mnie gonił. Chyba wszystko się udało. Pole jest zasłonięte, a Quilava pewnie robi swoje.

            Jack pokręcił głową.
- Użyj toczenia, by pozbyć się zasłony dymnej. – Stworek zaczął się kręcić dookoła, stojąc w miejscu. Po chwili dym zniknął w wirze, a Donphan stanął na czterech nogach, grzebiąc przy tym jedną, jakby był gotowy na uderzenie.

            Muszę przyznać, że Quilava wykonał kawał świetnej roboty. Już udało mu się wykonać kilka tunelów.
-  Donphan trzęsienie ziemi, a potem giga wstrząs. – Giga wstrząs? Jeżeli tym oberwę, to mecz skończy się błyskawicznie. Uciekaj, to znaczy.
- Quilava szybki atak! Uciekaj! – rzuciłem komendę. Nie przemyślałem wszystkiego, a konkretnie trzęsienia ziemi, które wyprowadziło z równowagi zmieszanego Quilavę. Donphan pędził w jego stronę, pokrywając się gamą kolorów. Przypominał fioletowo-pomarańczową rakietę, która zmierzała na bezbronną łasiczkę.

            Uderzenie było celne. Nie łudziłem się, że Quilava to przetrwa. Pokemon leżał nieprzytomny pod moimi stopami. Przyklęknąłem przed nimi i objąłem go.
- Byłeś świetny – wydukałem, czując zażenowanie. Przegrałem od tak. Pomimo mojej dobrej strategii i ostatnich treningów i tak nawaliłem. Do moich oczu napłynęły łzy. Szybko je przetarłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Wycofałem stworka i spojrzałem na brata, który gładził Donphana po trąbie.
- Bardzo dobrze mały. Świetnie się spisałeś – pochwalił i również go wycofał.

            Poczułem dłoń na moich plecach, która przyjemnie mnie masowała.
- Kyle wszystko dobrze? – zapytała z troską Alice. Jasne, że nie.
- Tak, tak muszę poćwiczyć – odpowiedziałem, chowając swoje emocje. Nie potrafiłem się przyznawać do swoich słabości. No chyba, że wypiłem alkohol, albo byłem w podłym nastroju.
- To był świetny mecz, następnym razem – nie dokończyła, gdyż zmroziłem ją swoim spojrzeniem. Naprawdę nie miałem ochoty tego słuchać „będzie lepiej”, bo wiem że będzie. Musi być, bo będę ćwiczyć, ale czy lepiej będzie wystarczające? O to pytanie.
- Muszę przyznać, że masz świetną strategię – usłyszałem jego głos. Spojrzałem się na niego. Jack uśmiechał się do mnie, po czym podał mi dłoń.
- Przegrałem – wymamrotałem.
- Ale muszę przyznać, że myślisz w czasie walki. Strategia była dobra. Siły też ci nie brak. Problem jest w tym, że ty nie czujesz walki. Tego chcę cię nauczyć. W życiu potrzeba trzech składników, by osiągnąć cel. Pomysłu, czyli myśli, planu. Ogólnie sposobu jak go chcesz osiągnąć. Ważne są też emocje, motywacja oraz trzeci element, a więc samo działanie. Tobie brakuje emocji. Działasz, bo ćwiczysz. Ataki twoich pokemonów są imponujące, widać że poświęcasz czas na trening. Nie można ci zarzucić też braku strategii, bo to dajesz sobie radę. Ale brak ci pewności siebie i zawziętości. Bez tego nie dasz rady, bo kiedy intelekt zawiedzie, a trening już nie da lepszego efektu, będziesz musiał wykrzesać z siebie dodatkowego pokłady energii, a do tego są potrzebne silne emocje. Wiem, że dasz radę, pomogę ci – mówił. Ja jednak nie czułem się ani trochę lepiej. Dalej czułem zażenowanie. Nawet jeśli to wszystko było logiczne, to ja nie mogłem od tak przegrać. – Jutro zaczniemy ćwiczyć razem. Może nawet Forest nam pomoże. Powinieneś zaczerpnąć trochę wiedzy o walczących pokemonach masz potencjał – powiedział.
- O tak, twój Heracross i Poliwhirl wyglądają na całkiem dobrych. Myślę, że mógłbym pomóc ci w ich treningu – odezwał się Forest. – W szczególności, że Poliwhirl kiedyś pewnie stanie się Poliwrathem. – Wtedy przypomniałem sobie o kamieniu, który wyniosłem ze starej kopalni. Może to już czas. Minął miesiąc od poprzedniej ewolucji.

            Była już noc. Jack nocował u Foresta, a ja z Alice w centrum pokemon. Siedziałem ze szkatułką na kolanach i wpatrywałem się w nią. Poliwhirl przyglądał się mnie.
- Poli, Poli? – wskazał na szkatułkę.
- Sam nie wiem, choć wiem, że ty byś chciał – odpowiedziałem.
- Poli, Poli – pokiwał, przytakując.
- Nie wiem czy chcę. Przywiązałem się do ciebie, a jako Poliwrath będziesz silniejszy, ale możesz się zmienić, a tego nie cofniemy.
- Poli, Poli? – spojrzał się na mnie pytająco.
- Poliwrathy są bardziej agresywne, nie wiem czy nad tobą zapanuję. Nad Kingdrą ledwo panuję.
- Poli, Poli – zaprotestował.
- Wiem, że chcesz mi obiecać posłuszeństwo, ale po ewolucji zmieni się w tobie wiele. Zmieni się ilość hormonów, ilość mięśni i takie tam molekularne bzdury. Nawet jeśli psychika pozostanie taka sama, to zmieni się fizjologia, a to bardzo wpływa na zachowanie – tłumaczyłem. Stworek nie dawał za wygraną. – Nie poczułeś ostatnio tej zmiany.

            Na chwilę przestał nalegać, chyba uświadomił sobie swój błąd. A ja znalazłem kolejny argument przeciw, choć więcej było za. Teraz wszystko zależało ode mnie. Czy jestem na to gotowy. Dziwne taka decyzja powinna należeć do pokemona, ale Poliwhirl od samego początku marzył o tym kamieniu. Wszystko po to, by być silnym, a raczej najsilniejszym. No nic czas podjąć decyzję…

 _________________
Od Autora:
1. Zacznijmy od osobistych spraw. Dostałem się na drugi kierunek, jutro podejrzewam złożę dokumenty, bo ostatnio miałem niekompletne. Tak cały czas praca, która już całkiem sprawnie mi idzie. więc ogólnie do przodu. Teraz staram się organizować czas, by mieć na wszystko czas.
2. Rozdział pierwsza sprawa nowy region. Jakoś tak miałem ochotę na nowy region i dziwne pokemony. Przyznam, że Fakemony robią na mnie wrażenie. Ludzie mają lepsze pomysły niż Nintendo. 
3. Pierwszoosobowa narracja i to prowadzona przez Kyle'a. Tak ma być, następny rozdział będzie nazywał się "Unbroken". Wiem, że nie lubicie przemyśleń i smutków Kyle'a, ale do fabuły były mi potrzebne. Co, by płynęło jakieś przesłanie z mojego opowiadania. Ogólnie będzie lepiej. Następny rozdział czuję, że wam się spodoba. Ogólnie pomysł na te dwa rozdziały miałem już od dwóch tygodni. Choć wykonanie tego, nie było najlepsze, jakoś brakło mi pomysłu na jęczenie Kyle'a i inaczej chcę przedstawić Jacka. Pierwszy pomysł było stworzenie oddzielnej notki z "pamiętnej nocy", ale nie chciałem przedłużać wątków. A no i błędów nie sprawdzałem, więc pewnie będzie.
4. Co do Philipa, to mieliście rację. Chciałem pokazać jak 7 ukrywa swoje emocje, ale ona nawet nie przyznaje się do tego przed sobą. Osoby o tym typie żyją wiecznie w utopii. Hmm muszę go przemyśleć, ale pojawi się niebawem w małej niespodziance!
5. Zmieniam trochę wygląd. Na stronie głównej 3 rozdziały teraz widnieją. Obczaiłem jak zrobić "Czytaj dalej" i stwierdziłem, że to będzie dobry pomysł. W szczególności, że mam ochotę pisać teraz bardzo nieregularnie, aczkolwiek raz na tydzień. Poza tym duże zmiany w zakładce bohaterowie. Stworzyłem takie karty >>klik<<, do tego pojawią się opisy, które są w trakcie tworzenia. A co do darmowego szablonu, nie miałem czasu. Może pojawi się w reedycie ;)
To tyle. Dziękuję za uwagę.
Na razie!
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Ojeeeej, jaki sympatyczny starszy brat xd Odrobinkę przypomina mi mojego starszego :D Jedno mi powiedz. Co to jest Atka? Jakieś zdrobnienie? "Atka to jest Forest." - bo ja nie wiem :( Kombinuję ale nie wychodzi mi nic =,=
    Jestem strasznie ciekawa jak wyglądał początek podróży Jacka. Musi być interesujący skoro nie chce o tym wspominać. Och, nie dziwię się Kyle'owi że trochę poczuł się urażony. Rodzeństwo proponujące pomoc bywa nieraz irytujące :P Walka między braćmi jest chyba moim ulubionym pojedynkiem ze wszystkich tych, które opisałeś. Do tego Jack ma taaaaakie bajeranckie pokemony. No i przyznam, że zaskoczyłeś mnie tymi innymi regionami. W tej chwili zdecydowanie nie jestem na bieżąco z tymi stworzonymi przez Nintendo i jak zobaczyłam Deseona (w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i nie obchodzi mnie, że to fakemon, ale włączam go do ścisłego top ewolucji eevee zaraz obok Flareona, Umbreona i Glaceona), to myślałam że Japończycy stworzyli kolejną generację i chciałam sobie wygooglować tego cudownego stworka, ale mi się nie udało xd Dopiero twoje posłowie uświadomiło mi w czym robię błąd xd No, ale wracając do rozdziału. Powtórzę się: walka cudowna. I chociaż odrobinkę żal mi Kyle'a, to mam jakąś tam satysfakcję że to jego brat rozwalił go na łopatki. Nie wiem czemu :D Powiadasz, że w następnym rozdziale będą smutasy Kyle'a? Och, nie mogę się doczekać. Chociaż mam nadzieję, że tym razem nie postanowi się upijać. No chyba, ze pójdzie do baru czy coś z bratem ;))
    Gratuluję dostania się na drugi kierunek :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mamy pierwszy błąd. Nathaly będzie miała mniej do roboty :P. "A tak, to jest Forest" tak powinno to brzmieć. Przyznam, że codziennie pracuję i nie mam czasu na sprawdzanie błędów, a długo nie miałem weny. Rozdział i tak nie wyszedł jak chciałem, ale następny będzie lepszy, bo mam koncepcję. Zdradzam, że będzie w narracji pierwszoosobowej, a reszta to tajemnica.
      A dziękuję ;)
      A jak u Ciebie rekrutacja?

      Usuń
    2. Aaa, no to teraz wszystko jasne. A ja próbowałam dojść do tego dlaczego Jack na Kyle'a mówi Atka :>
      Spoko, ja nieraz mam przestoje w pisaniu kilkumiesięczne, po czym piszę cztery zdania i znowu nic ;)
      Rekrutacja? A nieźle. Tylko teraz mam ból dupy, bo nie wiem na co mam iść :( A nigdzie mnie specjalnie nie ciągnie :/

      Usuń
  2. Zapytałbym czy coś jeszcze zmieniło się w twoim życiu, ale byłoby to chyba dziwne. Po prostu zauważyłem dużą zmianę w pisaniu i nie chodzi tu tylko o narrację. Mam ochotę napisać "Jakbyś stał się innym człowiekiem" ale jak ja to uargumentuje skoro nawet się nie znamy, a po pisaniu tego chyba stwierdzić nie można, to po prostu moje dziwne domysły XD. Mała uwaga, ale dość znacząca - przegrzanie za pierwszym razem jest najsilniejsze, a z każdym kolejnym razem słabnie. No bo przegrzanie to overheat pomylenie tego ataku z jakimś innym chyba nie jest możliwe, przynajmniej tak mi się wydaje. Wszystko chyba ok jeśli umyślnie zmieniłeś to w swoim opowiadaniu, wtedy cofam to :D. Cały pomysł z takim bratem, jego towarzyszem i nowym regionie bardzo elegancki, że tak powiem, spodobał mi się :). Ale i tak końcówka podbiła moje serce, te zmagania Kyle'a z tym wodnym kamieniem - to jest bardzo dobre tak jak sposób w jaki to pokazujesz. Obraz który mam w głowie wyobrażając to sobie jest urzekający. Mimo, że pośpiech prawie niczemu nie sprzyja to kiedy on w końcu stanie się Poliwrathem!? xD. Lepiej nie krakać, wolę żeby kiedykolwiek się nim stał, a nie przeżyć niechęć jeśli jakimś cudem stanie się Politoedem, więc serio nie musisz się śpieszyć. Myślę o tym od kilku rozdziałów i zawsze pisząc komentarz zapominam o tym, gdzie jest Brad? :((. Bardzo dobry rozdział z niecierpliwością czekam na kolejny ! :).
    PS: Pisząc komentarz opisuje myśli które towarzyszyły mi w trakcie czytania i po, jestem szczery mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki.
      Brad się pojawi myślałem dzisiaj o nim ogólnie, bo faktycznie go pominąłem, a mam ochotę go wcisnąć i to już niebawem. Bo mam ochotę na pewien rozdział o Alice XD. A co do mnie, chyba ostatnio faktycznie się zmieniłem, bo wszystko się układa tak jak chcę, no i powiedzmy, że jestem na nowym etapie życia. Małej niezależności, co cieszy bardzo. Stąd ciężej było mi się wczuć w Kyle ostatnio. Overheat masz rację, ja pomyliłem się, ale coś wymyślę, żeby to przekminić, bo tak mi się ubzdurała, po obejrzeniu odcinku kiedyś tam. Jak sprawdzałem dziwiłem się, że pisze At spp -2 :), ale dzięki za wyłapanie nieścisłości i przypomnienie mi tego, jakbym chciał zagrać w poki :P

      Usuń
  3. No patrz... zrobiłeś coś kompletnie odwrotnego niż ja. W pierwszej wersji opowiadania, planowałam wprowadzić nowy region i moje fakemony, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam. Ładna ta ewolucja Eevee, twojego autorstwa, czy cudza? :)

    Nie dziwię się, że Kyle się zirytował, ofertą swojego brata, ja bym była wściekła, gdyby mnie ktoś znokautował w walce, a potem łaskawie oferował pomoc. Może trochę źle to odebrałam i była to szczera oferta, ale ja się wychowałam jako jedynaczka i nie mam odruchów braterskich/siostrzanych. Co do Kyle'a to jego przemyślenia były bardzo znośne, widać, że nie musisz już przelewać swoich trosk na opowiadanie :)

    Dylemat dotyczący użycia kamienia, moim zdaniem jest najlepszym fragmentem rozdziału. Ja zazwyczaj grając w gry, ewoluuje pokemona jak najszybciej, bo ma on wtedy wyższe statystyki. Czekam, aż nauczy się wszystkich ataków, które mnie interesują i już :) Jednak popieram w pełni komentarz wyżej - wolę poczekać na Poliwratha, niż widzieć Politoeda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak Kyle nigdy nie był mną, że tak powiem. Nigdy się z nim nie utożsamiałem i odwrotnie. Przemyślenia nie do końca też moje, znaczy rzadko myślę o tym co Kyle, raczej jego przemyślenia powstawały na podstawi wątku jaki chciałem poruszyć i to skłaniało mnie do refleksji. Ja w przeciwieństwie do Kyle jestem bardziej świadom swoich emocji i problemów i zawsze wierzę, że je rozwiążę.

      Mój nick jest z poprzedniego mojego blogowania, parę lat temu i pochodzi z "Charmed" zresztą o tym stworzyłem fan fiction. Początkowo główny bohater miał nazywać się Patrick, bo Patryk to patron upadłych(emocjonalnie) i miało to nawiązywać jakby do jego historii. No ale jakoś Kyle zostało, bo każdy nazywa jakby od swojego nicku głównego bohatera. JA jestem 3w2 jak Caroline, choć fakt uczelnia wysysała ze mnie wszelkie pokłady energii i łatwiej było mi się wczuć w Kyle'a.

      Usuń

Obserwatorzy