logo

I. Spark of gold

I. Spark of gold

            Wieczorem rozświetliły się wszystkie lampiony w Ecruteak City. Dziewczyna o spiętych, płomiennych włosach przebiegała obok kolejnej latarni. Jej kucyk skakał z lewego na prawe ramię. Jej zielony top rzucał się w oczy, a na jej czole pojawiły się pierwsze krople potu. Przy pasku miała nie tylko stoper, ale także sześć czerwono-białych kul.


            Zatrzymała się, gdy ujrzała znajomą jej twarz. Blondyn spoglądał na nią posępnie niebieskimi oczami. Jak zwykle trzymał dłonie w swoich dopasowanych brązowych spodniach. Uśmiechał się tajemniczo.
- Forest! Wreszcie dotarłeś. Alice czeka na ciebie – wycedziła zdyszana Caroline, opierając dłonie na kolanach i biorąc kilka głębokich wdechów.
- Wiem, że nosi mojego syna, ale nie przyjechałem tutaj dla niej – odparł tajemniczo. Caroline przyjrzała się mu.
- Nie?
- Wiesz, mój brat czeka na ciebie, a tak się składa, że się znacie. No i masz mu zapewne dużo do opowiedzenia – tłumaczył.
- A to nie Jack jest bratem Kyle’a – zastanowiła się, myśląc, że może się pomyliła.
- Tak, jest. A wiesz kto był twoim chłopakiem, a moim bratem.
- Nie możliwe – powiedziała, a na jej twarzy malował się strach. Zupełnie jakby zobaczyła śmierć.
- Przeszłość zawsze powraca, a teraz jeśli pozwolisz…

            Kyle przemierzał biały korytarz wraz ze swoim niebieskim podopiecznym. Pokemon jak zwykle wydawał się radosny i zapalony do kolejnej przygody. Brunet był skupiony na zupełnie innych sprawach niż jutrzejszy mecz z Mortym – liderem Sali Ecruteak City.

            Otworzył pierwsze drewniane drzwi, znajdujące się w prawym skrzydle centrum pokemon. Dłoń położył na kasztanowych drzwiach i otworzył je maksymalnie.
- Pokłóciliśmy się z Caroline. Alice, pomóż! Jestem durniem. Wszystko przez ten jutrzejszy mecz, naprawdę się boję. Widziałem co potrafi Morty – cedził chłopak, a niebieski stworek rozejrzał się po pomieszczeniu. Kyle dalej prowadził swój monolog po czym zajął jedno z łóżek. Spojrzał przed siebie i zobaczył puste łóżko.


            Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu. Na nocnym stoliczku znajdowała się karteczka, którą odebrał Poliwhirl. Podał ją swojemu trenerowi. Chłopak nie zwlekając, zaczął czytać.

Kyle,

Wybacz, musiałam. Wracam do Azalea Town. Cieszę się, że wyruszyłam w tę podróż, lecz to nie moja bajka, tylko mojej mamy. Ja mam inne plany, szkoda że tyle musiałam przejść, by to zrozumieć.
Mam nadzieję, że zrozumiesz. Życzę Ci powodzenia w Twojej podróży. Wiem, że Ci się uda. Dbaj o Caroline, pasujecie do siebie. Uściskaj ją ode mnie.
Twoja najwspanialsza przyjaciółka,

Alice.

            - Najwspanialsza przyjaciółka, a nawet w twarz nie umiała mi tego powiedzieć – pomyślał, czując, że coś się w nim pęka. Brunet wziął kilka głębszych oddechów, a potem wyszedł, jakby nic się nie stało. W rzeczy samej się stało, ale nie chciał o tym myśleć – nie teraz.

Miesiąc później.

            Lodowa pięść nacierała na czarną kulę. Ciemno fioletowy pokemon o czerwonych, demonicznych oczach uśmiechał się triumfalnie, widząc jak celny atak radzi sobie z oponentem. Biała piąstka zderzyła się z kulą cienia, rozbijając ja i robiąc niezłą eksplozję. Poliwhirl odleciał na parę metrów, sunąc po ziemi.

            Mimo uderzenie wstał, choć ledwo już się trzymał. Jego oddech stał się nieregularny, płytki i szybki. Gengar wydawał się być nie zmęczony, lewitował w powietrzu, patrząc na swoją ofiarę. Siwe oczy blondyna jak zwykle nie wyrażały żadnych emocji, jakby ich posiadacz nie miał żadnych emocji.
- Kyle, to już twój trzeci raz. Radziłbym wygrać ten mecz, bo to koniec – mruknął Morty, licząc, że tamten zbierze resztki siły na mecz.
- Wiem, wiem – powtarzał brunet, nerwowo zaciskając pięści.

            Czuł, jakby wszystkie jego siły gdzieś odpłynęły. Nie był już chłodny i opanowany. Był spięty. Czuł się zablokowany. Wystarczył jeden dobry atak, wystarczyła jakaś strategia, ale on już miał dość. Marzył, żeby przegrać, żeby dać sobie spokój.
- Poliwhirl! Damy radę! – krzyknął, a jego podopieczny powstał.
- Gengar, jeszcze raz kula cienia!
- Poliwhirl tym razem użyj wodnego pulsu!

            Dwie kule zderzyły się ze sobą, znosząc swoje działanie. Morty westchnął tylko cicho.
- Kyle, gratuluję. Wreszcie udało ci się dojść do jakiś wniosków. Szkoda, że twój pokemon nie da rady wyprowadzić dobrego ataku. Gengar skończ to Hipnozą!
- Poliwhirl, bąbelkowy promień!
- Przykro mi – powiedział Morty. Wiedział doskonale, co nastąpi. Bąbelkowy promień może i trafił w Gengara zadając mu nieznaczne obrażenia, jednak w między czasie dotarła do Poliwhirla fala hipnotyczna – pokemon zasnął.

            Następny był zjadacz snów. Fioletowa smuga odpływała od Poliwhirla, dodając energii Gengarowi, aż niebieski stworek otworzył na ułamek sekundy oczy, jęknął i padł ostatecznie. Arbiter podniósł do góry czerwoną chorągiewkę.
- … ponieważ to trzecia porażka, to wyzywający, Kyle Flamento traci możliwość zdobycia odznaki mgły w tym sezonie Srebrnej Ligii – oznajmił arbiter, a Kyle poczuł jak ziemia się pod nim rozpada.

            Wrócił do centrum pokemon i oddał swoje pokeballe. Usiadł wygodnie na jeden z sof tuż przy oknie. Wziął kilka głębokich oddechów, złożył ręce przed siebie, opierając łokcie na szklanym blacie i zaczął uderzać się skrzyżowanymi dłońmi w głowę, jakby szukał jakiejś odpowiedzi.
- Kyle Flamento? – zapytała różowowłosa kobieta, stając nad nim.
- Tak? – odezwał się, jakby szukał nadziei.
- Twoja mam dzwoni.
- Och, jeszcze ona na dobicie – mruknął ponuro i ruszył do czerwonego automatu.

            Na ekranie zobaczył kobietę, której naprawdę nie znosił. Towarzyszyła jej mała szatyna o takich samych niebieskich oczach jak Kyle. Miała świeczki w oczach. Rozmowa przebiegała na początku spokojnie, choć Kyle nie spodziewał się, że długo będzie trwać ten nastrój.
- Widzisz, coś narobił! Teraz i Emily chce być trenerką, a nie ma pokemona. Nie puszczę ją do tego New Bark, poza tym ma jedenaście lat. Mógłbyś jej coś odpalić, no i mi, bo ostatnio podupadła moja plantacja Sunflor, a wiem, że masz…
- Naprawdę? Teraz jestem potrzebny, po paru miesiącach tułaczki nagle prosisz mnie o pomoc?
- Nie proszę cię o pomoc, a o zadość uczynienie. Narozrabiałeś to sprzątaj. – Do głowy Kyle napłynęła krew, już miał zbluzgać swoją matkę, ale wtedy mu coś zaświtało w głowie.
- Dobrze, dostaniecie dwa moje pokemony. Ja i tak potrzebuję trzech do kolejnej Sali – odparł. – Emily jak złapiesz sobie jakiegoś, to mi oddasz mojego Phanpyego. Dostałem go od Jacka. Myślę, że się nie pogniewa. A ty mam dostaniesz Sunkerna. Nie ma problemu. A jak moja Kingdra?
- Och, twój ojciec zwariował. Cały czas ją trenuję, ostatnio zaczął zawalać nawet swoje prace naukowe, bo jest zafascynowany smoczymi pokemonami. Na starość mu odbija.

            Kyle wysłuchał ze spokojem tego lamentu, oddał dwa swoje pokemony i z radością się rozłączył.

            Znalazłszy się w swoim pokoju, rozłożył się na łóżku, kładąc dłonie pod głowę. Patrzył w sufit i myślał. Poliwhirl przysiadł obok niego.
- Poli, Poli.
- Nie martw się, jakoś się ułoży. Potrzebuję świeżego startu. Przez ostatnie pięć miesięcy dużo się stało, chyba za dużo – mówił. – Tak czy siak, wiedzieliśmy, że kiedyś przegramy. Zbyt gładko nam szło.
- Poli, Poli! – gorączkował się niebieski stworek.
- Spokojnie nie poddam się. Wiem, zawaliłem ostatnio, ale to się chyba zdarza. Obiecuję, że jeszcze wrócimy na szczyt. Zobaczysz w tym roku zawalczymy w srebrnej lidze. Mamy jeszcze trochę czasu – odparł, pogrążając się w myślach.
- Poli, Poli. – Poliwhirl próbował jeszcze coś wyciągnąć od swojego trenera, lecz ten już pogrążony był w rozmyślaniu.

            Rankiem wymeldował się z centrum pokemon i jeszcze przed ósmą je opuścił. Przemierzał brukowane drogi Ecruteak City, podziwiając orientalne domki o trapezowatych, fioletowych dachach. Wszystkie wyglądały tak samo.
- Kyle! – krzyczał za nim, biegnący Morty. Chłopak przystanął i odwrócił się w stronę lidera tutejszej Sali.
- O co chodzi?
- Wiem, że przegrałeś i nie masz po co zostawać w Ecruteak City, ale powinieneś odwiedzić złoty las – powiedział.
- Złoty las?
- Tak. Jest to las wokół Cynowej wieży, w której wiesz kogo można odnaleźć przy odrobinie szczęścia – opowiedział. – Potrzebujesz inspiracji. Widzę to po tobie. Byłeś zupełnie inny pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy teraz jesteś wypalony. Idź tam, to ci pomoże.
- No nie wiem, powinienem próbować zdobyć kolejną odznakę, w końcu jestem trochę do tyłu.
- I tak straciłeś pewność siebie, a bez tego nie wygrasz żadnego meczu.
- Dzięki za pocieszenie.
- Nie ma za co. A teraz tak poważnie. To jest dla ciebie szansa. Nie wiem, co się stało, ale wiem jedno, to miejsce przywraca wiarę w marzenia. Idź, a się przekonasz. Masz coś do stracenia?

            W głowie bruneta przemknęły obrazy twarz Alice, Caroline i Philipa. Nikogo teraz nie było przy nim. Ten ostatni włóczył się po Johto z jego bratem, który też nie miał zamiaru pomóc podłamanemu Kyle’owi.
- Morty, ja…
- Dasz radę. Jestem liderem, ale widziałem w tobie potencjał. Zdziwiłem się, że przegrałeś pierwszy mecz, to jak dokopałeś temu generałowi zespołu R. Gdyby nie ty, to Spalona wieża przestałaby istnieć.
- Teraz to i tak nie istotne.
- Istotne dla ciebie. Masz talent, ale jesteś zagubiony. Cokolwiek by to nie było, to odpowiedź znajdziesz tylko w podróży.
- To co Poliwhirl, ruszamy? – zapytał, spoglądając na swojego podopiecznego, który aż podskoczył na wieść o nowej przygodzie. – Myślałem, że wolisz walki. No nic, skoro tak. Dziękuję Morty.
- Powodzenia Kyle! – rzucił za nim, machając mu dłonią.

            Kyle zgodnie ze wskazaniem Mortiego ruszył na północ od Ecruteak City. Na początku mijał zielony las, przepełniony pokemonami ptakami, które wesoło podśpiewywały sobie. Od czas do czasu z krzewów wyłaniały się pokemony robaki i wszelkie trawiaste stworzonka.
- Jest pięknie, nieprawdaż? – rzucił to swojego podopiecznego, który bacznie obserwował każdy ruszający się krzew. Chciał wziąć udział w jakiejś bijatyce. Kyle miał inne plany.

            W końcu zieleni ustąpiła żółć, przechodząca w pomarańcz. Las przypominał złotą krainę. Na ziemi leżało tysiąc złotych liści, idealnie przykrywając zieloną trawę. Korony drzew wyglądały niczym ząbki korony, które od czas do czasu mieniły się rubinowymi liśćmi.

            Kyle wciąż zmierzał do Cynowej wieży, choć czuł, że to nie ją ma odnaleźć. Liczył, że spotka Ho-oh. Ten kto ujrzy mitycznego ptaka, jest błogosławiony. Kyle’owi zdecydowanie przydałoby się teraz szczęście.

            - Croconaw, stój! – krzyknął ktoś. Po chwili Kyle leżał już na kamiennej ścieżce przygnieciony przez niebieskiego stwora, który wesoło sobie skakał na brunecie. Poliwhirl już się naburmuszył i wystrzelił wodną bronią, strącając napastnika. – Ach, tutaj jesteś! – powiedział zdyszany brunet.

            Przybysz ubrany był w niebieską, rozsuwaną bluzę z kapturem. Na plecach miał pomarańczowy plecak, w dłoni trzymał jakieś elektroniczne urządzenie. Miał krótkie czarne spodenki.
- Kyle?! – zdziwił się, widząc znajomą twarz.
- Kasper?
- Myślałem, że poszedłeś na studia? – zapytał się, podając dłoń leżącemu znajomemu.

            Kyle i Kasper chodzili do tej samej klasy, byli dość bliskimi znajomymi. Rzecz jasna na ostatnim roku ich drogi się rozeszły, kiedy to Kasper skupił się na nauce i pomocy profesorowi Elmowi, a Kyle na nauce i radzeniu sobie z rodzinnymi problemami.


            Kyle bacznie przyjrzał się swojemu znajomemu, a potem jego pokemonowi, który wydawał się mieć taki sam zapał do walk, jak Poliwhirl.
- Nie poszedłem, wolałem wyruszyć w podróż. A ty co tu robisz? Czy ty? – Przyjrzał się Croconawowi.
- Nie, co ty. Pomagam profesorowi Elmowi. Zbieram dla niego informację. Poprosił mnie o zebranie kilku okazów Hoothootów z tego miejsca. Podobno są wyjątkowe i faktycznie miał rację. Wszystkie są shiny. Ciekaw jestem czy to wpływ tych drzew – rozmyślał brunet.
- Zazdroszczę ci. Też chciałbym prowadzić badania naukowe.
- Podróżujesz. To lepsze. Ile odznak już masz?
- Cztery – powiedział Kyle.
- Super wynik, a jeszcze siedem miesięcy do Ligii. Na pewno dasz radę. Tylko co tutaj robisz?

            Kyle opowiedział mu o wydarzeniach z ostatniego miesiąca. O tym jak został sam, ja zostawiła go dziewczyna, jak Alice wróciła do domu i o Philipie, który teraz robił sobie tourne po archipelagu.
- Współczuję – powiedział Kasper, siedząc na jednym z kamieni. – Ale nie ma tego złego.
- Grupa wsparcia?
- Oj bez przesady. Może mi pomożesz? Wiesz nocą ciężko wytropić Hoothoota, jak się jest człowiekiem. One mają taki wspaniały wzrok.
- Oczywiście, a będę mógł sobie jednego upolować.
- Kusi, bo shiny? – Kyle pokiwał głową.

            Chłopcy rozmawiali o starych czasach, nazbierali trochę drewna i rozpalili ognisko, przy którym usmażyli sobie pianki.
- Wiesz, czegoś jeszcze nie zrobiłem, a przyznam tęsknię za tym nawykiem – powiedział Kyle.
- O co ci chodzi? – przeraził się Kasper wiedząc, że są sami pośrodku ciemnego lasu.
- Spokojnie. – Kyle wyciągnął czerwone urządzenie i skierował go na zębatego pokemona.

Croconaw wyższa forma Totodile. Pokemon jest znany z cholerycznego temperamentu. Jeśli straci ząb, pojawia się nowy na jego miejsce. Tak, że zawsze ma 48 zębów.

- Kyle Flamento korzysta z pokdexu. Kto by pomyślał -  zaśmiał się Kasper.
- O co ci chodzi?
- Zawsze byłeś takim kujonem, że nie podejrzewałem cię o to, że skorzystasz z niego. Nawet ja nie korzystam – mruknął Kasper.
- Pracujesz dla profesora. Trochę byłby wstyd – odparł złośliwie Kyle.
- A może tak mały sprawdzian naszych możliwości?
- To może być ciekawe. Jestem za!

            Kyle stanął naprzeciwko Kaspra. Croconaw i Poliwhirl stanęli na środku polany.
- Jeden na jeden? – zaproponował Kyle.
- Tak. Myślę, że wystarczy.
- A więc zaczynajmy! Croconaw gryzienie!
- Poliwhirl unik i wodny puls!

            Poliwhirl bez problemu umknął szczęce błękitnego stworka, po czym wycelował w niego wodną kulą, która pędziła z zawrotną prędkością w stronę przeciwnika, przybierając kształt dysku. Croconaw bez problemu rozbił kulę używając stalowego ogona.
- Widzę, że dobrze wytrenowałeś swojego Croconaw!-  pochwalił Kyle. – Ale my też mamy parę asów. Poliwhirl lodowa pięść.

            Kasper wydawał nic sobie nie robić z komend starego znajomego. Uśmiechnął się do siebie.
- Super siła!

            Croconaw naprężył swoje mięśnie i ryknął gniewnie. Bez problemu złapał białe rękawice. Jego łapka pokryła się lodem. Poliwhirl już się ucieszył. Nie wiedział jednak, że ten ruch obróci się przeciwko niemu, ponieważ był on teraz zespolony z silną ręką Croconaw. Pokemon zaczął machać dłonią, a jego rywal uderzał co chwilę brzuchem o podłoże.
- Wodna broń! -  nakazał Kyle. Strumień wody wyleciał z brzucha, a Poliwhirl wystrzelił w powietrze, porywając za sobą wodnego stworka. – Atak ciałem! – Poliwhirl cisnął swoim rywalem o ziemie i przygniótł go swoim ciałem.
- Całkiem nieźle – odparł Kasper, nie robiąc sobie nic z zadanych ciosów. – Czas jednak podkręcić atmosferę. Super siła!
- Znowu?

            Kyle przeliczył się ze swoimi osądami, bo oto jego pokemon w ułamku sekundy został wciśnięty w podłoże.
- Chrupanie! – Croconaw zatopił swoje białe kły w ciele Poliwhirla, który jęknął z bólu. Kyle zacisnął pięści. Nie wiedział co dalej.
- Łamacz murów – powiedział, gdy tylko wpadł na jakiś pomysł. Poliwhirl uderzył Croconaw w kark.

            Pokemon krokodyl zaryczał groźnie i odsunął się od swojego rywala. Obydwa pokemony były już zmęczony wspólnym zadawaniem sobie ciosów, jednak żaden nie zamierzał odpuścić.
- Poliwhirl lodowa pięść!
- Chrupanie. – Poliwhirl chybił, za to Croconaw, który odchylił się o parę centymetrów, otworzył paszczę i ugryzł w prawą rękę Poliwhirla. – Super siła.

            Poliwhil już po chwili wylądował nieprzytomny na jednym z drzew. Kyle podbiegł do niego i pomógł mu wstać.
- Byłeś świetny. W końcu wygramy, zobaczysz…


2 komentarze:

  1. No kto by pomyślał... ten Forest robi się taką irytującą postacią jak ten jego brat(chodzi o tego z wspomnień Caroline, bo chyba innej opcji nie ma). Alice puściły nerwy i poddała się, ciekawe na jak długo hmm. A Kyle przegrał 3 razy, niefajnie, ale co mu tam 7 miesięcy i 4 odznaki, jeszcze da rade. Po tym co przeżył w swojej głowie to prędzej czy później musiało tak być. Tak szczerze mówiąc to robi się smutne, przykro mi jest od jakichś paru rozdziałów z powodu przeciwności losu na które natrafiają Kyle i Poliwhirl. Jeszcze wrócę do początku, czyżby zapowiedz jakiegoś poważniejszego wątku? Zapewne. Tym razem wzbudziłeś u mnie smutek i radość, bo w pewnym momencie było jak kiedyś :).
    Gratuluje Kyle, prawie wróciłeś ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas najwyższy wrócić, a musi być trochę dramatycznie. W końcu jest to pierwszy rozdział nowego wątku

      Usuń

Obserwatorzy