logo

XXX. Music for rebel heart: Evolution

XXX. Music for rebel heart: Evolution



Na początku zawsze jest pięknie. Wznosisz się ku niebu, czujesz się wyjątkowa, a potem wiatr się zmienia i spadasz w przepaść. A mimo, to wciąż chcesz kochać, nie ważne ile razy się spadło, to znów zaczynasz tę szaloną wspinaczkę, licząc, że zdobędziesz szczyt.
~ Caroline Mclone



Kyle składał niebieski ręcznik, stojąc nad zasłanym łóżkiem, na którym leżała torba, do której pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Poliwhirl przecierał jeszcze białą szmatką kurz spod lampy, w końcu zabawili trochę w centrum pokemon Olivine City. Minęły już dwa tygodnie, a wszystko przez Caroline, która wpadła właśnie do pokoju.
- Jeszcze nie gotowi? – zapytała, spoglądając na składającego ręcznik chłopaka.
- Nie, spokojnie. Jest dopiero kwadrans po ósmej – powiedział melodyjnym tonem.

Caroline wzięła głęboki oddech, po czym przewróciła oczami i zajęła miejsce na łóżku. Przyglądała się Kyle’owi, który wydawał się być dziwnie spokojny.
- Skąd, to pozytywne nastawienie? Nie żebym narzekała czy coś, ale jak na kogoś, kto jęczał mi nad uchem, żeby nie robić sobie przerwy, to jesteś dziwnie szczęśliwy?
- Nie wolno mi? – zapytał zdumiony, po czym obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
- Wolno, wolno – mruknęła i przyjrzała się Poliwhirlowi.
- Jest po prostu dobrze. Mam Ciebie, zaraz Alice do nas dołączy, mam cztery odznaki, idę po piątą. Na co mógłbym narzekać?
- Nie wiem, w sumie – rzuciła od niechcenia, nie będą do końca przekonaną, co do zachowania partnera. - Po prostu zawsze jesteś zamyślony, a teraz jesteś dziwnie spokojny. Mówię mi, to nie przeszkadza, ale – ucięła, nie mogąc zrozumieć, czemu tak naprawdę poruszyła ten temat.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze. Ja czuję się dobrze i nic nie ukrywam. – Serce Caroline uderzyło kilka razy mocniej, słysząc te słowa: ”nic nie ukrywam”.
- Wierzę Ci – mówiąc to, odwróciła wzrok, wlepiając swoje spojrzenie w dziwnie spokojnego Wigglytuffa.

Kyle skończył pakowanie i ruszył wraz ze swoimi towarzyszami do holu centrum pokemon. Pozostawiają po sobie porządek. Caroline wciąż biła się z myślami, co mogło być nie tak, skoro wszystko było naprawdę dobrze.
- Wymieniłem Kingdrę na Rattatę, myślę, że dobrze zrobi mu pobyt pod okiem mojego ojca – oznajmił, podchodząc do zamyślonej dziewczyny.
- Ach, na pewno. W końcu specjalizuje się w wodnych pokemonach – powiedziała nieco ożywiona.
- Może ją trochę poćwiczy. Ja przyznam nie miałem dla niej czasu, a ten Rattata brzmi obiecująco, może się nauczyć tylu ataków.
- W końcu jest typem normalny, choć przyznam, że nie spodziewałam się tak pospolitego pokemona w twojej drużynie.
- Wiesz, że ja też. Dobra chodźmy już!



Czasem grunt się zapada, a my wpadamy do otchłani, z której nie ma wyjścia. Wtedy wszystko jest dobre, by ukoić nasz ból. Alkohol, używki, czemu by nie? Mówi nasze serce. Zabawa, ucieczka i przyjemności, to wszystko, o czym potrafię myśleć, podróżując po bezkresnej przepaści. Jednak każdy upadek ma swoją miarę. I mój upadek sprawił, że powstałam niczym feniks. Konsekwencje pozostaną, ale teraz jestem trzeźwa i gotowa stawić czoła przeciwnościom.
~ Alice Gray

W tym samym czasie w Mandroli Town, miasteczku położonym na północ od Olivine City, tuż u podnóży gór Johto Alice przygotowywała się do swojego występu w pokazach.
Białe światło wypełniło cały pokój. Alice zasłoniła oczy, ponieważ nie była w stanie znieść, tak jasnego światła. Po chwili było już po wszystkim, a przed Alice stała purpurowa, dziesięcioramienna gwiazda, z ośmiokątnym rubinem na środku ciała, oprawionym w złotą ramkę.
- Dziękuję Kyle – szepnęła dziewczyna, widząc efekt podania niebieskiego kamienia Staryu. – Wiesz, że byłaś świetna jako Staryu, ale chyba czas dorosnąć, jesteś tak piękna jak twoja matka – powiedziała, przypominając sobie Starmie swojej mamy.

Alice jeszcze chwilę siedziała w swoim pokoju. Rozmyślała o strategii, jakiej powinna zastosować w tych pokazach, a także jakiego pokemona powinna użyć, w której części pokazów. Potem zaczęła właściwie przygotowania.

Założyła na siebie żółto-zieloną, satynową suknie, która dolną częścią przypominała Bellosoma, ponieważ na przemian przeplatał się żółte i zielone pasy. Z czego dwa żółte pasy mknęły ku górze, tworząc przód; a tył, wcięcie i rękawy były zielone. Włosy zaczesała na jedną stronę i je pofalowała, wpinając w nie czerwoną różę, która miała tak intensywną barwę, jak jej szminka.

Jak każde pokazy i te odbywały się pod namiotem, był on barwy szafirowej z czerwoną flagą na wierzchołku.

W tłumie przewijały się różne kreacje. Od pięknych księżniczek, po nietypowe buntowniczki; od matadorów, po typowych kujonów. Wszyscy chcieli wystartować w dzisiejszym konteście, który miał pokazać, kto jest najbardziej kreatywny. Alice nie czuła tremy, choć może powinna. Przez ostatnie problemy, nie miała czasu na wymyślanie strategii, dlatego nie przygotowała niczego spektakularnego. W końcu doświadczenie ją nauczyło, że czasem wystarczą proste sztuczki, by porwać tłum.

Pierwsza jest runda apelowa. Alice wreszcie miała swoją szansę. Przemierzała ciemny korytarz, zbliżając się do światła. Kiedy przeszła przez wrota, usłyszała głośny aplauz, szum, krzyki. Poczuła się dziwnie nieswojo. Na chwilę się zatrzymała, rozejrzała po trybunach, wciągnęła powietrze i ruszyła pewnie przed siebie.

Na boisku już po chwili pojawił się Starmie. Wszyscy zachwycili się tym pięknym pokemonem, w końcu jest on wyjątkowo cenny, jako biżuteria.
- Wirowanie! – podała pierwszą komendę, a rozgwiazda, zaczęła wirować, poziomo do podłoża. – Wodna broń. – Strumień wody zaczął wirować z taką prędkością, że w jednym momencie, boisko zamieniło się w wielki okrągły basen. – A teraz, klejnot mocy! – rzuciła, a z samego środka wiru wyłonił się czerwony promień, który poleciał tuż pod sklepienie namiotu, by rozpaść się nie tysiąc małych promyczków, które spadały niczym meteoryty, uderzając w wirującą wodę. To wszystko wyglądało niczym magiczna fontanna.
– Dodajmy blasku! Prędkość, zamiast wodnej broni. – Wodny basen zamienił się w złoty dysk, który przyjmował czerwone promienie na siebie, wypuszczając złoty pył.  
- Żyro kula! – Na koniec pokemon zaczął się obracać, aż zmienił się we fioletową kulę, która pomknęła w górę i gdy znalazła się na widoku, wyłonił się z niej wodny pokemon, pokazując cały swój majestat.

            Występ Alice został nagrodzony gromkimi brawami. Oczywiście Jury nie było, aż tak entuzjastycznie nastawione do występu, ale cóż, oni musieli być krytykami.
- Przepych, przepych w całym występie. Był dobry, ale myślę, że za dużo lśnienia. Brakowało mi czegoś z twoich pokazów z Cianwood City. Wiadomo są wzloty i upadki – oznajmił Angelo, opierając się wygodnie o czerwony fotel.
- Mi się podobało – powiedziała krótko siostra Joy.- Nie było, to może spektakularne, bo faktycznie, czegoś zabrakło. To tak jakby zrobić za słodkie ciasto, brak głębokiego smaku. Aczkolwiek był, to najlepszy występ z dzisiejszych.
- Jak dla mnie, to było całkiem dobre. Niestety nie powiem więcej, bo jestem burmistrzem tego miasta i znam się na pokazach jak Mareep na pływaniu, więc ogólnie super! Była moc – powiedział mężczyzna około trzydziestki.
- Dziękuję! – odpowiedziała Alice, po czym zeszła ze sceny.

Czuła, że nie poszło jej, tak jak planowała. W końcu powinna ich oczarować swoją kombinacją, była pomysłowa i piękna, a oni dość niepochlebnie się o niej wypowiedzieli. Choć fakt, sama blondynka czuła, że ten występ nie był jej bliski. Był czymś, co stworzyła w celu osiągnięcia jakiegoś celu, lecz brakowało jej duszy w całym występie.

Caroline i Kyle opuszczali już miasto wraz ze swoimi pokemonami. Wstąpili jeszcze na farmę, by pożegnać się z Mitchellem i udali się drogą 38 w stronę Ecruteak City, by Kyle mógł zawalczyć o swoją piątą odznakę.

Caroline wciąż milczała, delektując się widokami, jaki mijali. Brunet czuł, że jest coś na rzeczy, to nie podobne, by rudowłosa dziewczyna była tak długo cicha.
- Czy coś się stało? – zapytał ni stąd, ni zowąd.
- Nie, a czemu miałoby się stać? – odpowiedziała mu pytaniem, spoglądając na niego.
- Poza tym, że idziemy już pół godziny, a ty prawie nic nie powiedziałaś. Nie, to że coś, aczkolwiek ty lubisz…
- Tak, lubię gadać, ale chcę pomilczeć – wypaliła.
- Czy to są te dni?
- Och, czy kobieta nie może po prostu sobie porozmyślać?
- Kobieta tak, ale nie ty. Zawsze rzucasz tysiącem słów na sekundę. No dobra, nie tysiącem, ale lubisz mówić. – Kyle zobaczył jej mrożące krew w żyłach spojrzenie. – To nie tak, że jesteś gadułą, po prostu, to lubisz, a ja lubię cię słuchać. To dziwne, że.
- Przestań – uciszyła.

Kyle już się nie odzywał, zasadniczo nie wiedział, co powiedzieć. Po drugie wolał się nie pogrążać, w końcu nie wychodziła mu rozmowa. Caroline powróciła do swoich rozmyślań, o swoim byłym.

Nagle na ich drodze znalazł się dziewięcioletni chłopak, który biegł przestraszony. Za nim pędził rozwścieczony Spearow, który najprawdopodobniej chciał wymierzyć sprawiedliwość.
- Ratunku! Pomóżcie! – krzyczał unosząc dłonie ku górze.
- Co się stało? – zapytał Kyle.
- Serio, nie ma czasu! – ponagliła Caroline. – Wigglytuff, księżycowy promień! – Srebrny strumień energii uderzył celnie rozzłoszczonego pokemona, który postanowił odpuścić sobie kolejne ataki.

Chłopczyk odetchnął z ulgą i staną koło Kyle. Był prawie o połowę od niego niższy. Miał niebieski kaszkiet, odwrócony ku tyłowi, spod którego wystawały blond włosy. Miał piękne szafirowe niebieskie oczy, jasną cerę i wiecznie uśmiechniętą twarz. Nosił żółty t-shirt z lecącym Charizardem w centrum i krótkie, niebieskie szorty.
- To, co się stało?  - brunet ponowił pytanie.
- No bo, ja chciałem pokemona! – powiedział dumnie chłopczyk.
- I dlatego zaatakowałeś Spearowa? Ile ty masz lat? – zapytała Caroline.
- Dziewięć. Pokemona trzeba najpierw osłabić, no to rzuciłem w niego kamyczkiem, a co?
- Osłabić, ale w walce. A chyba nie masz żadnego pokemona? – wypytywała rudowłosa.
- No nie. Dlatego chciałem sobie jednego upolować! – wypalił.
- Wiesz, że mogła ci się stać krzywda – mówiła do niego.

Kyle podziwiał, jak Caroline bez problemu nawiązuje kontakt z małym chłopczykiem i przez chwilę przeszła mu głupia myśl przez głowę. Wzdrygnął się na myśl. Oczywiście Caroline dostrzegła to.
- Co Ci?
- Mi nic, pomyślałem o czymś głupim -  powiedział i zignorował jej pytające spojrzenie.
- To co pomożemy mu coś złapać? – zaproponowała Caroline.
- Ja chcę sam złapać jakiegoś pokemona! – zaprotestował młodzieniec.
- Słuchaj… yyy. Właśnie jak ci na imię? –zapytała Caroline.
- Alex – przedstawił się.
- Ja jestem Caroline, a to Kyle – wskazała na bruneta dłonią.
- Miło was poznać. Nie potrzebuję waszej pomocy. – Chłopak pobiegł ścieżką w stronę wysokiej trawy.
- Ach, współczuję już Alice – jęknęła Caroline, po czym ruszyła za dziewięciolatkiem.

Kyle naturalnie ruszył za nią, uśmiechając się pod nosem. Sam nie wiedział, właściwie, co czuje i co mu tak naprawdę przeszkadza.
- Czekaj! – krzyczała rudowłosa, goniąc za zbiegiem.
- Mam cię, będziesz mój! – ucieszył się chłopak, widząc zielonego pokemona.
- Ach, tego na pewno złapie – powiedział brunet widząc znajomego robaka.

Niestety, robak zdążył czmychnąć w trawę i uciekał, przed goniącym go chłopczykiem.
- A niech to! Nie uciekaj, chcę być twoim przyjacielem!
- Poczekaj na nas – rzuciła zadyszana Caroline.
- On się zaraz zmęczy – wycedził Kyle, widząc jak maluch traci już siły. – Pobiega za jednym, a potem za drugim i da sobie spokój – mówiąc, to usiadł po turecku i spokojnie wyczekiwał na rozwój sytuacji.
- A jak się mu coś stanie?
- Daj spokój, nie może nawet dogonić żadnego pokemona, a tu nie ma groźniejszych pokemonów, to droga 38.
- No właśnie. Wiesz, że Magnemity spod latarni lubią tu latać i ładować się piorunami z burz?
- Teraz raczej ciężko będzie je znaleźć.

Tymczasem w Mandroli Town Alice przeszła do kolejnego etapu, gdzie musiała zmierzyć się z kilkoma trenerami, w końcu nadszedł półfinał.
- Boisko wodne! Cóż za niespodzianka, tego jeszcze nie było! – skomentował spiker. Dla Alice, to była świetna wiadomość, choć nie widziała jeszcze kontestu, w którym jest boisko wodne, w końcu to wiele ograniczeń. Jakie miasto, takie tradycje.

Blondynka wyszła dumnie w wyznaczone miejsce, tuż przed nią stał chłopak o długich zielonych włosach zaczesanych na lewą stronę, miał białą kurtkę, poszarpaną fioletową koszulkę i podarte dżinsy. Wyglądał trochę jak gwiazda rocka.
- Zaczynajmy mecz między Michaelem Storem i Alice Gray! Macie pięć minut!
- Wybieram cię Seadra! – Alice chciała sprawdzić możliwości swojego podopiecznego.
- Seel pokaż się! – W wodzie pojawił się biały stworek, przypominający fokę z małym rogiem na głowie.
- Start! – krzyknął arbiter.
- Seadra zasłona dymna i smoczy puls!
- Lodowy wiatr!

Seadra wypuściła ze swojego podłużnego pyszczka dym, który ją pokrył, lecz niestety lodowaty wiatr rozgonił zieloną chmurę, a morski pokemon został odkryty. Punkty Alice nieznacznie zmalały.- To wszystko, na co cię stać? – zapytał zdumiony chłopak. – No cóż, czas przejąć inicjatywę. Wodny pierścień! A potem strumień wody!

Pokemon bezbłędnie wykonał polecenie. Otoczył się trzema wodnymi pierścieniami, które obracały się energicznie, zmieniając się w kulę. Następnie wodna kula wystrzeliła w powietrze, pozostawiając za sobą wodny ogon, który zamienił się w spiralę.
- Smoczy puls! – Alice wypowiedziała, to najszybciej jak potrafiła. Seadra nie miał problemu, by wygenerować tak szybko energię. W końcu był już na to przygotowany. Fioletowa kula wystrzeliła w wodną kulę.
- Ochrona! – Barwa wody zmieniła się na zieloną, a smoczy puls został rozbity, pozbawiając Alice kilku punktów, ale to nie było najgorsze. Seel trafił wodnym strumieniem Seadrę, zadając pierwszy cios i odbierając kolejne punkty.
- Szlak! – warknęła Alice. Teraz zrozumiała, jaki błąd popełniła. Seadra nie znał wielu ataków, ani wielu kombinacji. W końcu nie miała czasu z nim ćwiczyć. Musiała być teraz kreatywna.

Wtem Alice wpadła na pewien plan. Może nie miała zbyt wielu asów w rękawie, jednakże na pewno posiadał je jej rywal.
- Bąbelki, a potem zasłona dymna!
- I znowu się bawimy w to samo! Lodowy wiatr. – Alice nie reagowała, czekała aż Seadra otoczył się pokaźną ilością wodnych baniek, a potem wypuszczał dym.
- Wodna broń w bańki! – Faktycznie lodowy wiatr rozgonił toksyczne opary, lecz to nie był jedyny skutek ataku. Wodne bańki zmieniły się w lodowe, a Seadra używając wodnej broni bezbłędnie, wysłał w stronę je jedna po drugiej, w stronę oponenta. To pokazało szybkość i celność pokemona. Co zaowocowało utratą punktów Michaela.

Chłopak uśmiechnął się, nie spodziewał się najwyraźniej takiego obiegu sprawy. Alice wiedziała, że dalej musi być kreatywna, bo nie da sobie rady bezpośrednimi atakami. O nokaucie mogła zapomnieć.
- Seel nurkuj! – Pokemon zniknął pod wodą.
- Seadra ty też nurkuj i smoczy puls. – Alice miała plan.
- Seel, ochrona.
- Seadra nie atakuj. Smoczy taniec. – Dobrze, że blondynka ostatnio przynajmniej ćwiczyła z nim ten ruch. Teraz był jej bardzo potrzebny.

Wodny pokemon zaczął tańczyć, robiąc różne akrobacje nad wodą z fioletową kulą w pyszczku. Punkty Michael malały.
- Widzę, że grasz na czas. Ja też mogę bawić się w walkę pokazową. Kontynuuj ochronę, a potem promień Aurory! – Zielona kula powiększyła się, a potem mieniła się tysiącem barw. Seel wyskoczył nad wodę i bańka pękła.
- Atakuj! – Cierpliwe wyczekanie opłaciło się. Seel odsłonił się i był w powietrzu, więc ciężko było mu uniknąć smoczego pulsu, który był niezwykle celny. Alice udało się wreszcie wyrównać punkty.

Micheal zacisnął pięści, nie spodziewał się takiego obiegu sprawy. Wziął głęboki oddech i spojrzał się w stronę trybun, jakby szukał inspiracji. Jego pokemon znał wiele ruchów, ale jego rywalka mogła obrócić każdy jego ruch przeciw niemu.
- Seel wodny pierścień i strumień wody!
- Unikaj smoczym tańcem – nakazała Alice.

Seadra rozpędził się i zaczął błyskawicznie zmieniać swoją pozycję, robiąc na wodzie ósemki, obroty i inne ruchy, które mogły zmylić jej oponenta. Seel faktycznie na początku nie mógł trafić w cel, co zmniejszało punkty Michael, ale i to musiał się skończyć.

Seel zmienił swój kierunek i zaczął płynąć poziomo po wodzie, rozszerzając wodną bańkę. Alice zdała sobie sprawę, że musi zmienić strategię.
- Promień Aurory! – Wodna kula zaczęła iluminować. Po chwili lodowa bryła uderzyła w zmęczoną już Seadrę.  – Jednym atakiem chcesz nas wykończyć? Co ty, dopiero zaczynasz?
- Nie, ale chciałam zyskać trochę czasu. – Alice wskazała na tablicę, na której to ona minimalnie prowadziła, a została niecała minuta.
- Zbyt mało go zyskałaś, żeby wygrać. Dam ci teraz lekcję. Promień Aurory na całe pole! – krzyknął.
- Zatrzymaj smoczym pulsem. – Tęczowy promień miał już uderzyć w taflę wody, na całe szczęście fioletowa kula energii zatrzymała atak, rozbijając promień i uderzając Seela. – Może znam mało ataków, ale pomyśl sobie połączenie dwóch smoczych tańców i potem smoczy puls – mówiąc, to spoglądała na spadającego Seela.
- Nie! – krzyknął chłopak, widząc jak jego pokemon wynurza się bezwładnie na powierzchnię wody.

Wszyscy usłyszeli nieprzyjemny dźwięk, a na tablicy pojawił się wielki krzyżyk.
- Gratulujemy Alice Gray, która wygrała poprzez nokaut. Mamy pierwszą finalistkę dzisiejszych pokazów!




Czasem, ciężko jest nam podjąć decyzję. Czasem, walczymy ze sobą, nie wiedząc czego tak naprawdę chcemy, choć w rzeczywistości wszystko jest oczywiste. Jak ciężko posłuchać serca, które bije inaczej niż wszystkie? Niestety, prędzej czy później przychodzi ten moment, w którym nie potrafimy go stłumić. Wtedy zostaje nam tylko podążać za jego biciem, wierząc, że możemy być tylko silniejsi, bo przecież marzenia są piękne.
~ Kyle Flamento

Alex podparł się dłońmi na swoich kolanach i ciężko dyszał przed znudzonym Rattatą, który zaśmiał się i zniknął w gęstwinie.
- Nie mam siły – powiedział i usiadł na ziemi. Kyle spokojnie do niego podszedł, uśmiechając się.
- Teraz potrzebujesz naszej pomocy? – zapytał. Caroline nie wierzył, w to co zobaczył.
- No dobra, może i potrzebuję, ale.
- Nie ma żadnego, ale. Caroline chyba miałaś rację, ten Rattata do mnie nie pasuję. Chciałbym go trenować, lecz to nie jestem ja, dlatego proszę. Zaopiekuj się nim. – Kyle podarował mu biało-czerwony pokeball.
- Skoro już dajesz pokemona, to mógłbyś odstąpić jakiegoś fajnego! – rzucił chłopczyk.
- Nie przeginaj – mruknął Kyle.
- Nie przeginam – powiedział. – Po prostu, no wiesz odstępujesz mi pokemona, którego i tak chciałbyś się pozbyć!
- Czyżby dziecięcy ekspert miał problem – zaśmiała się rudowłosa.
- Bardzo śmieszne – odparł Kyle, blado się uśmiechając.

Alex chwycił kulę i wyrzucił ją w powietrze, a na trawie stanął fioletowy pokemon, który najeżył się widząc Kyle’a.
- Chyba się ciebie boi – stwierdziła Caroline. – Nie dziwię się.
- Sugerujesz coś?
- To, że lubisz się znęcać nad pokemonami – rzuciła złośliwie.

            
W tym czasie Alex podszedł do malucha i pogłaskał go po główce. Maluch oswoił się trochę i przestał zgrzytać zębami. Po chwili zajaśniał. Chwilę później nie było już fioletowego czteronożnego pokemona, a dwunożny, pomarańczowy stworek, który rzucił się w stronę Kyle’a. Jego pysk zapłonął. Na całe szczęście Poliwhirl wystrzelił wodną bronią, zatrzymują atak.- A może walka? – rzucił wesoło chłopczyk.- Ty przeciwko mnie, nie znając swojego pokemona, ani jego ataków? – zdziwił się Kyle, unosząc brwi ku górze. - Czemu nie, daj mi swój pokedex, to czegoś się o nim dowiem i możemy walczyć!- Jest bystry – przyznała Caroline.

Brunet niechętnie dał mu czerwony przedmiot. Alex szybko otworzył elektroniczną encyklopedię i skierował go na pomarańczowego pokemona, który wręcz się niecierpliwił.

Raticate, pokemon szczur typu normalnego. Długie wąsy pozwalają mu utrzymywać równowagę. Potrafi także polować w wodzie - jego tylne łapy, służą jako płetwy. Jego zęby mają niesamowitą twardość, a szczęka - siłę. Potrafi przegryzać nawet ściany, co robi dla treningu

 Chłopak poza zaczerpniętymi informacjami, na temat zachowania pokemona prześledził także jego ataki.
- Poliwhirl, wybieram cie. Poćwiczymy sobie trochę! – rzucił Kyle, a jego niebieski stworek stanął tuż przed nim.
- Ty wiesz, że on nauczył się kilku nowych ataków? – chłopiec powiedział to, uśmiechając się nieznacznie.
- Zapomniałem, że po ewolucji – przerwał. – Nie ważne i tak damy radę! Zaczynaj.
- Jak chcesz! Raticate szybki atak!

            Pokemon po tej komendzie ruszył do przodu znikając w białej smudze.
- Nie atakuj, po prostu pędź – dodał Alex. Kyle czekał na jakiś atak, nie reagując na wydaną komendę. Poliwhirl był skupiony i wyczekiwał na uderzenie, lecz tak się nie stało.
- Nie chcesz atakować, to ja to zrobię – wypalił Kyle, będąc już zniecierpliwionym. – Wodny puls! – nakazał, a Poliwhirl uderzył pod siebie niebieską kulą. Niebieska bańka pękła, wyzwalając falę wody, rozchodzącą się równomiernie w każdym kierunku.
- Kopanie!

            Pomarańczowy szczur zanurkował pod ziemią, unikając fali, zanim Kyle zdołał zareagować, Raticate już wynurzył się za plecami Poliwhirla.
- Gryzienie! – Białe żeby wbiły się w plecy, niebieskiego pokemona, który na początku zesztywniał, czując ból.
- Pokaż mu łamacz murów! – Brunet cieszył się z obiegu sytuacji. Poliwhirl jedną ręką dosięgną Raticate, zbierając go za sierść i rzucając tuż pod nogi. Po czym wymierzył mu uderzenie wyprostowaną ręką.
- Straszna twarz!

            Raticate wykrzywił się, a gdy pięść leciała w jego stronę, myślał, że już po nim. W pewnym momencie Poliwhirl zatrzymał się i odskoczył jak poparzony od pokemona.
- Ach, boisz się? – zapytał Kyle, a Poliwhirl jedynie przytaknął skinieniem.
- Ten dzieciak jest dobry – wtrąciła Alice.
- Wiem. Myślałem, że to będzie o wiele łatwiejszy pojedynek.  W sumie, to lepiej, że nie jest łatwo.
- A będzie jeszcze trudniej – prychnął blondyn. – Szybki atak!

            Kyle nawet nie zareagował, a jego pokemon znowu oberwał. Brunet zaczął się już irytować, nie zamierzał przegrać z nowicjuszem.
- Poliwhirl, bierzemy się do roboty. Wodny puls i lodowa pięść, tak jak podczas walki z Arcaninem – powiedział Kyle. Caroline zmarszczyła brwi, nie do końca pamiętając, co się wtedy wydarzyło, bo przecież jej wtedy nie było.
- Kopanie!

            Raticate oczywiście uniknął rozchodzącej się fali, ale zanim woda zniknęła Poliwhirl uderzył iluminującą pięścią w podłoże, sprawiając, że pokryło się ono lodem.
- O, nie! – krzyknął przestraszony Alex. – I tak się przez, to przebijemy. Pokaż mu Raticate.

            Kilka uderzeń sprawiło, że lód jedynie lekko pękł. Dopiero po kolejnej serii prób Raticate wyłonił się na powierzchnie.
- Wodny puls! – zareagował błyskawicznie Kyle. Błękitna kula popędziła po polu, zmieniając swój kształt w elipsę i rozganiając śnieżny pył na trasie swojego lotu. Kula nagle zmieniła swój tor lotu, uderzając w szybującego jeszcze do góry Raticate’a.
- Nie! – krzyknął Alex, lecz było już za późno, jego pokemon leżał nieprzytomny. – Świetnie się spisałeś – powiedział to, zbierając swojego pokemona  z pola walki.

            Kyle podszedł do chłopczyka, aby pogratulować mu świetnego meczu. Nie spodziewał się, że będzie mieć problem z tym blondynkiem.
- Muszę przyznać, że znasz się na rzeczy. Trenowałeś już? – zapytał.
- Tak, w szkole mamy pokemony i czasami pani pozwala nam toczyć próbne walki. Zawsze akurat wybieram jakiś normalny typ. Proszę, to chyba twoje – mówiąc to, podał mu czerwony przedmiot.
- Tak, mój pokedex. Ostatnio rzadko go używam – zaśmiał się brunet, przypominając sobie z jaką pasją podchodził na początku do spotykania nowych pokemonów.





Poszukujemy, choć odnaleźć nie potrafimy. Szukamy wybaczenia w bezkresnej otchłani, którą jest świat. Chcemy zrozumienia, nie wiedząc, że je mamy. W końcu nie możemy się winić za swoje decyzje, bo nawet błędy są potrzebne, a porażki wręcz niezbędne. W końcu jak można piąć się na szczyt nie znając tego, co jest na dole? Życie jest piękne, bo maluje się tysiącem barw, od chłodnych, po ciepłe.
~Kyle Flamento

Alice stanęła ponownie nad wodnym boiskiem, tym razem była już w finale. Tak nie wiele dzieliło ją od zwycięstwa. Rozsądnie byłoby użyć wodnego pokemona, lecz ona miała inny plan.
- Wybieram Cię Butterfree.
- Wybieram Goldeen! – krzyknęła Blond włosa dziewczyna, o pięknych rubinowych oczach.
- Start! – rzucił arbiter.
- Grad, a potem wodospad!
- Butterfree podwójna drużyna i konfuzja!

Grad bez problemu poradził sobie z kopiami motyla, które szybko zaczęły znikać, jak i punkty Alice. Blondynka nie traciła, mimo to nadziei. Po chwili Goldeen wyłonił się z wody, pociągając za sobą wodną ścianę, z którą wrócił w stronę wody, zbliżając się niebezpiecznie do motyla. Ten w ostatniej chwili użył konfuzji, zatrzymując atak.

            Strumień wody skierował na jedną z platform, sprawiając, że ryba oberwała, co zredukowało ilość punktów rywalki Alice.
- Czas wykorzystać ten grad. Podmuch, Butterfree! – Pokemon owad zaczął energicznie machać białymi skrzydłami, wprawiając w ruch powietrze, które zbierało lodowe odłamki.
- Pokaż jej mega róg! – nakazała blondynka, nie tracąc zapału.

            Goldeen odbił się od platformy swoimi biało-czerwonymi płetwami i ruszył wprost w wietrzną wichurę. Jego róg urósł i pokrył się zieloną poświatą. Pokemon zaczął obracać się wokół własnej osi, uderzając w pokemona motyla.

            To oczywiście odbiło się na punktach Alice, która zrozumiała, że ten finał nie będzie tak łatwy, jakby to mogło się jej wydawać. Butterfree obrywał z każdej możliwej strony. Grad efektywnie odbierał jej punkty, a do tego ataki czy kombinacje Goldeena potęgowały efekt. Dlatego dziewczyna musiała nadrabiać.

            Wymiana kolejnych ataków nie przynosiła skutku. Goldeen atakował, a Butterfree skutecznie blokował każde uderzenie, lecz sam nie mógł wyprowadzić żadnego skutecznego ataku. Wreszcie zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec starcia.
- A zwyciężczynią jest – komentator wstrzymał się od ostatecznego werdyktu, budując napięcie. – Magnolia Salgrown! Gratulujemy.

            Pokemon motyl zwiesił głowę i poszybował w stronę swojej trenerki, która uśmiechnęła się do niego.
- Byłeś świetny! – Przytuliła niepocieszonego pokemona. – Ona miała przewagę, w końcu, to wodne pole, więc wiesz. Jestem ci bardzo wdzięczna, zobaczysz poćwiczymy i wygramy kolejną wstążkę!





            Romantyzm, to jedno wielkie cierpienie, a mimo to nazywamy go sztuką. Miłość prowadzi do cierpienia, a my jak te ćmy podążamy w jej kierunku. Czemu? Nie łatwiej jest żyć normalnie. Chyba nie. Miłość, to cierpienie. A cierpienie, to sztuka. A sztuka, to piękno!
~Caroline Mclone

            Caroline i Kyle pożegnali się z Alexem i Raticatem. Po czym podążyli w stronę Ecruteak City.
- Tak myślałam – rzuciła ni stąd, ni zowąd.
- Ale co? – zdziwił się brunet.
- Wiedziałam, że Raticate nie zabawi długo w twojej drużynie. Nie pasował mi do ciebie – wyraziła swoją opinię, czując dozę satysfakcji.
- Sugerujesz, że łapię tylko wyszukane pokemony?
- Nie. Po prostu pokemony typu normalnego i ty, to jakieś bardzo dziwne połączenie. Nie widzę cię też z pokemonem duchem – powiedziała.
- Masz dziwne przemyślenia. Coś niestety w tym jest, nie widzę się też z psychicznym pokemonem. Może kiedyś. Póki co, mam swoją drużynę kompletną.
- Nie do końca – przypomniała mu dziewczyna.
- Mam sześć pokemonów, w następnym centrum odbiorę Kingdrę!

            Caroline przewróciła oczami, wiedziała, że chłopak znajdzie sobie nowego pokemona. Znała, to z autopsji. W końcu byli dopiero w połowie drogi.
- Przeszło ci już? – wypalił brunet, nie do końca wiedząc czy to ten moment.
- Tak. Nie miałam jakiś humorków. Po prostu – nie potrafiła się wysłowić.
- Po prostu, to powiedz! – ponaglił.
- Myślałam o moim poprzednim związku, o tym jak bardzo zostałam oszukana. Myślałam, że to dobry człowiek. Była wręcz przekonana, że mnie nigdy nie zrani. Było nam tak dobrze, było tak super.
- Do rzeczy – wtrącił poirytowany.
- Ach, dobra. A okazało się inaczej, pojawiali się jacyś zainteresowani, ale ja jakoś ich odtrącałam. Przyznam, że teraz też czuję jakiś mur, który sama tworzę, jednak ciebie nie chcę stracić. Boję się cholernie, lecz chyba jestem gotowa, żeby naprawdę ruszyć do przodu – wyjaśniła, czując jak ucieka z niej powietrze i wszystko staje się prostsze.
- Serio, dopiero teraz? Myślałem, że już dawno ruszyliśmy naprzód!
- No tak – mówiąc to, uniosła głos. – Ale wiesz.
- Nie, nie wiem – rzucił pretensjonalnie.
- Mam opóźniony zapłon.
- Zauważyłem, a teraz tak na serio. Wiem, jak to jest mieć poharatane serce. Tyle bliskich mi osób mnie zraniło, odeszło, że sam nie wierzę w to, co mamy. Chciałbym żeby nam się ułożyło i czuję, że tak będzie. Nie opuszczę cię i wiedz, że rozumiem, to co czujesz. Ja nigdy nie znalazłem prawdziwego uczucia. Rodzice kochali tylko moje osiągnięcia, brat odszedł, żeby się ratować. Czuję się czasem taki samotny i boję się, że moi bliscy mnie zdradzą, prędzej czy później, lecz tobie ufam i chcę się na ciebie otworzyć.
- To tak jak, ja na ciebie – dodała Caroline.


            Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas podążając drogą 38, na całe szczęście nie napotykając żadnego dzikiego pokemona, który mógłby im pokrzyżować plany szybkiego dotarcia do Ecruteak City. 

_________
Od Autora:
Tak miało być wcześniej, ale tak jakoś wyszło. Ostatnie dwa rozdziały przekroczyły 100 wyświetleń, więc chyba powoli wracam do formy. Nie wiem czy ten rozdział jest z kopem. Liczę, że się podobał, jest trochę muzyczny i... zobaczycie :D

4 komentarze:

  1. Halo ;)
    Na wstępie, jakiś fan Madonny czy po prostu akurat tutaj pasowała? :p. Alice pokazała się z dobrej strony, ciekawy występ, ale tak jakoś w pewnym momencie dochodziły do mojej głowy dziwne myśli, jak to będzie gdy brzuch się powiększy, a ona będzie szalała na konkursach koordynatorskich XD. Ciekawe czy zdecyduje się na aborcję, bo to w sumie bardzo prawdopodobne, choć nie za dobre. Tamten flet Forest gdzieś znikł, a dziecka nie będzie komu wychowywać :D. Ogólnie nie jest źle, ale tak jakby znowu rozdział o niczym, nic szczególnego się nie dzieje oprócz pokazów, przemyślenia wiją się w kółko, mnie osobiście już to trochę męczy. Powiem szczerze nie przepadam za tym związkiem Kyle'a i Caroline, od początku gdy zaczęły się te amory byłem przeciwny, bo chciałem żeby był z Alice, ale teraz widzę, że chyba wolałbym go jako singla, jednym słowem strasznie męczący związek :D. Niestety nie dopatrzyłem się impulsu, ale co zrobisz, tak bywa :P.

    Generalnie mam nadzieję, że moja "surowość" choć trochę Ci pomoże. Wcześniej jak byłeś w formie mogłem tylko chwalić, ale teraz wydaje mi się, że potrzebujesz krytyki, także staram się Cię nawrócić, bo idziesz prawdopodobnie w niefajną stronę. Trzymaj się tam i daj nam kolejny rozdział, który będzie rozkochiwał od pierwszego wejrzenia, jesteś w stanie to zrobić. Do zobaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za krytykę i ją rozumiem. Przyznam, że zajmuję się teraz trochę inną sferą. Kyle i Caroline obawiałem się, że jak będą razem, to tak będzie, ale w sumie cieszę się z tego wątku. Mogę pokręcić się właśnie wokół emocji, co dla mnie jest zabawą. Alice - wszystko w swoim czasie. A przyznaję się, zachowuję teraz równowagę, bo mógłbym zrobić ekscytujące rozdziały i zakończyć to opowiadanie, za jakieś niecałe dwadzieścia rozdziałów, ale chcę rozwinąć, co po niektóre wątki, tak jak powinny być :). Choć rozumiem krytykę ;) i może coś dodatkowego wymyślę

      Usuń
  2. "Micheal zacisnął pięści, nie spodziewał się takiego obiegu sprawy." - Tak na początek, bo bardzo mnie to intryguje. Co to jest ten obieg sprawy? Ostatnio używasz tego zwrotu dość często, a ja ni czorta nie wiem o co z tym chodzi. Wyguglałam sobie, żeby nie wyjść na głupią w razie co, ale Gugiel tylko o obiegach ciepła w piecach grzewczych chciał ze mną rozmawiać, kiedy zarzuciłam mu takim hasłem...
    Och Kyle, Kyle, jak Ty kochasz eksperymentować. Generalnie to mi akurat te Twoje eksperymenty ze stylem nie przeszkadzają. Zawsze jakieś urozmaicenie i nigdy nie wiadomo co się trafi tym razem. Ale te cytaty to chyba nie są z opowiadania? Bo raczej sobie ich nie przypominam.
    Co do Alice, to pomyślałam dokładnie o tym samym, co Michał. Ubieraj się dziewczyno w zgrabne bellosomowe sukieneczki, bo jeszcze trochę i będziesz mogła wystąpić najwyżej jako Snorlax, Golem albo ewentualnie Miltank ;D I właśnie dlatego Kyle powinien się osiemnaście razy zastanowić, zanim przyjdą mu do głowy myśli o puknięciu dzieciątka Caroline (a widzę, że już przychodzą). Poza tym śmieszna sprawa. Alex ma dziewięć lat i jest maleńkim dzieciątkiem do zaopiekowania się. Skoro ma dziewięć, to teoretycznie nawet jutro może mieć urodziny i "pyk!" stać się dziesięciolatkiem, mega dorosłym, którego można już samodzielnie posłać w świat? Hmm... im jestem starsza, tym reguły pokemonowej rzeczywistości wydają mi się coraz bardziej podejrzane.
    Chciałam się jeszcze odnieść do tego, o czym rozmawiacie w komentarzach wyżej. Wiem, o gustach się nie dyskutuje, ale moim zdaniem trudno obiektywnie oceniać rozdział na podstawie tego, czy akurat skupiłeś się na emocjach i relacjach, czy akcji i przygodzie. Chcesz historii o romansach i dojrzewaniu, proszę bardzo. Ja to rozumiem i akceptuję, a sama cisnę u siebie na typową przygodówkę. A jeśli nie, po prostu olewam sprawę i nie czytam dalej ;p Jak czytam, znaczy, że mi to nie przeszkadza. Mimo wszystko fajnie mieć czytelników, którzy jasno określają czego chcą, co im się podoba, a co nie. Mnie jest generalnie wszystko jedno, dopóki pisanie tego bloga sprawia radość Tobie. I miejmy nadzieję, że będzie tak jak najdłużej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do "obiegu sprawy", mam nadzieję, że to jest nasza gwara. Bo boję się, że zaczerpnąłem ten zwrot z czegoś o czym wolałbym nie mówić, bo wstyd.

      Co do reszty... Chyba się wypaliłem, a raczej od sierpnia, to już nie jest to samo opowiadanie, choć pomysłów nie brak, aczkolwiek hmm. Może powinienem jeszcze odpcząć

      Usuń

Obserwatorzy