logo

VIII. Welcome In Goldenrod city where love is shitty.

VIII. Welcome In Goldenrod city where love is shitty.

            Czym jest prawda? Czy jest dobra, czy jest zła? Patrząc na to od strony moralnej, jest to zjawisko pożądane, jednakże czemu mówienie jej sprawia nam tyle trudu, a skutki wypowiedzenia prawdy są czasami gorsze od utrzymywania kłamstwa?

            Może jest prawda dobra i prawda zła. Może wszystko zależy od konsekwencji. Może szczerość nie zawsze jest cechą dobrą. Ile osób wyrażając swoją opinię wprost, uznawana jest z niekulturalnego?

            Czysta prawda jest naszym przekleństwem, ale czy istnieje półprawda? Czy mówienie czegoś nie do końca prawdziwego jest stosowne? A może tak naprawdę liczy się tylko kłamstwo?

*****

            Promienie słońca przedzierały się przez gęste korony drzew, rzucając trochę światła na wydeptaną ścieżką, prowadzącą prosto do Goldenrod City, przez Ilex las. Alice i Kyle od ponad tygodnia przemierzali zielony busz. Cel był coraz bliżej, sił też było coraz mniej. Mimo to Kyle odnajdował w sobie jeszcze sporo sił. Marzyła mu się odznaka, nie potrafił się poddać będąc tak blisko.

            Alice za to od tygodnia była dziwnie spokojna. Nie miała do niczego pretensji, właściwie znikała, kiedy pojawiała się możliwość rozmowy. Zajmowała się treningiem, czytaniem poradników, tak naprawdę zajmowała się wszystkim innym tylko nie rozmową z przyjacielem. Kyle był zbytnio pochłonięty swoim treningiem, żeby zwracać na to uwagę. Choć w rzeczy samej czuł się niekomfortowo, w związku z zaistniałą sytuacją. Starała się sobie tłumaczyć całe zajściem, że Alice to kobieta.

            Kyle uśmiechnął się widząc przed sobą koniec lasu. Pobiegł prędko w stronę przejaśnienia. Po chwili znalazł się na polanie, pośrodku której ciągnęła się ścieżka, aż do wielkiego miasta. Z oddali było widać olbrzymie drapacze chmur. U podnóża tych monumentalnych budowli znajdowały się coraz mniejsze bloki, aż wreszcie pojawiały się małe domki i chatki, znajdujące się tuż przed miastem.

            Kyle ani na chwili nie zwolnił. Biegł coraz szybciej. Alice nie miała ochoty na wyścig. Pochmurna wyszła na polanę, rozejrzała się i odnalazła kamień, na którym mogła sobie odpocząć. Wyjęła żółte lusterko i zaczęła poprawiać swój wygląd, jakby nic się nie zmieniło. Kyle zatrzymał się i tym razem nie zamierzał odpuścić.
- Alice co jest z tobą?! – warknął. Mógłby być milszy, lecz jej humorki działały mu już na nerwy.
- Nic. Chcę odpocząć – odpowiedziała ignorując jego pretensje.
- Od spotkania May zachowujesz się jak naburmuszona dziewczynka, której tatuś nie chce kupić lalki. Czy są ku temu jakieś powody, czy to jakieś kobiece fanaberie? – Nie przebierał w słowach, nawet się nad nimi nie zastanawiał.

            Alice zignorowała uwagę i zaczęła przeglądać swój pokedex. Kyle prychnął coś pod nosem i ruszył przed siebie. Po chwili i tak się zatrzymał. Nie mógł jej tak tutaj zostawić, to byłoby nie fair, chociaż z jej humorkami też nie jest dobrze.
- Co ja mam zrobić? – spytał Poliwaga. Pokemon spojrzał się w jego stronę i milczał. – Alice, posłuchaj – rzucił w jej stronę będąc już u progu wytrzymałości. – Nie rozumiem o co ci chodzi. Jesteśmy przyjaciółmi, myślę że jeśli byśmy porozmawiali. Myślę, że to by ci bardzo pomogło, ale ty jesteś taka uparta – starał się nie mówić o niej negatywnie. Z każdą minutą przychodziło mu coraz trudniej. Humorki dziewczyny były nieusprawiedliwione.
- Nie mogę z tobą o tym porozmawiać. Chciałabym, ale to nie jest najlepszy pomysł. – Kyle poczuł dreszcze słysząc to ostatnie zdanie. Podświadomie coś przeczuwał, lecz wolał nie zawracać sobie tym głowy.
- To może zadzwonisz do mamy? Albo siostry? – zaproponował.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł…
- Lepszy niż tutaj tkwić. W mieście może poczujesz się lepiej, może spotkamy kogoś znajomego. – Uśmiechnął się starając udawać, że wszystko jest dobrze, chociaż jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły, a dłonie nieznacznie drgały.

            Koordynatorka z trudem wstała, poprawiła swoją wygniecioną koszulę i założyła swój żółty plecak. Ruszyła bez słowa. Kyle od razu zrozumiał, że już mogą wybrać się w podróż i bez zbędnego gadania ruszył za nią.

            Mijali pierwsze domki, które znajdowały się tuż przy wejściu do miasta. Często jednopiętrowe, na bazie prostokąta, z dużymi tarasami, czerwonym dachem i kremowymi ścianami, jednorodzinne domki. Zupełnie jak z tych filmów o idealnych rodzinach, gdzie ojciec okazuje się mordercą. Kyle’a od razu przeszyły dreszcze.
- To się dopiero nazywa utopia – skomentował Kyle.
- Mdli mnie – odpowiedziała Alice. Tak naprawdę podobał się jej ten widok, jednakże przez to co czuła nie potrafiła rozkoszować się tym otoczeniem.
- Naprawdę? – spytał. Miał ochotę tak naprawdę na nią krzyknąć, żeby wzięła się w garść. Wiedział, że to nie najlepszy pomysł, właściwie to jeden z najgorszych.
- Tak. Chodźmy szybciej – ponagliła.

            Przemierzając malowniczą uliczkę ich oczom ukazała się znajoma sylwetka. W ich stronę szedł blondyn wraz ze swoim Pichu. To był Philip, który dreptał przed siebie. Jak zwykle jego włosy postawione ku górze, szelki ciągnące się za nim i piękna szara kamizelka, zwieńczeniem były dopasowane spodnie. Oczywiście na jego twarzy gościł uśmiech.
- Cześć! – Wystrzelił Kyle widząc pozytywnie nastawionego chłopaka. Miał naprawdę dość narzekania.
- Cześć! – odpowiedział entuzjastycznie. Alice tylko mruknęła, bez większego zaangażowania.
- Super, że się spotkaliśmy. Byłeś już u Whitney? – Kyle nie wiedział, że nie jest to dobre pytanie do rozpoczęcia konwersacji.
- Byłem – odparł niechętnie Philip. – Byłem i przegrałem – dodał spoglądając na Pichu, który szybko wskoczył na ramiona Kyle’a. Uwielbiał pieszczoty, a to był idealny moment żeby coś uzyskać. Poliwag rzecz jasna nie potrafił zaakceptować faktu, że jakiś obcy pokemon pcha się jego trenerowi w objęcia. Podskoczył i wymierzył swoim ogonem cios żółtemu stworkowi, który po chwili znalazł się na ziemi.
- Przepraszam! – powiedział nerwowo Kyle, czując się zażenowany. – Poliwag opamiętaj się! – warknął. Czuł się naprawdę upokorzony, poza tym miał dość już wybryków Polwiaga.

            Philip tylko wziął swojego podopiecznego na ręce i pogłaskał, uśmiechając się do niego. Po czym spojrzał się na zmieszanego Kyle’a.
- Spokojnie, nic się nie stało, a temu pieszczochowi się już od dawna należało. – Spojrzał z satysfakcją na swojego podopiecznego, który zwinął się w kulkę i złapał łapkami swój ogonek, udając że może się za nim schować.
- Poliwag jest strasznie zazdrosny – bąknął. Alice dziwiła się tej całej sytuacji. Kyle nie był taki emocjonalny, ani nieporadny, chyba że przy rodzicach. W tym momencie coś wpadło jej do głowy.
- Nie przejmuj się Kyle, kiedyś nad nim zapanujesz – wtrąciła dziewczyna z udawaną troską.
- Ale, ja przecież. To nie tak, że ja – zaczął się motać we swoim usprawiedliwieniu.
- Rozumiem – skomentował krótko Philip. Kyle miał ochotę w tym momencie złapać przyjaciółkę, za włosy i zaciągnąć ją po ziemi do najbliższego centrum pokemon, żeby ta wreszcie doszła do siebie.

            Alice też miała w tym swój interes, teraz była pewna o co chodzi. Kyle chciał zaimponować Philip’owi swoimi zdolnościami. Cała sytuacja ani trochę jej nie dziwiła. Kyle zawsze uzyskuje odwrotny skutek od zamierzonego, jeżeli chodzi o imponowanie. Im bardziej skupia się na tym, tym szybciej traci w oczach. Podobała się jej ta gra, w której to ona mogła swobodnie rozdawać karty.
- Poliwag ma ogólnie problemy z agresją – rzucił Kyle.
- I zazdrością – dodała znowu czując wewnętrzną satysfakcję.
- To ciekawe też mam mały problem z Pichu, jest zbyt ufny. Potrafi skupić na sobie całą uwagę, a ja nawet nie wiem jak on to robi. To jest naprawdę denerwujące, w szczególności, że nie lubi dzielić się nią z resztą drużyny – opowiedział Philip. Kyle odczuł ulgę, wiedząc że nie tylko on boryka się z takim problemem.
- Tak, ale chyba twój pokemon nie policzkuje cie przy każdej możliwej okazji -  przerwała. – Przepraszam, w wypadku kiedy zachowujesz się jak gbur – dodała widząc gniewne spojrzenie przyjaciela. Alice bawiła się naprawdę dobrze.
- Szczerze o co ci chodzi? – spytał nie mając już siły. – Najpierw dąsasz się cały tydzień, nie wiadomo o co, a teraz, teraz cały czas starasz się mi dopiec. Powiedziałem coś nie tak? Zrobiłem coś nie tak? Powiedz! Bo zwariuję. Zachowujesz się jak obłąkana. – Z tej strony Alice nie znała Kyle’a. Słyszała tylko o jego wybuchach gniewu, lecz nigdy nie brała ich na poważnie. Kyle był chłodny, ale spokojny. Teraz poczuła jednak falę łez napływających do jej oczu.
- Okej -  przeciągnął Philip próbując ukradkiem uciec.
- Poczekaj -  nakazał Kyle. – Przepraszam za ton wypowiedzi, ale za nic innego.
- Naprawdę tylko za to? – spytała niepewnym głosem.
- Tak, a jak ci coś nie pasuje to idź sobie sama do miasta, ja o siebie zadbam. Mam dość tego, tobie też nie służy moje towarzystwo, zachowujesz się tak jakby podróż ze mną była karą.

            Philip szczerze nie miał ochoty być świadkiem tej wojny. Stał i przyglądał się temu, choć w głębi miał po prostu ochotę dać susa i uciec kłócącym się przyjaciołom. Nie mogąc nic uczynić, po prostu stał zmieszany, nie wiedząc czy milczeć, czy coś powiedzieć. Czuł jakby znalazł się w środku pożaru.
- To nie jest tak, ale fakt możesz mnie zostawić samą – odpowiedziała. – Właściwie to będzie najlepszy pomysł. – Alice nie wiedziała co teraz będzie, lecz potrzebowała samotności. To z pewnością jej się przyda. Może wreszcie pozbiera się z tego idiotycznego marazmu.
- Niech tak będzie – Kyle zwrócił się w stronę Philip’a. – Może pójdziemy razem? – zadał to pytanie licząc, że tym razem otrzyma pozytywną odpowiedź.
- Myślę, że możemy jeden dzień razem potrenować. Zawsze dam ci jakieś wskazówki co do tej sali – uśmiechnął się pogodnie, zapominając o tym co wcześniej widział. Taka już była jego natura, wszystko co złe zostawiał w przeszłości.

            Przyjaciele ruszyli w swoje strony. Alice nie chciała na razie iść do miasta, postanowiła wybrać się na małą wyprawę, po malowniczych przedmieściach, kiedyś usłyszała o bardzo ciekawym miejscu, znajdującym się tuż przed Goldenrod city. Z pewnością odwiedzenie tego miejsca, było dla niej ciekawą alternatywą. Kyle nie patrząc ruszył w stronę miasta, a za nim Philip. Zanim jednak ruszył spojrzał się na Pichu ze zmartwieniem. Maluch szybko znalazł się przy jego stopie i musnął go małą iskierką elektryczności.
- Tak, muszę się pozbierać – szepnął. – Wskakuj na ramię, dużo dzisiaj już pochodziłeś sobie. – Po chwili żółty stworek wspiął się na swojego trenera. Najpierw chwycił się żółtych szelek, następnie odbił się i po czarnych guziczkach, od szarej kamizelki z czarnymi paskami wspiął się na ramię. Philip poprawił tylko kołnierzyk swojej błękitnej koszuli i ruszył za Kyle’em.
- Coś się stało? – spytał Kyle, który dopiero przed chwilą zobaczył jaka odległość dzieli go od towarzysza.
- Nie, nie. Zamyśliłem się – wyjawił. Sam nie był w stanie wyjaśnić czemu to sprawia mu tyle kłopotów. Może zupełnie nowe środowisko. Kyle był pierwszą osobą, która widziała go w trakcie słabości. Philip nigdy wcześniej nie uzewnętrzniał swoich obaw, nawet najlepszym przyjacielem, choć tak naprawdę sam czasami się zastanawiał czy mógł ich tak nazwać.

            Pogoda wciąż dopisywała. Słońce wznosiło się coraz wyżej, wraz z upływem czasu robiło się coraz cieplej. Im bliżej miasta, tym łatwiej można było odczuć efekty dzisiejszej pogody. Miasto oczywiście tętniło życiem. Ludzie  przemieszczali się w zawrotnym tempie. Zmiana światła na zielone i już bieg. Samochód poganiał samochód. Olbrzymie bloki, a na nich barwne bilbordy, które pokazywał piękne uśmiechnięte kobiety, które zachwalały perfumy. W tłumie przewijały się sylwetki, a to biznesmenów w czarnych garniturach, a to trenerów ze swoimi plecakami, czasem swoimi podopiecznymi. Kyle’owi oczywiście w oczy rzuciła się bogata kobieta, ubrana w futro wraz ze swoim Vulpixem na dłoniach. Skądś kojarzył tę kobietę. Po chwili namysłu przypomniał się mu film, który oglądał pół roku temu.

            Philip wydawał się być niewzruszony tym widokiem. Szedł pewnym krokiem, wciąż się uśmiechając. Czasami udawało się mu wyrwać do Goldenrod City do swojej cioci, dlatego miasto nie było mu obce. Miasto sprawiało, że żył, nie przeszkadzały mu samochodowe opary, ani wysoka temperatura, czy też szum. Dla niego było to miejsce idealne, szybkie życie, bez zastanowienia, po prostu działanie.

            Kyle odnajdował się w tej sytuacji, chociaż zdecydowanie wolał teraz przebywać na przedmieściach. Wszystko było piękne, ale było tego stanowczo za dużo. Chłopcy skierowali się najpierw do centrum pokemon. W centrum pokemon wreszcie zatrzymali się, żeby coś przegryźć i porozmawiać na spokojnie.
- Naprawdę? Masz już odznakę? – spytał się z niedowierzaniem Kyle.
- Tak, odznakę ula. Walczyłem z Bugsy’m. Z nim przynajmniej było normalnie – powiedział lekko zirytowany.
- Zostałeś w Azalea i złapałeś pokemony? – ciągnął dalej tematy. Intrygował go fakt, że udało mu się dokonać tego wszystkiego w krótki czasie.

            Philip na chwilę zamilkł, pytanie nie było dla niego do końca oczywiste. Po chwili jednak zrozumiał dlaczego.
- Właściwie to przed wyruszeniem miałem już trzy pokemony, właściwie dwa, ale jednym problemu nie było -  wytłumaczył.
- Nie wiedziałem, że łapałeś w trakcie szkoły – skomentował Kyle, po czym chwycił za szklankę i napił się jabłkowego soku.
- Łapanie, to tak ładnie powiedziane – zaczął. Kyle spojrzał się na niego podejrzliwie. – I to nie tak, że ukradłem – poprawił. – Po prostu je dostałem. Pichu dostałem od taty. W końcu jego drugim pokemonem był Raichu, który jak się okazało jest samiczką. Potem dostałem Elekida od brata, który pracuje w elektrowni w Goldenrod City, też był kiedyś trenerem, lecz szybko zrezygnował. Sam natomiast złapałem Zubata. To chyba tyle z mojej drużyny – zakończył. Nie był dumny z tego faktu, lecz tak było lepiej.
- I jak na razie masz tylko trzy pokemony?
- Nie, to był mój skład na ostatnią salę. Obecnie posiadam jeszcze Mankeya, którego złapałem po drodze. Wiedziałem, że przyda się mi walczący pokemon. Chociaż teraz żałuję tej decyzji– przyznał. Uśmiechnął się do Kyle’a. – Może ty dasz radę z tą wariatką.
- Wariatką? – zdziwił się Kyle. Słyszał to już drugi raz i nikt nie wytłumaczył mu, dlaczego ma tak myśleć.

            Philip spojrzał się na niego, jakoś nie miał ochoty udzielać mu tej odpowiedzi, z drugiej strony tak trzeba było zrobić. Może jego znajomy będzie w stanie poradzić sobie z szalejącą kobietą.
- Ma jakieś kompleksy na punkcie facetów – wycedził. – Kiedy widzi faceta, chce go pokonać od razu, a walczące pokemony, to jakaś skaza. Zupełnie jakbyś pokazał bykowi czerwoną płachtę – Kyle spojrzał się na niego, jakby szukał odpowiedzi, gdyż żadne słowo nie dawało mu wgląd w całą sytuację. Philip nie potrafił mu jednak przybliżyć całej sytuacji, ponieważ sam nie wiele potrafił wywnioskować. Wiedział jedno, ta kobieta jest walnięta.
- Chyba muszę to zobaczyć – westchnął niepocieszony.
- Może tobie się uda. – Philip szczerze kibicował swojemu towarzyszowi. Przypomniał mu się ostatni dzień szkoły, kiedy Kyle złożył mu pewną propozycję. Philip często wracał myślami do tego, zastanawiając się nad tym jakby to było, gdyby razem wyruszyli. Wciąż myślał nad opcjami.
- Oby. Ćwiczyłem ostatnio naprawdę ciężko, jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy dam radę. Boję się, to moja pierwsza walka, a mogłem wybrać na początek odznakę ula, zamiast tego poniosę porażkę w Goldenrod City – wyjawił, powoli pogrążając się w swoich obawach.
- Dasz radę. Po pierwsze przestań. Wiesz co by nam dobrze zrobiło? – spytał, choć nie zamierzał dawać czasu na odpowiedź. – Mała walka – dokończył.

            Kyle od razu uśmiechnął się i stał gwałtownie, jakby wszystkie siły od razu mu wróciły. Ostatnia jego walka odbyła się dwa tygodnie temu, jeszcze nie miał okazji by się z kimś zmierzyć, w szczególności, że miał nową drużynę, której aż brakowało doświadczenia w walkach.
- Trzy na trzy? – spytał uradowany. Philip przez chwilę się zastanowił.
- Nie – zaprzeczył. – Tyle czasu nie mamy. Popieram jeden na jeden –odparł.
- Niech będzie. – Kyle zaspokoił się i takim obrotem sytuacji. Lepsze to niż nic.

            Chłopcy po chwili opuścili centrum pokemon tylnym wyjściem. Za każdym centrum pokemon znajdował się mały ogródek dla wypoczywających pokemonów i oczywiście małe boisko, dla pojedynkujących się trenerów. To nie różniło się niczym w porównaniu do innych pół bitewnych. Białe linie wyznaczające granice boiska, w środku linia, dzieląca je na równe połówki. O ile dookoła rosła trawa, o tyle na boisku znajdowała się tylko ziemia i kilka skałek. Było to typowe ziemne pole walki.

            Philip zajął swoją pozycję i wyciągnął pokeball. Kyle  jednak nie był jeszcze gotowy.
- Kto zaczyna?  - zapytał.
- Mam pomysł, wybierz jakiegoś pokemona w myślach i ja też tak zrobię i na trzy wybieramy go. Dobrze? – Philip podsunął pomysł, aby nie komplikować towarzyskiego pojedynku.
- Zgoda. – Kyle po chwili trzymał już biało czerwoną kulę, w której znajdował się jego wybraniec.
- Wybieram cie Elekid – z czerwonego światła pojawiła się sylwetka żółtego pokemona.
- A ja wybieram Heracrossa.

            Kyle oczywiście nie przepuścił okazji, by odnotować nowo poznanego pokemona i wyciągnął swój pokedex, by zaczerpnąć trochę informacji przed walką.

Obraca swoje ramiona, aby wytworzyć energię elektryczną. Łatwo się męczy, więc ładuje ją tylko przez chwilę i gdy jest to konieczne, np. kiedy przypadkowo dotknie metalu, przez co traci przechowywaną energię. Podczas ładowania przestrzeń między jego rogami migocze niebieskawo-białym kolorem. Elekid magazynuje elektryczność w swoim ciele, jednak nie tę którą sam wytworzył. Uwielbia gwałtowne burze. Nawet w czasie najgroźniejszej burzy, gdy dudnią pioruny, Pokemon ten radośnie się bawi. Między jego rogami płynie słaby prąd elektryczny, jeśli włożymy tam rękę możemy zostać porażeni.
- Już wiesz wystarczająco. Możesz spróbować pierwszy – przyznał mu prawo. Philip już pałał entuzjazmem i pewnością siebie, uwielbiał rywalizację.
- Skoro tak wolisz. Pokaż mu nocne cięcie! – krzyknął Kyle. Heracorss poderwał się w górę otwierając swój pancerz. Energicznie zaczął machać skrzydłami, a jego pazury pokryły się ciemno brązowym promieniem.

            Philip uważnie obserwował bieg wydarzeń. Wciąż nie wydał komendy, czekał na odpowiedni moment.
- Teraz szybki atak i niskie kopnięcie – nakazał. Elekid natychmiastowo zniknął z toru lotu pokemona robaka. Podskoczył do góry, ciągnąc za sobą białą smugę, po chwili jego stopa wylądowała na grzbiecie Heracrossa zadając mu kilkanaście uderzeń w jednej sekundzie. Heracross oczywiście padł na ziemie i przejechał swoim ciałem po ziemnym boisku.
- Nieźle, ale to nie wystarczy -  skomentował Kyle. Zacisnął pięści i zastanowił się nad całą sytuacją szukają dobrego ataku. – Heracross wstawaj. Zobaczymy na co ich stać.
- Elekid szybki atak jeszcze raz.
- Heracross odleć. – Zanim Elekid zadał cios przeciwnikowi ten już znajdował się w powietrzu.
- Jakby to był dla nas problem – zaśmiał się Philip. – Elektrowstrząs – nakazał. Pomiędzy żółtymi rogami zaczęła przeskakiwać elektryczna iskierka i po chwili pokryły się energią elektryczną, która popędziła w stronę oponenta.
- Unik i atak rogiem. – Tym razem Kyle zareagował błyskawicznie. Elektryczna energia pędziła już w stronę Heracrossa, ten jednak zaczął lecieć w jej stronę i udało mu się wyminąć w ostatniej chwili ataku, puszczając strumień energii pod swoim brzuchem. Po chwili uderzył w cel.

            Elekid pozbierał się powoli. Uderzenie było dotkliwe. Heracross miał naprawdę dużo siły i ataki czysto fizyczne były zdecydowanie jego atutem, który Kyle umiał wykorzystać. Philip mimo to stał niewzruszony, jakby od samego początku wiedział, że jego pokemon się pozbiera.
- Całkiem nieźle – pochwalił. – Szybki atak jeszcze raz.
- Znowu się w to bawimy. Heracross odleć – nakazał. Sytuacja ponownie się powtórzyła. Kyle uświadomił sobie fakt, że w powietrzu ma znaczną przewagę nad swoim przeciwnikiem. Philip nie zamierzał jednak grać tymi samymi kartami, chociaż była w tym jakaś logika.
- Elekid elektrowstrząs -  powtórzył rozkaz. Kyle uśmiechnął się triumfalnie.
- Ponów atak rogiem. – I tak jak poprzednio cała sekwencja się powtórzyła. Philip mimo to wciąż czuł się pewnie.
- Teraz atakuj ognistą pięścią. – Żółta pięść zapłonęła. Heracross zbliżał się coraz szybciej i nie było już szans, by uniknąć uderzenia. Zderzenie tych dwóch ataków było natychmiastowe.

            Heracross najpierw próbował się siłować za pomocą rogu z ognistą pięścią, lecz coraz bardziej odczuwał wysoką temperaturę, co sprawiło, że jego wysiłki nie były wystarczająco mocne. Po chwili został odrzucony, a Elekid dobiegł do niego i zadał drugi cios. Po trzech powtórzeniach stworek leżał już na polu i z trudem próbował wstać.
- Wstań! Dasz radę! -  dopingował bezskutecznie Kyle.
- Dokończ to elektrowstrząsem – rozkazał Philip. Po chwili Elekid posłał wiązkę energii, która trafiła celnie we wroga. Ten atak zakończył cały pojedynek.

            Kyle przyglądał się temu zaskoczony. Pierwsza jego porażka w życiu, podbiegł do swojego pokemona. Uklęknął i spojrzał się na jego twarz, starając się zachować spokój ducha.
- Byłeś naprawdę świetny – skwitował występ podopiecznego i po chwili zamknął go w pokeballu. – Naprawdę dobry mecz, jestem pełen podziwu – skierował te słowa w stronę Philipa, który głaskał po głowie wesołego Elekida.
- Dziękuję, masz naprawdę silnego pokemona – odparł.
- Pokemona mam i silnego, lecz brakuje mi umiejętności – westchnął zwieszając głowę. Trenował już tak długo, a mimo wszystko efekty były marne.
- Nie uważam tak. Zdradzę ci tajemnice. Też mi tak szło, jeszcze dwa dni temu. Powiedzmy, że ktoś udzielił mi dobrej rady – przyznał. Podszedł do Kyle i podał mu dłoń, aby ten wstał. Kyle otrzepał się z kurzu.
- Jaką? – spytał zainteresowany.
- Widzisz ataki i statystyka pokemona to nie wszystko. Chodzi o strategie, jeżeli umiesz wykorzystać atuty i ataki swojego pokemona w odpowiedni sposób, to wygrasz. Jeśli uderzasz bezmyślnie, a raczej myślisz, że w taki sposób wygrasz to się mylisz. Poza atakami liczy się jeszcze zdolność do wykorzystania ich w taki sposób, żeby zaskoczyć swojego przeciwnika i skutecznie go zaatakować. Strategia to ważna rzecz. Zrozumiałem to w walce z Whitney – przyznał nieco zasmucony. – W szkole uczyli nas ataków, statystyk, informacji o pokemonach, ale bez praktyki, to zdecydowanie za mało. Możemy znać różne zależności między typami, siłę ataków, jednak bez odpowiedniego treningu i strategii, nasza wiedza staje się bezużyteczna.
- Chyba rozumiem – odpowiedział Kyle powoli analizując każde słowo, które wypowiedział jego towarzysz.
- Musze przyznać, ze nieźle wytrenowałeś swoje pokemony. Heracross wygląda na bardzo silnego. Ale jak mówiłem, musisz nauczyć się kombinować.

            Kyle wziął swoje pokeballe i wszedł do wnętrza centrum pokemonów. Jak zwykle dostrzegł idealnie umyte niebieskie płytki, stojącą za ladą siostrę Joy i towarzyszącego jej Chansey. Trener nie czekając podszedł do lady i standardowo odłożył pokeballe, chwile gawędząc z siostrą Joy. Philip po chwili też wszedł do centrum pokemon.
- Nie chcesz dzisiaj walczyć? – spytał zaintrygowany. On sam już pędziłby w stronę sali, żeby zmierzyć się z liderem.
- Mam tylko trzy pokemony, a Heracross naprawdę potrzebuje odpoczynku. Właściwie to myślałem, żeby wybrać się na zakupy – odpowiedział. Philip spojrzał się na niego z niedowierzaniem.
- Zakupy ważniejsze od pojedynku? – wypalił.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty, a wielkie centrum handlowe to zawsze jakaś alternatywa. Przydałoby się kupić jakieś poke chrupki, trochę odżywek dla pokemonów i takie tam – opowiedział. Kyle lubił dbać o swoje pokemony i starał się to robić najbardziej fachowo jak tylko potrafił.
- Skoro tak, to czemu nie. Właściwie to też mógłbym się rozejrzeć po sklepach, na przykład za kamieniem ewolucyjnym – powiedział.
- To dlatego dbasz tak bardzo o Pichu i się z nim tak bawisz – spostrzegł  Kyle.
- Nie rozumiem pytania? – tak naprawdę udawała, w rzeczywistości rozumiał je, no ale cóż przyznanie się do prawdy nie stawiało go w dobrym świetle.
- Chcesz go jak najszybciej przekształcić, a żeby to zrobić potrzebujesz uszczęśliwić odpowiednio Pichu, a potem wystarczy kamień ewolucyjny i bum, masz pokemona zupełnie jak twój tata – wytknął bezpośrednio Kyle.
- No dobra, taki jest plan, ale…
- To twój pokemon, nie wydaje osądów. – W rzeczywistości Philip i tak czuł się osądzony. Nie zdawał sobie sprawy, że to nie Kyle go osądza, ale on sam siebie. Co to za trener, który ma pokemona tylko dla ewolucji i nie kocha go za to jaki jest, tylko na siłę stara się go zmienić. – Wiesz, że ewolucje nic nie dają i często pokemony tracą wiele siły na tym.

            Chłopcy nie zauważyli nawet, że całej rozmowie przysłuchuje się Pichu. Pokemon przekręcał swoimi uszkami, starając się nadążyć nad rozmową, kiedy padły ostatnie słowa, jego uszy wyprostowały się. Stworek wpadł na pomysł. Szybko i zwinnie wdrapał się na swojego trenera, któremu od razu ułożył się w objęciach.
- Spokojnie Pichu, naprawdę cię lubię i nie chcę żebyś się zmieniał. Kiedyś może tak myślałem, ale teraz to nie jest dla mnie ważne – powiedział szczerze. Pokemon jednak nie zamierzał go słuchać.

            Po chwili Pichu pokrył się białym światłem, a jego forma zaczęła się zmieniać, uszy wydłużyły się i stały się cieńsze, granica między głową i ciałem przestała być już taka wyraźna. Jego ogon również zwiększył swoje rozmiary i przypominał małą błyskawicę.
- Czy to Pikachu? – spytał zaskoczony właściciel, który ucieszył się widząc co się dzieje. – To dla mnie.
- Pi, pi – odpowiedział uradowany maluch.
- Gratuluje – powiedział Kyle i oczywiście wykorzystał sytuację, żeby zebrać trochę informacji.
- Dzięki.

Pikachu pokemon elektryczna mysz. We swoich czerwonych policzkach gromadzi duże ładunki elektryczne, które wykorzystuje najczęściej do strącanie jabłek, które są jego przysmakiem. Pokemony te są bardzo szybkie płochliwe i często atakują elektrycznością, kiedy czują się zagrożone. Za pomocą swojego ogona badają środowisko, często jednak są one rażone przez pioruny. Samce mają ogon w kształcie pioruna, a samice w kształcie serca.

            Poliwag przyglądał się bacznie całemu wydarzeniu. Kiedy zobaczył żółtą mysz, posmutniał. Podszedł do swojego trenera i posunął delikatnie łepkiem po nodze opiekuna. Kyle spojrzał się na malucha i uśmiechnął się.
- Też będziesz kiedyś gotów, dla mnie to nie ma znaczenia – powiedział widząc smutek u swojego podopiecznego. Fakt był to czysty strzał, ale znając ambicje Poliwaga o co innego mogło pójść.
- Poli, Poli – odpowiedział bez entuzjazmu.
- Cieszę się Pikachu, ale nie musiałeś tego dla mnie robić.
- Widać, że jest szczęśliwy – stwierdził Kyle. – Zrobił to z miłości do ciebie. A wiesz, że Pichu ewoluuje poprzez szczęście.
- Tak, wiem. Nie spodziewałem się, że wystarczy poprosić – zaśmiał się.
- Taki urok twojego pokemona – dodał. Pikachu szybko wdrapał się na swojego trenera i słodkimi oczkami wyprosił trochę pieszczot, które tak uwielbiał. – Nic się nie zmienił.

            Kyle wraz z towarzyszem niezwłocznie wyruszyli do miasta. Mijali piękne oszklone budowle, sięgające do nieba, a przynajmniej tak by się wydawało. Zatłoczone uliczki, jakiś korek utworzony po stłuczce i ten harmider, panujący, no cóż wszędzie. Dla kogoś kto podróżował przez polany i lasy, był to dźwięk nie do zniesienia.

            Wreszcie dotarli, do olbrzymiego niebieskiego budynku, z dużym szklanym wejście, nad którym wisiał duży masterball i napis „Sen mistrza”, tak nazywało się owe centrum handlowe. Ruch był niesamowity. Co chwilę szklane drzwi rozsuwały się, co chwilę wchodził jakiś chłopczyk ze swoim plecakiem lub wychodził już z torbami, ewentualnie trzymał jakiś przedmiot w ręce. Dla Kyle’a to już było nie do zniesienia. Myśl o tym, że musi przeciskać się przez tłumy bachorów, entuzjastycznych trenerów i innych zakupoholików sprawiała, ze zaczął żałować swojej decyzji. Fakt, faktem przydałoby mu się trochę nowych pokeballi, pożywienia dla pokemonów i może jakiś witamin.

            Philip nie zwracał jakoś uwagi na panujący tłum. Siedział już w tym mieście prawie tydzień. Kiedy weszli rozglądał się bacznie, lecz nic nie przykuwało jego uwagi. Szybko znaleźli się na kolejnych piętrach. Uzupełnili swoje zapasy, a Kyle nawet postanowił wydać trochę pieniędzy na dwa greatballe. Nagle ich oczom ukazał się sklep z kamieniami ewolucyjnymi.
- Wiedziałeś, że można je tu dostać? – spytał Philip uradowany.
- Jedna ewolucja to za mało? – rzucił złośliwie.
- No wiesz, oj chodź i nie marudź – po chwili już znajdował się przed wystawom. Kyle westchnął tylko i ruszył za kolegą.

            Philip przyglądał się każdemu. Zielono żółtemu z piorunem w środku, niebieskiemu z bąbelkami, były też jakieś pazury i fioletowa kula.
- Czy to jest ostry kieł? – zapytał się Kyle, spoglądając na ostry kieł, który wyglądał na bardzo zniszczonego.
- Tak to on. Czy ty wiesz, że tutaj jest wszystko. Sam nie wiem co wziąć – powiedział.
- To popatrz na ceny – stwierdził chłodno Kyle. Philip szybko skierował swój wzrok o parę centymetrów niżej. Z jego twarzy od razu zniknął uśmiech. – 2000. Naprawdę?
- Przykro mi. Musiałbyś na niego nieźle się napracować.
- On będzie mój, właściwie to jeśli pokonam Whitney to dostanę od Ligii wypłatę – zaczął myśleć i szukać rozwiązania.
- Właśnie ile liga płaci za wygraną z liderem? – Otóż każdy trener podróżował nie za darmo, tak samo jak koordynator. Liga wypłaca trenerowi co tydzień skromną pensje. Za zwycięstwo z liderem Sali trener otrzymuje również pieniądze, oczywiście najwięcej dostaje za zwycięstwo za pierwszym razem. Liga mogła sobie na to pozwolić, ponieważ bilety które sprzedawała na rozgrywki pokrywały wszelkie koszty plus przynosiły zyski. Doliczając do tego różne gadżety i inne.

            Kyle nagle w tłumie wyłapał Alice. Nie miał ochoty już milczeć, postanowił do niej podejść, choć dziewczyna nie wydawała się weselsza. Siedziała sobie na jednej z ławeczek rozstawionych w olbrzymim centrum.
- Cześć – powiedział dość niepewnie Kyle.
- Cześć – uśmiechnęła się. Chłopak od razu wyczuł, że nie jest to szczery uśmiech. – Dobrze, że jesteś chciałam z tobą porozmawiać. – Kyle w jednej chwili machnął ręką w stronę Philipa, któremu nie trzeba było mówić, że przyjaciele potrzebują chwili dla siebie.
- Co się stało? – zapytał.
- Eh, nie powinnam z tobą podróżować, to było głupie, aj jestem głupia, ogólnie wszystko jest – mamrotała pod nosem.
- Nie rozumiem, ale spoko – wycedził.
- Rozumiesz. Powinieneś – walczyła sama ze sobą. Chciała powiedzieć co myśli, czuje, ale coś cały czas ją powstrzymywało, może fakt, że znała odpowiedź. – Bardzo cię lubi, ale nie tak jak przyjaciela, tylko – wypaliła.

            Chłopak przełknął głośno ślinę. Źrenice wyraźnie się rozszerzyły. Serce Alice natomiast zaczęło walić niczym oszalałe, czuła jak ogień wypełnia jej tętnice, a ona sama właśnie płonie, niczym wiedźma na stosie.
- To oto chodziło? – spytał próbując uniknąć odpowiedzi.
- A co ty na to? Myślisz, że moglibyśmy? – Nie dawała za wygraną.
- Nie – odpowiedział i poczuł ulgę. – Przykro mi, ale nie. Nie mógłbym, naprawdę cię lubię, jesteś niesamowita, ale nie będę cię oszukiwać. Nie ma między nami chemii, chciałbym, lecz to chyba nie zależy ode mnie, nie chcę żeby się pogorszyło.
- Rozumiem – odparła  niepocieszona.

            Tak prawda potrafi zaboleć. Czasami w zupełnie inny sposób niż mogłoby się to wydawać. Są takie momenty, kiedy wiesz że wyjawienie jej sprawi Ci ból, a nie koniecznie tobie. Prawda boli zawsze, jednak daje odkupienie, bo kiedy ją wyjawisz możesz ruszyć naprzód. Życie w kłamstwie nie daje Ci niczego więcej, niż tylko niekończący się przystanek w życiu, lecz kiedy przestaniemy się oszukiwać nic nie będzie już takie samo.

  ________________________
Od Autora
Cześć, jak obiecałem kolejny rozdział. Pisałem go naprawdę długo i nie dlatego, że nie miałem weny, ale brak czasu. Kiedy się rozpędziłem, to musiałem wracać do nauki i takie tam. W święta myślałęm, że zrobię więcej, ale przecież się nie da, a przyznam też chciałem odpocząć i np. pograć sobie w Sacred gold :D

Ale po świętach się biorę, bo trochę ostatnio sobie odpuściłem. Co do wyglądu bloga, zmienię go pewnie w najbliższym czasie, na razie mam brak weny do tworzenia, mam ogólny zarys, ale jakoś nie do końca do mnie to przemawia. 

Zabieram się już dzisiaj za IX rozdział, bo chciałbym w piątek kolejny opublikować. Może mnie to trochę zmusi do szybszego tworzenia.

A zmieniłem trochę styl, chodzi mi o to, że pozbyłem się przemyśleń Kyle'a.

Dobra to tyle. Pozdrawiam ! ;)

11 komentarzy:

  1. Nie no, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Tak mi się fajnie to czyta, ale do rzeczy Kyle dostał dobrą lekcje przed pierwsza walką o odznakę, tak jak Michał u mnie myślę, że jest gotowy i sobie poradzi. Ta kłótnia Alice i Kyle'a... generalnie to po przeczytaniu końcówki posmutniałem ;// i jakoś tak sam z siebie zacząłem myśleć, że Alice znajdzie sobie kogoś innego itd... ale nie mogę sobie tego wyobrazić. No patrz ile emocji we mnie obudziłeś :D. Kosisz tymi rozdziałami, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "kiedyś usłyszała o bardzo ciekawym miejscu, znajdującym się tuż przed Goldenrod city" - to nazwa własna, więc City też powinno być chyba pisane z wielkiej litery;
    "Zanim jednak ruszył spojrzał się na Pichu ze zmartwieniem." - spojrzał się? Wrr...
    "Kyle’owi oczywiście w oczy rzuciła się bogata kobieta, ubrana w futro wraz ze swoim Vulpixem na dłoniach." - ten przecinek to nieco dalej, bo wychodzi trochę na to, że to futro miało dłonie, a na nich Vulpixa ;)
    "- Musze przyznać, ze nieźle wytrenowałeś swoje pokemony." - "że"
    "Dobrze, że jesteś chciałam z tobą porozmawiać." - Radziłabym rozbić to na dwa zdania. Zdaje się, że wyglądałoby lepiej.
    "Bardzo cię lubi," - lubię;
    "- To oto chodziło?" - "o to" oddzielnie;
    Oj, Kyle, Kyle. I co ja mam z Tobą zrobić? Z rozdziału na rozdział mam tu coraz mniej pracy. Twój styl zmienia się niesamowicie szybko. Porównaj pierwszy rozdział z ósmym, serio. Ja zauważyłam różnicę u siebie dopiero koło czterdziestego ;) Good for you!

    A jeśli chodzi o treść - przede wszystkim tytuł, tytuł i jeszcze raz tytuł. Genialny! Podoba mi się niesamowicie. He he, Alice dostała kosza. Wybacz, nie będę płakać razem z nią. Nie, że jej nie lubię czy coś, ale tak szczerze to nigdy nie kibicowałam "czemuś więcej" pomiędzy tą dwójką. Może Kyle woli kogoś innego? Może nikogo? A może... Philipa albo Brada? (No co? Dobre yaoi nie jest złe...). Tak czy owak ja jestem tu głównie, żeby poczytać o Pokemonach. A ewolucja i walka (Philip ma łeb do strategii - posunięcie z Ognistą Pięścią było całkiem niczego sobie) w jednym rozdziale, w połączeniu z ciekawą historią trenerską, to dobra droga do zadowolenia mnie ;) Cóż, chyba zadowolić mnie jest łatwiej, niż zadowolić Alice...
    Pozdrawiam,
    Nathaly

    PS. Wreszcie ktoś wyjaśnił, skąd trenerzy biorą kasę na podróż. Wreszcie! Zawsze miałam w tym miejscu lukę w opowiadaniu. To tak jak z faktem jedzenia mięsa i jajek w świecie Pokemon. Niby są, ale do wcyndalania pieczeni z Psyducka nikt się otwarcie nie przyzna :D


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, choć nie czuję wielkich zmian w pisaniu ;)
      Co do jedzenia, oj nie tknę się tego tematu chyba, z moimi zapędami dostalibyście soczysty opis rzeźni, badania mięsa, sekcji i takich tam :D

      A co do tytułu. Przyznam zapożyczyłem z piosenki Gunsów, "Pradise city": "Welcome to paradise city where girls are pretty", akurat tego słuchałem jak zaczynałem ten rozdział. Zresztą w większości przypadków na tytuł czerpię inspirację z piosenek przy jakich tworzę :)

      Usuń
    2. Ja osobiście nie miałabym nic przeciwko krwawym opisom sekcji, tak między nami biologami ;) To zawsze jakiś pomysł jest. Możemy kiedyś wspólnie stworzyć jakąś creepypastę w tym temacie :D A tak przy okazji - wybiera się może ktoś z Was na Pyrkon do Poznania w tym roku?

      Usuń
    3. Niestety nie :(. Choć jak to obczaiłem to muszę za rok się wybrać ! :D

      Usuń
    4. To szkoda wielka... za rok już mnie nie będzie w Poznaniu, a od początku studiów się wybieram i nigdy nie mam nikogo z kim mogłabym pójść :(

      Usuń
  3. Zgadzam się z Nathaly - tytuł jest boski <3 Fajnie, że w rozdziale pojawił się Phillip. To jeden z moich ulubieńców :P I niby fajnie, że Pichu ewoluował, ale z drugiej strony trochę mi tego szkoda. Tak fajnie było sobie wyobrażać takiego malucha, który porywa się na znacznie większe pokemony i mimo wszystko potrafi dać sobie radę xD A jakby jeszcze wystawił takiego kurdupla na rozgrywkach ligi, to już w ogóle byłabym szczęśliwa :D Ale nie myśl sobie, że Pikachu jest zły! Uwielbiam tego pokemona ;)
    Alice w ostatnich rozdziałach byla trochę irytująca przez co straciła w moich oczach. Jestem ciekawa w jaki sposób ukarzesz ich dalszą relację ;)
    Nie mogę sobie przypomnieć co jeszcze chciałam ci napisać =,= Komentarz ten powstaje od 4 h, jako że 3,5 h spędziłam w kolejce do chirurga na ściągnięcie gipsu.
    A, no i sprawa z pieniędzmi jest bardzo fajnie wyjaśniona. To teraz może powiesz nam jak trenerzy mieszczą cały swój ekwipunek w plecaku? Bo akurat to mnie mega intryguje. Bo niby ile misek można pomieścić, lekarstw itd. ?

    Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeej największe deja vu jakie miałam ostatnio :) Z jednej strony wykład z filozofii o prawdzie "Są trzy kocepcje prawdy: Klasyczna, pragmatyczna i jeszcze jakaś tam", a po za tym kosz jakiego dostałam od kumpla :P Dawno temu i nieprawda xD

    Czasem nie mogę wyjść z podziwu, bo tak jak na początku opisywałeś zachowanie Alice jak typowej, niczym nie wyróżniającej się dziewczyny, jakbyś nigdy żadnej nie poznał i kierował się stereotypami. A w tym rozdziale nagle czytam o emocjach i zachowaniu, które znam z autopsji i tak się głośno zastanawiam: Albo masz dobry instynkt, albo farta, albo dziewczynę :P

    A te przemyślenie Kyle'a nie są takie złe, byleby nie w każdym rozdziale. Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moją słodką tajemnicą jest enneagram, zawsze nim się kieruję jeśli chodzi o kreowanie postaci. A przemyślenia Kyle znikają z czasem :) Jego postać wewnątrz jest męcząca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po tym rozdziale stwierdziłam, że moją ulubioną postacią w opowiadaniu jest Pichu... a właściwie już Pikachu Philipa ^^ Jakoś spodobał mi się charakter tego słodkiego pieszczocha :)
    Też sobie nie wyobrażam Kyle'a i Alice razem. Ledwie ich widzę jako przyjaciół, a co dopiero para... Przynajmniej chłopak załatwił tę sprawę konkretnie i szybko, żeby oboje wiedzieli, na czym stoją.
    Z kolei Kyle i Philip wydają mi się być zgranym duetem. Oczywiście tylko jako bardzo dobrzy koledzy, nie zamierzam ich tu "yaoizować" xD Służą sobie wzajemnie radami i pojedynkują się od czasu do czasu, przyjemnie się o nich czyta razem :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy