logo

VII. Queen needs wings.

VII. Queen needs wings.
            Strach towarzyszy chyba każdemu, czasami zastanawiam się czy uda mi się osiągnąć swój cel. Pytania dokąd zmierzam i tego typu podobne nie zaprzątają mi już głowy. Mam jasno wyznaczony cel, którego obawiam się nie zrealizować.

            Zastanawiam się czy to jest przeczucie, a może po prostu tak już jest. Nie wiem nawet czego się obawiam. Porażka? Przecież zwycięstwem jest to, że tu jestem, a mimo to ciągle gdzieś płynę. Dokąd? I czego tak naprawdę chcę?

            Czy jestem tym typem, który zawsze musi wygrywać, a porażki nie wchodzą w grę? Bo ważne jest to, jak wysoko jestem, a nie to że coś przeżyłem, że spróbowałem, mimo że się sparzyłem.

            Teraz już podróż mi nie wystarcza, chcę dostać się do Ligii i nie zamierzam się cofać, potrzebuję tego by czuć się dobrze. A czy wystarczy mi sama kwalifikacja? Czy ciągła gonitwa jest czegoś warta?

            Chyba nigdy się nie dowiem, po prostu podejmę wyzwanie i nie będzie ważne jak to zostanie odebrane.

            Kyle odłożył swój zeszyt, tuż po zapisaniu tych słów. Dawno już nic nie pisał, a to w dziwny sposób go odprężało. Dzisiaj nie czuł się najlepiej, panował nad nim jakiś dziwny lęk. Sam nie wiedział skąd się to bierze.

            Wstał praktycznie wraz ze słońcem. Dopiero co słonce wynurzało się, przebijając zielone korony drzew. Caterpie zaczęły wychodzić ze swoich ukryć, by ruszyć w poszukiwaniu pokarmu, a Pidgeye wzbijały się w swoje pierwsze podróże. Letni powiew wiatru orzeźwiał, a z minuty na minutę stawało się coraz cieplej. Zapowiadał się kolejny ciepły dzień. Kyle cieszył się, że wciąż są w lesie.

            Poliwag wreszcie wyturlał się z namiotu i ruszył w stronę trenera, który wpatrywał się w zalesioną przestrzeń.
- O wstałeś już. Może czas na trening? – spytał, choć znał odpowiedź.
- Poli, Poli. – Podskoczył radośnie pokemon, jak zwykle pełny entuzjazmu.
- Ale najpierw śniadanie, nie możesz zacząć bez posiłku, zresztą Heracross i Sunkern, też nie powinni.  – Wyjął z torby poke chrupki i umieścił w trzech miseczkach. Wypuścił jeszcze dwóch podopiecznych . Kyle chciał zacząć dzisiaj kolejny trening, pracował nad kolejnymi atakami i oczywiście rozwijanie parametrów swoich stworków. Moment pierwszej bitwy zbliżał się nieubłagalnie.

            Wreszcie nadszedł moment treningu. Kyle szybko zabrał się za szkolenie nowych ataków u Poliwaga, Heracrossa ćwiczył w sile i kazał mu uderzać rogiem w drzewa, a Sunkern ćwiczył swoją prędkość. Oczywiście hałas obudził Alice, która tuż przed wyjściem ogarnęła się i postanowiła po raz kolejny upomną przyjaciela o zachowaniu ciszy.
- Kyle! Człowieku, mógłbyś spać do normalnej godziny. Rozumiem siódma, ale dochodzi dopiero szósta – zaprotestowała wyłaniając się z żółtego namiotu.
- Przestań, ty też powinnaś poćwiczyć – odparł nie zwracając na nią uwagi. Dziewczyna z niechęcią wyszła z namiotu.
- I poćwiczę, jak zrobimy sobie przerwę w podróży.
- Wiesz, że musimy się spieszyć?
- Nie, nie wiem. Człowieku daj sobie spokój. Dasz radę w pierwszej Sali, o ile pamiętam Whitney ma typ normalny. Wystawisz Heracrossa i po sprawie. – Wypaliła starając się nie pobić go.
- Serio? Myślisz, że to takie proste? Wystawię typ walczący, to wygram z góry. Widać po twoim ostatnim występie skutki. – Palnął. Po chwili się zastanowił i miał ochotę błagać o wybaczenie.
- Och, proszę cię dałam z siebie dużo, a nie ćwiczyła nie wiadomo ile, a ty ćwiczysz, ćwiczysz i ja nie widzę żadnych efektów, bo nie walczysz z trenerami! – Warknęła.
- To co może ze mną zawalczysz?!
- Z miłą chęcią. Załatwię cie Metapodem! – zaśmiała się.
- Robak kontra robak? – spytał podekscytowany.
- Dawaj!
            Całą wojnę przerwała blond włosa dziewczyna, która wpadła pomiędzy skłóconych trenerów. Dziewczyna pozbierała się szybko, otrzepując z kurzu swoje czarne legginsy. Poprawiła swoją czerwoną kamizelkę i rozejrzała się nerwowo, poprawiając na dłoni stylową, czarną torbę.
- Cześć – zawahała się. Spojrzała dokładniej i rozpoznała jedną z postaci. – Aaa, to ty. Jesteś tą debiutantką, co przegrała z boską, a boską Caroline – pisnęła. Kyle zakrył uszy, nie był gotowy na ten dźwięk. – Czekaj, czy nie jesteś Ann, a może Annabell. A nie, Alice? Tak zgadza się – rozgadał się.
- Cześć – odpowiedziała zaskoczona Alice, właściwie też sobie ją przypomniała. Dopiero kiedy zza jej nóg wyszedł Teddiursa zrozumiała z kim ma przyjemność.
- Słodka May? – spytała. – Znaczy tylko May – poprawiła się, nie chcąc urazić jej uczuć.
- Uważasz, że jestem słodka. O ja. Ale super, też jesteś urocza. Pomysłowa, wiem pewnie jesteś jedną z tych alternatywnych koordynatorek i promujesz brzydotę. – Powiedziała nieopatrznie May. Wyrzucała z siebie słowa nie patrząc na reakcję.

            Kyle słysząc ostatni komplement parsknął śmiechem. Alice zmroziła go wzrokiem, jednak on nie potrafił się opanować.
- Promujesz brzydotę? Interesujące – westchnął powstrzymując falę napływającego śmiechu.
- Nie, nie, że jesteś brzydka. Chodzi, że wystawiłaś takiego Metapoda, to obrzydliwy robak, ja bym go trzymała, aż zmieni się w Butterfree. No wiesz, przecież to uroczy pokemon, ale jego wcześniejsze formy są obrzydliwe. No wiem, wiem może to puste, ale nikt nie wygrał z takim pokemonem. – znowu dostała słowotoku, a Kyle wybuchł większym śmiechem.
- O tak, no bo przecież ty nie chciałaś tak zrobić – zachichotał Kyle. Alice nie potrafiła nic wydukać, czuła się tak zażenowana.

            Wzrok May przeniósł się oczywiście na Kyle’a. Spojrzała na niego i od razu podskoczyła z radości.
- Wow, o ja nie mogę! Czy to jest twój chłopak, jest taki przystojny! – zachwyciła się.
- On nie jest moim chłopakiem! – zaprotestowała Alice.
- Naprawdę, a szukasz dziewczyny, bo wiesz chętnie bym się z tobą umówiła. Może pójdziemy gdzieś razem?
- Tak, on na pewno z tobą gdzieś wyjdzie.
- Nie – powiedział, szukając jakiegoś banalnego wytłumaczenia. – Nie mam czasu, muszę ćwiczyć.
- O jesteś też ambitny. Możemy stworzyć idealną parę. Ty mistrz Ligii, ja wielka koordynatorka. – Rozmarzyła się. Alice tym razem zaczęła się śmiać. A Kyle czuł jakby właśnie zapadał się pod ziemie.
            Alice postanowiła ukrócić tych nieprzemyślanych komentarzy nowo przybyłej znajomej i zmienić temat, na bardziej neutralny, w szczególności, że poczuła się lekko zazdrosna o obiekt wzdychań May.
- May co cie tu sprowadza? – Zmieniła temat Alice, chociaż korciło ją dokończyć zdanie zupełnie inaczej.
- Jak wiadomo potrzebuję nowego piękna. Chciałabym złapać Butterfree. One są piękne, a takie piękno jest warte księżniczki. – Uśmiechnęła się, po czym puściła oko do Kyle,a’, który na chwilę zdrętwiał.
- A nie myślałaś aby zacząć od Caterpie, ich jest tu tak dużo – udzieliła rady Alice. Chociaż sama przypomniała sobie swój początek.
- Po co czekać?

            Alice poczuła, że dyskusja, nie ma największego sensu. Chciała po prostu pozbyć się natrętnej koordynatorki. Kyle przyjrzał się małemu misiowi, który wyglądał naprawdę słodko i postanowił skorzystać z okazji i zdobyć trochę informacji.

Teddiursa pokemon miś, typu normalnego. Jest cenioną maskotką, Rzadko spotykany, najczęściej w lasach. Przez większość swojego okresu chroniony przez rodziców. Ma bardzo nieśmiałą naturę albo się boi, albo się cieszy.

          Przyjaciółka wymownie spojrzała się na trenera, licząc że tym razem sobie odpuści. Przecież ukończył szkołę i ma duże pojęcie o pokemonach.
- Naprawdę musiałeś? – spytała zażenowana. – Też mam pokedex, a widzisz, żebym latała z nim i skanowała prawie wszystko.
- Oj, aktualizuję dane, wiesz jak fajnie będzie się pochwalić ile pokemonów widziałem. – Uśmiechnął się dumnie.
- O tak, bo przecież o to chodzi.
- Wracając do najważniejszego tematu, nie widzieliście tutaj Butterfree podobno występują tutaj na potęgę – przerwała sprzeczkę May.
- Nie, nawet nie wiedziała, że jest ich tutaj dużo – odpowiedziała Alice. Kyle wtedy wpadł na genialny pomysł.
- A może stoczycie pojedynek koordynatorski. No wiecie.
- Kyle! Z nią nie ma mowy.
- A niby czemu nie. Co sugerujesz, że jestem gorsza, bo mam mniej kreatywny styl. Bo umiem pokazać piękno pokemonów i zrobić piękne, klasyczne show, a ty jesteś artystką i robisz dobry pokaz. Myślisz, że jesteś lepsza? – zirytowała się May.
- No i widzisz co zrobiłeś. – Puściła uwagę mimo uszu. Kyle tylko uniósł bezradnie dłonie.
- Odpowiedz mi! Nie ignoruj mnie!
- Nie da się, choćbym próbowała. – Spochmurniała Alice.
- Co to miało znaczyć. Walczmy.
- Dobra mała! – warknęła i wyjęła pokeball.

            Dziewczyny stanęły na przeciw siebie. Przed May stanął mały słodki Teddiursa, a Alice wybrała Metapoda. Postanowiła dać nauczkę małej, tak samo jak i ona dostała swoją.
- Teddiursa tunel. Znam twoją strategię. – Powiedziała pewnie.
- No i co z tego. Postaramy się, żebyś się już nie wydostała. Metapod, obrotowy ruch i strzel pajęczyną. – Zielony półksiężyc zaczął obracać się z zawrotną prędkością, wystrzelają z siebie białe nici, które wyglądały niczym jedwabne taśmy akrobatek. Pole szybko pokryło się białą nicią.
- Serio. Myślisz, że tego się nie spodziewałam. Ognista pięść. – Teddiursa wyskoczył z tunelu spalając nicie. Znalazł się w powietrzu. – A teraz prędkość. – nakazała, a seria złotych gwiazdek uderzyła w oponenta, zadając mu nieznaczne obrażenia.
- Metapod, stalowa obrona. – Pokemon zalśnił metalowym połyskiem i gwiazdki przestały robić mu jakąkolwiek krzywdę.
- Ha, ha. Teraz wiem, dlaczego nie miałaś szans na finał. Ognista pięść.
- Strzel nicią.

          Teddiursa wylądował na ziemi i biegł z wystawioną przed siebie pięścią, pokrył się prawie cały ogniem i spalał każdą nic na ziemi. Strzał Metapoda nic nie dał. Alice nie spodziewała się takiej siły. W końcu Metapod otrzymał cios, który jak się okazało był super efektywny.

           Ku zaskoczeniu wszystkich zielony pancerz popękał, a z jego wnętrza wydobył się biały blask. Ku górze zaczął unosić się promyk, który zaczął formować swój kształt. Po chwili dziewczyna dostrzegła fioletowego motyla, który wesoło trzepotał skrzydłami.
- Czy to jest? – Alice na chwile zamarła obserwując proces ewolucji. Kyle nie czekał ani chwili, trzeba był zaktualizować dane.

Butterfree pokemon motyl, typu robak. Najwyższa forma ewolucyjna Caterpie. Występuje w lasach, żywi się nektarem kwiatów i sokami drzew, często żyje w symbiozie z innymi pokemonami robakami. Zazwyczaj przyjazny i wesoły jeśli chodzi o naturę. Większość pokemonów tego gatunku prowadzi nomadyczny tryb życia.

            May również zaniemówiła, po chwili jednak jej policzki przybrały purpurowego koloru, a jej oczy zapłonęły.
- Jakim sposobem ty masz Butterfree? – spytała niedowierzająco.
- Zazdrościsz? – przedrzeźniał Alice. – Coś czuję, że teraz się pobawimy. – Wyjęła pokedex i sprawdziła pewną rzecz, a mianowicie słyszała, że Butterfree w trakcie ewolucji uczy ataku konfuzji. Tak też pokedex potwierdził te informacje.
- Myślisz, że damy się zastraszyć, jestem nie tylko piękna, ale i mocna. Dobra Teddiursa słodki zapach, a potem uderz ją pięścią.
- Butterfree podmuch! – Pokemon niezgrabnie zaczął machać skrzydłami, wiatr nie był zbyt silny, ale udało się zmienić kierunek różowego pyłku, który otoczył Teddiursa. – Zawsze to coś – westchnęła niezadowolona. – Atakuj konfuzją!
- Nie! – krzyknęła May, której nie podobał się taki obieg sprawy. Teddiursa pojaśniał na niebiesko i szybko wylądował na konarze drzewa.

           Alice zdała sobie sprawę, że dwa nowe ataki nie są zbyt silne, no i nie może już liczyć na twardość i stalową obronę, którą umiał Metapod, lecz Butterfree raczej już nie pamiętał tego ataku.
- Strzał nicią.
- Prędkość. – Teddiursa pozbierał się natychmiastowo i wystrzelił złotymi gwiazdkami zatrzymując napływ nici. Koordynatorki stały naprzeciw siebie jeszcze bardziej zdeterminowane. May doskonale wiedziała, że jeden celny cios może wszystko załatwić.

            Kyle obserwował z boku ich zmagania i nie był tym ani trochę zadowolony. Nie znał się za szczególnie w walkach koordynatorskich i tak naprawdę miał do tego prawo, jednak zachowanie dziewczyn bardziej przypominało walkę trenerów niż pojedynek dwóch koordynatorek.
- Alice zacznij walczyć jak koordynatorka, na razie wykorzystujesz proste ataki, bez żadnych kombinacji. W tym momencie żadna z was nie pokazuje, żadnej sensownej strategii. Jest cios za cios. – wtrącił. Alice wzięła sobie jego uwagę do serca, jednakże po Butterfree nie wiedziała czego się spodziewać.
- Chłopcze nie wtrącaj się – skarciła go May. – Teddiursa, jeszcze raz tunel – nakazała a miś szybko zniknął pod ziemią.

            Alice przemyślała całą strategię. Faktycznie te same ruchy nic nie dadzą, a ona znowu wystrzeli jak rakieta, trzeba czegoś pomysłowego.
- Butterfree wystrzel nicią i wzmocnij atak konfuzją. – Liczyła na to, że podopieczna bez problemu zrozumie trenerkę. Oczywiście stworek radośnie uniósł się i wirując dookoła wypuściła jedwabiste nicie, które pokryły się niebieskim blaskiem.
- Naprawdę. – Roześmiała się rywalka. – Kończmy to, ognista pięść. – Teddiursa wynurzył się niczym rakieta i leciał w stronę Butterfree, nagle uderzyła go nić, która nie zapłonęła, ponieważ chroniona była przez psychiczną energię. Uderzenie strąciło pokemona, który padł na ziemie. – Co? – Seria uderzeń nićmi zadała poważne obrażenia stworkowi.
- Zakończ to podmuchem i uderzeniem. – Pokemon świetnie zrozumiał swoją trenerkę. Odwrócił się plecami do rywala i zatrzepotał skrzydłami. Siła podmuchu poniosła go.
- Teraz jest nasza szansa. Ognista pięść. – Zareagowała May. Pokemon pozbierał się, a jego pięść zaczęła pobierać coraz więcej energii, tuż przed zderzeniem zajaśniała.

            Przez chwilę kurz unosił się w powietrzu, na cale szczęście bardzo szybko opadł, a na ziemi leżały obydwa pokemony. Dziewczyny podbiegły do swoich podopiecznych. Alice uściskała swojego motyla.
- Byłaś niesamowita. Naprawdę Butterfree, teraz poćwiczymy i będziemy jeszcze lepsi. Świetnie się spisałaś – pochwaliła i po chwili zamknęła w pokeballu.
- Dałeś z siebie wszystko jestem z ciebie naprawdę dumna – powiedziała do swojego pokemona misia i wzięła go na ręce. Popatrzyła w stronę swojej rywalki.
- Chyba mamy remis – przyznała niechętnie.
- Chyba tak.
- Nie będziecie dalej walczyć prawda?- zapytał Kyle.
- Nie – odpowiedziała May. – A może wymiana. Mam pięć pokemonów, może oddam Ci jednego w zamian do Butterfree? – zaproponowała. Alice na chwile zamarła.
- Przykro mi, ale nie ma mowy – odparła pewnie. Naprawdę pokochała swoją podopieczną. Nie mogłaby się rozstać po tylu spędzonych chwilach.
- Proszę, błagam, miej litość – zaczęła szlochać. – Królowa taka jak ja potrzebuje, tak pięknego pokemona.
- Nie ma mowy. Idź i złap sobie Butterfree, albo Caterpie. – Na dźwięk drugiego pokemona blond włosa dziewczyna, aż wzdrygnęła. Wstała, poprawiła swoje ubranie.
- Nie, to nie. Prosić się nie będę, następnym razem nie będzie żadnych forów.
- Forów? Jakbym ćwiczyła tego Butterfree nie miałabyś szans – rzuciła pewnie siebie. Nie zamierzała odpuścić pustej trenerce.
- Moja droga, ile masz wstążek?
- Eh, no zero – przyznała niechętnie, starając się mówić jak najciszej.
- A no właśnie. Ja mam już dwie. Zdajesz sobie sprawę, że za siedem miesięcy wielki finał. A minęło cie już piętnaście pokazów, spośród stu?
- No i co z tego i tak dam sobie radę. – Uśmiechnęła się, nie dając po sobie poznać strachu.
- Powodzenia – odparła starając się wciąż zdusić w niej ducha walki.

            Kyle wciąż przyglądał się całej sytuacji. Chciał coś powiedzieć, żeby pocieszyć Alice, wiedział że dziewczyna może i zniosła jakoś fakt odpadnięcia w półfinałach, ale teraz przegrała z tą tlenioną blondynką. No może nie przegrała, lecz została upokorzona.
- Alice, może my już ruszymy w dalszą podróż? – spytał starając się zmienić temat.
- Myślę, że to dobry pomysł. Ta tleniona blondynka marnuje mój czas – wycedziła perfidnie, czując w środku satysfakcję jak uderzyła w słaby punkt dziewczyny.
- To, że jestem ładniejsza. – Nie skończyła jednak, gdyż w powietrze wyskoczył Poliwag uderzając ogonem obie rywalki. – Ty mały! – Dziewczyna zirytowała się i zaczęła biec za małym niebieskim pokemonem. Kyle zaczął się śmiać, jednak szybko przestał, gdy jego pokemon schował się za jego stopami, a dziewczyna wpadła na niego. – Z bliska wyglądasz jeszcze lepiej – wymamrotała. Kyle przełknął jedynie ślinę, a jego źrenice rozszerzyły się znacząco, spojrzał w jej oczy i zamarł.
- Dziękuję – odpowiedział, nie mając odwagi jej z siebie zepchnąć. Dziewczyna zbliżyła się do niego.
- O nie! Za żadne skarby! – Wkroczyła Alice, łapiąc May za blond włosy i stawiając do pionu.
- Nie ciągnij mnie za włosy! – krzyknęła i złapała ją również za końcówki.
- Nie doczekanie twoje! – Wtedy dziewczyny zaczęły okładać się rękoma. Jedna i druga wachlowała przed siebie nimi.
- Spokojnie. – Starał się uspokoić Kyle. Popełnił zasadniczy błąd. Wszedł pomiędzy nie i otrzymał siarczysty policzek. Dziewczyny oczywiście nie zwróciły na niego uwagi i dalej zaczęły swoją kłótnie. – Kobiety – wymamrotał, wciąż przytrzymując swój policzek.

            Dziewczyny po chwili przestały. Spojrzały się na siebie, rzuciły jeszcze po jednym niemiłym słówko i ogarnęły swój wygląd.
- Żegnam was, mam nadzieję, że nie zwariujesz z tą jędzą – rzuciła May nie dając za wygraną.
- Mogę być jędzą, tleniony półgłówku. Żegnaj! – dddała Alice, która nie potrafiła zrezygnować.
- Miło było Cię poznać – rzucił Kyle starając zachować się odpowiednio, chociaż w środku czuł się bardzo niekomfortowo, to jednak musiał zachować się dobrze.

            May szybko się oddaliła, a Alice wciąż pałała gniewem. Kyle postanowił się tym nie zajmować, wolał poczekać, aż dziewczyna sama otworzy się na niego i opowie mu o swoich problemach, nie chciał znowu opowiedzieć czegoś niewłaściwego, właściwie był już taki tym sfrustrowany, że obserwacja była najlepszym wyjściem. Szli w milczeniu przez dobre dwie godziny, gdzie zawsze o czymś debatują.
- Przepraszam – wyrwało się nagle Alice. Dziewczyna miała już dość milczenia.
- Rozumiem, znaczy nie rozumiem. Ale chyba takie są już dziewczyny. Zawsze będą się o coś bić. Z drugiej strony, to ona przesadziła. Sama cie prowokowała, nie dziwię się. - odparł, starając się przy tym dać maksymalną ilość wsparcia.
- Jestem ostatnio zbyt emocjonalna. Naprawdę czuję się szczęśliwa, że jesteśmy w tej podróży.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Sam się tak czuję – odparł, obdarzając dziewczynę swoim uśmiechem. Alice od razu poczuła wewnątrz ciepło.
- Uwierz mi, że nie – odpowiedziała tajemniczo. Zastanawiała się w ogóle po co to powiedziała, czyżby miała ochotę się wkopać się w jeszcze większe problemy.

            Kyle tego nie skomentował, liczył że to jej kobiece dąsanie. Myślał, że powinien po prostu przemilczeć całą sytuację i dać się jej ułożyć. Alice nie czuła się jednak komfortowo w zaistniałej sytuacji. Zaczęła myśleć, że jest ona obojętna chłopakowi, sama nie do końca rozumiała czy to dobrze, czy źle, że w ogóle napomniała o tym temacie. Z drugiej strony tak naprawdę żadne nie wiedziało, o co chodzi drugiemu.
- Przepraszam, czasem chyba tracę głowę – przyznała, tak naprawdę ani przez chwilę tak nie myślała. Chciała po prostu zdobyć trochę więcej informacji.
- Nic się nie stało, nie uważam tak. Miałaś prawo być rozgniewana. O tym, że nie czujesz takiego samego szczęścia z tej podróży jak ja, chodziło o coś? Czy tak powiedziałaś pod wpływem chwili. – Dziewczyna w tym momencie zdrętwiała. To mogła być jej chwila, albo mogła dalej po prostu go zwodzić.
- Powiedzmy, że mam swoje powody, by się cieszyć – odparła wymijając się od jednoznacznej odpowiedzi.
- To dobrze. Ja cieszę się, że razem wybraliśmy się w tę podróż. Twoje towarzystwo wiele dla mnie znaczy – wyjawił nieopatrznie, przyglądając się dziewczynie, która w tym momencie po prostu stanęła.
- Czuję podobnie. – odpowiedziała instynktownie. Coś w jej głowie kazało się zatrzymać, że to jeszcze nie pora i czas.

            Kyle po południu zaczął swój trening wraz ze swoją trójką podopiecznych, a Alice pielęgnowała swoje pokemony. Sama też przymierzała się do małego treningu i może opracowania nowej strategii. Błogi spokój przerwał dźwięk lecącego różowego Butterfree. Alice zachwyciła się nim, lecz po chwili zrzedła jej mina.
- Patrz co upolowałam. Mam najsłodszego Butterfree. – Uśmiechnęła się dumnie blondynka, stojąc tuż za swoim majestatycznym motyle.
- Serio? Znowu ty?- jęknęła niepocieszona Alice. – Mogłabyś dać sobie spokój.
- Musiałam zobaczyć twoją minę. Zachwycałaś się – odpowiedziała szczerząc zęby.
- Bo jest piękny, ale teraz jest mi przykro, że się tak zmarnuje.
- Dziewczyny dosyć już! – Warknął Kyle, tym razem nie miał ochoty nasłuchiwać tej banalnej kłótni, właściwie o nic.
- Przystojniaku daj sobie spokój – odparła May puszczając do niego oczko.
- Jesteś nienormalna, niemoralna i ogólnie śmieciem jesteś! – mówiła nieskładnie. Miała ochotę w tym momencie stoczyć z nią kolejną walkę na wyrywanie włosów.
- Wciąż mam klasę.
- Królowe balu, dajcie spokój. Rozumiem tą całą sytuację. Znaczy co ja mówię, nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. May przestań być taka nachalna, jesteś ładna, ale przepraszam tracisz zdecydowanie charakterem. A ty Alice przestań dawać się tak prowokować, czy ty z każdym musisz wejść w konflikt? – spytał się dziewczyn. W oczach Alice stanęły łzy. May puściła uwagę mimo uszu.
- No nic uciekam. Prawdziwa królowa, zasługuje na tak wspaniałego Butterfree. Żegnam was. – Odpowiedziała nie ukrywając poczucia wyższości.

            Alice nie wytrzymała tego i zaczęła biec przed siebie. Kyle nie do końca wiedział o co chodzi, lecz ruszył za nią mimo to. Chciał w tym momencie coś zrobić, żeby odmienić całą sytuację, ale szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedział co się wydarzyło dzisiejszego dnia.
- Zaczekaj! – zawołał biegnąc za nią. Dziewczyna jednak ani na moment nie zwolniła. Wtedy on przyspieszył.

            Wreszcie udało mu się zmniejszyć dystans i złapał ją. Oboje upadli na ziemie. Alice wolałaby teraz znaleźć się pod nią.
- O co chodzi? – spytał zatroskany. Ona jedynie spojrzała w jego błękitne oczy i nie wydukała ani jednego słowa. – Alice znam cię nie od dzisiaj. Co się dzieje, co jest nie tak?
- Nie chcę o tym mówić. Ona była niemiła – udzieliła mu odpowiedzi, która miała wyminąć prawdziwy temat.
- Już jest dobrze, chociaż dziwi mnie, że tak reagujesz. – Otrzepał się i wstał, potem podał jej dłoń, a ona równie szybko wstała. Uśmiechnęli się do siebie, chociaż uśmiech Alice był bardzo udawany. Naprawdę miała ochotę rzucić się mu na szyje i wszystko powiedzieć. Wciąż jednak coś nie dawało jej spokoju. Miała silne przeczucie, że nawet jeśli powie co czuje, to nikomu nie pomoże. Wręcz przeciwnie.

            Kyle i Alice dali sobie spokój z dalszą podróżą. Rozpalili ognisko, znaleźli trochę jagód, ugotowali mały posiłek i zrobili smakołyki dla swoich podopiecznych. Potem spędzili razem wieczór przy ognisku. Wesoło się śmiali, wspominali dawne czasy. Kyle nie umiał tego wytłumaczyć, ale czuł, jakby w jego głowie zaczęło się jakieś odliczanie. Jakby wszystko co znał miało ulec zmianie. Widząc jednak wesołą Alice nie potrafił odnaleźć zagrożenia, a czuł, że siedzi ono w nim. 
______
Od autora:
Cześć!
Dziękuję za komentarze, motywują mnie do dalszego tworzenia, a ostatnio mam zastój. Czas się trochę przyłożyć. ciągle stoję na ósmym rozdziale. Właściwie skończony, ale. Myślę, że zrobię świąteczny prezent i post pojawi się w niedziele, albo poniedziałek ;)

Wszystkim życzę wesołych świąt!

P.S. dzisiaj brak obrazków, bo nie mogę załadować strony, naprawię to ;)

5 komentarzy:

  1. Ten rozdział taki bardziej skupiony na ludziach niż na pokemonach, ale to dobrze raz na jakiś czas naprawdę dobrze się wpasowuje. Rozdział bardzo mi się spodobał, pierwsza połowa strasznie mnie rozbawiła: dobre było jak wyrwał z placha xD. Walka też była dobra, nie mogę się doczekać pierwszego pojedynku o odznakę. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dopiero co słonce wynurzało się" - brak kreski nad ń;
    " która tuż przed wyjściem ogarnęła się i postanowiła po raz kolejny upomną przyjaciela o zachowaniu ciszy" - nie do końca wiem, co dokładnie Alice postanowiła, ale brzmi dość poważnie...
    "- Nie, nawet nie wiedziała, że jest ich tutaj dużo – odpowiedziała Alice." - brakuje m na końcu "wiedziałam";
    "Kyle nie czekał ani chwili, trzeba był zaktualizować dane. " - "było";
    "- Królowe balu, dajcie spokój. Rozumiem tą całą sytuację" - tę;

    Tyle poprawek, od których tradycyjnie już pozwoliłam sobie zacząć :) Kyle, bardzo poprawna postawa. Zdecydowanie popieram: nie rozumiesz, nie zrozumiesz i nawet nie próbuj. Rany, jak ja się cieszę, że mam na głowie "naturalną" inteligencję. W końcu będąc blondynką zawsze możesz udać głupa i wykorzystać to potem na swoją korzyść. Nie powiem, kilka razy mi się to zdarzyło... A przez chwilę czytając ten rozdział miałam przed oczami walkę zawodowych wrestlerek amerykańskich. May jest niemożliwa. Za to Alice ma chyba jakieś trudne dni. Chyba za mało we mnie kobiety, żebym mogła ją zrozumieć. Cały czas mam wrażenie, że to nie chodzi tylko o to, co czuje do Kyle'a, ale że jest coś jeszcze na rzeczy. Zresztą nie wiem. Nigdy nie byłam romantyczna ku utrapieniu większości moich znajomych, próbujących mnie poderwać (nielicznych) nieszczęśników i oczywiście Sama z mojego opowiadania, któremu przez to pisałam jakieś dziwne, pseudoromantyczne sceny z Nathaly ;P Do rzeczy, jeśli Nath kiedykolwiek będzie chciała przedłużyć geny swojemu Butterfree, to chyba właśnie znalazła odpowiednią kandydatkę. Mam nadzieję, że Alice pójdzie na ten układ ;) Kombinacja Strzał Nicią + Konfuzja po prostu genialna! W ogóle Konfuzja daje dużo możliwości. Kyle, kolejny plus dla Ciebie - słuszna uwaga, że pojedynek dziewczyn zaczął się trochę niekoordynatorsko. Choć Kyle miał dziś dzień upadania na ziemię, to jednak jak widzę stał nie niej twardo, z głową na swoim miejscu.
    Na sam koniec Tobie również życzę radosnych, kolorowych świąt... to znaczy jajek... no, w sumie na jedno wychodzi ;)
    Pozdrawiam,
    Nathaly

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w podobnej sytuacji sercowej co Alice, a gdy zrobiłam coś kompletnie odwrotnego niż ona w tym rozdziale (czytaj: wyjawiłam co czuję), reakcja drugiej strony była... cóż można ją świetnie podsumować cytatem z tego rozdziału:
    "Kyle nie umiał tego wytłumaczyć, ale czuł, jakby w jego głowie zaczęło się jakieś odliczanie. Jakby wszystko co znał miało ulec zmianie. Widząc jednak wesołą Alice nie potrafił odnaleźć zagrożenia, a czuł, że siedzi ono w nim."
    Tylko to odliczanie w moim przypadku skończyło się nie wesoło :P Słowem... Standardowe zachowanie damsko-męskie, które zrozumie każdy, kto choć raz w życiu zakochał się w przyjacielu. Teraz wspominam to z lekkim uśmiechem na ustach, choć liczę na to, że w przypadku Alice i Kyle'a sytuacja rozwinie się inaczej. Czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety już tak jest, przyznam że z postacią Alice wciąż mam problemy, żeby zachować ją spójną... No ale poczytasz dalej, to ocenisz ;)

      Usuń
  4. Kyle, nauczka na przyszłość - nigdy nie wchodź między dwie zawzięcie walczące kobiety. To nie kończy się dobrze. Dobrze, że chłopak tam był, inaczej mogło dojść do wzajemnego wydrapania sobie oczu i wyskubania większości włosów z głowy.
    Butterfree jest świetny, nie ma co się z tym sprzeczać. A Konfuzja to tylko początek listy bajecznych ataków, jakich ten niepozorny motylek może się nauczyć. Aż chce się śledzić poczynania tego uroczego stworka :)
    Ostanie trzy zdania brzmią dla mnie dość zagadkowo. Nie mam pojęcia, o jakie odliczanie chodzi, ale bez wątpienia dowiem się w dalszych rozdziałach. Wkrótce zabiorę się za ósemkę... tak myślę ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy