logo

IX. Riot girl.

IX. Riot girl.

Zemsta podobno smakuje słodko. Czy potrzeba odegrania się na kimś daje nam przyjemność? A może to po prostu głupie stwierdzenie, mające prowadzić do zguby nieprawych ludzi. W końcu co daje nam zemsta? Satysfakcję z czyjegoś cierpienia.

Chyba nie warto dla niej żyć? Przynajmniej tak się wydaje. W rzeczywistości każdy z nas poszukuje swojej małej zemsty. Chce oddać ból, jakiego doświadczył. Ale czy jest to możliwe? Czy można zadać komuś taką samą ranę, jaką otrzymaliśmy?

Kto by się jednak tym przejmował, smak dokonanej zemsty jest niczym najsłodszy owoc, którego zakosztowali pierwsi ludzie. Nic nie jest tak dobre, jak pokazanie komuś, że jest się lepszym, że ktoś nie miał racji. Tylko czy życie dla zemsty jest coś warte? Nie lepiej odpuścić? Na pewno nie łatwiej. Ale po co marnować czas?

*****

            Kyle stał przed olbrzymimi, szklanymi drzwiami. Miał ochotę je po prostu pchnąć i ruszyć przed siebie, lecz system go ubiegł. Drzwi rozsunęły się same, a jego oczom ukazał się długi korytarz. Przechodząc przez niego, po beżowym, puchowym dywanie, obserwował ściany pomieszczenia. Mocno fioletowe ściany, na których wisiały podobizny znanych kobiet, w złotej oprawie. Od wielkich księżniczek, panujących w okolicznych królestwach, aż po profesorki, a nawet znalazły się gwiazdy muzyki.
- Zaczyna się – szepnął Philip, dalej nie mówiąc, co tak naprawdę jest nie w porządku z Whitney.
- Co?  - spytała Alice, licząc na jakąś odpowiedź.
- Zobaczysz – odparł i szedł posłusznie za swoim przyjacielem.

            Alice pomimo wczorajszych wydarzeń postanowiło wybrać się do sali, żeby wspierać swojego przyjaciela. Najchętniej to oddałaby się szlochaniu, ewentualnie objadaniu, jednakże chciała zachować się jak dobra przyjaciółka. Myślała nad tym długo i wiedziała, że nie może być zła na Kyle'a. Sama powiedziała co czuje, więc i on miał prawo to zrobić, nawet jeśli nie zgrywało się to z jej obrazem utopii.

            Wreszcie przekraczając ostatni pozłacany łuk, który stanowił oparcie dla długiego tunelu, podróżnikom ukazał się olbrzymi stadion. Był on zdecydowanie inny, niż ten który widział Kyle w Azalea Town. Całe pole pokryte było ziemią, nawet nie było tam skał - co jest typowe dla ziemnego boiska. Za to znajdowały się linie i bazy. Zupełnie jak w baseballu. Oczywiście za miejscem dla lidera znajdowało się małe wgłębienie w trybunach przeznaczone dla kibicujących. Po wykonaniu paru kroków w przód, takie samo ustawienie Kyle dostrzegł i po stronie wyzywającego.
- Właściwie to co teraz? Mam wołać, że chciałem kogoś wyzwać?  - spytał widząc pustkę w całym pomieszczeniu.
- Ja tak zrobiłem, ale może to był zły pomysł…
- Nie wiem co masz na myśli, ale -  nie skończył.

            Z lewego przejścia pod trybunami wybiegły wesołe cheerliderki w różowych strojach z różowymi i białymi pomponami. Dziewczyny zaczęły potrząsać wesoło pomponami, po chwili uniosły ręce w górę i rozsunęły się tworząc przejście, przez które przeszła dziewczyna o różowych włosach, atletycznej sylwetce. Była w czarnym stroju z różowymi paskami i różową literą „W” na bluzce.
- Kim ja jestem?
- Jesteś Whitney!
- Kim on jest?
- Przegranym – odpowiadały na pytanie cheerliderki.
- No i masz – westchnął Philip, a Kyle posłał mu pytające spojrzenia, lecz na odpowiedź długo nie musiał czekać.

W-H-I-T-N-E-Y
krzyczały wesoło cheerliderki wymachując pomponami, przygotowując się do układu tanecznego.
Widzę, że przychodzisz by wygrać,
czas żebyś zmienił śpiewkę.
Dzisiaj musisz ze mną przegrać,
dlatego śpiewam tę piosenkę.

Możesz być szczęściarzem
i załapać się do drugiej rundy.
Nie będziesz dla mnie trudny,
jesteś kolejnym flirciarzem.
Whitney śpiewała przechodząc obok tańczących dziewczyn.

W-H-I-T-N-E-Y
Tak daj mi tą satysfakcję,
przegraj tę śmieszną akcję.
Chłopcze, ja jestem królową
a ty zostaniesz z pusta głową.
Jestem niczym piękna bogini,
jeżdżę złotym Lamborgini.
Patrz się jak rosnę ku niebiosom,
wbrew męskim, durnym głosom.

W-H-I-T-N-E-Y

To bogini jest nasza,
zguba będzie wasza.
Tak dokopie ci gorąca,
walka będzie rwąca.
Przegrasz jednak,
więc nie zaczynaj,
tylko czmychaj!
Zaśpiewała jedna z dziewczyn. A po całości dziewczyny ustawiły się w charakterystycznej pozie, a przed nimi Whitney z mikrofonem wyciągniętym przed siebie i wskazującym na Kyle.

            Kyle nie mówił nic. Nie wiedział co powinien powiedzieć. Czy powinien pochwalić cały występ, czy po prostu zacząć klaskać. A może milczeć i przejść do interesów.
- Serio? – wypalił wbrew całej jego logice. – Czemu robisz cały ten występ? – spytał dalej czując zażenowanie, którego nie chował.
- Nie podobało się? – zapytała Whitney. – Zresztą co mnie obchodzi męskie zdanie! – warknęła.
- Nie, no występ był dobry – przyznał. – Ale to trochę tandetne, tak tutaj i ogólnie – brnął dalej.
- Nie znasz się, jesteś facetem. Wy wszyscy jesteście tacy sami. Grumpig to za mało, by o was powiedzieć! – wycedziła.
- Możliwe, aczkolwiek to nie ja mam problemy – odparł i po chwili złapał się dłonią za usta.
- No nieźle stary – zaśmiał się Philip szturchając go w bok.
- Ja nie chciałem – powiedział, ale kobieta nie chciała już go słuchać.

            Całej sytuacji przyglądała się Alice, nie czuła się zażenowana. Jej oczy wręcz błyszczały, sama do końca nie wiedziała czemu. Choć widok silnej kobiety w szczytowej formie napawał ją radością. Zupełnie jakby ktoś podał jej serotoninę. Całe jej cierpienie zniknęło, jakby ktoś użył magicznej różdżki.

            Whitney zajęła swoją pozycję. Kyle również nie czekał. Nie znał co prawda zasad panujących na tym stadionie. Jedyne co wiedział to fakt, że będzie miał styczność z pokemonami typu normalnego. Cieszyło go to bardzo, ponieważ jego tajną bronią był Heracross. Ostatnio spędził z nim trochę czasu, aby podszkolić łamacza murów.
- Zasady są takie – powiedziała jedna z dziewczyn, która była sędzią w tej walce. – Walka trzy na trzy. Trener może wymienić pokemona po każdej rundzie, lider nie ma takiej możliwości. Mecz trwa do pokonania wszystkich trzech pokemonów przeciwnika. Pokemona wybiera pierwszy lider – ogłosiła. – Możemy zacząć? – spytała. Zarówno Kyle jak i Whitney skinęli tylko głowami. – Dobrze w takim razie, niech zacznie się mecz pomiędzy Whitney liderką Sali Goldenrod City, a wyzywającym Kyle’em Flamento z Azalea Town.
- No dobra, zacznę delikatnie. Myśl, że masz szansę – rzuciła szyderczo. Po chwili z czerwonej kuli wyłonił się mały brązowy stworek z puszystym ogonem.
- To Sentret. Właściwie to znam go. – Cofnął rękę od kieszeni, w której znajdował się pokedex. Przypomniało mu się dzieciństwo, kiedy o poranku wesołe Sentrety zbierały szyszki spod drzew i różne jagody z krzewów rosnących w okolicy. – Ja wybieram Poliwaga. – Niebieski stworek wyszedł uradowany przed swojego trenera. Stanął pewnie siebie z lekko rozkraczonymi stópkami, zupełnie jak Tauros, który ma zamiar ubóść rywala.
- Chciałam Ci to ułatwić – skomentowała. – Mówi się trudno. Sentret pokaż mu atak gromem.
- Poliwag unik! – krzyknął, lecz było już za późno. Biała iskra zdążyła już poszybować w przestworza, by wrócić i uderzyć całą swoją siłą w niebieskiego stworka. – Trzymasz się? – spytał przerażony. Nie spodziewał się tego. Zacisnął pięści, a jego oczy jakby zamarły, właśnie zaczął się karcić za zbyt pewną siebie postawę.
- Kyle pokemony typu normalnego potrafią opanować różne ataki, nie spodziewaj się tylko normalnych – poradził Philip. Sam na szczęście nie popełnił takiego błędu, lecz to i tak nie dało mu zwycięstwa.
- Dobrze – odpowiedział Kyle.
- Koniec gadania – powiedziała widząc, jak Poliwag otrząsa się po ataku. – Najpierw szybki atak, a potem znowu grzmot.

            Kyle uśmiechnął się, jakby miał plan. Kiedy Sentret wreszcie wyruszył, pozostawiając za sobą białą smugę, chłopak zareagował.
- Wodna broń przed niego! – Poliwag nie czekał, wystrzelił wodnym strumieniem w boisko, tuż przed Sentretem, który wpadł w pułapkę. Potknął się o wodny strumień i stracił równowagę. – Mamy Cię!
- Nie! – krzyknęła przyglądając się całej sytuacji.
- Podwójny klaps, a potem wodna broń! – nakazał. Po chwili Poliwag okładał przeciwnika serią ciosów, zadawanych ogonem. Kiedy Sentret wylądował po przeciwnej stronie boiska, stworek wystrzelił potężny strumień wody, który zmiótł małą poke wiewiórkę. – Na koniec atak ciałem.
- Sentret niezdolny do walki – obwieścił sędzia.

            Whitney wycofała swojego pokemona, uśmiechnęła się do Kyle’a złowieszczo. Wyjęła kolejny pokeball z paska od spódniczki.
- A jednak wykorzystałeś swoją szansę. Teraz już nie będzie tak łatwo. Przygotuj się! – postraszyła go.
- Poliwag wróć – postanowił. Zdawał sobie sprawę, że jego pokemon dostał efektywnym uderzeniem, dlatego łatwo mógł odpaść w kolejnej rundzie.
- Poli, Poli – stworek odmówił posłuszeństwa i został na boisku.
- Wróć! – nakazał, jednak wciąż nie potrafił przekonać swojego pokemona do powrotu. – Niech Ci będzie – bąknął zirytowany.
- Nie mam szans z tobą przegrać, ty nawet pokemonów nie potrafisz okiełznać – stwierdziła złośliwie Whitney.

            Philip przyglądał się całości i również zgadzał się z uwagą Whitney. Jest bardzo źle, skoro pokemon nie chce słuchać swojego trenera, to podstawa żeby wygrać.
- Myślałem, że Kyle jest trochę lepszy – skomentował.
- Poliwag jest jak on, uparty aż do końca. Czasami aż nadto ambitny, a przynajmniej do chwili, aż dostanie nauczkę. Nic na to nie poradzisz, w desperacji, też jest metoda – odparła. Wciąż wpatrywała się w stronę Whitney, a na całą walkę nie zwracała uwagi.
- Nigdy bym tego nie powiedział o Kyle’u.
- Wydaje się ułożony od początku do końca, co? – zapytała. Philip zdziwił się kiedy usłyszał to pytanie.
- Tak – powiedział niepewnie.
- To jego druga zaleta, on potrafi ukryć każdą rozterkę, każdą ułomność. Nie wiem jak on to robi. Możesz go krytykować, że robi coś źle, ale właściwie nie masz się do czego przyczepić. Taki już jest – wytłumaczyła.

            Tymczasem Whitney wyrzuciła w powietrze swój pokeball, który otworzył się tuż nad nią, posyłając czerwony promień na sam środek boiska. Różowy stworek wzbudził zachwyt wśród dziewczyn siedzących na trybunach.
- Co to jest? Kojarzę go, ale skąd. – Tym razem Kyle postanowił skorzystać z pomocy pokedex.

Wigglytuff pokemon typu normalnego. Jego całe ciało jest różowe, podobnie jak jego poprzednia forma umie doskonale śpiewać. Kiedy się złości nabiera powietrze, charakterystycznie się nadymając. Łatwo go rozzłościć. Jego futro jest tak miękkie, że łagodzi każdy stres. Pokemony te należy trzymać parami.
- A to stąd go znam. – Kyle przypomniał sobie program nadawany w telewizji, który oglądał w wieku pięciu lat. Tam grupka Wigglytuffów śpiewała kołysankę, po wieczornej bajce. – I jak ja mam z tym walczyć – zachwycił się.
- Naprawdę? -  skomentował prześmiewczo Philip. – Walisz to różowe i po sprawie.
- Brutal – wypaliła Alice.
- No co taka prawda.
- Koniec.

            Whitney nie zamierzała już czekać. Miała ochotę dać nauczkę trenerowi, w szczególności, że miała do czynienia z jakimś żółtodziobem, a zwycięstwo z facetem, to zawsze zwycięstwo z facetem.
- Zamieć ! – nakazała. Różowy stworek uformował swoje usta w kółko, z którego po chwili wydobył się biały strumień śnieżek oraz wiatru, który pędził w stronę Poliwaga.
- Unik. – Pokemon na czas odskoczył. – Tego już słuchasz – podkreślił trener. – Dobrze, to nie będzie takie łatwe, ale skocz i wodna broń. – Poliwag odbił się od powierzchni, najwyżej jak potrafił. Po chwili strumień wody mkną na różowego malucha.
- Rozbij ten mizerny atak podwójnym klapsem. – Zanim wodny cios dotarł do Wigglytuffa, ten zdołał swoimi łapkami rozbić strumień pozostawiając jedynie mgiełkę utworzoną z małych kropelek. – Myślisz, że takie ataki nam coś zrobią. Tu trzeba trochę więcej siły.
- Mam tego więcej – blefował. – Spróbuj ataku bezpośrednio. Podwójny klaps.
- Kula cienia, teraz! – W ułamku sekundy różowy stworek wygenerował czarną kulę z fioletową aurą, która pędziła w stronę Poliwaga. Ten jednak skutecznie ogonem odbił ją w stronę Wigglytuffa. Odbity cios, jednak nie wyrządził żadnej krzywdy oponentowi.

            Kyle przypomniał sobie wykład profesora Elma. Pokemony typu normalnego nie mają tylu komórek odpowiedzialnych za generowanie energii, ponieważ ich ataki w większości są fizyczne, albo wystarczy metabolizm zwykłych komórek, które są wstanie wytworzyć energię. Pokemony każdego innego typu mają komórki o specjalnych właściwościach i niestety to one są podatne na atak pokemona ducha. Znowu pokemony duchy są odporne na każdy fizyczny atak.
-No nieźle – przerwała milczenie liderka. – Pomysłowe, ale to nie wystarczy, żeby nas pokonać. Pewnie o tym wiesz. Podwójny klaps.
- Ty też podwójny klaps. – Rozpoczęła się walka. Poliwag uderzał ogonem, a Wigglytuff swoimi różowymi łapkami. Na szczęście każde uderzenie różowego śpiewaka, było skutecznie blokowane przez ogon Poliwaga, który z kolei nie potrafił wyprowadzić skutecznej kontry. I tak walka toczyła się dalej, aż do pierwszego błędu. Na szczęście szybki i silny ogon Poliwaga wytrącił z równowagi różowego stworka. Pokemon kijanka nawet nie czekał na komendę, skorzystał z sytuacji i zaatakował ciałem. – Świetnie Poliwag – pochwalił trener. – Teraz wodna broń.
- Wigglytuff obronna kula. – Pokemon jeszcze w powietrzu zwinął się w kulę, dzięki czemu wodny strumień nie wyrządził mu żadnej krzywdy. – Czas to kończyć. Zamieć – nakazała, a po chwili biała smuga mknęła już w stronę Poliwaga.
- Atakuj wodną bronią. – Kyle zamarł na chwilę, kiedy z pyszczka jego pokemona wyleciał strumień baniek, które całkiem sprawnie radziły sobie z lodowym atakiem. – Czy to jest bąbelkowy promień? – zdziwił się.
- To znaczy, że Poliwag jest gotowy na ewolucje! – krzyknęła Alice. Bardzo dobrze znała się na wodnych pokemonach, zresztą Kyle też.

            Whiteny zacisnęła pięści. W głowie poszukiwała jakiegoś skutecznego ataku. Jej twarz przybierała purpurowej barwy, a na jej czole pojawiały się pierwsze kropelki potu. Miała ochotę sama zaatakować Poliwaga hiper głosem, ale była jedynie kobietą.
- Nie daj się mu. Pokaż mu podwójny klaps. – Na początku bąbelki rozpadały się, jednak po chwili było ich tak dużo, że Wigglytuff nie nadążył ich rozbijać. Upadł nieprzytomny na ziemie. – Nie! – Zaczęła nerwowo skakać, próbując ubić ziemie.

            Liderka wycofała swojego pokemona. Musiała przyznać się do błędu. Za słabo oceniła swojego rywala. Ale doskonale wiedziała, że swojego asa zostawiła na koniec.
- Miltank do boju. – Na boisku pojawiła się olbrzymia różowa krowa, z czarną głową, małymi rogami i czterema strzykami na żółtym brzuszku.
- Pierwszy raz go widzę – stwierdził i wyciągnął pokedex.

Miltank pokemon typu normalnego. Jego mleko jest cenionym produktem. Posiada nie tylko dobre walory smakowe, ale także właściwości lecznicze. Miltanki żyją stadnie, rzadko spotykane w dziczy. Są zazwyczaj spokojne, ale po wkroczeniu na ich terytorium stają się agresywne. Ich atutem jest twarda głowa i masywne ciało.
- Całkiem fajny – stwierdził.

            Nagle białe światło pokryło małego Poliwaga. Stworek zaczął rosnąć, pojawiły mu się łapki, zakończone białymi piąstkami. Jego ciało stało się wyższe i masywniejsze. Blask zniknął, a wszystkim ukazał się Poliwhirl.
- Tylko po to tak walczyłeś?  - spytał się Kyle. Z jednej strony był dumny ze swojego pokemona, z drugiej nie podobała się mu jego niesubordynacja. Poczuł się upokorzony.
- Nawet z nim nie masz szans – rzekła Whitney. Poliwhirl odprawił swój taniec zwycięstwa i na koniec złożył swoje ręce wystawiają kciuk ku górze, po czym przekręcił swoją białą piąstkę. – Myślisz, że taki z ciebie cwaniaczek – oburzyła się Whitney. – Miltank toczenie.
- No i się zaczęło – westchnął Philip. Alice wysłała mu pytające spojrzenie.

            W tym czasie różowa krowa zaczęła się toczyć z niewyobrażalnie dużą prędkością. Co dziwne nie atakowała bezpośrednio przeciwnika. Kyle chciał to wykorzystać, ale jak się okazało bąbelkowy promień, rozbijał się o toczącą kulę, nie wyrządzając jej najmniejszej szkody.
- Właśnie to. Teraz Miltank jest nie do ruszenia. Żaden atak się przez to nie przedrze. Doszedłem do tej fazy z jednym pokemonem co prawda, ale nawet jakbym miał trzy wątpię, że dałbym radę. Miltank toczy się tak szybko, że żaden atak go nie dotyka, ponieważ wytwarza szczelną obronę. Żadna jego warstwa nie jest zbyt długo eksponowana na atak, więc go nie odczuwa. Siłowe ataki mogą go odrzucić, ale w tym stanie jest nie do zranienia – wyjaśnił opierając się na swoich doświadczeniach.
- Czyli Kyle ma poważne problemy? – zapytała. Philip jedynie przytaknął.

            Kyle zrozumiał też szybko o co chodzi w strategii Whitney. Już miał dwa pomysły, lecz żaden nie mógł być skuteczny, gdyż Poliwhirl nie znał zbyt potężnych ataków. Dobrą byłaby hydro pompa. Dzięki niej mógłby wydrążyć tunele w ziemi i utrudnić ruch Miltankowi, jednakże wodna broń nie da tego samego efektu. Więc pozostaje tylko mu zatrzymać jakoś tę kulę.
- Dobra. Z całej siły wodna broń – nakazał, licząc że atak będzie wystarczająco silny.
- Próbuj dalej – zaśmiała się Whitney. Faktyczne wodna broń uderzyła celnie, ale rozbiła się o pędzącą kulę, która uderzyła celnie Poliwhirla. Pokemon jednak wstał i nie chciał dać za wygraną.
- Poliwhirl! Spróbuj atakować wodną bronią cały czas i unikaj jej uderzeń, kiedy będzie blisko. – Nie miał już pomysłu, więc desperacko wydawał komendy. Tak miał w zanadrzu jeszcze dwa pokemony, ale doskonale wiedział jak ważny jest to mecz dla Poliwhirla.

            Dziwnym trafem pomysł przyszedł już po chwili. Miltank po raz kolejny pędził na Poliwhirla. Jednak by wykonać atak, musiał skręcić. Pech chciał, że zrobił to na mieszance wody z ziemią, przez co wpadł w poślizg i uderzył o ścianę. Szczęściem Miltank odbił się od ściany i wymierzył celny cios.
- Poliwag, znaczy Poliwhirl – poprawił się. – Skocz najwyżej jak potrafisz, a potem nawadnianie na całe pole. - Pokemon wzbił się ponad pole i ze swojego pępka uwolnił strumień wody, który rozprysł się niczym fontanna nawadniając całe pole, które ze skalno-ziemnego, stało się błotniste.

            Whitney nie zwróciła na to uwagi i kazała swojemu pokemonowi kontynuować atak. Szybko jednak zrozumiała swój błąd, kiedy jej podopieczny zagrzebał się w błocie i nie potrafił się uwolnić z tej pułapki.
- Co? – zdziwiła się.
- Bąbelkowy promień – nakazał Kyle. Ku jego zdziwieniu Poliwhirl nie posłuchał jego rady. Za to wyprostował swoją białą piąstkę i z wyskoku wykonał cios dłonią. Trafił w brzuch pokemona, zadając mu poważne obrażenia.
- Czy to był łamacz murów? – zapytała zaskoczona Alice.
- Tak, pewnie Poliwhirl nauczył się tego na treningach Heracrossa. Znaczy jak był jeszcze Poliwagiem – zauważył Philip.
- Czy ty mnie jeszcze czymś zaskoczysz? – spytał zadowolony Kyle. Uśmiechał się lekko, może jeszcze nie wygrał tego meczu, ale czuł że i tak ma już całkiem sporo.

            Liderka Sali nie mogła uwierzyć w to co działo się na boisku. Właśnie straciła swój atut. To była jej najskuteczniejsza strategia. Teraz pozostała jej walka z trzema pokemonami w bezpośredniej konfrontacji.
- To nie koniec. Taran zen! – poleciła. Miltank zaczął biec, a jego głowa pokryła się różową poświatą.
- Tak łatwo nie będzie. Unik, a potem bąbelkowy promień. – Poliwhirl odskoczył w ostatniej chwili i wymierzył cios opadając jeszcze na ziemię.
- Żyro kula. – Różowy stworek zdążył wykonać obrót i stworzyć szarą, metaliczną kulę, która dzięki ruchom obrotowym, bez trudu rozbiła strumień błękitnych kuleczek, a przy tym uderzyła w oponenta.

            Poliwhirl z trudem wstał. Kyle zdawał sobie sprawę, że kolejne uderzenie będzie ostatnim. Musiał skończyć to szybko, w szczególności, że jego ataki działały coraz słabiej.
- Powtórz taran zen. – Miltank znowu nabrał szybkości.
- Poliwhirl unik. – W ostatniej chwili podopieczny wyzywającego odskoczył, od pokemona liderki. – Pokonam cie, wiesz o tym – przedrzeźniał Kyle.
- Marz dalej. Atakuj jeszcze raz taranem zen. – Atak został ponowiony, tym razem Kyle nie zareagował tak szybko.
- Kucnij i łamacz murów. – Poliwhirl zbliżył się  dopodłoża całym ciałem jak tylko mógł, kiedy głowa pokemona krowy była już nad nim zadał cios w brzuch. Uderzenie nie było aż tak silne, dlatego też nie zdołało zatrzymać pędzącego pokemona. Poliwhirl i Miltank wylądowali parę metrów dalej.

            Poliwhirl jeszcze był przytomny, ale pod wpływem ciężaru Miltanka zemdlał. Pokemon Whitney już dawno był nieprzytomny. Sędzia spojrzał się na oba pokemony.
- Poliwhirl i Miltank niezdolne do walki. Mecz wygrywa wyzywający Kyle Flamento – oznajmiła.
- Nie, ale jak to możliwe! – krzyczała zdruzgotana Whitney.
- Nie spodziewałem się – powiedział Philip. – Załatwił ją jednym pokemonem. Poliwag chyba dostał motywacji po ewolucji Pichu. Chociaż przed Kyle’em długa droga, żeby poskromić tak ambitnego pokemona.
- Nie dam Ci tej odznaki – wypaliła Whitney. – Na pewno oszukiwałeś. Jesteś facetem, faceci nie potrafią myśleć. Nie wierzę, że tak łatwo dałam się pokonać. Przykro mi, ale nie wierzę w to – powiedziała,  nie czując skruchy.
- Whitney czy ty kiedyś przestaniesz? – odezwał się męski głos.

            Wszyscy oczywiście zwrócili się w stronę wejścia, skąd dobiegał ów głos. Pośrodku złotego łuku stał wysoki, dobrze zbudowany facet w niebieskiej koszulce, która ledwo potrafiła objąć jego umięśnioną klatkę piersiową. Miał rude, wręcz płomienne włosy, które układały się niczym płomyczek na ogonie Charmandera. Spodnie miał koloru zgniłej zieleni, zaś na nogach miał drewniane japonki, niczym jakiś mistrz sztuk walki.
-  To zwykły chłopak, jak każdy inny -westchnął. - Kiedy odpuścisz facetom, przykro mi nie wyszło nam i tyle – stwierdził chłodno.
- Nie wtrącaj się do tego! - oburzyła się liderka.
- Jasne, będę milczał - odpowiedział nie kryjąc zażenowania. - Tylko mam dość tego, że coraz więcej trenerów omija szerokim łukiem Goldenrod City, bo świrujesz - zarzucił nie bacząc na uczucia swojej byłej. Whitney pokryła się purpurą i miała ochotę rzucić się na niego, niczym Primeape na intruza. - Nie zrobiłem ci nic takiego. Nie moja wina, że byłaś jaka byłaś. Nie pasowaliśmy do siebie i tyle – powiedział. Dziewczyna nie była zadowolona z tych tekstów.
- To ty mnie zostawiłeś dupku! Byłam idealna. Zobacz na moje ciało, jestem niczym bogini. Jestem liderką, a ty nędznym nauczycielem. Jak mogłeś mnie zostawić, to ja powinnam z tobą zerwać! – wypomniała.
- Kobieto, mogłabyś być nawet mistrzynią pokemon. To nic nie zmienia, że ja już do ciebie nic nie czuję. Było fajnie, daliśmy się ponieś i tyle. Każdy przechodzi okres zauroczenia – powiedział nie owijając w bawełnę.
- Zauroczenie, mówiłeś, że mnie kochasz! – jęknęła.
- Przepraszam, wtedy tak uważałem. Jakim prawem mi to wypominasz – oburzył się. – Sama tak robiłaś rozkochiwałaś w sobie facetów, a po pół roku zostawiałaś ich. Ja starałem się zrobić wszystko delikatnie, tak by nie zranić twoich uczuć.
- Ale zraniłeś, coś mi obiecałeś, co mi powiedziałeś. Nie miałeś prawa. Jesteś obrzydliwy! – Kłóciła się dalej, nie zamierzała dać za wygraną.

            Kyle nie czuł się komfortowo słuchając tego, miał ochotę po prostu uciec. Cieszył się jedynie, że jego pokemon było zmęczony po walce, bo inaczej już by rozprawił się z kłócącymi się.
- Dlatego stworzyłaś armię zranionych lasek? Dlatego upokarzasz każdego trenera? Dlatego jesteś bezlitosna i trochę żałosna? – Nie przebierał w słowach. To nie było w jego naturze.
- Jak możesz? Mike czy ty nie rozumiesz? – spytała zrozpaczona.
- Zrozumiałbym jakbyś zniszczyła mi samochód, jakbyś stała się zimną trenerką, jakbyś zniszczyła mi życie, jakbyś mnie prześladowała, jakbyś – wyliczał dalej. – Ale nie rozumiem tego obsesyjnego zachowania. Na razie przymykałem na to oko, ale nie da się. Ćwiczysz armię feministek.
- I dobrze! – krzyknęła Alice. – Wy nigdy nie zastanawiacie się co kobieta czuje. Jak zwykle udajecie dyplomatów. Też macie rozum i wiecie co się dzieje. Moglibyście przestać udawać takich przygłupów, albo wreszcie się wyedukować -  wtrąciła swoje uwagi.

            Philip spojrzał się z przerażeniem na swoją współtowarzyszkę. Wiedział co się szykuje, w szczególności, że Kyle opowiedział mu całą sytuację. Stąd trzeba było wiać jak najszybciej.
- Przepraszam, mogę dokończyć swoją rozmowę – upomniał rudowłosy.
- Ona ma racje. Powinieneś cierpieć za to, że mnie zostawiłeś. Znudziłeś się mną? Trzeba było popracować nad naszym związkiem! – zarzuciła.
- Po co ja tu przychodziłem – westchnął zrezygnowany Mike.
- Trzymaj odznakę. - Cisnęła błyszczącym przedmiotem w Kyle’a. Uderzyła w sam środek czoła. Chłopak zdążył tylko jęknąć. Złapał zdobycz i nie czekając uciekł zabierając swojego podopiecznego w pokeballu. Za nim ruszył Philip. Mike też nie miał ochoty już wysłuchiwać krzyków i ruszył za chłopcami, jednak postanowił dumnie wyjść.

            Kyle odetchnął kiedy znalazł się na chodniku przed stadionem. Poczuł, że znowu żyje, a czuł, że niewiele mu brakowało. Philip również wybiegł za nim zdyszany.
- Co tam się stało? – zapytał biorąc kolejny głęboki wdech.
- Jakiś melodramat. Co gorsze Alice to się spodobało – odpowiedział Kyle.
- Myślisz, że teraz jest jedną z nich? – Spojrzał się na niego zaskoczony. Myślał, że to tylko chwilowe.
- Myślę, że tak. Alice się zmieniła. Ta podróż sprawiła, że stała się twardsza, kiedyś myślałaby racjonalnie, ale teraz to zupełnie inna osoba.
- Może stała się kobietą – zasugerował Philip.
- Pewnie tak. Pamiętam, że raz z nią zerwał chłopak w szkole. Wtedy mu dopiero zrobiła scenę. Alice nie lubi być odrzucana. Na początku myślałem, że zależy jej bardzo na naszej przyjaźni, ale nie oszukujmy się. Gdyby mogła, urządziłaby mi kastracje – skomentował Kyle.
- Kobiety są kopnięte.

            Po chwili usłyszeli dźwięk rozsuwających się szklanych drzwi. Nerwowo się odwrócili obawiając się rozwścieczonych kobiet. Na całe szczęście był to tylko Mike. Mimo całej sytuacji uśmiechał się do trenerów.
- Nie przejmujcie się, albo jej przejdzie, albo liga ją usunie – powiedział.
- Czemu jesteś taki spokojny? – zapytał zaskoczony Philip. On nie pozwoliłby sobie na takie teksty. Za pewne już by wdał się w słowną walkę z rozzłoszczonymi kobietami.
- Co za różnica, jaki będę – odpowiedział. – One się nie zmienią, nie prędko. Gratuluje odznaki – pochwalił Kyle. – Co byś powiedział na trening swoich pokemonów?
- To znaczy? – spytał nie będąc do końca pewnym na czym miałby wyglądać owy trening.
- A no tak, nie znacie mnie – przypomniał sobie. – Jestem Mike Delomp. – Podał dłoń chłopakom.
- Ja jestem Philip.
- A ja Kyle.
- Miło was poznać – przyznał. – Jestem nauczycielem pokemonów walczących wraz z moimi braćmi prowadzimy szkółkę pokemonów walczących. Wiem, że pewnie jesteście w podróży, ale tydzień treningu, na pewno by wam nie zaszkodził. Poza tym za niedługo organizujemy waleczny turniej w Goldenrod City. Za dwa tygodnie. Można wygrać ciekawe nagrody- zachęcił.

Kyle nie był przekonany co do tego pomysłu. Czas go gonił, już stracił prawie miesiąc tułając się do Goldenrod City, a teraz kolejne dwa tygodnie.
- Nie jestem pewien czy mam czas – odparł Kyle, patrząc na swoją pierwszą zdobycz.
- Chodźmy – powiedział entuzjastycznie Philip. – Będzie zabawa. Zobaczysz.
- Ale ja mam tylko jedną…
- Tak, tak, a jak poćwiczysz to będziesz do tyłu. Poza tym stąd odpływa prom na Cianwood City przez Whirl Island, gdzie na jednej z wysp można zdobyć odznakę fontanny – opowiedział mu swój genialny plan. – Nawet w ślimaczym tempie to miesiąc i dwie odznaki w garści.
- Od początku to planowałeś, prawda?
- Widzę, że już powoli rozumiesz – zaśmiał się. - Wolę więcej czasu poświęcić na treningi, niż tułać się przez całe Johto, żeby zdobyć te same odznaki, co mistrz siedmiu regionów. -
- Dobrze, więc i ja skorzystam – odpowiedział.

            Mike ucieszył się na wiadomość, iż pozyskał dwóch nowych uczniów i zawodników. Im więcej trenerów spotka się na wielkim turnieju, tym więcej biletów będzie wyprzedanych. Poza tym widział w Kyle’u potencjał jako trenerze specjalizującym się w pokemonach walecznych, jednak tą informacją nie chciał na razie się dzielić.
- Przyjdźcie jutro pod ten adres – podał swoją wizytówkę. – Zaczniemy wasze szkolenie.
- Ja jutro nie mogę -  wtrącił Philip.
- Rewanż? – zgadł Kyle.
- Tak, mogę przyjść po jutrze?
- Jasne nie ma problemu. Zawsze dla was znajdzie się czas, myślę, że nawet lepiej jeśli przyjdziesz pojutrze. Czeka cie niespodzianka.
- Pójdę z tobą, będziesz potrzebował wsparcia w jutrzejszym rewanżu – powiedział z troską Kyle.
- Spokojnie jestem wolnym strzelcem. Nie potrzebuję dopingu, żeby pokonać wariatkę. A teraz chodźmy do centrum pokemon, zgłodniałem od tego uciekania. – Po tych słowach wszyscy się rozeszli w swoją stronę.

            Kyle i Philip wyruszyli do centrum pokemon, gdzie Kyle oddał pokeball ze swoim nowym podopiecznym, a następnie udali się na stołówkę, gdzie zjedli syty posiłek. Po obiedzie udali się za centrum pokemon, by Philip mógł przećwiczyć swoją strategię.

Tak zemsta bywa słodka, jednak ciągłe jej poszukiwanie może zgubić. Nie warto żyć, marząc by sprawić komuś ból. Kiedy odpuszczamy, leczymy swoją duszę. Można próbować, jednak prędzej czy później wpadniemy w obsesję, która wypali nas od środka. Nie wspominając już o fakcie niewinnych osób, które posłużą jako ofiara do osiągnięcia celu.


Ale czy przestaniemy jej szukać znając jej konsekwencje, czy potrafimy wznieść ponad małostki? Czy potrafimy pójść do przodu i wybaczyć? Skoro łatwiej jest odczuwać gniew i czerpać z niego przyjemność, patrząc jak płonie kolejny most.

___________
Od Autora:
Rozdział na szybko, jestem w szoku, że tak szybko go napisałem, ale wena dopisała. Jeśli znajdę czas to poszukam także błędów, bo tyle o ile drobne poprawki wprowadzałem raczej w fabule. Dziękuję za komentarze, motywują :). I tak wiem przekombinowałem z występem Whitney :D musiałem.

Dzisiaj jakoś oszczędziłem Kyle'a i udało mu się wygrać za pierwszym razem, a co raz pozwolę im coś wygrać od razu, co by nie musieli się uczyć non stop nowości. Swoją drogę jestem perfidny cały czas kładąc im kłody pod nogi. 

Co do mistrza siedmiu regionów, to sprawę wyjaśnię w następnym rozdziale. Powiem tak pomysł wziął się z 1 serii, kiedy Gary powiedział do Asha, że ma 10 odznak i idzie po 11. Zawsze mnie to zastanawiało, więc hmm naszła mnie myśl.

3 komentarze:

  1. "Ale czy jest t możliwe?" - ja tam nie wiem, ale moim skromnym zdaniem "t" jest jak najbardziej możliwe ;)
    "Z lewego przejścia pod trybunami wybiegły wesołe cheerliderki w różowych strojach z różowymi i białymi pomponach" - coś nie styka z odmianą w tym zdaniu;
    "Jego futro jest tak miękkie, że łagodzi każdy stres. Powinno się je trzymać parami. " - to futro się powinno trzymać parami? ;)
    "Miała ochotę dać nauczce trenerowi," - nauczkę;
    " Pokemon an czas odskoczył." - na. Literóweczka.
    "Poliwag odbiła się od powierzchni, najwyżej jak potrafił. Po chwili strumień wody mkną w różowego malucha." - po pierwsze- Poliwag znów zmienił płeć. Po drugie- mknął na;
    "Ten jednak skuteczni ogonem odbił ją w stronę Wigglytuffa." - skutecznie. Zjadło Ci się e na końcu;
    "Miltanki żyją stadni" - stadnie;
    "Whiteny zwróciła na to uwagi i kazała swojemu pokemonowi kontynuować atak." - coś tu nie gra. Może nie zwróciła uwagi?
    "Poliwhirl zbliżył się podłoża całym ciałem jak tylko mógł, kiedy głowa była już nad nim zadał cios w brzuch." - czyja głowa? No i zaginęło "do" w pierwszej części zdania;

    Błagam, błagam, odejdź mi z tą serotoniną! Błagam... Może jeszcze dopamina, może zablokowane receptory, co? Przez całe święta wałkowałam molekularne mechanizmy działania substancji psychoaktywnych, po świętach wchodzę na Twojego bloga i co? Nie no, z racji tego czym się zajmujemy chyba nie mam powodu, żeby się oburzać na naukowo-medyczne wtręty. Wspomnienia z wykładu profesora Elma były nawet całkiem niezłe. Zwłaszcza, że sama machnęłam mu do kolejnego rozdziału naukową pogadankę o tym dlaczego ogniste Pokemony są tak wrażliwe na wodę ;) Dajmy więc temu spokój.
    No i wyjaśniło się! Poliwag ewoluował żeby móc pokazywać przeciwnikom staroromańskie gesty. Chyba się cieszę, że Poliwhirl nie ma pięciu palców, bo jeszcze pokazałby inny gest i opowiadanie nie przeszłoby przez cenzurę ;P Ile to już ataków zna ten mały - teraz już nieco większy - bohater? Rany, chciałabym tak szybko uczyć się nowych rzeczy jak on...
    Fajnie się czyta takie "liderowe" rozdziały, w których oprócz samej walki jest też ciekawa historia. Chociaż ta pseudofeministyczna Whitney... Mam wrażenie, że żeńskie postaci w twoim opowiadaniu mają "never ending PMS". Błagam, wprowadź jakąś normalną, zrównoważoną bohaterkę, bo na głowę dostanę z tymi babami. Ech, chyba jestem za mało kobieca na to wszystko...
    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg programu ;)
    Nathaly

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oszukujmy się tak to jest z dziewczynami :D. Kyle wie co robi, podejmuje słuszne decyzje, Poliwhirl - troszkę mnie zaskoczyła ewolucja, nie ukrywam. Stał się bardzo silny pokonał całą trójkę sam to o czymś świadczy xD. Będzie ciekawie z tym Mike'em tak czuje :D. Czekam na więcej, pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Łohoho, co to było, Whitney?! Po takim występie ja bym się starała ulotnić z tej sali czym prędzej i nigdy tam nie wracać. I ta cała szopka z powodu jednego faceta w za małej koszuli? Weź się, dziewczyno, pozbieraj, bo naprawdę ludzie zaczną omijać Twoją wyściełaną dywanami salę szerokim łukiem, a wtedy to dopiero będziesz miała powody do zmartwień :P
    Zaskoczyło mnie to, że Kyle wygrał tylko przy pomocy jednego Pokemona. Nawet po ewolucji Poliwag, a w sumie już Poliwhirl był niexle zmęczony, więc myślałam, że w drugiej rundzie zostanie skasowany, a tu proszę. Nie doceniałam tego małego buntownika ;) Ale jak Poli Reda kosił wszystkich, to dobrze było, więc i tu nie będę się czepiała.
    Przydałoby się jeszcze odpędzić widłami Alice z grona tych rozjuszonych kobiet, bo poważnie zacznę się martwić o jej psychikę ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy