logo

V. I should be so lucky.

V. I should be so lucky!

            - Co? – zapytała zdziwiona koordynatorka, słysząc komunikat siostry Joy. –To taka wiocha, a organizują tutaj pokazy? – Wciąż nie mogła wyjść z podziwu. Kyle udzielił jej sójki w bok, aby uważała na to, co mówi. – No co?! – Spojrzała na niego nerwowo.
- Grzecznie – dodał, symulując chrypkę.
- Ty miastowa – rzucił w ich stronę mężczyzna, wychylając głowę nad gazetkę, którą czytał - i tak nie masz szans na wstążkę – skomentował.

 Był to starszy mężczyzna – po pięćdziesiątce. Jego zielone oczy - podkreślone przez krawat tego samego koloru - lustrowały Alice. Jego brązowy, tweedowy garnitur świetnie komponował się z jego siwizną na głowie. Zaś zielony krawat Siwe włosy nadawały mu mądrości. Na jego twarzy gościł grymas, zmarszczki zaś mówiły, że nie uśmiechał się zbyt wiele przez całej swoje życie.
- Przepraszam, czasami za dużo mówię – odparła uśmiechają się do niego. Po czym odwróciła się i spochmurniała.
- Może i to jest mała wioska, ale są tutaj światowej sławy koordynatorzy - dodał, nie dając za wygraną.
- Zdaje sobie z tego sprawę, proszę pana – odparła od niechcenia. Wszystko tylko nie wdać się z nim w dyskusję. - Chciałabym teraz skupić się na doborze pokemona i jakiś szczegółach – udzieliła tej odpowiedzi najłagodniejszym tonem na  jaki było ją stać.
- Proszę bardzo, ignoruj starego sędziego. Na pewno spojrzę na ciebie przychylnie – wypalił.

           Dziewczyna myślała, że zapadnie się pod ziemie. Właśnie pogrzebała swoje szanse na przejście etapu pokazowego. W jednej chwili zraziła do siebie dwóch sędziów, zarówno siostrę Joy jak i starszego mężczyznę, którego nazwiska nie znała.
- Nie martw się. Pan Martinson często lubi straszyć młode koordynatorki – wyjawiła siostra Joy, czując że musi uspokoić zestresowaną koordynatorkę. Pielęgniarka popatrzyła się z pogardą w stronę starszego mężczyzny. Nienawidziła jego usposobienia, chociaż musiała go szanować. Pomimo swojej odpychającej osobowości, był świetnym burmistrzem.
- Przepraszam, ta miejscowość jest mała, a ja czasami, mówię co myślę – starała się załagodzić całą sytuację. Kyle zaczął się śmiać, widząc desperację w oczach. Alice. Dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie, które miało go uspokoić. Ten jednak parsknął głośniej.
- Jesteś koordynatorką, masz mieć grację. Podejrzewam, że nawet ten bez stylu ubrany chłopak miałby szansę wygrać contest. – Wskazał na Kyle’a. Brunet automatycznie przestał się śmiać, a Alice zaczęła zasłaniać usta dłonią, żeby nie zauważyli jej radości.
- Widzisz nawet ja jestem lepszy – dodał, próbując wybrnąć z całej sytuacji.
- Dlatego ja mam trzy pokemony, a ty jednego? – spytała, przeciągając ostatnią część zdania.
- Dumna koordynatorka, dostała łupnia w walce pokazowej od trenera.
- Lidera – poprawiła.

            Wszystkiemu przyglądał się Poliwag, znowu nie mógł znieść tych bezsensownych kłótni, tym razem zamierzał poradzić sobie inaczej z dziećmi. Doskoczył do dwójki i zadał im celne ciosy ogonem.
- Au! Poliwag, spokój! – krzyknął niezadowolony trener.
- Przepraszam blondynka jest lepsza, przynajmniej panuje nad pokemonami. – dodał pan Martinson i oddał się lekturze.

            Kyle miał ochotę udusić go gołymi rękoma. Alice z pewnością by mu pomogła. Miała dość uwag starszego pana, który cały czas krytykował przybyszów.
- Proszę pana! – upomniała siostra Joy. – Mógłby być pan chociaż raz miły? – W głębi poczuła wstyd za zachowanie starszego mężczyzny. Był on w końcu reprezentacją miasta.
- Jestem miły. To oni są niekompetentni – odpowiedział, nie czując winy. Takt nie należał do jego mocnych stron, chyba że chodziło o interesy. Wtedy dyplomacja grała u niego pierwsze skrzypce.
- Nie przejmujcie się nim. On już tak ma. Pokazy odbędą się za trzy dni, na spokojnie możecie zatrzymać się w centrum pokemon jeśli chcecie – powiedziała przyjaźnie, kończąc temat starszego pana.
- Super. Jeśli możemy, to chętnie skorzystamy – odparł uradowany Kyle. Co prawda nie planowali zatrzymywać się w Floruse Village, aż cztery dni, ale skoro jest okazja zdobycia wstążki, to dlaczego by z niej nie skorzystać. Dla Kyle była to świetna okazja, aby schwytać nowego pokemona. W końcu nieopodal miasta ciągnęły się piękne, zielone łany, na których aż roiła się od trawiastych stworków. No i oczywiście las Ilex, w którym znajdowały się specyficzne gatunki. Może udałoby mu się złapać wymarzonego Bellsprouta.

            Alice i Kyle udali się do swojego pokoju, które znajdowało się aż na poddaszu. Pomieszczenie było nie duże z jednym oknem wystającym na miasto, łóżkiem piętrowym na pół pokoju, małą nocną szafką z czerwonym zegarkiem na niej. Przyjaciele szybko położyli się spać. Kyle’owi zależało na tym, żeby jak najszybciej wyruszyć w podróż, a Alice musiała przyłożyć się do treningu. Koordynatorka miała już trzy pokemony, lecz żaden nie był jeszcze dobrze trenowany, po za Staryu, którego trenowała jeszcze przed ukończeniem szkoły. Dziewczyna świadoma była, że nie może liczyć tylko na Staryu. A zwłaszcza na Staryu. Floruse Village to miejsce pełne trawiastych pokemonów, więc prawdopodobieństwo walki z jednym ze stworków tego typu było całkiem spore.

            Tuż po godzinie szóstej Kyle zerwał się na równe nogi. Był pełen entuzjazmu, zszedł do stołówki centrum pokemon, gdzie posłusznie zjadł swoją porcję owsianki z dodatkiem suszonych owoców. Przejrzał jeszcze raz uważnie mapę i odebrał swojego podopiecznego od siostry Joy, która była zdziwiona zdyscyplinowaniem chłopaka.

            Trener doskonale zdawał sobie sprawę, że jego pokemon potrzebuje wzmocnić swoje ataki. To całkiem dobrze, że poznał nowe, ale ich siła i celność pozostawiała wiele do życzenia. Zdecydowanie musiał poćwiczyć nad kondycją swego podopiecznego. Rozpoczął od wspólnego biegu, po czym Kyle rzucał w powietrze frisbee, które Poliwag miał strącić za pomocą wodnej broni. Potem pokemon uderzał w kamień, który miał za zadanie przesunąć. Na początku szło bardzo opornie, lecz z czasem udało się i kamień przesuwał się po każdym ataku. Oczywiście trener nie zapomniał o rozwoju innych ataków. Ćwiczyli naprawdę ostro, aż do południa.

            Tymczasem Alice wstała dopiero o godzinie jedenastej, na stołówce spotkała Brad’a, który jeszcze nie opuścił miasta. Postanowiła się do niego przysiąść.
- Co tutaj jeszcze robisz? – zagadnęła, próbując wyciągnąć od niego trochę informacji.
- Jem śniadanie – odpowiedział krótko. – A ty już jesteś po?
- Nie i nie o to mi chodziło. Co robisz jeszcze w tej wiosce? – Przysiadła się ze swoją porcją sałatki owocowej.
-  Szczerze powiedziawszy sam nie wiem. Chciałem zobaczyć jak sobie poradzisz i tak nie mam co robić, a mam ochotę poćwiczyć jeszcze z moim Bellsproutem, czuję że niebawem ewoluuje – wytłumaczył przyglądając się dziewczynie, która od razu się zawstydziła.
- To wszystko dla mnie? – zapytała ciągnąc temat. Tak naprawdę podobał się jej podryw, który Brad stosował na niej. Nie miała ochoty ani na chwilę rezygnować z dobrej zabawy i odtrącić go.
- Nie, moja droga ten świat jest pełen tego kwiatu. – Uśmiechnął się łobuzersko. On też miał swój honor. Tak naprawdę był tu dla niej, lecz nie potrafił tego przyznać.
- Kolejny rycerz na ośle. – skomentowała.

            Alice czuła się przy nim nieswojo. Towarzyszyło jej dziwne uczucie, jakby magnetyzm. Cały czas chciała więcej Brad’a, ale z drugiej strony nie chciała iść o krok do przodu. W zwyczaju Brad’a nie było przejmowanie się jedną kobietą. Tutaj jednak był w stanie stracić swój cenny czas. Alice znowu uwielbiała być adrowana, chociaż czasami czuła, że to wcale nie potrzeba bycia pożądanym nią kierowała, a strach przed odrzuceniem.
- Może i tak, ale świat jest brutalny – westchnął przypatrując się jej oczom.
- To jak postrzegasz świat zależy od ciebie – zripostowała.
- I dlatego ty siedzisz tutaj zamiast trenować? – zarzucił.
- Nie rozumiem – zdziwiła się.
- Znam to, śpisz prawie do południa, bo nie chcesz wziąć się, za konkretny trening. W sumie nic dziwnego. Też chowałem głowę w piasek jak ktoś mnie skrytykował. Albo jak byłem na straconej pozycji – wyjawił dziewczynie. Alice najpierw nieznacznie drgnęła, potem zmieszana starał się coś wyjaśnić, jednakże nie przychodziła jej żadna dobra odpowiedź
- To, to wcale…
- To właśnie tak jest, nie wierzysz w siebie – dodał pewnie wciąż ją obserwując.
- Wydaje ci się dzieciaku – wyśmiała go licząc, że odstąpi od jej tematu. Wierzyła w siebie, nie potrafiła po prostu odnaleźć się w nowej roli. To wszystko było naprawdę ekscytujące, lecz nowa sytuacja, stworzyła wiele wątpliwości.
- Jak tam wolisz, ja mogę potrenować z tobą mojego Bellsprouta – zaproponował. – Znam kilka dobrych ataków i znam się na pokemonach. Już raz przemierzyłem całe Johto.
- I myślisz, że wszystko wiesz? – odpowiedziała chłodno.
- Więcej niż ty, ale skoro zamierzasz udawać twardą to sobie bądź. – Wraz z tymi słowami koordynatorka doznała duszności w klatce piersiowej. Nie chciała żeby odchodził. Właściwie to miała ochotę rzucić się na kolana i błagać go o pomoc.
- Ok, możemy razem trenować – powiedziała z niechęcią. Czuła, że nie ma innej opcji. W tym wszystkim była prawda, potrzebowała kogoś doświadczonego. Była zielona w tym wszystkim. Co innego rozmowy teoretyczne, oglądanie pokazów, a co innego trenowanie własnych pokemonów.

            W tym czasie Kyle postanowił wyruszyć w podróż. Nie zamierzał nic mówić Alice, aby jej nie rozpraszać, a co gorsze żeby z nim nie poszła. Przy niej nie miał szans na pochwycenie nowego pokemona. Ta dziewczyna przynosiła mu najzwyczajniej pecha.

            Przemierzał łąkę, jednak nie znalazł niczego dla siebie, kiedy wreszcie wyłaniał się jakiś stworek, to błyskawicznie uciekał. Kyle tracił cierpliwość. Pech poganiał pech, żadnego pokemona. Poliwag posmutniał czując, że to jego wina, że jest za słaby, aby jego trener mół coś złapać.
- Spokojnie. Na pewno coś złapiemy – powiedział Kyle bez przekonania, zaczął zastanawiać się czy w ogóle nadaje się na trenera pokemon. Spędził trzy godziny, na łące pełnej trawiastych stworków i ani jednego nie udało mu się złowić.  

            Nagle panującą ciszę przerwał szelest trawy. Oczywiście Kyle nie omieszkał sprawdzić co też w „trawie piszczy”. Za kilkoma listkami dostrzegł żółto-czarne nasionko, które spotkał już wcześniej. Był to mały Sunkern. Stworek był tak wystraszony, że szybko skoczył chłopakowi w ręce.
- Hej maluchu, co się stało? – spytał. Pokemon tylko pojęczał i wtulił się mocniej w ramiona trenera. – Zgubiłeś swoje stado, mamę? – Wciąż próbował się dowiedzieć. Pokemon pokręcił tylko przecząco wystającymi listkami.

            Kyle interesował się trawiastymi pokemonami i wiedział o wielu dość sporo. Przypomniał sobie, że Sunkern po wykluci musi radzić sobie sam, bo rzadko pokemony trawiaste wykazywały opiekę nad swoim potomstwem. Najczęściej już od małego musiały sobie radzić same, co nie było takie straszne. Pokemony trawiaste w większości zamieszkują łąki, które są stosunkowo bezpieczne i dzięki światłu słonecznemu szybko dorastają. Zupełnie jak rośliny.
- Spokojnie, jestem z tobą. Wezmę cie ze sobą. Zobaczy trochę świata i może będziesz odważniejszy. – Uśmiechnął się do malucha, po czym na chwilę odstawił go na ziemię. W duży czarnych oczach zakręciła się łezka. – Nie martw się. – uspokoił Kyle. – Mam coś dla ciebie. – Wyciągnął kilka chrupek, a maluch szybko spożył znaczną ich ilość. Oczywiście Poliwag nie mógł tego znieść, więc odepchnął malucha i sam zaczął wydajać. – Zazdrośniku, podziel się!

            Poliwag odszedł, a Kyle wziął trawiastego stworka na ręce i ruszyli dalej w podróż w stronę lasu. Chłopakowi nie uśmiechało się być nianią malucha, z drugiej strony uwielbiał trawiaste pokemony. Problem polegał na tym, że nie mógł z malcem stoczyć walki, więc nie mógł go złapać. Teoretycznie mógł, ale byłoby to bestialskie z jego strony.

            Zbliżała się godzina czwarta. Kyle zgłodniał, postanowił schronić się w cieniu drzew i przekąsić prowizoryczny obiad. Tymczasem z listków pokemona zaczął wydobywać się różowy pyłek, który unosił się w stronę lasu. Kyle nie zauważył tego faktu, ponieważ zajęty był studiowaniem pokedexu. Zastanawiał się jakich ataków nauczyć swojego pupila i postanowił skupić się na lesie Ilex, może też mógł złapać Caterpie, to jednak coś.

            Różowy pyłek powędrował w stronę lasu. Kiedy Kyle spojrzał się na Sunkerna nic nie zauważył.
- Dlaczego pokemony trawiaste są takie urocze. Oczywiście ty Poliwag jesteś też bardzo ładny. – dodał starając zmniejszyć się rywalizację.
- Poli, Poli. – Malec zaprotestował i odwrócił się. Kyle pogłaskał go po idealnej główce i spryskał aerozolem, aby jego skóra była idealnie gładka. Pokemon ucieszył się i od razu wybaczył trenerowi brak miłości.

            Nieświadomy działań nowego pokemona Kyle siedział w spokoju, tymczasem słodki zapach -  bo tak nazywał się ten atak – zwabiał leśne pokemony. Za zapachem ciągnął zielony insekt, o twardym chitynowym pancerzy i olbrzymim rogu. Stworek był naprawdę głodny, na zapach praktycznie się ślinił. Wychylił się powoli zza drzewa i zobaczył piknik. Potem spojrzał na pokemona, który wydobywał z siebie ten smaczny zapach, nie zamierzał się zatrzymać, choć nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi.

            Zakradł się powoli zmieniając krzew po krzewie. Aż w końcu miał stworka na wyciągnięcie ręki.
- Słyszałeś coś? – Zaniepokojony chłopak spytał swojego podopiecznego. Poliwag jednak pokręcił przecząco ciałem. – Chyba jestem przewrażliwiony. - Wraz z tymi słowami, niechciany gość poczuł się komfortowo. Wychylił swoją łapkę i sięgnął po pokemona nasienie. Pech chciał, że wyciągając dłoń po zdobycz stracił równowagę i runął tuż przed trenerem. Kyle podskoczył jak poparzony i wyciągnął pokedex.
https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEh4qDdJCz28vS9rmqGQzPc3fjty7p-ceitqelyXUw8-XfqUVC_9S_NIe9lmvjRGqEMYuhdogAgjcPUXih4LuNECE5IeNKhCdXoQBenLQn1Ow_19zL8LdAd23gHXXeAMiROM33RkrlaL_qOIOxydat80dJhUCeJ6XL7EFY7NFlQDO7V0pDtMyZ2dN1Om_4w=

Heracross pokemon typu robak i walka. Pokemon przypomina żuka, ma twardy, niebieski, chitynowy pancerz, który chroni go przed uderzeniami. Do obrony służy mu także duży róg, zadający często poważne rany. Po rogu można odróżnić samca od samicy. Pokemon ten spotykany jest w lasach, żyje w symbiozie z Butterfree. Ulubionym pokarmem jej miód. Heracross znany jest jako łakomczuch. Zazwyczaj spokojne, atakują w ostateczności.

            Oczy Kyle’a wręcz zapłonęły ze szczęścia. To była jego unikatowa szansa na złapanie pierwszego pokemona podczas swojej podróży.
- Dobra Poliwag to twoja walka – powiedział. W tym czasie Heracross stanął na równe nogi, ale zanim zdążył uciec drogę zagrodził mu Sunkern. – Chcesz walczyć mały? – zapytał zaskoczony trener. Pokemon kiwnął głową. – No dobrze. – Kyle nie wiedział czego się spodziewać, ale czemu nie spróbować. Fakt mógł stracić Heracrossa, który był jednym z rzadkich pokemonów i do tego jednym z ulubionych Kyle’a.

            Heracross przestał być taki łagodny, jego pazury lśniły na ciemnobrązowy kolor, po chwili zamachnął się, by zadać cięcie maluchowi. Ten tylko uskoczył.
- Sunkern, słoneczny dzień. – polecił Kyle, nie będąc przekonany czy stworek jest w stanie wykonać jego zalecenie. Ten tylko podskoczył i wystrzelił błyszczącą kulę pod korony drzew. Może nie był to silny atak, jednakże dodawał szybkości i efektywności Sunkernowi. Oponent nawet na chwilę nie zamierzał się poddać. Odwrócił się i otworzył swój pancerz, spod którego wyłoniły się owadzie skrzydła. Wzniósł się ponad powierzchnię i znowu zaczął szturmować, tym razem jego dłonie były błękitne. – Unik! – krzyknął.

            Sunkern dzięki sprzyjającym warunkom bez problemu uniknął ataku, wykonując salto nad insektem, kiedy się obracał, wysłał brązowe nasionko na przeciwnika. Nasienie błyskawicznie wykiełkowało. Z brązowego nasienia wydobył się zielony bluszcz, który szybko obrósł całego pokemona. Po chwili zaczął lśnić, był to znak, że wysysa energię z Heracrossa.
- Brawo! – pochwalił Kyle. Nie spodziewał się po malcu takich zdolności. Heracross próbował uwolnić się z porastającej go byliny, jednak nie szło mu to najlepiej. W tym czasie Sunkern otworzył pyszczek i wystrzelił dziesiątkami zielonych nasionek. Następnie stanął i przyglądał się szamoczącemu się rywalowi. Jego dwa listki zaczęły świecić na jasno.
- Czy to jest słoneczny promień? – Zauważył z niedowierzaniem Kyle. Promień poszybował szybko w stronę motającego się jeszcze Heracross. Oczywiście nie zdołał on zareagować na niebezpieczeństwo. Kyle nie czekał ani chwili. Rzucił balem przed siebie.

            Biało czerwona kula wahała się przez chwilę, aby potem zastygnąć. Kyle podbiegł do pokeball i podskoczył z radości, uścisnął małego Sunkerna i Poliwaga, który był zirytowany faktem, że to nie jego walka. Postanowił wyciągnąć kolejny pokeball.
- To co mały? Masz ochotę dołączyć do mojej drużyny? – zapytał. Sunkern podskoczył ze szczęścia. Kyle posłał kolejną kulkę, która od razu wydała charakterystyczny dźwięk. – Wreszcie. – odetchnął z ulgą. Nadrobił ostatnie dni.

            Teraz postanowił wrócić do wioski, stwierdził że na dzisiaj wystarczy. Po za tym Alice na pewno się o niego martwiła. Bez słowa ją zostawił, chociaż wiedział, że tak będzie lepiej, bo pewnie spędza czas z Bradem, który właśnie podbija do niej. Trener nie miał jakoś ochoty przyglądania się ich amorom, chociaż nie omieszkał skorzystać z okazji i pochwalić się swoimi zdobyczami.

            Tak jak się spodziewał na placu, za centrum pokemon Alice ćwiczyła ze wszystkimi swoimi trzema pokemonami. Dziewczyna stała obok Brada, który cały czas udzielał jej rad. Alice uśmiechała się widząc efekty jej pracy. Naprawdę dobrze współpracowało się jej z trenerem. Kyle postanowił przerwać tę chwilę.
- Cześć! – zagadnął.
- Cześć! – rzuciła się mu na szyję Alice. – Gdzie byłeś? Martwiłam się – powiedziała uderzając go w ramię. Brad stał z boku i nie podzielał entuzjazmu dziewczyny.
- Powiedzmy, że musiałem ci dorównać. – Uśmiechnął się łobuzersko. Wreszcie czuł się dowartościowany. Myśl, że byłby gorszy przerażała go.
- Naprawdę nie mogłeś przeżyć, tego że mam już trzy pokemony? – spytała zaskoczona.
- Nie o to chodziło, po prostu niebawem następna sala, a ja chciałbym jednak nie łapać przed wejściem do niej jakiegoś pokemona – wytłumaczył się. Czuł się teraz naprawdę głupio. Cała jego radość zniknęło, bo poczuł się jak małe dziecko, które chce mieć taką samą zabawkę jak kolega.
- Ta jasne. I pierwsza zdobędę wstążkę, a potem komplet – przedrzeźniła chłopaka. Kyle zacisnął tylko pięść i wziął głęboki oddech. Nie miał ochoty wdawać się w kolejną sprzeczkę
- To chyba oczywiste. Wielki finał jest przed rozpoczęciem Ligii, byłoby trochę słabo gdybyś – zripostował.

            Dziewczyna miała powiedzieć jeszcze coś błyskotliwego, lecz zbyt bardzo się cieszyła, że jej przyjaciel wreszcie się odnalazł. To było dla niej największe szczęście.
- Grunt, że przyszedłeś. Ja już prawie mam strategię na nadchodzące pokazy – pochwaliła się.
- Cieszę się. A ja złapałem te dwa maluchy. – Wyrzucił w powietrze pokeballe, z których wyłoniły się dwie postacie. Heracross poczuł słodki zapach Bellossom i zaczął go ganiać, myśląc że to wspaniały posiłek.
- Co Twój pokemon robi?- zapytała zdziwiona.
- Chyba ma ochotę na trochę miodu.
- Wara od mojego pokemona. – Złapała Bellossoma na ręce. Heracross zatrzymał się i popatrzył ze smutną miną jak jego kolacja właśnie mu cieka.
- Chcesz jeść, dam ci trochę miodu. Na pewno mają tu w sklepie. Więc jeśli poczekasz, to za niedługo dostaniesz. – Pokemon od razu rozpogodził się i doskoczył do swojego trenera, mocno go obejmując.
- Wow, ale z niego łasuch, chyba większy niż ty – wytknęła przyjacielowi. Kyle nawet nie zamierzał tego komentować.


            Wyruszył jedynie po obiecany słoik miodu. Alice i Brad wybrali się do centrum pokemon, bo naprawdę się już ściemniało, a dziewczyna miała wielkie plany jeśli chodzi o jutrzejszy trening. Zapowiadał się bardzo pracowity dzień.


2 komentarze:

  1. Coś czuję, że ten stary facet nauczy czegoś Alice. Hmmm amory Brada, 2 nowe pokemony Kyle'a , teraz tylko czekać na walkę o pierwszą odznakę :D. Wydaje mi się, że ten rozdział podbił trochę poziomem, pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kyle chciał do Pokemona i go nie złapał, a jak Pokemony chciały do Kyle'a, to zaraz poszło jak z górki. Drużyna chłopaka jest moją ulubioną, jak na razie. Nie spodziewałam się po tym małym, wystraszonym Sunkernie takiej świetnej walki. Najwyraźniej fakt, że to Pokemon z najniższymi statystykami w grach, nie miał tu większego znaczenia ;)
    Alice dalej mnie drażni, ale chyba taka jej rola. Przynajmniej Brad nie dał jej się znowu oczarować... aż tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy