logo

Chapter II: Reinvention

Chapter II: Reinvention

            Morskie fale pieniły się, uderzając o skalisty brzeg, na którym wznosiła się monumentalna budowla. Latarnia morska Olivine City świeciła jak każdej nocy, a to wszystko dzięki energii Ampharosa. Światło krążyło po morzu, dając znak że ląd jest nie daleko.

            Było tuż przed świtem, parę minut przed piątą. Księżyc znikał już za horyzontem, zmieniając barwę ze złocistej, w krwiście czerwoną. Wydawał się niczym smoczy pazur na granatowej tkanie. Wiatr rozwiewał blond włosy chłopaka, siedzącego na jednej ze skał tuż u podnóża latarni. Chłopak wdychał powietrze, rozkoszując się przyjemnym orzeźwieniem, jakie dawała mu morska bryza. Czuł jak jego płuca, na nowo się unoszą. Wstał właśnie z ich powodu. Ocknął się dobrą godzinę temu, kiedy poczuł ciężar na klatce piersiowej.


            Teraz siedział na skale, ze zwieszonymi stopami, którym machał energicznie, niczym wahadełkiem i obserwował, jak światło mknie po tafli wody.
- Pika, pika? -  zawołał jego żółty towarzysz, nie rozumiejąc co jego trener robi nad brzegiem o tak wczesnej porze.
- Nie musiałeś wstawać, ja po prostu nie mogę spać. – Spojrzał się na niego, obdarzając go ciepłym uśmiechem. Wystawił w jego stronę dłoń. Pokemon szybko wskoczył mu na kolana rozumiejąc zaproszenie i pozwolił się przytulić przez trenera. – Zupełnie, jak wtedy brakuje tylko melancholijnego Kyle’a – zaśmiał się z sytuacji. Pokemon spojrzał na niego, a w jego oczach malował się strach.
- Pika, pika? – Przekręcił łepkiem, przybierając badawczą minę.
- Nie, nic się nie dzieje. Nie waham się jak wtedy. Jesteśmy już tak daleko.
- Pika, pika? – Pokemon nie dawał za wygraną.
- Naprawdę jest dobrze, zobacz ile osiągnęliśmy. Mamy już trzy odznaki, a dzisiaj dorwiemy czwartą! Inaczej nie może być.
- Pika, pika. – Położył swoją głowę na kolanach Philipa i przyjął wygodną pozycję, tak by móc uciąć sobie drzemkę. Philip patrzył po prostu przed siebie i rozmyślał.

***

            Wybiła godzina siódma, czerwony zegarek stojący na kremowym stoliczku nocnym, zaczął podskakiwać, wydając z siebie nieznośny dźwięk. Już po chwili wylądowała na nim kobieca ręka niczym klepka na musze. Podobnie jak w przypadku insekta zegarek przestał wydawać z siebie dźwięk.

            Caroline odepchnęła się dłońmi, zupełnie jakby robiła pompkę. Po czym sprawnie się odwróciła, ściągając z siebie zwichrowaną, liliową kołdrę. Złapała się za głowę i delikatnie potarła swoje włosy, czując jak każdy najmniejszy kosmyk wywija się do góry. Przetarłszy zielone oczy, spostrzegła że jest sama w pokoju. Wstała i postanowiła zabrać się za poranne rytuały.

            Po przygotowaniu się i zjedzonym śniadaniu, udała się jeszcze do siostry Joy, by odebrać Wigglytuffa i Miltanka. W głównym pomieszczeniu, nie panował zbyt wielki tłum. Dosłownie dwóch, trzech trenerów, którzy siedzieli przy jednym ze szklanych stoliczków i dyskutowali o czymś zawzięcie.
- Dzień dobry, w czym mogę ci pomóc? – zapytała siostra Joy swym melodyjnym głosem.
- Dzień dobry, zostawiała u pani pokemony – oznajmiła, spoglądając na Chansey, która pchała metalowy wózek, z siedmioma pokeballami na nim.
- Wigglytuff i Miltank zgadza się? – Caroline potwierdziła, kiwając głową. – Są tutaj – chwyciła za dwa pierwsze pokeballe – masz szczęście. Akurat zaczęłam układać pokemony, które mogę już wydać. – Uśmiechnęła się jak zawsze.
- Dziękuję bardzo – odpowiedziała.

            Rudowłosa koordynatorka czym prędzej opuściła centrum pokemon. Tuż po wyjściu poczuła napływ ciepła z zewnątrz. Pogoda była wspaniała. Słońce, bezchmurne niebo i delikatny wiatr, który zmniejszał odczuwalna temperaturę. Miasto nie było zbytnio zatłoczone. Prawdopodobnie wszyscy znajdowali się na plaży. Przez ulicę przejeżdżały pojedyncze samochody, a na chodniku były pustki. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, po dość nowoczesnym mieście. Większość budynków to wysokie bloki, niektóre pokryte były w całości szkłem i widniały na nich logo firm, które ona tak dobrze znała.
- Cześć. – Usłyszała męski głos za sobą. Odwróciła się i zobaczyła znajomego bruneta. Jej źrenice gwałtownie się rozszerzyły. Zlustrowała szybko bruneta ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę idealnie leżącą na jego rozbudowanej klatce piersiowej.
- Cześć Mitchell – wymamrotała.
- Czyżbyś zobaczyła ducha? Jestem taki straszny? – zapytał jej. Co prawda starał wyglądać się jak najbardziej naturalnie, jednak jego dłonie lekko drgały i pojawiały się na nich krople potu.
- Nie, po prostu nie…
- Nie spodziewałaś się mnie tu? – zapytał, zwieszając głowę. – Tego chyba się spodziewałem, ale chcę…
- To nie tak, po prostu myślałem, że boisz się po wczorajszym. Ostatnio jak widziała takie wyznania, to ktoś oberwał po twarzy. Miałeś chyba szczęście, albo trafiłeś w dziesiątkę. – Przewróciła oczami, po czym zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad czymś.
- Ty też tak myślisz? – Jego źrenice się rozszerzyły, a kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze.
- A bo ja wiem, co mam myśleć? – Rzuciła mu zdenerwowane spojrzenie, po czym ruszyła przed siebie.
- Nie pogadamy? – Chwycił ją za nadgarstek, ta odwróciła się w jego stronę. Po czym spojrzała się na Wigglytuffa.
- Proszę ten ostatni raz. – Pokemon stanowczo pokiwał przecząco głową. – Obiecuję, że przestanę się mieszać w czyjeś sprawy. – Pokemon jedynie założył skrzyżował łapki na swojej białej klatce piersiowej i zaczął nerwowo tupać stopą.

***

            - Doskonale. Szybki atak i stalowy ogon! – krzyknął Philip stojąc na trawiasty boisku znajdującym się tuż, za centrum pokemon, na którym nikt nie ćwiczył, poza nim. Żółty stworek rozpędził się, pozostawiając za sobą białą smugę, a obraz za nim wydawał się zlewać i stał się po prostu zielonymi liniami. Pokemon podskoczył w powietrze przysłaniając słońce na ułamek sekundy i wykonał salto, po którym jego ogon przybrał metaliczny połysk. Uderzył o ziemię stalowym piorunem tworząc znacznych rozmiarów dołek. Uderzenie było tak silne, że drobiny ziemi rozprysły się po całym boisku, brudząc nieco spodnie Philipa.
- Myślę, że mamy szansę z Jasmine. Choć fakt, wybór elektrycznego pokemona przeciwko jej drużynie to głupota. Na szczęście mamy asa w rękawie. – Uśmiechnął się do pokemona, który wypuścił kilka iskier ze swoich czerwonych policzków. – Zostaw trochę na pojedynek, trzeba jej dokopać. – Chłopak ruszył w stronę tylnych drzwi centrum pokemon.

***

            Zielona polana porośnięta przez wysokie kępy traw, wydawała się być idealnym miejsce na wypoczynek. Po łącę latały wesołe Butterfree, a tuż za nimi biegały ciekawe świata Growlithe. W kępach traw chowały się Oddishe, które odpoczywały po intensywnej nocy.
- Czyli myślisz? – zapytał brunet, który siedział po turecku na trawie.
- Nie wiem co mam myśleć, tak czuję, ta jego reakcja – odpowiedziała rudowłosa dziewczyna, rozpuszczając swoje włosy. Obydwoje siedzieli w jednej z większych kęp. Tak jakby chcieli się ukryć przed światem. – Swoją drogą wybrałeś świetną miejscówkę. Ostatnio brakowało mi odpoczynku od miasta – powiedziała, zachwycając się latającymi insektami nad ich głowami.

            Mały zagubiony Oddish wysunął swój łepek z gęstwiny i rozejrzał się po okolicy i dostrzegł dwójkę trenerów. Caroline uśmiechnęła się do niego i starała się nie ruszać, tak by pokemon nabrał pewności. Ciekawski stworek podreptał jeszcze parę kroków, by dokładnie przyjrzeć się przybyszom. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni swojej dżinsowej kamizelki, w której zawsze nosiła trochę pokechrupek. Wysunęła dłoń ze smakołykiem przed siebie i pozwoliła zbliżyć się pokemonowi. Stworek szybko poczuł woń przysmaku i rzucił się na jedzenie, zupełnie jakby nigdy go nie widział. Mitchell widząc to, uśmiechnął się. Pokemon po chwili już łasił się koło Wigglytuffa, traktując go jak swojego mentora.
- Widziałam podobną sytuację. Tylko, że wtedy mój znajomy dostał po twarzy, choć go ostrzegałam i to byłą dobra rada – zaakcentowała końcówkę, posyłając stanowcze spojrzenie w stronę Wigglytuffa, który bawił się z biegającym dookoła niego pokemonem.
- Dobra nie wiem o co chodzi między wami. – Wskazał palcem a to na Caroline, a to na Wigglytuffa. – Wiem tyle mam przeczucie, że dobrze zrobiłem.
- Nie wiem – westchnęła ciężko Caroline. – Nie wiem, czy dobrze, czy źle. Philipa nie było dzisiaj o poranku, więc na pewno to nim wstrząsnęło. Nie znam go wybitnie długo, ale on raczej walkami się aż tak nie przejmuję. Zasadniczo nie mogę go rozgryź. Wydaję się być taki wesoły i beztroski, a z drugiej strony.
- Wydaje się, jakby starał się nie skupiać na tym co go trapi.
- Dokładnie.

            Caroline nabrała powietrza w płuca i zamknęła na chwilę oczy, aby przemyśleć to co chciała powiedzieć.
- Tak czy inaczej, ja nie mogę nic w tej sprawie zrobić. Nie pogadam z nim od tak. Myślę, że on sam musi sobie wszystko poukładać. Choć myślę, że nie ma czego. Jego stosunek do Kyle’a – przeciągnęła, przypominając sobie ich relację.
- Do kogo?
- Do mojego chłopaka. Ha, jak to dziwnie brzmi. Rozważam homoseksualne relację mojego chłopaka i przyjaciela. – Mitchell zaśmiał się.
- Nie powiem, że to nie jest pokręcone.
- Jak wszystko w życiu. Jak wszystko, no może oprócz – zawahała się. – Nie no wszystko jest pokręcone – stwierdziła ostatecznie.

***

            Mężczyzna ubrany w żółtą koszulkę w czarne paski, uniósł w górę zieloną i czerwoną chorągiewkę.
- Mecz pomiędzy wyzywającym Philipem Axaro, a liderką Sali Olivine City uważam za rozpoczęty – oznajmił. Z czerwonego promienia wyłoniły się dwa stworki, które znalazły się na środku typowego ziemnego pola, na którym poza białymi, namalowanymi liniami nie znajdowało się zupełnie nic. Olbrzymia budowla ze szklanym sufitem była pusta. Wszystkie miejsca na trybunach, które były w stanie pomieścić parę tysięcy osób, dzisiaj były wolne.

            Stalowa kula z magnesami po bokach lewitowała tuż nad polem i co chwilę obracała się, robiąc charakterystyczne salta. Zupełnie jakby cierpiała na nadpobudliwość. Po przeciwnej stronie, stał koń, który już przeciągał swoim kopytem po boisku, jakby chciał nadziać blaszaną kulkę na swój pokaźny, biały róg.
- Magnemite żyro kula!
- Rapidash ognisty błysk. – Metalowy stworek zaczął obracać się wokół własnej osi, zamieniając się w spłaszczoną metalową kulę, która mknęła  w stronę konia. Rapidash zwiększy rozmiar swojej ognistej grzywy i wypuści strumień ognia o kształcie stożka, który podstawą zmierzał w stronę oponenta. Stalowy dysk przez chwilę rozrywał słup ognia, jednak po chwili wyleciał z płomienia, który momentalnie zniknął. Magnemite sunął w powietrzu w stronę ściany, nie obracając się. Siła odrzutu była na tyle silna, że magnesy skierowane miał przed siebie. W końcu uderzył w jedną z białych ścian, przyklejając się do niej. Zmrużył swoje oko, czując promieniujący ból.
- Trzymasz się? – zapytała Jasmine, chwytając się za swoją kokardę, od białej sukienki.

            Stworek zaczął spadać bezwładnie na ziemię, w ostatniej chwili jednak zatrzymał się w powietrzu i zaczął lecieć do przodu.
- Dobra kończymy zabawę! Rapidash przyspieszenie i mega róg. – Róg pokemona przybrał zielone zabarwienie, po czym stworek zaczął biec w stronę osłabionego Magnemite’a. Przeskakiwał co chwilę na prawo, a potem na lewo.
- Nie damy się!- krzyknęła Jasmine zaciskając pięść. – Fala szoku. – Po magnetycznym stworku przepłynęła niebieska iskra, która pokryła całe jego ciało. Po chwili uwolnił on falę magnetyczną, która zaczęła rozchodzić się równomiernie we wszystkie strony. W tym momencie nacierał na niego Rapidash.

***

            - Czyli co mam zrobić? – domagał się odpowiedzi. Jego szare oczy widziały światełko w tunelu, którym była Caroline.
- Nie wiem, nie jestem wyrocznią. Moim zdaniem pogadaj z nim. Warto spróbować. Nigdy nie wiesz co się stanie. A coś czuję, że warto. Poza tym najwyżej dostaniesz w pysk, wy chyba jesteście do tego przyzwyczajeni, albo przygotowani.
- Wcale nie mówisz jak homofob.
- Od razu homofob – zaśmiała się. – Widziałam tyle wyznań. No dobra jedno, ale to się liczy. Nie ma was jakoś dużo, więc mogę tak stwierdzić, że to dużo – gubiła się we słowach. Mitchell śmiał się, widząc zakłopotaną znajomą. – Dobra nie to mnie interesuję. O co chodzi z tobą? Rozumiem, że rodzina marzy o tym, żebyś przejął rodzinny interes?
- Musiałaś zapytać się o to prawda?
- Nie będę tego ukrywać. – Uśmiechnęła się do niego łobuzersko.
- Wiesz chcieli idealnego syna. I w sumie takiego mieli. Wyruszyłem w podróż, odniosłem sukces niewielki, ale zawsze. Wróciłem i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt.
- Że dzieci z tego nie będzie – skwitowała rudowłosa.
- Czy ty musisz być taka bezpośrednia dzisiaj?
- Nie lubię owijać w bawełnę. Znaczy lubię, ale dzisiaj nie mam na to ochoty. Prawda jest taka, albo spróbujesz, albo nie. Co ci szkodzi? Czujesz, że on jest, ja chyba też tak uważam. Więc spróbuj. Teraz się tylko trujesz tym i gdybasz. Philip niebawem pewnie wyruszy w dalszą podróż, więc to twoja niepowtarzalna szansa. Bierz co jest póki jest – powiedziała, po czym uświadomiła sobie, jaka to ona jest głupia. Sama przecież na to pozwoliła.
- Chyba masz rację – wydukał, zwieszając głowę. Zaczął bawić się ździebłem trawy.

            Magnemite ponownie wylądował na ścianie. Tym razem spadł niczym kamień, uderzając o ziemię. Rapidash stał nieco skulony, a po jego białym futrze przebiegały iskry elektryczności, sprawiające mu ból, przez co nie mógł się zbytnio poruszać.
- Magnemite niezdolny do walki. – Arbiter uniósł w górę zieloną flagę.
- Świetnie się spisałeś malutki – powiedziała Jasmine, podnosząc swoje podopiecznego i głaszcząc go po idealnie gładkiej powierzchni. Stworek zniknął w blasku czerwonego światła, które zostało wciągnięte do czerwonego pokeballa, trzymanego przez Jasmine. Kobieta zamachnęła się i wyrzuciła kolejny pokeball, z którego wyłonił się olbrzymi stalowy wąż z masywną głową.
- Tego się spodziewałem. Dobra Rapidash spisałeś się, odpocznij! – Philip wycofał swojego pokemona, po czym spojrzał się na Pikachu. – Dobra teraz twoja kolej wierzę w ciebie.

            Arbiter uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział co bawiło go bardziej. Czy widok małego Pikachu, przed olbrzymim kolosem, który spoglądał się na niego jak potencjalny posiłek? Czy fakt, że trenerką Steelixa jest Jasmine. Liderka była typową, uroczą dziewczynką. Ciemne, długie blond włosy, z dwoma kucykami, związanymi gumką z Clamperlowych pereł. Jasna wręcz porcelanowa cera, lagunowe oczy, delikatna postura. Jedwabna biała sukienka z kokardą nad biustem i niebieski, pastelowy sweterek zarzucony na całość. Wyglądała niczym mała Barbie, a jej pokemon niczym potwór z Loch Ness. Arbiter zawsze uśmiechał się widząc ten obraz, choć pracował tu już kilka lat.
- Steelix zacznij stalowym ogonem! – powiedziała stanowczo, wystawiając dłoń do przodu. Jego ogon przybrał jasny połysk, po czym stworek opierając się na dolnych kręgach przeniósł jego ciężar, kierując go w stronę bezbronnego Pikachu.
- Szybki atak i stalowy ogon. – Pokemon dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Steelix uderzył o ziemię, w której pozostał niewielki dołek. Czerwone ślepia skierowały się w prawą stronę, gdzie pokemon zdołał dostrzec białą smugę. Pikachu podskoczył i robiąc salto zadał mu cios ogonem w samą czaszkę. Steelix zamknął oczy krzywiąc się z bólu. Pikachu korzystając z ogona, który wciąż spoczywał na głowie giganta, użył go jako sprężyny i odskoczył na bezpieczną odległość.

            Steelix pomachał tylko głową, jakby chciał odzyskać równowagę. Ryknął rozzłoszczony i zwrócił się w stronę Pikachu, który stał bez ruchu i obserwował przerażającego pokemona. Jego serce uderzało coraz mocniej, również jego oddech stał się szybszy.
- To na nas nie zadziała. Ale próbuj. Co to za trener, który wybiera pokemona bez skutecznych ataków – zaśmiała się Jasmine. – Nie, to że jestem złośliwa, ale jesteśmy liderami Johto i tak łatwo sobie nie poradzicie.
- Zobaczymy! – odpowiedział pewnie Philip, prostując swoje plecy.
- Steelix kopanie! – Pokemon odbił się w górę po czym zanurkował, by dostać się pod ziemię.
- Nie doczekanie. Pikachu ponów szybki atak i stalowy ogon! – Pokemon w mgnieniu oka rozpędził się niczym błyskawica. Steelix już prawie dotykał ziemi swym pyskiem, kiedy z jego głową zetknął się stalowy ogon. Pokemon zmienił swoją trajektorię lotu, odlatując w stronę Philipa. Znowu zaryczał, po czym powstał.
- Pozbądź się go! Stalowy ogon do skutku!- rzuciła poirytowana Jasmine. Doskonale wiedziała, że ten pojedynek jest przesądzony.
- Pikachu szybki atak. Po prostu unikaj!

            Zaczęła się gonitwa. Stalowy ogon co chwilę uderzał w kolejne części pola. Pikachu jednak był zawsze o krok do przodu i bez problemu uciekał uderzeniom stalowego pokemona. Jasmine uśmiechnęła się pod nosem, bo doskonale wiedziała co planuje jej przeciwnik. Philip też wyglądał na zadowolonego, jego plan się powiódł.

            W pewnym momencie Pikachu nie zdołał uciec na tyle daleko, by nie odczuć uderzenia stalowego ogona. Uderzenie zrobiło kolejny dołek w polu, a wraz z odłamkami ziemi w powietrze poszybował też Pikachu, który lądując na pyszczku, posunął niewielki odcinek po ziemi.
- Naprawdę myślałeś, że zmęczysz Steelixa? Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że Steelix jest powolny przez swój rozmiar? Musiałam go nauczyć wytrzymałości – odpowiedziała, śmiejąc się przy tym. – Jesteś zbyt pewny siebie.
- Tak jak i ty – odgryzł się blondyn. Pikachu pozbierał się i spojrzał na trenera, który kiwnął głową. – Czas na naszego asa. Urok! – Pikachu stanął na jednej nóżce, złapał się za łapki i wygiął swój kręgosłup w kształcie litery „c”. Jego oczka zaszkliły się.

            Steelix ryknął rozzłoszczony i już nacierał na małego stworka, kiedy po prostu przestał. Zaczął kołysać się to w prawo, to w lewo. Wydawał się być w błogim stanie. Przyglądał się jedynie żółtemu stworkowi, który stał się centrum jego świata.
- Nie!!! – krzyknęła zrozpaczona Jasmine.
- Ależ tak – zaśmiał się Philip. – Jak dobrze, że przystawiał się do ciebie ten Rattata, nigdy nie wpadłbym na to, że jesteś samiczką. – Pikachu obdarzył go jedynie zażenowanym spojrzeniem i po merdał swoim ogonkiem. Istotnie na wierzchołku ogona znajdowało się małe wcięcie, co nadawało końcówce sercowaty kształt. – Skop mu tyłek! Szybki atak i stalowy ogon! Już! – Pikachu zniknął, pozostawiając białą smugę, która płynęła po chwili na stalowym wężu. Pikachu ponowił sekwencję uderzając stalowym ogonem w Steelixa. Tym razem za każdym razem gdy się odbił, ponawiał atak. Steelix obniżał swoją głowę coraz niżej. Nie czuł obrażeń, jakie zadawała mu elektryczna mysz. Był tak zauroczony, że pozwalał się ranić.
- Steelix otrząśnij się! – Pokemon ni stąd, ni zowąd otrząsnął się. Nie była to zasługa nawoływania Jasmine, a kilka potężnych uderzeń w głowę. – I to rozumiem. Stalowy ogon!
- Pikachu ty też. – Żółty stworek najpierw odskoczył na bezpieczną odległość, a dopiero potem rozpędził się, zmierzając na Steelixa, która już machał swoim masywnym ogonem.

            Uderzenia spotkały się, dwa metaliczne ogony zetknęły się ze sobą i przez chwilę rywalizowały ze sobą w powietrzu. Po czym Pikachu został odrzucony. Wykonał kilka piruetów w powietrzu i stanął na czterech łapkach. Ciężko dyszał, spoglądając na Steelixa, który wydawał się trzymać całkiem nieźle.
- Smoczy oddech!
- Wycofuję Pikachu! – przerwał Philip. Steelix zatrzymał swój atak. Arbiter ogłosił, że Pikachu jest niezdolny do walki.

            Stworek spojrzał się na swojego trenera nie rozumiejąc, czemu podjął taką decyzję. Już po sekundzie zrozumiała. Poziom adrenaliny w jego organizmie spadł i poczuł ból, krzywiąc się przy tym. Philip podbiegł do niego i wziął go na ręce.
- Spisałeś się, o to mi chodziło – powiedział, uśmiechając się. – A teraz czas na Rapidasha.

            Biały jednorożec o płomiennej grzywie zaryczał wesoło, po czym skulił się czując ładunek elektryczny, który przechodził przez jego sierść.
- Nie będę się z tobą bawić. Burza piaskowa.
- Też tak myślę. Rapidash pokaż jej naszą kombinację. Ognisty błysk i szybki atak. – Małe kamyczki zaczęły unosił się z ziemi, wir powietrza zabierał także pył. Widoczność zmniejszyła się. Rapidash wypuścił ze swojego pyska ognisty stożek, w który po prostu wbiegł, pozostawiając za sobą smugę ognia. Ognisty pocisk trafił bezpośrednio w Steelixa, który wyleciał z piaskowej burzy, jak i Rapidash.

            Koń ciężko dyszał i kulił się, czując wciąż elektryczność, którą zaaplikował jej Magnemite. Steelix leżąc na plecach zdołał podnieś swój pysk.
- Smoczy oddech!
- Rapidash uciekaj. – Pokemon nie mógł się ruszyć, gdyż magnetyczna fala przepłynęła po jego ciele. Zielona energia zaczęła zbierać się w pysku stalowego olbrzyma. Już miał wystrzelić, kiedy jego głowa odchyliła się do tyłu i wiązka zielonej energii wystrzeliła w sufi, tłukąc szklane sklepienie. Pokemon padł nieprzytomny, a arbiter w ostatniej chwili złapał Jamine, ratując ją od szklanych odłamków, które spadły na ziemię. Większość z nich potłukła się o ciało Steelixa.
- Steelix niezdolny do walki. Wygrywa Rapidash i Philip Axaro! – oznajmił wstając z ziemi. Po werdykcie podał dłoń Jasmine, którą przyciągnął do siebie, aby pomóc jej wstać.

            Philip stał wraz z Jasmine tuż przed olbrzymią, stalową piramidą, składającą się z trzech poziomów. Była to sala Olivine City.
- Zawsze wręczam na zewnątrz odznaki. Uważam, że nadaję to klimat, dlatego mam przyjemność wręczyć ci odznakę minerał. – Położyła na jego dłoni mały, kryształowy, płaski przedmiot.
- Dziękuję – odpowiedział uradowany.
- Pika, pika. – Podskoczył niemal równocześnie ze swoim trenerem.
- Przyznam, że dałeś mi lekcję. Nie doceniałam cię. Myślałam, że jesteś na straconej pozycji. Pokazałeś też, że umiesz dbać o swoje pokemony. Ta odznaka należy ci się jak najbardziej – pochwaliła go.  

***

            Nastał wieczór. Philip szedł szybkim krokiem przed siebie, starając się ignorować swojego stalkera. W myślach rozpaczał nad tym dlaczego też zostawił Pikachu w centrum pokemon. Jego elektroszok na pewno byłby skutecznym sposobem, na pozbycie się niechcianego znajomego. Philip przyspieszył kroku mijając kolejną uliczkę. Po chwili uświadomił sobie, że wyszedł z miasta i jest na drodze 39, która prowadzi na farmę Mitchella.
- Czego chcesz? – odezwał się, odwróciwszy się na pięcie i stając oko w oko z brunetem.
- Porozmawiać – jęknął, błagalnym tonem Mitchell, rozkładając ręce.
- Nie mamy o czym. Zrozum, że nic się nie stało. Rozumiem nie jestem zły, ale nic z tego nie będzie.
- Ale nie obrzydziło cię to. – Philip wziął głębszy oddech, a jego palce delikatnie zadrżały. Poczuł jak krew napływa mu do głowy, a jego nogi stają się jak z waty.
- Mam duży zakres tolerancji – powiedział trzeźwo, starając się zdusić każdą swoją myśl.
- Czyli mam rozumieć, że wszystko jest okej i dla ciebie nie ma sprawy?
- Dokładnie tak – powiedział stanowczo. Mitchell przewrócił tylko oczami i ruszył przed siebie. Minął Philipa.

            Nagle poczuł ścisk na swoim nadgarstku. Dłoń, która go trzymała, ściskała go coraz mocniej. Po chwili Mitchell poczuł, że blondyn go szarpnął przyciągając do siebie. Niezdarnie popędził mimowolnie w jego stronę, kładąc swoje dłonie, na jego klatce piersiowej, mimo że był nieco wyższy.
- Dokładnie tak, nie ma sprawy, jest po prostu chwila – powiedział Philip, po czym po prostu pocałował bruneta, bez żadnego skrępowania.

            Akcja niczym z romantycznych scen, no z tym faktem, że zamiast pięknej dziewczyny i przystojnego faceta, było dwóch mężczyzn. Za nimi malował się piękny pejzaż pagórek i łąk, za którymi znikało czerwone słońce. Philip obejmował już Mitchella, który rozluźnił się i opuścił dłonie, by odwzajemnić uścisk.
- Ale co to znaczy? – zapytał gdy miał tylko możliwość złapać trochę powietrza.
- Nic, to po prostu zabawa – odpowiedział blondyn, po czym ponowił pocałunek.
- Chodź do mnie do domu. Przenocuję cię – zaproponował. Philip przełknął ślinę i wziął głęboki oddech. – Spokojnie nie zrobię ci krzywdy.
- A twoja rodzina?
- Spokojnie mam swój pokój, a oni i tak będą spać jak zabici po całym dniu pracy – skwitował, dotykając dłonią policzka nowej miłości.

***

­            - Myślisz, że tęskni za mną? – Spojrzała się na różowego pokemona, który przeglądał się teraz w małym lustereczku i przeczesywał sobie uszy szczotką.
- Wiggly– prychnął pokemon.
- Oj wiem, że głupio zrobiłam i nie powinnam się na to zgadzać. Ale znasz mnie najpierw robię, potem myślę, a potem jeszcze czuję. Nic u mnie nie idzie w parze.
- Wiggly, wiggly – zaśmiał się pod nosem stworek.
- Myślisz, że nie rozumiem co mówisz? Znam cię, zobaczysz że to ja ci zafunduję blond futerko!
- Wiggly, wiggly – różowy stworek oburzył się, po czym trzasnął drzwiami od szafy, by pokazać swoje niezadowolenie.
- W każdym razie – przeciągnęła rudowłosa – Kyle’a tu nie ma, a ja jedyne czym mogę się zająć to problemem Philipa. Miltanka już mam, trening idzie okej, ale wciąż nie mogę wypełnić czasu tak, by nie myśleć. – Usiadła na łóżku i schowała swoja twarz w dłoniach.

            Wigglytuff doskoczył do swojej koordynatorki, po czym odchylił jej twarz i spoliczkował ją cztery razy. Caroline złapała się za swoje zaczerwienione policzki.
- Użalam się nie? – Stworek jedynie pokiwał głową. – Dobra ogarniam się, czas przestać być słodziutką dziewczynką. Trzeba skopać tyłek tym koordynatorom.
- Wiggly – powiedział entuzjastycznie stworek. Po czym przybił piątkę ze swoją trenerką.
- Swoją drogą, gdzie jest Philip, myślisz że on i Mitchell…

***

            Mitchell pchnął Philipa do pokoju, rzucając nim niemalże na łóżko. Kiedy blondyn leżał już na łóżku ten zamknął drzwi. Spojrzał się w stronę leżącego kochanka i niczym zwierze rzucił się na swoją zdobycz.
- Czekałem na to długo – wyszeptał chwytając go dłonią za szyję.
- A ja nie wiem co robię, więc zróbmy to póki jestem na haju – odpowiedział Philip, po czym odwzajemnił kolejny pocałunek.


            Mitchell rozpinał guzik po guzik od błękitnej koszuli Philipa, ten po chwili po prostu ją rozerwał.
- Spokojnie mamy czas – zaśmiał się.
- Nie chce czekać – powiedział po czym zdjął koszulkę z Mitchella. Obaj zaczęli się całować jeszcze bardziej namiętnie. 

2 komentarze:

  1. Hej,
    Cieszę się, że dodałeś nowy rozdział. Podobał mi się z resztą jak zwykle. Masz świetny styl pisma ;) Philip nową odznakę zdobył i kochanka xD
    Czekam na więcej i przepraszam, że z anonima,
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  2. Halooo ;>
    Więc jednak udało Ci się coś napisać przed pół rocznicą, ten może taki minimalnie na szybko, więc pewnie normalny rozdział będzie niezły także czekam. Co do treści to wszędzie miłość jeszcze tylko Jack nie ma z nikim bliższego kontaktu :D. Walka niezła, spodziewałem się łatwej wygranej Philipa, a tu proszę niespodzianka, urok wielkie zaskoczenie zarówno dla Jasmine jak i dla mnie, ale ją zrobił tym :P. A co do Mitchella to... Philip nieeeeeeee!! Swoją drogą to kiedy będzie możliwość dowiedzenia się skąd Forest ma Darkraia? Wchodzę często w bohaterów i u niego jeszcze nie ma o tym słowa, bardzo mnie to ciekawi, czyżby drugi Tobias z anime (Liga Sinnoh półfinał). Oczekuje w przyszłości jakiegoś mrocznego wątku u Ciebie jestem też ciekawy jak byś to zrobił. Na koniec po prostu czekam na next i Cześć ! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy