logo

XXV. Fighting spirit

XXV. Fighting spirit


            Głęboki wdech, który pozwolił mi zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, które błyskawicznie wypełniło moje płuca. Wraz z wydechem zniknął ciężar, który odczuwałem na klatce piersiowej, a cała zła energia zniknęła. Jak zwykle czułem przerażenie, strach i miałem ochotę po prostu uciec, lecz wiedziałem że muszę stawić czoła wyzwaniu. Oddech sprawił, że po otwarciu oczu świat wydał się mi jaśniejszy.

            Kontury było nieco ostrzejsze, a cały zgiełk, który jeszcze przed chwilą słyszałem, zamilkł. Poczułem energię, która przepływała od stóp, aż po czubek głowy. Kolejny oddech i zacisnąłem pięści. W tle usłyszałem swoje nazwisko i zasady dzisiejszego meczu. Byłem gotów, to był dla mnie sprawdzian.


            Naprzeciw mnie stał mężczyzna z widoczną nadwagą. Na moje nieszczęście, jako mistrz sztuk walki stronił od wkładania górnej części garderoby. Co nie było przyjemniejsze dla wzroku. Wysportowany mężczyzna, z brzuchem wylewającym się za czarny pas, który częściowo przykrywał. Delikatna łysinka na głowie i gęsty wąs pod nosem brunatnej barwy. Cóż za ironiczna postać. Z jednej strony wielki mistrz, z drugiej strony typowy czterdziestoletni mężczyzna, którego ukochaną rozrywką jest spożywanie posiłku przed telewizorem z zimnym piwem.
- Zaczyna lider! – wycedził arbiter, wybijając mnie z mojej analizy. Trochę się zamyśliłem i nie skupiłem się na niebieski polu w kształcie maty. Choć wiedziałem kogo wybiorę do tej walki.

            Na boisku pojawił się potężny szary pokemon, który zaryczał, po czym uderzył się w klatkę piersiową. Chuck uniósł masywną, prawą stopę, pokrytą białymi spodniami, z cienkiej tkaniny. Po czym postawił ją przed sobą, zaś lewą ustawił prostopadle do poprzedniej w delikatnym rozkroku. Jego pokemon wykonywał tę samą sekwencję ruchów. Wystawił prawą dłoń, zaciśniętą w pięść przed siebie, a lewą cofną na wysokość swojej klatki piersiowej, przygotowując go do uderzenia.

            Słyszałem o tym, że Chuck uwielbia walczyć podczas walki. Huh, jak to zabrzmiało. To jego technika, wczuwa się w walkę na tyle mocno, że czuję iż naprawdę bierze w niej udział. Dzięki czemu jest tak samo zaangażowany jak pokemon, dzięki czemu nie traci jasności umysłu.

            Ja też miałem swoją strategię. Czytając co nieco o Chucku zdałem sobie sprawę, gdzie popełniam błąd, a raczej gdzie popełniłem. Przynajmniej w Goldenrod City.
- Heracross wybieram cię. – Na polu stanął dumny, niebieski insekt, który nie wyrażał żadnych emocji. Jak zwykle był stoikiem. Po prostu stał i czekał na komendy. Mogłem na niego zawsze liczyć. To był cały Heracross. To mój najdojrzalszy pokemon. Jest stoikiem, który wszystko przyjmuje na chłodno, jeżeli moja strategia się nie powiedzie, on zawsze coś wymyśli. Dzisiaj jednak postanowiłem, że zawalczymy razem. Zrozumiałem na czym mój błąd polegał, jeżeli chodzi o trening.

            Mając jeszcze chwilę sięgnąłem do kieszeni po czerwoną encyklopedię, aby sprawdzić swojego oponenta.

Machoke wygląda jak większy, Machop z widocznymi czerwonymi żyłami, które wyszły na wierzch w wyniku intensywnych treningów. Machoke ma na sobie ciasne bokserki dla lepszej swobody poruszania się oraz wielki, złoty pas z małą, czerwoną literką P na klamrze, który pomaga mu w kontrolowaniu swojej siły. Ten silny pokemon często pomaga ludziom w uciążliwych pracach fizycznych. Spotykany jest więc w miastach i w górach gdzie ćwiczy podnosząc olbrzymie głazy.


            - A ty mały co, będziesz się tak modlić nad tym pokedexem czy zaczniesz walczyć? – rzucił uszczypliwie Chuck, przecierając kciukiem swoje wąsy.
- Jasne, że będę walczyć! – odpowiedziałem energicznie.
- A więc zaczynajmy! Machoke pokaż mu niskie kopnięcie!
- Stalowa obrona! – krzyknąłem licząc, że mój plan wypali. Heracross pokrył się metalicznym połyskiem, po czym przyjął w sam brzuch cios zadany przez Machoke. Stopa uderzyła w twardy pancerz, nie wyrządzając większej krzywdy mojemu podopiecznego. Heracross warknął jedynie, gdy sunął swoimi pazurami, po macie, zostawiają na niej białą rysę.
- To wam dużo nie pomoże! Mamy asa na takie pokemony jak ty! Ognista pięść! – Zupełnie jak Heracross nawet nie drgnąłem, po prostu przyglądałem się całej sytuacji, zachowują jasność umysłu. Prawa pięść umięśnionego pokemona zapłonęła, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do mojego pokemona, wycofując nieznacznie do tyłu pięść, by potem przenieś jej ciężar naprzód.
- Zatrzymaj to łamaczem murów. – Płomienna pięść pędziła na wprost Heracrossa, ten w ostatniej sekundzie wyprostowaną dłonią uderzył, w rękę, zmieniając trajektorię lotu ognistego pocisku.

            Chuck uśmiechnął się pod nosem. Na chwilę wstrzymałem oddech, nie wiedząc czemu się tak cieszy. Dopiero po sekundzie dostrzegłem, że druga dłoń Machoka zapłonęła. Chciałem krzyknąć, ale wszystko działo się tak szybko. Nie spostrzegłem nawet kiedy kolejny cios ominął Heracrossa. Pokemon bez problemu zablokował atak łamaczem murów. Machoke jękną z bólu, czując na kości promiennej cios.
- Atakuj rogiem! – To był strzał w dziesiątkę. Heracross delikatnie odchylił swój róg do tyłu, po czym zamachnął się nim do przodu, uderzając nim Machoke w głowę.

            Walczący pokemon odleciał nieznacznie do tyłu, lądując na tyłku. Złapał się za głowę i zaczął ją masować. Dla mnie była to sekunda na wzmocnienie.
- Stalowa Obrona! – rzuciłem do Heracrossa, który po raz kolejny iluminował metalicznym światłem.

            Chuck skrzywił się widząc swojego pokemona leżącego na macie.
- Masz ducha walki, to bardzo ciekawe. Pokaż mi więcej! – powiedział energicznie Chuck, zachwycając się pojedynkiem. Machoke wstał, po tych słowach, jakby był gotowy na rundę drugą. No cóż, nie zadałem mu zbyt mocnych uderzeń.

            Mężczyzna zaczął wykonywać dziwną sekwencję ruchów. Wykonując co chwilę wykop z przewrotem i układając jakieś znaki w powietrzu, to samo robił Machoke. No tak, to jest jego styl walki. Wczuć się we swojego pokemona. Coś co ja ukradłem, lecz przeniosłem to na poziom metafizyczny.
- Chłopcze jesteś gotowy? Sprawdźmy się, kto ma większego ducha walki. Machoke mega podmuch! – Machoke cofnął swoje dłonie za plecy i przyklęknął nieco. Pomiędzy jego dłońmi zaczęła formować się niebieska kula energii.

            Wiedziałem, że nie mogę czekać. Uderzenie nie byłoby fizyczne, dzięki czemu stalowa obronna nie stawiałaby większego oporu.
- Pokonaj go! Nocne cięcie. – Heracross rozbiegł się, czułą tą samą determinację co ja. Pędził coraz szybciej, a jego białe pazury, zmieniły barwę na fioletową. Oderwał się od podłoża i zaczął lecieć, zwiększając swoją prędkość. Wystawił przed siebie dwa fioletowe ostrze, krzyżując je w literę „x”.

            Machoke skumulował już energię w niebieskiej kuli, która szybko wyprowadził przed siebie, formując przy tym dłonie niczym kwiat lotosu. Z kwiatu tego wyłoniła się wiązka niebieskiej energii, która pędziła w stronę mojego podopiecznego.

            To wspaniałe uczucie, kiedy adrenalina płynie po twoim organizmie. Już nie czułem się słabo, nie czułem strachu, liczyło się tylko to co jest teraz. Myśli zginęły, pozostała tylko chłodna analiza akcji.

            Niebieski strumień zetknął się z fioletowymi ostrzami, które bez problemu rozcięły atak na pół. Heracross jeszcze przez chwilę przemierzał tak odległość, między nim, a Machokiem. Po chwili jednak się zatrzymał. Eksplozja, dym i pył. To stało się w ułamku sekundy.
- Kyle zacznij myśleć. Bo przegrasz – wrzasnęła Alice, która siedziała na trybunach, wraz z Jackiem i Forestem.
- Ona ma rację. Spodziewałem się czegoś więcej – prychnął Chuck, widząc że ze smugi nie wyłonił się jeszcze Heracross.

            Straciłem nadzieję. Czułem, że lada moment zobaczę leżącego Heracrossa. Nagle zielona punkt wyleciał z unoszącego i uderzył rogiem w osłabionego Machoke, który po raz kolejny wylądował o parę metrów dalej od Heracrossa.
- Ale jak to? – zdziwił się Chuck, widząc mojego pokemona. Nie powiem sam byłem zaskoczony, ale to Heracross. Wybrałem go właśnie z powodu jego wytrzymałości.
- Heracross stalowa obrona – nakazałem po raz kolejny.
- Kyle wykończ go, co ty robisz?! Trzeba korzystać z sytuacji! – krzyczała Alice, która właśnie wstała ze swojego siedzenia.

            Machoke w tym czasie podniósł się, a ja czekałem na atak. Zdawałem sobie sprawę, że to nie koniec walki.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyliście – oznajmił Chuck, bawiąc się swoim wąsem. – Niestety i tak nie wygracie, ta blondynka miała rację. Teraz już pozamiatane. – Szczerze spodziewałem się tego. On nawet nie zdawał sobie sprawy, jak jestem już blisko zwycięstwa. Choć fakt wszystko teraz zależało od Heracrossa, czy zniesie kolejne ciosy.
- To już koniec. Machoke skorzystajmy z tej sytuacji. Niskie kopnięcie! Szybko – ponaglił Chuck.

            W ułamku sekundy Machoke doskoczył do Heracrossa, zadając mu cios lewą stopą z pół obrotu. Pancerz tylko zazgrzytał, a mój pokemon posunął po powierzchni o parę metrów.
- Ognista pięść. – Machoke nie przestawał, jego pięści zapłonęły i ruszył w stronę Heracrossa, który czekał na przyjęcie ciosu.
- As przestworzy!

            Czas na chwilę zwolnił. Lewa pięść wyminęła róg Heracrossa. Druga zniknęła mi pola widzenia, za pancerzem mojego podopiecznego. Zauważyłem, że Heracross zdołał wykonać asa przestworzy. Zdołałem dostrzec tylko jeden błękitny pazur, który wciąż zwisał po jego prawej stronie, czekając na kolejne uderzenie. Pokemony zatrzymały się na chwilę. Żaden nie wydawał się odczuwać bólu. Po chwili Machoke zaryczał i upadł na ziemię, a Heracross wyminął go i stanął pewnie.

            Obydwa pokemony ciężko dyszały. Heracross był już zmęczony. Przyjął w końcu na siebie jeden z najsilniejszych walczących ataków. Machoke był w dużo gorszym stanie. Klęczał na prawym kolanie, podpierając się dłonią o podłoże.
- Machoke dasz radę! Tylko jeden cios i go wyeliminujemy! Wiem, że potrafisz! – krzyczał Chuck bezskutecznie. Ja wolałem poczekać. Heracross był zmęczony. Przydałaby mu się szybka regeneracja, by w razie czego potrafił obronić się przed kolejnym atakiem.  

            Machoke z trudem przybrał wyprostowaną pozycję, przeciągnął po macie swoją lewą nogą w kierunku Heracrossa. Po czym skierował się w jego stronę. Nie wierzę! On jeszcze stoi? Ale jak to?
- Machoke niskie kopnięcie! – krzyknął Chuck. Jego pokemon rozbiegł się, lecz w połowie odległości, po prostu potknął się i upadł na kolana. Zaczął ciężki i niemiarowo oddychać, po czym po prostu padł przed siebie. Poczułem ulgę, widząc że Heracross wciąż stoi.
- Machoke niezdolny do walki.

            Chuck wycofał swojego pokemona. Ja również to uczyniłem. Heracross nie dałby rady w następnej walce. Coś czuję, że jeżeli nie dam rady wygrać tego pojedynku, to i Heracross mi nie pomoże.
- A jednak masz ducha walki. No cóż nie doceniałem cię, ale obiecuję, że teraz dam ci wycisk! – powiedział Chuck, posyłając na pole walki swojego pupilka.

            Nie wiem czemu, ale dopiero teraz przykuł moją uwagę wygląd Sali. Niewielka sala, wyglądająca niczym hala dla zapaśników. Podłoga pokryta była matą. A dookoła rozciągały się drewniane trybuny wykonane z bambusa, albo czegoś co miało go symulować. Sufit nie był zbyt wysoko. Niech zgadnę dyskryminacja pokemonów latających? Dobrze się ustawił Chuck. Nie tylko nie było miejsca, żeby wzbić się w górę, ale nie było też miejsca by wyprowadzić atak, ponieważ co chwilę znajdowała zwisająca lampa, o kształcie spodku. Brakowało tylko metalowego mikrofonu zwisającego na sznurku. A no tka zapomniałem, trzymał go arbiter!

            Chyba minęła chwila, bo wszyscy patrzą się na mnie. Za długo myślę, a przecież nie mam o czym. Muszę się skupić!
- Poliwhirl idź. – Pokemon spojrzał na mnie niepewnie, po czym przeszedł obok mnie stając naprzeciw niebieskiego przeciwnika. Nie wiem, czemu jednak nie chciałem dopuścić do ewolucji Poliwhirla. Lubiłem jego formę, a Poliwrath, który stał naprzeciw nas wydawał się być taki surowy. Przymrużone oczy, postawna sylwetka i szerokie ramiona nie sprawiały bym czuł się wesoło. Zaczynałem się bać.

            Z ewolucją Poliwhirla, chyba chodzi o to, że nie jestem na to gotowy. To tak jakbym ja dorósł. Poliwhirl jest taki jak ja, zagubiony w tym wszystkim. Razem walczymy ramię w ramię, będą w beznadziejnej sytuacji. A mimo to udowadniamy, ze przeżyjemy kolejny dzień. Kiedy go ewoluuję poczuję, że dorastam razem z nim. Też stanę się taki twardy, poważny i dojrzały. Nie jestem na to gotów.
- Wiesz czemu, moje pokemony są takie silne? Bo znam je bardzo dobrze. Nie walczę swoim stylem, a ich. Każdy pokemon ma swój styl. Nie zmusisz furiata, żeby wykonywał ataki skrupulatnie i powoli. Za to możesz go zmusić, żeby wykonywał silne ataki, które powalą bez problemu przeciwnika. Ja ze swoimi pokemonami staję się jednością podczas walki. – Zapadły mi te słowa w głowie. To coś co mi powiedział wczoraj Jack. Miał rację. Z Heracrossem miałem problem, dlatego, że nie potrafiłem być tak spokojny jak on. Z Poliwhirlem osiągnęliśmy maksimum synchronizacji. I to był w pewien sposób błąd, ponieważ kiedy ja czułem się słaby, to i on padał.

            - Ja wiem, że dumasz tam nad egzystencją i takie tam, ale mecz się już zaczął – rzucił z trybunów Jack. Dopiero teraz dostrzegłem, że Poliwhirl wciąż mierzy się wzrokiem z Poliwrathem, a Chuck uśmiecha się złowieszczo. Pewnie Poliwhirl odczuwał lęk.
- To bez znaczenia, to będzie szybki mecz. Nie możesz korzystać z wodnych ataków, bo Poliwrath absorbuję energię takich ataków, a raczej Poliwhirl nie umie tak dobrze walczyć. Czas was wykończyć! Poliwrath dynamiczna pięść!
- Poliwhirl wodny puls. – Nieco wyższy stworek rozpędził się i zaczął okładając serią ciosów powietrze, zbliżając się niebezpiecznie w stronę Poliwhirla. Ten zaś cofnął lewą nogę ku tyłowi i zaczął formować błękitną kulę. Gdy pięści już miały zetknąć się z jego ciałem wystawił przed siebie wodną kulę.
- Dziecko, czy ja czegoś nie powiedziałem? – zirytował się Chuck. To byłoby głupie, gdybym tego nie zaplanował. Pięści zetknęły się z błękitną kulą, która eksplodowała i wystrzeliła strumieniem, odrzucając w ścianę Poliwratha. Siła odrzutu był na tyle duża, że i Poliwhirl posunął po macie. – No 
nieźle. Defensywny atak. Doskonale.

            Musiałem być skupiony, choć miałem ochotę cieszyć się jak małe dziecko, słysząc pochwałę. Dobra, to chyba moment w którym ja wyprowadzam atak.
- Atak ciałem już!
- Zatrzymaj błotnym strzałem! – Poliwhirl nacierał swoim ciałem na starszą formę. Poliwrath w ostatniej chwili leżąc na plecach, wystrzelił brązowy strumień. Błotny strzał odrzucił Poliwhirla, blokując jego atak. – Nie tylko ty potrafisz bronić się atakiem – skomentował złośliwie Chuck. Wpatrywał się na mnie z zadowolenie, jakby odebrał małemu dziecku lizak i czekał, aż się rozpłacze.
- Poliwhirl nie poddawaj się! – zdopingowałem go, licząc że uda mu się wybrnąć z tej sytuacji.

            Nie myliłem się Poliwhirl w locie, zmienił pozycję i gdy tylko spadł, stanął na dwóch stopach, sunął po macie, używając pięści jako dodatkowego hamulca.
- Łamacz murów! – Pokemon szybko doskoczył do swojego rywala i zamachnął się, by zadać cios wyprostowaną dłonią.
- Ty też! – Dwie wyprostowane, białe dłonie spotkały się w połowie odległości. Pokemony siłowały się jeszcze przez chwilę, aż Poliwhirl został wytrącony z równowagi i upadł na podłoże, podtrzymując się dłońmi. – Pokaż mu dynamiczną pięść.
- Poliwhirl uciekaj wodną bronią! – Ten pomysł naprawdę szybko przyszedł. Był to nieco desperacki ruch, ale cóż innego mogłem zrobić. Poliwhirl zdołał wystrzelić wodę, po tym jak obrócił się na brzuch. Dzięki czemu uniósł się nad pole, a Poliwrath nie zdołał zadać mu ciosów.

            Huh to trochę jak moja podróż cokolwiek nie zrobię, to i tak prędzej czy później dowiaduję się, że nie nadaję się do tego. Ile razy się nie obronię i nie wybrnę z problematycznej sytuacji, tyle razy pojawi się kolejny problem, który mnie przerasta. Czuję się jakbym był zawsze o jeden krok do tyłu.
- Lodowa pięść. – I tu cię mam. Poliwhirl zaprzestał strumienia i uderzył lodową pięścią wprost w głowę niebieskiego stworka.
- No nieźle! Ale to za mało. Poliwrath pokaż mu mega pięść.
- Poliwhirl uważaj. – Na całe szczęście biała pięść nie trafiła w Poliwhirla, który w porę uskoczył przed atakiem. Pech chciał, że uderzył w ziemię i wywołał małe trzęsienie ziemi. Co spowodowało, ze Poliwhirl po wylądowaniu szybko stracił równowagę.
- Dynamiczna pięść. – O tym właśnie przed chwilą myślałem.
- Wodny puls! – Natarczywy atak, tysiąca pięści uderzył w niewielką kulę wody, rozwalając ją bez problemu. Utworzył się niewielki wodospad, z którego po chwili wyskoczył Poliwrath okładający pięściami Poliwhirla.

            Czyli jesteśmy jeszcze za słabi. To znaczy daliśmy z siebie wszystko. Od samego początku nie mieliśmy szans. W co ja wierzyłem, że dam radę. Nie jestem jeszcze wybitnym trenerem. Takim jak Jack, ja nawet z Philipem nie daję rady. Z Whitney wygrałem tylko dzięki zawziętości Poliwhirla i faktowi, że jak na dziewczynę to nie używa najwięcej mózgu. Na tą batalię byłem za słaby.
- Wyluzuj! Człowieku wyluzuj wreszcie – słyszałem krzyk brata. – Nie spinaj się tak, nie tocz walki w swojej głowie, nie przewiduj, po prostu działaj!

            Huh, czy to aż tak widać, że ja wszystko analizuję? Tylko ja nie wiem co zrobić, wszystkie strategie zawiodły, a każde kolejne posunięcie staje się bardziej chybionym pomysłem.
- Poliwhirl dasz radę – powiedziałem nie wierząc w to. Poczułem jak dłonie znowu mi się trzęsą, ale mimo wszystko starałem zachować się opanowanie. Pokazać mu siłę, którą czułem w sobie tam w środku. Pokemon spojrzał się na mnie z dziwnym wyrzutem.
- Jak ty chcesz walczyć, jak nie potrafisz nawet w siebie uwierzyć – mruknął zniesmaczony Chuck. Czułem narastającą presję. Wszyscy czekali, aż się ogarnę i zacznę walczyć.

            A ja jedyne co to widziałem spojrzenie Poliwhirla. Czułem jakby teraz mówił do mnie: ”Ja też jestem przerażony, jednak to nie czas na wahania. Musimy dać z siebie wszystko. To była twoja strategia. Zaryzykowałeś, bo wiedziałeś, że możesz sobie poradzić”.

            Wziąłem głębszy oddech, zamknął oczy i przez chwile nic nie słyszałem. Zupełnie jakbym był w próżni, nic nie istniało. Zapanowałem nad tym ciepłem, które oblewało całe moje ciało i poczułem chłód, poczułem komfort.
- Poliwhirl bąbelkowy promień!
- Że co? – Alice wręcz wyskoczyła ze swoje siedzenia, słysząc moja komendę. Chuck pokręcił tylko głową zrezygnowany.
- A potem podwójny klaps! – Damy z siebie wszystko. Poliwhirl wystrzelił strumień wodny baniek, które uderzyły w oczy Poliwratha. Odruchowo pokemon je zamkną. A Poliwhirl pędził w stronę rywala.

            Zaczął go okładać serią ciosów. Poliwrath nie mógł wciąż otworzyć oczu, gdyż jego mózg zabraniał mu tego zrobić, gdyż to mogło uszkodzić jego wzrok. A przynajmniej takie odruchowe bodźce do niego napływały. Stworek stawiał krok po kroku próbując uciec jak najdalej.
- Nie damy się. Błotny strzał!
- Lodowa pięść i ponów atak. – Ze spirali zaczęła wydobywać się brązowa maź. Na całe szczęście Poliwhirl uderzył w sam środek lodową pięścią, zatrzymując atak. Poliwrath odleciał wprost na ścianę, pozostawiając za sobą strumień błota.

            Uderzając o ścianę jękną, wyprostowując swoją sylwetkę i każdą kończynę. Poliwhirl doskoczył do niego i zaczął okładać go serią siarczystych liści. Niebieska skóra nad pętlą stała się fioletowo-purpurowa.
- Łamacz murów. – Poliwhirl bez problemu podskoczył i uderzył stworka pomiędzy oczy.

            Oby się udało. Poliwhirl nie miał już siły. To była genialna strategia szybki atak. Nie pozwoliłem mu zareagować, dzięki temu wyprowadziłem go z równowagi. Coś co Chuck starał się mi zrobić przez cały mecz. Tym razem to ja wyprowadziłem życie z równowagi, nie poddając się. Szlak! On wstaje.

            Poliwrath pozbierał się i pomimo tego, że był skulony, to wyglądał gotowy na wyprowadzenie kolejnego ataku. Oddychał niemiarowo i dość głęboko, tak że były zauważalne jego czarne nozdrza, które zazwyczaj są niezauważalnym detalem. Poliwhirl wcale nie był w lepszej formie. Co prawda stał prosto, ale na jego czole pojawiły się pierwsze krople potu.
- Poliwrath wykończ go błotnym strzałem. – Brązowy słup mazi ominął dosłownie o kilka centymetrów Poliwhirla, który obrócił się w ostatniej sekundzie.
- Poliwhirl trzymaj się – rzuciłem.

            Nie miałem pomysł. Znaczy miałbym, gdyby nie fakt, że Poliwhirl już ledwo się trzymał. Każdy atak to kolejne obciążenie. A nie wiem ile Poliwrath jest w stanie wytrzymać. W końcu jest starszą formą, więc jest silniejszy. Daliśmy z siebie wszystko. Jeśli nie Poliwhirl, to Heracross. Teraz trzeba go jeszcze bardziej zmęczyć.
- Nie uciekniecie! Dynamiczna pięść. – O szlak! Wodny puls nie wchodził w grę, a strumień wodny nie wiem, czy dałby radę. Poza tym Poliwrath mógłby w niego wiedz, żeby odzyskać siły.
- Poliwhirl podwójny klaps. – Seria ciosów zmieniała swoją trajektorię, gdy wyprostowane dłonie uderzały w przed ramię. Niestety Poliwhirl kilka ciosów przyjął na siebie. – Lodowa pięść – poleciłem, gdy tylko szturm się zakończył.

            Uderzył w sam środek pomiędzy oczy. Poliwrath stanął, napiął swoje muskuły, po czym niczym drewniana deska runął na ziemię.
- Poliwrath niezdolny do walki! – oznajmił arbiter, przez mikrofon. Poczułem jak moje czoło marszczy się, pod wpływem rozszerzających się oczu.
- Wy… wygrałem? –wydukałem, czując jak ktoś z lewej stronie wiesza mi się na szyi. Po czym poczułem, że zostałem otoczony.
- I o to chodzi braciszku – powiedział brunet uśmiechając się do mnie. Widać było w  jego oku błysk. To chyba była nadzieja, że jednak mi się uda. A może duma. Ciężko było mi określić co jego twarz w tym momencie oznajmia.

***

            - Że co zrobiłaś? – wydarłem się prawie na pół sklepu, w którym się znajdowaliśmy. Blondynka przystawiła palec do swoich ust, starając się mnie uciszyć. Tak, wszyscy już na nas spoglądali, a ja jak idiota sięgnąłem po pierwszą lepszą rzecz z półki, żeby pozbyć się tych wszystkich spojrzeń. O super różowe kokardy, dla pokemonów koordynatorskich. To na pewno odciągnie uwagę gapiów.
- To nic takiego – westchnęła blondynka i włożyła jedną z kokard do koszyka. Zmierzyłem ją pytającym spojrzeniem.
- Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Serio kokarda? – wskazałem na przedmiot w koszyku.
- Mogłabym zrobić coś kobiecego – mruknęła.
- Coś?
- Dobra, mam ochotę po prostu to kupić. Jestem kobietą z problemami, pozwól zatopić mi smutki w zakupach! – warknęła i ruszyła z koszykiem do kolejnej półki.

            Przewróciłem tylko oczami i wziąłem głębszy oddech. Ruszyłem za nią, no bo cóż mi pozostało. Chyba tylko gapienie się na kolejne debilne dodatki.
- Alice, posłuchaj nie krytykuję cię.
- Ale cię oceniam – dokończyła, myśląc że wyprowadzi mnie z równowagi. Znam to zachowanie. Ja się denerwuję mówię, że to było nieodpowiedzialne i etc. A ona mówi, że nie może na mnie liczyć. Tak na pewno pobawię się w kotka i myszkę.
- Nie i nie mam zamiaru. To co stało się między tobą, a Forestem to wasza sprawa. I chyba nie ma w tym nic złego, po prostu poniosło was. Nie mnie oceniać wasze poczynania.
- Co? Sam byś zaliczył Caroline?
-Alice! – upomniałem ją. Nie chciałem, by w ten sposób wyrażała się o mojej dziewczynie. Jak to śmiesznie brzmi: ”moja dziewczyna”. – Nie traktuję jej jako przedmiot.
- To twój brat jest gejem – stwierdziła, sugerując.

            Nie lubię takich sytuacji. Kiedy Alice zasłania się dosłownie wszystkim, byle tylko nie została pociągnięta do odpowiedzialności. W końcu, to ona nabroiła. Z drugiej strony doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo musi cierpieć.
- A teraz tak szczerze, czy z  tego coś będzie? – zapytał poważnym tonem, licząc że nie wypali z jakimś swoim szczeniackim tekstem.
- Nie, chyba nie. Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. – Aż cisnęło mi się na usta: „To wiem, że się nie zastanawiałaś”.
- Wiesz, to jest wielka sprawa. Forest zostaje tu, a ty wyjeżdżasz – oznajmiłem.
- Zdaję sobie z tego sprawę – mruknęła. – Ale co na to poradzę, nie zostanę z jego powodu tutaj. Mam swój cel.
- Pamiętaj, że miłość też jest ważna.
- Pijesz do Caroline, prawda?
- Nie, tak po prostu mówię.
- Kyle znam cię. Tęsknisz za nią! Albo rzucasz się w zabawę, albo w trening, wszystko po to by nie myśleć. Myślisz, że dasz radę?
- Z czym niby mam nie dać rady? – zapytałem, choć domyślałem się co usłyszę.
- Bez niej. Kochasz ją i potrzebujesz, choć ty uważasz inaczej. Wiesz, że postąpiłeś jak dziecko.
- Ta, a ty musisz mi to zawsze wypomnieć…

            Wybiła godzina osiemnasta. Staliśmy już w porcie, czekając aż nasz statek opuści schody na brzeg. To już koniec przygody w Cianwood City. Przyznam , iż liczyłem na przystań w tym mieście. Nabrałbym trochę nowych zdolności, jeżeli chodzi o pokemony walczące. Poza tym trening zawsze dobra sprawa.
- No i znowu się żegnamy, tym razem w normalnych warunkach – powiedział Jack, a ja odruchowo spojrzałem na Alice i Foresta. Ciekawe czy Jack wiedział.
- Chyba tak, ale niebawem się na pewno spotkamy. Jak skończy się trudniej na Red Island, wpadnij do Olivine, może jeszcze tam będę – powiedziałem. Przyznam, że wolałbym żeby Jack poszedł ze mną w podróż. Jednakże jako członek Ligii, miał on pewne zobowiązania, które ja musiałem uszanować.
- Jasne, postaram się. Zawsze zobaczymy się na srebrnej konferencji – skwitował, uśmiechając się.

            Minęła jeszcze chwila i statek opuścił schody. Tak to był już koniec przygód w Cianwood City. Pomachaliśmy z Alice na pożegnanie przyjaciołom, którzy niebawem zniknęli z naszego pola widzenia.

            Stałem potem przez chwilę trzymając niebieski przedmiot w dłoni. Zerkałem, a to na niego, a to na taflę wody. Słońce zaszło już dawno, panowała już noc. Poliwhirl podszedł do mnie.
- Poli, Poli – wydukał zmartwiony.
- Wszystko jest dobrze, po prostu myślę. Myślę, że powinieneś to wziąć. Zasłużyłeś. – Wyciągnąłem przed siebie dłoń z niebieskim kamieniem, w środku którego znajdowały się banieczki wody. – Wiem, że chciałem ewoluować, jesteś na tyle silny i dorosły, że masz prawo z niego skorzystać.
- Poli, Poli – zaprotestował wystawiając swoją białą rękawicę. Nie spodziewałem się tego. Pokemon jeszcze niedawno, był wstanie rozwalić szkatułkę z nim, byle tylko się do niego dostać. Tymczasem odmówił mi przyjęcia prezentu.
- Jesteś pewien? – zapytałem. Stworek pokiwał głową, po czym przyłączył się do mnie i razem obserwowaliśmy morskie fale nocą. A może on chcę królewski kamień? Mam nadzieję, że czas przyniesie mi rozwiązanie.

            ______
Od Autora:
Rozdział niedopracowany mogą być błędy, jutro pojawi się rozdział pół roczny ten miał być wczoraj, ale praca i życie. A mam ochotę przedstawić wam tamten rozdział, bo jest epicki.
Pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. Serdeczne dzień dobry z mojej strony, w sumie to wieczór, ale nie już ważne ;p
    Nie no nie zawiodłeś mnie, a wręcz przerosłeś moje oczekiwania, specjalnie uciszyłem wszystkich w domu by móc w spokoju i w pełni wczuć się w walkę Kyle'a. I teraz żebym później nie zapomniał " Chuck uśmiechnął się pod nosem. Na chwilę wstrzymałem oddech, nie wiedząc czemu się tak cieszy. Dopiero po sekundzie dostrzegłem, że druga dłoń Machoka zapłonęła. Chciałem krzyknąć, ale wszystko działo się tak szybko. Nie spostrzegłem nawet kiedy kolejny cios ominął Heracrossa." - Ten moment zasługuje na brawa ode mnie, dokładnie wszystko sobie wyobraziłem, świetny pomysł i wyszło bardzo epicko, proszę o więcej takich sytuacji ;). Ogólnie walka Heracrossa była najs, może nawet lepsza od tej drugiej, kto wie chociaż determinacja Poliwhirla też mi się podobała. Jedyna rzecz do której mogę się przyczepić to ta ewolucja... Rozumiem wszystko, dobrze to wytłumaczyłeś no, ale wyczuwam takie niefajne zwlekanie, jeszcze gdyby Kyle nie miał tego kamienia to zniósł bym to, ale gdy ma trochę gorzej ;> To pewnie tylko moje narzekania, ale bardzo możliwe jest to, że za kilka rozdziałów, albo kilkadziesiąt będę się cieszył z tego, że Poliwhirl dziś nie ewoluował, zobaczymy. I jeszcze jedno od razu wykreślaj ze słownika takie coś jak "królewski kamień" w tym opowiadaniu XDD. Będę tęsknił za Jackiem, świetny facet w sumie, dodał uroku temu opowiadaniu, a Forest pewnie doda jak się w końcu dowiemy o co chodzi z pewnym pokemonem :D. Kiedyś miałem problemy z komentowaniem wpisów innych, ale po regularnym komentowaniu u Ciebie umiem już zebrać wszystko i po prostu Cię tym zbombardować, rozwijaj się jeszcze bardziej aż "Kyle Story" stanie się najlepszym pokemonowym opowiadaniem i mimo, że jesteś poza moim zasięgiem to chcę Cię może kiedyś prześcignąć, chciałbym odwdzięczyć się tym zarąbistym czasem który poświęciłem na przeczytanie, czytanie twojego bloga stało się dla mnie tym samym co oglądanie anime, a to robię od dziecka chociaż dzieckiem jestem dalej :). Kolejny rozdział będzie epicki mówisz? W takim razie do zobaczenia i już z góry zakładam, że będzie lepszy od tego. Cześć ! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy