logo

XVIII. Make it double

XVIII. Make it double

            Brunet pochylał się na zieloną torbą, która leżała pomiędzy jego nogami. Ręką filtrował jej zawartość w poszukiwaniu niebieskiego przedmiotu. Wyciągnął w końcu niebiesko-białą kulę i uśmiechnął się do siebie. Poprawił swoją niebieską koszulkę, zaraz po tym jak poczuł, że odsłania mu plecy.

            Spoglądał się na nową zdobycz dumając co z nią zrobić. Miał ochotę dać tego pokemona pewnej osobie, która na pewno lepiej by sobie z nim poradziła. On niestety nie miał jeszcze takiego doświadczenia, skoro Poliwhirl potrafi mu przyłożyć podwójnym klapsem. Nie chciał ryzykować z tym pokemonem, a raczej chciał sprawić komuś innemu przyjemność.

            Z drugiej strony czuł się już dorosły i gotowy podjęcia takiego wyzwania. Kiedyś nawalił już na tym polu, teraz mógł się zrehabilitować i może choć trochę podbudować swoją samoocenę.
- Poli, Poli. – Poliwhirl sięgnął po przedmiot swoją białą pięścią.
- Tak to jest Kingdra – powiedział przekręcają pokeball. – Muszę z nią potrenować, masz ochotę stoczyć teraz pojedynek? – zapytał. Poliwhirl podskoczył ze szczęścia.

            Kyle wstał, spojrzał się na łóżku naprzeciwko, na którym leżał Philip ze swoim Pikachu. Nie wyglądał jeszcze na gotowego do pobudki, zresztą była dopiero godzina siódma. Brunet nie mógł już spać, był zbyt podniecony kolejną walką, a poza nie potrafił przestać myśleć o sytuacji z Caroline. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło. Był zakochany i to szczęśliwie, a przynajmniej tak mu się wydawało.


            Wyszedł z centrum pokemon na polanę, która znajdowała się za budynkiem. Nie daleko znajdował się mały staw, do którego wypuścił Kingdrę.
- No dobrze, zobaczmy co potrafisz – mówiąc to wyciągnął pokedex. Ten jednak odmówił mu posłuszeństwa. – A no tak – przypomniał sobie, jak został porażony podczas zwarcia encyklopedii. – No cóż, zagrajmy tym co mamy - stwierdził i wykonał krok do przodu. - Pokaż mi smoczy puls, a ty Poliwhirl wodny puls! – Kingdra wykonała polecenie, po czym strzeliła bańkami w stronę Kyle’a. – Za co? – zirytował się.

            Tymczasem Caroline przewracała się z boku na bok starając się dospać choć jeszcze minutę. Była to dla niej bardzo ciężka noc. Na początku nie mogła zasnąć, bo cały czas myślała o całym zajściu z Kyle’em, a teraz to już sama nie wiedziała o czym tak naprawdę myśli. Usiadła na łóżku, a jej rude włosy  spłynęły po porcelanowych ramionach. Zgarnęła włosy we dłonie, po czym je przeczesała, by choć trochę je ogarnąć. Wstała i wzięła swoje ubrania, by wziąć prysznic i ubrać się.

            Po prysznicu wróciła do pokoju. Alice już przeciągała się na łóżku. Caroline uśmiechnęła się pod nosem.
- Dzień dobry śpiochu – mruknęła.
- Dzień dobry, jaki śpiochu, jest chyba – spojrzała na zielony zegarek na ścianie. – Jest ósma.
- Co z tego – odpowiedziała Caroline, odkładając swoje rzeczy do plecaka.
- To o niczym nie świadczy. Zresztą o czym chciałaś pogadać? – wymamrotała przecierając zmęczone oczy.
- Nie wiem, o mnie i o Kyle’u – wycedziła. Nie miała ochoty teraz o tym rozmawiać, wczoraj jeszcze tak, dzisiaj już przeszła jej ta chęć.
- Coś zaszło między wami tam? – wypaliła blondynka, po czym usiadła na łóżku, opuszczając swobodnie nogi z piętrowego łóżka.
- Powiedzmy, że tak – powiedziała czesząc włosy. Caroline starała uniknąć się wzroku swojej nowej przyjaciółki. Wiedziała, że poruszanie z nią tego tematu nie jest bezpieczne, z drugiej strony, albo ona, albo Philip, który jak zwykle na wszystko machnąłby ręką.
- Powiedzmy? – zdziwiła się Alice i zeszła z łóżka. Poszła szukać czegoś w swojej torbie. Była jeszcze zaspana, jej blond włosy rozchodziły się we wszystkie strony świata, jej zielona tęczówka otoczona była czerwonymi naczynkami, a na czole znajdował się czerwony pryszcz. – Matko jak mnie z syfiło. – Złapała się za czoło spoglądając się w lustro.
- Wiem coś o tym, ta morska woda mi nie służy – skomentowała. Alice posłała jej spojrzenie w stylu: ”naprawdę”. – No co?

            Blondynka nie miała ochoty tego komentować . Zajęła się sobą i cierpliwie czekała. Caroline zabrała się za ścielenie łóżka. Kiedy to robiła co chwile jej dłoń zaciskała się mimowolnie, doskonale wiedziała, że walczy w tym momencie ze sobą i musi porozmawiać skoro zaczęła. Odwróciła się i opadając, usiadła na pościelonym łóżku.
- Pocałowaliśmy się – wypaliła ni stąd, ni zowąd. Oczy Alice gwałtownie się rozszerzyły. Dziewczyna stanęła na środku pokoju i spoglądała się na przyjaciółkę.
- To dość duża nowinka – skomentowała, nie umiejąc wymyślić jakiegoś konkretnego komentarza.
- No wiem – powiedziała Caroline przewracając oczami.
- Co dalej? Czujesz coś do niego? Dobrze całuje? Mam nadzieje, że lepiej niż kiedyś – zaczęła ją wypytywać.
- Nie wiem, nie wiem i jak to lepiej niż kiedyś? – przeraziła się. W końcu to jej się najbardziej obawiała.
- Nie, że coś między nami było, ale wiesz jak to mają szalone nastolatki. Nauki całowania i takie tam – zaśmiała się.
- Nie miałam tak! – Oburzyła się.
- Ta jasne, bo uwierzę – Alice zażartowała. Jakoś nie przeszkadzało jej to, że Caroline i Kyle będą kręcić razem. No może, gdzieś tam w środku czuła lekką zazdrość, że im się ułoży, a jej nie.

            Caroline nie mówiła nic, musiała się zastanowić co tak naprawdę chce powiedzieć. Alice usiadła obok niej, ta informacja była dla niej bardzo interesująca.
- Wracając do tematu – zaczęła Alice, czując że jeśli się nie odezwie, to już niczego się nie dowie. – Co czujesz?
- Nie wiem – wyszeptała pod nosem Caroline.
- A co wiesz? -  spytała.
- Wiem, że się pocałowaliśmy, że było fajnie, a nawet bardzo fajnie. Z tym, że ja nie wiem czy jestem gotowa, nie mam pojęcia co dalej.
- Dalej? - ciągnęła.
- Co teraz będziemy parą, będziemy razem podróżować? – zapytała się, w jej oczach malował się strach.
- Chyba tak, a co w tym złego?- Dla Alice było to irracjonalne pytanie. Ona wręcz marzyła o takiej podróży.
- Nie to, że nie chcę mieć faceta. Bo chcę – zaznaczyła. – Ale już raz byłam w związku, wiem jak to wygląda. Nie mam ochoty podróżować ze swoim facetem, a raczej nie chcę żeby było tak słodko w stylu: „Jesteś cudowna, ty też” i ogólnie cały ten likier – mówiąc to skrzywiła się. – To dużo ograniczeń, a ja że tak to ujmę, jestem na etapie wybawiania się – określiła, uśmiechając się mimowolnie. 

            Alice wzięła głęboki oddech, jakby miała coś ważnego do zakomunikowania. Po czym zdzieliła przyjaciółkę dłonią, po głowie.
- Że co? Za słodko? – warknęła. – Ogarnij się, wiesz ile dziewczyn nie ma faceta, którego by chciało? Obie doskonale wiemy, że lecisz na Kyle’a, a chcesz to zmarnować? Ty wiesz, że taki jak on nie będzie długo czekał?
- Kyle nie jest raczej typem amanta – stwierdziła rudowłosa.
- Nie był, w szkole był po prostu skupiony na nauce i innych rzeczach. To fakt, ale teraz zmienił się nieco i cały czas się zmienia. Przestał być podporządkowany woli innych, więc.
- No dobra, może i stracę go, ale nie chcę przesadnego romantyzmu. Wiem jestem dziwna – powiedziała, po czym założyła dłonie na swoje nogi, mocno przyciskając je do klatki piersiowej.
- A ja mam niby zaprzeczyć? – Alice nie kryła się ze swoją krytyką.
- Mogłabyś.
- No dobra, nie jesteś dziwna, jesteś po prostu postrzelona! – wypowiedziała to, a następnie uśmiechnęła się łobuzersko. Caroline uderzyła ją w ramię.
- Chyba powinnam z nim pogadać?  - zapytała. – Tylko nie wiem co mam mu powiedzieć.
- To co czujesz, nie wiem jak on to zniesie, bo nie wiem nawet co mu zamierzasz powiedzieć, ale Kyle myślę, że to zrozumie, a na pewno chciałby o tym wiedzieć. Pewnie się już na coś nastawia – powiedziała martwiąc się o swojego przyjaciela.

            Kyle zakończył już swój trening, szedł do siostry Joy. To centrum wyglądało jak każde inne, wypolerowane, niebieskie płytki, białe ściany, z malunkami pokemonów, duże szyby przy wejściu, a przy nich stoliczki dla trenerów i oczywiście lada, za którą stała siostra Joy. Kobieta stała i czekała na kolejnych klientów.
- Dzień dobry. Siostro Joy mam pytanie odnośnie pokedex, gdzie mogę go naprawić? – zapytał pokazując czerwone pudełko.
- Dzień dobry. Myślę, że powinieneś się udać do poke marketu, tam zawsze jest jakiś technik, do takich spraw – odpowiedziała spokojnie.
- Aż tak spokojnie jest na tej wyspie? – spytał widząc pustki.
- Tak, ten cały sztorm sprawił, że wielu trenerów dopłynęła na inne wyspy. No i wiele rejsów zostało odwołane, ze względu na środki ostrożności – wytłumaczyła. Dopiero teraz Kyle zorientował się, że zapomniał złożyć zeznania na policję.
- Ale czerwony Gyarados nie żyje – powiedział.
- Jak to? – zdziwiła się kobieta.
- Jakimś cudem dostałem się na jedną z wysp i zespół R zabił Gyaradosa. Wiem, że to brzmi strasznie, ale tak było. Widziałem, a nawet go dotykałem -  wzdrygnął się mówiąc o tym ostatnim.
- To straszne, musisz powiadomić sierżant Jeny – nakazała.
- Jasne, zrobi się – powiedział, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę przejścia do pokoi sypialnych.

            Poliwhirl nie odstępował go ani na krok. Chłopak otworzył drzwi pokoju, w którym smacznie drzemał jeszcze Philip. Blondyn przekręcił się na drugi bok słysząc trzaśnięcie drzwi. Kyle starał się go obudzić, ale trzaśnięcie drzwiami okazało się zbyt subtelne, dlatego skinął głową w stronę Poliwhirla, który wypuścił cieniutki strumyczek wody, który bezbłędnie strzelił w twarz śniącego trenera.

            Philip podskoczył, czując chłodną wodę i wylądował na podłodze, na ogonie Pikachu, który w odwecie go ugryzł.
- O widzę, że Pikachu nauczył się gryzienia – zażartował Kyle widząc Philipa. Blondyn przesunął swoją mokrą grzywkę po czole i spojrzał się gniewnie na swojego kompana, który trzymał śmiał się, trzymając dłonią brzuch.
- Bardzo śmieszne, ha ha! Aż mnie brzuch rozbolał – wycedził ponuro, po czym opierając się na lewej dłoni wstał. Trzeba przyznać, że Philip też dbał o swoją kondycję, miał delikatny zarost mięsni na klatce piersiowej, a jego brzuch był idealnie płaski, choć ostatnie opalanie nie wiele mu dało, gdyż jego skóra była wręcz porcelanowa.
- Ciebie też zabolał? – dodał złośliwie Kyle, po czym rzucił przyjacielowi niebieską koszulę, która wisiała na haczyku przy drzwiach.
- Co ty dzisiaj taki zabawny? Poza tym wiesz, która jest godzina? – Philip powoli zaczął się ubierać wciągnął od niechcenia na siebie spodnie i zaczął zapinać swoją koszulę.
- Dziewiąta, a sala nie czeka – powiedział z entuzjazmem Kyle. Korzystając z chwili usiadł na łóżku i wyciągnął swoją torbę.
- To i tak wcześnie, mogę sobie odpoczywać, w końcu nic się takiego nie dzieje, chociaż czuję, że nie dlatego mnie obudziłeś – mruknął niezadowolony, po czym wziął łyka wody z buteleczki, która stała na stoliku nocnym.
- Powiedzmy, że muszę się z tobą czymś podzielić – odpowiedział nie zdradzając szczegółów.
- Niech zgadnę coś między tobą i Caroline zaiskrzyło? – spytał przewracając oczami.
- Tak – przeciągnął odpowiedź. – Skąd wiesz?
- Nie, no to naprawdę było niespodziewane. Doskonale wiesz o tym, że między wami jest tyle chemii co w ciele Muka, a iskrzy jak na rogach Elekida – skomentował blondyn.
- Tak? – zastanowił się Kyle.

            Philip w między czasie ubrał swoje buty, dopiął szelki. Na ostatnie pytanie jakoś nie chciało mu się odpowiadać. Sam nie wiedział czy aż tak mu było to obojętne, czy mu tu przeszkadzało. W każdym bądź razie ten wątek był dla niego męczący.
- Co ty na to, by pójść coś zjeść? Umieram z głodu – stwierdził chwytając swoją kamizelkę.
- Ja już jadłem, ale mogę z tobą pójść – odpowiedział niechętnie Kyle. Czuł się trochę zawiedziony. – Po prostu potrzebuję z kimś pogadać –rzucił za wychodzącym już blondynem. Nie czekał na aż tamten na niego poczeka i zwlókł się z łóżka, po czym opuścił pomieszczenie.
- Rozumiem, przynajmniej po części – wyrecytował. – Jak zjem pewnie będę chętniejszy do rozmowy. – Spojrzał się na Kyle, po czym uśmiechnął się przyjaźnie, jakby chciał mu dać znać, że ma w nim oparcie.

            Philip gdy tylko znalazł się na stołówce nałożył sobie trochę czekoladowych płatków i dolał zimnego mleka. Dodatkowo wziął cztery kanapki z dżemem i zajął sobie miejsce. Kyle wziął tylko sok cytrynowy, dlatego że był spragniony po cały treningu.
-  A więc – zaczął. – Co się wydarzyło?
- Pocałowaliśmy się – odpowiedział.
- I tylko tyle? – Philip zdziwił się, że z takiej błahostki tak wielka sprawa.
- Tak – odpowiedział niepewnie.
- Nie to, że coś, ale to o niczym nie świadczy. To znaczy świadczy, ale żadnych deklaracji nie było, dlatego nie rozumiem, po co to wielkie halo? To tylko pocałunek, równie dobrze mógłbyś się upić i ją pocałować, a na drugi dzień byłoby normalnie – powiedział bez większych emocji.
- No tak, ale my byliśmy trzeźwi – zaznaczył Kyle, nabierając powietrza w płuca.
- Pogadaj z nią, ona powinna ci to wyjaśnić – poradził.
- Wyjaśnić? – spytał się Kyle. Nie do końca wiedział, co ma na myśli jego wygłodniały przyjaciel.
- Całe to zajście co dalej. Możesz ze mną gadać, a ona z Alice, dopóki ze sobą nie pogadacie, to nic się nie stanie i nic się nie stało. A możecie udawać, że tak było, jeśli chcecie – rzucił mu pytające spojrzenie.
- Jasne, że nie, przynajmniej nie ja. Masz rację – stwierdził, po czym wstał. – Dobra zjedz sobie, ja załatwię coś w poke markecie, a ty zjedz i ogarnij się, pójdziemy razem do sali w tym mieście – opowiedział plan Kyle.
- Dobrze. – Faktycznie Philip nie wyglądał najlepiej. Włosy nie stały ku górze, a były przyklapnięte, a on sam potrzebował prysznica, bo pachniał dniem wczorajszym.

            Kyle ruszył przed siebie, kusiło go wstąpić do Caroline, ale doskonale wiedział, że nie wydałby z siebie żadnego mądrego słowa. Pewnie by powiedział coś wymijającego, co dało by znać Caroline, że tak naprawdę ma to gdzieś, dlatego też postanowił się nie błaźnić. Chyba, że byłoby to konieczne.

            Wyszedł z centrum pokemon. Pogoda dopisywała, właściwie nie zmieniła się prawie wcale od poranku. Z tym, że słońce znajdowało się znacznie wyżej i właśnie pojedyncza chmurka zaczęła go zasłaniać, dając cień. Nie było to takie miasto jak Goldenrod City. Tak znajdowały się tu bloki, ale były znacznie mniejsze, szaro-kremowe, z brązowymi dachami i podstawami. Niewielkie brukowane uliczki, po których przejeżdżały skutery i nieco rzadziej samochody, które i tak były dość małe i kolorowe. Bliżej rynku znajdowały się kolorowe stragany, a w blokach pojawiały się liczne kawiarnie, lodziarnie i restauracje. Kyle nie czuł się tu nawet jak obcy, gdyż nie brakowało tutaj turystów.

            W końcu to wypoczynkowe, zabytkowe miasto. Wyglądało naprawdę pięknie. Kyle napawał się tym widokiem, czuł się lepiej. To było coś nowego, a tego mu ostatnio brakowało. Różnorodności. Chłopak znalazł wreszcie w zachodniej części miasta niewielki niebieski market, do którego się udał.
- Dzień dobry – powiedział wchodząc. Wraz z otwarciem drzwi, zadzwonił miedziany dzwoneczek, znajdujący się nad drzwiami.
- Dzień dobry – odpowiedział młody szatyn, z zarośniętą twarzą. Jego niebieskie oczy były przepełnione entuzjazmem. Miał na sobie niebieską koszulę, która częściowo przykryta była przez biały fartuch zawieszony na szyi sprzedawcy.
- Czy mógłby pan zreperować mój pokedex? – zapytał nieśmiało wyciągając czerwone urządzenie.
- A cóż się stało? – Odebrał od chłopaka pokedex, po czym zaczął go oglądać.
- Zamoczył się – powiedział.
- Ach wy młodzi, żadne z was się nie zaopatrzy w specjalne pokrywę wodoszczelną, a potem macie takie problemy. No jasne, że naprawię, nie będzie z tym problemu – odpowiedział.

            Kyle rozejrzał się po sklepie nie był on zbyt duży, chociaż z zewnątrz się takim wydawał. Było tutaj dużo dziwnych przedmiotów. Praktycznie wcale nie było tutaj słynnych potionów i repeli. Pułki zajęte były przez różne figurki, mieszanki ziołowe i nietypowe pokeballe, które Kyle tak dobrze znał.
- Jesteś pewnie trenerem? – zapytał mężczyzna, próbując otworzyć pokrywę pokedexu, za pomocą śrubokrętu.
- Tak, przypłynąłem tu po odznakę- oznajmił.
- Jak każdy, no prawie każdy. Dużo osób przybywa tutaj w poszukiwaniu mistycznej Lugii. Ty pewnie jesteś młodym trenerem, skoro Cię to nie interesuje – cedził. Kyle pokiwał tylko głową. – Swoją drogą to mi trochę zajmie, załatwiłeś płytę główną i coś czuję, że nie tylko. Musiałeś być długo pod tą wodą – stwierdził.
- Powiedzmy, że miałem dość poważny wypadek – odpowiedział zmieszany Kyle.
- Co wypadłeś za burtę? – wypalił.
- Tak jakby – odpowiedział, nerwowo bawiąc się sowimi dłońmi.
- Zresztą – machnął ręką. – Nie moja sprawa. Przyjdź wieczorem, będzie gotowy.

            Kyle uzupełnił jeszcze mały kwit, żeby mógł odebrać swój największy skarb. Następnie wyruszył w miasto. No cóż, nie zostało mu już nic więcej jak po prostu iść do sali w Blue Isle Point.
- To co mały gotowy do walki?  - zapytał Poliwhirla.
- Poli, Poli –ucieszył się i podskoczył do góry, niczym superbohater.
- W sumie nawet nie wiem, czy cię wystawić, z drugiej strony jesteś moją tajną bronią, bo świetnie sobie radzisz z wodnymi atakami – pomyślał Kyle.
- Poli, Poli – rzucił mu z pretensjami.
- Wiem, że chcesz, ale ostatnio to ty rozwaliłeś całą salę. Czas może na Sunkerna, ten maluszek nie walczył, a będzie super efektywny. Quilava też mnie kusi, ale to zależy od pola walki. – Polwihirl założył ręce i spojrzał się na swojego trenera z wyrzutem. – Mam was już piątkę, a ty i Heracross jak na razie walczycie najwięcej.
- Poli! Poli! – pokemon nie zamierzał tego zrozumieć.

            Blondyn już czekał na jednej z brązowych ławeczek, przed centrum pokemon. Uczesany, ubrany i wykąpany. Spoglądał się spod swoich przeciwsłonecznych okularów na zbliżającego się Kyle’a.
- Rusz tyłek, a nie siedzisz i czekasz! –rozkazała Kyle.
- Oj wyluzuj tato – odgryzł się. Po czym wstał. – W sumie co teraz?
- Idziemy walczyć – powiedział z entuzjazmem i przyjął waleczną pozycję.
- Spokojnie mamy czas, powinniśmy pójść po dziewczyny – zasugerował, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Musimy? – spytał błagalnym tonem.
- Wiesz, jak będziesz jej unikać -  nie dokończył, gdyż Kyle zaczął wymachiwać dłońmi. – O co…
- Cześć! – powitała wesoło Alice, która uśmiechała się od ucha do ucha. Kyle tylko pomyślał: ”A więc wie”.
- Cześć – dodała Caroline, która szła tuż za nią. Spojrzała się na Kyle i od razu się zarumieniła. Chłopak spuścił tylko wzrok, wbijając swoje spojrzenie w ziemię.
- Cześć – mruknął pod nosem.
- Alice, może poszłabyś ze mną, no po hmm. No chodź że! – Złapał ją pod rękę i razem z nią ruszył w stronę centrum pokemon.
- E dokąd mnie zabierasz – zaprotestowała, jednak nie była w stanie uciec z jego uścisku.

            Kyle odchrząkną tylko, a Caroline wlepiła swój wzrok w pobliską ławkę. Wigglytuff nie zamierzał czekać i pchnął ją na drewniane siedzenie. Poliwhirl poszedł w ślad różowego stworka i to samo uczynił ze swoim podopiecznych.
- Chyba powinniśmy pogadać? – zaczął chłopak, czując że i tak nie wymiga się od rozmowy. Siedzieli koło siebie, a nie potrafili na siebie spojrzeć. Kyle drapał się po głowie i patrzył się w drugą stronę.
- Chyba tak – odpowiedziała, bawiąc się swoimi paznokciami.
- To co było wczoraj, ja naprawdę cię lubię. Bardzo cię lubię – mamrotał. Na chwile zapadła cisza.
- Ja ciebie też bardzo lubię – odparła Caroline, kiedy dotarło do niej, że to jej czas.
- Mogłabyś to mi ułatwić i coś powiedzieć, przyznam szczerze nawet nie wiem o czym chcę z tobą gadać – powiedział spoglądając na nią. Poczuł jakby cały ciężar z niego uszedł.
- Co mam ci powiedzieć też nie wiem co bym – nie dokończyła, bo nawet nie miała ochoty.
- Mam pomysł, bądź po prostu szczera i ja też będę – zakomunikował. – Nie myślmy o tym czy zranimy drugą osobę i co kto myśli, po prostu mówimy co nam leży na sercu – powiedział pewnie.
- Lubię cię i to bardzo. Chodzi o to, że kiedyś z kimś byłam i nie wiem czy jestem gotowa na kolejny związek. Nie, że myślę o nim, czy że nie potrafię zaufać, po prostu nie wiem czy uda mi się znowu związać – mówiła chaotycznie.
- Czyli nic z tego nie będzie? – spytał zasmucony.
- Teraz twoja kolej – przypomniała.
- A tak, mam mówić co czuję? – zapytał retorycznie. – Wiem co czuję, chciałbym spróbować, tak pierwszy raz na poważnie, zawsze odrzucałem zaloty. W sensie w jakimś sensie, jak to Alice ujęła byłem niedostępny, ale teraz jestem chyba gotów, ale czy ty? – gubił się w słowach. Rozum podpowiadał mu, że nic z tego nie będzie.
- To jest takie trudne. – Pochyliła swoją głowę, po czym złapała się za nią i potrząsnęła, po czym ściągnęła dłonie po twarzy, układając je jak do modlitwy.
- Wiem. – Kyle zamknął oczy i przeczesał dłonią włosy.
- Może musimy to przemyśleć – zasugerowała.
- Chyba tak – potwierdził. Ich oczy spotkały się ponownie. Przybliżyli się do siebie i znowu zaczęli się całować.

            Alice oczywiście wyglądała przez dużą szybę, klęcząc na jednej ze skórzanych kanap. Philip spoglądał na nią z niedowierzaniem i dopijał swoją lemoniadę. Pikachu oczywiście bawił się solniczką na stole.
- Alice opanuj się – skarcił przyjaciółkę.
- Oj przestań! – machnęła na niego dłonią. – Całują się! – ucieszyła się.
- Od kiedy ty taka pro Caroline i Kyle? Kyle nie dał ci przypadkiem kosza – wspomniał biorąc kolejnego łyka.
- Było minęło – powiedziała nie odrywając wzroku od pary. – Ale uroczo wyglądają!
- W Goldenrod City zachowywałaś się jak wariatka, zrobiłaś Kyle’owi awanturę o to, że grzecznie powiedział ci nie. Dołączyłaś do kobiecej sekty, dopiero potem się ogarnęłaś. A teraz chcesz mi powiedzieć, że to ci tak zupełnie nie przeszkadza. Chodzi mi o to całe zajście. Kyle woli inną od ciebie, twoją zaciekłą rywalkę z tego co wiem – tłumaczył Philip. Alice dopiero teraz oderwała wzrok od całującej się pary i spojrzała na blondyna.
- To nie tak, że mi przeszkadza. W środku trochę cierpi moje ego. Ale ja nie czułam tego co Caroline do Kyle’a, więc pewnie zrobiłabym mu tylko krzywdę – zauważyła. Wzięła głęboki wdech. – A po drugie teraz muszę być idealną przyjaciółką, jeżeli znowu mi odwali, a ma ochotę mi odwalić, to go stracę. To mój najlepszy przyjaciel! Jest mi jak brat, a moje humorki no cóż zawsze były, ale ostatnio były wyjątkowo, że tak to określę impulsywne – opowiedziała.
- Czyli jednak rozumiesz, to że czasem ci odwala? – spytał, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
- Tak, wiem że czasem mi dobija. Po prostu lubię dramat. – Wzruszyła bezradnie ramionami. – Zastanawiam się czemu tobie tak przeszkadza ich relacja? – Przyjrzała się mu uważnie.
- Mi nic nie przeszkadza, skąd ten irracjonalny pomysł – wyparł się, po czym postawił solniczkę, którą jego podopieczny wywrócił.
- Szukasz dziury w całym, a tą dziurą jestem ja – stwierdziła, dziwiąc się sama sobie.
- Jestem facetem dla mnie to czarna magia, tak po prostu pytam z ciekawości – mruknął.
- Nie mieszajmy się w to, ani ty, ani ja. Coś czuję, że to i tak się sypnie – powiedziała wzdychając.
- Co wiesz? – zapytał, naciskając na odpowiedź.
- Nic, co powinieneś wiedzieć i nic konkretnego – odparła znudzona.  – Dobra idziemy, skończyli – nakazała.
- No tak, bo wyjść tak od razu po ich wyjściu, jest takie subtelne – zaśmiał się.
- Co ty taki marudny dzisiaj! – poirytowała się zbliżając się do drzwi.

            Zanim Philip zdołał coś odpowiedzieć, szklane drzwi rozsunęła się, a w nich stanęli Kyle i Caroline. Alice od razu powitała ich uśmiechem. Philip również pozbierał się i udawał uśmiech.
- Właśnie do was szliśmy – wypaliła Alice.
- I nic nie widzieliśmy – dodał ironicznie Philip. Blondynka z automatu posłała chłopakowi sójkę w bok. Trener skulił się nieznacznie z bólu.
- To co idziemy?
- Tak, tak – odpowiedział jeszcze zamroczony Kyle.

            Wyszli wszyscy w milczeniu. Jakoś nikt nie potrafił zacząć, jakiegoś sensownego tematu. Na szczęście sala pokemon znajdowała się nie opodal centrum pokemon, więc krępująca cisza nie trwała, aż tak długo. Philip, gdy tylko zobaczył szyld: „Gym” na marmurowym budynku popędził ile sił. Chciał stoczyć walkę przed Kyle’em.

            Budynek był zjawiskowy, cztery marmurowe kolumny podtrzymywały trójkątną tamponadę, wykonaną z białego kamienia. W środku trójkąta znajdowała się płaskorzeźba Slowkinga. Cały budynek zbudowany był na bazie trójkąta, okna były nieduże, za to wejście olbrzymie i wykonane z miedzi.
- No cóż bardzo bogata sala – skomentował Kyle, który był nieco przerażony.
- No nie, oni też – jęknęła Alice, która dostrzegła płaskorzeźbę znanego jej pokemona.
- O tak Blue Isle Point wielbi Slowkinga – powiedział Philip. – Już kiedyś tu byłem, oni uważają go za morskiego przywódcę, a to dzięki jego psychicznym zdolnością, ale nie gadajmy o tym, tylko chodźmy! – ponaglił. – A Kyle – rzucił w stronę bruneta – ja jestem pierwszy! – Wystawił mu język i pobiegł do olbrzymich drzwi, które się rozsunęły.

            Przed blondynem w półmroku ukazała się biała ścieżka z kamienia, na samym jej początku znajdowały się dwa filary. Philip wszedł do środka, na kremowych ścianach paliły się znicze.
- Kyle chodź ze mną – poprosił zlękniony.
- Serio? – zapytał widząc przerażenie przyjaciela.
- No co, tu jest upiornie, a co jak to jakiś świr?
- W sumie.- Kyle ruszył w stronę przyjaciela. Razem poszli do przodu, a za nimi dziewczyny.

            Nagle zapaliły się światła znajdujące się nad stadionem. Oświetliły one całe boisko, okazało się że na końcu ścieżki, znajduje się basen z czterema kołami pływającymi na nim.
- To musi być wodne boisko – stwierdził Kyle przyglądając się miejscu.
- No co ty? – odpowiedział z sarkazmem Philip. Brunet nie zwrócił na to uwagi, rozejrzał się po pomieszczeniu, które robiło olbrzymie wrażenie. Poza tym, że było olbrzymie, było naprawdę ładnie zdobione. Na bocznych ścianach znajdowały się freski z walk pokemonów, nad centralną częścią boiska unosił się złoty żyrandol, a każdy filar oświetlony był przez świecznik.
- Witamy! – Wiązka światła padła na drugi brzeg basenu, nad którym stał niebiesko włosy chłopak, miał około trzynastu lat.
- Przygotujcie się na kłopoty. – Zza jego pleców wyszła dziewczyna, o takich samych zielonkawych oczach i długich niebieskich włosach. Ubrani byli prawie identycznie, on miał niebieski t-shirt, a ona filetowy. On miał czarne krótki spodenki, a ona czarną spódniczkę.
- Nawet liderzy stadionu są od nas młodsi – jęknął Kyle.
-Tym łatwiej ich pokonamy -  zaśmiał się Philip i ruszył przed siebie. – To jakie zasady? – zapytał pewny siebie.
- Podwójna walka, dwie rundy -  odpowiedział chłopak.
- Więc musisz poczekać na drugiego trenera – dodała dziewczyna.
- Możesz skorzystać z naszej poczekalni. – Chłopak wskazał na lewy kąt w który znajdowały się jakieś książki i stolik, a także automat z napojami.
- My przyjdziemy kiedy będzie czas – zakończyła dziewczyna.
- Hola, hola, tak się składa, że nas jest dwóch -  wskazał na Kyle. – Także jesteśmy gotowi! – rzucił im wyzwanie.
- O to nie spodziewane!
- Oliver, to chyba pierwsza taka sytuacja, od bardzo dawna – ucieszyła się dziewczyna.
- Tak Oliwio – potwierdził
- Oliwia i Oliver, serio? – mruknął Kyle.
- Nie każdy jest pomysłowy – powiedziała Caroline szturchając w bok bruneta.

            Kyle i Philip podeszli na wyznaczone miejsce, tuż przed basenem. Z basenu wyłoniły się jeszcze cztery dodatkowe dyski, dzięki czemu na wodzie unosiło się osiem kamiennych kółek.
- A więc jestem Olivier!
- A ja Oliwia.
- I jesteśmy.
- Waszym morskim nieszczęściem.
- A myślałem, że Whitney miała najgorszą czołówkę – szepnął Philip, zasłaniają usta dłonią.
- Skup się – polecił Kyle, chociaż miał ochotę się zaśmiać z tego komentarza.
- Zasady są proste – zaczął chłopczyk.
- Każdy ma prawo użyć dwóch pokemonów.
- Walka trwa do wyeliminowania wszystkich pokemonów rywala.
- Pierwsi wybierają liderzy.
- Ale za to wy możecie wymieniać pokemony w czasie walki.
- Myślę, że możemy zaczynać – mówili jedno po drugim.
- Zrozumiałeś? – zapytał się blondyna.
- Chyba tak – mruknął niepewnie.

            Sędzia usiadł na białym krześle, takim jak mają ratownicy na plaży i wyciągnął w górę zieloną i czerwoną flagę.
- Zaczynamy mecz pomiędzy Philipem Axaro i Kyle’em Flamento, a Oliwią i Oliverem Windstorm! – oznajmił.
- Wybieram cię Cloyster. – Oliver wyrzucił swój pokeball.
- A ja wybieram Quagsire. – Na boisku pojawił się niebieski stworek, pokryty śluzem, obok niego stanęła ciemno fioletowa muszla, która w środku przypominała Gastly’ego.
- Dam sobie z wami radę, bez problemu – rzucił Philip. – Pikachu twoja kolej!
- Poliwhirl idź – rozkazał Kyle. Philip spojrzał się na niego pytająco. –Oni chcą, żebyśmy wystawili do tej rundy pokemona trawiastego i elektrycznego, myślisz, że po co wystawili lodowego i ziemnego w podtypie? To taka krzyżowa walka.
- Nie zauważyłem -  przyznał Philip rozumiejąc swój błąd.
- Ja pewnie też bym nie zauważył, ale wodne pokemony to moja specjalizacja, a mój ojciec już nie raz mnie nauczył, jak ważne są podtypy – powiedział nieco smutny.

            Oliver i Oliwia uśmiechnęli się, jakby czuli, że mają przewagę. Jednak nie wykonywali żadnego ruchu.
- To będziecie gadać, czy zaczniecie walczyć – rzucił chłopczyk.
- Zaczynamy Pikachu elektroszok! – Pikachu bez problemu wystrzelił elektryczność, jednak Quagsire odebrał cios, a dzięki temu, że jest też pokemon typu ziemnego atak nie wywołał większych obrażeń. Oczy Philipa gwałtownie się rozszerzyły.
- O tym Ci mówiłem, ale ja nie będę czekać. Poliwhirl zanurkuj i uderz łamaczem murów! – Pokemon zniknął pod taflą wody.
- Cloyster ochrona! – nakazał Oliver. Ku jego zdziwieniu Poliwhirl zadał cios Quagsire’owi.
- Pikachu elektoszok! – ponowił komendę Philip. Tym razem elektryczny atak dopadł Cloystera.
- No nieźle – uśmiechnęła się Oliwia. – Ale to stanowczo za mało na nas. – Quagsire błotny strzał! – rozkazała.
- Pikachu nie daj się! Szybki atak. – Żółt mysz pozostawiła za sobą tylko białą smugę.
- Cloyster zatrzaśnięcie złap Poliwhirla! – Pokemon błyskawicznie pojawił się za plecami ofiary i zacisnął swoją muszlę na plecach rywala. Poliwhirla na początku poczuł ból, a potem czuł się jeszcze lepiej. – Co jest? – zdziwił się
- Poliwhirl, jak i mój Cloyster potrafi pochłaniać wodne ataki, dzięki temu staje się silniejszy, to go leczy – powiedział zniesmaczona Oliwia.
- O nie!
- A skoro jesteśmy tak blisko, to łamacz murów.  – Poliwhirl bez problemu uderzył w napastnika, który był za nim. Cloyster padł na kamienną płytę. – Zakończ to atakiem ciałem! – W tym momencie Pikachu w końcu oberwał błotnym strzałem.
- Quagsire lodowy promień. – Ataki wręcz ruszyły jednocześnie. Poliwhirl zmiażdżył skorupę Cloystera, aż do pęknięcia, a Pikachu otrzymał cios białym strumieniem energii.

            Po chwili wszystko było jasne Cloyster leżał nieprzytomny i Pikachu po drugiej stronie.
- Pikachu i Cloyster niezdolne do walki – oznajmił oficjalnie sędzia.
- No nieźle walczycie – skomentował Oliver.
- Dzięki – odparł Kyle.
- Ale to wam nie wystarczy by nas pokonać – zaśmiał się.
- Chinchou wybieram cię. – Na boisku stanął niebieski stworek z żółtymi oczkami i czułkami.
- Wow, jaki fajny – zachwycił się Philip, po czym wyciągnął pokedex. Kyle dopiero teraz poczuł jak go w środku skręca, że nie może zeskanować tylu pokemonów.

Chinchou pokemon ryba typu wodnego i elektrycznego. Jego czułki absorbują energię elektryczną, którą później wykorzystują do ataku lub obrony. Czułki służą im także za narząd do porozumiewania się w stadzie. Żyją one na dnie oceanów, rzadko pojawiają się na powierzchni, choć potrafią chodzić.
- Chciałbyś takiego nie -  rzucił Oliver.
- Nie powiem, że nie – posmutniał Philip.
- Proszę nie wybieraj Electabuzza – poprosił brunet.
- Czemu?
- Chinchou ma zdolność absorpcji elektrycznej i wodnej energii – wytłumaczył mu Kyle.
- Nie wiedziałem. – Podrapał się za głową. – W takim razie wybieram Zubata!

            Poliwhirl zanurkował z Quagsire pod wodę, tam zaczęli okładać się uderzeniami. Poliwhirl stosował podwójny cios, a Quagsire atakował stalowym ogonem.
- Zubat atakuj ultradźwiękami!
- Chinchou pod wodę! – Ultradźwięki nie zadziałały pod wodą. – To nasza szansa. Chinchou iskra. – Basen nagle zajaśniał na żółto, a dla Kyle’a wszystko było jasne, po chwili jego pokemon wypłyną nieprzytomny.
- Poliwhirl niezdolny do walki! – oznajmił sędzia.  Kyle przygryzł wargę i wyciągnął kolejny pokeball.
- Sunkern pędź! – Na polu pojawił się wesoły trawiasty stworek.
- To będzie proste. Quagsire lodowy promień.
- Nie będzie tak łatwo! Podwójna drużyna, a potem słoneczny dzień! – Na platformach pojawiły się klony Sunkerna, oczywiście Quagsire spudłował swoim lodowym promieniem, co umożliwiło posłanie Sunkernowi słonecznej kuli w powietrze.
- O nie, trzeba uważać – zaznaczył Oliver.
- Nie tak prędko. Zubat ultradźwięki! – Tym razem pokemon bez problemu trafił tęczowymi pierścieniami w wodnego pokemona, który zaczął się gibać.
- Szybko Chinchou pokaż mu iskrę!
- Zablokuj prędkością. – Elektryczny strzał ruszył w stronę Zubata, który machając skrzydłami wydobył tysiące złotych gwiazdek, ataki się zneutralizowały.
- Chyba teraz będzie kontra. Nasienie pijawka już! – Rozkazał Kyle. Sunkern wystrzelił kilkom brązowymi ziarenkami.
- Niedoczekanie! – Warknęła Oliwia. – Quagsire strąć je za pomocą lodowego promienia. – Pokemon jednak nie odpowiadał, gdyż cały czas przeskakiwał z jednej nogi na drugą. Za to Chinchou nie miał szans uniknąć ziarna pijawki. Atak był skuteczny, na jego ciele znalazły się trzy ziarenka, które zaczęły błyskawicznie rosnąć. Pokemon zmienił się w krzew, który co chwile przybierał czerwoną barwę. Chinchou upadł do wody.
- Sunkern słoneczny promień! – pokemon zaczął gromadzić w sobie światło słoneczne, a dzięki poprzedniemu atakowi miał dwa razy więcej energii. W końcu wyzwolił wiązkę energii, która powaliła bez trudu skołowanego pokemona.
- Quagsire niezdolny do walki – oznajmił sędzia.

            Kyle i Philip zaczęli się cieszyć. Wspólna walka coraz lepiej im wychodziła, wiedza Kyle’a na temat wodnych pokemonów było niezwykle cenna w tej bitwie. Teraz to oni mieli przewagę. Oliwia uśmiechnęła się pod nosem, jakby nic się nie stało.
- Mantine wybieram cię. – Na boisku znalazł się pokemon płaszczka.
- Ciekawe – Philip wyciągnął pokedex.

Mantine pokemon płaszczka typu wodnego i latającego. Mantine żyje w morzach. Współżyje on wraz z Remoraidem, który czyści płetwy pokemona, dzięki emu zdobywa pokarm. Mantine potrafi wzbijać się w powietrze, osiąga nawet znaczne prędkości. Żywi się głównie glonami na dnie mórz.
- Mantine pozbądź się Zubata. Przyspieszenie, a potem atak skrzydłem! – Stworek wyskoczył z wody i z zawrotną prędkością leciał w stronę pokemona nietoperza.
- Szybko ultradźwięki. – Atak okazał się nieskuteczny. Dzięki przyspieszeniu Mantine bez problemu zniknął z toru ataku i uderzył przeciwnika.
- A to nie koniec niespodzianek! Psycho promień. – Uderzenie było celne, tęczowy promień powiódł Zubata, aż do wody, gdzie czekała go elektryczna niespodzianka.
- Zubat niezdolny do walki – ogłosił sędzia.
- Sunkern ziarno pijawka, póki jest na powierzchni – nakazał Kyle wskazując na pokemona płaszczkę.
- Atak skrzydłem! – Mantine oczywiście bez problemu ominął atak, była naprawdę szybki, a po chwili zadał cios posyłając Sunkerna do wody.
- Teraz ty Chinchou promień sygnałowy. – Jedno uderzenie i było po wszystkim Sunkern znajdował się już na powierzchni.

            Sędzia przypatrzył się jeszcze chwilę, ale wynik był oczywisty. Podniósł czerwoną flagę w górę.
- Sunkern niezdolny do walki, mecz wygrywają liderzy stadionu – obwieścił.

            Kyle cofnął swojego pokemona i spojrzał na przyjaciela, który posmutniał. Oliver i Oliwia ruszyli do nich sprawnie przeskakując z płyty na płytę.
- Dobrze wam poszło – powiedziała wesoło dziewczyna.
- Zabrakło wam pracy zespołowej i strategii. Jesteście dobrymi trenerami, ale ty nie myślisz – wskazał na Philipa. – A ty nie umiesz współpracować, przez cały mecz skupiałeś się na swojej strategii.
- Nie do końca – bronił go Philip.
- Tak pomógł ci wybrać pokemona, ale nie potrafił wykorzystać atutów swojego i twojego pokemona, co ty znowu umiałeś, ale twoje ataki to nic innego jak bezsensowny cios za ciosem – określiła Oliwia.

            Cała paczka ruszyła w stronę centrum. Kyle i Philip oddali swoje pokemony pod opiekę siostry Joy, a jutro obiecali sobie ostry trening. Obydwu dotknęła ta porażka, dlatego potrzebowali czasu. Alice i Caroline postanowiły to wykorzystać i ruszyć na miasto, by móc trochę się zrelaksować.

 _____
Od Autora:
Nowy rozdział jest ;). Ciekaw jestem jak się wam podoba, nie poprawiałem błędów znowu, a przynajmniej nie aż tak dokładnie. Więc pewnie je poprawię, jak będzie więcej czasu. Rozdział następny może już niedługo. 
A końcówka rozdziału wiem wymęczona, ale naprawdę się gubiłem w  tej dwu walce :D
Re edit. na bieżąco poprawiam błędy jak coś wyłapię
Pozdrawiam do następnego.

7 komentarzy:

  1. Dzień Dobry xd
    Warto wspomnieć na początku, że rozdział jest bardzo długi nawet jak na Ciebie, bo ty zawsze dodawałeś długie, ale teraz chyba trochę bardziej przyszalałeś :D. Co z tą Kingdrą mnie ciekawi, aby jej nikomu nie oddawał ;c. We wcześniejszych rozdziałach w których wątek miłosny gdzieś tam delikatnie unosił się w powietrzu bardzo dobrze się to czytało, ale ostatnio to trochę ostro z tym pojechałeś xD niby to chyba dobrze, ale jednak trochę tak dziwnie mi jak to czytam hehe :P. "Może musimy to przemyśleć" - po chwili zaczynają się całować tak trochę mnie to zdziwiło i rozśmieszyło, a jeśli mowa o śmiechu to Philip znowu kosi :D. I tak generalnie można odnieść wrażenie, że podjudza Alice żeby hmm... popsuć? te uczucie pomiędzy Kylem i Caroline, aby nie okazał się gejem, bo już w jednym rozdziale miałem takie przypuszczenia, a czegoś takiego nie trawię za bardzo :P.
    Kolejna sprawa ciekawe co z tym Chuckiem, bo to chyba jego sala powinna być tu albo w pobliżu, a z tymi dzieciakami nie mam pojęcia mam nadzieję, że to się wyjaśni, ale o czym ja mówię ty już pewnie o tym wiesz lub piszesz wyjaśnienie w kolejnym rozdziale xD. Walka niezła, ale spodziewałem się Kingdry - obsesje chyba zaczynam mieć tak jak na punkcie Alice i Kyle'a razem xd. W pewnym momencie myślałem, że będzie epicko, ale to pewnie w rewanżu. Mega długi komentarz, bo rozdział na to zasługuje zdecydowanie. Zarąbiste jednym słowem. Pozdrawiam i czekam na rozdział jeszcze lepszy od tego, bo na pewno Cię na to stać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki ;) Motywujący komentarz!
      Rozdział fakt lekko przesadziłem z długością, niepotrzebnie się rozpisuję, następny będzie krótszy i treściwszy. Właściwie już się pisze i na początku jest wyjaśnienie całego miłosnego wątku, ale nie będzie tak mdło. Co do pobudek Philipa to się wyjaśni z czasem. Kingdra będzie Kyle'a to na pewno, raczej nie jestem pewien(ja wiem), czy będzie w podstawowej szóstce. No i w początkowym moim pomyśle Kingdra miała być druga, zamiast Sunkerna.

      Następny rozdział się pisze i o ile nie zmienię go, to będzie dużo wyjaśnień.

      Usuń
  2. Historia wygląda na ciekawą.Mam nadzieję,że ten blog mnie wciągnie.Będę czytać od początku i zostawiać pod każdym postem komentarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno.Czy to ty sam zrobiłeś obrazki bohaterów czy skądś je ściągnąłeś?

      Usuń
  3. "„Jesteś cudowna, ty też” i ogólnie cały ten likier" - a nie przypadkiem lukier? Chociaż likier też ciekawie brzmi w tym kontekście ;)
    "Blondyn przesunął swoją mokrą grzywkę po czole i spojrzał się gniewnie na swojego kompana, który trzymał śmiał się, trzymając dłonią brzuch." - hm, tu coś nie styka...
    "miał delikatny zarost mięsni na klatce piersiowej" - że co miał? Nie mam pojęcia co to "zarost mięsni", ale mam nadzieję, że jednak nic poważnego i jakoś z tego wyjdzie. Biedny Philip...
    "Z tym, że słońce znajdowało się znacznie wyżej i właśnie pojedyncza chmurka zaczęła go zasłaniać, dając cień" - je. Piękne i świecące, ale słońce jest jednak rodzaju nijakiego ;)
    "- Tak, wiem że czasem mi dobija." - dobija, odbija, jeden pies ;)
    "Sunkern wystrzelił kilkom brązowymi ziarenkami." - kilkoma;
    "wiedza Kyle’a na temat wodnych pokemonów było niezwykle cenna w tej bitwie." - była;
    "Współżyje on wraz z Remoraidem, który czyści płetwy pokemona, dzięki emu zdobywa pokarm." - czemu;

    Tyle poprawek. A teraz tekst, który zdecydowanie zrobił mi dzień... a właściwie wieczór: "- Alice, może poszłabyś ze mną, no po hmm. No chodź że! – Złapał ją pod rękę i razem z nią ruszył w stronę centrum pokemon." Padłam, powstałam, Powerade - jak to mawiają w reklamie :D Ale tak trochę poważniej, to może faktycznie zacznę od wątków uczuciowych, bo ciężko o nich nie wspomnieć, skoro opanowały dobre pół rozdziału. Bardzo podobała mi się postawa Alice i Philipa. Zwłaszcza tej pierwszej. Niech sobie ma te swoje "zachwiania" od czasu do czasu, ale tym razem myślała najtrzeźwiej z całej czwórki. Serio? Myślę, że gdyby nie przyjaciele, Kyle i Caroline do tej pory kręciliby się jak przysłowiowy smród w gaciach i unikali siebie nawzajem. Chociaż muszę przyznać rację Michałowi, ten nagły pocałunek na ławce wyskoczył trochę znienacka. Ach te hormony...
    Teraz walka. Ta sala urzekła mnie od pierwszej chwili. Czy tylko ja mam nieodparte wrażenie, że nasza dzielna Oliwia przypomina młodszą wersję Hatsune Miku? A co do imion, nie jest tak źle. Rodzice mogli ich nazwać Olivia i Olivier, albo Oliwia i Oliwier. A tak przynajmniej różnią się "fałką" ;) No i ten pomysł z krzesełkiem ratownika dla sędziego. Miodzio! Sama walka faktycznie trochę chaotyczna, ale przywykniesz do dwuwalk, jestem pewna. Z Twoim tempem łapania doświadczenia rewanż na pewno będzie już opisany bezproblemowo. Choć przyznam, że ta szybka porażka na końcu była dla mnie nie lada zaskoczeniem. Chociaż młodzi liderzy wyciągnęli z wszystkiego bardzo rezolutne wnioski, a i ja bardzo się cieszę, że raz jeszcze zagościmy wszyscy w tej przecudnie zbudowanej narracyjnie sali.
    Pozdrawiam :)

    PS. Pojawiła się szansa na pracę! Z tej radości aż ruszyłam bloga, póki entuzjazm jeszcze trzyma ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio, udało Ci się już coś znaleźć? To super! :) To coś w zawodzie, jeśli mogę zapytać? Czy tylko tak, na wakacje? Ja niestety już nie mam luksusu wakacji... to znaczy mam, ale po nich już nie wrócę do szkoły jako uczeń/student. A szkoda... Studia były mega! Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi i zrobiłam kilka rzeczy, które zawsze chciałam zrobić. Nabrałam pewności siebie, no i nauczyłam się skutecznie uczyć. No dobra, nie wylewam już Ci swoich uzewnętrznień w komentarzach, bo to nie na temat ;P Mam nadzieję, że jakoś ogarniesz sesję w dogrywce. I że Ci się spodoba w pracy nowej, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie w zawodzie, na to zdecydowanie za wcześnie, ale w wolnej chwili zamierzam się przejść, jako wolontariusz do mojej przyszłej pracy XD. Potrzeba mi praktyki, a obecna to po prostu wakacyjna przygoda, że tak to ujmę :).

      Usuń

Obserwatorzy