logo

XXVI. Where is a princess it has to be a dragon

XXVI. Where is a princess it has to be a dragon

            - Odpocznij wreszcie – powiedziała rudowłosa, stojąca w progu drzwi, prowadzących do centrum pokemon.  – Kyle – napomniała, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.

            Chłopak ignorował jej upomnienia. Kucał przed swoim niebieskim pokemonem, z uniesioną gardą. Stworek okładał go serią szybkich ciosów, bez użycia większej siły. Caroline podeszła do niego, by móc go odciągnąć od treningu.
- Ja wiem, że chcesz zdobyć szybko kolejną odznakę, ale dawno nie odpoczywałeś. Pamiętaj, że to twoja pierwsza podróż, nie możesz tak forsować swojego organizmu, i co gorsza swoich pokemonów – usprawiedliwiła swoją upierdliwość, licząc, że brunet podda się jej pomysłowi.
- Nie dasz za wygraną, co? – Odchylił głowę nieco ku górze, by móc na nią spojrzeć, nie opuszczając gardy. Dziewczyna spojrzała się na niego wymownie. – Poza tym nie forsuję organizmu – odpowiedział, kiedy tylko znalazł słaby punkt wypowiedzi dziewczyny.


            Caroline wzięła głęboki oddech. Czuła, że rozmawia z małym dzieckiem, które nie chce zjeść zdrowych brokuł. Nie dlatego, że nie lubi tego warzywa, ale tak dla zasady.
- Forsujesz. Ja wiem, że wydaje ci się, że jest inaczej. Każda walka z liderem to stres. A uwierz mi, że stres nie jest taki przyjemny dla naszego organizmu – powiedziała stanowczo.
- To tylko stres – mruknął Kyle i skupił się na swoim pokemonie.
- Tak, ale jednorazowy stres to nic. My mówimy już o stresie chronicznym, bo to twoja trzecia walka o odznakę w ciągu miesiąca.
- Trzecia?  - zdziwił się brunet, tracąc uwagę. Jedno uderzenie Polwihirla, sprawiło, że chłopak wylądował na ziemi plecami.
- Dwie walki o odznakę, plus rewanż – wyliczyła z dokładnością.
- No może masz rację, ale...
- Nie ma ale! Jasne!? – warknęła. Kyle nie odpowiedział nic. – Poza tym może spędziłbyś trochę czasu ze mną, co ty na to? Nie obraziłabym się za romantyczny spacer, kolację, czy może jakiś film w kinie – opowiedziała mu o liście opcji. Kyle uniósł jedynie swoją brew.
- Rozumiem, że wczorajszy piknik pobudził twój apetyt na więcej?
- Od razu, na więcej. Mógłbyś się po prostu postarać – zaśmiała się, podając mu dłoń, aby ten mógł wstać.
- Eh, tak to jest, jak raz okażesz łaskę kobiecie – skwitował Kyle.

***

            Tymczasem blondynka przymierzała nowy turkusowy top z brokatowym Staryu na piersiach.
- Co za tandeta, kto coś takiego ubiera? – powiedziała, zdegustowana strojem.
- Po co w ogóle to przymierzasz? I po co ja jestem ci potrzebny? – zapytał brunet, będąc lekko poirytowany.
- Skoro się napatoczyłeś, to mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa. Nie moja wina, że Caroline cię ustawiła nieco wcześniej – odpowiedziała mu dziewczyna.
- Alice, tak? – Dziewczyna przytaknęła mu skinięciem głową. – Alice słuchaj, ja miałem przyjść spotkać się z Caroline, bo chciała się spotkać. Nie wiedziałem, że wrobi mnie w zakupy z tobą. Nawet cię nie znam – zakomunikował.
- To poznasz – skomentowała. – Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałeś. Nie będę kłamać, ja też się ciebie nie spodziewałam. Mimo wszystko myślę, że możemy się poznać. Zawsze będzie milej – zaproponowała mu. Chłopak założył jedynie dłonie na klatkę piersiową i ciężko odetchnął.
- Z kobietami same problemy są, na całe szczęście ja nie jestem nimi zainteresowany – zaśmiał się do swojego podopiecznego, który uganiał się za rudym Eevee. – Zresztą nie ważne – dodał, widząc co wyprawia jego stworek.

***

            Kyle wziął prysznic, przebrał się i zszedł na dół, do holu centrum pokemon. Przy jednym ze szklanych stolików siedziała Caroline, która na niego oczekiwała, wraz ze swym różowym Wigglytuffem.
- Więc mówisz, że Philip woli facetów – zagadał, próbując uświadomić sobie tę informację. W końcu znał przyjaciela z zupełnie innej strony.
- Tak, co ciężko ci w to uwierzyć? Czy może jesteś nietolerancyjny? – Caroline uważnie przyjrzała się swojemu chłopakowi.
- Nie jestem nietolerancyjny, to na pewno! – zaprzeczył błyskawicznie, niczym poparzony. – Po prostu ciężko jest mi przetrawić tę informację. Wiem, że znasz go dopiero od paru tygodni, więc nie znasz go tak, jak ja – zaczął wywód. – Ja znam go znacznie dłużej. Stąd moja reakcja. Jeszcze rok temu Philip był jednym z największych kobieciarzy.
- Nie wiedziałam.
- Choć fakt podejrzane było, to że nie zarywał, ani do ciebie, ani do Alice. Druga sprawa, że był aktorem, artystą – zastanowił się nad tym.

            Caroline poddała tę wypowiedź analizie. Spojrzała się na swojego chłopaka wymownie i zaczęła:
- Sugerujesz, że jeżeli facet jest artystą, to jest gejem? – zapytała, zakładając skrzyżowane dłonie na klatkę piersiową.
- Od razu „zakładasz”. Po prostu tak mi się rzuciło – powiedział, nieco poirytowany. – Wiesz gej, ma trochę z umysłu kobiety, podobno. Chodzi mi o to, że jest w tej orientacji trochę biologii. Uważam, że geje są nieco wrażliwsi, od przeciętnego faceta. Podkreślam przeciętnego – zaznaczył grubszym głosem.
- Czyżbyś wystraszył się, że zacznę podejrzewać ciebie – wtrąciła swą złośliwą uwagę.
- Po pierwsze nie przerywaj, a po drugie, nie mam nic do ukrycia – powiedział pewnie. – Chodzi o to, że artyści muszą być, że tak powiem wrażliwsi, nawet aktorzy, a może oni w szczególności.
- Rozumiem. Czyli znowu generalizujesz – stwierdziła. – Zupełnie jak wtedy, na naszym pierwszym spotkaniu. Według ciebie każdy facet ma być twardy, a kobieta delikatna.
- Tym razem, to ty snujesz daleko idące wnioski – zarzucił, odbijając oskarżenie. – Ludzie są różni, ale pewne rzeczy zgadzają się. Są charakterystyczne dla danych grup społecznych. Co nie oznacza, że są one zasadami, a jedynie regułami. A jak doskonale wiemy reguły, mają swoje odstępstwa.
- Dobra, nie męcz się już, bo ci się mózg przegrzeje – zaśmiała się dziewczyna, gładząc bruneta po czole. – Parzy!
- Ha, ha – zaśmiał się teatralnie, marszcząc przy tym brwi.

            Siostra Joy wyszła zza filaru i odebrała video rozmowę ze specjalnej budki, która znajdowała się w każdym centrum pokemon i umożliwiała rozmowę z innym trenerami. Dodatkowo można było, wymienić pokemony.
- Czy na Sali jest Kyle Flamento? – zapytała kobieta, rozglądając się po holu pełnym trenerów pokemon. W jednej dłoni trzymała słuchawkę, licząc że nie będzie musiała jej odkładać. Kyle wzdrygnął się, gdy usłyszał swoje imię. Zastanowił się, po co może go wzywać siostra Joy.

            Obrócił się na pięcie w stronę dobiegającego głosu. Zobaczył kobietę przy aparacie, do którego się też udał.
- Tak? – zapytał dość niepewnie. Pomyślał, że to może telefon od jego ojca.
- Twój brat dzwoni – powiedziała, podając mu słuchawkę.

            Kyle posłusznie wszedł do środka i usiadł wygodnie na metalowym stołku, o zielonym materacyku. Kliknął coś na aparaturze i odłożył słuchawkę na swoje miejsce. Czarny ekran zabłysł tysiącem kolorów. Kyle szybko rozpoznał twarz swojego brata i towarzyszącego mu blondyna. Jego oczy znacząco się rozszerzyły.
- Phil… Philip – powiedział, odchrząkając.
- A ty co zobaczyłeś ducha? – zaśmiał się złośliwie Jack.
- Nie, ale dziwię się, że jesteście razem. To znaczy, że jesteście tam razem, nie że razem – poprawił się, czując skrępowanie.

            Caroline dobiegł głos zmieszanego Kyle’a. Postanowiła sprawdzić z kim tak rozmawia. W końcu, jeżeli to byli rodzice chłopaka, to wypadałoby się przedstawić. W końcu może pewnego dnia będą rodziną.
- Człowieku, ale ty bredzisz! – rzucił Jack, nie rozumiejąc zachowania brata.
- Ty wiesz o… - przerwał Philip, który wtrącił się wreszcie do rozmowy. – Ale on nie wie – powiedział, zakładając że brunet bez problemu zrozumie, o co chodzi.
- Takie buty – skwitował Kyle.

            - Cześć wszystkim – rzuciła wesoło Caroline, widząc blondyna i chłopaka o takich oczach, jak jej ukochany.
- Czyżby to była twoja laska? – zapytał brunet, unosząc brwi i szczerząc swoje kły.
- Jak na geja masz bardzo przedmiotowe traktowanie kobiet – mruknął Kyle.
- A ty znowu kategoryzujesz – przypomniała Caroline.
- Dajże dzisiaj spokój – jęknął Kyle. – Philip też jest na Red Isle – oznajmił dziewczynie. – Jakim w ogóle cudem? Powinieneś być przecież w Cianwood City.

            Blondyn podrapał się po głowie i wziął głębszy oddech.
- Proszę, tylko się nie śmiejcie. Proszę – zaznaczył. Brunet skinął jedynie głową. – Kupiłem bilet na statek do Cianwood City, a wsiadłem do tego na Red Isle. – Kyle powstrzymywał się od wybuchnięcia.
- Tu nie ma nic śmiesznego – powiedziała Caroline z grobową minął. – On jest chory na blond włosy! – Wszyscy parsknęli śmiechem. Tylko Philip uniósł lewą brew do góry i przekrzywił usta.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Bardzo – wycedził poirytowany.

            - Swoją drogą po co dzwonisz Jack? – zapytał Kyle, zmieniając temat rozmowy.
- Czy brat nie może zadzwonić do brata, od tak? – zarzucił. – No dobra, jest sprawa. Nie jestem dla przyjemności, jak wiesz na Red Isle. Liga mnie wysłał, bym wziął udział w tutejszym konkursie. Jest to turniej wodnych pokemonów, ludzie tutaj mają bzika, na ich punkcie. Do rzeczy, ja nie mam żadnego pokemona wodnego, co ty na pożyczenie mi Kingdry? – wypalił, po dłuższym wprowadzeniu.
- Przepraszam – jęknął Kyle – bardzo, ale to bardzo chciałbym ci pomóc. Kingdry ci nie oddam. Ona ma dość trudny charakter, a gdyby zobaczyła ciebie z pewnością, moje relacje z nią nie byłyby lepsze.
- Sugerujesz, że ja, bardziej doświadczony trener, mógłby zepsuć ci pokemona?
- Nie kwestionuję twoich zdolności – zaznaczył Kyle. – Znam Kingdrę, to trudny pokemon. Mogłaby to odebrać, jako porzucenie – wytłumaczył.
- No to trudno. Muszę sobie ogarnąć jakiegoś pokemona – powiedział, nieco zmartwiony. – A nie chcę mi się ich łowić – dodał.
- A mi każesz sobie złowić – wtrącił Philip.
- Młody jesteś, kolejny pokemon w drużynie ci nie zaszkodzi. A ja nie trawię wodnych pokemonów. Bez urazy Kyle.

            Kyle obserwował całą rozmowę, zastanawiając się nad dwiema zasadniczymi sprawami. Po pierwsze, czy między Philipem, a Jackiem zaiskrzy? Albo co gorsza Philip dalej lubi uwodzić i wykorzysta Jacka? Drugą sprawą było pewne rozwiązanie problemu, jego brata.
- A co ty na Poliwhirla? – wypalił. Wszyscy rozdziawili usta, patrząc na bruneta. Poliwhirl też nie krył swojego zdziwienia. – Wiem, że to mój pierwszy pokemon, ale przyda się mu trening. Ten maluch potrzebuje nieco wprawy przed ewolucją i każdy turniej będzie dla niego dobry. A skoro ja mam szlaban na walki…
- Szlaban? – zdziwił się Philip.
- Nałożony przez bliżej nieokreśloną rudowłosą istotę – odpowiedział złośliwie Kyle.
- Hej! – warknęła Caroline.
- Pantoflarz – rzucił pod nosem Jack. Jedynie Philip to usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem, udając, że wszystko jest dobrze.

            Poliwhirl spojrzał się na swojego opiekuna, pokiwał swoim tułowiem, w akcie zgody.
- Prześlę ci go, ale pamiętaj! Masz go trenować – zażyczył sobie Kyle.
- Jasne, jasne tatusiu – zaśmiał się Jack.
- A ty Philip trzymaj rączki przy sobie. Nie musisz łowić każdej ryby. Jednym słowem wara, od moich genów – powiedział Kyle. Przekaz zrozumieli wszyscy, oprócz Jacka, który zachodził w głowę, o co chodzi z genami i rybami. 

***

            Słońce pojawiło się już na zachodniej stronie nieba, unosząc się nieznacznie ponad wzniosłymi budynkami, które oblane były złocistymi promieniami. Kyle, Caroline, Alice i Mitchell maszerowali przez miasto, które wypełnione było ludźmi. Większość z przechodni wracała z plaży, wraz ze słomianym kapeluszem i lodem w ręku. Część z nich miała jeszcze okulary słoneczne, a część paradowała jeszcze w stroju kąpielowym.

            Grupka przyjaciół znalazła się w starszej części miasta. Gdzie ulice były brukowane, latarnie były czarne, z piękną roślinną ornamentacją. Budowle, nieco starsze z charakterystycznymi gzymsami, płaskorzeźbami, a nawet tamponadami.

            Paczka weszła do jednego z malowniczych budynków. W środku poczuli zapach ryb. W końcu znaleźli się w restauracji z sushi.
- Ty też uwielbiasz roślinne pokemony? – zapytał się Mitchell, niedowierzając, że pozna kogoś o podobnych pasjach.
- Tak. Jakoś tak, od dziecka mam. Jaki jest twój ulubiony? – zapytał Kyle. Tymczasem Caroline i Alice rozglądały się za miejsce, do siedzenia.
- Pewnie się wygłupię, ale kocham Tangelę. To mój numer jeden, tuż przed Leafleonem – opowiedział Mitchell, uśmiechając się triumfalnie. – A twój ukochany pokemon?
- Weepinbell, ale mam swojego Sunkerna, a Saunflory są wspaniałe – pochwalił się brunet.
- Nie gadaj, masz Sunkerna? – podekscytował się Mitchell.
- Dziewczyny chodźmy zająć miejsce – rzuciła do chłopaków Caroline, słysząc ich trajkotanie.

            Cała czwórka zajęła miejsce, przy jednym z drewnianych stolików, który stał na małym, beżowym, kwadratowym dywanie, z orientalnym, czarnym symbolem – przypominał on nieco ziele, którym żywi się Poliwag. Nad stołem wisiał szaro-żółty lampion zrobiony z bibuły. Ściany były delikatnie kremowe, z deskami barwy kasztanu, które sięgały do połowy. Oczywiście pojawiały się rysunki Gyaradosa i Dragonaira. W końcu orientalny wystrój to podstawa.
- Kyle, o co chodziło z tą akcją rano? – zapytała Caroline, ni stąd ni z owąd.
- Jaką akcją? – Spojrzał się na nią intrygująco.
- Ryby, łowienie i tak dalej. Znaczy czemu zaznaczyłeś to Philipowi, tak wymownie. Przecież on chyba, nie jest taki puszczalski. A nawet jeśli, to co ci do tego?
- Co mi do tego? – zaskoczyła go wypowiedź Caroline. – To mi do tego, że Jack jest moim bratem, a tak się składa, że też jest gejem.
- I to jest straszne, bo?
- Bo nie chcę, żeby go wykorzystał. Znam Philipa, on lubi się bawić. A kiedy się bawi nie liczy się z konsekwencjami. Nie powiem, jest odpowiedzialny. Ale też jest hedonistą – wytłumaczył Kyle, chwytając za kartę menu.

            Mitchell obserwował uważnie całą sytuację. Jego serce zaczęło bić mocniej, gdy usłyszał imię znajomego mu blondyna.
- Taki jest Philip? – zainteresował się tym
Mitchell, czując delikatne ukłuci w klatce piersiowej i napływającą krew do mózgu.
- No może, nie aż taki straszny. Nie będę kłamać, pół roku temu zaliczył nie jedną laskę w naszej szkole. Nie należy raczej, do typa romantyka – wypalił Kyle. Caroline posłał mu karcące spojrzenie, po czym wróciła do czytania menu.
- Nie przejmuj się – powiedziała Alice, masując chłopaka po ręce. – Może ty go odmieniłeś, w końcu spodobali mu się chłopcy.
- Nie wydaję mi się – mruknął ponuro. – Przyznam, że tego się spodziewałem, po tym jak opuścił mój dom.

***

            Philip leżał w objęciach Mitchella. Smyrgał go delikatnie swoim jednodniowym zarostem, po klatce piersiowej, odczuwając niezwykła przyjemność z dotyku męskiej piersi.
- O już wstałeś? – powiedział Mitchell, spuszczając nieco wzrok i widząc poruszającego się Philipa.
- Tak, chyba będę już się zbierał – oznajmił mu, spoglądając w jego piękne brązowe oczy. Philip przez chwilę czuł się tak błogo.
- Spotkamy się jeszcze dzisiaj, może mała powtórka? – zaśmiał się Mitchell, licząc, że uda mu się ugrać kolejną noc.
- Wiesz, chyba nie. Muszę wypłynąć dzisiaj z Olivine City, w końcu Liga tuż, tuż.
- Nie tuż, tuż, tylko za prawie osiem miesięcy – oznajmił, głaskając go czule po głowie. – Poza tym, jak ty to widzisz?
- Co widzę?
- Nas?
- Nas? Hmm… - Chodzi o to, że nie widzę. Dodał sobie w myślach. – Pomyślimy po lidze może coś ruszy, teraz muszę podróżować. Wrócę tu kiedyś, na pewno.
- Kiedyś mnie nie urządza. Może wyruszę z tobą?
- Ze mną? Hmm…
- Rozumiem, że to było jednorazowe. To była ta jedna, konkretna noc? – zapytał Mitchell, nie kryjąc swojego smutku, który dało się wyczuć w jego głosie.
- Nie, to na pewno nie – zaprzeczył Philip. – Ja sam nie wiem czego chcę, muszę po prostu wyruszyć w podróż, przemyśleć wszystko i sobie to poukładać. Wszystko dzieje się za szybko.
- Za szybko? – zdziwił się Mitchell. – Nie da się chyba wolniej.
- Znamy się parę dni, a już ze sobą spaliśmy. Ty na serio uważasz to za wolne tempo? A może następny ślub? – rzucił nieco sarkastycznie.
-  Rozumiem – odparł zrezygnowany Mitchell. Przez chwilę miał ochotę, wyrzucić blondyna, ale zrozumiał, że to jest jego ostatnia chwila na czułości.

***

            - On jest zagubiony – usprawiedliwiła Caroline, swojego nieobecnego przyjaciela.
- Albo taki jest – wtrącił Kyle, spoglądając spoza bordowej karty menu.
- Czy ty wszystkich musisz osądzać?
- Caroline, jeśli mogę – przerwała Alice. – Nie znasz Philipa tak, jak my. Nie oceniamy go zbyt pochopnie. Po prostu znamy trochę inną serię wydarzeń. Philip to skomplikowana osoba. Z jednej strony jest dupkiem, z drugiej strony jest taki inteligentny. Nigdy nie wiesz, na jakie jego oblicze trafisz.
- Sugerujecie, że znowu? – Caroline nie potrafiła tego zrozumieć. Znała się na ludziach. Tak, Philip był lekkoduchem. Tego nie dało się zaprzeczyć. Jednakże odnajdował w tym złoty środek i stąpał też po gruncie. Czyżby intuicja zawiodła?
- Nie wiem, nie wtrącam się. Podczas tej podróży nie poznaję niektórych – mówiąc to, brunet skierował swoje spojrzenie w stronę Alice.
- No co?
- Wiecie co? Może zmienimy temat, bo widzę, że robi się nieprzyjemnie – wypalił Mitchell, licząc, że zdoła naprawić całą sytuację.

            I tak minął im wieczór, na rozmowach, analizowaniu, opowieściach, wspomnieniach i innych takich. Kyle wreszcie wyluzował, Caroline cieszyła się swoim wolnym,  a Alice starała się zachować spokój. Mitchell po prostu cieszył się towarzystwem, gdyż samotność go przerażała. Nie, że tak było zawsze. Lęk ten wzbudził Philip. Mitchell nie chciał zostać ani na sekundę sam, bo wtedy obudziłyby się wszystkie miłosne rany.

            Tak też minął im tydzień. Kyle zajmował się treningiem i opiekowaniem się pokemonowym jajkiem, które otrzymał od brata. Alice towarzyszyła mu często w treningach, przygotowując się do następnych pokazów. Czasami nawet udało im się stoczyć pojedynek. Caroline korzystała z odpoczynku, spędzała czas z Mitchellem i jego przyjaciółmi. Czasem spędzała całe dnie w bibliotece, poszerzając swoją wiedzę o pokemonach. Wieczorami paczka szła na farmę do Mitchella, gdzie chłopak organizował ognisko dla swoich przyjaciół. Grał na swojej gitarze, a wszyscy pili i tańczyli.

            Niestety każda bajka ma swojego smoka, wiedźmę, czy inną złą istotę. Ta też miała swojego potwora.
- Przepraszam, muszę wyjść do łazienki – powiedziała Alice, przerywając trening ze swoim przyjacielem.
- Co się dzieje? – zapytał się Kyle.
- Niedobrze mi – odpowiedziała i weszła do centrum pokemon.
- Znowu? – zdziwił się. To już drugi raz w ciągu tego poranka.

            Kyle nie zabrał się za kontynuację treningu. Ruszył do środka, by poczekać na swoją przyjaciółkę, przy jednym ze szklanych stoliczków. Usiadł wygodnie na skórzanej kanapie i zajął się pielęgnowaniem niebieskiego jajka. Z torby wyjął szmatkę, którą nieznacznie zwilżył specjalnym płynem i zaczął je polerować. Niebawem w końcu coś się wykluje. Poliwhirl – który już wrócił od Jacka – zajął wygodnie miejsce naprzeciw i zaczął segregować torbę Kyle’a.
- Ciekawe czy coś jej jest – rzucił brunet, myśląc o całej sytuacji. Czuł, że coś jest nie tak. Coś mu mówiło, że to nie jest zwykłe zatrucie.

            Kątem oka zauważył Alice, stojącą przy recepcji. Wychylała się delikatnie za ladę i szeptała coś do ucha ryżowłosej pielęgniarki. Błękitne oczy siostry Joy nagle zwiększyły swój rozmiar. Pokiwała energicznie głową i sięgnęła pod ladę. Podała Alice coś długiego i białego. Kyle nie chciał być wścibski, więc poczekał, aż ktoś łaskawie wytłumaczy mu co się dzieje.

            Czekał tak piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści minut. Aż wreszcie blada Alice zjawiła się przy recepcji. Podziękowała za coś siostrze Joy, po czym zwróciła się w stronę Kyle’a. Wyglądała jakby, co najmniej zobaczyła Darkraia.
- Co się stało? – spytał się Kyle. Chłopak nie mógł znieść już napięcia.
- Nie potrafię ci tego powiedzieć. Kyle narozrabiałam – wydukała, roniąc jedną łzę, która spłynęła po jej porcelanowym policzku.
- Ale co się stało? – ponowił pytanie.
- Ja… ja jestem… ja… - jąkała się.
- Alice, mi możesz wszystko powiedzieć – powiedział, po czym złapał ją za dłoń. – Jestem twoim przyjacielem, nie będę cię oceniać.
- Ale Kyle, ja jestem…
- Co jesteś?
- Jestem w ciąży – oznajmiła.

            Kyle poczuł, że czas stanął w miejscu, a wszystko zaczęło się obracać, jak na karuzeli. Ostatnie zdanie zaczęło odbijać się w jego głowie, niczym irytujące echo w górach. Rozdziawił usta i patrzył się w jej stronę.

            Sensacjom nie było końca. Bo oto poczuł ciepło w swoich dłoniach. Jajo, które trzymał pokryło się blaskiem. Promienie zaczęły odchodzić, od źródła światła. Z kuli zaczęły formować łapki, uszy i... Stworek był barwy blado-niebieskiej, z czerwonymi elementami. Pomachał wesoło energicznie uszami, widząc swojego opiekuna.

            Brunet przez sekundę stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wiedział, czy się cieszyć, czy płakać, czy może uciekać. – Problemy, ach problemy. Wiedziałem, że było zbyt pięknie – pomyślał, kiedy jego umysł przyswoił informację, o tym co się wydarzyło.


 ______
Od Autora:
  1. Jak rozdział? Mam nadzieję, że się podobał. Był nudny i taki miał być, trochę jak prosta bajka, w której nic się nie dzieje, by uderzyć niczym grom na samym końcu. Czuję, że mój styl się trochę poprawił w tym rozdziale, mam nadzieję, że nie ma wielu błędów. Przyznam, starałem się. A co do Alice - chciałem ją zabić, ale pomysł Michała wydał mi się interesujący. Tak, czasami korzystam z waszych pomysłów Annetti stworzyła Jacka na przykład :D
  2. Wygląd, ach niechlujny wygląd. Taki ma być. Prosty, surowy szkic z dodatkiem niedbale dodanych kolorów. Poczułem, że tego chcę prostoty. Wydaję mi się, że nagłówek przez to mówi więcej. Te emocje. Wygląd też jest bardziej poukładany i prosty. Sam nagłówek nawiązuje do trzech postaci Kyle'a myśliciela, strapionej Alice i optymistycznego Philipa, to tak naprawdę opowiadanie o nich. W dodatku w nagłówku pojawiło się "Dare destiny" - nazwa mojego poprzedniego bloga z opowiadaniami. Chciałem, żeby nagłówek był prosty, ale mówił wiele - symbolizmu uuu. 
  3. Posty będą pojawiać się regularnie co piątek. Zniknie zakładka "pokedex", pojawi się zakładka "autor". Mini seria będzie się pojawiać od czasu, do czasu w niedzielę(dodatkowo) lub w piątek zamiast rozdziału o Kyle'a.

To tyle ;)
Na razie!!! ;)

2 komentarze:

  1. Caroline wie jak ustawić Kyle'a :P I bardzo dobrze! Jeszcze by chłopak gdzieś padł z wyczerpania czy coś. Faktycznie ten rozdział jakoś łatwiej się czytało niż poprzedni. Relacja Kyle-Caroline bardzo mi się podoba. Świetnie się bawiłam czytając o ich przekomarzaniach. A ta rozmowa z Phillipem i Jackiem. Biedny Jack, taki niezorientowany w tym wszystkim :D Jackie istnieje dzięki mnie? Ale czad xD Noo, sprawa Alice też mnie trochę zaskoczyła. I całe szczęście, że jej nie zabiłeś. Jestem ciekawa jak sobie poradzi z tym całym problemem, jakby to wyglądało gdyby postanowiła mieć to dziecko, no i najważniejsze co na to Forrest (przypuszczam, że to on jest ojcem ;) ). Aż nie mogę się doczekać żeby poznać odpowiedzi na wszystkie pytania!
    Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu życzę

    Ps. A mnie się ten szablon podoba. Zwłaszcza nagłówek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam XD
    Czo ten Philip zawsze jest w centrum uwagi, nawet jeśli go nie ma z nimi to jest jednym z najczęstszych tematów do rozmowy. Nie za fajnie później jest jak się zakochasz w takim typie jak on, ale nikt nie wybiera w kim się zakochuje także życzę powodzenia Mitchellowi, już chyba przywykłem do tego homoseksualizmu u Ciebie także ten tego :D. Czy rozdział był nudny? Wcale nie moim zdaniem, bardzo przyjemny. Nie powiem końcówka jak najbardziej "majestatyczna" bym rzekł :> Jajeczko się wykluwa, a Alice w ciąży, bardzo mi się spodobało aż jest się ciekawym co będzie dalej. A teraz odwołam się do komentarza Annetti: Czy ja wiem czy dobrze, że nie zginęła, fakt przywiązałem się do niej bardzo, ale coś takiego otworzyło by nowe ciekawe wątki, ale skoro ostatecznie to nie ona to może na kogoś innego padnie. Nie życzę nikomu śmierci czy coś, ale wielokrotnie oglądając anime czy cuś to jakaś śmierć dawała dobrego kopa owym produkcjom, jestem świadomy, że to opowiadanie pisane, ale po prostu tak mi się wydaje :P. Wiem, że wybierzesz jakiś ciekawy wariant na który bardzo gorąco czekam.
    No to cześć i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy