logo

03. Let's rod than roll!

 Pomarańczowe słońce wynurzało się z wody, nadając niebu jasno różowy, słodki kolor lodów truskawkowych. Na morskim brzegu panował spokój; małe Krabby uciekały pod kamienie po nocnych łowach; Seele wynurzały się z wody, wdrapując się na piaszczystą plażę, żeby zaznać kąpieli słonecznych; Slowepoki zarzucały swoje ogony, które służyły im za wędkę. W tak różnorodnym morskim świecie nie problem było złapać wodnego pokemona, którego tak bardzo potrzebował Philip.

Mała Pichu podała mu właśnie przynętę, którą Philip umieścił dumnie na haku.

- Polecam ogon Slowepoka – zagaił Kyle, który wyglądał niczym rasowy wędkarz. Na głowie miał kwadratowy kaszkiet w kolorze moro oraz kamizelkę o tej samej barwie z pokaźną ilością kieszeni. Na nogach miał granatowe gumiaki. Kyle jako naukowiec w całości oddał się badaniu wodnym pokemonom, był też ich kolekcjonerem, dlatego też uwielbiał wędkować. 

- Spróbuję tego co wczoraj udało się mi kupić. – Kyle popatrzył pobłażliwie na małe, błyszczące przynęty w kształcie Goldeenów.

- Zdecydowanie zamieniasz się w koordynatora. – Kyle zamachnął wędką w tył, po czym z całej siły wypchnął ją przed siebie. Przynęta w kształcie ogona Slowepoka poszybowała w powietrze i wpadła kilka metrów dalej do morza. – Radzę się dobrze zamachnąć, bo z taką przynętą może być ciężko coś złowić. – Philip zacisnął zęby, coraz bardziej żałował, że poprosił Kyle’a o pomoc w łowieniu. Mógł zapytać o kilka rad, jednak kiedy tylko podjął temat z Kyle’em, ten tak ożywił się, że zaczął strzelać informacjami niczym żołnierz na wojnie. W końcu nie mogąc pojąć tych wiadomości Philip postanowił go po prostu zabrać ze sobą. Nie wiedział, że Kyle podczas łowienia zmienia się w mądrego pana z wąsem po czterdziestce. Do pełnego obrazu brakowało mu srebrnej piersiówki i życiowych rad na poczekaniu.

- Dziwne, że ty nie popijasz whisky jak Jack – skomentował blondyn. Kyle zmierzył go wzrokiem. – Nieważne. Miałem dziwne skojarzenie w głowie. To ile mam czekać, aż coś chwyci?

- Jak to ile? – Kyle wybałuszył oczy. – Aż coś złapie, godzina, może dwie albo trzy. Różnie to bywa.

- Że co? Mam czekać w godzinach? Ale przecież pan ze straganu mówił, że z tymi cudeńkami…

- Pan ze straganu chciał ci sprzedać coś co błyszczy, żebyś się cieszył. Powiedziałby nawet, że po sekundzie łapią, gdybyś się wahał. – Philip poczuł falę ciepła, bo właśnie to usłyszał od sprzedawcy. Czuł się jak idiota.

- Myślisz, że wyrobię się do pokazów?

Kyle spojrzał przed siebie, jakby próbował coś dostrzec w morzu, które zdawało się być nazbyt spokojne. Niskie grzbiety fal poruszały się powoli, co chwile bijąc o brzeg, pozostawiając cienką linię piany.

- Jak chcesz mieć pewność poszukaj pod kamieniami albo zapoluj na Seele.

Philip myślał o tym, ale nie był przekonany jakoś ani do Kraby’ego, ani do Seela, jakby jakiś inny pokemon był mu przeznaczony, chociaż nie miał swojego faworyta. Może jakiś wodny i wróżkowy jednocześnie.

- Rozumiem, że nie jesteś zainteresowany – dodał Kyle, nie dostając odpowiedzi. – Masz w ogóle jakiś typ?

- Chciałbym wodnego i wróżkowego zarazem.

- Marill i Azurill mają taki podtyp, ale je prędzej spotkasz w głębi wyspy aniżeli nad samym morzem. Może w jakimś jeziorze. Chyba na wyspie drugiej w głębi jest jezioro, ale na pewno nie tutaj. Licz na jakiegoś Goldeena albo Clamperla słyszałem, że ostatnio sporo się ich tutaj namnożyło.

Philip nie wyglądał na pocieszonego, nie widział się jakoś ani z jednym, ani z drugim pokemonem. Nawet Staryu, który wydawał się być piękny nie zaspokajał jego potrzeb. Chciał czegoś w swoim stylu, który zaczynał się tak naprawdę dopiero tworzyć.

***

Caroline leniwie przeciągnęła się na łóżku, po czym usiadła na jego brzegu. Zauważyła, że nie ma Kyle’a, domyśliła się, że albo poszedł łowić Sheldery, albo biega ze swoim Politoedem. Nie zamierzała się tym jakoś przejmować. Wolała się zająć teraz ważniejszymi sprawami – a więc śniadaniem. W końcu dobre śniadanie to dobry początek dnia.

Nie martwiła się zbytnio pierwszym dniem pokazów. Ponoć turniej miał trwać tydzień, w związku z tym pierwszego dnia zaplanowana został tylko runda pokazowa. Według plotek prawie dwustu koordynatorów postanowiło wziąć udział w konkursie, więc czekał ją długi i nerwowy dzień. Nie uśmiechało się jej czekać na ogłoszenie wyników cały dzień. Liczyła, że będzie gdzieś ostatnia i nie będzie musiała wyczekiwać długo na wynik. A przerażała ją myśl, że zakwalifikuje się tylko sześćdziesięciu czterech koordynatorów to koło jednej czwartej wszystkich uczestników. Nawet ona będąc doświadczoną koordynatorką obawiała się wyniku dzisiejszego dnia.

Jej rozmyślania na temat występu przerwał dźwięk stukania o drzwi. Nie przypominała sobie, żeby coś zamawiała, a raczej obsługa hotelowa stawiała na szwedzki bufet, aniżeli śniadanie podawane do pokoju. Ostrożnie podeszła do drzwi, licząc, że ktoś za nimi postanowi się przedstawić, kiedy tak się nie stało chwyciła za klamkę i pociągnęła w swoją stronę.

Zdziwił ją widok bruneta, który jak zawsze uśmiechał się od ucha do ucha, jak dziecko, które wybiera się w kolejną podróż pokemon.

- Jack?

- No cześć – powiedział z entuzjazmem. – Co nie mogę pogadać ze swoją bratową?

- W zasadzie. – Caroline zmrużyła czoło. – To nie wiem, o czym mógłbyś chcieć ze mną rozmawiać.

- No jak to o czym? To kiedy robicie dzieciaka, bo chciałbym być wujkiem. – Caroline rozdziawiła szeroko usta. – Wyluzuj, żartuję. – Poklepał ją po ramieniu. – Chociaż mina była bezcenna. – Wszedł nie czekając na zaproszenie, po rzucił się na łóżko, wygodnie wygniatając sobie miejsce, żeby móc sobie posiedzieć.

- A tak serio? – zapytała, zamykając drzwi.

- Philip wstał tak wcześnie, do tego mnie obudził, bo przecież odbiło mu z tym całym konkursem.

- Myślisz, że mu odwaliło?

Jack wzruszył ramionami. Caroline sama była zaskoczona decyzją Philipa. Z opowiadań Kyle’a nie spodziewała się po nim przejawu zainteresowania pokazami koordynatorskimi. To coś bardziej kobiecego, nawet faceci, którzy występowali mieli w sobie sporo pierwiastka damskiego. Tymczasem Philip w niczym nie przypominał tego typu mężczyzny. Był raczej ładnym lalusiem, ale takim męskim.

- Boisz się, że zacznie przebierać się za kobietę?

Jack skrzywił się.

- Nie myślałem, aż do teraz. O Arceusie, zniosę wszystko, nawet jakby stał się fanem Whitney, czy innej Britney.

- Whitney – poprawiła go Caroline. – Wiem, że ta liderka jest waszą ikoną, ale może tak źle nie będzie. Zresztą to nie jest złe w sobie. – Caroline pokręciła głową, jakby chciała odgonić od siebie myśli. – Czekaj, tobie się nie podoba to, że bierze udział w pokazach?

Jack uśmiechnął się nerwowo.

- Nie, ależ skąd.

- O dwie oktawy za wysoko, żebym uwierzyła.

- Oj, sam nie wiem. Nic nie mam do pokazów. Martwię się czymś innym, jak już poważnie rozmawiamy. On się ze mną dusi. – Caroline skinęła głową, jakby spodziewała się tego typu wyznania. – On potrzebuje podróżować. Boję się, że mu to odbieram.

- Nie wygłupiaj się. Ja mogę podróżować i tak tego nie robię, to ciężka decyzja. Wiesz, nie chciałam wczoraj o tym rozmawiać ani przy was, ani później, bo to trudny temat. Nie, że twoja czy Kyle’a w tym wina, że siedzę na dupie, zamiast latać po pokazać czy być show girl i w ogóle w szczególe. Po prostu trzeba przed sobą przyznać, że tego się chce, a co ważniejsze, że podróż oznacza rozstanie z drugą osobą. To bolesne samo w sobie, a do tego sprawiasz ból też drugiej osobie.

- Przesadzasz.

- A będzie ci dobrze, jak będzie podróżował po świecie? Poznawał siebie?

Jack poczuł ukłucie w sercu, kiedy usłyszał magiczny wytrych do jego cierpienia „poznawać siebie”. Ile razy tak kończył się jego związek, bo ktoś musiał właśnie się odkryć, bo to pierwszy związek, bo to coś nowego i tak dalej. Sam też kiedyś musiał się odkryć, ale po prostu jak normalny człowiek – uciekł z domu, nauczył się pić whisky i zaliczył kilka złych relacji. Nie rozumiał czemu ludzie nie mają tak łatwego systemu życiowego.

- Biorąc pod uwagę, że milczysz, śmiem wątpić, że jesteś gotowy na jego podróż.

- Jestem – zaprzeczył, lecz Caroline nie uwierzyła mu ani trochę.

- Najpierw przekonaj siebie, potem mnie.

- Och, nie chodzi o część z podróżą. Boję się, że się odkrywa na nowo. Wiesz, że kiedy się zmieniasz, to często tracisz ludzi wokół siebie, bo nagle nie pasują do twojej prawdziwej sfery.

- Naprawdę? – Wsparła dłonie na swoich biodrach. – To cię martwi? Myślisz, że cię zostawi? – Jack siknął głową, na co Caroline nabrała powietrza, nie chciała mu tego mówić, ale musiała. – A ty myślisz, że jak będzie siedział w klatce, będzie tym trenerem, z którym od czasu do czasu wypuścisz się na pokaz, to będzie inaczej? Zmęczy się, a wtedy znienawidzi wszystko.

- To co mi radzisz?

- Miłość jest jak Pidgey musi latać i jak Pidgey jeśli kocha to wróci.

- Jest za wcześnie na whisky, co? Bo chyba zaraz puszczę pawia, to było tak słodkie. – Jack zaczął naśladować odruch wymiotny, przez co Caroline zwątpiła, że cokolwiek do niego dotrze.

***

Philip i Kyle łowili już prawie trzy godziny, o czym nie omieszkał wspomnieć Philip. W przeciwieństwie do swojego kompana, nie miał tyle cierpliwości. Kyle wydawał się nawet dobrze bawić siedząc na kamieniu wraz ze swoim Politoedem, wręcz jakby medytowali nad morzem. Tymczasem Pichu zdołał powyciągać z torby Philipa wszystkie przedmioty i na nowo je poukładać, poganiać się z jednym Krabbym, który dla jego trenera stał się sensowny rozwiązaniem.

- Poddaje się – powiedział Philip, rzucając wędkę na plaże. – Nie będę już siedzieć na tym kamieniu. Wystarczy mi głupi Krabby, nawet Seel i tak nie wiem czego chcę. – Zaczął trzeć swoje włosy, zupełnie jakby dostał napadu paniki. – I tak straciłem dużo czasu, zamiast się przygotowywać do pokazu. Wczoraj za mało czasu miałem na to.

- A kto ci broni teraz trenować? – zapytał szczerze zdziwiony Kyle. – Ja mogę pilnować dwóch wędek, a ty z Pichu możecie trenować.

- Teraz  mi to mówisz?

- Nie pytałeś. Uznałem, że wszystko masz pod kontrolą i też ci się to podoba.

- Żartujesz?! Trzy godziny bez ruchu, to ma być zabawa? Agrhh!

Kyle naprawdę nie wiedział, co może być złego w wędkowaniu. Co prawda, czuł, że po wybuchu Philipa wszystkie potencjalne trofea uciekły przynajmniej na odległość kilometra, jednak i tak zamierzał powrócić do stanu nirwany. Już dwa razy dzisiaj brały, co prawda same Magikarpie, ale jednak.

Tymczasem wędka Philipa poruszyła się, robiąc łuk na piasku. Kyle wskazał podbródkiem na rzecz.

- Och, to kolejny Magikarp! Niech zabiera tę gównianą wędkę! – Kyle przewrócił oczami.

- Zobacz!

Philip niechętnie podszedł do wędki, kiedy próbował ją pochwycić, zaczęła coraz szybciej przyspieszać w stronę wody. Trener rzucił się w pogoń w ostatniej chwili, zanim zniknęła pod wodą Pichu chwyciła ją i zakotwiczyła się stópkami w mokrym piachu. Philip dobiegł do niej i odebrał od niej wędkę. Poczuł wyraźny opór. Spróbował przyciągnąć do siebie wędkę, jednak bez skutku. Zupełnie jakby zaklinowała się.

- Dobra, tym razem to nie Magikarp – powiedział, ciężko dysząc. – Przydałaby się mi pomoc.

- Prawdziwy wędkarz…

- Ja nie jestem wędkarzem, więc rusz tyłek i mi pomóż. Czy wszyscy Flamento muszą być takimi Mudbray’ami?

Kyle przeżuł ślinę i mimo braku większej potrzeby poszedł w stronę Philipa, żeby mu faktycznie pomóc, chociaż najchętniej poczekałby, żeby połkną go teraz Gyarados. Chwycił za wędkę i pomógł mu ją trzymać. Przez chwilę obawiał się, że mógł przed wcześnie wymarzyć sobie morskiego smoka. Mimo wszystko starał się trzymać jak najmocniej. W końcu wędka ruszyła, a trenerzy przewrócili się na plecy. W blasku słońca mignęła ciemna okrągła sylwetka.

- Co to? – zapytał Philip, a Kyle odruchowo wyciągnął pokedex.

Corsola pokemon koral typu woda i kamień. Pokemony te lubią żyć w gromadach w czystych, południowych wodach Johto. Kiedy woda jest zanieczyszczona ich ciało zaczyna obumierać, tak jak to miało miejsce w regionie Galarian, gdzie Corsole są typu duch.

Philip spojrzał się na Kyle’a wymownie.

- No co? Zapytałeś w końcu co to – odparł poważnie, chociaż żadnemu nie było do śmiechu.

Corsola po wylądowaniu na piasku, zrobiła się bardzo nerwowa. Udało się jej wypluć błyszczący wabik. Po czym najeżyła się w stronę Philipa i Kyle’a. Jej kolce zaczęły świecić na zielono. Odczepiły się od ciała i sunęły niczym małe pociski. Panowie natychmiast odskoczyli, każdy w swoją stronę. Szpilkowy pocisk uderzył w wodę, wzburzając ją w wielki pieniący się mur, który oddzielił trenerów.

- O! Zna Szpilkowy pocisk! – zachwycił się Philip. Kyle nie podzielał jego entuzjazmu, kiedy Corsola skierowała kolejną salwę w jego stronę. Chłopak zaczął uciekać, lecz zielone pociski sunęły za nim, uderzając w wodę tuż za jego piętami. – Pichu, potraktuj ją Piorunem kulistym!

Pichu pewna siebie i gotowa zacisnęła małe piąstki, napinając się i strosząc swoje futerko. Po chwili wokół niej pojawiła się elektryczność, która otoczyła ją niczym sfera. Wypuściła z siebie kulę, która leciała w stronę agresywnego pokemona; ten wykonał sprawny unik.

- Jest waleczna, to dobrze. No i wygląda całkiem, całkiem.

Corsola w tym czasie znowu nadęła się i wypuściła w stronę Pichu kolejną salwę pocisków. Pichu odskoczyła, nie bacząc na swojego trenera. Philip wtedy otrzeźwiał i stał się trenerem, który przecież za chwilę złapie nowego pokemona.

- Dobra, czas jej pokazać co potrafimy Pichu. Zagraj z nią ostro. Nieczysta zabawa!

Pichu doskoczyła do swojego przeciwnika i zaczęła go pokładać łapkami, przeskakując w ułamku sekundy w inne miejsce i kontynuując natarcie. Corsola zagryzła wargę i zgięła jedno z odnóży.

- Pichu, potraktuj ją Kulistym piorunem.

Tym razem Corsola oberwała bezpośrednim atakiem. Mimo wszystko nie zamierzała się poddać. Jej ciało zaświeciło się na różowo, po czym z  jej ciała wystrzeliła różowa kula, mieniąca się białymi chropowatymi odłamkami. Pichu udało się uniknąć uderzenia, lecz eksplozja sprawiła, że nie udało się jej zgrabnie wylądować, a poturbowała się, lądując na pyszczku. Chwilę później dosięgnęły jej wodne bańki, które rozbiły się na jej główce.

- Pichu! – krzyknął Philip. Pokemon z trudem pozbierał się, co prawda odczuwała ból i kręciło się jej w głowie, lecz była w stanie jeszcze zaatakować, co pokazała po kolejny celnym Kulistym piorunie. Philip wiedział, że jego podopieczną ciężko było pokonać, jednak wolał, żeby się nie przeciążała.

Corsola po kolejny ciosie nie potrafiła wstać. Próbowała zebrać się, lecz kończyny rozjeżdżały się jej na wszystkie możliwe strony. Philip wyciągnął czerwono-białą kulę i rzucił przed siebie. Pokeball uderzył w Corsole i otworzył się. Czerwone światło wciągnęło różowego pokemona do wewnątrz. Kula zaczęła bujać się. Po chwili guzik  na środku kuli zastygł, a pokeball wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Philip podszedł i podniósł ją. Obrócił się wokół własnej osi i wystawił swoją zdobycz przed siebie.

- Tak, to jest pokemon, który na pewno zabłyśnie! – stwierdził, patrząc na przemoczonego Kyle’a.

- Przynajmniej ty coś złapałeś – odparł kwaśno. – Chcesz jeszcze złapać jakiegoś pokemona, czy możemy iść?

- Przecież tak lubisz łowić. – Kyle posłał mu karcące spojrzenie. – Dobra, tak tylko mówię. Możemy już iść.

- No ja myślę. W końcu przydałoby się, żebyś ogarnął jakiś strój na swój występ.

- Że co? – przeraził się Philip.

- No na występ. Na pewno musisz się też ubrać, wiesz, że to koncept, co nie? Znaczy się, że nie tylko pokemon ma się prezentować, ale i ty. A najlepiej by było gdyby cały twój pokaz nawiązywał do czegoś, opowiadał jakąś historię.

- Że co? – powtórzył.

- Ta. Caroline robi mi czasem wykłady. I, co ciekawe, nie tylko chodzi o dobrą kombinację ataków, ale twój występ powinien opowiedzieć jakąś historię, no i żeby było ładnie, ale to druga sprawa.

Philip szeroko otworzył oczy i starał się jakoś w rozsądny sposób przyswoić tę wiedzę. Chociaż zaistniałą sytuację miał ochotę skomentować w jeden sposób, ponieważ naprawdę znajdował się ciemnej otchłani. Chwycił się oburącz za głowę.

- Co? Ja nie mam tyle czasu. Wczoraj zdążyliśmy przerobić kilka ruchów na użyteczne sztuczki pokazowe, a teraz mi mówisz, że ja nawet połowy nie zrobiłem?

- Ty myślisz, że za pierwszym razem od razu uderzysz do finału? – Kyle’a rozbawiło to wyraźnie. – Jak byłeś trenerem, to udało ci się za pierwszym razem.

Philip nie chciał przyznać, ale nigdy nie osiągnął mistrzowskiego tytułu, może wygrał ze cztery turnieje, ale nic poza tym. Komentarz Kyle’a zgasił jego nierealne marzenia. Być może wystartuje dzisiaj i odpadnie w pierwszej turze. Nie brał tego pod uwagę, a powinien.

- Przestań się smucić. Od czegoś zacząć musisz, może zakwalifikujesz się do jutrzejszego etapu, na to zawsze jest szansa. Sporo amatorów bierze udział w tym turnieju, a jak ci się przyfarci to i do pierwszych pojedynków się dostaniesz, więc jest o co powalczyć.

- Mało pocieszające. Nie mam żadnego stroju, nie mam pomysłu, więc będzie ciężko.

- To wracajmy. Coś wymyślimy. Caroline na pewno ci coś doradzi…


************
Cześć!
Kolejny rozdział, a co! Oczywiście nie powiem, kiedy będzie kolejny, bo nie wiem czy utrzymam poziom. Przyznam, że cieszę się, że zacząłem pisać te opowiadania, bo trochę mi ostatnio warsztat pisarki siadł. W szczególności, że przeszedłem covida, a to nieźle osłabia. Może, żeby się rozćwiczyć oraz popracować trochę zagoszczę na moim blogu. Nie obiecuję. Zobaczymy :P


2 komentarze:

  1. Pozwól, Caroline, że ujmę to tak, żeby do Jacka jednak dotarło: miłość faktycznie jest jak Pidgey - jeśli zbyt rzadko wypuszczasz ją z Balla, to czasami wraca tylko po to, żeby nasrać Ci na głowę. Ale skoro już jesteśmy przy tym fragmencie, to bardzo chętnie nauczę się od Caroline, jak mruży się czoło.
    Jeszcze zanim przeczytałam Twoje porównanie, sama już zdążyłam sobie wyobrazić Kyle'a, jako takiego amerykańskiego podstarzałego wędkarza-turystę, w szortach, z przesadnie chudymi nogami i kolanami krzywymi, jakby go ktoś w dzieciństwie siłą na beczkę sadzał 😁 No i tak samo jak Philip zaliczyłam lekki facepalm, kiedy wielki pan badacz zasięgnął pokedexowej wiedzy na widok pospolitej Corsoli. Mimo wszystko bardzo podobał mi się sposób, w jaki Kyle tłumaczy Philipowi istotę pokazów. Chociaż to pewnie akurat zasługa Caroline, która męczyła go teorią konkursów, a jego biedny, badawczy umysł po prostu zapamiętał przypadkiem to i owo. A jeśli chodzi o Philipa, to faktycznie nieźle kozaczy - wbija na pokazy praktycznie bez przygotowania i zakłada, że złapanym dosłownie pięć minut przed nimi Pokemonem położy na łopatki prawie dwie setki luda? Och, może to zabrzmi wrednie, ale już nie mogę się doczekać jego miny, kiedy przyjdzie co do czego, a Corsola nawet nie będzie chciała słuchać jego poleceń.
    Przy okazji - ciekawe, co po latach porabia Alice. Może pojawi się gdzieś przelotem, kto wie, kto wie.
    Współczuję covida. Też jestem niedługo po i wiem, że to nic fajnego, a przecież i tak prześlizgaliśmy się w domu na w miarę lekkich objawach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hard Rock Hotel & Casino - MapyRO
    Discover and 세종특별자치 출장샵 compare Hard Rock 춘천 출장샵 Hotel 광양 출장안마 & Casino's casino amenities and nearby restaurants. 사천 출장샵 Hard Rock Hotel & Casino Hollywood, IL, 경주 출장샵 US. Rating: 2.3 · ‎1,024 votes

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy