Pomarańczowe słońce wynurzało się z wody, nadając niebu jasno różowy, słodki kolor lodów truskawkowych. Na morskim brzegu panował spokój; małe Krabby uciekały pod kamienie po nocnych łowach; Seele wynurzały się z wody, wdrapując się na piaszczystą plażę, żeby zaznać kąpieli słonecznych; Slowepoki zarzucały swoje ogony, które służyły im za wędkę. W tak różnorodnym morskim świecie nie problem było złapać wodnego pokemona, którego tak bardzo potrzebował Philip.
Mała Pichu podała mu właśnie przynętę, którą Philip umieścił dumnie na haku.
- Polecam ogon Slowepoka – zagaił
Kyle, który wyglądał niczym rasowy wędkarz. Na głowie miał kwadratowy kaszkiet
w kolorze moro oraz kamizelkę o tej samej barwie z pokaźną ilością kieszeni. Na
nogach miał granatowe gumiaki. Kyle jako naukowiec w całości oddał się badaniu
wodnym pokemonom, był też ich kolekcjonerem, dlatego też uwielbiał
wędkować.
- Spróbuję tego co wczoraj udało
się mi kupić. – Kyle popatrzył pobłażliwie na małe, błyszczące przynęty w
kształcie Goldeenów.
- Zdecydowanie zamieniasz się w
koordynatora. – Kyle zamachnął wędką w tył, po czym z całej siły wypchnął ją
przed siebie. Przynęta w kształcie ogona Slowepoka poszybowała w powietrze i
wpadła kilka metrów dalej do morza. – Radzę się dobrze zamachnąć, bo z taką
przynętą może być ciężko coś złowić. – Philip zacisnął zęby, coraz bardziej
żałował, że poprosił Kyle’a o pomoc w łowieniu. Mógł zapytać o kilka rad,
jednak kiedy tylko podjął temat z Kyle’em, ten tak ożywił się, że zaczął
strzelać informacjami niczym żołnierz na wojnie. W końcu nie mogąc pojąć tych
wiadomości Philip postanowił go po prostu zabrać ze sobą. Nie wiedział, że Kyle
podczas łowienia zmienia się w mądrego pana z wąsem po czterdziestce. Do
pełnego obrazu brakowało mu srebrnej piersiówki i życiowych rad na poczekaniu.
- Dziwne, że ty nie popijasz
whisky jak Jack – skomentował blondyn. Kyle zmierzył go wzrokiem. – Nieważne.
Miałem dziwne skojarzenie w głowie. To ile mam czekać, aż coś chwyci?
- Jak to ile? – Kyle wybałuszył
oczy. – Aż coś złapie, godzina, może dwie albo trzy. Różnie to bywa.
- Że co? Mam czekać w godzinach?
Ale przecież pan ze straganu mówił, że z tymi cudeńkami…
- Pan ze straganu chciał ci
sprzedać coś co błyszczy, żebyś się cieszył. Powiedziałby nawet, że po
sekundzie łapią, gdybyś się wahał. – Philip poczuł falę ciepła, bo właśnie to
usłyszał od sprzedawcy. Czuł się jak idiota.
- Myślisz, że wyrobię się do
pokazów?
Kyle spojrzał przed siebie, jakby
próbował coś dostrzec w morzu, które zdawało się być nazbyt spokojne. Niskie
grzbiety fal poruszały się powoli, co chwile bijąc o brzeg, pozostawiając
cienką linię piany.
- Jak chcesz mieć pewność poszukaj
pod kamieniami albo zapoluj na Seele.
Philip myślał o tym, ale nie był
przekonany jakoś ani do Kraby’ego, ani do Seela, jakby jakiś inny pokemon był
mu przeznaczony, chociaż nie miał swojego faworyta. Może jakiś wodny i wróżkowy
jednocześnie.
- Rozumiem, że nie jesteś
zainteresowany – dodał Kyle, nie dostając odpowiedzi. – Masz w ogóle jakiś typ?
- Chciałbym wodnego i wróżkowego
zarazem.
- Marill i Azurill mają taki
podtyp, ale je prędzej spotkasz w głębi wyspy aniżeli nad samym morzem. Może w
jakimś jeziorze. Chyba na wyspie drugiej w głębi jest jezioro, ale na pewno nie
tutaj. Licz na jakiegoś Goldeena albo Clamperla słyszałem, że ostatnio sporo
się ich tutaj namnożyło.
Philip nie wyglądał na
pocieszonego, nie widział się jakoś ani z jednym, ani z drugim pokemonem. Nawet
Staryu, który wydawał się być piękny nie zaspokajał jego potrzeb. Chciał czegoś
w swoim stylu, który zaczynał się tak naprawdę dopiero tworzyć.
***
Caroline leniwie przeciągnęła się
na łóżku, po czym usiadła na jego brzegu. Zauważyła, że nie ma Kyle’a,
domyśliła się, że albo poszedł łowić Sheldery, albo biega ze swoim Politoedem.
Nie zamierzała się tym jakoś przejmować. Wolała się zająć teraz ważniejszymi
sprawami – a więc śniadaniem. W końcu dobre śniadanie to dobry początek dnia.
Nie martwiła się zbytnio
pierwszym dniem pokazów. Ponoć turniej miał trwać tydzień, w związku z tym
pierwszego dnia zaplanowana został tylko runda pokazowa. Według plotek prawie
dwustu koordynatorów postanowiło wziąć udział w konkursie, więc czekał ją długi
i nerwowy dzień. Nie uśmiechało się jej czekać na ogłoszenie wyników cały
dzień. Liczyła, że będzie gdzieś ostatnia i nie będzie musiała wyczekiwać długo
na wynik. A przerażała ją myśl, że zakwalifikuje się tylko sześćdziesięciu
czterech koordynatorów to koło jednej czwartej wszystkich uczestników. Nawet
ona będąc doświadczoną koordynatorką obawiała się wyniku dzisiejszego dnia.
Jej rozmyślania na temat występu
przerwał dźwięk stukania o drzwi. Nie przypominała sobie, żeby coś zamawiała, a
raczej obsługa hotelowa stawiała na szwedzki bufet, aniżeli śniadanie podawane
do pokoju. Ostrożnie podeszła do drzwi, licząc, że ktoś za nimi postanowi się
przedstawić, kiedy tak się nie stało chwyciła za klamkę i pociągnęła w swoją
stronę.
Zdziwił ją widok bruneta, który
jak zawsze uśmiechał się od ucha do ucha, jak dziecko, które wybiera się w
kolejną podróż pokemon.
- Jack?
- No cześć – powiedział z
entuzjazmem. – Co nie mogę pogadać ze swoją bratową?
- W zasadzie. – Caroline zmrużyła
czoło. – To nie wiem, o czym mógłbyś chcieć ze mną rozmawiać.
- No jak to o czym? To kiedy
robicie dzieciaka, bo chciałbym być wujkiem. – Caroline rozdziawiła szeroko
usta. – Wyluzuj, żartuję. – Poklepał ją po ramieniu. – Chociaż mina była
bezcenna. – Wszedł nie czekając na zaproszenie, po rzucił się na łóżko,
wygodnie wygniatając sobie miejsce, żeby móc sobie posiedzieć.
- A tak serio? – zapytała,
zamykając drzwi.
- Philip wstał tak wcześnie, do
tego mnie obudził, bo przecież odbiło mu z tym całym konkursem.
- Myślisz, że mu odwaliło?
Jack wzruszył ramionami. Caroline
sama była zaskoczona decyzją Philipa. Z opowiadań Kyle’a nie spodziewała się po
nim przejawu zainteresowania pokazami koordynatorskimi. To coś bardziej
kobiecego, nawet faceci, którzy występowali mieli w sobie sporo pierwiastka
damskiego. Tymczasem Philip w niczym nie przypominał tego typu mężczyzny. Był
raczej ładnym lalusiem, ale takim męskim.
- Boisz się, że zacznie
przebierać się za kobietę?
Jack skrzywił się.
- Nie myślałem, aż do teraz. O
Arceusie, zniosę wszystko, nawet jakby stał się fanem Whitney, czy innej
Britney.
- Whitney – poprawiła go
Caroline. – Wiem, że ta liderka jest waszą ikoną, ale może tak źle nie będzie.
Zresztą to nie jest złe w sobie. – Caroline pokręciła głową, jakby chciała
odgonić od siebie myśli. – Czekaj, tobie się nie podoba to, że bierze udział w
pokazach?
Jack uśmiechnął się nerwowo.
- Nie, ależ skąd.
- O dwie oktawy za wysoko, żebym
uwierzyła.
- Oj, sam nie wiem. Nic nie mam
do pokazów. Martwię się czymś innym, jak już poważnie rozmawiamy. On się ze mną
dusi. – Caroline skinęła głową, jakby spodziewała się tego typu wyznania. – On
potrzebuje podróżować. Boję się, że mu to odbieram.
- Nie wygłupiaj się. Ja mogę
podróżować i tak tego nie robię, to ciężka decyzja. Wiesz, nie chciałam wczoraj
o tym rozmawiać ani przy was, ani później, bo to trudny temat. Nie, że twoja
czy Kyle’a w tym wina, że siedzę na dupie, zamiast latać po pokazać czy być
show girl i w ogóle w szczególe. Po prostu trzeba przed sobą przyznać, że tego
się chce, a co ważniejsze, że podróż oznacza rozstanie z drugą osobą. To
bolesne samo w sobie, a do tego sprawiasz ból też drugiej osobie.
- Przesadzasz.
- A będzie ci dobrze, jak będzie
podróżował po świecie? Poznawał siebie?
Jack poczuł ukłucie w sercu,
kiedy usłyszał magiczny wytrych do jego cierpienia „poznawać siebie”. Ile razy
tak kończył się jego związek, bo ktoś musiał właśnie się odkryć, bo to pierwszy
związek, bo to coś nowego i tak dalej. Sam też kiedyś musiał się odkryć, ale po
prostu jak normalny człowiek – uciekł z domu, nauczył się pić whisky i zaliczył
kilka złych relacji. Nie rozumiał czemu ludzie nie mają tak łatwego systemu
życiowego.
- Biorąc pod uwagę, że milczysz,
śmiem wątpić, że jesteś gotowy na jego podróż.
- Jestem – zaprzeczył, lecz
Caroline nie uwierzyła mu ani trochę.
- Najpierw przekonaj siebie,
potem mnie.
- Och, nie chodzi o część z
podróżą. Boję się, że się odkrywa na nowo. Wiesz, że kiedy się zmieniasz, to
często tracisz ludzi wokół siebie, bo nagle nie pasują do twojej prawdziwej
sfery.
- Naprawdę? – Wsparła dłonie na
swoich biodrach. – To cię martwi? Myślisz, że cię zostawi? – Jack siknął głową,
na co Caroline nabrała powietrza, nie chciała mu tego mówić, ale musiała. – A
ty myślisz, że jak będzie siedział w klatce, będzie tym trenerem, z którym od
czasu do czasu wypuścisz się na pokaz, to będzie inaczej? Zmęczy się, a wtedy
znienawidzi wszystko.
- To co mi radzisz?
- Miłość jest jak Pidgey musi
latać i jak Pidgey jeśli kocha to wróci.
- Jest za wcześnie na whisky, co?
Bo chyba zaraz puszczę pawia, to było tak słodkie. – Jack zaczął naśladować
odruch wymiotny, przez co Caroline zwątpiła, że cokolwiek do niego dotrze.
***
Philip i Kyle łowili już prawie
trzy godziny, o czym nie omieszkał wspomnieć Philip. W przeciwieństwie do
swojego kompana, nie miał tyle cierpliwości. Kyle wydawał się nawet dobrze
bawić siedząc na kamieniu wraz ze swoim Politoedem, wręcz jakby medytowali nad
morzem. Tymczasem Pichu zdołał powyciągać z torby Philipa wszystkie przedmioty
i na nowo je poukładać, poganiać się z jednym Krabbym, który dla jego trenera
stał się sensowny rozwiązaniem.
- Poddaje się – powiedział
Philip, rzucając wędkę na plaże. – Nie będę już siedzieć na tym kamieniu.
Wystarczy mi głupi Krabby, nawet Seel i tak nie wiem czego chcę. – Zaczął trzeć
swoje włosy, zupełnie jakby dostał napadu paniki. – I tak straciłem dużo czasu,
zamiast się przygotowywać do pokazu. Wczoraj za mało czasu miałem na to.
- A kto ci broni teraz trenować?
– zapytał szczerze zdziwiony Kyle. – Ja mogę pilnować dwóch wędek, a ty z Pichu
możecie trenować.
- Teraz mi to mówisz?
- Nie pytałeś. Uznałem, że
wszystko masz pod kontrolą i też ci się to podoba.
- Żartujesz?! Trzy godziny bez
ruchu, to ma być zabawa? Agrhh!
Kyle naprawdę nie wiedział, co
może być złego w wędkowaniu. Co prawda, czuł, że po wybuchu Philipa wszystkie potencjalne
trofea uciekły przynajmniej na odległość kilometra, jednak i tak zamierzał
powrócić do stanu nirwany. Już dwa razy dzisiaj brały, co prawda same
Magikarpie, ale jednak.
Tymczasem wędka Philipa poruszyła
się, robiąc łuk na piasku. Kyle wskazał podbródkiem na rzecz.
- Och, to kolejny Magikarp! Niech
zabiera tę gównianą wędkę! – Kyle przewrócił oczami.
- Zobacz!
Philip niechętnie podszedł do
wędki, kiedy próbował ją pochwycić, zaczęła coraz szybciej przyspieszać w
stronę wody. Trener rzucił się w pogoń w ostatniej chwili, zanim zniknęła pod
wodą Pichu chwyciła ją i zakotwiczyła się stópkami w mokrym piachu. Philip
dobiegł do niej i odebrał od niej wędkę. Poczuł wyraźny opór. Spróbował
przyciągnąć do siebie wędkę, jednak bez skutku. Zupełnie jakby zaklinowała się.
- Dobra, tym razem to nie
Magikarp – powiedział, ciężko dysząc. – Przydałaby się mi pomoc.
- Prawdziwy wędkarz…
- Ja nie jestem wędkarzem, więc
rusz tyłek i mi pomóż. Czy wszyscy Flamento muszą być takimi Mudbray’ami?
Kyle przeżuł ślinę i mimo braku
większej potrzeby poszedł w stronę Philipa, żeby mu faktycznie pomóc, chociaż
najchętniej poczekałby, żeby połkną go teraz Gyarados. Chwycił za wędkę i
pomógł mu ją trzymać. Przez chwilę obawiał się, że mógł przed wcześnie wymarzyć
sobie morskiego smoka. Mimo wszystko starał się trzymać jak najmocniej. W końcu
wędka ruszyła, a trenerzy przewrócili się na plecy. W blasku słońca mignęła
ciemna okrągła sylwetka.
- Co to? – zapytał Philip, a Kyle
odruchowo wyciągnął pokedex.
Philip spojrzał się na Kyle’a
wymownie.
- No co? Zapytałeś w końcu co to
– odparł poważnie, chociaż żadnemu nie było do śmiechu.
Corsola po wylądowaniu na piasku,
zrobiła się bardzo nerwowa. Udało się jej wypluć błyszczący wabik. Po czym
najeżyła się w stronę Philipa i Kyle’a. Jej kolce zaczęły świecić na zielono. Odczepiły
się od ciała i sunęły niczym małe pociski. Panowie natychmiast odskoczyli,
każdy w swoją stronę. Szpilkowy pocisk uderzył w wodę, wzburzając ją w wielki pieniący
się mur, który oddzielił trenerów.
- O! Zna Szpilkowy pocisk! –
zachwycił się Philip. Kyle nie podzielał jego entuzjazmu, kiedy Corsola
skierowała kolejną salwę w jego stronę. Chłopak zaczął uciekać, lecz zielone
pociski sunęły za nim, uderzając w wodę tuż za jego piętami. – Pichu, potraktuj
ją Piorunem kulistym!
Pichu pewna siebie i gotowa
zacisnęła małe piąstki, napinając się i strosząc swoje futerko. Po chwili wokół
niej pojawiła się elektryczność, która otoczyła ją niczym sfera. Wypuściła z
siebie kulę, która leciała w stronę agresywnego pokemona; ten wykonał sprawny
unik.
- Jest waleczna, to dobrze. No i
wygląda całkiem, całkiem.
Corsola w tym czasie znowu nadęła
się i wypuściła w stronę Pichu kolejną salwę pocisków. Pichu odskoczyła, nie
bacząc na swojego trenera. Philip wtedy otrzeźwiał i stał się trenerem, który
przecież za chwilę złapie nowego pokemona.
- Dobra, czas jej pokazać co
potrafimy Pichu. Zagraj z nią ostro. Nieczysta zabawa!
Pichu doskoczyła do swojego
przeciwnika i zaczęła go pokładać łapkami, przeskakując w ułamku sekundy w inne
miejsce i kontynuując natarcie. Corsola zagryzła wargę i zgięła jedno z odnóży.
- Pichu, potraktuj ją Kulistym
piorunem.
Tym razem Corsola oberwała
bezpośrednim atakiem. Mimo wszystko nie zamierzała się poddać. Jej ciało
zaświeciło się na różowo, po czym z jej
ciała wystrzeliła różowa kula, mieniąca się białymi chropowatymi odłamkami.
Pichu udało się uniknąć uderzenia, lecz eksplozja sprawiła, że nie udało się
jej zgrabnie wylądować, a poturbowała się, lądując na pyszczku. Chwilę później
dosięgnęły jej wodne bańki, które rozbiły się na jej główce.
- Pichu! – krzyknął Philip.
Pokemon z trudem pozbierał się, co prawda odczuwała ból i kręciło się jej w głowie,
lecz była w stanie jeszcze zaatakować, co pokazała po kolejny celnym Kulistym
piorunie. Philip wiedział, że jego podopieczną ciężko było pokonać, jednak
wolał, żeby się nie przeciążała.
Corsola po kolejny ciosie nie
potrafiła wstać. Próbowała zebrać się, lecz kończyny rozjeżdżały się jej na
wszystkie możliwe strony. Philip wyciągnął czerwono-białą kulę i rzucił przed
siebie. Pokeball uderzył w Corsole i otworzył się. Czerwone światło wciągnęło
różowego pokemona do wewnątrz. Kula zaczęła bujać się. Po chwili guzik na środku kuli zastygł, a pokeball wydał z
siebie charakterystyczny dźwięk. Philip podszedł i podniósł ją. Obrócił się
wokół własnej osi i wystawił swoją zdobycz przed siebie.
- Tak, to jest pokemon, który na
pewno zabłyśnie! – stwierdził, patrząc na przemoczonego Kyle’a.
- Przynajmniej ty coś złapałeś –
odparł kwaśno. – Chcesz jeszcze złapać jakiegoś pokemona, czy możemy iść?
- Przecież tak lubisz łowić. –
Kyle posłał mu karcące spojrzenie. – Dobra, tak tylko mówię. Możemy już iść.
- No ja myślę. W końcu przydałoby
się, żebyś ogarnął jakiś strój na swój występ.
- Że co? – przeraził się Philip.
- No na występ. Na pewno musisz
się też ubrać, wiesz, że to koncept, co nie? Znaczy się, że nie tylko pokemon
ma się prezentować, ale i ty. A najlepiej by było gdyby cały twój pokaz nawiązywał
do czegoś, opowiadał jakąś historię.
- Że co? – powtórzył.
- Ta. Caroline robi mi czasem
wykłady. I, co ciekawe, nie tylko chodzi o dobrą kombinację ataków, ale twój
występ powinien opowiedzieć jakąś historię, no i żeby było ładnie, ale to druga
sprawa.
Philip szeroko otworzył oczy i
starał się jakoś w rozsądny sposób przyswoić tę wiedzę. Chociaż zaistniałą sytuację
miał ochotę skomentować w jeden sposób, ponieważ naprawdę znajdował się ciemnej
otchłani. Chwycił się oburącz za głowę.
- Co? Ja nie mam tyle czasu.
Wczoraj zdążyliśmy przerobić kilka ruchów na użyteczne sztuczki pokazowe, a
teraz mi mówisz, że ja nawet połowy nie zrobiłem?
- Ty myślisz, że za pierwszym
razem od razu uderzysz do finału? – Kyle’a rozbawiło to wyraźnie. – Jak byłeś
trenerem, to udało ci się za pierwszym razem.
Philip nie chciał przyznać, ale
nigdy nie osiągnął mistrzowskiego tytułu, może wygrał ze cztery turnieje, ale
nic poza tym. Komentarz Kyle’a zgasił jego nierealne marzenia. Być może
wystartuje dzisiaj i odpadnie w pierwszej turze. Nie brał tego pod uwagę, a
powinien.
- Przestań się smucić. Od czegoś
zacząć musisz, może zakwalifikujesz się do jutrzejszego etapu, na to zawsze
jest szansa. Sporo amatorów bierze udział w tym turnieju, a jak ci się przyfarci
to i do pierwszych pojedynków się dostaniesz, więc jest o co powalczyć.
- Mało pocieszające. Nie mam
żadnego stroju, nie mam pomysłu, więc będzie ciężko.
- To wracajmy. Coś wymyślimy.
Caroline na pewno ci coś doradzi…
Kolejny rozdział, a co! Oczywiście nie powiem, kiedy będzie kolejny, bo nie wiem czy utrzymam poziom. Przyznam, że cieszę się, że zacząłem pisać te opowiadania, bo trochę mi ostatnio warsztat pisarki siadł. W szczególności, że przeszedłem covida, a to nieźle osłabia. Może, żeby się rozćwiczyć oraz popracować trochę zagoszczę na moim blogu. Nie obiecuję. Zobaczymy :P
Pozwól, Caroline, że ujmę to tak, żeby do Jacka jednak dotarło: miłość faktycznie jest jak Pidgey - jeśli zbyt rzadko wypuszczasz ją z Balla, to czasami wraca tylko po to, żeby nasrać Ci na głowę. Ale skoro już jesteśmy przy tym fragmencie, to bardzo chętnie nauczę się od Caroline, jak mruży się czoło.
OdpowiedzUsuńJeszcze zanim przeczytałam Twoje porównanie, sama już zdążyłam sobie wyobrazić Kyle'a, jako takiego amerykańskiego podstarzałego wędkarza-turystę, w szortach, z przesadnie chudymi nogami i kolanami krzywymi, jakby go ktoś w dzieciństwie siłą na beczkę sadzał 😁 No i tak samo jak Philip zaliczyłam lekki facepalm, kiedy wielki pan badacz zasięgnął pokedexowej wiedzy na widok pospolitej Corsoli. Mimo wszystko bardzo podobał mi się sposób, w jaki Kyle tłumaczy Philipowi istotę pokazów. Chociaż to pewnie akurat zasługa Caroline, która męczyła go teorią konkursów, a jego biedny, badawczy umysł po prostu zapamiętał przypadkiem to i owo. A jeśli chodzi o Philipa, to faktycznie nieźle kozaczy - wbija na pokazy praktycznie bez przygotowania i zakłada, że złapanym dosłownie pięć minut przed nimi Pokemonem położy na łopatki prawie dwie setki luda? Och, może to zabrzmi wrednie, ale już nie mogę się doczekać jego miny, kiedy przyjdzie co do czego, a Corsola nawet nie będzie chciała słuchać jego poleceń.
Przy okazji - ciekawe, co po latach porabia Alice. Może pojawi się gdzieś przelotem, kto wie, kto wie.
Współczuję covida. Też jestem niedługo po i wiem, że to nic fajnego, a przecież i tak prześlizgaliśmy się w domu na w miarę lekkich objawach...
Hard Rock Hotel & Casino - MapyRO
OdpowiedzUsuńDiscover and 세종특별자치 출장샵 compare Hard Rock 춘천 출장샵 Hotel 광양 출장안마 & Casino's casino amenities and nearby restaurants. 사천 출장샵 Hard Rock Hotel & Casino Hollywood, IL, 경주 출장샵 US. Rating: 2.3 · 1,024 votes