Chłopak za szklankę szkockiej
Cały ten
chłam, kolorowe światła, neonowe napisy, dziewczyny w za krótkich i zbyt
jaskrawych spódniczkach, mężczyźni o wątłej świadomości, syreny policyjne,
rzędy drapaczy chmur i rozwidlone ulice oświetlone smutnym, pomarańczowym
światłem. Cały ten cyrk nie bawił Jacka Flamento, który po długiej podróży
wreszcie dotarł do Goldenrdo City, przedsionka jego piekła.
Szedł jak
zwykle, pewnie siebie, nie bacząc na innych, jego ramiona opadały pod ciężarem
grafitowego plecaka. Biały podkoszulek pod ortalionową, czerwono-czarną bez rękawów kurtką był już przepocony. Tuż przy jego nodze maszerował fioletowy lis z
księżycowymi oczami i czerwonym rubinem na czole. Był niczym krzyżówka kota i
lisa z dużą ilością nonszalancji.
Jack marzył
o Centrum Pokemon. Wejść, zameldować się i położyć się. Tak niewiele potrzeba
mu było do szczęścia, choć nie na tym miał skończyć dzisiejszy dzień. Nie po to
uciekał z domu, by marnować czas na lenistwo, choć przyjemne, to może być
jeszcze lepiej.
- Znowu wychodzisz na miasto? – powiedział głos w jego głowie. Chłopak spojrzał na swojego drepczącego pokemona, którego rubin połyskiwał na niebiesko.
- To jakaś forma kontroli? – zapytał swojego pokemona.
- Nie, no ja ciebie nie będę kontrolować, chyba – odparł głos w jego głowie.
- Och, no pójdę. Napiłbym się po tym rejsie, to w końcu Goldenrod City, a nie jakieś tam inne miasteczko. Metropolia! Grzechem byłoby nie skorzystać z dostępnej rozrywki. – Pokemon mlasnął głośno i pochylił swój łepek.
- Nie ma jak zapić problemy, ech.
- Wolałem, jak byłeś rozkosznym Eevee. Grzebałeś sobie w ziemi, to znaczy umiałeś Piaskowy atak, a teraz przez te twoje psychiczne zdolności tylko mnie denerwujesz – jęknął.
- Znowu wychodzisz na miasto? – powiedział głos w jego głowie. Chłopak spojrzał na swojego drepczącego pokemona, którego rubin połyskiwał na niebiesko.
- To jakaś forma kontroli? – zapytał swojego pokemona.
- Nie, no ja ciebie nie będę kontrolować, chyba – odparł głos w jego głowie.
- Och, no pójdę. Napiłbym się po tym rejsie, to w końcu Goldenrod City, a nie jakieś tam inne miasteczko. Metropolia! Grzechem byłoby nie skorzystać z dostępnej rozrywki. – Pokemon mlasnął głośno i pochylił swój łepek.
- Nie ma jak zapić problemy, ech.
- Wolałem, jak byłeś rozkosznym Eevee. Grzebałeś sobie w ziemi, to znaczy umiałeś Piaskowy atak, a teraz przez te twoje psychiczne zdolności tylko mnie denerwujesz – jęknął.
Espeon nie
odpowiedział na tę zaczepkę. Przyzwyczaił się już do tego typu komentarzy. Jack
nie mógł mieć lepszego kompana do podróży. Espeon nie był człowiekiem, więc nie
był taki problematyczny, zawsze go krytykował i nigdy nie brał na poważnie
kłótni.
- Na starość skończę z kotem, jakie to proste – pomyślał Jack, patrząc na swojego fioletowego pokemona – i ten kolor.
- Nie jestem pedalsko-różowy, zapamiętaj to sobie! Jestem lawendowy!
- Fioletowy, lawendowy czy liliowy dla mnie jeden kolor, lekko niebieski róż – wypalił Jack, wyszczerzając swoje zęby.
- Na starość skończę z kotem, jakie to proste – pomyślał Jack, patrząc na swojego fioletowego pokemona – i ten kolor.
- Nie jestem pedalsko-różowy, zapamiętaj to sobie! Jestem lawendowy!
- Fioletowy, lawendowy czy liliowy dla mnie jeden kolor, lekko niebieski róż – wypalił Jack, wyszczerzając swoje zęby.
Espeon
machnął ogonem, a jeden z koszy przewrócił się tuż przed nogami Jacka. Chłopak
nie zauważył tego w porę i potknął się o czarny, metalowy śmietnik. Na całe
szczęście upadek zamortyzował rękoma. Esepon z gracją i uniesioną głową
przemaszerował obok swojego trenera. Jack widział tylko wijący się do góry
ogon.
- Mogło mi się coś stać! Masz mnie bronić! – warknął.
- Espi, espi? – odwrócił się i przechylił łepek, jakby nie wiedział o co chodzi.
- Ty… – Groził mu wskazującym palcem. – Ech.- Złapał potężny haust powietrza i wstał, nie kontynuując tej sprzeczki. No tak, zawsze przegrywał ze swoim podopiecznym. Espeon był tak samo niereformowalny jak i Jack.
- Mogło mi się coś stać! Masz mnie bronić! – warknął.
- Espi, espi? – odwrócił się i przechylił łepek, jakby nie wiedział o co chodzi.
- Ty… – Groził mu wskazującym palcem. – Ech.- Złapał potężny haust powietrza i wstał, nie kontynuując tej sprzeczki. No tak, zawsze przegrywał ze swoim podopiecznym. Espeon był tak samo niereformowalny jak i Jack.
Nieco
później Jack siedział już w swoim pokoju, wycierał swoje krótkie, kasztanowe
włosy białym ręcznikiem. Przetarł dłonią zaparowane lustro, spojrzał w swoje
dzikie, niebieskie oczy. Mógł odetchnąć, nie było Espeona, nie było nikogo
innego, był tylko on. Głęboki wdech i wydech. Jego mięśnie nieco się
rozluźniły.
Ciągła
zabawa, radość, to też przemijało, a wtedy zostawał ze swoimi myślami, za
którymi średnio przepadał, ale skoro już się natrafiły, to postanowił oddać się
krainie bez dna.
Wybiła
północ, a on wciąż nie spał i nie zamierzał początkowo, jednakże ciepła,
aksamitna, puchowa pościel wprowadziła go w błogi stan medytacji. I choć
błądził w myślach, to nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, co też tak
roztrząsał.
Pozbierał się.
Z bocznej
kieszeni swojego plecaka wyciągnął paczkę papierosów i wyszedł z pokoju.
Potrzebował nocnego spaceru po mieście, poza tym siostra Joy pogoniłaby go
gdyby zobaczyła go z papierosem przed Centrum Pokemon. Jakby dziesięciolatki
zareagowały, zły przykład i inne bzdury, których on nie zamierzał wysłuchiwać.
Jak dziecko chce to zapali - tak twierdził.
Nocny
spacer z fajką w ustach, nie potrzeba było mu niczego więcej. Zaciągnął się, w
głowie zrobiło się nieco lżej, mocny tytoniowy zapach niczym czarna kawa
pobudzał.
Mijając pub
zatrzymał się. Była już co prawda pierwsza, ale zapach alkoholu, papierosów i
głośne rozmowy sprawiły, że nie mógł się oprzeć i wszedł do lokalu o żółtych,
witrynowych oknach za kratami i zielonych drzwiach. Siadł za barem, wsparł
dłonie na dębowym blacie, podniósł palec do góry.
- Dla mnie Clampearl, raz. – Nie, nie zamówił pokemona, a piwo w szafirowej butelce z nadrukiem tego morskiego pokemona. Było to jego ulubione piwo, jedno z lepszych, przynajmniej dla niego.
- Dla mnie Clampearl, raz. – Nie, nie zamówił pokemona, a piwo w szafirowej butelce z nadrukiem tego morskiego pokemona. Było to jego ulubione piwo, jedno z lepszych, przynajmniej dla niego.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu przy stolikach nie siedziało tak wiele osób jak się
spodziewał. Pomieszczenie, pół ciemne, świeciło pustkami. Pojedyncze grupy
przy, niektórych stolikach jeszcze rozmawiały. Jedna dziewczyna brała już swoją
torebkę, a jej chłopak zakładał już bursztynowy płaszcz.
- Spokojnie, dzisiaj zamykamy po czwartej – powiedział barman, odrywając kapsel od butelki. Sunął ją w stronę Jacka. – Jest piątek, zawsze się ktoś znajdzie.
- Piątek, nie piątek, jedno piwo i mnie nie ma – stwierdził Jack.
- Samotnik, który szuka pocieszenia w barze? – zagadnął barman.
- Psycholog barman? – pytaniem odpowiedział na pytanie.
- Nie bawię się w takie rzeczy. Śmieszy mnie marnowanie czasu – stwierdził, pucując białą szmatką szklankę. – Jakbym chciał chwili wytchnienia napiłbym się w plenerze, albo w domu piwa, a nie w zatłoczonym barze.
- Zatłoczonym? – Jack rozejrzał się po pomieszczeniu. Barman uśmiechnął się. Miał małe, wesołe oczy. Dwa węgliki, które spoglądały spod potężnych czarnych brwi. Było w nich coś szatańskiego.
- Słuszna uwaga, mimo to, jak już masz pić, to może napijesz się czegoś mocniejszego?
- Ech, nie mam ochoty na kaca, niebawem będę w domu i tak jestem czarną owcą – stwierdził Jack.
- Mam tutaj coś dobrego – mówiąc to wyciągnął spod lady bursztynowy płyn. – Najlepsza Whisky jaką kiedykolwiek piłem – dodał zachęcająco.
- Bo pomyślę, że chcesz mnie upić – mruknął Jack, przyglądając się podejrzliwe niewysokiemu barmanowi o kruczoczarnych, krótkich włosach.
- Jestem barmanem, chcę zarobić – odparł, wzruszając ramionami. – To co?
- A lej, ale ja tego nie widzę. – Odwrócił teatralnie głowę i po chwili sączył już mocny alkohol.
- Spokojnie, dzisiaj zamykamy po czwartej – powiedział barman, odrywając kapsel od butelki. Sunął ją w stronę Jacka. – Jest piątek, zawsze się ktoś znajdzie.
- Piątek, nie piątek, jedno piwo i mnie nie ma – stwierdził Jack.
- Samotnik, który szuka pocieszenia w barze? – zagadnął barman.
- Psycholog barman? – pytaniem odpowiedział na pytanie.
- Nie bawię się w takie rzeczy. Śmieszy mnie marnowanie czasu – stwierdził, pucując białą szmatką szklankę. – Jakbym chciał chwili wytchnienia napiłbym się w plenerze, albo w domu piwa, a nie w zatłoczonym barze.
- Zatłoczonym? – Jack rozejrzał się po pomieszczeniu. Barman uśmiechnął się. Miał małe, wesołe oczy. Dwa węgliki, które spoglądały spod potężnych czarnych brwi. Było w nich coś szatańskiego.
- Słuszna uwaga, mimo to, jak już masz pić, to może napijesz się czegoś mocniejszego?
- Ech, nie mam ochoty na kaca, niebawem będę w domu i tak jestem czarną owcą – stwierdził Jack.
- Mam tutaj coś dobrego – mówiąc to wyciągnął spod lady bursztynowy płyn. – Najlepsza Whisky jaką kiedykolwiek piłem – dodał zachęcająco.
- Bo pomyślę, że chcesz mnie upić – mruknął Jack, przyglądając się podejrzliwe niewysokiemu barmanowi o kruczoczarnych, krótkich włosach.
- Jestem barmanem, chcę zarobić – odparł, wzruszając ramionami. – To co?
- A lej, ale ja tego nie widzę. – Odwrócił teatralnie głowę i po chwili sączył już mocny alkohol.
Delektował
się smakiem whisky, choć nie był to przyjemny smak, a taki cucący. Niebawem i
tak czekają go nieprzyjemności, więc dlaczego nie umilić sobie jednego wieczoru
przyjemnym spacerem, papierosem, alkoholem i może…
******
Wracam, kwiecień nigdy nie był dla mnie natchnionym miesiącem. Macie obrazek, zrobiłem, a co. A, no i jutro IV rozdział :P i trochę pogadam sobie ...
Wróciłeś z "rimejkiem" w bardzo dobry stylu, w bardzo Twoim stylu. Dzieci z Johto-dreams dorosły, dojrzały. Tu przede wszystkim duży plus za postać Alice. Już nie jest tą niezrównoważoną, uganiającą się za Kyle'm nastką, która ma takie problemy, że obosze... W starej wersji czasem miałam wrażenie, że wyżywasz się na Alice za winy całego kobiecego gatunku :) A tutaj? Ktoś napisał w komentarzu, że z taką Alice, Caroline mogłaby się w ogóle w opowiadaniu nie pojawić. Trafnie powiedziane. Inną zmianą "in plus" będzie na pewno stosunek Kyle'a do Philipa i w drugą stronę. Szczerze? Bardziej mi się podoba, jak chłopcy się nie lubią, niż jak się lubili. Mam nadzieję, że w takim tonie to utrzymasz - w tonie stosunków międzyludzkich, przeplatanych akcją i walkami. Bez zbędnego zaciążania i kombinowania - jak to sam ująłeś ;) A już najpiękniejsza scena ever to klasyczne rocketsowe motto w wykonaniu Carlosa. Ta scena miała w sobie tyle uroku! Wbrew pozorom, opisywanie scen z Zespołem R wcale nie jest takie proste. Albo robi się z nich typowych hard level villains, albo totalne ciapo-dupy. Ty wstrzeliłeś się dokładnie w sam środek. Miodzio. Drobna rada dla Twoich bohaterów - zanim następnym razem zaczną jechać po całości na biednego Kurta, niech najpierw sobie pomyślą, jaką dziadunio ma ciężką robotę. Musi, biedny emeryt, wykuwać Pokeballe za pomocą kowadła! "Kurt wystukiwał ostatnią część Masterballa kowadłem" - tak napisałeś. Wiem, czepiam się, ale kowadło jest wielkie ciężkie i nie do tego służy. To raczej taka podkładka, metalowy klocek, na którym się kuje metal. Dlatego wizja dziadziusia kurta, machającego wielkim, metalowy klocem nad delikatnym Ballem wydała mi się taka zabawna ;) No i żeby nie było, że same ochy i achy, to dwa pierwsze rozdziały aż się roją od literówek. Od trzeciego jest o wiele lepiej, ale dwa pierwsze, to istne pole minowe. Ale literówki rzecz ludzka - zawsze do poprawienia. A styl, jak to styl, jeśli jest dobry, to zawsze się obroni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na obiecanych tytanów i dobre walczenie w czwórce :)
Oj, to źle, no cóż nie mam tej części inteligencji odpowiedzialnej za pisanie, więc literówki się zdarzają, ale będę z tym walczył!!!
UsuńI witam tu :) Ogólnie nareszcie potrafiłam wejść na stronę bohaterów(nie licząc Kaspra ale trudno). I przyczepie się do jednej rzeczy: Kayle ma Poliwhirla, Quilavę i Sunkerna, a co z,Phanpym? W prologu było powiedziane, że jest on jak na razie jego ostatnim pokemonem(no i nic nie było mówione o Sukernie).
OdpowiedzUsuńDobra teraz przechodzę do...dodatku? Chyba tak bo to raczej nie rozdział.
Na początku trafiła ci się literówka. Nie Goldenro ale Goldenrod. Ale to pewnie małe niedopatrzenie.
Dodatek o bracie Kyle'a - Jacku. Tak wiem bardzo odkrywcze. Opowiadanie było dla mnie troche...za poważne? Ale nie przejmuj się tym. W końcu mam dopiero czternaście lat i siłą rzeczy wolę coś luźniejszego. Już wystarczy, że w realu mam za poważnie.
Espeon jest genialny! Aw...chodź wolę Ambreona to lekko różowy stworek dzięki twojemu opowiadaniu również podbił moje serce. Niech się częściej pojawia.
No i został mi do nadrobienia tylko czwarty rozdział. Szybko to leci. Zresztą nic dziwnego. Opowiadanie najwyższych lotów. Cześć!
Dzięki, dzięki, a ja literówek się nie wyrzeknę, no i 4 rozdział pomimo fajnej akcji, będzie chyba najgorszy. Styl i reszta leży, poprawiam w miarę. A zakładki postaci dopiero powstają, bo tworze postaci, znaczy "rysuję", więc jeszcze będą opisy :).
UsuńA i dzięks za wyłapanie literówek ;) To mi pomaga
UsuńSpoks ;)
UsuńJack, Jack... jak ja lubię tą postać ^_^ czy to w remake'u czy wcześniej tak samo (choć inaczej) świetnie przedstawiony. Scena z Espeonem urzekła mnie - lubię takie przekomarzania zżytych ze sobą postaci w tym przypadku trenera i pokemona. Co jak co w nowej wersji Johto Dreams realizm jest na pierwszy planie, ale w tym "dodatku" dosłownie nim "wali" - podoba mi się to, bo nie spotykam się za często (jak nie wcale) z takimi poke-opowiadaniami. A jak opisywałeś barmana to po przeczytaniu "potężnych brwi" skojarzyło mi się z "potężnym gejem" o którym trochę było w internecie XD W sumie te porównanie chyba nawet ma sens... ^_^. Ze względu na taką długość postu, a nie inną wystawiam najwyższą ocenę, bo nie było w nim nic do czego mógłbym się przyczepić. Dobra robota ;)
OdpowiedzUsuńO, a cóż za geja chodzi? :O
UsuńMogę dać Ci linka, ale... czy jesteś pewien, że chcesz? XD
UsuńObejrzałem "poka sowę" przeżyję wszystko, chociaż, no dobra, dawaj
UsuńNo to po sowie już raka masz, więc trzymaj, drugiego nie złapiesz xd
Usuńhttp://pikio.pl/zlodzieje-byli-gwalceni-prze-5-dni-bo-wlamali-sie-do-domu-poteznego-geja-seryjnego-gwalciciela/
Hej :3. Widzę, że ten rozdział bardziej taki dla rozluźnienia. Polubiłam Jacka, a jego rozmowa i sprzeczki z Espeonem poprawiły mi humor. Ta szkocka musiała być naprawdę dobra :3. Jak wspomniał Night Hunter realizm pierwsza klasa. Czekam na więcej przygód Jacka :) i zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuń