Chłopak za szklankę szkockiej
Cały ten
chłam, kolorowe światła, neonowe napisy, dziewczyny w za krótkich i zbyt
jaskrawych spódniczkach, mężczyźni o wątłej świadomości, syreny policyjne,
rzędy drapaczy chmur i rozwidlone ulice oświetlone smutnym, pomarańczowym
światłem. Cały ten cyrk nie bawił Jacka Flamento, który po długiej podróży
wreszcie dotarł do Goldenrdo City, przedsionka jego piekła.
Szedł jak
zwykle, pewnie siebie, nie bacząc na innych, jego ramiona opadały pod ciężarem
grafitowego plecaka. Biały podkoszulek pod ortalionową, czerwono-czarną bez rękawów kurtką był już przepocony. Tuż przy jego nodze maszerował fioletowy lis z
księżycowymi oczami i czerwonym rubinem na czole. Był niczym krzyżówka kota i
lisa z dużą ilością nonszalancji.