XVI.The legend of a horse and a dragon
Kyle wraz z przyjaciółmi
wyruszyli w drogę. Już znajdowali się na promie, który miał ich
przetransportować na jedną z wysp Whirl Islands, na których Kyle i Philip mieli
stoczyć walkę o odznakę z tamtejszym liderem.
Pogoda
dopisywała. Bezchmurne niebo co chwilę przecinały jakieś ptaki, na morskich falach unosiły się wesołe
Horsea, pluskające się swoimi skrzydełkami.
- Chciałabym jednego – powiedziała ochoczo Alice spoglądając na wesołe
stworzonka.
- To czemu go nie złapiesz? – zapytała Caroline dziwiąc się znajomej.
- Są takie niewinne, takie urocze. Nie wiem, nie potrafię – wycedziła.
- A wyobraź sobie, że będziesz mogła zaopiekować się takim jednym – kusiła
Caroline.
- Sama nie wiem – zawahała się.
- A ja wiem, bież pokeball i do dzieła. Skoro ci się podoba to nie marnuj
czasu. Przecież uwielbiasz wodne pokemony – przypomniała.
- Masz rację! – Oderwała się metalowej barierki, o którą się przed chwilą
opierała. – Co mi szkodzi.
- Jedziesz! – pokrzepiła ją Caroline.
Alice
przypomniała sobie, że zostawiła swoją torbę w restauracji pokładowej pod opieką
chłopaków, dla których morze nie było tak interesujące. W pomieszczeniu Philip
zajmował się pochłanianiem posiłku. Morskie potrawy przypadły mu do gustu. Kyle
również nie narzekał na tę kuchnię, jednakże w przeciwieństwie do swojego
łapczywego przyjaciela wolał delektować się posiłkiem.
- Hej, dajcie mi plecak! – rzuciła, gdy tylko wbiegła do pomieszczenia. Kyle
zareagował dość żwawo i rzucił jej oliwkowy plecak. Dziewczyna złapała go
bezbłędnie. – Dzięki! – Mrugnęła do niego i wyszła.
- O co jej chodzi? – zapytał Philip wciąż zajęty swoim posiłkiem.
- Nie wiem, może to ten czas, żeby się umalować –stwierdził Kyle potrząsając
ramionami.
- Dobra zjem tylko tę kuleczkę ryżową – wskazał na białą kulkę – i ogarniamy
życie. Czuję się trochę jak jaskiniowiec. Przydałoby się wyglądać.
- Ja tam czuję się dobrze – mruknął Kyle, spoglądając z niedowierzaniem na
swojego przyjaciela.
- No co? – zapytał poirytowany. Kyle jedynie wskazał palcem jego niebieską
koszulę, która już nie była taka niebieska. – Głodny jestem, nie zdążyłem zjeść
w centrum pokemon! – ryknął i połknął w całości ryżową kulkę. – I nie powiem
czyja to była wina.
Caroline
czekała cierpliwie na swoją towarzyszkę, nie spuszczając z oczu wesołych
Horsea. Blondynka dotarła do niej
zdyszana.
- Są jeszcze? – spytała łapiąc oddech.
- Tak, są – powiedziała wskazując na małą grupkę niebieskich pokemonów.
- A więc dobrze. Czas na ciebie Staryu! – Już zamachnęła ręką, aby wyrzucić
przed siebie pokeball, kiedy jeden z marynarzy złapał ją za nadgarstek.
- Dziecko, jeżeli ci życie miłe to nie łap tych maleństw, a przynajmniej nie w
taki sposób – powiedział błagalnym tonem staruszek. Alice zlustrowała go
szybko. Był to starszy facet. Wysoki, dobrze zbudowany i umięśniony. Miał
powyżej czterdziestki, spod marynarskiej czapki wystawały czarne pasma włosów
przeplatające się z siwizną. Ubrany był w typowy marynarski strój, z tym, że
miał kamizelkę i czapkę ze złotymi gwiazdkami.
- Przepraszam – wymamrotała Alice, opuszczając powoli dłoń.
- Nie chcecie sprowadzić na siebie gniewu morskiego konia – dodał.
- Morskiego czego? – wtrąciła Caroline.
Mężczyzna
podszedł do barierki, po czym przesunął dłonią po swoim delikatnym zaroście.
Wskazał palcem w stronę wystających szczytów wysp.
- Whirl Islands, to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Johto. Tutaj żyją
różne legendarne pokemony. Od przepięknej Lugii po różne kolosy. Między innymi
Kingdrę. Te maluchy to są jej dzieci, jeżeli zrobiłybyście im krzywdę dzisiaj
mogłyście przypłacić za to życiem! – powiedział dramatycznie.
- Mamy się bać Kingdry? – Caroline spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- To nie jest zwykła Kingdra, która ma dwa metry, ta ma pięć metrów i potrafi
wywołać niezłą zawieruchę – oburzył się kapitan.
- A kim pan w ogóle jest? – zainteresowała się Alice.
- Jestem kapitan Nick Strolm – odpowiedział.
- A ja jestem Alice, a to jest Caroline – przedstawiła się.
- Miło was poznać. Jeżeli chcecie bardzo złapać Horsea, to spróbujcie
wędką - zaproponował. – Może w ten
sposób nie uruchomicie alarmu.
- Kapitanie poczekaj – zażądała rudowłosa koordynatorka. – Rozumiem wszystko,
ale nigdy nie słyszałam o żadnej takiej Kingdrze i szczerze powiedziawszy nie
rozumiem co tak olbrzymi pokemon tutaj robi, a dwa co to znaczy dzisiaj? - wybadała.
- Dzisiaj jest dzień legendarnej przepowiedni. Raz na rok Kingdra walczy z
czerwonym Gyaradosem.
- Niech zgadnę gigantem – uprzedziła Caroline.
- Tak – odpowiedział. – To wydarzenie nazwano na jednej z wysp Whirl Islands
jako taniec smoka i konia. Wtedy na samym środku tych małych wysepek rozpętuje
się piekło. Gyarados używa całej potęgi żywiołu wiatru, tworząc tornada, a
Kingdra tsunami – tłumaczył.
- No jasne i dlatego dzisiaj jesteśmy w podróży – zauważyła Caroline.
- Do wieczora dobijemy na wyspę – odparł.
- A to się stanie pewnie o północy? – mruknęła.
- Młoda dziewczyno, to nie są jakieś zabobony. Próbuję was ostrzec, żebyście
się nie wychylały, a przynajmniej nie dzisiaj. Nie życzę sobie, żebyś kpiła
sobie z tej historii – skarcił ją.
Caroline
dopiero teraz zrozumiała z jakim tonem odnosiła się do starszego mężczyzny.
- Przepraszam, nie powinnam. Po prostu nie wierzę w takie rzeczy. Nigdy nie
widziałam żadnego legendarnego pokemona, dlatego sądzę, że one nie pojawiają
się od tak w naszym świecie – wytłumaczyła się.
- To lepiej uwierz, bo nawet nie wiesz co cię czeka, jeśli nie zdążymy.
- A możemy nie zdążyć? – zapytała.
- Na pewno zdążymy – zaśmiał się. – Przepraszam was moje drogie panie, ale
muszę wrócić do swoich obowiązków i doglądać statku.
- Rozumiem – odpowiedziała Caroline.
- A mógłby pan mnie oprowadzić po tym statku? Jestem wielką fanką morskiego
transportu? – zapytała skromnie Alice. Caroline zmierzyła ją tylko chłodnym
wzrokiem.
- O nie ty idziesz ze mną! – pociągnęła ją za dłoń.
- Miłego dnia – powiedział zmieszany.
- Ale on ma mundur. – Alice na próżno próbowała wyrwać się z uścisku znajomej.
W
tym czasie Kyle i Philip przemierzali górną część pokładu w okularach
przeciwsłonecznych. Czuli się bardzo pewni siebie. Philip co chwilę uchylał
delikatnie okulary, by spojrzeć się z zainteresowaniem na ładniejsze dziewczyny.
- Nie przesadzamy? – spytał niepewny Kyle. Źle się czuł w krótkich luźnych
czerwonych szortach i białym podkoszulku.
- Jesteśmy na wakacjach, pobawmy się trochę. Spójrz na tę brunetkę –rzucił
Philip.
- Niczego sobie – potwierdził Kyle perfidnie się jej przyglądając. – Będę tego
żałował, ale.
Philip
zdębiał, kiedy jego przyjaciel ruszył w stronę dziewczyny. Była ona nieco
młodsza od nich, wysoka i szczupła. Miała długie czarne włosy i podobnie jak
chłopcy i reszt na wyższym piętrze ubrana była w typowy plażowy strój.
- Cześć! Jestem Kyle! –wypalił wprost, podając dłoń.
- Cześć! Jestem Jasmine – odpowiedziała onieśmielona.
- A to pies – Philip zwrócił się do Pikachu i ruszył dalej, jakby nigdy nic.
- Miło mi cię poznać – powiedział kontynuując. – Dokąd płyniesz?
- Na Red Rock Isle – odpowiedziała. – Czy ty nie odpadłeś w pierwszej rundzie?
- Widziałaś to? – zapytał.
- No jasne, że tak, dałeś ciała po całości – skwitowała. Kyle rozdziawił tylko
usta.
- Nie prawda! – zaprotestował. – Przegrałem z finalistą, byli gorsi.
- No jasne – przewróciła oczami. – Byli, ale ty miałeś przewagę typu, żaden z
ataków nie był super efektywny dla twojego stworka – skomentowała.
- A byłaś taka ładna – machnął dłonią i odszedł od niej.
- Palant! – rzuciła za nim.
Philip
oddał się leżakowaniu. W końcu lato mijało, a on nie miał czasu nawet się
poopalać, cały czas był w podróży. To idealny moment, żeby skorzystać z
promieni słonecznych i zadbać o swój wygląd.
- Pika, pika – żółty stworek podał mu krem.
- Pikachu nie masz wrażenia, że ktoś nas cały dzień obserwuje? – zadał to
pytanie, nie mogąc pozbyć się przeczucia.
- Pika, pika? – Pokemon przekręcił żółtym łebkiem na prawo, tak że uniósł swoje
lewe ucho do góry.
- Chyba potrzebuję odpoczynku – stwierdził i wsmarował w siebie biały krem.
-
Idiotka – przerwał ciszę Kyle. Philip spojrzał się na niego spod okularów.
- Co się stało?- spytał widząc rozgniewanego znajomego.
- W sumie to nic – machnął dłonią.
- Dała ci kosza? – uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Ta jasne – nie uwierzył.
- Wspomniała o konkursie – odpowiedział. – Że niby wypadłem tak kiepsko.
- Nie wcale – zaakcentował złośliwie. Kyle wysłał mu tylko złowrogie
spojrzenie.
W
między czasie Alice i Caroline podróżowały na niższym piętrze. Alice wciąż
marzył się wodny pokemon, lecz nie chciała ryzykować. Caroline cały czas
myślała o mitycznych pokemonach i wszystkich legendach, o jakich słyszała.
Zawsze zastanawiała się czy jest w nich choć ziarno prawdy.
- O czym tak intensywnie myślisz? – zainteresowała się Alice.
- Sama nie wiem, chyba o tej legendzie. Dla mnie to mocno naciągane, ale ja
jestem niedowiarkiem – odparła.
- Ty? – zdziwiła się Alice. – Wydajesz się być optymistką, a optymistki zawsze
wierzą w coś poza – powiedziała.
- Wierzę. Wierzę w miłość, wierzę że można osiągnąć wszystko jeśli się chce,
wierzę w podświadomość, ale nie w legendarne pokemony – odparła.
- Ale przecież, to jest potwierdzone naukowo – mruknęła Alice, nie rozumiejąc
nastawienia Caroline.
- Nie zaprzeczam ich istnieniu – poprawiła się. – Nie wierzę, że są sobie wśród
nas i od czasu do czasu się pokazują. Są zbyt potężne, swoją drogą w to też nie
wierzę. Skoro pokemony są takie potężne by tworzyć świat, podróżować w czasie,
to nie jest to trochę niebezpieczne? – Alice wysłała jej pytające spojrzenie,
jakby nie nadążała. – Pokemony można łapać, a ktokolwiek posiądzie taką moc –
mruknęła.
- I dlatego mamy Mewtwo – powiedziała. – Ludzie zawsze będą chcieli mocy,
więcej i więcej. Jak na razie te pokemony dają sobie radę, poza tym jest sporo
ludzi, którzy zajmują się ochroną takich pokemonów – uspokoiła.
- Co nie zmienia faktu, że nie wierzę w tak olbrzymią potęgę pokemonów. To dla
mnie coś niewyobrażalnego. Przecież pokemony nie stworzyły świata – wycedziła.
- Według mitów Sinnoh.
- Tak znam tę historię – jęknęła. – Moim zdaniem wymyśliły ją dawne ludy.
Kiedyś ludzie składali pokłon nawet Slowkingom – wytknęła pochodzenie Alice –
czy Bellsproutom, a teraz oni są czyimiś podopiecznymi – broniła swojej teorii.
- Nie wiem, nigdy się w to nie wgłębiałam – przyznała Alice.
Caroline
spoglądała w morze, czuła narastający lęk, jakby coś dzisiaj miało się
wydarzyć. Nie wierzyła w tę bajkę, którą wcisnął jej kapitan. A przynajmniej
starała się w to nie wierzyć. Podeszła do barierek, żeby spojrzeć jeszcze raz w
morskie fale, które stawały się coraz silniejsze.
- Nie wydaje ci się, że pogoda się zepsuła? – zauważyła blondynka. – Tak jakby
fale były mocniejsze.
- Zobacz, czy to Seadra? – spostrzegła ruda dziewczyna, spoglądając na gromadkę
stworków.
- Chyba tak, ale tam były Horseaa – wspomniała Alice.
Jasnowłosa
koordynatorka, nie czekając na więcej wyciągnęła swój pokedex, by zaczerpnąć
trochę informacji o niebieskim stworku.
Seadra
pokemon konik morski typu wodnego. Seadra jest jednym z najszybszych morskich
pływaków. Swoje ofiary łapie wytwarzając wiry wodne, które mają zmęczyć
zdobycz. Jad Seadry jest w stanie zabić człowieka. Często jednak znajduje
zastosowanie w medycynie.
- Nie wiem czemu, ale muszę go
mieć! – Alice krzyknęła z entuzjazmem.
- Chodźmy poszukać wędki –rzuciła Caroline.
- Dobry pomysł. Widziałam chyba jedną na dolnym pokładzie – przypomniała sobie.
- Co tam robiłaś? – zapytała zaciekawiona.
- Oj no bo – nie wiedziała jak się z tego wytłumaczyć. – Kiedy wstąpiłaś do
łazienki postanowiłam poszukać kapitana i obok jego gabinetu znajdują się
wędki. Wiem, nie bij! – przeraziła się swojej rozsądnej koleżanki.
- Niby czemu mam bić. Twoja sprawa – odpowiedziała krótko. – Ale serio podoba
ci się taki cap? – zaśmiała się Caroline.
- Cap? – zdziwiła się. – Widziałaś jak on wygląda. Jak prawdziwy facet, taki
dojrzały, dobrze wyglądający. I co najważniejsze jest kapitanem. Nie jakimś tam
trenerem pokemon, czy kucharzem, albo jakimś biznesmenem. To kapitan! –
powtórzyła.
- No dobra jest przystojny, ale ja ograniczam się do dwudziestu paru lat –
wycedziła.
- Chyba osiemnastu –odchrząknęła Alice, jakby chciała jej coś przekazać.
- Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona Caroline.
- No wiesz ty i Kyle i takie tam – cedziła. Caroline zaczerwieniła się i
uderzyła w ramię blond koleżankę.
- Zwariowałaś ! – warknęła rozzłoszczona.
- Chyba tak – odpowiedziała bardzo cichym głosem, jakby chciała uniknąć
konfliktu.
Kyle
i Philip oddawali się kąpieli słonecznej. Pikachu im towarzyszył, a Poliwhirl
bawił się z małym Poliwagiem, z którym na zmianę oblewali się wodą. Nad Kyle’em pojawił się cień. Chłopak
automatycznie przyjął pozycję siedzącą i zdjął okulary, przyglądając się
dziewczynie, która zasłoniła mu dopływ promieni słonecznych.
- Cześć! – zaczęła uśmiechając się do chłopaka. – Czy to twój Poliwhirl? – wskazała
na bawiące się pokemony.
- Tak – odpowiedział zapominając o manierach. – I cześć – poprawił się.
Dziewczyna była nie wysoka w ich wieku. Miała niebieskie oczy i jasną cerę.
Ubrana była w różową koszulkę na ramiączkach i krótki błękitne szorty.
- To mój Poliwag, chciałam zadać parę pytań odnośnie pielęgnacji twojego
pokemona, wygląda tak dobrze! – pochwaliła.
- E tam – zawstydził się Kyle. Podrapał się za głową. – Staram się utrzymać
jego skórę nawilżoną cały czas. Dla tego gatunku to niezwykle ważne. Zdrowa
skóra, to zdrowy pokemon – zacytował reklamę maści, której używał na swoim
podopiecznym. Dziewczyna zaśmiała się, bo doskonale znała ten slogan.
- Jesteś trenerem? – zapytała.
- Tak – odpowiedział. – Właśnie płynę po kolejną odznakę –dodał pewniej. Nagle
spojrzenie brunetki przyciągnął towarzysz Kyle’a.
- Czy to jest ten Philip? – spytała podekscytowana.
- Tak, to ja – rzucił wciąż leżąc.
Dziewczyna
od razu straciła zainteresowanie pielęgnacją swojego pokemona i zajęła miejsce
obok blondyna. Kyle’owi zrzedła tylko mina. Wstał i poszedł się przejść. Miał
dość, że cały dzień każdy go ignoruje, albo wspomina ostatni konkurs. Tymczasem
Philip korzystał ze swojej sławy. Kiedy dziewczyna była zajęta już tylko nim,
od razu się ożywił.
- A więc mówisz, że oglądałaś mój mecz – kontynuował temat.
- O tak! Jesteś genialny. Szkoda, że nie wygrałeś, tak niewiele ci brakowało.
Z bliska jesteś jeszcze przystojniejszy – wypaliła.
- Dziękuję - powiedział, czując jak jego
ego rośnie. Miał ochotę jeszcze chwilę tego słuchać. – Może pójdziemy na
jakiegoś drinka, na dół? – zapytał licząc, że wreszcie złapał rybę na przynętę.
- Oczywiście, że tak! – pisnęła z radości.
- A więc chodźmy – powiedział, po czym wstał.
Philip
ruszył w stronę schodków, które prowadziły na niższe piętra. Zanim jednak udało
mu się pokonać pierwszy stopień, zatrzymał go męski głos.
- Zaczekaj! – Starszy mężczyzna biegł w stronę dwójki. – Philip Axaro, tak? –
zapytał przyglądając się uważnie blondynowi. Przez chwilę Philip nie mówił nic,
przyglądał się jedynie nieznajomemu. Ubrany był w brązowe luźne spodnie,
związane czarnym pasem, nie miał koszulki,
na nogach miał czarne japonki. Miał przerzedzone włosy, w
przeciwieństwie do bujnych, brązowych wąsów. Philip skrzywił się widząc potężny
brzuch, niczym bęben.
- Tak – odparł niepewnie. Dopiero teraz rozpoznał nieznajomego. Widział go w
telewizji i ostatnio w Goldenrod City. – Ty jesteś Chuck? – zapytał.
- Tak! Chciałem cię wzywać na pojedynek! Jesteś genialnym strategiem – rzucił.
- Pod jednym warunkiem. – Philip musiał wykorzystać tą sytuację, druga taka się
nie wydarzy. – Jeżeli wygram zdobędę twoją odznakę! – postawił warunek.
Chuck
zamilkł na chwilę. Przemyślał ofertę i skinął głową, dając znać blondynowi, że
zgadza się na taki układ.
- Walczymy jeden, na jeden! - powiedział pewnie lider.
- Zgoda! – odpowiedział Philip szykując pokeball.
- Wow, co za dzień – uradowała się brunetka.
Alice
wróciła na pokład ze srebrną wędką. Na haczyku umieściła łowik w kształcie
małego Goldena. Koordynatorka liczyła na udany połów. Stanęła przy białej poręczy,
jedną nogę postawiła na burcie. Chwyciła oburącz wędkę i zamachnęła się,
rzucając przynętą jak najdalej. Haczyk wylądował idealnie po środku grupy
morskich smoków.
- Super! – ucieszyła się widząc efekt swojej pracy.
- Masz cela – powiedziała Caroline dochodząc do koleżanki. – Uważaj, pewnie
będą chciały stworzyć wir – upomniała.
- Jestem gotowa na wszystko! – wypaliła pewna swoich możliwości.
Nie
musiała długo czekać. Przynęta zadziała od razu. Jeden z niebieskich stworków
już wciągał swoim pyszczkiem miniaturowego Goldena. Alice nie czekała,
szarpnęła mocno raz, by wyrwać malucha z wody. Wiedziała, jak łowić,
wszystkiego nauczyła się w szkole Azalea. Kiedy pokemon znalazł się w
powietrzu, zaczęła szybko zwijać linkę, by ten nie zdążył ponownie wpaść do
wody. Nie minęła minuta, a Seadra znajdował się już na pokładzie.
- No dobra, czas na ciebie. – Wyjęła ciemnoniebieski pokeball z siatką na
powierzchni i rzuciła w stronę pluskającego pokemona. Nie minęło dużo czasu, a
pokeball zastygł bezruchu. – Super!
- Wow naprawdę jesteś doświadczona, jeżeli chodzi o wodne pokemony – zauważyła
Caroline.
- Na coś była mi ta szkoła – odpowiedziała, dobiegając do swojej zdobyczy.
- Wyniosłaś to ze szkoły? – zdziwiła się rudowłosa.
- Tak – uśmiechnęła się. – Zawsze nas uczyli, że kiedy złapiesz na przynętę
wodnego pokemona, musisz mocno szarpnąć, tak by wyrwać go z wody – zaczęła
tłumaczyć podnosząc pokeball. – Wodne pokemon są zbyt trudne do złapania w
wodzie. Użyłam Netballa, bo on ma większe prawdopodobieństwo na pochwycenie
tego typu pokemona – zakończyła wypowiedź, kierując się w stronę schodów. –
Chodźmy do chłopaków, chcę zobaczyć ich minę, jak zobaczą mój nabytek!
Chuck
i Philip już zaczęli pojedynek, wyznaczyli nieznaczne pole, na drewnianym
parkiecie. Goście znajdujący się na pokładzie posłusznie odsunęli się, robiąc
miejsce na tę walkę. Większość z nich znudzona była już rejsem, dlatego takie
widowisko było całkiem dobrą alternatywą. Kyle przejął rolę sędziego.
- Dobra Electabuzz, atakuj go elektryczną pięścią! – rozkazał, a żółty stworek
ruszył w stronę swojego przeciwnika, którym był Poliwrath. Jego pięść
pojaśniała na żółto, którą cofnął do tyłu, by zadać mocniejszy cios.
- Elektryczne ataki, nie robią na nas wrażenia – mruknął zażenowany Chuck. –
Skrętocios – polecił bez większego zastanowienia. Poliwrath obrócił się na
pięcie, a wokół jego białej rękawicy pojawił się zielony wir. Po chwili
naelektryzowana pięść spotkała się ze skrętociosem. Ataki wzajemnie się
zneutralizowały, dopiero po sekundzie widać było kto wygrał to starcie.
Electabuzz
zaryczał, po czym Poliwrath zajaśniał i podskoczył, jakby poczuł przypływ
energii. Chuck uśmiechnął się pod wąsem i dalej czekał na strategię młodego
trenera.
- Czy on wyssał z Electabuzza energię życiową – zastanowił się. – Nieważne.
Tak łatwo nas nie pokonacie! – krzyknął z entuzjazmem. – Elektrowstrząs!
- Poliwrath błotny strzał – rzucił od niechcenia. Poliwrath również wydawał się
być niewzruszony.
Elektryczny
stworek zgromadził dookoła ciała energię, którą wystrzelił w postaci wiązek
elektryczności w stronę wodnego stworka. Poliwrath obserwował przepływ
elektryczności, by tuż przed uderzeniem wystrzelić błotny strumień, który bez
problemu rozbił małe błyskawice i zdołał uderzyć Electabuzza.
- Co jest?! – zirytował się Philip.
- Po prostu czekam na rozsądny ruch – powiedział oschłym tonem.
- Philip skup się, atakujesz bez żadnej strategii – rzucił Kyle. – Wyprowadzasz
ataki od tak – wypomniał. Philip spojrzał się na szatyna, uśmiechnął się w jego
stronę.
- Nie damy się! – powiedział pełen energii. Potrzebował takiego policzka w
twarz, na szczęście jego przyjaciel był tuż obok.
- Electabuzz generuj elektrowstrząs i szybki atak, aż powiem ci kiedy zaatakować – nakazał.
Electabuzz
pojaśniał znowu na jasno i ruszył do przodu zostawiając za sobą białą smugę. Co
chwilę zatrzymywał się, by potem znowu zniknąć na chwilę z pola widzenia. Chuck
doskonale wiedział, że chłopak chce wykonać na jego podopiecznym atak i całkiem
nierozsądne byłoby wyprowadzenie jakiegokolwiek ataku. Dlatego cały czas
czekał. Philipa strategia była całkiem dobra, ale blondyn nie był na tyle
cierpliwy, by mogła wypalić.
- Zaatakuj go! – Nakazał. Wiązka elektryczność popędziła w stronę stojącego
Poliwratha. Trafiła celnie, pokemon padł na kolana. – To było takie proste? –
zdziwił się Philip.
- Nie do końca – odpowiedział Chuck. – Poliwrath dynamiczna pięść. – Dopiero
teraz blondyn zrozumiał swój błąd. Atak może i był skuteczny, ale zbliżył
Electabuzza do przeciwnika. To była idealna odległość do wykonania całkiem
szybkiego, fizycznego ataku.
- Unik! – krzyknął, ale było już za późno. Poliwrath okładał serią ciosów
zmieszanego Electabuzza. Sam Philip nie wiedział co zrobić. Musiał czekać i
liczyć na to, że jego podopieczny przeżyje ten szturm.
Nie
minęła minuta, jak Electabuzz leżał na plecach i starał się podnieść, a
Poliwrath wrócił już na bezpieczną pozycje.
- Kończymy – wycedził pewien swego Chuck. – Poliwrath hydro pompa – wydał
polecenie, po czym jego podopieczny skupił dłonie wokół czarnej spirali na
brzuchu, by po chwili wypuścić z niej potężny strumień wody.
- Łamacz murów, dasz radę – pokrzepił Philip. Może i był na straconej pozycji,
ale on nigdy się nie poddaje. Żółty stworek błyskawicznie powstał i za pomocą
swojej dłoni przeciął bez problemu strumień wodny, unikając konsekwencji ciosu.
- Nieźle – pochwalił Chuck. – Poliwrath skrętocios. – Wodny pokemon pędził już
z zieloną pięścią w stronę przeciwnika, zaś Philip stał i czekał na odpowiedni
moment.
- Szybki atak! – rozkazał, a Electabuzz zniknął z pola rażenia, po czym pojawił
się za plecami przeciwnika i uderzył w niego. – O to chodzi!
- Tak jak myślałem – powiedział do siebie Chuck.
Kyle’a
martwiła ta sytuacja. W końcu jemu też przyjdzie kiedyś walczyć z Chuckiem,
który wydawał się być niewzruszony całą tą walką. Zupełnie jakby robił coś tak
banalnego, jak gotowanie wody. Niebieskie oczy wciąż analizowały postawę
lidera, która nie była do końca jasna.
- Philip nie daj się, on cię podpuszcza – wtrącił Kyle.
- Że co? – zwrócił się do przyjaciela, nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Tak naprawdę analizuje twoją strategię i
upewnia się czy ma racje. On się nawet nie stara, żeby z tobą walczyć –
wytłumaczył.
- Nie, to nie możliwe – zaprzeczył Philip.
- Od razu podpuszczam – zaśmiał się Chuck, kręcąc palcem swój wąs. – Ja znam
jego strategię, widziałem go na turnieju, wiem co potrafi. I tak jak myślałem.
Ten chłopak to flaki z olejem.
- Ja ci dam flaki z olejem! – warknął. – Electabuzz – nie dokończył. Jego
komendę przerwał potężny piorun, który uderzył w morze tworząc potężną falę.
W
okamgnieniu doszło do załamani pogody. Błękitne niebo pokryło się szarymi
chmurami, zakrywając przy tym słońce, co spowodowało pogorszenie się
widoczności. Nastał półmrok. Morska woda, która delikatnie falowała, przybrała.
Fale uderzały coraz mocniej, kołysząc promem.
- Co się dzieje? – przeraziła się Alice.
- Nie wiem, chyba burza, chodźmy się ukryć – powiedziała Caroline.
- Myślisz, że to ten gniew? – zapytała, trzymając dłonią czubek swojej głowy,
starając się chronić swoją fryzurę przed deszczem, który właśnie zaczął padać.
Pojedynek
został przerwany wszyscy ruszyli na dolny pokład, by znaleźć schronienie. Część
ludzi zaczęła panikować, natomiast część podchodziła do tego ze stoickim
spokojem. Wiele osób płynęło nie pierwszy raz i doskonale sobie zdawało sprawę,
że Whirl Islands słynie z trudnych warunków żeglarskich.
- Kyle chodźmy – rzucił Philip, widząc jak jego przyjaciel przypatruje się
morskim falom.
- Za chwilę – powiedział, nie odrywając wzroku od wzburzonych fal. Dopiero
Poliwhirl obudził go ze stanu hipnozy, ciągnąc go za dłoń.
- Co jest z tobą? – zmartwił się Philip.
- Nie, wydawało mi się, że coś widziałem – odrzekł. – Nie ważne. Chodźmy!
Chłopcy
wraz z tłumem schodzili na dół, kiedy wreszcie znaleźli się w bezpiecznym
miejscu, zaczęli od nowa rozmowę.
- Co tam widziałeś? – zainteresował się Philip. Blondyn usiadł na jednym z
krzeseł i przygotował się do słuchania.
- A bo ja wiem, chyba jakiś czerwony wir – odparł nie wierząc w to co mówi.
- Czerwony wir? – zapytał starszy mężczyzna.
- Tak, tam gdzie była błyskawica, a przynajmniej tak mi się wydaje –
potwierdził.
Mężczyzna
nic już nie odpowiedział, po prostu znikł w tłumie. Kyle i Philip nie mieli
ochoty ścigać nieznajomego. Woleli raczej przeczekać razem niekorzystne warunki
pogodowe.
Po
paru minutach dołączyły do nich koordynatorki. Alice od razu wyciągnęła swój
niebieski pokeball i wystawiła go tuż przed twarz Kyle’a.
- Mam Seadrę – powiedziała triumfalnie machając pokeballem chłopakowi przed
nosem.
- Czy ja mam dzisiaj jakiegoś pecha – jęknął niezadowolony Kyle. Caroline
odruchowo pogładziła go po ramieniu.
- Bez przesady nie może być, aż tak źle – mruknęła uśmiechając się. Po niecałej
minucie, cofnęła dłoń jak oparzona, zdając sobie sprawę, jak dwuznaczny mógł to
być gest.
- Nie no, aż tak źle nie jest – uspokoił. – Czuję, że każdy dzisiaj ma mi powiedzieć: „jesteś
beznadziejny” – opowiedział.
- Na pewno tak, nie jest – pocieszyła.
- Dzięki – odpowiedział Kyle, spoglądając na nią. Kiedy ją widział zawsze
robiło mu się lepiej.
W
czasie rozmowy przyjaciół, w statek uderzyła potężna fala przechylając znacznie
morski środek transportu. Na szczęście okręt zdołał powrócić do poprzedniej
pozycji.
- Uwaga pasażerowie – rozbrzmiał głos w głośnikach. – Prosimy przygotować się
do ewakuacji! To nie są ćwiczenia. Prosimy o zachowanie spokoju, panika nic nie
pomoże. Prosimy o powolną ewakuację – powtórzył głos. Przyjaciele spojrzeli po
sobie pytająco po czym ruszyli w stronę wyjścia. –To nie są ćwiczenia.
Oczywiście
wśród tłumu zdarzyły się jednostki, które zaczęły biec, krzyczeć, a nawet się przepychać
przez tłum. Niektórzy na tym ucierpieli, ponieważ zostali staranowani przez
tłum. Większość jednak starała się być opanowana. Kyle zaciskał pięści z nerwów,
miał ochotę zacząć panikować, ponieważ od samego początku przeczuwał, że coś złego dzisiaj się wydarz. Alice
domyślała się, co to jest, nie chciała sobie jednakże tego powiedzieć otwarcie.
- Myślicie, że to burza? – zapytała Caroline, przerywając milczenie.
- Caroline, wiesz chyba co to jest? – szepnęła Alice, licząc że ta domyśli się
wszystkiego. Rudowłosa koordynatorka na chwilę zamarła, jeszcze nigdy się z
czymś takim nie spotkała.
– Czy ty myślisz, że to jest? – nie dokończyła, na samą myśl robiło się jej
słabo. Może i była niedowiarkiem, ale przerażały ją te legendy o potężnych
stworzeniach o nieograniczonej mocy.
Alice pokiwała jedynie głową.
Kyle
słyszał całą rozmowę, jednakże nie miał czasu dopytywać się o co chodzi.
Skupiony był na tym, żeby się stąd wydostać. Marsz może nie był trudny, lecz
trzeba było uważać na to by nie upaść, bo wtedy tłum „owieczek”, na pewno
zająłby się takim delikwentem. Philip wydawał się być najbardziej opanowany z
całej czwórki.
- O czym wy gadacie? – zapytał blondyn. Znudziła go już ta wyprawa, tempo tłumu
zdecydowanie mu nie odpowiadało.
- O takiej legendzie – westchnęła Alice.
- Że niby o tym Gyaradosie? – zapytał wprost.
- Skąd ty to wiesz?- zdziwiła się Alice.
- To mój nie pierwszy rejs po Whirl Islands. Znam na pamięć tę historię. To
bajka, wątpię, żeby istniało coś takiego. Nikt tak naprawdę nie widział tej
konfrontacji – powiedział.
Kiedy
znaleźli się na pokładzie w oddali dało się dostrzec dwie monumentalne
sylwetki. Jedną smukłą czerwoną, którą sięgała aż po chmury, a drugą nieco
mniejszą fioletową. Na morzu pojawił się błysk, a wokół czerwonego stworzenia
zaczęło tworzyć się potężne tornado.
- Zginiemy – mruknął Philip spoglądając w morze.
- Nie mów tak – skarciła go przerażona Alice. Dziewczyna spoglądała w morze,
nie chciała doświadczyć potęgi tych dwóch pokemonów. Kyle szedł po prostu przed
siebie, nie oglądał się na innych. Pobyt w Goldenrod City nauczył go jednego,
jeżeli ma przeżyć to przeżyje.
Sztorm
rozszalał się na morzu, a dwa pokemony zdawały się zbliżać do statku. Nie był
to jednak ich ruch, a ruch olbrzymiego okrętu, który nie mógł wyhamować przy
tak potężnych falach morskich. Zaczęto powoli opuszczać pierwsze łodzie
ratunkowe, pierwsi „uratowani” walczyli z szalejącym żywiołem. Machając jak
najsilniej wiosłami, byle tylko dopłynąć do pierwszej lepszej wyspy.
Pogoda
uspokoiła się, wszyscy odetchnęli z ulgą i powoli wchodzili do łodzi, licząc,
że nie będą musieli opuszczać statku. Kapitan spoglądał w stronę morza,
pokemony wiąż toczyły zażarty pojedynek.
- To dopiero początek – rzekł do jednego z marynarzy.
- Mamy kontynuować akcję? – zapytał patrząc w stronę przerażonego ludu.
- Tak – nakazał. Marynarz wykonał tylko odpowiedni gest, a jego współpracownicy
zabrali się za przeprowadzanie akcji ratunkowej.
- Co pan ma na myśli… – nie dokończył myśli, przerwał mu potężny huk. – Co to
było?
- To właśnie był nasz koniec – powiedział niewzruszony. Marynarz miał zadać
kolejne pytanie, ale pomarańczowa wiązka przerwała mu próbę. Uderzyła w tył
statku, na szczęście w górną część. – Nie zaatakują nas bezpośrednio – dodał,
jakby wiedział o co chce go spytać podwładny. – Zresztą nie ważne. Musimy się
ratować! – ożywił się. Ruszył w stronę łodzi i zaczął wymachiwać rękoma, aby
organizować ruch. Marynarz do niego dołączył i co chwile nerwowo spoglądał na
tyły statku, licząc że nie doszło do większych uszkodzeń.
Philipowi
i Alice udało się znaleźć w pierwszej łódce. Oboje odetchnęli, chociaż kiedy
dostali wiosła w dłonie, zrozumieli, że walka o przetrwanie dopiero się
zaczyna. Kyle i Caroline wciąż czekali na swoją kolej. Tymczasem pokemony
giganty rozszalały się na nowo, tym razem były znacznie bliżej statku. Czerwony,
kilkunastu metrowy Gyarados strzelał pomarańczową wiązką w o wiele mniejszego
fioletowego konika morskiego, który sprawnie kontrował smoczym oddechem.
- Szybciej, szybciej – ponaglił kapitan, widząc jak pokemony zbliżyły się do
statku.
Łódź
z Kyle’em i Caroline została opuszczona. Oboje odetchnęli, wraz z innymi
pasażerami zabrali się za wiosłowanie. To nie były żarty. Tym razem zagrożenie
było realne.
- Jeden miesiąc, a już trzeci raz zagraża mi jakiś pokemon – zaśmiał się Kyle.
- Tym razem cię nie wybawię – uśmiechnęła się blado Caroline. Rudowłosa
dziewczyna nie pokazywała po sobie lęku, jaki odczuwała.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział Kyle, chwytając rudowłosą koordynatorkę
za dłoń. – Zobaczysz przeżyjemy to!
- Oby – westchnęła odwracając wzrok od chłopaka. Nie chciała mu pokazywać, jak
teraz jest słaba.
- Zobaczysz, że tak będzie – powtórzył pewniej.
- Wiem – odpowiedziała. – Liczę na to. W końcu kiedyś musimy rozegrać mecz –
zaśmiała się.
- Ej, ty mnie jeszcze nie wyzwałaś! – przypomniał sobie, puszczając jej dłoń.
- To robię to teraz, swoją drogą liczyłam, że na ostatnim konkursie będę mieć
taką okazję – wspomniała, a Kyle jak zaklęty zamilkł.
Kolejny
pomarańczowy promień uderzył w stronę statku, który w jednym momencie
eksplodował, wszyscy którzy nie zdążyli jeszcze go opuścić skoczyli do wody. Fale
wezbrały na sile, bujając łodziami znajdującymi się na powierzchni. Szybko
wszyscy uczestnicy rejsu się podzielili. Kyle i Caroline dryfowali na obrzeżach
przetrwałych pasażerów. Następna pomarańczowa wiązka, tym razem trafiła w wodę,
wywołując niewielkie tsunami. Olbrzymi czerwony Gyarados ryknął, po czym znowu
pokrył się tornadem. Filetowe Kingdra wystrzeliła z pyska fioletowy promień na
kształt jakiegoś potwora. Uderzenia po spotkaniu eksplodowały, czerwony kolos
runął na wodę, akurat w takie miejsce, ze oddzielił Kyle i Caroline ostatecznie
od grupy.
Poliwhirl
chwycił za linę i już chciał wyskoczyć, aby robić za motorówkę, jednakże całą
akcję przerwała mu rozgniewana Kingdra, która posłała w ich stronę morską falę.
Łódź wywróciła się. Kyle i Caroline, a także Wigglytuff nie byli w stanie
oprzeć się prądowi morskiemu i wraz z nim dryfowali. Nie trwało to długo,
ponieważ stracili przytomność.
*****
Dwóch
mężczyzn stało przed olbrzymim pulpitem,
na którym był pokazany czerwony Gyarados.
- Faza pierwsza zakończona – powiedział zielono włosy do krótkofalówki, którą trzymał
w dłoni.
- Nie rozumiem, czemu musieli zginąć – mruknął drugi o podobnym odcieniu
włosów.
- To był przypadek. Poza tym wielu z nich się uratowało – usprawiedliwił całą
akcję. Obydwaj mieli wyszyte czerwone „R” z tyłu szarych kurtek. Ubrani byli na
czarno, a na głowie nosili czarne kaszkietu, również z symbolem „R”.
- To świetnie –odezwał się głos z krótkofalówki. – Szef będzie zadowolony,
posiądzie, jeden z czterech – nie dokończył.
Szalejący
Gyarados strzelał już na oślep wiązkami promieni, uderzając co chwilę w taflę
wody, wywołując niewielkie fale. Nie wiadomo skąd pocisk uderzył go w pysk.
Eksplodując tuż przy jego głowie. To jeszcze bardziej rozzłościło morskie
stworzenie, które w akcie gniewu, zaczęło kolejną salwę hiperpromienia.
- Nie damy mu rady – powiedziała blondynka, wyglądająca przez peryskop
podwodnej łodzi.
- Musi się udać. Załadować kolejne pociski, tym razem te elektryczne! –
rozkazał brunet.
Tym
razem dwa pociski eksplodując, wyzwoliły z siebie duży pokład energii
elektrycznej, który obezwładnił olbrzymiego pokemona. Ten runął jedynie na morze
z wielkim pluskiem. Z łodzi podwodnej wystrzeliła potężna sieć, która bez
problemu objęła pokemona kolosa.
- Nie damy rady, my? – zaśmiał się brunet.
- Wiesz, że to nie koniec…
________________________
Od autora:
Dzisiaj będzie dużo, mam ochotę zrobić podsumowanie z całego miesiąca, a był to owocny miesiąc.
W ciągu maja pojawiło się, aż 6 rozdziałów łącznie z tym, aż 7 postów(rozdział z alternatywną historią). Fakt jeden rozdział był zaległy z kwietnia. No i niektóre rozdziały zostawiały dużo do życzenia w kontekście błędów stylistycznych i zwykłych literówek, ale dzięki wam ogarnąłem się na nowo. Był to jeden z najowocniejszych miesięcy na moim blogu.
Nowy wygląd, no bo to też trzeba skomentować :D. Nie, to nie jest różowy, jasny czerwony. Sam nie wiem co mnie na tą koloryzację podkusiło, ale tak jakoś. Znaczy, wiem. Teksturka, która znajduje się pod nagłówkiem, ogólnie miał się pojawić szkic na nagłówku, ale kiedy zacząłem bawić się w AP, to jakoś spodobał mi się efekt. A chciałem zrobić też coś "modnego" stąd takie lekko pastelowe kolory. Jeszcze dużo trzeba poprawić, kwestia selektorów. Bo jak też zauważyłem problem jest z komentarzami, ale to kiedy indziej.
Na uczelni jestem do przodu przetrwałem to, sam nie wiem jak :D. Zresztą w tym tygodniu chillowałem i robiłem wygląd bloga oraz pisałem rozdział. Kwestia przemęczenia, ledwo już dyszałem.
A teraz może jeszcze kwestia bohaterów. Jak wiecie staram się ich zrobić realistycznych, stąd ich osobowości dobrałem na podstawie enneagramu. Powiedzmy, że wyszło tak o.
Alice to typ 4w3 a więc jej humorki są jak najbardziej wskazane. Z moich obserwacji i wiedzy, nigdy nie wiadomo co strzeli temu typowi do głowy i uwielbiają dramat.
Kyle to 3w4 drobna słodka różnica, a o wiele inne zachowanie, w końcu "Perfekcjonista". Kyle jest nieco chłodny, choć w środku bardzo emocjonalny. Caroline to 3w2 więc jest ciepła i wesoła, pełna energii i ambitna. Coś jak Kyle, tylko bardziej wyluzowana, a nie spięta. W końcu typ 3. Philip to typowe 7w8 entuzjasta do oporu. Unika negatywnych emocji, jak się tylko da. Zresztą wiele jeszcze dramatów przed moimi postaciami.
Gdyby ktoś chciał poczytać to:
http://enneagram.pl
Ewentualnie teścik :)
http://enneagram.pl/www/test/index.php
Dziękuję też za liczne komentarze od Nathaly, Annetti i Michciox. Zawsze jest miło przeczytać wasze komentarze, nawet jak jest tam krytyka, którą lubię bo mnie motywuję.
Miło byłoby, gdyby inni czytelnicy też od czasu do czasu podzielili się swoimi uwagami. Wiem, że jeszcze trzeba wiele dopracować i wiem, że krytyka by się posypała. Jednakże dążę to perfekcji, więc zniosę wszystko. Oczywiście nie pogardzę i zwykłymi komentarzami. Dla mnie to zawsze motywacja ;)
Pozdrawiam!!!